Na rozdrożu
Moderator: Moderatorzy
Re: Na rozdrożu
Ja się tak odwiesiłam, że nie mam potrzeby nawet żeby chcieć z mężem spędzać teraz czas. Jak coś mówi, że będzie robił mówię że fajnie i tyle. Nie mówię, że kocham. Ostatnim razem kiedy to mówiłam prawie doszło do rozwodu, więc lepiej się nie wyrywać. Tylko bycie twardym męczy, chciałabym sobie kiedyś odpuścić.
Re: Na rozdrożu
Chciałby trzymać po prostu dwie sroki za ogon, żałosne.
Mam wrażenie, że trochę go żałujesz? Stara się wzbudzić w Tobie współczucie czy nawet poczucie winy (tak jak mój mąż we mnie?) Przecież to, jak się czuje, że ma wyrzuty sumienia itd. to konsekwencja jego zachowania, jego wyborów.
Pewnie w tym, że Sosna mu nie wierzy, moim zdaniem słusznie.
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Re: Na rozdrożu
To bardzo dobrze, że nie wierzy mu. Podzielam słuszność takie postawy. Tym bardziej nie widzę problemu. Problem byłby, gdyby np. wierzyła lub on wyjawił jakiś problem. Wszystko inne to zbędne pisanie scenariuszy rozpaczy, pogrążanie się w domniemanym bólu itp.
Re: Na rozdrożu
Sosno, bardzo naturalnym jest, że chcesz coś po ludzku jeszcze zrobić i szukasz takich rzeczy, których nie zrobiłaś jeszcze, a mogłyby zadziałać. To naturalny etap, ale w pewnym momencie dojdziesz tak czy inaczej do ściany o nazwie "nie mam wpływu na drugiego człowieka".Sosna pisze: ↑02 wrz 2020, 11:36 mam do Was jeszcze pytanie.
.....
Chciałoby się coś tam po ludzku...
....
Według listy Zerty powinnam się odwiesić, nie mówić o uczuciach, pokazać mężowi, że mogę żyć bez niego, czy to nie niesie ryzyka, że mąż będzie czuł się nie kochany, nie ważny dla mnie, że to będzie dla niego potwierdzeniem i usprawiedliwieniem romansowania z kowalską.
Lista Zerty nie służy do tego, żeby "jeszcze coś zrobić". Ona nie służy do zmiany postępowania męża. Ona służy do ochrony Ciebie. Służy też do złapania dystansu i zobaczenia z tego dystansu, że może jednak możesz coś zrobić, tylko z tego etapu zawieszenia się na mężu nie jesteś w stanie tego zobaczyć.
No i warto zauważyć, że - nawet jeśli masz obawy o odwieszanie się i w efekcie utratę relacji - to na szczęście nie musisz tego kontrolować. Do końca życia niezrywalną liną jesteście połączeni sakramentem. Żadne odwieszanie się emocjonalne i żadna najgenialniej zastosowana lista Zerty nie jest w stanie zlikwidować tego połączenia. Pytanie - czy w to wierzysz? Czy tym żyjesz?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Jan Paweł II
Re: Na rozdrożu
Może to nie jest problem. Za każdym razem po prostu schemat się powtarza. Odsuwa się od nas, od domu, a w ciągu dnia pracował(uje), spotkał(może spotyka) się z kowalską, żyje swoim życiem, wraca do domu ok. 20, coś zjada, pije piwo, włącza ulubiony sport i zasypia, rano wstaje po 5 i jedzie d pracy . A ja jestem jakby w oczekiwaniu na bombę, najbardziej boję się tego, że będę lub jestem okłamywana, jakoś nawet to, że może odejść mnie tak nie stresuje. Staram się oddać Jezusowi moje lęki. Mąż mówi że kocha, ale to samo mówił kowalskiej. A ja nie wiem czy się odwieszać, czy starać...
Re: Na rozdrożu
Dziękuję Nirwano, wierzę w świętość sakramentu małżeństwa, wierzę że tym, który jest z nami w tym sakramencie jest Jezus. Staram się tym żyć, gdyby nie moja wiara, po tych podbojach mojego męża (to trwa od ok. 2016r.) z prawdopodobnie nieślubnym dzieckiem w tle,już bym odeszła, a ja trwam, modlę się, staram się pracować. Pewnie trochę nieudolnie, może powinnam zastosować tą twardą miłość, a tak to on wie, że ja byłam, jestem i będę...
Re: Na rozdrożu
I to wygląda na prawdziwy problem. Dobra wiadomość jest taka, że możesz z nim się zmierzyć. Nie oczekiwać na bombę, nie czuć lęku przed okłamywaniem itd. Jednakże nie wystarczy starać się oddać leki Jezusowi. I nie osiagniesz sukcesu w krótkim czasie.
Re: Na rozdrożu
Co robić podpowiedzcie. Wiem, że jestem zbyt niecierpliwa...
Re: Na rozdrożu
Moim zdaniem robisz już postęp. Szukasz, obserwujesz, zadajesz pytania, jak widać po tym forum. Z czasem znajdować będziesz kolejne rozwiązania najlepiej pasujące do Twojej, unikalnej sytuacji.Sosna pisze: ↑03 wrz 2020, 12:21Co robić podpowiedzcie. Wiem, że jestem zbyt niecierpliwa...
Re: Na rozdrożu
Cześć,
Ja słucham "Jezu Ty się tym zajmij" czasami nawet po kilka razy na YouTube.
Uratował mnie Jezus wiele razy gdy Mu oddałam dane sprawy, wtedy też odchodzą lęki nawet najgorsze i wiem, że On jest obok i cóż mi ktoś zrobić może jak sam Pan Zastępów jest ze mną
Dobrze jest też wzywać Ducha Świętego, bo nieraz słuchając bezkrytycznie rad ludzi możemy wpaść w pułapkę szatana i pogrążyć się bardziej. Roztropność jest tu kluczem, mi pomogło posłuszeństwo spowiednikom, dla których modliłam się o światło Ducha Świętego, wierze, że sam Pan Jezus przez nich do mnie przemawiał.
Ja słucham "Jezu Ty się tym zajmij" czasami nawet po kilka razy na YouTube.
Uratował mnie Jezus wiele razy gdy Mu oddałam dane sprawy, wtedy też odchodzą lęki nawet najgorsze i wiem, że On jest obok i cóż mi ktoś zrobić może jak sam Pan Zastępów jest ze mną
Dobrze jest też wzywać Ducha Świętego, bo nieraz słuchając bezkrytycznie rad ludzi możemy wpaść w pułapkę szatana i pogrążyć się bardziej. Roztropność jest tu kluczem, mi pomogło posłuszeństwo spowiednikom, dla których modliłam się o światło Ducha Świętego, wierze, że sam Pan Jezus przez nich do mnie przemawiał.
Re: Na rozdrożu
Pogody DuchaMareS pisze: ↑29 wrz 2017, 10:19 Może komuś pomoże
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/zranienie.html
Re: Na rozdrożu
Dziękuję bardzo za wszelką pomoc, odmawiam NP i jestem spokojniejsza.
Re: Na rozdrożu
Droga Sosno
Bardzo dobrze Cię rozumiem i bardzo to wszystko znajome z tą tylko różnicą, że kowalska moja męża nie ma z nim dziecka (chyba że o tym nic nie wiem).
Późne powroty, przemęczenie itp. Trwałam długo w takiej emocjonalnej huśtawce i powiedziałam dość. I może to nie sycharowskie ale wtedy poczułam ulgę a przede wszystkim spokój ja i dzieci. To było nie do wytrzymania. Też się wypierał, że to przyjaciółka i takie tam gadanie które nic nie wnosiło. Od marca nie mieszka z nami. Łatwo nie jest ale mamy spokój.
Nie chciał zerwać kontaktu z kowalską nadal razem pracują i mieszkają w tym samym bloku.
Chciałam zwrócić jednak uwagę na inną rzecz a mianowicie męża kowalskiej. Mąż kowalskiej męża też się ze mną kontaktuje (pisze sms-y) ale nie chce rozmawiać. Parę dni temu napisał kolejne nowości na temat mojego męża i jego żony bez konkretów tylko puste hasła z których nic nie wynika i ode mnie oczekuje, że mam coś z tym zrobić. Zablokowałam gościa i chcę mieć spokój. Mąż kowalskiej informuje Cię na różne tematy po co? Myślę, że tak samo jak w moim przypadku oczekuje aż Ty sama coś zrobisz. Dojrzałam (może nie do końca), że nie mamy żadnego wpływu na to co robią nasi mężowie. W moim przypadku obojętność męża i brak zainteresowania dziećmi czy domem są dla mnie niezrozumiałe. Tak jednak jest. Odciął się całkowicie. Boli okropnie ale wiadomości, które otrzymywałam od życzliwych i męża kowalskiej były jeszcze gorsze.
To Twój mąż musi podjąć decyzję czego chce i skoro deklaruje, że nadal Was kocha to musi to udowodnić. Nawet jeśli dziecko jest jego, to może (musi) płacić alimenty ale żyć z Wami. Bardzo to wygodne trochę u Ciebie trochę u kowalskiej i nic na serio. Tak się nie da. Pomyśl przede wszystkim o sobie i dzieciach. Jak im musi być z tym trudno taka huśtawka i zero konkretów. Nie pozwól się tak traktować w tle z mężem kowalskiej. A co on robi, żeby sytuację wyjaśnić oprócz informowania Ciebie o tym wszystkim. Co z niego za mężczyzna, że nie umie kategorycznie załatwić sprawy ze swoją żoną (tak jak u mnie). Chroń się przed takimi ludźmi bo nic nie wnoszą a wiele potrafią zrujnować.
Pan Bóg nie zmusza mnie do swojej miłości. Proponuje, że mogę pójść za nim. Nic na siłę. Czy mamy prawo/obowiązek zmuszać kogoś (męża) do życia z nami skoro tego nie chce?
Was jeszcze mąż kocha mnie już nie i nie chce mieć z nami nic wspólnego. Lekcja bolesna i rany nie wiem kiedy się zagoją ale to jego wybór i jego decyzje. Nie rozmawia ze mną ani o dzieciach ani o domu nic. Uciekł jak tchórz i żyje jak kawaler. Dopóki sam nie uzna, że chce powrotu nie będę go do niczego zmuszała.
Postaw jasne granice. Chce powrotu to nie na próbę tylko na serio. Nie daj się tak traktować bo nikt z nas na takie traktowanie nie zasługuje.
Z modlitwą
Pestka
Bardzo dobrze Cię rozumiem i bardzo to wszystko znajome z tą tylko różnicą, że kowalska moja męża nie ma z nim dziecka (chyba że o tym nic nie wiem).
Późne powroty, przemęczenie itp. Trwałam długo w takiej emocjonalnej huśtawce i powiedziałam dość. I może to nie sycharowskie ale wtedy poczułam ulgę a przede wszystkim spokój ja i dzieci. To było nie do wytrzymania. Też się wypierał, że to przyjaciółka i takie tam gadanie które nic nie wnosiło. Od marca nie mieszka z nami. Łatwo nie jest ale mamy spokój.
Nie chciał zerwać kontaktu z kowalską nadal razem pracują i mieszkają w tym samym bloku.
Chciałam zwrócić jednak uwagę na inną rzecz a mianowicie męża kowalskiej. Mąż kowalskiej męża też się ze mną kontaktuje (pisze sms-y) ale nie chce rozmawiać. Parę dni temu napisał kolejne nowości na temat mojego męża i jego żony bez konkretów tylko puste hasła z których nic nie wynika i ode mnie oczekuje, że mam coś z tym zrobić. Zablokowałam gościa i chcę mieć spokój. Mąż kowalskiej informuje Cię na różne tematy po co? Myślę, że tak samo jak w moim przypadku oczekuje aż Ty sama coś zrobisz. Dojrzałam (może nie do końca), że nie mamy żadnego wpływu na to co robią nasi mężowie. W moim przypadku obojętność męża i brak zainteresowania dziećmi czy domem są dla mnie niezrozumiałe. Tak jednak jest. Odciął się całkowicie. Boli okropnie ale wiadomości, które otrzymywałam od życzliwych i męża kowalskiej były jeszcze gorsze.
To Twój mąż musi podjąć decyzję czego chce i skoro deklaruje, że nadal Was kocha to musi to udowodnić. Nawet jeśli dziecko jest jego, to może (musi) płacić alimenty ale żyć z Wami. Bardzo to wygodne trochę u Ciebie trochę u kowalskiej i nic na serio. Tak się nie da. Pomyśl przede wszystkim o sobie i dzieciach. Jak im musi być z tym trudno taka huśtawka i zero konkretów. Nie pozwól się tak traktować w tle z mężem kowalskiej. A co on robi, żeby sytuację wyjaśnić oprócz informowania Ciebie o tym wszystkim. Co z niego za mężczyzna, że nie umie kategorycznie załatwić sprawy ze swoją żoną (tak jak u mnie). Chroń się przed takimi ludźmi bo nic nie wnoszą a wiele potrafią zrujnować.
Pan Bóg nie zmusza mnie do swojej miłości. Proponuje, że mogę pójść za nim. Nic na siłę. Czy mamy prawo/obowiązek zmuszać kogoś (męża) do życia z nami skoro tego nie chce?
Was jeszcze mąż kocha mnie już nie i nie chce mieć z nami nic wspólnego. Lekcja bolesna i rany nie wiem kiedy się zagoją ale to jego wybór i jego decyzje. Nie rozmawia ze mną ani o dzieciach ani o domu nic. Uciekł jak tchórz i żyje jak kawaler. Dopóki sam nie uzna, że chce powrotu nie będę go do niczego zmuszała.
Postaw jasne granice. Chce powrotu to nie na próbę tylko na serio. Nie daj się tak traktować bo nikt z nas na takie traktowanie nie zasługuje.
Z modlitwą
Pestka
Re: Na rozdrożu
Pestko, dziękuję Ci za Twoje słowa i wsparcie.
U mnie jest troszkę inna sytuacja niż u Ciebie. Mąż kowalskiej informował mnie o wydarzeniach ale to było w tamtym roku, teraz cisza...Nie wiem czy u nich się uspokoiło, czy on się pogodził z sytuacją. A jak jest u mnie nie wiem tak naprawdę. Przestałam sprawdzać męża, pytać, dociekać, bo mnie to wykańczało. Mój mąż jest dziwny, nie rozumiem go, ale cóż człowiek czasem nawet siebie nie rozumie. Wychodzi do pracy ok. 6, wraca ok. 20, w ciągu dnia załatwia różne sprawy związane np. z samochodem, potrzebnymi zakupami jak ma coś naprawić, zawiózł dziecko do lekarza itp. Jak coś do niego napiszę, to odpowie. W niedzielę poszedł do spowiedzi św., przyjmuje komunię. Więc teoretycznie zerwał z kowalską. Mówi, że gdyby chciał z nią żyć to by żył, a on chce być z nami. Ale zachowuje się jak robot, zero emocji. Mi się to kojarzy z jego poprzednimi ucieczkami w pracę, połączone z romansowaniem z kowalską. Wieczorem siada przed tv, coś tam opowie. Nie interesuje go co u nas się dzieje. Jak go pytam o co chodzi, dlaczego tak się oddala to mówi, że "jeszcze będzie dobrze". On po prostu uciekł z naszego życia. Może to są tylko moje projekcje, może zły męczy obrazami i domysłami. Staram się zajmować sobą i dziećmi, ale okropnie trudno jest żyć w takiej emocjonalnej pustce. Zapisałam się na rekolekcje ignacjańskie, to wspaniała uczta dla duszy, wierzę że Pan mnie przygarnie i pomoże przetrwać te złe chwile.
U mnie jest troszkę inna sytuacja niż u Ciebie. Mąż kowalskiej informował mnie o wydarzeniach ale to było w tamtym roku, teraz cisza...Nie wiem czy u nich się uspokoiło, czy on się pogodził z sytuacją. A jak jest u mnie nie wiem tak naprawdę. Przestałam sprawdzać męża, pytać, dociekać, bo mnie to wykańczało. Mój mąż jest dziwny, nie rozumiem go, ale cóż człowiek czasem nawet siebie nie rozumie. Wychodzi do pracy ok. 6, wraca ok. 20, w ciągu dnia załatwia różne sprawy związane np. z samochodem, potrzebnymi zakupami jak ma coś naprawić, zawiózł dziecko do lekarza itp. Jak coś do niego napiszę, to odpowie. W niedzielę poszedł do spowiedzi św., przyjmuje komunię. Więc teoretycznie zerwał z kowalską. Mówi, że gdyby chciał z nią żyć to by żył, a on chce być z nami. Ale zachowuje się jak robot, zero emocji. Mi się to kojarzy z jego poprzednimi ucieczkami w pracę, połączone z romansowaniem z kowalską. Wieczorem siada przed tv, coś tam opowie. Nie interesuje go co u nas się dzieje. Jak go pytam o co chodzi, dlaczego tak się oddala to mówi, że "jeszcze będzie dobrze". On po prostu uciekł z naszego życia. Może to są tylko moje projekcje, może zły męczy obrazami i domysłami. Staram się zajmować sobą i dziećmi, ale okropnie trudno jest żyć w takiej emocjonalnej pustce. Zapisałam się na rekolekcje ignacjańskie, to wspaniała uczta dla duszy, wierzę że Pan mnie przygarnie i pomoże przetrwać te złe chwile.
Re: Na rozdrożu
Sosna, przepraszam, troche pojade, ale jeszcze nie wiesz, co to znaczy, jak maz naprawde ucieknie z Waszego zycia. Tak sie sklada, ze jade z mezem samochodem. W tym czasie dzwonila do mnie jego ukochana kiedys corka. Zero reakcji na jego twarzy. Nic. Wymieniamy zdawkowe, blahe zdania. A w zasadzie milczymy. To jest niepojete, ze mozna tak amputowac w sobie uczucia do bliskich. No chyba ze ich nigdy tak naprawde nie bylo.....