Bławatek pisze: ↑02 cze 2023, 21:13
Myślę nad tym zastępowaniem słowa "muszę" "chcę" - mimo wszystko jest wiele sytuacji gdy mi się nie chce, ale jednak muszę
- i tylko ode mnie zależy czy wykonam to z radością czy ze złością.
(...)
Nie wiem, może on "zdradzający" chciałby abym to ja o niego walczyła, zabiegała. Ale ja taka nie jestem. To przecież on okłamywał, mnie skrzywdził zdradą, walką o opiekę nad dzieckiem kowalskiej, gdy naszego syna przez wiele tygodni miał gdzieś. Nie potrafię się łasić, zabiegać, mówić sztuczne komplementy i miłe słówka bo dla mnie to forma manipulacji (mam parę takich koleżanek i niedobrze mi się robi gdy widzę jak się wdzięczą do wszystkich byłe by tylko coś osiągnąć). Ja taka nie jestem. A może powinnam... Ale musiałabym chyba swoje sumienie uciszyć. Albo mi się wydaje, że takie zachowanie jest złe, a jednak jest dobre...
Takie ostatnio przemyślanki mnie dopadły.
Bławatku, kiedy się odzwyczajałam od słowa muszę, też co i raz trafiałam na takie rzeczy, które jednak musiałam, mimo, że mi się nie chciało. Żeby się przekonać co będzie, raz i drugi nie zrobiłam tych rzeczy, których mi się nie chciało. To pomogło mi zrozumieć, że wcale nie muszę. Mogę. Ale nie muszę
Tak sobie pomyślałam teraz, co by się stało, gdybym weszła poziom wyżej i cały dzień nie tylko nie robiła tego, na co nie mam ochoty, ale robiła wszystko to, na co mam ochotę
Nie wiem, czy miałam kiedyś taki dzień w życiu, ale pamiętam, że kiedy robiłam to co chciałam robić, czułam się szczęśliwa
Chyba się zdobędę na ten odważny czyn. A nawet całą ich serię. Wydaje mi się to takie trochę skandalizujące: to kobieta, która zawsze robi to co chce
Podoba mi się.
Mnie także mierzi łaszenie się, sztuczne komplemenciki, udawanie naiwnej. Po przemyśleniu zdecydowałam, że to nie ja. Nie czułabym się dobrze tak robiąc. Więc tak nie robię. Zdecydowałam za to, że jeśli będę mogła powiedzieć szczery komplement, wyrazić uznanie, będę tak robić, bo tego też nie umiałam. Z tym czuję się dobrze.
Za co mogłabyś szczerze docenić męża? Firekeeper ładnie napisała, nie warto czekać w relacji, aż druga osoba zacznie. Można samemu napełniać szklankę drugiej osoby miodem. To nie musi być sztuczny miód. To może być miód najwyższej jakości
Jestem pewna, że jest mnóstwo takich rzeczy, z których ten miód może powstać.
Pewnie u każdego jest z tym trochę inaczej. Moja miłość do męża składa się z drobnych rzeczy, fascynacji. Lubię uśmiech mojego męża i sposób w jaki się porusza, lubię na niego patrzeć, kiedy pracuje lub jest na czymś skoncentrowany, lubię kiedy opowiada mi różne rzeczy i lubię słuchać jego rozmów, lubię jego głos, sposób w jaki postrzega świat i jego przemyślenia, jego poczucie humoru i kiedy się śmieje. Lubię jego fascynacje. Lubię sny mojego męża. Lubię jego otwartość i małe szaleństwa. Lubię, że potrafi mi się przeciwstawić. Lubię kiedy jest zdecydowany, jest wtedy pewny i metodyczny w tym co robi. Lubię kiedy mój mąż się modli. Lubię, że się niepokoi przed nowymi sytuacjami i się wtedy złości. Lubię jego dłonie. Często ma na nich odciski i szorstką skórę. Lubię zapach mojego męża. Lubię, że umie robić ładne rzeczy.
Sporo w tym co piszesz o mężu, jest o tym, czego nie robił i co robił. Pomyślałam sobie, że może twoim językiem miłości są przysługi. Może twój mąż nie umie wyrażać miłości w tym języku, jeszcze, a wyrażał ją w innym języku, dla ciebie niezrozumiałym. Napisałaś, że dla męża ze wspólnoty małżeńskiej najważniejsze było łoże. Może jego podstawowym językiem miłości jest dotyk?
Ja dostrzegam w językach miłości jeszcze jedną rzecz. Że mamy czasem języki wyuczone, które tylko wydają się być naszymi naturalnymi językami miłości. Albo takie obszary nienakarmienia lub zranienia, że dany język wydaje się dominujący i naturalny, chociaż wcale nim nie jest. Więc może jest odwrotnie, twoim językiem nie są przysługi, a twojego męża dotyk, tylko nie umiecie jeszcze mówić w swoich właściwych językach?
Nie udało mi się dotąd odkryć ani mojego języka miłości, ani męża. Dotyk. Drobne przysługi. Podarunki. Wspólny czas. Wyrażenia afirmatywne. Nie wiem... Mam wrażenie, że każde z nas ma komplet.
Oboje z mężem weszliśmy w małżeństwo głodni każdej miłości pod każdą postacią w każdej możliwej formie. Pod każdym naszym pokręceniem skrywa się kolejne i kolejne. Mamy rany na bliznach, pod którymi są kolejne. Ciężko się przez to przekopać...