Ruta pisze: ↑03 gru 2020, 21:23
Tak mi przykro. Rozumiem. Ja długo po prostu udawałam przed sobą, że takiego problemu nie ma - bo nie byłam w stanie zmierzyć się z bólem, że mój mąż wchodzi w relację z inna kobietą, a w zasadzie kobietami. Ale to nie jest dobre rozwiązanie - więc jakby to nie brzmiało - dobrze, że masz w sobie odwagę by się z tym walcem mierzyć od razu. Troszcz się o siebie i pamiętaj, że za zdradę odpowiada tylko i wyłącznie zdradzający i jego deficyty. Nie ma czegoś takiego jak "wspólna odpowiedzialność za zdradę".
Co do teściów - bądź ostrożna. Brzmi trochę dla mnie o co piszesz, jak własnie jakaś kolejna odsłona gry, nowa plansza? Zaznaczam, że to mój subiektywny osąd i może nie mieć nic wspólnego z rzeczywistą sytuacją. Ja to widzę tak: niby mówili teściowie o rozwodzie, ale tak na niby, z pewnością natomiast nie byli dla ciebie zbyt mili i nie okazywali ci szacunku, raczej dążyli do jakiś swoich celów, twoim kosztem - a teraz nagle obsadzają cię w roli zbawczyni, która ma "coś" zrobić. I to w sytuacji, gdy oni czują się bezradni. Trochę wygląda tak, jakby efekty tego ich drążenia w waszym małżeństwie poszły w nieoczekiwaną stronę - i zamiast np. "usadzić" ciebie i podporządkować, czy też się ciebie pozbyć (czy co tam sobie zakładali) - to mają nagle syna na którego "stracili wpływ" i który ich "nie słucha". Wiesz, ja bym powiedziała, że syn jest dorosły i że pomysł, że ma "ich słuchać" jest nieco dziwny i absurdalny.
Na spotkaniu z mężem przyznał wprost, że owszem, poznał kogoś i rozwija tę relację, bo jak twierdzi ma do tego prawo, jeśli ja powiedziałam, żeby wyprowadził się z domu. Jego logika była tak pokrętna, że nie chciałam nawet kontynuować tego wątku. Wydaje mi się, że chciał bym dopytywała, drążyła, okazywała zazdrość o tę kobietę. W głowie miałam tylko słowa pana Pulikowskiego, że mężczyzna jest zdolny wytłumaczyć każde świństwo, które zrobi. A ja tych tłumaczeń słuchać nie chciałam, choć sam fakt istnienia tej kowalskiej mocno szarpie moim kobiecym sercem. Widzę, że mąż jest po prostu w jakimś totalnym zamroczeniu, jego działania są absurdalne. Twierdzi, że "w końcu podejmuje dorosłe decyzje i czuje że nareszcie panuje nad swoim życiem"
Nie wiem czym była w takim razie decyzja o ślubie i złożenie przysięgi.
Dziękuję Ci Ruto za te rozważania o grach, dużo o tym myślę i widzę pewne prawidłowości - jakby zasady gry. To bardzo ciekawe spojrzenie na relacje międzyludzkie. Co do teściów, ostrożność i czujność jest już dla mnie oczywista, kiedyś łyknęłabym wszystko co mówią jak pelikan, teraz zastanawiam się, nie odpowiadam od razu, mówię, że przemyślę. Dziwi mnie ten nagły zwrot, na razie się przyglądam co będzie dalej.
kocimiętka pisze: ↑04 gru 2020, 10:42
Potwierdzam cała swoją osobą. Też modlilam się za Męża...eh...jak grochem o ścianę. Później odmówiłam Nowenne Pompejańska jako akt Zawierzenia Jezusowi. Niesamowite doświadczenie, mistyczne. Pod koniec Nowenny czułam tonami wylewające się na mnie Boże Błogosławieństwo. Boże Błogosławieństwo! Czyli jakby sam Bóg życzył mi wszystkiego dobrego! Po skończonej Nowenie obudziłam się jako nowo człowiek. Jakbym przeszla z przekleństwa pod błogosławieństwo. Odeszły leki, traumy, żale, rozpacz, flashbaki emocjonalne...Czulam że przeszłości nie zmienie ale ona mnie już nie dotyczy, jakbym nie miała żadnych wspomnień. Poczułam się wolnym czlowiekiem. Po paru miesiącach mąż się odezwał i widzę, po nim, że coś się zmieniło. Jakby ten błysk Bożej Łaski był tak silny, że objął też i jego. Jeszcze za wcześnie na świadectwo ale jestem dobrej myśli.
Dziękuję Ci za to świadectwo. U mnie jest dużo trudnych emocji, zwłaszcza jak dotarły jakieś informacje na temat męża, których wolałabym nie słyszeć... Ale nawet w zdruzgotaniu jest też jakaś wewnętrzny spokój ducha, poczucie, że Bóg ma mnie w swoich rękach, naprawdę. Na początku Nowenny przeczytałam w książce "Cenniejsza niż perły" słowa o tym, że to Bóg, a nie kondycja mojego małżeństwa określa moje życie i one z każdym sięgnięciem po różaniec pracują we mnie. Ta książka towarzyszy mi przy tej Nowennie, tak to sobie wymyśliłam. Wstyd przyznać, ale kupiłam ją przed ślubem i do tej pory leżała tylko na półce.
Ruta pisze: ↑05 gru 2020, 14:35
Jeśli ktoś ma wątpliwości, "czy tak wolno" niech się wsłucha w modlitwy podczas mszy - usłyszy jasno i wyraźnie: "Pomódlmy się za nas samych". Przy tym wszystkim i tak nie wpadłam na to, aby aż całą Nowennę sobie poświęcić - za rodzinę i owszem, za męża tak, ale żeby tak sobie tyle czasu?
Dobre kilka dni chodziłam z tym pomysłem i zastanawiałam się czy jest dobry, aby aż takie "potężne działo" jak Nowenna Pompejańska poświęcić dla samej siebie. Natknięcie się na świadectwo, o którym wspominałam rozwiało moje wątpliwości. Nie jest łatwo, bo to wymagająca modlitwa, ale mam poczucie, że to jest też element zajęcia się sobą.
Spotkanie z mężem przebiegło w miarę spokojnie. Modliłam się przed i otrzymałam łaskę wyjątkowej cierpliwości, a wręcz poczucia humoru jeśli chodzi o przykre słowa ze strony męża. Bo padło ich mnóstwo i wysłuchałam, ale czułam że moje serce chronione jest jakąś tarczą, która te słowa zatrzymuje i dzięki temu nie dotykają mnie one. Odpowiadałam z uśmiechem żartem (i przypomniałam sobie jak bardzo lubię moje poczucie humoru! gdzie ono się ostatnio podziewało?) albo przemilczałam. Mąż wydawał się zmieszany. W sumie rozbawił mnie szczerze, gdy stwierdził, że chce rozwodu, bo przez 2 lata małżeństwa zmieniłam się w straszną osobę, natomiast on uważa, że dużo rzeczy w sobie poprawił i jest lepszy niż był. Odpowiedziałam, że to ciekawe, że przy mnie stał się lepszy, a ja przy nim stałam się gorsza
Oczywiście przedstawił mi swoje żądania, jak to nasze małżeństwo chce prawnie rozwiązywać, ale nie zrobiło to na mnie większego wrażenia widząc jak mocno plącze się w tym wszystkim co mówi. O ile w smsach wydaje się zimny, bezlitosny i formalny, to na żywo widzę, że jest w nim mnóstwo buzujących emocji i sam nie wie czego chce. Spytałam czy nie rozważał póki co separacji zamiast rozwodu, bo dla mnie rozwód w ogóle nie wchodzi w grę, to stwierdził, że może to byłby lepszy pomysł. Dziwne, padło to w sumie na koniec naszego spotkania po długich wywodach o tym, że tylko rozwód jest rozwiązaniem. To mi pokazuje znowu, że paliwem męża są przede wszystkim emocje, a nie przemyślane wnioski i postanowienia.
Najbardziej przykre dla mnie z tego spotkania było to, że nasza córeczka nie robi na mężu większego wrażenia, zachowywał się wobec niej bardzo na dystans, wręcz oschle, ledwie dwa razy coś do niej powiedział, a to taki kochany i słodki niemowlaczek
Może przy następnym spotkaniu zainteresuje się bardziej, ale widzę, że chyba w ogóle nie potrafi oddzielić naszych problemów od kontaktu z dzieckiem i czasu spędzonego z nim.
Dziękuję Wam wszystkim za modlitwy, to wsparcie naprawdę się odczuwa ♥