Też jestem ciekawa.
Sama staram się aby być Ezer Konegdo.
To najpiękniejsze do czego mnie Bóg zaprosił.
Tak odczytałam swoje powołanie i staram się jak najlepiej na nie odpowiedzieć...
Moderator: Moderatorzy
Też jestem ciekawa.
ozeasz pisze: ↑28 lis 2017, 16:39 twierdzenia wcześniejsze w których się tłumaczyłem że zostałem sprowokowany ,więc nie ponoszę całej winy ,odsunąłem na rzecz całkowitej odpowiedzialności za to co myślę ,mówię ,czynię jako wolna i suwerenna osoba i uznałem za warunek życia w pełnej wolności i pełnej odpowiedzialności wyrażając siebie w taki sposób ,
I niech Tobie w tym Pan błogosławi , jestem zbudowany tym , że i dla innych nie są to tylko niezrozumiałe ,anachroniczne słowa obcej kultury , pozdrawiam serdeczniezenia1780 pisze:Sama staram się aby być Ezer Konegdo.
To najpiękniejsze do czego mnie Bóg zaprosił.
Tak odczytałam swoje powołanie i staram się jak najlepiej na nie odpowiedzieć...
przypomniały mi się moje doświadczenia :EzerKenegdo pisze: ↑28 lis 2017, 10:11
Gdzieś tu trafiłam (przy okazji czytania jakichś archiwalnych wątków) na dobre porównanie: jeśli sklepikarz zostawi otwarty sklep, świadomie i z rozmysłem, z podejściem: "to złodziej odpowiada za kradzież, ja nie mam sobie nic do zarzucenia" myli się sromotnie. Stworzenie środowiska do grzechu jest współdziałaniem w tym grzechu.
Można się okopywać dalej na swoich stanowiskach, można argumentować, relatywizować, ale fakty są jasne i trzeba stanąć w gorzkiej prawdzie o sobie samym. Wtedy stworzy się dobre pole do wybaczania (także sobie), a może i pojednania.
Czy małżonek jest zobowiązany przeszkadzać w zdradzie swojej drugiej połowy? Myślę, że tak, ale tylko o tyle, o ile robi to z pełnym uszanowaniem wolności żony / męża. Jeżeli nie słucham żony, która jakoś sygnalizuje mi swoje uczucie porzucenia i osamotnienia, to jestem współodpowiedzialny za konsekwencje tego, że ten jej stan się pogłębia i może prowadzić do zdrady. Mam obowiązek dbać o trwałość naszego małżeństwa aż do granicy, którą jest wolność drugiej osoby. Jest to jednak ogromna przestrzeń, zawsze dająca pole do działania. Dlatego zdradzany nie powinien utrzymywać, że nie ma żadnej jego winy w tym, co się stało. Nie odpowiada za zdradę jako taką, ale za własne zaniedbania, które się do niej przyczyniły. Takie myślenie wyostrza głos sumienia i prowadzi do pojednania.
ozeasz pisze: ↑28 lis 2017, 16:39
Pewnie jest tak że okazja czyni złodzieja ....ale tylko człowieka ze złodziejskim myśleniem ,jeśli ktoś dopuszcza kradzież to znaczy że wartości którymi się kieruje na to pozwalają . Jeśli moje wartości nie pozwalają na taki ,czy inny czyn , to dopuszczając się go sam się osądzam , a raczej moje czyny mnie osądzają w kontekście kodeksu wartości .
I tu znów są dwie drogi ,albo zrobiłem coś wbrew wartościom które szanuje ,więc żal i poprawa ,lub nie żałuję tego co zrobiłem ,więc zmieniam wartości którymi się kieruje ,bo na dłuższą metę , najczęściej człowiek nie potrafi żyć z podwójną osobowością .
Gdybym była od początku Ezer Kenegdo - nie byłoby mnie tutaj. Za późno zrozumiałam wiele rzeczy. Mąż już nie jest zainteresowany.Ezer Kenegdo ....fascynujący nick ... rzeczywisty w istocie czy docelowy ?
EzerKenegdoEzerKenegdo pisze: ↑29 lis 2017, 8:16 Oczywiście, że pokusa czyni złodzieja, no co Wy. Nawet złodziej z natury - widząc zamknięty sklep, bojąc się hałasu i przyłapania, odstąpiłby od kradzieży. Widząc sklep otwarty - kradnie. Ulega pokusie. Oczywiście, że sklepikarz jest współodpowiedzialny, bo wystawił złodzieja na pokuszenie. Serio uważacie, że aby być dobrym człowiekiem, wystarczy tylko nie robić zła? W wielu przypadkach nierobienie dobra jest tak samo złe. Żona, mąż wcale nie muszą zdradzać, by być kiepskimi małżonkami, z którymi trudno żyć. Od kiedy to zdrada jest jedynym małżeńskim przewinieniem?
W zasadzie nie bardzo rozumiem, dlaczego większość ludzi tak wielką wagę przywiązuje do zdrady fizycznej (czy romansu), a zupełnie bagatelizuje inne części przysięgi małżeńskiej, które brzmią: miłość, uczciwość małżeńska. Czy dlatego, że łatwiej jest nam siebie samych usprawiedliwić i rozgrzeszyć z naszych grzechów małżeńskich? O wiele bardziej cierpię teraz, kiedy mąż mówi, że nic nie czuje do mnie i nie chce czuć, nie widzi nadziei, chce odejść (niż jak wtedy, kiedy zdradził fizycznie, ale podjął ten trud walki o małżeństwo).
Zastanawia mnie, dlaczego ta wierność jest tak koniecznie wymagana i "nie ma zmiłuj", a pozostałe rzeczy nie.
Przysięgałam miłość, więc wybaczam. Koniec, kropka. Jeśli nie wybaczam, to nie kocham. A jeśli nie kocham, to czy jestem w porządku? Mogę być sędzią i prokuratorem we własnym małżeństwie? Stawiać się wyżej?
Nie chcę zmieniać nic w małżeństwie, nie słucham małżonka, który mówi, że jest mu źle, nie robię nic z tym, jestem bierna = nie kocham - więc tak samo zdradzam, "opuszczam" małżonka, nie jestem wobec niego uczciwa. Udaję jego "żonę". Strasznie słabe jest wtedy wymagać, by mąż mimo wszystko był jak ten libański cedr. Niezłomny, wierny, wytrwały. Może gdzieś są szkoły takich męskich i żeńskich aniołów, ja tam nie wiem. Wzięłam człowieka z krwi i kości, z natury grzesznego. Przed Bogiem niech się tłumaczy ze swoich grzechów, a ja się powinnam tłumaczyć ze swoich.
Fakt, na początku tego tak nie rozumiałam, pewnie dlatego dzisiaj jestem w takiej sytuacji, jakiej jestem. Mąż już nie chce udawać małżeństwa, nie chce udawanej żony. Nie chce też zdradzać. Chce odejść i zacząć nowe życie (jest niewierzący, więc w jego mniemaniu wszystko jest w porządku).
Wybacz, ale dla mnie brak osądu postępowania innych, jest grzechem.Ukasz pisze: ↑28 lis 2017, 22:38
Po prostu patrząc na siebie wymagajmy jak najwięcej i bierzmy odpowiedzialność za własne uczynki. Na postępowanie innych patrzmy ze zrozumieniem i nie dążąc do ich osądzenia.
Jeżeli żona mnie zdradza, powinienem myśleć o swojej współodpowiedzialności za to zło. Jeżeli ja zdradzam, nie wolno mi zrzucać żadnej współodpowiedzialności na żonę. Tu nie powinno być żadnej symetrii, raczej odwrócony kierunek.
Pokusa nie rodzi się z powodu otwrtych drzwi, zostawionego portlefa na bankomacie, ale z powodu MYŚLI.EzerKenegdo pisze: ↑29 lis 2017, 8:16 Oczywiście, że pokusa czyni złodzieja, no co Wy. Nawet złodziej z natury - widząc zamknięty sklep, bojąc się hałasu i przyłapania, odstąpiłby od kradzieży. Widząc sklep otwarty - kradnie. Ulega pokusie.
http://mozecoswiecej.pl/badzmy-milosierni/MIŁOSIERDZIE nakazuje nie potępiać. MIŁOSIERDZIE nakazuje zostawić w spokoju.” Dochodzimy więc do momentu, kiedy śmiało możemy powiedzieć: wszystko mi wolno, bo przecież miłosierdzie…
W tym wszystkim warto pamiętać o jednej rzeczy. Bóg jest miłością, Bóg jest miłosierny. Jednak zaraz obok tego idzie jeszcze jedna kwestia: Bóg jest sprawiedliwy.