Masz rację. Nawet najbliższe otoczenie dziwi się, ze nadal mówię „mój mąż”, do obrączki już się przyzwyczaili na szczęście. A ostatnio dawna koleżanka napisała „czy już kogoś sobie znalazłam”Ruta pisze: ↑25 kwie 2021, 15:26Tak trzymaj
Nauczyłam się mówić mężowi wprost: zasługuję na twój szacunek, bo jestem twoją żoną i urodziłam ci dziecko. Przede wszystkim jednak sama w to uwierzyłam. Bo świat mówi zupełnie co innego. Od momentu gdy mąż wnosi o rozwód/porzuca/wchodzi w inną relację - my mamy czuć się "byłymi żonami" i pokornie pracować nad tym, by przestać czuć się żoną i robić miejsce nowej pani. A figę!
Mi tą moją godność żony tak w pełni uświadomił Ksiądz Dziewiecki. Cały czas konskwentnie nazywając rzeczy po imieniu: żony żonami, mężów mężami, a kochanki kochankami. I cały czas w odpowiedzi na wiele pytań wskazując, że żona ma prawo oczekiwać szacunku, że wcale nie musi akceptować "drugiego związku", udawać, że jest wszystko dobrze, tolerować kochanki męża na uroczystościach rodzinnych. I nie ma znaczenia upływ czasu. Ma znaczenie że jest żoną.
W tym upewnieniu się, że jako żona nadal mam prawa, w tym prawo do szacunku, bardzo pomógł mi powrót do noszenia obrączki. Zupełnie inaczej rozmawiam z mężem. Ale też mąż ze mną. Nie chodzi o to, że obrączka sama z siebie ma jakąś moc, że wpływa na rzeczywistość. Nie ma. Ale jest widzialnym znakiem Sakrementu. I taki znak, przypominając nam o rzeczywistości, której nie widzimy, ale która jest realna, już na rzeczywistość wpływa.
Przypominam też sobie, gdy potrzebuję słowa księdza Tadeusza Guza - Nie dajcie sobie zabrać prawdy o waszym małżeństwie!
Nie będę nazywać zła dobrem, wyznaje prawdę o naszym małżeństwie, a te same osoby, które błogosławiły nam w dniu ślubu, niestety szybko przekreśliły już nasze małżeństwo.