Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Bławatek
Posty: 1624
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Sarah pisze: 09 lis 2021, 11:48 Bławatek, dla mnie w Twoich postach rzuca się w oczy to, że prawie w ogóle nie piszesz o potrzebie bliskości z mężem i tęsknocie za nią, więzi, porozumieniu między wami. Głównie zdają Cię zajmować kwestie organizacyjne, prace domowe, pieniądze, remonty itd. Jakby dla Ciebie małżeństwo było bardziej jakąś spółką lokatorsko- finansową. W tej sytuacji nie dziwi mnie jakoś bardzo, że fakt zdrady i zrobienia przez niego dziecka nie wstrząsnął Tobą zbytnio... Może się mylę, ale tak to dla mnie wygląda już od dawna.
Sarah masz dużo racji pisząc, że nasze małżeństwo było spółką lokatorsko-finansową. Z racji tego, że nie mieliśmy własnego mieszkania mąż się czuł u nas jak lokator - na zasadzie "nie moje więc się nie przejmuje, nie inwestuję, nie remontuję", a żyliśmy tak na jego życzenie, bo wolał kupować kolejne samochody i urządzenia, które miały mu służyć w zarobieniu dodatkowych pieniędzy abyśmy mogli mieć swoje mieszkanie. Ale bo tak wszystko stało, leżało a on nie zarabiał. Kredytom mąż był przeciwny, a przecież przed ślubem omawialiśmy gdzie będziemy mieszkać - po ślubie usłyszałam, że on nie zamierza dodatkowo pracować. Na mojej głowie były finanse, kombinowanie aby starczyło do wypłaty. Tak jestem zaprzątnięta remontami bo nasz dom wymaga nakładów. Nasz syn będąc w pierwszej klasie odrabiał lekcje przy kuchennym stole bo po pierwsze nie mieliśmy gdzie wstawić biurka, a po drugie kasy też nie było. Ja nie miałam nigdy własnego pokoju więc zawsze czułam się gorsza i bardzo bolało mnie, że nasz syn też nie ma swojego pokoju, że nie może zapraszać kolegów, miałam już dość mówienia "przykro mi, że nie mamy warunków". Nawet teraz łzy mi lecą. Tak to boli, gdy mimo iż się pracuje nie można dziecku zapewnić dobrych warunków. Ja jestem skromną osobą, dalej śpię na panieńskiej kanapie, ale się cieszę, że syn ma wreszcie swój pokój z miejscem do nauki i zabawy.

Masz rację fakt, że mąż mnie zdradzał i że ma dziecko nie wstrząsnął mną za bardzo, bo przez ostatnie 1,5 roku tyle bolących nowości o mężu się dowiedziałem, że byłam świadoma takiego scenariuszu (szczególnie po czytaniu innych wątków). Był taki moment gdy finansowi wychodziliśmy na prostą, ale syn miał postawioną nową diagnozę i kosztowną terapię - pamiętam jak się rozpłakałam i powiedziałam "my się nigdy nigdzie nie wyprowadzimy, bo ciągle pieniędzy nie mamy", a mój mąż nic nie powiem, nie przytulił mnie, znów że wszystkim byłam sama. A czego dowiedziałam się po jego odejściu - że wtedy dość dobrze zarabiał, a mi mówił tylko o ułamku tej kwoty. Zabolało. Zabolało, jak nagle się przyznał, że przede mną miał bogate życie towarzyskie - przed ślubem ani słowem nie wspomniał. I takich różnych sytuacji było mnóstwo. Przez 2,5 roku wypłakałam morze łez.

A najbardziej mnie zawsze bolało i boli, że mąż zawsze uciekał od nas np. na jakichś festynach zawsze gdzieś znikał, a ja zostawałam sama z dzieckiem, nawet gdy go wyciągnęłam na spacer to szedł milczący. Ja zagadywałam, ja go wyciągałam w różne miejsca ale zawsze i tak byłam sama.

Tęsknię - do tego człowieka którym mój mąż był przed ślubem - zaangażowanym, rozmawiającym, pomagającym, wspólnie działającym. Wtedy było super, choć momentami było "go za dużo", bo nawet na wspólnych zakupach spożywczych mnie nie odstępował. A po ślubie drugi biegun - mąż milczący, unikający, niezaangażowany. Czasami czułam się tak jakby mąż osiągnął to co chciał - miał żonę, już nikt go nie pytał czemu jest ciągle sam, więc po co ma się starać.

Teraz mąż powoli znów jest taki jak przed ślubem. A ja się boję kolejnego zranienia. Kolejnej samotności w związku.

I zazdroszczę innym "mężów/żon" zorientowanych nie tylko na siebie ale też na drugą osobę w małżeństwie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Ruta »

Bławatku,
Nie wiń się o to, że w miarę spokojnie przyjęłaś informację o sytuacji twojego męża. Podobnie jak ty, jestem świadoma, że taki scenariusz jest możliwy także i w życiu mojego męża. I wobec tego wewnętrznie się na taki cios przygotowuję. W czym forum pomaga. Właśnie po to, by w razie takiego rozwoju zdarzeń być spokojna.
Spokojna reakcja nie wyłącza bólu. Więc mocno cię przytulam. I otulam modlitwą.

Rozumiem też twój lęk przed ponownym zranieniem. Może czas odświeżyć Księdza Dziewieckiego, tym razem to co mówi o powrotach marnotrawnych małżonków oraz wszystko o granicach w małżeństwie. Jestem pewna, że Bóg pragnie widzieć was na nowo razem, ale w najdoskonalszej możliwej wersji. I że będzie Was do siebie prowadził.

Dobrego błogosławionego dnia.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Caliope »

Moje zdanie jest takie, że ja Ciebie podziwiam. Na tyle odwiesiłaś się i zaopiekowalas sobą, że nie cierpisz tak jak na początku kryzysu gdzie często przecież są myśli samobójcze i trzeba iść do psychiatry. To dar, ten spokój w tak bardzo trudnej sytuacji.
Bławatek
Posty: 1624
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Caliope pisze: 10 lis 2021, 8:48 Moje zdanie jest takie, że ja Ciebie podziwiam. Na tyle odwiesiłaś się i zaopiekowalas sobą, że nie cierpisz tak jak na początku kryzysu gdzie często przecież są myśli samobójcze i trzeba iść do psychiatry. To dar, ten spokój w tak bardzo trudnej sytuacji.
Caliope nie wiem czy to dar, czy zwykła asekuracja z mojej strony. Na pewno przez te 1,5 roku "ćwiczyłam" w myślach różne scenariusze, aczkolwiek życie mnie znów zaskoczyło bo o takim nie pomyślałam tzn. gdzieś tam brałam pod uwagę to że się dowiem o jakiejś kowalskiej i ich dziecku, ale na zasadzie, że mąż będzie dalej po trupach dążył do rozwodu i żył szczęśliwie z "nową rodziną".

Terapia i omawianie życia i problemów z kilkoma terapeutami, księżmi zrobiły swoje - już nie jestem na takim dnie rozpaczy. Aczkolwiek boli świadomość tego wszystkiego.

Niedawno natrafiłam przypadkiem na artykuł o odwrotności narcyzmu - o echoizmie. I wychodzi mi, że mam dużo cech tego zagadnienia (zaburzenia). W rodzinie od maleńkości byłam uczona rezygnacji ze swoich marzeń, potrzeb, nigdy mnie nie chwalono, nie dziękowano, za to uczono mnie pomagania innym a nie skupiania się na sobie. Mimo, że miałam wiele zdolności nigdy nie lubiłam się wyróżniać, wolałam zajmować dalsze miejsca. I właśnie takie osoby przyciągają osoby, które mają więcej cech narcystycznych. A ponieważ w ostatnich latach jednak się zmieniałam, rosło moje poczucie wartości, pewność siebie i to mojemu mężowi przeszkadzało.

Ja już jestem innym człowiekiem i nie wiem czy byłabym w stanie z mężem "się zgrać i dogadać".
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 10 lis 2021, 21:26
Caliope pisze: 10 lis 2021, 8:48 Moje zdanie jest takie, że ja Ciebie podziwiam. Na tyle odwiesiłaś się i zaopiekowalas sobą, że nie cierpisz tak jak na początku kryzysu gdzie często przecież są myśli samobójcze i trzeba iść do psychiatry. To dar, ten spokój w tak bardzo trudnej sytuacji.
Caliope nie wiem czy to dar, czy zwykła asekuracja z mojej strony. Na pewno przez te 1,5 roku "ćwiczyłam" w myślach różne scenariusze, aczkolwiek życie mnie znów zaskoczyło bo o takim nie pomyślałam tzn. gdzieś tam brałam pod uwagę to że się dowiem o jakiejś kowalskiej i ich dziecku, ale na zasadzie, że mąż będzie dalej po trupach dążył do rozwodu i żył szczęśliwie z "nową rodziną".

Terapia i omawianie życia i problemów z kilkoma terapeutami, księżmi zrobiły swoje - już nie jestem na takim dnie rozpaczy. Aczkolwiek boli świadomość tego wszystkiego.

Niedawno natrafiłam przypadkiem na artykuł o odwrotności narcyzmu - o echoizmie. I wychodzi mi, że mam dużo cech tego zagadnienia (zaburzenia). W rodzinie od maleńkości byłam uczona rezygnacji ze swoich marzeń, potrzeb, nigdy mnie nie chwalono, nie dziękowano, za to uczono mnie pomagania innym a nie skupiania się na sobie. Mimo, że miałam wiele zdolności nigdy nie lubiłam się wyróżniać, wolałam zajmować dalsze miejsca. I właśnie takie osoby przyciągają osoby, które mają więcej cech narcystycznych. A ponieważ w ostatnich latach jednak się zmieniałam, rosło moje poczucie wartości, pewność siebie i to mojemu mężowi przeszkadzało.

Ja już jestem innym człowiekiem i nie wiem czy byłabym w stanie z mężem "się zgrać i dogadać".
To jest dar, od Boga dla Ciebie za pracę nad sobą, ja też taki mam i też byłam uczona być gdzieś tam, dlatego nigdzie nie pasuję. Teraz dopiero czuję i wiem w czym żyłam, wiem, że niedocenianie i traktowanie gorzej jest złe dla mnie. Gdyby mój mąż teraz odszedł do innej kobiety nie reagowałabym emocjonalnie, a racjonalnie, w pierwszej kolejności zabezpieczając siebie i syna finansowo. Jest dobrze Bławatku, Bóg czuwa.
Bławatek
Posty: 1624
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

2 miesiące już u siebie nie pisałam, a były to intensywne miesiące w moim życiu bo w pracy jakoś więcej spraw do ogarnięcia było, nauka z synem, świąteczna krzątanina. Znów u syna kolejna dysfunkcja wyszła i muszę zebrać pieniądze na leczenie, bo męża prosiłam o współ finansowanie, ale czy mi pomoże to nie wiem, nigdy wcześniej w takich sytuacjach na niego liczyć nie mogłam więc i teraz na zbyt wiele nie liczę. Ale to może i dobrze, że tyle się działo bo nie miałam jakoś czasu by rozmyślać o romansie męża, dziecku które urodziło się mu i kowalskiej. Nie potrafiłam zaprosić męża na wigilię, ani nawet później w Święta gdy przyszedł na kawę i spotkanie z synem nie potrafiłam wziąć do ręki opłatka i złożyć mu życzeń prosto w oczy. Siedzi to wszystko we mnie, a ja nie chcę rozdrapywać ran i drążyć na razie tematu. A dla mojego męża to przyznanie się to było takie zrzucenie z siebie ciężaru, bo widziałam od wielu tygodni, że coś go gryzie (bo jakby nie było to znam mojego męża i umiem czytać wiele z jego zachowań, oczu, mimiki).

W uszach mam wciąż słowa teścia gdy 1,5 roku temu mówił, że gdy mój mąż sobie kogoś znajdzie to to będzie moja wina. Nie, to nie była i nie jest moja wina. W pracy i nie tylko wielu panów mnie chwali i prawi komplementy, ale choć to miłe to ja mam swoje sumienie i system wartości i nie zamierzam nikomu ulegać, wchodzić w bliższe relacje.
Szkoda, że mój mąż tak późno zrozumiał, że miał zawsze problem z wyrażaniem swoich potrzeb, z rozmową. Ja wiele razy mu mówiłam, że się źle czuję w małżeństwie, że się zmienił i oddalił, że kiedyś był inny, że małżeństwa koleżanek są lepsze. Ale nie, bo przecież ja miałam męża postawić na pierwszym miejscu, wielbić go i mu służyć, a chciałam partnerstwa, wspólnego działania. Mój mąż wolał czekać na moje zmiany. Wybrał kowalską, bo pewnie z nią miał "miesiąc miodowy" ale po paru miesiącach gdy już była w ciąży to pewnie tak miło między nimi już nie było. Doszły wymagania, obowiązki, może jakieś pretensje i mojemu mężowi już to pewnie nie odpowiadało.

Szkoda, że mąż wtedy był tak zaślepiony, nikogo nie chciał słuchać. A ja wieloma drogami i sposobami próbowałam do niego dotrzeć. Może by nie było tego długiego romansu i dziecka.

Na razie mąż nie chce z nami mieszkać. A i ja na ten moment nie mam siły by z nim przebywać 24 godziny w jednym mieszkaniu. Na tą chwilę do męża jeszcze nie dotarło jaką krzywdę zrobił nie tylko mi, ale też naszemu synowi. Przez obojętność męża, brak zaangażowania w dom oraz różne zachowania mojego męża ja się nie odważyłam na drugie dziecko, czego bardzo żałuję, bo zawsze chciałam mieć gromadkę dzieci. Niestety nasz syn jako jedynak zawsze cierpiał z powodu braku kompana do zabawy. A teraz ma się dowiedzieć, że jednak ma rodzeństwo? Jak to wyjaśnić 10 latkowi gdy ja w to dalej nie wierzę, gdy mnie to boli. Ale to wszystko odpowiedzialność męża, jego wina i konsekwencje.

Nie wiem czy chciałabym znać wszystkie szczegóły ich związku. Na pewno bym chciała, żeby mąż mnie prawdziwie przeprosił. A jeśli chciałby mieszkać z nami to tylko jako zaangażowany mąż, ojciec, głową rodziny. Ale to obszary nad którymi by musiał popracować.

Robiłam ostatnio rachunek z życia i małżeństwa. Święta nie byłam i wiem co zmieniać aby być lepszym człowiekiem, żoną, matką. Niestety wiele złych cech, działań wynikało z tego, że przejmowałam się wszystkim i wszystkimi wokół, aby innym było lepiej, o sobie zapominałam. Strasznie bolało mnie jak po ślubie mąż zaczął mnie traktować i niepotrzebnie zaczęłam działać tak jak on - obojętnie, z arogancją, z żalami i pretensjami.

I jak bumerang wracają do mnie słowa Panów z forum, że mężczyzna potrzebuje dobrego słowa, wsparcia, doceniania. Ja zawsze starałam się męża wspierać, doceniać, chwalić i dziękować mu za większe rzeczy, bo przecież mi za wyniesienie śmieci nikt nie dziękował to dlaczego mąż oczekuje za takie drobiazgi podziękowań. Ale teraz wiem, że z powodu błędów w komunikacji mój mąż moje słowa zawsze odbierał inaczej. Ktoś niedawno, chyba s żona, napisał, że czasami nieważne jest co mówimy tylko jak druga strona to odbiera, odczytuje. I tu jest sedno problemu między mną a mężem - on zawsze inaczej wszystko odczytywał, a nigdy nie dopytywał, nie mówił, że coś mu nie odpowiada. Ja natomiast mam taką naturę, że mówię gdy mi się coś nie podoba, lub drążę temat.

Oj dużo przed nami obszarów do pracy, będzie co robić przez cały rok i kilka kolejnych 🙂
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: s zona »

Blawatku, jesli pozwolisz, to podziele sie w Twoim watku, swietna wg mnie ksiazka ..

Czytam po raz kolejny - tak mam, najpierw czytam szybko, dla przyjemnosci ....pozniej po jakims czasie ... juz na spokojnie, zastanawiajac sie dluzej.

Ale do brzegu ... " Kochanie, wojny nie bedzie" .. tytul intrygujacy i zawartosc - wg mnie - swietna :)https://www.tolle.pl/pozycja/kochanie-wojny-nie-bedzie
Przewodnik po komunikacji malzenskiej ...

Goraco polecam, tam gdzie iskrzy i tam, gdzie w miare juz spokojnie ... mnie pomagala na roznym etapie emocji .... a troche sie u nas dzialo ....

Blawatku, Pogody Ducha na caly 2022 :)

ps w tolle.pl chwilowo jej nie ma, jest w innych ksiegarniach .... tutaj tylko opis ....
Bławatek
Posty: 1624
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

s zona pisze: 06 sty 2022, 23:44 Blawatku, jesli pozwolisz, to podziele sie w Twoim watku, swietna wg mnie ksiazka ..

Czytam po raz kolejny - tak mam, najpierw czytam szybko, dla przyjemnosci ....pozniej po jakims czasie ... juz na spokojnie, zastanawiajac sie dluzej.

Ale do brzegu ... " Kochanie, wojny nie bedzie" .. tytul intrygujacy i zawartosc - wg mnie - swietna :)https://www.tolle.pl/pozycja/kochanie-wojny-nie-bedzie
Przewodnik po komunikacji malzenskiej ...

Goraco polecam, tam gdzie iskrzy i tam, gdzie w miare juz spokojnie ... mnie pomagala na roznym etapie emocji .... a troche sie u nas dzialo ....

Blawatku, Pogody Ducha na caly 2022 :)

ps w tolle.pl chwilowo jej nie ma, jest w innych ksiegarniach .... tutaj tylko opis ....
Dziękuję s żono za propozycję, poszukam w księgarniach.

Tylko czy jednostronne zastosowanie coś zmieni... Bo przecież w komunikacji chodzi o to aby druga strona zrozumiała przekaz. Może mój mąż kiedyś się skusi i poczyta aby się w końcu nauczyć prawidłowo komunikować.

Tobie również życzę pogody ducha i Bożego prowadzenia.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: s zona »

Bog zaplac za dobre slowo :)

Blawatku,
tak na szybko ...
Czytajac w sasiednim watku Christine przypomnial mi sie moj blad, zaniedbanie, ze nie postawilam mezowi warunku powrotu .. terapi z jego strony . Probowalam ... nie chcial ... nie czul potrzeby... bo wrocil do nas, bo chce naprawiac itd ...
Wiec ja ze swojej strony chcialam za nas dwoje przerobic,co sie da,zeby znow nie powrocic do tego bagna ..
Na terapie fizycznie nie moglam. Doradzono mi Kroki internetowo .. jedno podejscie .. i teraz drugie, ku koncowi ..
Mysle, ze to mnie przede wszystkim pomoglo i widze,ze maz tez sie zmienia .
Nawet,jesli cos sie zageszcza, to juz wiem, jak z tymi trudniejszymi emocjami sobie radzic .. To na duzy plus ...A potrafie byc wredna, szczegolnie, gdy bylam zmeczona ...Pauza okazala sie byc bezcenna, podobnie jak modlitwa o Pogode Ducha i wiele innych narzedzi :)

Blawatku mysle,ze ta ksiazka "Kochanie wojny nie bedzie ", pomaga tez w takich codziennych kontaktach z bliskimi, z otoczeniem.
Podobnie,jak inna tez " niebieska " Jak mowic, zeby dzieci sluchaly"https://www.tolle.pl/pozycja/jak-mowic- ... s-sluchaly ..pomaga w codzienej komunikacji, nie tylko z dziecmi ...

Bozego dnia i Pogody Ducha :)
sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: sajmon123 »

Znowu zgadzam się z S żona. Pierwszej książki nie czytałem, wszystko przedemną, ale jak słuchać i jak mówić do dzieci to świetny materiał jako punkt wyjścia w komunikacji...
Bławatek
Posty: 1624
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Dawno u siebie nie pisałam 🙂

Komunikacji uczę się dalej - widzę w otoczeniu, jak wiele osób ma z tym problem, ile ja się muszę nieraz natrudzić aby ktoś mnie właściwie zrozumiał - niestety gdy druga strona jest nauczona błędnie odczytywać słowa, gesty, mimikę to nawet mój najbardziej przejrzysty komunikat bywa błędnie interpretowany. Ale już przynajmniej wiem, że warto drugą stronę zapytać jak zrozumiała przekaz i od razu wyjaśniać nieporozumieniu u błędy. Szczególnie w pracy i z synem umiejętność ta się przydaje. Na mężu też ćwiczę.

Mąż wiedzie kawalerskie życie, ma upragniony spokój i robi co chce, nie musi się dostosowywać do innych (terminów, planów), choć jak mu pasuje to zawozi syna w różne miejsca i mi kłopot z głowy zdejmuje, bo niestety bez auta w wiele miejsc ciężko szybko dotrzeć. Najbardziej cieszy mnie, że więcej czasu spędza z synem i jest to czas w większości aktywnie i wartościowo wykorzystywany. Syn odżył i na nowo zaufał ojcu. Tak jak w zeszłym roku płakał, że nawet na kilka dni sam z tatą nie chce w wakacje nigdzie jechać, tak teraz 2 tygodnie go nie przerażają. Super, bardzo się cieszę😀👍.

Staram się mieć z mężem poprawne relacje, żeby syn miał jakieś poczucie spokoju, aczkolwiek czasami mam ochotę mu wygarnąć, że dalej nie odrobił "swoich lekcji" i nic nie zmienia na lepsze, a ja sama nie dam rady za wszystkich wszystkiego ogarniać.

Choć widać, że mąż też się stara być inny w stosunku do mnie, aczkolwiek terapii żadnej nie ma, książek nie czyta - ostatnio dałam mu "5 języków miłości", czasami mi dogryza i wypomina różne rzeczy, więc jak mam okazję to mu miło przypominam, jak wiele nakłamał w pozwach i odpowiedziach do sądu, jak się mnie czepiał na mediacjach i naszej terapii. Bo zmieszał mnie wszędzie z błotem jaka to ze mnie zła żona i gospodyni, bo nie gotowałam codziennie (obiad zawsze miał, bo z racji tego, że mieszkaliśmy wspólnie z moją rodziną to gotowaliśmy wspólnie dla wszystkich - ja kilka razy w tygodniu i w soboty, może i częściej bym sama gotowała, ale u siebie nie mieliśmy zbytnio warunków więc i tak korzystałam z głównej kuchni, poza tym praca i dojazdy za dużo czasu mi pochłaniały). A on dorosły i samodzielny facet jednak nie jest samodzielny - obiady kupuje w pracy a w weekendy ma zapewnione obiady u mamusi. Jeszcze nic sam dla siebie nie ugotował - nawet kupnych gotowych pierogów na przykład, za to mi przy obcych wypominał 🥴. No tak lepiej atakować innych niż samemu chociażby tylko przed sobą przyznać, że nie jest się idealnym. Trochę mi go żal - bo jest dorosłym facetem, a jednak dzieciakiem.

I coraz częściej myślę, że gdybym mu przed ślubem tak nie ufała i nie zgodziła się na szybszy termin ślubu to bym się przed ślubem na nim poznała i na pewno nie byłby moim mężem. No, ale Polak mądry po szkodzie. A znałam wtedy kilka małżeństw, które krótko się znały przed ślubem i żyli z sobą w zgodzie i szczęściu wiele lat. Myślałam, że gdy oboje będziemy z rodzin katolickich to nasze małżeństwo będzie trwałe - nie, to niestety w dzisiejszych czasach niewiele znaczy. Niestety.

Dużo o mężu, ale gdy się ma dziecko to jednak relacja, współdziałanie, interakcję są stale.

A jaka ja teraz jestem. Chyba coraz bardziej pogodzona z tym, że być może będę sama, co wcale nie oznacza, że samotna, zgorzkniała, zrozpaczona. Cieszę się tym co mam. Już mnie tak nie boli widok pełnych rodzin - jedynie zazdroszczę innym np. gromadki dzieciaków, no, ale nawet mając jedynaka nie oznacza, że się jednym dzieckiem zajmuję, bo syn ma przecież kolegów, a ja chrześniaków, których mogę zabierać na spacery, wyjazdy, do kina czy po prostu do nas😀. Ale chciałabym, aby nasz syn dobrze wybrał małżonkę, żeby naszych błędów nie popełnił. Czas pokaże. Uczę też syna samodzielności i już planuję co ja będę robić gdy syn dorośnie i z domu wyfrunie - oj, na razie mam planów tyle, że do 90ki nudzić się nie będę (jak Bóg da 😀). I moje poczucie wartości wzrasta. I nauczyłam się już nie dawać wykorzystywać wszystkim dookoła, a także umiem bardziej wyczuwać w swoim otoczeniu osoby toksyczne i manipulujące, a niestety w pracy też z takimi mam do czynienia.

I dziękuję za przypominanie przykazania miłości - 'miłuj bliźniego swego, jak siebie samego' bo niestety ja całe życie działałam bardziej według słów "bardziej niż siebie samego" - i dopiero na forum odkryłam istotną różnicę. Zdrowy egoizm w umiarze jest wskazany😀 - choć ci którzy mnie znają x lat nie mogą pojąć, że ja myślę o sobie (jak ja śmiem 😉).

Pozdrawiam wszystkich.
Zwyklaosoba
Posty: 477
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Zwyklaosoba »

Pozdrawiam Cię Bławatku , wszystkiego dobrego ;)
Bławatek
Posty: 1624
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Dawno u siebie nie pisałam 😁

Koniec roku szkolnego był u nas bardzo intensywny, ale syn ma super oceny 👍, daliśmy radę😉, jestem bardzo z niego dumna, bo przecież nauka z dzieckiem ze zdiagnozowanymi problemami w nauce to ciężka praca, pełna nerwów, potu i czasu - jego i mojego uporu (oczywiście każde z nas miało odmienne wizje i priorytety 😂). Ale w końcu mamy wakacje i luz 😁.

Tak jak wspominałam w kilku innych wątkach, w tym roku czekały nas wspólne wakacje z mężem. Na szczęście jechała duża ekipa (rodzina męża i ich znajomi) oraz byliśmy w regionie gdzie każdy zaspokoił swoje potrzeby odpoczynku, więc daliśmy radę. Nie było źle, aczkolwiek mój mąż często wybierał swój komfort aniżeli dobro syna - wolał np. iść na popołudniową długą drzemkę niż np. na rower czy nad wodę z synem, więc żeby syn nie siedział z nosem w komórce to ja praktycznie we wszystkim towarzyszyłam synowi - jeszcze za mały by puścić go samego na rower w nieznanym miejscu lub nad wodę. Aczkolwiek mąż angażował się we wspólne przygotowanie posiłków czy też zmywanie - dla mnie wielka nowość i radość bo nigdy w małżeństwie tego nie robił. A szkoda. Próbowałam zawsze go angażować ale on znalazł zawsze tyle wytłumaczeń żeby czegoś nie robić więc odpuszczałam, tam natomiast wśród tylu osób (w tym panów chętnie gotujących czy sprzątających - bo mieszkaliśmy w domu z ogólnodostępną kuchnią) może mu było głupio nic nie robić, poza tym teraz jak mieszka sam to swoją przestrzeń musi ogarniać. Miejsce było fajne, bo byłam w górach, które kocham, a niedaleko była woda, którą moi panowie uwielbiają więc zadowoleni wróciliśmy. Jedynie drażniło mnie, że mąż zapominał o naszym coraz bardziej samodzielnym synu i dużo czasu poświęcał na zabawę z kilkuletnim synem znajomych, aż musiałam zwrócić mu uwagę, że dla obcego małego dziecka ma czas a gdy nasz syn był w takim wieku to mąż się tak często i chętnie sam z siebie nie bawił, natomiast teraz ma okazję z synem spędzać czas i nawiązać relację a woli "obce dziecko". Bolało mnie to też z tego względu, że przecież dziecko z kowalską ma i choć mówił że nie chcę mieć z nimi kontakt to gdy patrzyłam na męża bawiącego się z kilkulatkiem to obawiałam się, że mężowi spodoba się bycie ojcem malucha i jednak postanowi inaczej i wybierze "nową rodzinę". W sumie bolało mnie też oglądanie innych - szczęśliwych, dogadujących się małżonków i do tego współdziałających razem - to czego zawsze pragnęłam. I właśnie przez te "minusy" wyjazdu wolałam z mężem nie zaczynać żadnych rozmów o nas, czy na ważne tematy, bo się bałam że wybuchnę i wytknę mu, że przed ślubem obiecywał mi też takie życie - razem działamy, razem decydujemy, rozmawiamy i wspólnie spędzamy czas. Coś co było tylko zapowiedzią miłego życia razem a nigdy nie zaistniało. Poważnych rozmów nie było, jedynie "przyjacielskie" rozmowy, pod warunkiem że "się nie czepiałam" byłam "zachwycona" nim, tym co mówi - no cóż, z naturą narcystyczno-egoistyczną ciężko wygrać.

Mimo moich obaw, że mąż nawiąże ponowną relacje z kowalską i dzieckiem, chyba nic takiego nie nastąpiło, bo w ciągu kilku dni od powrotu mąż często do nas przychodzi a nawet pyta czy na resztę wakacji jakieś plany mamy i dodatkowo obiecał nas zawieźć w kilka miejsc do których bez auta nie dotrę z synem. Jedynie dalej muszę moim panom pomagać w spędzaniu czasu razem bo mój mąż nie potrafi syna zachęcić do aktywności wspólnych a syn sam z siebie taty nie chce o nic prosić, jedynie jak coś to przeze mnie. Ale powoli uczę ich komunikacji i działania beze mnie.

To takie małe pozytywy u mnie - w sumie to nawet wielkie, gdy przypomnę sobie wcześniejsze miesiące, szczególnie te pierwsze po wyprowadzce męża. Ale zdaję sobie sprawę, że nic nie trwa wiecznie...

Pozdrawiam
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Caliope »

Miło to czytać Bławatku, coraz lepiej, inaczej się dzieje. Samo to, że jesteście wszyscy w takiej grupie, to jest sukces, bo jak wiadomo w kryzysie to wszystkich znajomych wspólnych i nie wspólnych się unika. Bardzo się cieszę, że idzie u was lu dobremu. Pozdrawiam :)
Bławatek
Posty: 1624
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić

Post autor: Bławatek »

Przez ostatni miesiąc dużo rozmyślałam o sobie - dlaczego taka dobra dla innych jestem (a dla siebie już nie), dlaczego wybrałam takiego męża, dlaczego jestem taka spolegliwa...

Dużo w tym wychowania przez rodzinę: zawsze musiałam być grzeczna - bo przecież jestem dziewczyną, zawsze musiałam pomagać w domu - bo przecież jestem dziewczyną (w mojej rodzinie od mężczyzn jeśli chodzi o prace domowe to za wiele się nie wymagało), zawsze musiałam ustępować moim braciom - bo przecież młodsi...

I chyba stąd ta moja 'dobroć i naiwność'. Bo nie tylko w domu rodzinnym czy mężowi dawałam się wykorzystywać, ale także w pracy. Dopiero dzięki Wam dotarło do mnie że nigdy o siebie nie dbałam i siebie nie kochałam - "miłuj bliźniego swego jak siebie samego" ja raczej tylko wypełniałam pierwszą część tego zdania tj 'miłuj bliźniego swego' o sobie zapominając kompletnie. Nawet ostatnio w świeckiej gazecie był artykuł o kochaniu i dbaniu o siebie - ale tak napisany jakbym w katolickim czasopiśmie czytała. Oj, na tym polu czeka mnie długa i trudna praca - bo nawet gdy powoli coś zmieniam to moje otoczenie, środowisko się buntuje i nieraz mi utrudnia zadbanie o siebie, bo tak się wszyscy przyzwyczaili do tego, że o sobie zapominam, a innych i ich sprawy stawiam przed sobą, krzywdząc w ten sposób siebie. Ja nieraz nawet nie miałam prawa posiedzieć i poczytać lub zdrzemnąć się w ciągu dnia bo mnie zaraz w coś angażowali - rodzice, mąż.

Dlaczego wybrałam takiego męża? Bo przedstawił mi się jako zaradny mężczyzna, dla którego ważne są wartości katolickie (czyli to co było dla mnie ważne), duża rodzina (o której marzyłam), żona, która zajmuje się domem (on miał zadbać o nasz byt materialny - tak mi obiecywał przed ślubem) - był zupełnie inny niż mój ojciec. I mimo, że całe życie mocno się przed podjęciem ważnych decyzji zastanawiam to tu jednak poszłam za ciosem i zgadzałam się na wszystkie propozycje męża - szybki ślub, postaranie się o dziecko od razu po ślubie, nie branie kredytu na mieszkanie tylko męczenie się w jednym pokoju, bo przecież się kiedyś dorobimy, mój szybki powrót do pracy, bo ciężko nam było z wypłaty męża przeżyć. Nie potrafiłam od męża wymagać, bo tak byłam wychowana, bo miałam takiego ojca od którego nie warto było niczego oczekiwać, bo miałam mamę "siłaczke", która godziła pracę z naszym wychowaniem, dbaniem o dom, ogród - kiedy ona na to miała czas, nie wiem. Czy moja mama była szczęśliwa - raczej nie, a ja niestety poszłam w jej ślady. W sumie mój mąż mi zrobił przysługę swoim odejściem, bo przez niego oddalałam się od Boga, stałam się znerwicowana i rozczarowana życiem, które nie tak miało wyglądać. Teraz żyjemy oddzielnie i nie jest to życie którego chciałam, ale w końcu odzyskałam spokój i choć ciężko być 'samotną' matką, ciężko godzić pracę na pełny etat i zajmowanie się w pojedynkę wszystkimi sprawami - to cieszę się tym co mam, raduję się każdym uśmiechem dziecka, nawet jeśli czekam na niego pod placem zabaw, bo chcę być obecna w jego życiu. Za parę lat gdy syn będzie dorosły może pójdzie w świat - ja miałam wiele planów, chociażby studiowanie w innej części kraju, ale moja rodzina na wiele sposobów mnie ograniczała czy wybijała mi moje pomysły z głowy. Nie nauczyłam się być odważna ani realizować siebie - tego chciałabym nauczyć syna - jeśli będzie chciał zdobyć K2 to niech idzie (ja będę w swojej samotności przeżywać strach o niego), będzie chciał studiować w Gdańsku - niech to robi, będzie chciał mieszkać w Japonii - niech mieszka... Niech żyje swoim życiem - ja nie chcę go ograniczać tak jak mnie całe życie wszyscy ograniczali i zniechęcali.

Przez całe życie nie miałam własnego pokoju, ani też całą rodziną na wakacje nie wyjeżdżaliśmy - jedynie my dzieci na obozy. Moim największym marzeniem było aby każde moje dziecko miało swój pokój więc bardzo cierpiałam, że nawet jednemu dziecku tego osobnego pokoju zapewnić nie możemy i dlatego nie potrafiłam zdecydować się na drugie dziecko i bardzo żałuję że nic nie wyszło z mojego marzenia o dużej rodzinie tj. gromadce dzieci - może kiedyś będę miała gromadkę wnuków... Miałam przez ten miesiąc możliwość obserwowania wiele rodzin - kuzynów i znajomych. Już mnie tak nie boli widok pełnych rodzin, ale nadziwić się nie mogę zaangażowaniu mężczyzn w wychowanie dzieci, opiekę nad nimi, zajmowanie się domem i nawet 'kobiecymi' zadaniami - i to mężczyźni, których bym o to nie posądzała - szkoda, że mój mąż tak nie potrafił... Ale wraca mi wiara w to, że mężczyźni nie są tacy beznadziejni (panowie bez obrazy, ale niestety mój ojciec i mąż dawali anty przykład męża i ojca).

W dalszym ciągu wykonuję dużo męskich rzeczy i coraz lepiej mi idzie - kiedyś jeden fragment schodów sama wykafelkowalam i do dziś nic się z kafelkami nie stało, więc coraz bardziej utwierdzam się w tym, że sobie w końcu zrobię remont kuchni i łazienki - prawdopodobnie własnymi rękami, może z małą pomocą jakiegoś znajomego, bo przy tych cenach co są to na fachowca lub firmę mnie nie będzie stać. Ale dam radę - bo nie lubię się poddawać i żyć w beznadziei, bo w sumie przez uleganie innym już i tak za długo w tej beznadziei żyłam.

Tydzień temu był fragment Ewangelii o tym że nawet w rodzinie ludzie będą przeciwko sobię występować a dzisiaj o tym by nie dopuszczać się niesprawiedliwości. Tydzień temu na kazaniu ksiądz mówił że ważny jest pokój a nie święty spokój - a ja przecież tak często odpuszczałam, realizowałam rzeczy których nie chciałam, które były złe właśnie dla świętego spokoju i zadowalania innych. A dziś na kazaniu była mowa o tym że będziemy przez Boga oceniani z codzienności, z miłości okazywanej bliźnim a nie z wielkich rzeczy działanych sporadycznie i nieraz na pokaz. Tylko muszę teraz znaleźć złoty środek by czynić innymi uczynki miłosierdzia nie zapominając jednoczenie o sobie oraz o dążeniu do pokoju czyli zgody z Bogiem i jego nauką a nie świętym spokojem.

Gdybym żyła na bezludnej wyspie byłoby mi łatwiej się zmienić, a tak będę robić 2 kroki do przodu a jeden do tyłu (oby tylko jeden), bo ciężko myśleć o sobie gdy wszyscy przyzwyczajeni są do tego, że ja o sobie nie myślę, nie dbam o siebie.
ODPOWIEDZ