Jak nie zwariować?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ewuryca

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ewuryca »

Sajmon z moich obserwacji wyglada, że im bardziej nieszczęśliwy człowiek tym bardziej chce ukarać współmałżonka. Widzę to u mnie w pracy. Pracuje z trzema rozwiedzionymi mamami, tam gdzie kobieta jest szczęśliwa nie ma grania dziećmi, może to forum nie chce słyszeć, że osoby które weszły w ponowny związek mogą być szczęśliwe ale czy nam się podoba to czy nie, to mogą. Przynajmniej tu na ziemi. Wiec jedna z tych mam, będąc w ponownym, szczęśliwym związku, nie robi żadnych problemów mężowi, nie wypowiada się zle na jego temat. Inna, gdzie ewidentne ma nie przepracowany żal do męża, nieustannie rzuca przez telefon do córki jakieś obraźliwe komentarze na jego temat, niby późnej przeprasza ale przecież wiadomo ze chodzi o podważanie autorytetu. Trzeci przypadek to tzw na tym forum kowalska, jest od wielu lat w związku gdzie jest dziecko z małżeństwa, z tego co mówiła to kiedy dziecko było małe, matka wzywała policję na każdą wizytę ojca, mimo ze nie było przemocy ani używek, po prostu chciała go karać, po wielu latach kiedy córka jest nastolatką i sama decyduje ma kontakt z ojcem bardzo dobry, jeździ z nimi na wakacje, spędza z nimi święta itd. Może to marne pocieszenie ale walka dziećmi nie będzie trwała zawsze, jest to niemożliwe. A dla mnie zachowanie twojej żony świadczy o tym, że sama jest nieszczęśliwa, pewnie chciałby aby to ciebie dosięgnela sprawiedliwość, a ty wbrew wszystkiemu stajesz na nogi, w przede wszystkim wygrałeś z uzależnieniem.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Nino »

Denerwuję się, gdy jeden z rodziców robi drugiemu pod górkę, chyba już tylko ze złości lub poczucia skrzywdzenia.

Współczuję Ci. Być może czas siegnąć po tego typu oręż, choć to jest przykre, gdy w sprawie dzieci rodzice nie chcą lub nie potrafią spasować i zwyczajnie DOGADYWAĆ SIĘ dla ich dobra.

Takie przykłady z życia, które opisuje Ewuryca są dowodem na to, że życie nie jest zero-jedynkowe. Niekiedy przysłowiowa kowalska może mieć więcej serca do dziecka niż rodzona matka, a rozwód nieść mniej przykre konsekwencje dla jego rozwoju, niż dorastanie w głęboko dysfunkcyjnej rodzinie, gdzie co prawda nie dochodzi do rozwodu, ale jest tyle nieprawidlowości i krzywd, ze potem nie wystarcza zycia, aby sie w tym polapac i z tego wyjść.
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Monti »

Bławatek pisze: 30 paź 2021, 9:19 Sajmonie, rozumiem Twój żal, bo zostaje Ci niewiele do życia i tak sobie myślę czytając opuszczone kobiety, zostawianych mężczyzn, że w sytuacji gdy żona/mąż odchodzą, dążą do rozwodu i chcą zaczynać życie po swojemu to niestety powinni ponosić wszelkie konsekwencje, czyli jeśli odchodzi żona i zabiera dzieci i nie chce mieć nic do czynienia z mężem to musi sama zadbać o finanse dla siebie i dzieci, a sytuacji odwrotnej gdy mąż żąda rozwodu i zostawia żonę z dziećmi to powinien zadbać o finanse dla żony i dzieci, która przecież takiej sytuacji nie chce. Może zbyt skomplikowanie napisałam ale chyba to było by sprawiedliwe.
Rozumiem, że niezależnie od sytuacji, dzieci powinny zostać z matką?
Osobliwe wydaje mi się też twierdzenie, że odchodzący mąż powinien utrzymywać i dzieci, i żonę. Może w takim razie, jak żona odchodzi, to powinna utrzymywać też męża? Dziwna to logika, bo rozwód nie sprawia, że przestajemy być rodzicami. A przysięga małżeńska nie zawiera w sobie obietnicy dożywotniego utrzymywania współmałżonka (a w zasadzie współmałżonki).
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Monti »

Ruta pisze: 29 paź 2021, 22:16 Sajmon,
Ja też długo, wybacz kochana moderacjo...

Rozumiem twoje starania o opiekę naprzemienną. Natomiast nawet gdyby doszło do ugody: rozwód "w zamian" za opiekę, to potem żona już po rozwodzie łatwo mogłaby się z tych ustaleń wycofać. Więc to byłaby taka skórka za wyprawkę.

Nie sądzę, że zgoda na rozwód jest dobrym pomysłem. Tym bardziej nie uważam, że wystąpienie o rozwód z winy żony jest.
Nie mam też przekonania, że przy walce rozwodowej zwiększysz jakoś znacząco szanse na opiekę naprzemienną. Jeśli walka będzie ostra, może być odwrotnie. Astro jakiś czas temu wrzucał dokument o opiece naprzemiennej. Nie będzie orzeczona w razie konfliktu między rodzicami, bo nie ma wtedy gwarancji współpracy. Doczytaj, jak nie wierzysz. Stary trik sądowy, wpuścić rodzica który chce opieki naprzemiennej w walkę sądową, sam się zaora i opieki naprzemiennej nie będzie. Twój adwokat powinien ten trick znać i nie dać się na niego nabierać.

Wiele razy w odniesieniu do sprawy użyłeś słowa "muszę". Otóż nic nie musisz. Możesz. Najpierw warto zobaczyć w swoje serce i w to czego chcę. To pozwala zwykle obrać dobry kierunek. W przeciwieństwie do tego co musisz.

Co do słuchania naprawdę wierzących ludzi zalecających rozwód i efektów modlitwy prowadzących do walki rozwodowej z żoną, to przypominają mi się słowa Księdza Dziewieckiego. Jak ci po przemyśleniu wyjdzie efekt sprzeczny z Ewangelią i przykazaniami, to ty myśl jeszcze raz.

Masz szanse na jakiegoś mądrego spowiednika, albo kierownika duchowego?

Czy to kuszenie złego? Z mojej perspektywy tak. Krok po kroku i może się okazać, że z czasem i twoje myślenie na temat drugich związków też się zmieni. I zniknie gdzieś ten Sajmon, mąż i ojciec. Na tym poprzestanę. I tak sam to wiesz. Niezależnie od tego co mówią wierzący ludzie.

Za to co do twojej bieżącej sytuacji widzę, że lejce oddałeś już teraz. Żona zdecydowała o zajęciach dzieci, żona decyduje kiedy się z nimi widujesz. Nie chodzi broń Boże o to by teraz agresją wymuszać więcej kontaktów i wypisywać dzieci z zajęć. Ale o to, by powoli jednak zwiększyć swój udział w życiu dzieci. Nie we wnioskach sądowych, ale w realu.

Ty masz już jakieś zabezpieczenie kontaktów ustalone? Jeśli masz ich mało, występuj o więcej. Ale przede wszystkim współpracuj z żoną. I jeszcze jedno, sam siebie już traktujesz jako rodzica numer dwa. Nie potrzebujesz zgody żony, by być ojcem. Co to oznacza i gdzie możesz się angażować napiszę na końcu. I wszystko bez agresji. Agresja ci zaszkodzi. I dzieciom. I żonie.

Ja wiem, że najpierw wydaje się, że się nie da nic uzyskać i tylko sąd ci rozstrzygnie i da ci więcej. Nie da. Pogadaj z tatą, którego przywołałeś. Gdy mi to uświadomił, a szło mi przyjęcie tego opornie, to jednak podjęłam próby dogadania się. Ale nie przez zgodę na rozwód. Choć gdybym taką wyraziła to mąż zgodziłby się na wszystko. Tymczasowo zapewne. Powoli ustalenia sądowe odpadły. I dogadaliśmy się, powoli. Choć u nas tych "nie da się" było mnóstwo. I każde realne. A jednak się dało. Postanowienie o kontaktach jest w szufladzie. Niemądre postanowienie.

Co się stało, że wybuchnąłeś agresją do żony? Tak wewnątrz ciebie? Z tym zatrzymałabym się w modlitwie. Nie widzę nic dziwnego w odczuwaniu złości, ale to kiedy dajemy jej upust, często mówi o tym co tam w nas gra. Warto tej melodii posłuchać.

Jeśli myślisz o opiece naprzemiennej, to:
- udział we wszystkich zebraniach przedszkolnych/szkolnych, imprezach, wycieczkach, zaangażowanie, tak aby dostać dobrą laurkę, ale to też dodatkowy czas z dziećmi, uzgadniasz to z przedszkolem, nie z żoną, nie musisz mieć zgody żony na kontakt z placówkami, masz pełnię władzy rodzicielskiej, żadnych awantur w placówkach, nawet jak się okaże że panie są uprzedzone, wtedy spokojnie mówisz że masz pełnię władzy, że jesteście w trakcie rozwodu, ale zależy ci na dzieciach i masz prawo być jak każdy inny rodzic na zebraniu, przedstawieniu, wycieczce czy gdzie tam, panie cię szybko pokochają, dasz radę,
- bycie zalogowanym na wszystkie internetowe konta pacjenta dzieci, systemy internetowe przedszkolne, zajęciowe, jeśli są - jeśli żona odmawia - uzyskujesz dostęp od instytucji, bez awantur, w spokojnej rozmowie,
- poza alimentacją dbałość o potrzeby dzieci, co niestety wiąże się z dodatkowymi kosztami i zbieraniem rachunków,
- udział w wizytach lekarskich,
- krótka konkretna korespondencja mailowa w sprawach dzieci, w pierwszym mailu od razu piszesz, że przechodzisz na kontakt w tej formie do celów dowodowych i całą korespondencję złożysz jako dowód w sądzie i potem spokojnie, krótko i bez emocji ustalasz sprawy kontaktów, wizyt i tak dalej. Pojedynczymi konkretnymi zdaniami i pytaniami. Jak mail ma wiecej niż trzy zdania, jest do kosza. Dobrze mieć kogoś kto bedzie je czytać przed wysłaniem,
- maile drukujesz na bieżąco, mail po mailu, ale bez łańcuszków czyli podpiętych starych maili itd.,
- stała codzienna pora na telefon do dzieci, w dni gdy się nie widzicie, jak żona się sprzeciwia, wniosek o zabezpieczenie, masz prawo powiedzieć dzieciom dobranoc, posłuchać jak im minął dzień,
-wiedza o tym gdzie jaki lekarz, jakie witaminy, jakie szczepienia planowane, to też uzyskasz bez żony, masz prawo wglądu w karty,
-znalezienie swojej "działki", może żona na przykład nie prowadzi dzieci do dentysty? To ty zapisz dzieci na przegląd i dokładaj starań, by regularnie mialybwizyty i leczenie w razie potrzeby, może syn lubi majsterkować? To zrób mu w domu warsztacik, a córka lubi domki dla lalek, to budujcie razem domek,
- oraz wiele innych form zaangażowania, na przyklad ładny mail do żony raz na jakiś czas, gdybyś potrzebowała odpocząc, chętnie spędzę weekend z dziećmi. W teatrze jest super przedstawienie dla maluchów, a w niedzielę z rana super zajęcia, na pewno im się spodoba.
- i jeszcze kursy dla rodzicow, sądy i OZSS-y to lubią.

I nie chodzi w tych przykładach o to by narobić papierów do sądu, ale by być zaangażowanym ojcem. Wtedy papiery się same zrobią.
Ruto,
to są naprawdę ciężkie decyzje. Sama piszesz, że opieka naprzemienna jest orzekana, jak rodzice się dogadują. Co zatem zrobić, gdy żona się na to nie zgadza? Jaką strategię proponujesz dla Sajmona? Nie chcę znowu wchodzić w dyskusję o sytuacji kobiet i mężczyzn, ale inaczej ta sytuacja wygląda z perspektywy kobiety, która dostaje dzieci niejako z automatu, a inaczej z punktu widzenia mężczyzny, dodatkowo zagrożonego alienacją i nie godzącego się na bycie tylko bankomatem.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Bławatek
Posty: 1672
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Bławatek »

Monti pisze: 30 paź 2021, 14:44
Bławatek pisze: 30 paź 2021, 9:19 Sajmonie, rozumiem Twój żal, bo zostaje Ci niewiele do życia i tak sobie myślę czytając opuszczone kobiety, zostawianych mężczyzn, że w sytuacji gdy żona/mąż odchodzą, dążą do rozwodu i chcą zaczynać życie po swojemu to niestety powinni ponosić wszelkie konsekwencje, czyli jeśli odchodzi żona i zabiera dzieci i nie chce mieć nic do czynienia z mężem to musi sama zadbać o finanse dla siebie i dzieci, a sytuacji odwrotnej gdy mąż żąda rozwodu i zostawia żonę z dziećmi to powinien zadbać o finanse dla żony i dzieci, która przecież takiej sytuacji nie chce. Może zbyt skomplikowanie napisałam ale chyba to było by sprawiedliwe.
Rozumiem, że niezależnie od sytuacji, dzieci powinny zostać z matką?
Osobliwe wydaje mi się też twierdzenie, że odchodzący mąż powinien utrzymywać i dzieci, i żonę. Może w takim razie, jak żona odchodzi, to powinna utrzymywać też męża? Dziwna to logika, bo rozwód nie sprawia, że przestajemy być rodzicami. A przysięga małżeńska nie zawiera w sobie obietnicy dożywotniego utrzymywania współmałżonka (a w zasadzie współmałżonki).
Monti, mi bardziej chodzi o utrzymywanie dzieci niż żony, no chyba, że w sytuacji gdy mąż pozostawia żonę z malutkimi dziećmi i postanawia się bawić samodzielnie, a żona musi zajmować się samodzielnie maluchami i nie ma możliwości podjęcia pracy. A jeśli żona idzie w świat, a dzieci zostają z ojcem to wówczas ta kobieta powinna płacić alimenty na dzieci i męża, jeśli ten z tego powodu ma problemy z pracą. Ja jestem bardzo za tym aby panowie jak najwięcej czasu spędzali z dziećmi - mój mąż mimo, że mu nie utrudniam nie jest chętny częstym kontaktom z synem, a mi się już nie chce prosić go. Chciałabym mieć wolne weekendy, bez nauki z dzieckiem, chodzeniem na spacer czy plac zabaw - jak siebie znam to bym wtedy sprzątała i prasowała na zapas - mój mąż mi wolnych weekendów nie daje, bo przecież ja bym wtedy leniuchowala. A najbardziej marzę o wspólnym życiu i spędzaniu czasu razem - ale się nie da. Mój mąż nie nadaje się do opieki naprzemiennej - teraz mieszka sam, ale w mieszkanku gdzie nie ma warunków dla dziecka, bo popsuł mu się piec i ma tam zimno i jak znam męża to nowego nie kupi. Zresztą wcześniej oszczędzał na opale i też miał zimno. Gotować nie gotuje, ciągle zajęty pracą i hobby - więc gdzie tu możliwość jego opieki nad synem.

Znam przypadek gdzie mąż płaci alimenty na dzieci i narzeka, a dzieci niestety nie mają dobrej opieki ze strony matki, a na moje pytania czemu nie weźmie dzieci do siebie gdy widzi, że była żona ma wszystko gdzieś i zależy jej tylko na dobrej zabawie, łatwym życiu i kasie (już nie wspomnę o n-tym kowalskim) to ciągle słyszę, że on przecież musi pracować więc nie może zajmować się dziećmi - a może by spróbował wywalczyć i opiekę i alimenty i mógłby nie pracować a zajmować się dzieckiem. Czemu nie - byleby tylko dzieciom krzywda się nie działa.

Dlaczego porzucona żona (mąż) i w sumie dzieci też mają tylko ponosić konsekwencje decyzji o odejściu która podjął mąż (żona). A często odchodząca osoba nie ponosi żadnych konsekwencji.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ruta »

Monti, Sajmonie
Rozumiem sytuację, Sajmon traci kontakt z dziećmi. Nie z własnej woli, tylko dlatego, że małżonka ten kontakt ogranicza. I do tego jeszcze walczy o jak najwyższe alimenty.

Tymczasem Sajmon chce opieki naprzemiennej i ja to rozumiem. Jaką strategię proponuję? Rozsądną.

Dowiedzieć się jakie warunki należy spełnić do opieki naprzemiennej. I je spełnić.

Skoro wiadomo, że ważne są warunki, to należy te warunki dla mieszkania dzieci stworzyć. Bo sąd przysyła kuratora, który to sprawdza.

Skoro wiadomo, że nie ma szans na opiekę naprzemienną gdy konflikt między rodzicami jest tak duży, że nie ma szans na współpracę w sprawach dzieci, to nie trzeba rozkręcać konfliktu. Nikt nie jest świrem i nie wymaga by konfliktu nie było. Ale by mimo konfliktu była chociaż minimalna współpraca.

Jest też kwestia wykazania przed sądem, że jest się w stanie sprawować opiekę. I można oczywiście godziny spędzić na żaleniu się, że mężczyźni mają tu gorzej i muszą się bardziej wykazywać. Mają. I muszą. Więc trzeba się wykazać. Szczególnie w sytuacji, sajmon wybacz, gdy z papierów wynika, że żona się wykazywała od lat, a mąż od niedawna staje na nogi, po wygrzebaniu się z czynnej fazy choroby alkoholowej. Sąd nie ma zaufania i chce wiedzieć, że mężczyzna jest odpowiedzialny. Żona dostaje zaufanie nie tyle na kredyt, co z uwagi na przeszłość, że sobie radziła. Sądom często umyka, że małżonki alkoholików też są zdrowo pokręcone i też potrzebują terapii. Pełna zgoda. Tylko co z tego?

Panowie i część prawników błędnie uważa, że opiekę naprzemienną zagwarantują częste kontakty. Nie zagwarantują. Natomiast pozytywna więź z dziećmi i zaangażowanie
rodzicielskie i owszem.

Pozytywna więź z dziećmi jest zrozumiała. Ale też nie do końca. Bo to także szacunek wobec żony, nie wyzywanie jej, brak agresji. Każdy akt agresji zmniejsza szansę na opiekę naprzemienną. A podjudzani ojcowie wchodzą w walkę, by wywalczyć więcej kontaktów. Czyli sami siebie torpedują.

Zaangażowanie już opisałam we wcześniejszych postach. Da się realizować bez zgody żony.

Wiele mówi się o kobietach, które tkwią w przemocy i o rodzaju ich współudziału. I bez przenoszenia ciężaru odpowiedzialności za przemoc na ofiary, jest w tym wiele racji. Wiem, bo sama doświadczyłam wiele przemocy. Nie jestem jej winna. Ale sama odpowiadam za to co z tą sytuacją robię. Żaden sprawca przemocy nie jest wszechwładny i dokąd żyję i nie jestem akurat katowana i mam swobodę poruszania się mogę wybrać nie bycie ofiarą.

Niewiele mówi się natomiast o mężczyznach, tracących relacje z dziećmi w trakcie i po rozwodach. W wizjach jest wszechwładny sprawca, czyli matka i żona, i bezbronna ofiara, czyli ojciec i mąż. Mówimy o dorosłych mężczyznach. Mających pełnię władzy rodzicielskiej.
Niestety wezwanie do zmiany krótkich spodenek na spodnie wielu mężczyzn rozumie opatrznie. W ramach uzupełniania garderoby zakładają rękawice bokserskie. I koncentrują się na większej ilości kontaktów. Często przez różne dosłowne i niedosłowne szarpaniny z żoną. A tu jak już jakieś rękawice zakładać, to raczej kuchenne. Żeby poczęstować panią kurator na wizycie ukochanym ciastem domowym córeczki i ulubioną zupką synka. I żeby to naprawdę były ulubione dania dzieci. Które tata potrafi przygotowywać na codzień.

Jak do tego tata zna personel przedszkola, jest aktywny, jest z dziećmi w parafii, na Mszach, w przychodniach i wszędzie dostaje laurkę bo naprawdę jest zaangażowanym ojcem, to ma większe szanse na wspólną opiekę. Prawda się obroni.

Większą szansę niż pan, tu do nikogo nie piję, piszę ogólnie i abstrakcyknie, co walczy w sądzie z żoną, widać, że jej nienawidzi, bo śmiała od niego odejść, a w przedszkolu dzieci zna szatnię i kojarzy najładniejszą wychowawczynię z najmłodszej grupy i najbardziej wydekoltowaną pomoc i wcale nie z imienia, nie wie za to czy dziecko jest pod opieką logopedy, nie ma pojęcia czy ma suplementację D3, nie ma numeru do ani jednego rodzica dzieci z którymi przyjaźnią się jego dzieci, nie wie gdzie jest przychodnia do której są zapisane. A w dodatku zeznaje, że tego nie wie, bo mu "żona nie powiedziała".

Żona to nie bożek i nie trzeba jej pytać o zgodę by iść na zebranie, korzystać z librusa i sprawdzić kartę medyczną dziecka. Płakanie w sądzie, że żona nie pozwalała mi się bawić z dziećmi to słaba strategia. Trzeba pokazać, że nie tylko kontakty i zabawa, ale odpowiedzialność. To o wiele trudniejsze, bo trzeba wziąć odpowiedzialność za siebie, za swoje działania, za dzieci.

Walka z żoną w celu uzyskania opieki i wygłaszanie płomiennych mów o chęci tej opieki i o złych żonach, odbieram jako przemowę pełnopłytowego rycerza, opowiadającego jak to wygra turniej, który następnie na oczach zdumionej publiczności sciąga chełm i jednym krótkim cięciem własnoręcznie odcina sobie głowę. Monti, myślę, że sam wiesz że to nie strategia a przepis na przegraną sprawę.

Wiara jest bardzo pragmatyczna. Odłóż miecz Szymonie...
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Monti »

Ruta pisze: 30 paź 2021, 16:35
Dowiedzieć się jakie warunki należy spełnić do opieki naprzemiennej. I je spełnić.
Podstawowy warunek to porozumienie rodziców w tym zakresie. Jak wiemy, warunek ten nie jest spełniony na ten moment i Sajmon nie ma wpływu na decyzję żony. Może "stawać na rzęsach" i niekoniecznie ją przekona. Oczywiście, to co piszesz, też jest jak najbardziej pożądane, ale samo w sobie nie daje gwarancji sukcesu. Ostra walka z żoną też nie daje takiej gwarancji i po prawdzie jest próbą wywierania nacisku, co jak wiadomo jest generalnie na forum krytykowane. Trudno tutaj cokolwiek radzić, bo nie my będziemy ponosić konsekwencje. Ale jeśli Sajmon uważa, że ma lepszą więź z dziećmi i będzie mógł się nimi lepiej zająć, to wnoszenie o ustalenia miejsca zamieszkania dzieci razem z nim jest uzasadnione.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
sajmon123
Posty: 887
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

Nie chciałem wywołać aż takiej dyskusji na forum. Każdy ma w czymś rację. Co do sądów to opinia jest jaka jest i ciężko z nią dyskutować. Chciałbym odpowiedzieć najbardziej Rucie gdyż wiele rzeczy zostało poruszonych...

Wiem jakie są zasady przyznawania opieki. Nie, nie uległem żadnej presji adwokata. Adwokat był ostatnią osobą, którą poinformowałem o tym wszystkim. Co do jego kompetencji... "wywalczył" dwa razy opiekę naprzemienną gdy nie było w ogóle zgody małżonków. Raz, poszła apelacja i sąd drugiej instancji utrzymał decyzję. Ufam mu w 100 procentach, ale to on się dostosowuje do moich decyzji, nie odwrotnie. On pomaga mi nie popełnić błędów procesowych i daje wskazówki co można a czego nie.

Dostosowanie mieszkania? Tutaj się wychowywały od urodzenia i mieszkanie nie stanowiło problemu. Zaangażowanie? Ruta pisałem, że jestem na każdych zajęciach dzieci. Na zebraniu w przedszkolu. Nie robię tego na pokaz a dlatego że chcę być z nimi i przeżywać z nimi. Dzwonię do dzieci ile się da, ale nie naciskam gdy nie są zainteresowane.

Ruto napisałaś:
"Szczególnie w sytuacji, sajmon wybacz, gdy z papierów wynika, że żona się wykazywała od lat, a mąż od niedawna staje na nogi, po wygrzebaniu się z czynnej fazy choroby alkoholowej. Sąd nie ma zaufania i chce wiedzieć, że mężczyzna jest odpowiedzialny. Żona dostaje zaufanie nie tyle na kredyt, co z uwagi na przeszłość, że sobie radziła. Sądom często umyka, że małżonki alkoholików też są zdrowo pokręcone i też potrzebują terapii."

Z papierów gdzie wynika bo nie rozumiem? Gdy ja w sądzie powiem, że żona jest uzależniona od leków to ktoś mi uwierzy? Na tej zasadzie jest w papierach. Gdy wróciłem do domu, to sąsiedzi też się zrobili wylewni. Każdy się dziwi, bo to ja częściej byłem z dziećmi na dworze niż żona. Gotować dla pani kurator? Zachowujmy się poważnie, bez przekupywania. Gotować potrafię, lubię i w małżeństwie głównie ja to robiłem. Może warto zapytać dzieci jakie jest ich Np ulubione danie i przez kogo zrobione? Jest kurator w stanie to zrobić, czy woli wysłuchać tylko dorosłych i łykać kłamstwa?

Z drugiej strony bez sensu jest taka dyskusja. Mówić, pisać można jedno, ale życie drugie. Nie będę wszystkiego opisywał na forum.
Astro
Posty: 1208
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Astro »

Ruta pisze: 30 paź 2021, 16:35 Monti, Sajmonie
Rozumiem sytuację, Sajmon traci kontakt z dziećmi. Nie z własnej woli, tylko dlatego, że małżonka ten kontakt ogranicza. I do tego jeszcze walczy o jak najwyższe alimenty.

Tymczasem Sajmon chce opieki naprzemiennej i ja to rozumiem. Jaką strategię proponuję? Rozsądną.

Dowiedzieć się jakie warunki należy spełnić do opieki naprzemiennej. I je spełnić.
Ruto podstawowe warunki do opieki naprzemiennej są dobrze znane , nie chce ich poraz kolejny przytaczać.
Ruta pisze: 30 paź 2021, 16:35
Skoro wiadomo, że ważne są warunki, to należy te warunki dla mieszkania dzieci stworzyć. Bo sąd przysyła kuratora, który to sprawdza.

Skoro wiadomo, że nie ma szans na opiekę naprzemienną gdy konflikt między rodzicami jest tak duży, że nie ma szans na współpracę w sprawach dzieci, to nie trzeba rozkręcać konfliktu. Nikt nie jest świrem i nie wymaga by konfliktu nie było. Ale by mimo konfliktu była chociaż minimalna współpraca.
Mysle , ze sajmon o tym wie i bedzie gotowy.
I tu zaskoczenie opieka naprzemienna jest zasadzana i to mimo dużego konfliktu rodziców . Tylko do tego potrzeba mądrego sędziego, który myśli o dobru dzieci , a nie o tym żeby matka nie była pokrzywdzona. Moja pani mecenas znalazła takie trzy sprawy i zasadzone takie wyroki.
Ruta pisze: 30 paź 2021, 16:35 Jest też kwestia wykazania przed sądem, że jest się w stanie sprawować opiekę. I można oczywiście godziny spędzić na żaleniu się, że mężczyźni mają tu gorzej i muszą się bardziej wykazywać. Mają. I muszą. Więc trzeba się wykazać. Szczególnie w sytuacji, sajmon wybacz, gdy z papierów wynika, że żona się wykazywała od lat, a mąż od niedawna staje na nogi, po wygrzebaniu się z czynnej fazy choroby alkoholowej. Sąd nie ma zaufania i chce wiedzieć, że mężczyzna jest odpowiedzialny. Żona dostaje zaufanie nie tyle na kredyt, co z uwagi na przeszłość, że sobie radziła. Sądom często umyka, że małżonki alkoholików też są zdrowo pokręcone i też potrzebują terapii. Pełna zgoda. Tylko co z tego?

Panowie i część prawników błędnie uważa, że opiekę naprzemienną zagwarantują częste kontakty. Nie zagwarantują. Natomiast pozytywna więź z dziećmi i zaangażowanie
rodzicielskie i owszem.

Pozytywna więź z dziećmi jest zrozumiała. Ale też nie do końca. Bo to także szacunek wobec żony, nie wyzywanie jej, brak agresji. Każdy akt agresji zmniejsza szansę na opiekę naprzemienną. A podjudzani ojcowie wchodzą w walkę, by wywalczyć więcej kontaktów. Czyli sami siebie torpedują.
Zgadza sie mamy i musimy nie ma co o tym rozmawiać Sajmonie , potwierdzam tak abyś był tego świadomy. powinniśmy tylko jako mężczyźni iść w tym dalej , aby zbilansować własnie to nie równe traktowanie nas w sadach . I nie chodzi o nas, tylko o przyszłe pokolenia ojców, tak aby ich szanse były na równi z matkami , i aby było im łatwiej , a kobiety musiały sie o wiele bardziej natrudzić i wykazać . Tym bardziej iż kazde młodsze pokolenie kobiet i dziewczynek jest coraz gorsze i dziecinne.

Pozytywna więź z dziećmi masz ,zaangażowany jesteś o to sie nie martwię. Szacunek do matki , zony przy dzieciach oczywiście , w wypowiedziach o niej do dzieci również . Natomiast bez dzieci tyle ile uważasz za słuszne. W moim przypadku to już traktowanie nie jak zona tylko obca osoba, do tego wrogo nastawiona . Trzeba być uważnym , a z drugiej strony spokojny.
Ruta pisze: 30 paź 2021, 16:35
Zaangażowanie już opisałam we wcześniejszych postach. Da się realizować bez zgody żony.
Da sie tym bardziej , ze masz pełnie władzy, jak trafisz na trudności oficjalne pismo do dyrekcji przedszkola, szkoły , przychodni czy podmiotu leczniczego , z oficjalna skarga i dając trzy dni na pozytywne dla ciebie załatwienie sprawy, oczywiście oryginał / kopia i potwierdzenie odbioru . Po tym czasie skargi do kuratorium , władz podmiotu leczniczego itd. Działa jak błyskawica ⚡.
oczywiście lepiej gdyby to odbywało sie bez takich ekscesów.
Ruta pisze: 30 paź 2021, 16:35
Niewiele mówi się natomiast o mężczyznach, tracących relacje z dziećmi w trakcie i po rozwodach. W wizjach jest wszechwładny sprawca, czyli matka i żona, i bezbronna ofiara, czyli ojciec i mąż. Mówimy o dorosłych mężczyznach. Mających pełnię władzy rodzicielskiej.
Niestety wezwanie do zmiany krótkich spodenek na spodnie wielu mężczyzn rozumie opatrznie. W ramach uzupełniania garderoby zakładają rękawice bokserskie. I koncentrują się na większej ilości kontaktów. Często przez różne dosłowne i niedosłowne szarpaniny z żoną. A tu jak już jakieś rękawice zakładać, to raczej kuchenne. Żeby poczęstować panią kurator na wizycie ukochanym ciastem domowym córeczki i ulubioną zupką synka. I żeby to naprawdę były ulubione dania dzieci. Które tata potrafi przygotowywać na codzień.

Jak do tego tata zna personel przedszkola, jest aktywny, jest z dziećmi w parafii, na Mszach, w przychodniach i wszędzie dostaje laurkę bo naprawdę jest zaangażowanym ojcem, to ma większe szanse na wspólną opiekę. Prawda się obroni.

Żona to nie bożek i nie trzeba jej pytać o zgodę by iść na zebranie, korzystać z librusa i sprawdzić kartę medyczną dziecka. Płakanie w sądzie, że żona nie pozwalała mi się bawić z dziećmi to słaba strategia. Trzeba pokazać, że nie tylko kontakty i zabawa, ale odpowiedzialność. To o wiele trudniejsze, bo trzeba wziąć odpowiedzialność za siebie, za swoje działania, za dzieci.

Walka z żoną w celu uzyskania opieki i wygłaszanie płomiennych mów o chęci tej opieki i o złych żonach, odbieram jako przemowę pełnopłytowego rycerza, opowiadającego jak to wygra turniej, który następnie na oczach zdumionej publiczności sciąga chełm i jednym krótkim cięciem własnoręcznie odcina sobie głowę. Monti, myślę, że sam wiesz że to nie strategia a przepis na przegraną sprawę.

Wiara jest bardzo pragmatyczna. Odłóż miecz Szymonie...
To o mężczyznach to tylko cześć prawdy , ta druga cześć to taka , ze są oni wszędzie traktowani tendencyjnie ,a nie jak matki wręcz ulgowo, na to musisz być gotowy Sajmonie.

Kuratorów rzeczywiście interesuje taka wiedza , nauczyciele, co dzieje sie w szkole , u lekarzy , czym dzieci sie interesują co lubią robić jeść, gotować umiesz . Nie spotkałem sie, a było u mię w przeciągu 3,5 roku aż trzech różnych kuratorów , aby chcieli cos kosztować a nawet pic , chociaż widzieli jak przygotowuje posiłek dla synów. Kwestie wiary tez są dla nich obojętne kub drugoplanowe , niezależnie jakie to ma znaczenie dla nas.
Szymonie miecz schowaj do pochwy , ale trzymaj go za rękojeść, tak aby zawsze moc sie bronić i jak będziesz to musiał zrobić rob to lepiej niż ja . Jedno ciecie . Dbaj o dzieci ,jencow nie bierz .
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ruta »

Sajmon,
Mam wrażenie, że odebrałeś mój post jako krytykę. Nie miałam zamiaru sprawić, byś poczuł się skrytykowany. Wiem, że bardzo zależy ci na dzieciach i na tym by być tatą, mającym z nimi kontakt na co dzień.

To właśnie dlatego napisałam o tym, co wiem na temat opieki naprzemiennej. Nie chodzi o to, by nie było konfliktu, ale o to, by rodzice byli w stanie się porozumieć. I sądy nie patrzą ile jest kontaktów, bo same je przydzielają, ale na wiedzę ojca o dzieciach, lekarzach, witaminach. I na tym warto się skupić, bo ojcowie są z tego egzaminowani. I odpowiedź "żona mi nie powiedziała" nie jest właściwa. Ojciec ma narzędzia by dowiadywać się sam.

Ostra walka w sądzie raczej oddala szanse na opiekę naprzemienną. Kobiety zwykle bardzo boją się opieki naprzemiennej. I jeśli nie ma porozumienia walka robi się zaciekła. Jest ku temu wiele powodów. Jak choćby utrata kontroli nad finansami. W wielu rodzinach to kobiety nimi zarządzały i chcą nadal otrzymywać alimenty i same kontrolować wydatki.
Wiem co piszę, bo sama toczę walkę ze sobą. Mój uzależniony mąż nie interesował się finansami. Przynosił pensję po tym jak sobie potrącił na swoje używki, i niczym się nie interesował. Z trudem przychodzi mi wewnętrzna zgoda na to, by mąż część alimentów, z tej części którą płaci, dodatkowo "opłacał" kupując różne rzeczy. Wiele z nich jest nie trafionych, złej jakości, szybko się niszczą. Czasem z kolei są to wydatki niepotrzebne, jak na przykład torba słodyczy. Są pilniejsze niezaspokojone potrzeby. Ta torba słodyczy to już czapka dla dziecka i rękawiczki. Ale mąż się nie nauczy inaczej. Ale ja nie jestem na etapie walki z mężem, więc mam w sobie gotowość do oddawania pola. Trochę swoim kosztem, ale z zyskami w przyszłości. Mam nadzieję.
To dotyczy także innych sfer kontroli związanych z dziećmi. Oraz z brakiem zaufania. Wiele kobiet odczuwa lęk, gdy mają powierzyć dziecko ojcu. Część obaw jest zasadnych, część nie. I jest też kwestia uczuć. Po prostu serce mamy się łamie, gdy ma tydzień nie widzieć swoich dzieci, szczególnie gdy są małe. To bardzo trudne. I ja wiem, że ojca też. Ale w czasie rozwodu raczej patrzy się na siebie.
Bywa też że kobieta ma pomysł by wymienić ojca na kowalskiego. To płynie z chęci odcięcia się, wymazania przeszłości.
Zrozumienie obaw drugiej osoby, jej lęków jest pomocne. Czasem empatia jest lepsza niż walka.
Z drugiej strony można też w sądzie pytać o powody niezgody drugiego rodzica o opiekę naprzemienną, przesłuchać na tą okoliczność i wykazywać, że za niezgodą stoją argumenty, które nie mają nic wspólnego z dobrem dzieci.

Generalnie z tego co wiem po wielu rozmowach z rodzicami, walka o opiekę nie daje dobrych efektów. Raczej zmniejsza szansę by ją uzyskać.

To drugi powód dla którego napisałam. Bo odnoszę wrażenie, że masz przekonanie, że zmiana stanowiska z odmowy zgody na rozwód na wniosek o rozwód z winy żony spowoduje większe szanse na wspólną opiekę. Ja osobiście wolę działać zgodnie z Ewangelią i ufać. A czasem przyjąć nawet trudne konsekwencje.
Jeszcze jedna rzecz, ustalenia dotyczące opieki nie są na zawsze. Cokolwiek wywalczysz i tak potem może być zmienione.

Napisałeś też, że łatwo różne rzeczy pisać, a życie sobie. To prawda. Natomiast z perspektywy wiary dobrze pilnować, by nie wejść w postawę wiara sobie, życie sobie. Piszę o tym, bo mi się takie rozjazdy zdarzały. Chciałam być mądrzejsza. A tylko sobie dokładałam. Przekonanie się, że wiara choć wydaje się czasem prowadzić do bardzo naiwnych postaw, jest bardzo pragmatyczna, zajęło mi sporą część życia.

Wiem, że nie jestem dużą próbą statystyczną. Ale moje doświadczenie pokazuje, że nie podjęcie walki sądowej z mężem w kryzysie, z kowalską w tle, nie płacącym alimentów i w nałogach wydawało się najbardziej głupim z możliwych rozwiązań. Tym bardziej, że mój szacowny mąż raz po raz ma na mnie ostrą jazdę i robi wtedy wiele by mnie zranić, dać mi znać, że mną gardzi i nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Gdybym zaangażowała się w proces, wzięła adwokata kosę, mogłabym uzyskać rozwód z winy męża, wysokie alimenty, ograniczenie władzy rodzicielskiej i ograniczone do minimum kontakty męża z synem. Tylko po co?

Załóżmy że wywalczysz z żoną opiekę naprzemienną i wszystko inne. Potem żona się odwoła. Potem będzie nowa sprawa. Tylko jak będą wyglądać wasze relacje i jak to wpłynie na wasze dzieci? To dlatego uważam, że lepiej odłożyć miecz.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ruta »

Astro,
Napisałam na Pulikowskiego, że pisał o różach nie licząc się, że może to być potraktowane dosłownie. Ja o tym częstowaniu kuratorów posiłkami napisałam przenośnie, w sensie, że kurator chce widzieć tatę, który jest mamą, wie to wszystko co wie mama i stoi w garach. Takie są oczekiwania. Mozna sobie gadać na nie. Ale to nic nie da. Inna sprawa, że ojciec który chce się opiekować dziećmi na co dzień realnie potrzebuje kompetencji uznawanych za macierzyńskie.

Syn ma na stopie sporą bliznę. Był z mężem nad wodą. Przeciął stopę małżą. Krwawił solidnie. Nie był w stanie założyć klapka, więc do samochodu wracał po rozgrzanym na full piachu i potem po betonie. Potem jeszcze płukanie w domu, dezynfekcja i tamowanie krwawienia. Sprawa załatwiona po męsku. Syn żyje.
Gdyby syn był ze mną, to miałby klapki w wodzie na plaży z małżami. Gdyby i tak się zaciął, to miałabym ze sobą zestaw do dezynfekcji i opatrunków, bo taki zawsze mam jak ruszamy w dzikie tereny. Kiedyś pilnowałam, by był też na stałe w samochodzie. Gdybym nie miała zestawu, zrobiłabym synowi owijkę na stopę nawet z koszulki, żeby mu się rana nie zapiaszczyła i żeby się nie parzył idąc do samochodu. A jak rozcięcie by się rozłaziło i byłoby duże to zdecydowałabym, czy wystarczą plastry z apteki, które zastępują szwy, czy trzeba jechać na szycie. Żeby nie bylo dużej blizny. Pomijam, że za priorytet w każdej sytuacji uznałabym zatamowanie krwawienia.
Mój mąż jest tatą. A ja jestem mamą.

Inna sprawa, że gdy ojcowie są z dziećmi na codzień siłą rzeczy rozwijają miękkie kompetencje. I naprawdę stają się wobec dzieci bardziej macierzyńscy. Choć ja bym to określiła raczej jako staranną troskę. Nie widzę tego procesu w odwrotną stronę, mamy nie uczą się od ojców. Bez ojca matka często nie staje się mniej opiekuńcza, bazuje na lękach, co przeradza się w nadopiekuńczośc. I nasmierną chęć kształtowania dziecka, kontroli. Nie zawsze, ale zwykle to jednak ojciec pełni rolę adwokata dorastania dziecka, powiększania jego swobody. Dla kobiety to trudne przejść to samej, zbudować w sobie uwalniające dziecko spod siebie kompetencje ojcowskie. Mężczyźnie łatwiej nauczyć się kompetencji macierzyńskich bez kobiety.

Może ta podejrzliwość wobec ojców jest dlatego, że linia między ojcowską nieco szorstką opieką, a brawurą lub zwykłym zaniedbaniem jest bardzo cienka. Mój mąż w trakcie całego zdarzenia był w kontakcie emocjonalnym z synem i go wspierał. I rozcięcie zostało zaopatrzone właściwie, choć mąż pominął kwestię estetyki.

Zmierzam do tego, że mój model opieki jest idealny. A taty nie jest. Nie dla mnie. Dla systemu. A wady mojego modelu widać dopiero w dorosłości. Wtedy gdy dziecko jest już dorosłe i żaden sąd rodzinny już się nim nie zainteresuje.
sajmon123
Posty: 887
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

Ruta pisze: 31 paź 2021, 21:24 Sajmon,
Mam wrażenie, że odebrałeś mój post jako krytykę. Nie miałam zamiaru sprawić, byś poczuł się skrytykowany. Wiem, że bardzo zależy ci na dzieciach i na tym by być tatą, mającym z nimi kontakt na co dzień.

To właśnie dlatego napisałam o tym, co wiem na temat opieki naprzemiennej. Nie chodzi o to, by nie było konfliktu, ale o to, by rodzice byli w stanie się porozumieć. I sądy nie patrzą ile jest kontaktów, bo same je przydzielają, ale na wiedzę ojca o dzieciach, lekarzach, witaminach. I na tym warto się skupić, bo ojcowie są z tego egzaminowani. I odpowiedź "żona mi nie powiedziała" nie jest właściwa. Ojciec ma narzędzia by dowiadywać się sam.

Ostra walka w sądzie raczej oddala szanse na opiekę naprzemienną. Kobiety zwykle bardzo boją się opieki naprzemiennej. I jeśli nie ma porozumienia walka robi się zaciekła. Jest ku temu wiele powodów. Jak choćby utrata kontroli nad finansami. W wielu rodzinach to kobiety nimi zarządzały i chcą nadal otrzymywać alimenty i same kontrolować wydatki.
Wiem co piszę, bo sama toczę walkę ze sobą. Mój uzależniony mąż nie interesował się finansami. Przynosił pensję po tym jak sobie potrącił na swoje używki, i niczym się nie interesował. Z trudem przychodzi mi wewnętrzna zgoda na to, by mąż część alimentów, z tej części którą płaci, dodatkowo "opłacał" kupując różne rzeczy. Wiele z nich jest nie trafionych, złej jakości, szybko się niszczą. Czasem z kolei są to wydatki niepotrzebne, jak na przykład torba słodyczy. Są pilniejsze niezaspokojone potrzeby. Ta torba słodyczy to już czapka dla dziecka i rękawiczki. Ale mąż się nie nauczy inaczej. Ale ja nie jestem na etapie walki z mężem, więc mam w sobie gotowość do oddawania pola. Trochę swoim kosztem, ale z zyskami w przyszłości. Mam nadzieję.
To dotyczy także innych sfer kontroli związanych z dziećmi. Oraz z brakiem zaufania. Wiele kobiet odczuwa lęk, gdy mają powierzyć dziecko ojcu. Część obaw jest zasadnych, część nie. I jest też kwestia uczuć. Po prostu serce mamy się łamie, gdy ma tydzień nie widzieć swoich dzieci, szczególnie gdy są małe. To bardzo trudne. I ja wiem, że ojca też. Ale w czasie rozwodu raczej patrzy się na siebie.
Bywa też że kobieta ma pomysł by wymienić ojca na kowalskiego. To płynie z chęci odcięcia się, wymazania przeszłości.
Zrozumienie obaw drugiej osoby, jej lęków jest pomocne. Czasem empatia jest lepsza niż walka.
Z drugiej strony można też w sądzie pytać o powody niezgody drugiego rodzica o opiekę naprzemienną, przesłuchać na tą okoliczność i wykazywać, że za niezgodą stoją argumenty, które nie mają nic wspólnego z dobrem dzieci.

Generalnie z tego co wiem po wielu rozmowach z rodzicami, walka o opiekę nie daje dobrych efektów. Raczej zmniejsza szansę by ją uzyskać.

To drugi powód dla którego napisałam. Bo odnoszę wrażenie, że masz przekonanie, że zmiana stanowiska z odmowy zgody na rozwód na wniosek o rozwód z winy żony spowoduje większe szanse na wspólną opiekę. Ja osobiście wolę działać zgodnie z Ewangelią i ufać. A czasem przyjąć nawet trudne konsekwencje.
Jeszcze jedna rzecz, ustalenia dotyczące opieki nie są na zawsze. Cokolwiek wywalczysz i tak potem może być zmienione.

Napisałeś też, że łatwo różne rzeczy pisać, a życie sobie. To prawda. Natomiast z perspektywy wiary dobrze pilnować, by nie wejść w postawę wiara sobie, życie sobie. Piszę o tym, bo mi się takie rozjazdy zdarzały. Chciałam być mądrzejsza. A tylko sobie dokładałam. Przekonanie się, że wiara choć wydaje się czasem prowadzić do bardzo naiwnych postaw, jest bardzo pragmatyczna, zajęło mi sporą część życia.

Wiem, że nie jestem dużą próbą statystyczną. Ale moje doświadczenie pokazuje, że nie podjęcie walki sądowej z mężem w kryzysie, z kowalską w tle, nie płacącym alimentów i w nałogach wydawało się najbardziej głupim z możliwych rozwiązań. Tym bardziej, że mój szacowny mąż raz po raz ma na mnie ostrą jazdę i robi wtedy wiele by mnie zranić, dać mi znać, że mną gardzi i nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Gdybym zaangażowała się w proces, wzięła adwokata kosę, mogłabym uzyskać rozwód z winy męża, wysokie alimenty, ograniczenie władzy rodzicielskiej i ograniczone do minimum kontakty męża z synem. Tylko po co?

Załóżmy że wywalczysz z żoną opiekę naprzemienną i wszystko inne. Potem żona się odwoła. Potem będzie nowa sprawa. Tylko jak będą wyglądać wasze relacje i jak to wpłynie na wasze dzieci? To dlatego uważam, że lepiej odłożyć miecz.
Ruta. Nie odebrałem jako krytykę, ale to co mniej więcej wypisałem, nie zgadza się z tym co Ty wypisałaś, dlatego musiałem i chciałem odpowiedzieć. Nie boję się krytyki i przyjmuję ją do siebie, jeśli jest konstruktywna. Rozumiem Twój punkt widzenia, ale nie zawsze to idzie z obecnie panującą sytuacją. Nie opisuję wszystkiego na forum, ale podam Ci np kolejne przykłady, o których piszesz. Wiem jakie dzieci mają rozmiary. Sam kupiłem im ciuchy, ale moja żona stwierdziła, że nie potrzebują nowych ciuchów i nie mam kupować. Dla mnie to były fajne zakupy, gdyż nie narzucałem dzieciom, a same sobie wybrały. Ja dobrałem rozmiar. Wiesz z czym muszę "walczyć" z żoną? O to bym był informowany chociaż jak jest jakaś umówiona wizyta u lekarza (wiem jaki jest lekarz rodzinny dzieci i zaryzykuję tezę iż byłem tam częściej z dziećmi ja niż moja żona) , wyciągać informacje o zebraniach w przedszkolu i wydarzeniach (na szczęście po mojej rozmowie z dyrektorką, nawiasem wspominając bardzo religijną, zostałem zaproszony do grupy na komunikatorze). Nie tak dawno temu, dowiedziałem się od osób 3, że syn był na sorze. Żona nie czuje się zobowiązana do informowania mnie o tak ważnych dla mnie rzeczach.

Co ja mam więcej robić? Nie uważam, iż zmiana stanowiska przybliża mnie do opieki naprzemiennej. Wiesz kiedy jest możliwość uzyskania takiego orzeczenia mimo nie dogadania się? Kiedy sąd zauważy, iż nie jest to sztuczna walka by pokazać i dokopać drugiemu małżonkowi, a jest to szczere i jest to dobre dla dzieci. Sąd może wysłać takich małżonków na mediacje, ewentualnie zasugerować by rodzicie się dogadali. Samym bronieniem się, sprawiam to o czym piszesz. Żona w papierach jest kryształowa, a ja ten zły. Poszło trochę klamstw. Przysłowie mówi że kłamstwo ma krótkie nogi. Muszę trochę pomóc by szybciej te kłamstwa wyszły.

Ruta nie zrozum mnie źle. Ja już naprawdę nie mam wyjścia. Rozmawiałem z ważnymi dla mnie osobami. Rozmawiałem z dwoma adwokatami. Naprawdę mam dobre rozeznanie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ruta »

Sajmon,
Mam wrażenie, że nie bardzo potrafię przekazać ci to co chcę przekazać.

Przeczytaj uważnie post Astro. Nie potrzebujesz zgody żony, by być ojcem. Koncentrując się na tym, by walczyć z żoną by cię "informowała" sam schodzisz na pozycję rodzica dodatkowego.

Dlaczego oczekiwałeś, że żona będzie cię informować o zebraniach i wydarzeniach w przedszkolu. I dlaczego starałeś się z niej te informacje wyciągać? Konstruktywnym działaniem było dopiero to co piszesz dalej. Skontaktowanie się z dyrektorką przedszkola, zapisanie się na komunikator. Jesteś ojcem, masz pełnię władzy rodzicielskiej. Sam możesz się dowiedzieć, kiedy jest zebranie.

Sajmon. Napiszę szczerze, mam wrażenie, choć mogę się mylić, że przez wiele lat życiem waszej rodziny, zebraniami, wizytami zarządzała twoja żona. Ale to nie oznacza, że teraz kiedy chcesz się włączyć, to żona ma cię w tym wspierać, stać się źródłem informacji o zebraniach i innych rzeczach. Byłoby super, ale jesteście w trakcie rozwodu i
żona ma prawo nie chcieć cię wspierać.
Nawet żony które nie rozwodzą się z trzeźwiejącymi mężami mają problem, by zrezygnować z władzy i kontroli jaką miały, gdy mąż był wycofany. Nie dlatego, że kochają władzę. Dlatego, że się boją i nie ufają.

Co do ubrań dla dzieci. Kupiłeś im, bo tak chciałeś. I okej. Żona powiedziała, że jej zdaniem ubrania nie są potrzebne. Ma prawo tak uważać. Możesz się z nią zgodzić. Albo nie. Możesz kupić swoim dzieciom jeszcze trzy szafy ubrań, jeśli zechcesz. Po opłaceniu alimentów oczywiście. Możesz też wejść we współpracę z żoną i zapytać, jakie ona potrzeby dzieci widzi na teraz. To nie znaczy, ze masz potem kupić to co powie żona. To znaczy, że masz potem użyć mózgu i sam podjąć decyzję.

W każdej rodzinie w której jest trzeźwiejący nałogowiec toczą się konflikty o których piszesz. Czy jest rozwód czy go nie ma.I wielu trzeźwiejących żąda pomocy w wejściu w pełną odpowiedzialność od żony i wiele żon słusznie tej pomocy odmawia. Natomiast równie wiele żon z obawy rzuca kłody pod nogi. I mają do tego prawo.

Natomiast, gdy żona rzuca kłody, to wielu panów wpada na pomysł, że przejmą swoją odpowiedzialność siłą. I siłą narzucą swoje pomysły, swoją obecność. To trudny moment, gdy osoba trzeźwiejąca jest odrzucana i nie ma dla niej miejsca w układzie rodzinnym. I jest z niego wykluczana i spychana do poprzedniej roli. Zawieź dzieci, zrób posiłek, zajmij się nimi, gdy mam ważne sprawy, pracę.
Zbudowanie nowej roli, wejście w odpowiedzialnośc to długi proces. Robisz postępy, skoro jesteś już na komunikatorze w przedszkolu. To dobra droga.
Natomiast nie ma potrzeby przebijania się z maczetą przez dżunglę i wycinania przeszkód. Bo nie jesteś w dżungli. To twoja rodzina.
Astro
Posty: 1208
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Astro »

Ruta pisze: 31 paź 2021, 22:03
Zmierzam do tego, że mój model opieki jest idealny. A taty nie jest. Nie dla mnie. Dla systemu. A wady mojego modelu widać dopiero w dorosłości. Wtedy gdy dziecko jest już dorosłe i żaden sąd rodzinny już się nim nie zainteresuje.
To znaczy ,że twój model nie jest idealny. A zmiany warto wprowadzić już teraz nie wtedy kiedy syn będzie dorosły i będzie miał nie męskie nawyki tak to ujmijmy.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: vertigo »

Ruto, dlaczego nie dopuszczasz, że Sajmon lepiej rozeznaje sytuację i dobrze postępuje, tylko usiłujesz przeforsować swój punkt widzenia?
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
ODPOWIEDZ