Temat Umiłowana79

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: sajmon123 »

Niestety czasem te opinie są takie, ile pokazaliśmy na kilku godzinnym spotkaniu. Grać można chwilę. Umiłowana, jeśli jest tak jak mówisz, to życie zweryfikuje to wszystko, całą opinię.

Co do samej opinii to jak zawsze brakuje zakończenia. Gdy jest biegły budowlany, to on podsumowuje, że budynek jest stabilny i wytrzyma tyle i tyle lat itd. Oczywiście w dużym skrócie. Mój syn chodzi do psychologa. Jak się okazało nie jest to przypadkowy psycholog, a żona wybrała akurat tę osobę, gdyż jest to również biegła sądowa. Gdy tylko moja żona poprosi o opinię, nie wiem czy to będzie przy mnie czy też nie, ale nawet jeśli nie - to udam się do tej pani o dodatkowy zapis. Pani psycholog twierdzi że dzieci żyją w zawieszeniu i powinniśmy iść w jedną stronę. Poproszę by napisała coś w tym stylu:

Na podstawie obecnie posiadanej wiedzy, zaświadczam, że rozwód rodziców nie wpłynie negatywnie na małoletnie dzieci w najbliższym jak i dłuższym czasie. Dzieci nie stracą poczucia bezpieczeństwa, nie będą miały konfliktu lojalnościowego, nie będą miały poczucia, że ich również można opuścić, w przyszłości nie będą miały problemów z samooceną oraz nie będą miały problemu by stworzyć swój szczęśliwy związek. Też nowi partnerzy rodziców nie sprawią, że dzieci będą miały zaburzone poczucie czym jest rodzina.

Jeśli pani psycholog nie napisze podobnej notatki, poproszę by napisała na piśmie, że tego odmawia gdyż... Oczywiście uprzedzę, że cała rozmowa jest nagrywana.

Umiłowana jesteś silną kobietą. Poradzisz sobie nawet z takimi przeciwnościami losu - moc w słabości się doskonali..
Nowiutka

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Nowiutka »

Z tym nie wygrasz. Psychologowie twierdzą, że dzieci godzą się z rozstaniem rodziców kiedy rodzice są z tym pogodzeni - ja mam nakaz rezygnacji z męża od psychologa bo podobno źle na dziecko to działa. Tłumaczenie też że to że tata z nami nie mieszka to decyzja taty (żeby nie obwiniał się o to) i ani on, ani ja ani Bóg (bo dał wolną wolę) nie możemy z tym nic zrobić - wg psychologów to obwinianie taty i stawianie w złym świetle. Psychologia stoi chyba w sprzeczności z wiarą, religią. Nade mną wisi zgłoszenie bo dawałam dziecku klapsy, a mąż który wykręcał mi rękę jest ideałem, któremu jego psycholog pozwala na kochankę.
To norma.
Pytanie na ile nasi mężowie nie są narcyzami i nie grają tak świetnie przed innymi.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Ruta »

Psychologia, która każe dziecku mówić, że rozwód jest czymś normalnym stoi w sprzeczności nie z wiarą, a ze zdrowym rozsądkiem.
Nie, rozwód małżonków nie jest czymś normalnym, a dowody na to przedstawia sama psychologia w badaniach, które pokazują poziom stresu u osób dotkniętych rozwodem, oraz mówią o jego długotrwałych skutkach dla rodzin. Oraz dla społeczeństwa.

Nie jest także normą zawieranie kolejnych związków, ani wprowadzanie w życie dzieci kochanek i kochanków. To jest ciężka patologia, mieszanie dzieciom w bardzo ważnej sferze wartości i norm, zaburzanie im poczucia bezpieczeństwa i ma to bardzo poważne skutki wychowawcze. Jeśli dzieci są świadkami seksualnych wymiarów relacji rodzica i obcej osoby jest to molestowanie seksualne dziecka. O tym też psychologia mówi.

Natomiast współczesna psychologia zupełnie wbrew temu i bez żadnych podstaw czy oparcia w badaniach promuje rozwody, rodziny patchworkowe, udział kochanek i kochanków w życiu dzieci. Nie ma więc co dziwić się, że powstają takie opinie.

Już samo zdanie, które zdaniem psychologów należy dzieciom przekazać, gdy dochodzi do poważnego kryzysu małżeńskiego, że rodzice nigdy już nie będą razem, stoi w sprzeczności z nauką psychologii. Która zaleca nie stosowanie tzw. kwantyfikatorów
wielkich, typu nigdy, zawsze.

Dzieci nie są głupie, więc same widzą, że jedno z rodziców opuszcza rodzinę, mniej czasu poświęca dzieciom, przestaje być zaangażowanym rodzicem. Widzą też że rodzic porzuca wiarę. I wmawianie im że jest inaczej to jest krzywda.
Ja synowi mówię prawdę. Tata jest w kryzysie wiary i zaczął w inny niż dotąd sposób postrzegać kwestię małżeństwa. Wcześniej oboje uważaliśmy, że ze wszystkimi problemami w małżeństwie należy sobie poradzic i jakie by one nie były, rozstanie małżonków nigdy nie jest rozwiazaniem. Syn słyszał to także od ojca, na przykład gdy mały martwił się że się pokłóciliśmy. Mąż wtedy często mówił mu, że jesteśmy małżeństwem, a to oznacza, że zawsze się porozumiemy i nie musi obawiać się, że kłótnia doprowadzi do naszego rozstania.
Ja nadal postrzegam małżeństwo jako zobowiązanie dożywotnie, bo tak uczył tego Jezus. I dlatego dla mnie jest ważne, by tego zobowiązania dochować. Dlatego też nie wyrażam zgody na rozwód, bo musiałabym zaprzeczyć temu w co bardzo mocno wierzę i co jest dla mnie ważne.
Może się zdarzyć, że tata podejmie inne decyzje niż dotąd. Ale może się tak nie zdarzyć. Tego nie wiemy. Na dziś przyjmujemy tatę z tym jak widzi świat i rodzinę dziś. Kochamy go, bo miłość jest zawsze, modlimy się za niego tak samo jak za wszystkich i cieszymy jego obecnością. Mamy prawo do nadziei, że tata zmieni zdanie. Ale też żyjemy tu i teraz, co oznacza, że obecnie żyjemy bez taty. I że sami widzimy, że jest inaczej, ale nie oznacza to wcale gorzej.

W odniesieniu do kochanki męża, kochanka która w zamyśle męża miała być przedstawiana dziecku jako koleżanka, zaczęła demonstrować wobec syna, że nie jest koleżanką. Trudno mi powstrzymać się od refleksji, że z mojego punktu widzenia to przejaw głębokich zaburzeń. Takie zachowanie dorosłej kobiety wobec dziecka. Dziecko źle to zniosło i mąż to uszanował. Dla dziecka wychowanego w wierze i wartościach katolickich taka sytuacja jest szokująca i raniąca. O tym też można biegłym mówić.

Natomiast my potrzebujemy być spójni i mocni w wierze, umacniać się w postawie miłości do męża, czy żony, by nasza postawa była spójna i by był w nas spokój. W ten sposób mamy szansę stworzyć dzieciom stabilność, oparcie. I wtedy świadectwem tego jak funkcjonuje nasza rodzina, jak my funkcjonujemy, mamy szansę przekonać biegłych, że nasza postawa w kryzysie małżeńskim, gdy nie oskarżamy współmałżonka o kryzys i zaburzenia dzieci i nasze kłopoty i wszystko inne, ale pracujemy nad sobą - wspiera rozwój dzieci. A nie ze im szkodzi. A jeśli trafimy na opornych, trudno.

Natomiast gdy wchodzimy w oskarżanie, jest w nas wciąż dużo gniewu i bólu, natychmiast lądujemy w szufladach konflikt rozwodowy, mściwa wariatka, kontrolujący mąż. Tak samo jest, gdy biegli widzą dzieci, rozdarte w tym konflikcie rodziców, z zaburzeniami, wołające o pomoc swoim zachowaniem, trudnościami, którymi rodzice wciąż manipulują.

Przysięga małżeńska oznacza dla mnie, że ja w ten konflikt nie wchodzę. Opieram się na Bogu i pracuję nad sobą, by po swojej stronie małżeństwa zrobić porządek.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Bławatek »

Umiłowana79 pisze: 17 sie 2021, 21:13 witajcie,

dostałam opinie biegłych.
wyszło na to że ja mam mniejsze kompetencje rodzicielskie niz moj maz. a to ja siedze z dziecmi non stop i pracuje nad ich dobrym samopoczuciem. dziecko z zaburzeniem odzywania chce isc do taty ale jak tata przychodzi to do staje skurczow i nia rzuca. na pytanie co sie dzieje odpowiada ze nie wie. dziecko samo wspomnialo specjalistom ze to ja zabiegam o to by mieli kontakty z tata.
ale ja nastawiam dziecko przeciwko kochance meza gdyz powiedzialam po co ciagle zdrabnia to imie-nie lubie tego w stosunku do obcych osob. dla dzieci to osoba znikad. i dziecko opowiadalo ze mama mowi ze ta osoba jest bez znaczenia dla nas. nie wiem skad takie wypowiedzi u dziecka. to co robi tata to jest jego odpowiedzialnosc i zeby nie probowala nas swatac bo z takim tata jak jest teraz nie chce byc. tego nie powiedziala. nie wiem co mam o tym myslec.

tata w opinii "biegaczy specjalistow" jest zrownowazony emocjonalnie a ja umiarkowana emocjonalnie. ze on jest czuly, emocjonalny i wyczuwa potrzeby dzieci a ja jestem wymagajaca kontrolujaca i nie wrazliwa na potrzeby emocjonalne dzieci. tata wszelki wzor cnot i sugestia ze on ma lepszy wplyw na dzieci niz mama.
wszystkim jest potrzebna terapia oprocz taty.
niewazne ze lekcewazy informacje od dzieci, ze dzieci sie żalą że skupia się bardziej na swojej milosci.

tata wyszedl na ostoje spokoju bez emocji, opanowany.
ja nie robilam nic co byloby niedopuszczane w rozmowie, nie wsciekalam, sie, nie wyklocalam, twardo stalam przy swoim mimo ze robili ze mnie oszołoma, ze po co chce z mezem zyc jak on nie chce.

nie zgadzam sie z ta opinia.
zaskarzylabym. ale to dodatkowe koszty, kolejne spotkanie dzieci z tymi lub innymi psycholami i tez niewiadomo czy opinia bedzie inna.
nie zaskarze to mam wrazenie ze potwierdze opinie bieglych.

ponadto zabrał kochanice do mamusi zeby ją poznała. dla dzieci to bylo zaskoczenie. zalily sie ze tata zajmowal sie tylko ta kobieta.

zasadnicza sprawa, ze to ja jestem winna anoreksji dziecka, bo nie zgadzam sie na rozwod. a corka sama mi powiedziala ze ona chciala zebysmy byli razem a ze wiedziala ze nie ma na to wplywu to przestała jesc,

mam wrazenie ze oszaleje zaraz...:(
Umiłowana, gdybym ja z moim mężem była poddana takim badaniom to zapewne mąż wyszedł by czysty jak anioł a ja jako diablica i krzywdzicielka. Zresztą co ktoś może o nas się dowiedzieć z jednego dłuższego spotkania czy też kilku mniejszych. Niektórzy ludzie potrafią super grać. A ponieważ mój mąż umie bardzo dobrze manipulować i grać, a ja natomiast jestem prostolinijna i emocje we mnie działają, to zawsze wyjdę w złym świetle. W jednej z odpowiedzi do sądu mój mąż pisał, że musiał uciekać ode mnie bo ja go biłam (chłop 2x większy i silniejszy ode mnie) i znęcałam się nad nim i dzieckiem. Miałam czarne wizje wtedy - kuratora, odebranie dziecka, natomiast moja adwokat od razu mnie postawiła na właściwe tory - bo jeżeli ja taka groźna wg męża byłam to czemu nie uciekał ode mnie razem z dzieckiem tylko zostawił bezbronne dziecko z "oprawcą"???

I zgadzam się, że strasznie nieodpowiedzialni i nieodpowiedni ludzie są zatrudnieni do wydawania opinii czy też prowadzenia terapii, które nie raz całe życie kilku osobom niszczą.

Spokoju życzę i Bożego prowadzenia
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Pavel »

Rozumiem, że znając inną rzeczywistość taka opinia boli.
Jednocześnie, może jednak warto przyjrzeć się temu blizej?
Bo zakładam, że gdy to zrobisz, może jednak zauważysz gdzieś zasadność Lub chociaż powody pewnych przynajmniej elementów tej opinii na swój temat?
Może twoje zachowanie, reakcje wyglądają z boku jednak inaczej niż widzisz to ty?

W kryzysie tak odchodząca jak porzucana strona funkcjonują w sposób daleki od normalności.
Powody tego i kierunki wektorów - inne, ale rozchwianie emocjonalne to część wspólna.
Ja nie wiem jakim cudem nie zwariowałem, moje zachowanie wbrew ówczesnej mojej opinii zdecydowanie nie było normalne.

Może warto to potraktować jako zaproszenie do wykonania pewnej pracy nad sobą?

A mąż - jeśli nosi maski przy innych, w trakcie takiego spotkania...jego wybór i konsekwencje.
Życia jednak nie oszuka. Ty wiesz, dzieci również ślepe nie są.
Twoim zadaniem jest to, byś ty była spokojna, opanowana, zrównoważona, zdrowo się komunikowała, tyle że faktycznie.
Bo na nic udawanie - to tylko opinia ludzi którzy was nie znają.
Jako, że jesteś kobietą, dzieci ci przez to nie odbiorą.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Ruta »

Nowiutka pisze: 18 sie 2021, 6:40 Z tym nie wygrasz. Psychologowie twierdzą, że dzieci godzą się z rozstaniem rodziców kiedy rodzice są z tym pogodzeni - ja mam nakaz rezygnacji z męża od psychologa bo podobno źle na dziecko to działa. Tłumaczenie też że to że tata z nami nie mieszka to decyzja taty (żeby nie obwiniał się o to) i ani on, ani ja ani Bóg (bo dał wolną wolę) nie możemy z tym nic zrobić - wg psychologów to obwinianie taty i stawianie w złym świetle. Psychologia stoi chyba w sprzeczności z wiarą, religią. Nade mną wisi zgłoszenie bo dawałam dziecku klapsy, a mąż który wykręcał mi rękę jest ideałem, któremu jego psycholog pozwala na kochankę.
To norma.
Pytanie na ile nasi mężowie nie są narcyzami i nie grają tak świetnie przed innymi.
Nowiutka,
Ale ty rozmawiasz z tym psychologiem? Czy idziesz za jego wskazówkami? Ja zrezygnowałam z jednej pani psycholog, która prowadziła terapię syna, gdy zaczęła przekraczać granice i przekazywać synowi jej własne poglądy na rozwód jako obiektywne prawdy. Mimo, że wiedziała, że ja tych poglądów nie podzielam. Nagle okazało się, że jak ja się zgodzę na rozwód, to wszystkie problemy naszej rodziny znikną. I będzie mniej napięcia i będziemy żyli długo i szczęśliwie.

Nie widzę by na mojego syna źle działało to, że postanowiłam pozostać wierna przysiędze małżeńskiej, żyć nadal w zgodzie z moją wiarą i pozostać otwartą na pojednanie z mężem. Może psycholog sądzi, że ty aktywnie i jakoś tam destrukcyjnie zabiegasz o ten powrót męża, ganiasz za nim, albo codziennie mówisz dziecku, że czekacie na tatę i żyjecie przez to w zawieszeniu?

Mój syn wie też, że to tata zdecydował się nie mieszkać z nami. Bo taka jest prawda. Dlaczego miałabym kłamać? Ja także mówię synowi, że człowiek ma wolną wolę, tata także, i Bóg wolną wolę człowieka, także taty, szanuje. Uczymy się takiej modlitwy, która uwzględnia, że ludzie mają wolną wolę. I uczymy się też szanować wolę innych ludzi i ich prawo do decyzji, także takich które są dla nas trudne.

Czy powiedziano ci co masz wobec tego mówić dziecku?

Może warto tym psychologom podkreślać, że w tym wszystkim nie mówimy źle o drugim rodzicu, nie obwiniamy, nie pozwalamy innym źle o nim mówić w obecności dzieci. Jakoś bardziej tłumaczyć tą postawę niezgody na rozwód, że za nią idzie postawa miłości, wsparcia relacji małżonka z dziećmi, a nie walki.

Co do klapsów, warto się sobie przyjrzeć i zobaczyć co tam się we mnie dzieje, że się do takiej metody uciekam. I co mogę zrobić, by przestać. Ja miałam inny problem, krzyczałam. Krzyk także jest formą przemocy wobec dzieci. Ale o tym nie mówimy, i tak jak kiedyś klapsy, wciąż zaliczamy krzyk do "metod wychowawczych", zamiast do katalogu zachowań krzywdzących. Już nie krzyczę. Rozmawiam.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Pavel »

Słusznie Ruto.
Zachowania dzieci to jedno. One się uczą, oczywiście warto je uczyć (przykład, nie wykład) i warto też oczywiscie od nich wymagac, poznawać konsekwencje swoich zachowań.
Natomiast krzyk (niestety rzadko, ale i mi się zdarza huknąć, nawet wiem kiedy - zmęczenie lub sytuacje gdy potrzebuję spokoju by coś zrobić) czy bicie to nasza reakcja na czyjeś zachowanie, czyli nasza odpowiedzialność.
Nieumiejętność panowania nad sobą, swoimi emocjami, bezsilność, kiepskie wzorce z rodzin pierwotnych, nieumiejętność komunikowania się bez przemocy.
Ja nie chcę, by moje dzieci poniosły to w swoje życie, jest to więc dla mnie priorytetowy na teraz obszar który chcę prowadzić jak najbliżej doskonałości.
Nie chcę, by dzieci nauczyły się, że rację ma ten kto głośniej krzyczy, kto jest większy, silniejszy.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
burza
Posty: 497
Rejestracja: 29 maja 2018, 22:23
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: burza »

Umilowana 79, powiem Ci ze nie tylko tobie wystawili taka opinie. Z tymi psychologami to chyba tak jest, oni nie idą z wiarą. Ja przecież, też nie dostałam dobrej opinii choć to ja na głowie wszystko mam, nie żyje tylko chwila jak mój mąż. To oczywiście maz też dostał lepsza ode mnie opinie i że na więzi z córką choć to tak nie jest. No i niestety życia według jakieś instrukcji psychologicznej się nie przeżyje są potknięcia i błędy bo to jest życie. Na szczęście można z takich błędów też mieć naukę. Też, bałam się że zabiorą mi córkę ale ja nic dla jej szkody nie robię kocham ją i troszcze się o nią i musi być dobrze ☺️
Nowiutka

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Nowiutka »

Ruta pisze: 18 sie 2021, 22:44 Nowiutka,
Ale ty rozmawiasz z tym psychologiem?
Z poprzednią tak, z obecną próbowałam ale się nie da zostałam postawiona pod ścianą, pracuje nad sobą nie uważam by klapsy były dobre ale obecnie jestem zwykłą normalną matką wiele pracowałam nad sobą i nadal pracuję.
W przyszłym tygodniu znowu zmiana mam nadzieję że na dobre bo na szybko - mam obecnie nakaz terapii bo jestem w depresji zdiagnozowanej więc jak nie będę stale w leczeniu to mnie zgłoszą jako zagrożenie zaniedbania dziecka. Sama byłam w leczeniu widać ci nie wierzą że bez bata z tego wyjdę.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Ruta »

Nowiutka pisze: 19 sie 2021, 10:53
Z poprzednią tak, z obecną próbowałam ale się nie da zostałam postawiona pod ścianą, pracuje nad sobą nie uważam by klapsy były dobre ale obecnie jestem zwykłą normalną matką wiele pracowałam nad sobą i nadal pracuję.
W przyszłym tygodniu znowu zmiana mam nadzieję że na dobre bo na szybko - mam obecnie nakaz terapii bo jestem w depresji zdiagnozowanej więc jak nie będę stale w leczeniu to mnie zgłoszą jako zagrożenie zaniedbania dziecka. Sama byłam w leczeniu widać ci nie wierzą że bez bata z tego wyjdę.
Nowiutka, byłaś zwykłą normalną matką także w czasie, gdy stosowałaś klapsy. Klapsy nie są metodą wychowawczą, podobnie jak krzyk, ale nasze doświadczenia, to czego dowiadujemy się z otoczenia o wychowaniu często tak właśnie takie zachowania ujmują. I potrzebujemy po prostu pracy nad sobą, przemyślenia różnych spraw i potem zmiany nawyków.
Jestem przeciwna wpędzaniu w poczucie winy rodziców. A w tym co piszesz czuję duże poczucie winy. Dlatego od razu napisałam także o własnych błędach, każdy z nas je popełnia i każdy ma szansę się z nich wycofać naprawić. Nie chciałam byś poczuła się przeze mnie oceniona. Ja także popełniam wiele błędów, a w kryzysie jako rodzic po prostu zawiodłam. Zawiodłam na całego. Nie byłam na tyle dojrzała, by być w tym czasie stabilnym oparciem dla dziecka. Mąż też nie. Tym bardziej zawiodlam, bo dzieci są wtedy same, a raczej gorzej, z dwójką niestabilnych rodziców. Ale właśnie pracą nad sobą i nad relacjami powoli to odbudowuję. I wychodzę na prostą.

Bardzo mi przykro, bo mam wrażenie, że znalazłaś się pod obstrzałem specjalistów i czujesz ich dużą presję i jesteś oceniana jako mama nie za całość, ale za to co dzieje się z tobą w kryzysie. Być może nawet czujesz obawę o utratę dziecka. W depresji takie lęki się zwielokrotniają. Jestem pewna, że jesteś kochającą mamą. Kryzys w życiu jest czymś przejściowym, na początku najważniejsze to się z niego wydostać. Potem z czasem, gdy się wzmocnimy, gdy wyjdziemy z kryzysu, możemy obejrzeć się za siebie i spokojnie, już bez dojmującego poczucia winy, gdy wrócimy do stabilnego rodzicielstwa, nie mamy do niego powodów, możemy spokojnie spojrzeć na siebie z czasu kryzysu. Wybaczyć sobie. I objąć siebie miłością także w tym trudnym czasie.

Na pewno specjaliści nie są to osoby złej woli i starają się pomóc. Więc warto z nimi współpracować. Z drugiej strony jednak warto wiedzieć, gdzie jesteś w tym ty. I nie żyć poczuciem winy i strachem, ale po prostu chęcią wyjścia z kryzysu, odzyskania równowagi. Masz jakąś grupę wsparcia, żeby mieć trochę taki z zewnątrz punkt odniesienia?

Pomodlę się dziś w twojej intencji do Matki Bożej. Polecę Cię Jej opiece. Warto się Naszej Mamie zawierzyć. Ja z najgorszego kryzysu wyszłam z Mamą za rękę. Wolałam do niej o pomoc bez wiary, a Ona i tak do mnie przyszła. Możesz Jej zaufać.
Umiłowana79
Posty: 95
Rejestracja: 27 wrz 2020, 7:49
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Umiłowana79 »

witajcie,
stalo sie to czego sie obawialam.
notariusz naciskal ze mamy skonsultowac podzial notarialny z prawnikami, bo moj maz podpisalby zapewne bez tego byle by tylko kase dostac.
a u prawnika sie zaczelo.
najpierw maz przeciagal decyzje, a wczoraj w koncu wyrzucil z siebie to czego nie potrafil powiedziec wprost.
ze jak chce podpisac akt notarialny to on chce rozwod bez orzekania i zakonczenie procesu.
bo jak nie to nie podpisze aktu.
i teraz co?
opinia od psychologa slaba-przeciez moj maz to idealny rodzic, lepszego od niego nie znajdziecie. wiec winy raczej nie bedzie tylko z jego strony. jesli juz to obustronna jest najbardziej prawdopodobna, bo ja mam w sobie smutek i gniew.
wiec ugoda moze mi da mozliwosc ugrania wyzszych alimentow i nizszej splaty za chate. nie wiem na ile to mozliwe-ale jesli nie sprobuje to sie nie przekonam. skoro chce rozwodu bez orzeczenia i zeby zakonczyc proces...
widze ze ten proces prawdy nie pokaze...
nie wiem co robic...
widze ze moj maz ma mocny rys narcystyczny. stwierdzil ostatnio do dziecka ze lepiej sie dogaduje z mama teraz. a dlaczego? bo szlam mu na reke zeby zalatwic jak najsprawniej podzial. i on to uznal ze sie ze mna dogaduje.mimo ze sie prawie wogole nie widujemy. a ja czekam. i jaki z tego wniosek? ze dogadanie sie jest mozliwe tylko wtedy jesli wszystko jest tak jak on chce. kto w to uwierzy? jak to udowodnic ze ciagle szantazuje, zmusza do czegos na co sie nie godze, kompletny brak poszanowania dla moich granic. jest albo jego albo idzie na noze. a ja nie chce isc na noze, bo sa dzieci i musze go ciagle minimalnie ale znosic-te jego przewijanie sie przez moja codziennosc. ten czlowiek budzi we mnie odraze, brak szacunku i gniew. na kazdym kroku. jak o czyms mowi, to wietrzę co chce tym razem ugrac dla siebie.
mam juz dosc tej przepychanki, jestem zmeczona jego niepoczytalnoscia i nieprzwidywalnoscia, boje sie do czego sie jeszcze moze posunac chcac zyskac jak najwiecej.
mysle o tej ugodzie intensywnie.
czy sprzedam malzenstwo?
nie widze tego tak.
walcze o dobra i bezpieczenstwo finansowe dzieci.
juz 2 kwestie poszly na zmarnowanie ktore mialy byc posagiem dla dzieci.
opadam z sil.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Ruta »

Umiłowana,

według "ludzkiego" rozumowania rozsądnie jest się "dogadać" w sprawie finansów, a zatem w konsekwencji niejako także w sprawie rozwodu. Każde inne działanie wydaje się być wręcz szkodliwe i powodować wiele trudności, wręcz cały szereg szkód zarówno dla ciebie, jak i dla dzieci. Wydaje się też prowadzić do niepotrzebnych konfliktów i napięć miedzy tobą a mężem, tam gdzie po ludzku nie bardzo jest możliwość porozumienia się, powrotu do jedności.

Przejście na rozmowanie "po Bożemu", jest trochę jak skok na głęboką wodę, z okrzykiem Jezu ufam tobie! Powstaje więc bardzo rozsądne pytanie, czemu mamy skakać, kiedy i czy na pewno Bóg nas złapie. Wiara nie wyklucza wcale używania rozumu i zastanawiania się nad takimi kwestiami. Jestem głęboko przekonana, że w wielu przypadkach rozsądna odpowiedź brzmi: nie skacz.

Kiedy skakać? Wymaga to zawsze dobrego rozeznania. Do rozeznawania mamy mnóstwo wskazówek. Mamy 10 przykazań, mamy Przykazanie Miłości, mamy nauczanie Jezusa oraz nauczanie Kościoła. Nie musimy za każdym razem od nowa wymyślać koła. Jeśli efektem mojego rozeznania jest wynik niezgodny z nauczaniem lub przykazaniami, zakładam, że zrobiłam gdzieś błąd.

Moje rozeznanie wyglądało następująco: co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. To wymagało ode mnie rozeznania, czy Bóg złączył, a więc, czy mój sakrament małżeństwa jest ważny. Jest. Konsekwencją tego rozeznania jest dla mnie wykluczenie jakichkolwiek działań, które prowadzą do rozdzielenia. Odkąd to w sobie rozeznałam, moje rozważania przestały obejmować cokolwiek, co wiąże się z rozwodem czy zgodą na rozwód. Idę za tym, co mówi do mnie Bóg, nie za tym co wynika mi z ludzkiego rozumowania i rachunku zysków i strat. Także wtedy, gdy po ludzku wydaje się to prowadzić do strat.

I tu pojawia się sprawa wiary nie tylko w Boga, ale i uwierzenia Bogu. W to, że jeśli ja będę przy Nim, to On będzie przy mnie. Może właściwszym słowem jest tu zawierzenie. Zawierzyłam. Bóg jest przy mnie. Także w tych najprostszych ludzkich sprawach, takich jak mieszkanie i utrzymanie rodziny. Co wcale nie oznacza, że spadł mi z nieba piękny dom, czy choćby nawet mieszkanie, a moje konto bankowe zasilił jakiś potężny przelew. Wręcz przeciwnie, nadal szukam mieszkania, na którego wynajem będzie mnie stać, a odkąd straciłam pracę nie mam stałego dochodu, utrzymuję się ze zleceń, choć jestem jedynym żywicielem rodziny i zdecydowanie wolałabym mieć stały pewny dochód.

Żyjemy skromnie. Nie byłam na wakacjach, bo z tych, na które sumiennie odkładałam potrzeba było zrezygnować. Tęsknię za moimi górami, których już dawno nie widziałam, bardzo boleśnie tęsknię. Kocham góry, zawsze się tam odnawiam, oczyszczam. Nie kupuję sobie nowych ubrań. Wielu rzeczy nie kupuję. Ale wiele rzeczy otrzymuję. Jak choćby ubrania. Nie są to moje wymarzone ubrania, takie które wybrałabym dla siebie. Ale są. Bon turystyczny, dzięki któremu spędziłam z synem fantastyczny weekend. Rzeczy do domu. I jakoś się tak układa, że są to zawsze te rzeczy, których w danym momencie potrzebuję. Dodatkowe zlecenie, gdy pojawiają się dodatkowe potrzeby. Tak, żyję skromnie, ale nie brakuje mi niczego, co jest naprawdę potrzebne, ani mi, ani rodzinie. Myślę o swoim życiu nie w kategorii braków, a w kategorii obfitości. I wiem, że jestem pod dobrą opieką. Bożą.

Co do rozeznawiania, jest jeszcze jedna fntastyczna rzecz. Zawsze można zapytać Boga. Usiąść, odszukać Go na swój własny sposób i opowiedzieć Mu o swoich dylematach, trudnościach, wątpliwościach i lękach. Bóg nam odpowiada.

Co do myślenia "po ludzku" także mam jeszcze jedną uwagę. Po ludzku wiele rzeczy się nam "wydaje", a wnioski z takiego rozumowania wydają się spójne i logiczne. Ale to nasze rozumowanie jest bardzo niedoskonałe. Mój mąż obiecywał mi bardzo różne rzeczy, jeśli tylko zgodzę się na rozwód. Takie, na których mi zależało. Nie materialne, ale w sferze emocjonalnej. Choć materialne także, jak choćby odciążenie mnie w opiece nad synem, większe zaangażowanie w wychowanie, regularne opłacanie alimentów, nawet wyższych niż zasądzone. Pytanie, ile z tych obietnic mąż by spełnił, zważywszy, że był wtedy w głębokim kryzysie i miał jeden cel, uzyskanie mojej zgody na rozwód. Nie chodzi o to, że uważam mojego męża za kłamcę. Uważam, że każdy kto jest w kryzysie staje się chwilowo niepoczytalny. I układanie się z osobą w kryzysie, zakładanie, że gdy spełnimy jej oczekiwania, to ona dotrzyma swojego słowa, nie wysunie kolejnych żądań, albo nie wycofa się z ustaleń, jest obarczone dużym ryzykiem. Grozi poważną wtopą.

Sądzę też, że te Boże reguły, przykazania, nauczanie, są pomocne w tym, byśmy mogli się chronić przed takimi wtopami. Coś jak znaki na rozwidleniu dróg. Obie drogi wydają się takie same. Ale tylko jedna prowadzi do celu. I po to mamy znaki (przykazania, nauczanie), by się nie pogubić. Nie zawsze ta droga, która prowadzi do celu jest wygodniejsza, łatwiejsza. Może być nawet odwrotnie. Jednak ta droga na której jest Bóg, jest po prostu radośniejsza. Nawet, gdy pojawiają się trudności.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1543
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Niepozorny »

Witaj Ruto.
Ruta pisze: 02 wrz 2021, 14:26 Moje rozeznanie wyglądało następująco: co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. To wymagało ode mnie rozeznania, czy Bóg złączył, a więc, czy mój sakrament małżeństwa jest ważny. Jest. Konsekwencją tego rozeznania jest dla mnie wykluczenie jakichkolwiek działań, które prowadzą do rozdzielenia. Odkąd to w sobie rozeznałam, moje rozważania przestały obejmować cokolwiek, co wiąże się z rozwodem czy zgodą na rozwód.
Zastanawia mnie czy można się opierać na takim samodzielnym rozeznaniu ważności małżeństwa. Załóżmy, że ktoś dokona takiego rozeznania i dojdzie do wniosku, że nie jest. Czy twoim zdaniem jego zgoda na rozwód jest wtedy usprawiedliwiona? Moim zdaniem jest to bardzo ryzykowne. Ja na początku kryzysu byłem przekonany, że moje małżeństwo jest ważne. Po czasie, gdy się już trochę pozbierałem, zacząłem mieć wątpliwości. Nie robiłem jednak rozeznania, tylko po ludzku analizowałem, kiedy małżeństwo jest zawarte ważnie a kiedy nie. Na ewentualne rozeznanie przyjdzie może czas, gdy zakończy się moja sprawa sądowa. Gdy będę miał przekonanie, że moje małżeństwo nie było ważnie zawarte, to przygotuję skargę powodową do Sądu Kościelnego.
Z braku rodzi się lepsze!
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Ruta »

Niepozorny pisze: 02 wrz 2021, 23:52 Witaj Ruto.
Ruta pisze: 02 wrz 2021, 14:26 Moje rozeznanie wyglądało następująco: co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. To wymagało ode mnie rozeznania, czy Bóg złączył, a więc, czy mój sakrament małżeństwa jest ważny. Jest. Konsekwencją tego rozeznania jest dla mnie wykluczenie jakichkolwiek działań, które prowadzą do rozdzielenia. Odkąd to w sobie rozeznałam, moje rozważania przestały obejmować cokolwiek, co wiąże się z rozwodem czy zgodą na rozwód.
Zastanawia mnie czy można się opierać na takim samodzielnym rozeznaniu ważności małżeństwa. Załóżmy, że ktoś dokona takiego rozeznania i dojdzie do wniosku, że nie jest. Czy twoim zdaniem jego zgoda na rozwód jest wtedy usprawiedliwiona? Moim zdaniem jest to bardzo ryzykowne. Ja na początku kryzysu byłem przekonany, że moje małżeństwo jest ważne. Po czasie, gdy się już trochę pozbierałem, zacząłem mieć wątpliwości. Nie robiłem jednak rozeznania, tylko po ludzku analizowałem, kiedy małżeństwo jest zawarte ważnie a kiedy nie. Na ewentualne rozeznanie przyjdzie może czas, gdy zakończy się moja sprawa sądowa. Gdy będę miał przekonanie, że moje małżeństwo nie było ważnie zawarte, to przygotuję skargę powodową do Sądu Kościelnego.
Każde sakramentalnie zawarte małżeństwo korzysta z domniemania ważności. Oznacza to, że do czasu prawomocnego stwierdzenia przez sąd biskupi, że małżeństwo nie zostało zawarte, każde małżeństwo uznajemy za ważne. Zatem wewnętrzne rozeznanie "moje małżeństwo jest ważne" nie wymaga dalszych działań, ani potwierdzeń. Ważność małżeństwa możemy rozeznawać samodzielnie.

Natomiast nie jesteśmy uprawnieni do samodzielnego stwierdzania nieważności małżeństwa. Jeśli więc moje rozeznanie prowadziłoby do podejrzeń, że małżeństwo nie jest ważne, to moje rozeznanie nie wystarcza. I nie powinnam się w takim wypadku na nim opierać, ani sama podejmować decyzji. Zatem do czasu aż nie mam w ręku prawomocnego orzeczenia o nieważności, bronię małżeństwa jako ważnego, niezależnie od swoich wewnętrznych przekonań.

(Na marginesie: niedawno doszło do mnie, że domniemanie ważności oznacza, że jako katolicy nie powinniśmy sugerować nieważności czyjegoś małżeństwa. Domniemanie ważności obowiązuje nie tylko każde małżeństwo, ale i wszystkich wierzących. Gdyby nie to, że po odejściu męża wiele osób sugerowało mi nieważność, głównie sugerując zwrócenie uwagi na nałogi męża i niedojrzałość, to ja bym nie potrzebowała tego rozeznawania wcale. Bo przez wiele lat małżeństwa nie powstała mi myśl, że żyję w związku niesakramentalnym i nikt wtedy także nieważności nie sugerował. Ale takie sugestie sprawiły, że zaczęłam mieć wątpliwości. A takie wątpliwości bolą).

Natomiast wewnętrzne rozeznanie prowadzące do podejrzenia nieważności wcale nie musi oznaczać automatycznego zwracania się do sądu biskupiego z zarzutami nieważności. Ksiądz Marek Dziewiecki wskazuje, że w takiej sytuacji małżonkowie, lub małżonek mogą modlić się o "uważnienie" swojego związku, uświęcenie go, uzdolnienie małżonków do relacji. I mogą także, gdy oboje tego z czasem zapragną, dokonać odnowienia przysięgi małżeńskiej już z przekonaniem, że czynią to świadomie i w sposób ważny. Ksiądz Marek wskazuje też, że dla pary, która ma dzieci, żyje razem, jest to zwykle lepsze rozwiązanie, niż rozłączanie się, zaczynanie nowych relacji, wprowadzanie zamętu.

Co do rozeznawania po ludzku, mam co do tego obawy. Bo formalne warunki nieważności są skonstruowane tak, że na każde małżeństwo da się coś znaleźć, coś przypasować, naciągnąć. Jeśli więc do takiego ludzkiego rozumowania przystępujemy z zamysłem doszukania się przyczyny nieważności łatwo ją znajdziemy. Co wcale nie oznacza przecież, że każde małżeństwo jest nieważne.

Rozeznanie powinno iść w duchu posłuszeństwa. Tym samym także we własnym rozeznaniu obowiązuje domniemanie ważności. Nie jest to więc taki sam proces, jak ten przeprowadzany "po ludzku". Sądzę, że w procesie wewnętrznego rozeznania powinniśmy dopuszczać wewnętrzny głos obrończy, przemawiający za ważnością. Także w sądzie biskupim jest instytucja obrońcy węzła małżeńskiego.

Myślę też, że nie trzeba wcale szczegółowo analizować przesłanek nieważności. Moim kryterium było nasze zachowanie po ślubie. Skoro po ślubie podjęliśmy obowiązki małżeńskie i małżeńskie życie, to jest to proty dowód na to, że mieliśmy oboje dostateczne rozeznanie w chwili zawarcia ślubu czego się podjęliśmy i jaka była nasza intencja. Oznacza to też, że po obu stronach była szczera wola wypełnienia przysięgi małżeńskiej. A skoro się podjęliśmy wspólnego życia małżeńskiego i się nam to udawało, to w oczywisty sposób oznacza, że byliśmy wystarczająco dojrzali do małżeństwa. Gdy ktoś jest niedojrzały do małżeństwa (to nie to samo co ogólna niedojrzałość, każdy jest w jakiejś sferze życia niedojrzały), nie będzie przecież w stanie podjąć wspólnego życia. Skoro podjął, to był do tego zdolny. Jest też kryterium łaski. Jeśli dla małżonków płynie łaska, płynie ona z sakramentu.
Powyższe prowadzi do wniosku, że żaden z nałogów męża, ani też nasz stopień niedojrzałości i trudności, nie wypłynęły na to, byśmy w dniu ślubu nie byli w stanie zawrzeć ważnego sakramentalnego małżeństwa i podjąć życia małżeńskiego. Cokolwiek więc się stało z naszą relacją, stało się już w trakcie trwania ważnego małżeństwa. Wejście w kryzys nie oznacza, że małżonkowie nie są małżonkami, czy że skoro pojawił się kryzys, to nie byli z jakiś przyczyn zdolni do małżeństwa. Są małżonkami, tylko w kryzysie...
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: vertigo »

Przepraszam za powrót do dawnej wpisu, ale gwoli wyjaśnienia:
Ruta pisze: 24 paź 2020, 0:03
vertigo pisze: 23 paź 2020, 21:21
Ruta pisze: 23 paź 2020, 18:38 Część współczesnej psychologii nie uznaje moralnego wychowania dziecka, w zamian proponując tłumaczenie dzieciom, że rozwody się zdarzają, że zakłada się nowe rodziny, że trzeba to akceptować - no ale od takich rzeczy lepiej trzymać się z daleka. (1) Bo dalsze rozdziały takich podręczników psychologii lub edukacji dla dzieci brną jeszcze dalej - aborcja jest dobra dla kobiety, antykoncepcja jest dobra dla kobiety, a ślub nie jest potrzebny , by założyć rodzinę przecież widać, że to teorie tworzone przez mężczyzn, którzy chcą korzystać z ciał kobiet bez żadnych konsekwencji).
(1) Czy mogłabyś podać podręczniki psychologii, które o tym piszą?
1. Szukając książek o rozwodach, w tym ksiązek dla dzieci o rozwodach spędziłam sporo czasu przy półkach w księgarniach, na dziale psychologia i dziale poradniki - i byłam zaszokowana, jak wiele tam się pisze o pozytywnych skutkach rozwodów, i co się pisze o tym jak rozmawiać z dziećmi o rozwodzie (głównie, że to się zdarza, że czasem ludzie przestają sie kochać i wtedy się rozstają, ale kochają nadal swoje dzieci).

Jedną taką książkę w której zwarte sa takie treści w domu mam, jest to ksiązka o rozwoju dziecka: Rozwój psychiczny dziecka od 0 do 10 lat, Ilg, Ames, Baker - pozycja wielokrotnie wznawiana, taki klasyk z brodą wiecznie żywy. O rozwodzie piszą tak "Na szczęście, wbrew ponurym przepowiedniom, badania wskazują, że rozwód nie wpływa na ogół na pogorszenie zachowania dzieci, a rodziny przez nie zakładane nie są lepsze, ani gorsze niż te zakładane przez dzieci z trwałych związków". Badania prowadzą do wniosków odwrotnych, pomijam, że badania to taki nasz współczesny bożek - na każde badanie jest inne badanie, więc zawsze jest pytanie jakie badania? Realnie nie znam nikogo, kogo by nie dotknął rozwód rodziców, czy ich rozstanie, gdy nie byli małżeństwem i kto powiedziałby, że nie miało to wpływu na jego późniejsze relacje.
Jako przykładową książkę (w której miały być zawarte treści, o które pytałem) podałaś "Rozwój psychiczny dziecka od 0 do 10 lat" (Ilg, Ames, Baker). Dotarłem do niej i poza zacytowanym przez Ciebie kontrowersyjnym zdaniem o w sumie niewielkim wpływie rozwodu na zachowania dziecka, nie znalazłem, by autorzy pisali, że "aborcja jest dobra dla kobiety, antykoncepcja jest dobra dla kobiety, a ślub nie jest potrzebny". Czy możesz wskazać takie miejsca w tej książce?

Poza tym, wspomniałaś, że wiele pisze się o pozytywnych skutkach rozwodów oraz jak rozmawiać z dziećmi w takiej trudnej sytuacji. W cytowanej książce faktycznie dwie strony są poświęcone podejściu rozwodzących się rodziców do dziecka i sugestiom jak z nim rozmawiać, ale ponownie nie znalazłem w niej "pozytywów", o których mieli pisać autorzy.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
ODPOWIEDZ