Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

renegate

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: renegate »

tata999 pisze: 12 sie 2020, 17:53
renegate pisze: 12 sie 2020, 17:36
Wiedźmin pisze: 12 sie 2020, 12:03

OK - ale w ramach równouprawnienia - możesz spróbować zrobić to samo... i zobaczyć, czy to faktycznie takie "szczęśliwe życie".
Czyli podrzucasz mężowi dziecko... mówisz, że na chwilę... i wyjeżdżasz do np. owego Wietnamu ;) ... czy tam gdzie lubisz...
... aby jak piszesz "bez odpowiedzialności wieść nowe lepsze życie bez zbędnych zmartwień i trosk" - wchodzisz w to? ;)

Wiedźminie, próbujesz bronić tezy, która jest nie do obronienia...
Ponawiam, jaki zdrowy psychicznie rodzic, odpowiedzialny i kochający wyjeżdża do Wietnamu, aby uniknąć dokładania się do utrzymywania swojego dziecka, tracąc z nim kontakt?
Jest takich rodziców wielu, łatwo ich spotkać zagranicą, choć raczej nie w hotelu all-inclusive.
Jakich rodziców? Tych, którzy wyjechali za granicę do pracy, aby zarobić na utrzymanie rodziny lub tylko dziecka, gdyby rozstali się ze współmałżonkiem? Czy takich, którzy uciekli od odpowiedzialności i co najważniejsze od własnego dziecka?
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Ja nigdy bym nie umiała porzucić rodziny a dziecka tym bardziej.

W innym wątku pisałam dziś, że niestety świat jest tak zwariowany, że dla wielu osób liczy się tylko ich życie i szczęściem, za nic mają dobro innych - dzieci, rodziny, żony, innych bliskich. Z ogólnie przyjętych norm, wartości, zasad, przykazań wybierają to co jest dla nich ważne lub dobre, miłe - to co ogranicza jest złe. Nawet ci co chodzą do kościoła odrzucają wiele przykazań czy nauk. A tacy na przykład świadkowie Jehowy, muzelmanie twardo stoją przy zasadach swoich wyznań.

W poniedziałek po 20 w telewizji był film (nie wiem czy można podać tytuł) o małżeństwie, które chciało się rozwieść i każde w tym samym czasie dostało propozycję wyjazdu do innego kraju więc okazało się że trójka ich dzieci jest dla nich wielką przeszkodą bo żadne z małżonków nie chciało zaopiekować się dziećmi, dodatkowo mąż miał romans. I małżonkowie w tym filmie próbowali zniechęcić dzieci do siebie aby wybrały drugiego rodzica. Nikt nie liczył się z dziećmi. O takim przykładzie Wiedźminie mówisz?! Ja nie jestem zdolna do takich rzeczy. Aczkolwiek film skończył się happy endem - najpierw małżonkowie doszli do porozumienia w sprawie opieki naprzemiennej a na końcu okazało się, że bohaterka jest w ciąży z mężem a ten jakoś od niej nie uciekał. Choć fabuła w większości przerażająca to jednak zakończenie miała takie, którego wielu tu by chciało - porozumienie w sprawie opieki i możliwy powrót do siebie.

Nigdy nie chciałam walczyć z mężem, jak już to chcę bronić małżeństwa oraz opieki męża nad synem i zadbać o przyszłość dziecka tak aby jak najmniej odczuł brak rodzica.

I pośrednio znam rodzinę, która dziecko na cały tydzień zostawiała pod opieką dziadków i odbierali je w piątek wieczorem tylko na weekend. Na spokojnie sobie pracowali a popołudnia mieli wolne. I nie mieszkali daleko od dziadków. Tak też bym nie umiała. Świadomie chciałam być zarówno żoną jak i matką. A to oprócz przyjemności też obowiązki i trudy życia codziennego.
Wiedźmin

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Wiedźmin »

renegate pisze: 12 sie 2020, 17:36
Wiedźmin pisze: 12 sie 2020, 12:03
Bławatek pisze: 12 sie 2020, 11:27 [...] ale dlaczego miałoby to odbywać się kosztem dziecka i jego potrzeb. Dziecka które niczemu nie jest winne. A ojciec w tym czasie bez odpowiedzialności będzie wiódł nowe lepsze życie bez zbędnych zmartwień i trosk, bo mu się należy szczęśliwe życie. [...]
OK - ale w ramach równouprawnienia - możesz spróbować zrobić to samo... i zobaczyć, czy to faktycznie takie "szczęśliwe życie".
Czyli podrzucasz mężowi dziecko... mówisz, że na chwilę... i wyjeżdżasz do np. owego Wietnamu ;) ... czy tam gdzie lubisz...
... aby jak piszesz "bez odpowiedzialności wieść nowe lepsze życie bez zbędnych zmartwień i trosk" - wchodzisz w to? ;)

Wiedźminie, próbujesz bronić tezy, która jest nie do obronienia... [...]
Hmm... nie wiem gdzie wyczytałaś spomiędzy wierszy renegate to, że chciałem czegokolwiek bronić :D.

Ja tylko zaproponowałem zamianę ról... (swoją drogą często stosuje mechanizm "odwrócenia" aby spróbować spojrzeć na coś z innej strony) - chcąc podkreślić, iż uważam, że ta "opcja ucieczkowa" to jednak nie sam miód i orzeszki... żeby tak tego "zazdrościć" ... tego lepszego życia "uciekającemu tacie czy mamie".

Jasne, że opuszczanie własnych dzieci jest naganne - wielokrotnie to przecież powtarzałem jak mantrę, że podstawowym obowiązkiem rodzica jest bycie blisko i wychowywanie swoich małoletnich dzieci.
renegate

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: renegate »

Wiedźmin pisze: 12 sie 2020, 20:53
renegate pisze: 12 sie 2020, 17:36
Wiedźmin pisze: 12 sie 2020, 12:03

OK - ale w ramach równouprawnienia - możesz spróbować zrobić to samo... i zobaczyć, czy to faktycznie takie "szczęśliwe życie".
Czyli podrzucasz mężowi dziecko... mówisz, że na chwilę... i wyjeżdżasz do np. owego Wietnamu ;) ... czy tam gdzie lubisz...
... aby jak piszesz "bez odpowiedzialności wieść nowe lepsze życie bez zbędnych zmartwień i trosk" - wchodzisz w to? ;)

Wiedźminie, próbujesz bronić tezy, która jest nie do obronienia... [...]
Hmm... nie wiem gdzie wyczytałaś spomiędzy wierszy renegate to, że chciałem czegokolwiek bronić :D.

Ja tylko zaproponowałem zamianę ról... (swoją drogą często stosuje mechanizm "odwrócenia" aby spróbować spojrzeć na coś z innej strony) - chcąc podkreślić, iż uważam, że ta "opcja ucieczkowa" to jednak nie sam miód i orzeszki... żeby tak tego "zazdrościć" ... tego lepszego życia "uciekającemu tacie czy mamie".

Jasne, że opuszczanie własnych dzieci jest naganne - wielokrotnie to przecież powtarzałem jak mantrę, że podstawowym obowiązkiem rodzica jest bycie blisko i wychowywanie swoich małoletnich dzieci.
Ja nie mam na myśli tylko "zamiany ról", a wszystkie Twoje wypowiedzi dotyczące uciekających ojców...
Natomiast, czy nie piszesz wprost:
uważam, że ta "opcja ucieczkowa" to jednak nie sam miód i orzeszki... żeby tak tego "zazdrościć" ... tego lepszego życia "uciekającemu tacie czy mamie"
Przecież takie podejście, żałujące uciekających rodziców od odpowiedzialności wszelakiej (finansowej, wychowawczej, opiekuńczej itd.) jest chyba obroną ich? Współczujesz im, że dla własnej wygody porzucili dziecko?
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Ruta »

Pavel pisze: 12 sie 2020, 8:42
Przy okazji, obowiązek alimentacji dotyczy niemalże tylko mężczyzn nie dlatego, że kobiety się z tego obowiązku zawsze wywiązują, a dlatego, że sytuacje gdy to kobieta ma obowiązek alimentacyjny jest marginalna. Wbrew konstytucji szansa, że to ojciec otrzyma prawo do bycia głównym opiekunem dzieci jest niemal taka jak wygranie w totka.
Jestem w stanie zrozumieć rozgoryczenie mężczyzny, który zostaje porzucony, czy wyrzucony, jego kontakt z dzieckiem nagle zostaje ograniczony, i jest mu ciężko finansowo, bo musi od nowa swoje życie odbudować. Nie sądzę jednak, by to rozgoryczenie miało być podstawą do zaprzestania lożenia na dzieci, czy utrzymywania z nimi kontaktu. Szczególnie jeśli żony są takimi psychopatkami, jak twierdzą porzuceni mężowie i które to żony w dodatku sprzeniewierzają pieniądze na dzieci na swoje własne potrzeby.

Mam także w sobie trochę nieufności do tych rozgoryczonych mężczyzn. Wiem, że gdybyś porozmawiał z moim mężem, dokładnie taką story byś usłyszał, wyrzucony z domu, w którym i tak nie miał jak żyć, odcinany od syna i rujnowany finansowo. Myślę, że łatwo w takim przypadku oddzielić ziarno od plew, zadając kilka prostych pytań, czy wystapileś już o opiekę dzieloną, czy pracujesz, ile obecnie płacisz na dzieci, czy sumiennie wykonujesz kontakty. No i co robisz, by uchronić dzieci przed matką psychopatką, gdzie to zglosileś, jakie działania podjales?
Jeśli mężczyzna mimo trudnej sytuacji łoży na dzieci, stara się o opiekę nad nimi, i pracuje nad poprawą sytuacji finansowej, pełny szacunek. Śmiem jednak twierdzić, że część tych "wyrzuconych" z domów nie wyleciała bez powodu i że ograniczanie kontaktów także ma swoje powody. Inna rzecz, że wiele kobiet także postępuje niedojrzale, znajdując konkubenta, który czesto jest jeszcze większym swirem niż mąż, a dzieci są dla niego obcymi osobami. Rozumiem wtedy niepokój mężczyzny, który został wyrzucony, winnie czy niewinnie. Ale znowu powstaje pytanie, no to chłopie będziesz tak siedział i kwilił, i wygadywal jaka to żona zła, czy jednak weźmiesz odpowiedzialnosc na siebie i zajmiesz się dziećmi?

Jakby przyjrzeć się statystykom, to owszem wciąż mało jest opieki naprzemiennej, ale wniosków o taką formę opieki także jest mało...Jakby wziąć pod uwagę ile wniosków jest rozpatrywanych pozytywnie, to okazuje się że ponad połowa. A to już daje znacznie więcej szans, niż daje totolotek.

Nie chodzi mi przy tym, że nie istnieją złe kobiety. Na pewno takie są. Ale tym bardziej nie rozumiem, dlaczego mężczyźni wtedy nie podejmują działań by ochronić dzieci. I znów niestety z automatu zaczynam myśleć, że pan co innnego opowiada, co innego robi. Moje kółko poznawcze się domyka.

Nie zgadzam się natomiast z jednym stwierdzeniem. Że obowiazek alimentacji dotyczy głównie mężczyzn. To nieprawda. Gdy rodzice nie żyją razem, alimenty płacą oboje. Rzecz w tym, że sąd zamiast napisać w wyroku ile które z rodziców ma płacić, pisze: pan będzie płacić 1000. W domyśle jest, że pani resztę. Rzecz w tym, że nikt tej reszty nie liczy, a bywa ona znacznie większa niż formalne alimenty od pana. Ja zamierzam wymóc na sądzie, aby dokładnie określił, ile na dziecko mam wykładać ja, ile mój mąż. Bo pisanie, że tylko tata placi alimenty, tworzy mylne wrażenie jakoby dzieci rodziców nie żyjących razem utrzymywali wyłącznie panowie, a panie były beneficjentkami ich pracy. Powstaje więc obszar, w którym alimentacja matek jest niewidoczna, choć czesto ma znacznie większy zakres niż to co ciąży na ojcach na mocy wyroków. Dla przykładu, jeśli utrzymanie mojego dziecka to trzy tysiące, a zasądzone alimenty od ojca wynoszą tysiąc, to moja alimentacja wynosi dwa tysiące. Tylko moja część nie jest nigdzie opisana i potocznie, to ja "otrzymuję" alimenty.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Ruta pisze: 13 sie 2020, 1:36
Pavel pisze: 12 sie 2020, 8:42
Przy okazji, obowiązek alimentacji dotyczy niemalże tylko mężczyzn nie dlatego, że kobiety się z tego obowiązku zawsze wywiązują, a dlatego, że sytuacje gdy to kobieta ma obowiązek alimentacyjny jest marginalna. Wbrew konstytucji szansa, że to ojciec otrzyma prawo do bycia głównym opiekunem dzieci jest niemal taka jak wygranie w totka.
....
Mam także w sobie trochę nieufności do tych rozgoryczonych mężczyzn. Wiem, że gdybyś porozmawiał z moim mężem, dokładnie taką story byś usłyszał, wyrzucony z domu, w którym i tak nie miał jak żyć, odcinany od syna i rujnowany finansowo. Myślę, że łatwo w takim przypadku oddzielić ziarno od plew, zadając kilka prostych pytań, czy wystapileś już o opiekę dzieloną, czy pracujesz, ile obecnie płacisz na dzieci, czy sumiennie wykonujesz kontakty. No i co robisz, by uchronić dzieci przed matką psychopatką, gdzie to zglosileś, jakie działania podjales?

....
Nie zgadzam się natomiast z jednym stwierdzeniem. Że obowiazek alimentacji dotyczy głównie mężczyzn. To nieprawda. Gdy rodzice nie żyją razem, alimenty płacą oboje. Rzecz w tym, że sąd zamiast napisać w wyroku ile które z rodziców ma płacić, pisze: pan będzie płacić 1000. W domyśle jest, że pani resztę. Rzecz w tym, że nikt tej reszty nie liczy, a bywa ona znacznie większa niż formalne alimenty od pana. Ja zamierzam wymóc na sądzie, aby dokładnie określił, ile na dziecko mam wykładać ja, ile mój mąż. Bo pisanie, że tylko tata placi alimenty, tworzy mylne wrażenie jakoby dzieci rodziców nie żyjących razem utrzymywali wyłącznie panowie, a panie były beneficjentkami ich pracy. Powstaje więc obszar, w którym alimentacja matek jest niewidoczna, choć czesto ma znacznie większy zakres niż to co ciąży na ojcach na mocy wyroków. Dla przykładu, jeśli utrzymanie mojego dziecka to trzy tysiące, a zasądzone alimenty od ojca wynoszą tysiąc, to moja alimentacja wynosi dwa tysiące. Tylko moja część nie jest nigdzie opisana i potocznie, to ja "otrzymuję" alimenty.
Mogłabym się podpisać obiema rękami pod postem Ruty, a szczególnie pod tymi dwoma fragmentami.

Według ostatniego pisma mojego męża do sądu wynika, że ze mnie jest niezła "psychopatka" i dlatego mąż musiał uciec. Pytanie dlaczego SAM, jeśli według niego znęcałam się nie tylko nad nim ale też nad naszym dzieckiem??? A na dodatek nawet teraz jakoś specjalnie nie chce zadbać o syna - czyli dalej mam szansę się znęcać nad dzieckiem?! I jakoś dziecko ode mnie nie ucieka, nie prosi ojca o zabranie.

I też jestem zdania, że to rodzic, z którym dziecko na codzien przebywa (najczęściej matka) ponosi większe koszty (pieniężne, czasowe). Mój mąż sugeruje, że 400 zł dla dziecka w wieku 9 lat jest wystarczające, a jak ja wyliczyłam ile rzeczywiście dziecko przejada i potrzebuje do szkoły, na zdrowie itd. to wychodzi średnio na miesiąc taka kwota, że ja musiałabym często dołożyć 1000zl. Na terapii usłyszałam, że prawdopodobnie mężowi się wydaje, że głównie ja z tych jego pieniędzy będę korzystać więc broni się przed większą kwotą. Co innego jak jest kilkoro dzieci którymi rodzic musi się zająć i nie może podjąć pracy, to wówczas wiadomo, że też z alimentów będzie korzystać. Ale zdecydowana większość osób, z którymi dzieci zostają jednak pracuje mimo trudności nieraz z zapewnieniem opieki dzieciom.

Mili Panowie a co powiecie na zarzut mojego męża, że jestem niegospodarna i rozrzutna bo ja miałam do dyspozycji PÓŁ JEGO wypłaty i CAŁĄ MOJĄ (zarabialiśmy podobne kwoty) i zawsze ja narzekałam, że nam brakuje przed wypłatą - dodam, że jeżeli mąż potrzebował iść np. do dentysty lub na paliwo do auta którym on głównie jeździł to nigdy nie dołożył ze SWOJEJ odłożonej części tylko ja musiałam tak manewrować budżetem aby nam do wypłaty wystarczyło. I dlatego boję się, że gdyby syn chciał pojechać na kilkudniową wycieczkę lub kolonie a ja nie miałabym z mojej wypłaty jak zapłacić to od męża bym usłyszała, że przecież dostaję alimenty. I znów jestem rozrzutna i niegospodarna. Mąż rzadko się z synem widuje i nawet jadąc autem (ktorego ja teraz nie mam) nie wystąpi do sklepu i nie kupi dziecku soków czy lodów na zapas - po co, matka przytacha w siatach autobusem lub pieszo. Niestety syn już widzi, że lepiej mnie o coś poprosić, bo taty nie ma, albo nic mu nie przynosi, nie pyta syna czy czegoś potrzebuje, chce. Na spacerach rzadko zaproponuje coś do picia, jedzenia, więc ja awaryjnie do plecaka dziecku wrzucam wodę.

My nie walczymy, my chcemy żyć godnie.
Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Załamana »

witam Bławatku 400 zł to smieszna kwota mi moj maz chce dac 800 zl ale tak mnie nakrecil radca ktory jest mezem mojej kolezanki ze żądam 1000 zł. Wszystko wyliczylam dala faktry ktore mialam reszte przedloze podczas rozprawy, chociaz bardzo bym chciala żeby do niej nie doszło.
Wiedźmin

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Wiedźmin »

renegate pisze: 12 sie 2020, 21:16
[...]
Natomiast, czy nie piszesz wprost:
Wiedźmin pisze: 12 sie 2020, 20:53
uważam, że ta "opcja ucieczkowa" to jednak nie sam miód i orzeszki... żeby tak tego "zazdrościć" ... tego lepszego życia "uciekającemu tacie czy mamie"
Przecież takie podejście, żałujące uciekających rodziców od odpowiedzialności wszelakiej (finansowej, wychowawczej, opiekuńczej itd.) jest chyba obroną ich? Współczujesz im, że dla własnej wygody porzucili dziecko?
To Twoja interpretacja.
Nigdzie nie napisałem, że ich żałuję czy że im współczuję - napisałem tylko, że taka opcja "to nie sam miód i orzeszki".

Natomiast faktycznie napisałem wprost, że porzucanie dzieci uważam za postępowanie naganne - choć często wynikające z wielu złożonych kwestii i zwykle jest to decyzja niełatwa - opisywane jest to we wspomnieniach kobiet, które porzucały swoje nowo-narodzone (bądź starsze) dzieci.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Nirwanna »

Renegate, Wiedźminie, postawmy tu może kropkę, aby rozważania nie odeszły za daleko od osobistej sytuacji Bławatka.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Nino »

Mezczyzna, ktory odchodzi od kobiety, czesto zrywa wszelkie wiezy, ktore laczyly go ze "starym swiatem". Rowniez wiezy z dziecmi. Dlaczego? Nie mam pojecia. Ale bol rozrywanych wiezi jest straszny.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Kochani, z przerażeniem odkrywam, że mąż, który coraz rzadszy kontakt ma z nami pomógł mi bardzo skutecznie się od niego odwiesić, a po tych wszystkich kłamstwach, bólu, który mi zadał wiem, że trudno by mi go było teraz przyjąć z powrotem.

Widziałam się z nim ostatnio bo musieliśmy jedną sprawę załatwić - umawialiśmy się na konkretną godzinę, niestety mąż znów nie słuchał dokładnie i przyjechał w jedno miejsce godzinę wcześniej (w małżeństwie mąż nigdy mnie dokładnie nie słuchał), ja byłam jeszcze w drodze i mu ze spokojem odpowiedziałam, że się umawialiśmy na inną godzinę. Udało mi się dojechać wcześniej i kiedyś biegłabym martwiąc się, że mąż czeka, ale stwierdziłam, że to jego a nie moja wina i na spokojnie realizowałam swój plan dnia, czyli przed wspólnym załatwieniem sprawy załatwiłam 2 rzeczy które miałam po drodze. Terapeutka mnie pochwaliła za taką postawę. Najważniejsze, że nie dałam się zmanipulować i zadbałam o siebie. Najgorsze, że jak zobaczyłam męża to zamiast miłości pojawiło się uczucie żalu, smutku, że on swoim zachowaniem, decyzjami tak wiele dobrego zniszczył. Nie czuję do niego nienawiści, ale ogromny żal. I w dalszym ciągu niezrozumienie. Tym bardziej, że jestem po lekturze kilku książek tu polecanych i upewniłam się, że moje zachowania nie były odbiegające od normy społecznej, katolickiej i tej pożądanej w zdrowej rodzinie. Żałuję, że widząc ciągły upór męża w wielu kwestiach wiele razy odpuszczałam, pozwalałam niszczyć nasze małżeństwo. Zazwyczaj dla świętego spokoju, aby mąż się nie obrażał, aby nie było cichych dni. Niestety znów wróciło w pamięci wiele zdarzeń, przede wszystkim te gdy mąż oskarżał mnie o różne rzeczy np że gubiłam jego rzeczy, gdy w rzeczywistości to on zawieruszal je. Nigdy mnie za swoje zachowania i te oskarżenia nie przepraszał i to we mnie siedzi. I chyba nigdy nie ucichnie. Mój mąż wymagając od innych przeprosin nigdy nie umiał przepraszać. I pewnie czeka, aż ja zacznę go błagać o powrót i przepraszać. Ale tym razem nie zdobędę się na to. Terapeutka mówi, że mam rację bo to ja zostałam porzucona i zraniona i nie mam za co przepraszać. Wiem, że po mojej stronie jest kilka kamyczków naszego kryzysu (i za to mogę przepraszać), ale nawet jak je dostrzegałam w małżeństwie to ciężko mi było z niezainteresowanym mężem coś zdziałać.

Mąż dalej ogranicza kontakt ze swoją rodziną bo wie że od wielu osób mógłby usłyszeć kazanie i reprymendę. Do swoich rodziców jeździ zazwyczaj z naszym synem, bo wie, że przy wnuku jego rodzice nie będą mu robić wyrzutów. Ostatnio jego rodzice na mszy świętowali rocznicę ślubu i podobno mąż był, ale nie podszedł do nich z życzeniami ani nie pojawił się na kawie. Byłam zaproszona i byłam, więc może z powodu mojej obecności i strachu przed 'kazaniem' swojej rodziny nie przyszedł, czym niestety bardzo zranił swoich rodziców.

Nie traktuje męża z nienawiścią, raczej neutralnie. Modlę się o jego nawrócenie i coraz bardziej widzę, że mąż mial problem z czystością i pornografią do czego nigdy nie chciał się przyznać. I to nas oddalało i niszczyło. Bo ja mu zwracałam uwagę że to jest problem a on zawsze zwalał wszystko na mnie, że nie jestem 'nowoczesna, otwarta'. Tylko że ja na spowiedzi swoję grzechy mówiłam, a on nie chodząc do spowiedzi swoich grzechów w tym temacie nie widział niestety.

Najbardziej boli mnie, że mieliśmy się razem zestarzeć - to było nasze wspólne marzenie, a teraz ciężko mi planować i marzyć o czymkolwiek.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Nino »

Ja, "niestety" dostrzegam swoj dosc duzy wklad w kryzys, ale nie obwiniam sie juz. Widze, ile popelnilam bledow z braku swiadomosci, umiejetnosci, prawidlowych wzorcow, oddalenia sie od Pana Boga.
Czuje wdziecznosc, ze Bog wyprowadzil mnie z poczucia winy i koi moje poczucie zalu.
Zaczynam patrzec na moje przezycia w malzenstwie jak na lekcje.
Chce je, z Panem Bogiem, przerobic.
Nie wiem zupelnie, ku czemu zostane wyprowadzona z tego kryzysu.
Zaczynam cieszyc sie! ta przestrzenia i komfortem ku pracy nad soba, ale nie radze sobie zupelnie z poczuciem samotnosci.
Blawatku, po co pograzac sie w bol, ktory generuje fikcja? Przeciez nie masz bladego pojecia, jak bedzie wygladac Twoja i meza starosc?
W ostatnich miesiacach tak bardzo przekonalam sie, jak bardzo moje projekcje maja sie nijak do rzeczywistosci (nawet w "blahych" sprawach), ze ucze sie coraz skuteczniej nie ulegac im, a jak sie pojawia: ignorowac. Zauwazylam, ze gdy wloze choc troche wysilku, jestem w stanie kontrolowac swoje rozbiegane mysli. Od jakiegos czasu odczuwam potrzebe medytacji. Nie wiem dlaczego, ale na Adoracji najpierw przetacza sie przeze mnie fala emocji. Potem dopiero przychodzi uspokojenie. A czesto czuje po prostu znuzenie.
Przede mna rowniez okragla rocznica slubu moich rodzicow. Moj maz nie zostal zaproszony, co mnie....dotknelo! I tak by nie przyszedl (jest na innej SWOJEJ planecie), ale ....no wlasnie. To moj maz.
Natomiast nasze dzieci (zwlaszcza syn) wscieklyby sie, gdyba sie, ot tak, pojawil. Bardzo czuja sie przez ojca zranione.
I teraz: jak sobie pomysle, jak to wszystko mogloby sie naprawic, te gory obolalych uczuc, to nie widze mozliwosci. I wtedy rodzi sie zal i zlosc na meza.
A jak odsune od siebie takie myslowe dywagacje, to wracam do tu i teraz i wtedy jest ze mna znacznie lepiej.
Te przerastajace mnie trudnosci oddaje Jezusowi przez Rece Maryi. Alez to jest ekskluzywna pomoc!
Pestka
Posty: 37
Rejestracja: 25 wrz 2019, 17:10
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Pestka »

Drogi Bławatku!

Czytałam Twoją historię bo gdyby nie pewne zmiany myślałabym, że to moja historia! Zachowanie Twojego męża takie jak mojego.
Myślę, że bardzo często przyjmujemy na siebie całe zło tego co się stało w małżeństwie. Jestem daleka od tego aby nie brać odpowiedzialności za rozpad mojego małżeństwa bo wiem, że winne są zawsze dwie strony, ale tak jak Tobie zawsze brakowało mi w naszym małżeństwie komunikacji. To ja w naszym małżeństwie starłam się o wszystko dom, remonty, dzieci, pracowałam cały czas zawodowo a mój mąż ciągle nieporadny i niezaradny. Dopiero jak się wyprowadził zobaczyłam ile rzeczy umie sam załatwić ale dla siebie. Nagle nie straszny mu urząd czy inne miejsce w którym musi coś załatwić. Otwieram szeroko oczy ze zdumienia i nie wierzę, że tak potrafi o siebie zadbać i swoje sprawy. Jakie to wygodne mieć zadbany dom, dzieci, ugotowany obiad itd.
Wiele razy zastanawiałam się czego mu brakowało w naszym życiu? Zostawił wszystko i niczym się nie zajmuje. Kontaktu z dziećmi praktycznie nie ma. Nie dzwoni, nie zaprasza ich do siebie, nie szuka kontaktu mimo, że ma wiele wolnego czasu ze względu na charakter pracy. Trudno mi to wszytko zrozumieć.

Zastanawiam się czy mam prawo "zmuszać" go aby wrócił? Gdzie kończy się prawo moje do tego aby chciał ze ,mną z nami być skoro on tego nie chce. Od kilku miesięcy nie rozmawiałam z nim na ten temat bo nie zrobił nic, aby całą sytuację jakoś starć się naprawić. Każda rozmowa inicjowana była przeze mnie bo on nie widział potrzeby aby coś wyjaśniać. A ja już nie mam siły na kolejne rozmowy, które nic nie wnoszą. Nawet jak coś deklaruje czy do czegoś się zobowiązuje to nic z tego nie wynika. Pytam się po co kolejna rozmowa?
Traktuje mnie i dzieci jak powietrze. I to boli.
Może to dziwne, ale gdyby przyszedł i powiedział, że zakochał się i chce odejść byłoby mi lżej i byłby to bardziej uczciwe. Przez rok czsasu a może i dłużej pisał z nią, spotykał się (nadal z nią pracuje) mieszkał z nami i żył jak gdyby nigdy nic. Czasami zastanawiam się dlaczego niektórych nie stać na zwykłą uczciwość?
Nie będę pisała (jest w moim wątku) co przeżywałam i co przeżywam nadal łącznie z dziećmi.
Chce tylko napisać, że jest mi bardzo bliskie to co czujesz. Ja też sobie nie radzę (jestem po terapii) z uczuciami, samotnością.
Wierzę, że Pan Bóg nie zostawi mnie samej.
Pamiętam w modlitwie w Twojej intencji
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Pestka pisze: 23 sie 2020, 18:09 Drogi Bławatku!

... To ja w naszym małżeństwie starłam się o wszystko dom, remonty, dzieci, pracowałam cały czas zawodowo a mój mąż ciągle nieporadny i niezaradny. Dopiero jak się wyprowadził zobaczyłam ile rzeczy umie sam załatwić ale dla siebie. Nagle nie straszny mu urząd czy inne miejsce w którym musi coś załatwić. Otwieram szeroko oczy ze zdumienia i nie wierzę, że tak potrafi o siebie zadbać i swoje sprawy.

Od kilku miesięcy nie rozmawiałam z nim na ten temat bo nie zrobił nic, aby całą sytuację jakoś starć się naprawić. Każda rozmowa inicjowana była przeze mnie bo on nie widział potrzeby aby coś wyjaśniać. A ja już nie mam siły na kolejne rozmowy, które nic nie wnoszą...
Pestko, smutne jest to, że Twoja historia jest podobna do mojej. Ja już też nie mam chęci na rozmowy, które często kończyły się stwierdzeniem męża że nas już nie ma , nic nas nie łączy. Dziecko, przeżyte wspólne chwile, przysięga małżeńska, wspomnienia - to jest nic. Nasze dziecko na razie garnie się do taty, ale pewnie jak mąż tak dalej będzie rzadko się pojawiał to synowi przestanie zależeć na spotkaniach. Teraz remontuję pokój syna i przeraża mnie ogrom pracy, która mnie czeka, bo nie ma rzeczy, której nie trzeba naprawić. Przy podłogach ma mi przyjść pomóc fachowiec, ale jest on mocno zajęty więc co mogę to zrobię sama, bo w końcu sama zawsze takie sprawy ogarnialam. Mogłabym poprosić męża, ale on zawsze twierdził, że się nie zna na remontach, a poza tym on by się w sądzie wybielał jaki to z niego pomocny i zatroskany człowiek.

Dziś na kazaniu ksiądz u nas mówił o tym kto ma władzę - często ludzie zawierzają złemu i wydaje im się wówczas, że posiadają władze w domu, pracy itd. A tylko ten kto ma Jezusa, kto korzysta z sakramentów i nastawiony jest na służenie to ten ma władzę. Szkoda tylko, że mój mąż był zaślepiony i tej mojej służby nie widział, nie doceniał.

Przez ten kryzys być może totalnie rozsypie się moja rodzina, ale dzięki niemu wróciłam na drogę wiary i zawierzenia Bogu. Mam tylko nadzieję, że będę umiała kiedyś synowi wszystko to wytłumaczyć a on to zrozumie i nie odwróci się od Boga. Na razie gdy tylko o takich rozmowach myślę to tracę głos i łzy mi się pojawiają. Wszystko jak zawsze na naszych barkach.
Pestka
Posty: 37
Rejestracja: 25 wrz 2019, 17:10
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Pestka »

Bławatku!
W wakacje przeżyłam remont i byłam tak zmęczona jak nigdy. Wiem co dla kobiety to oznacza kiedy o wszystko trzeba prosić kogoś.
Do tej pory mam ciarki jak o tym pomyślę, ale dałam radę i jestem niebywale dumna z tego, że sobie poradziłam. Ty też dasz radę!

Tak Bławatku służba w rodzinie to nie jest sprawa łatwa. Zawsze uważałam, że jako żona powinnam dbać o dom męża, dzieci ale on tego nie doceniał. Jeśli 24 lata wspólnego życia można było przekreślić od tak bo nagle kowalska stała się wyznacznikiem jego szczęścia to widocznie nie rozumie co to znaczy wspólne życie. Służyć musi każda ze stron w przeciwnym razie ta która daje będzie miała poczucie skrzywdzenia i wykorzystania. Czasami myślę, że sama się do tego przysłużyłam bo zawsze pokazywałam, że potrafię i nie ma dla mnie rzeczy nie do załatwienia, więc mąż nie musiała się wysilać bo ja wszystko ogarniałam.

Co do syna to bądź spokojna. Moje dzieci (córka dorosła i nastolatek syn) bardzo krytycznie patrzyli na zachowanie ojca. Do tej pory ich spostrzeżenia i uwagi a szczególnie ich trafność po prostu mnie zaskakuje.
Z tego co piszesz to Twój syn jest w innym wieku ale uwierz mi dzieci widzą więcej niż nam się wydaje i są bardziej krytyczne.
Twój syn jest zżyty z ojcem i dobrze,rozpad Waszego małżeństwa nie powinno oznaczać, że Twój mąż przestaje być ojcem (mój przestał być i dzieci go nie interesują). Najważniejsza jest rozmowa i niezbywanie dziecka kiedy zadaje pytania może czasami niewygodne. To działa.
Udanego remontu i głowa do góry!
Pozdrawiam
ODPOWIEDZ