Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Triste »

Zwyklaosoba czekam....aż sąd wyznaczy rozprawę..swojego męża zobaczę pewnie niemal 2 lata po jego odejściu.
Akacja
Posty: 123
Rejestracja: 18 gru 2019, 4:31
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Akacja »

Wiecie co, mam tylko jedno pytanie czy modliliście się codziennie wspólnie z mężem?

Bo ja się modliłam razem z nim codziennie różaniec, ale w pewnym momencie przestaliśmy i wtedy miejsce Jezusa, który trwał codziennie z nami na modlitwie zajął szatan :( to smutne ale niestety rzeczywiste. Oczywiście zorientowaliśmy się gdy już miał nas w garści, zupełnie nie wiedząc o tym.
Dzisiaj znów moja złość i lenistwo wygrało, czyli ja przegrałam i będę modlić się sama i przepraszać Boga, że wolałam gniewać się na mojego męża niż się jak najprędzej z nim pojednać :/ oby już nigdy się to nie powtórzyło..

Módlcie się za siebie, jeśli nie możecie razem! Wybaczajcie póki macie na to czas. Bo jak niegodziwego sługę pan wydał katom za to, że nie odpuścił swojemu współsłudze "paru groszy" tak i nas spotka kara jeśli nie wybaczymy z serca swemu bratu/mężu. No przecież Bóg nam przebaczył dużo więcej niegodziwości! Odpuszczajcie a będzie wam odpuszczone.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Monti »

Akacja pisze: 09 mar 2021, 23:20 Wiecie co, mam tylko jedno pytanie czy modliliście się codziennie wspólnie z mężem?

Bo ja się modliłam razem z nim codziennie różaniec, ale w pewnym momencie przestaliśmy i wtedy miejsce Jezusa, który trwał codziennie z nami na modlitwie zajął szatan :( to smutne ale niestety rzeczywiste. Oczywiście zorientowaliśmy się gdy już miał nas w garści, zupełnie nie wiedząc o tym.
Dzisiaj znów moja złość i lenistwo wygrało, czyli ja przegrałam i będę modlić się sama i przepraszać Boga, że wolałam gniewać się na mojego męża niż się jak najprędzej z nim pojednać :/ oby już nigdy się to nie powtórzyło..

Módlcie się za siebie, jeśli nie możecie razem! Wybaczajcie póki macie na to czas. Bo jak niegodziwego sługę pan wydał katom za to, że nie odpuścił swojemu współsłudze "paru groszy" tak i nas spotka kara jeśli nie wybaczymy z serca swemu bratu/mężu. No przecież Bóg nam przebaczył dużo więcej niegodziwości! Odpuszczajcie a będzie wam odpuszczone.
Oczywiście, modlitwa wspólna jest bardzo cenna, ale nic na siłę. Jeśli druga strona nie chce, to nie ma się co nakręcać. Natomiast jeśli przeszkodą do wspólnej modlitwy jest Twój gniew, to zgodnie ze słowami Jezusa, trzeba pojednać się zanim w ogóle zaczniesz modlitwę (sama czy z mężem).
Co do szatana, to owszem, trzeba być czujnym, ale nie można popadać w obsesję. Bóg, który jest nieskończenie potężniejszy od złego ducha, jest zawsze z Tobą, niezależnie od tego, czy się modlisz czy nie (co najwyżej Ty się oddalasz przez swoje decyzje). Raczej chyba też nie wchodzi się w grzech, nie wiedząc o tym, bo przecież to jest decyzja człowieka.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Akacja
Posty: 123
Rejestracja: 18 gru 2019, 4:31
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Akacja »

Wiadomo, że nic na siłę ale bez tego zawsze was zło zgarnie.. Maryja mówiła, że najpierw delikatnie zachęcać jedną dziesiątkę... To nie jest tylko moje świadectwo ale wielu ludzi (nawet robiono statystyki rozwodów - gdy się małżonkowie wspólnie modlili to mieli prawie 0% szans na rozwód). Po prostu tak jest.

A wiadomo, że się najpierw pojednałam z mężem przed modlitwą ;) tyle zdążyłam zanim zasnął..

No tak Bóg jest zawsze ze mną (do czasu aż umrę) ale już na takim myśleniu się szybko zawiodłam bo skoro Bóg jest zawsze ze mną to po co się modlić i starać.. szatan jest przebiegły a my musimy wiele się nacierpieć i postarać aby odziedziczyć Niebo. To nie jest takie hop i siup. Gdy przestawałam się modlić nie czułam, że robię coś źle byłam w takim stanie letargu czy coś a weszłam w zakupoholizm i pożerała mnie próżność, później zrozumiałam, że nie myślałam o śmierci bo bałam się umrzeć - nie sądzę, że wtedy poszłabym do Nieba.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Monti »

Akacja pisze: 10 mar 2021, 18:05 No tak Bóg jest zawsze ze mną (do czasu aż umrę) ale już na takim myśleniu się szybko zawiodłam bo skoro Bóg jest zawsze ze mną to po co się modlić i starać.. szatan jest przebiegły a my musimy wiele się nacierpieć i postarać aby odziedziczyć Niebo. To nie jest takie hop i siup. Gdy przestawałam się modlić nie czułam, że robię coś źle byłam w takim stanie letargu czy coś a weszłam w zakupoholizm i pożerała mnie próżność, później zrozumiałam, że nie myślałam o śmierci bo bałam się umrzeć - nie sądzę, że wtedy poszłabym do Nieba.
Oczywiście, modlić się trzeba. Jest taka cenna maksyma: tak żyjesz, jak się modlisz i tak się modlisz, jak żyjesz.
Natomiast mam wrażenie, że Twoje podejście do wiary trąci trochę pelagianizmem. Zbawienie to zasługa Ofiary Krzyżowej Chrystusa, a nie naszych wysiłków. Oczywiście, nie znaczy to, że nie mamy się starać dobrze żyć, ale trzeba pamiętać, że my sami z siebie nie możemy zasłużyć na Niebo, bo zawsze będziemy niegodni. Na szczęście, On już się ofiarował. Myślę, że ta perspektywa powinna dawać nam pewien dobrze rozumiany luz, żeby nie fiskować się na naszych staraniach, wysiłkach, a także upadkach i zakusach szatana. Można powiedzieć, że rachunek za nas już jest zapłacony.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Wyrzucona
Posty: 117
Rejestracja: 20 mar 2020, 12:13
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Wyrzucona »

Przyznaję że moje życie religijne w małżeństwie w zasadzie nie istniało. Uważam to za swoją winę gdyż to ja jako osoba wierząca powinnam dac przykład mężowi. On z początku deklarował się jako osoba wierząca niepraktykująca przy rozwodzie jednak stwierdził że wiara to ideologia i on się pod tym nie podpisuje. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie żebym miała się z nim modlić przy jego podejściu. Modliłam się czasem sama , księdza po kolędzie tez przyjmowałam sama ale on kiedyś taki nie był, przynajmniej nie znałam go z tej strony. Wydaje mi się że to presja otoczenia. Sama raz byłam świadkiem gdy młody chłopak przyznał się że chodzi co niedzielę do kościoła i został wyśmiany otwarcie przez 3 „koleżanki” z biura.
Dziękuję wszystkim tym co śledzą mój watek to dla mnie bardzo ważne. Ostatnio przechodzę jakiś ponowny kryzys. Moim obecnym największym problemem jest to że mnie się zupełnie spaczyło myślenie w tym małżeństwie. Ci którzy śledzą mój wątek od początku pewnie będą mieli lepszy wgląd w tą sytuację. Dałam sobie wmówić mężowi dokładnie to co on chciał i potrzebuję obecnie wyjaśnień psychologa do każdej z tych sytuacji, czasem pytam ją kilka razy o to samo dlatego właśnie mówię że mi się to myślenie spaczyło. Nie wiem jakie mechanizmy na to podziałały ale ciężko to teraz naprawić , zamiast wierzyć własnej intuicji proszę o pomoc obce osoby i weryfikacje czy „na pewno”. Doszukuję się w sobie patologii i winy tak jakby to miało dać mężowi prawo do tego jak mnie potraktował. Nawet jeśli miał prawo odejść zrobił to w bardzo okrutny sposób i jego deklaracja o kulturalnym rozwodzie za porozumieniem stron to ogromne przekłamanie tematu, jeśli ktoś czytał od początku to będzie wiedział o co chodzi.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Bławatek »

Witaj,

Nie jesteś odosobniona - ja też, można powiedzieć, że byłam tak "wyćwiczona" w myśleniu i działaniu przez męża, że do dziś mam problem ze zrozumieniem tego czy to co myślę, czuję jest właściwe czy też złe. Np. nigdy nie wydawaliśmy pieniędzy na nowe meble, lampy itd., bo pieniądze szły na lekarzy, dentystów itd., choć na części do samochodów zawsze mąż miał. W ostatnich miesiącach naszego wspólnego życia mój mąż bardzo pogardliwie wypowiadał się o, wg niego, "dorobkiewiczach", którzy biorą kredyty aby mieć lepsze mieszkania, nowe samochody, wyjazdy zagraniczne itd. Ja czasami mu odpowiadałam, że chciałabym być przez chwilę takim "dorobkiewiczem", aby w końcu móc zmienić nasz niewielki metraż na większy i lepiej żyć. Więc tym bardziej zabolało mnie jak jako powód odejścia powiedział, że się dusił w naszym ciasnym pokoju, a rozwód jest mu potrzebny aby kupić mieszkanie na kredyt. Ze mną nigdy kredytu nie chciał wziąć, a nawet mimo, że wcześniej obiecywał nie chciał podjąć dodatkowej pracy, aby naszej rodzinie było lepiej. Ja byłam gotowa pracować więcej, ale nie mogłam liczyć na to, że on w tym czasie zajmie się naszym dzieckiem. Więc jak zaczął gadać o własnym mieszkaniu to ja już wogole zastanawiałam się co ze mną jest nie tak. I też na każdej terapii, w każdej rozmowie z różnymi księżmi pytałam czy na prawdę byłam taką złą żoną bo wymagałam od męża odpowiedzialności za byt rodziny (to też główny zarzut mojego męża wobec mnie). Ja też jestem, wg niego, złą panią domu, bo nie dbam o porządek - tzn. nie tak jakby on chciał i wymagał. I ja pokornie przyjmowałam, tak jestem zła, bo nie słuchałam męża, bo miałam swoje zadanie, bo sprzątałam tak jak ja chciałam, a nie jak uważał mój mąż ( on tylko wymagał, sam nie sprzątał), bo jestem pazerna na pieniądze, a ja chciałam tylko lepiej mieszkać - np. moje koleżanki marzą o robotach sprzątających za kilka tysięcy, a ja marzę tylko o najtańszej zmywarce. Na pierwszym spotkaniu pani adwokat zauważyła, że mi potrzebna pomoc psychologiczna, bo moje myślenie jest spaczone. I rzeczywiście na każdej terapii słyszałam, że za bardzo podporządkowałam się mężowi, w rzeczach które nie były dobre ani dla nas, ani dla mnie. Nawet teraz widzę, jak męża boli, że ja zmieniam powoli meble i inne rzeczy w mieszkaniu. Chciałabym wymienić lampę na nową, kupić nową firankę, ale "boję" się jego komentarzy, że mi teraz lepiej jak on odszedł, więc jednak ten rozwód będzie dla mnie z korzyścią. Więc np. patrzę na 20letnia lampę i tylko mówię sobie "może w przyszłym miesiącu ją wymienię", a potem słyszę kilka uwagę rzuconych mimochodem przez męża i w głowie pojawia mi się myśl "lampa chyba poczeka pół roku na wymianę". A każdy terapeuta mi mówił, że mam nie słychać uwag męża, którego chyba bardzo boli to, że mi się udaje żyć szczęśliwie bez niego.

Trochę się rozpisalam, ale niestety tak to wygląda, że jak przez miesiące, lata słyszy się - nie dasz rady, jesteś zła, beznadziejna itd. to tak to nam się wdrukowuje w głowę, że musi duuuzo czasu upłynąć aby przestać o sobie tak myśleć. Było by dobrze gdyby w tym samym czasie nasz współmałżonek również na dobrej terapii zastanawiał się czy jego działanie, mówienie, bycie mężem, ojcem było właściwe, czy jednak może trzebaby popracować nad tym lub innym obszarem. Niestety większość z nich braki i zło widzi tylko w małżonku, którego opuścił.

Ty miałaś jeszcze gorzej, bo Twój mąż "szkoląc" się na filmikach psychologicznych, wypaczył swoje myślenie jeszcze bardziej.

Życzę Tobie, sobie i innym nam podobnym, abyśmy uwierzyli w siebie, abyśmy nie bali się zmian na lepsze i abyśmy mimo wszystko umieli żyć.
Wyrzucona
Posty: 117
Rejestracja: 20 mar 2020, 12:13
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Wyrzucona »

Witajcie,
Ciezko sie przechodzi swoj wlasny kryzys w dobie koronawirusa. Ostatnio bardzo mi brakuje rozmowy z drugim czlowiekiem. Nadal nie mam pracy wiec siedze w domu i mam mnostwo czasu na myslenie i to myslenie mnie dobija. Staram sie nad soba pracowac . Spotkania z psychologiem mam juz tylko raz na 2 tyg 30 min dla mnie to strasznie malo , to w zasadzie przestaje byc terapia. Na prywatne spotkania mnie nie stac a inne osrodki sa przeladowane pacjentami nawet nie ma miejsc juz na ten rok a mamy dopiero marzec....staram sie jakos rozwijac, czegos uczyc , cos czytac ale idzie mi topornie. Myslalam o jakims wolontariacie choc przez ten wirus tez jest teraz ciezko. Jak tak dalej pojdzie to zaczne chyba gadac do sciany...skomplikowana ta cala psychologia . Od takich samodzielnych interpretacji to mozna sie naprawde spaczyc . Szkoda ze nie ma jakis grup wsparcia wiekszych tzn sa ale platne a nie wszyscy przeciez maja pieniadze. Dobrze ze jest to nasze forum choc wiekszosc z nas pewnie nigdy nie pozna sie w realu choc moze to i lepiej bo nie wiem czy zdobylabym sie tak osobiste wyznania na jakiejs realnej grupie.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: JolantaElżbieta »

Polecam grupy modlitewne - po modlitwach mamy rozmowy - można się wiele nauczyć i są wsparciem w kryzysach osobistych :-)
Wyrzucona
Posty: 117
Rejestracja: 20 mar 2020, 12:13
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Wyrzucona »

Chciałam Was dzisiaj prosić o radę, wiem że są tu na forum luzie którzy mają nieco podobne problemy więc dziś to trochę z innej beczki. Od czasu rozstania z mężem mam poważne problemy z wytłumaczeniem rodzicom że jestem dorosłą kobietą która chce żyć swoim życiem. Mam wrażenie że oni mnie traktują z powrotem jak dziecko. Może ja to zle widzę dlatego proszę o spojrzenie na to z boku. Wiem że przejęli się bardzo tym rozwodem i staram się to zrozumieć ale nie jestem już w stanie znieść tych codziennych telefonów kontrolnych. Całe szczęście mieszkam osobno ale codziennie mam zdać relację z tego co robiłam, oczywiście sprawdzenie czy przypadkiem nie płaczę i nie jestem nerwowa bo wtedy to dopiero zaczyna się kontrola. A ja czasem jestem nerwowa , czasem mam ochotę popłakać że życie mi się sypnęło i nie mam ochoty udawać że już wszystko wróciło do normy bo oni tego oczekują. To dla mnie bardzo trudne , zwłaszcza w stanach kiedy mam doła a musze udawać że jest ok. To jak ciągłe rozdrapywanie rany która i tak nie może się zagoić. Próbowałam to oczywiście grzecznie tłumaczyć ale nie ma szans , zaraz jest kontra że jakto ja mogę się nie cieszyć na telefon z ciągłym zapytaniem jak się czuje, jestem niewdzięczna, nie kocham , przepraszam że dzwonie itd. Potem jest cisza ale góra 3 dni. Wtedy znowu ja mam autentyczne wyrzuty sumienia ze może jednak nie jestem dobra córką i powinnam zadzwonić i tak w kółko. Czy ja reaguje Waszym zdaniem nadpobudliwie na to ? ( mam na myśli codzienne telefony) W zasadzie można by zapytać czemu mnie to irytuje. Po pierwsze odbieram to jako nieustanną zdalną kontrolę, po drugie nie mogę autentycznie powiedzieć co u mnie że jest mi np. ostatnio ciężej tylko musze kłamać żeby ich uspokoić że jest ok (mamę w zasadzie). Nie mam pojęcia jak to rozwiązać. To jednak moi rodzice kocham ich oczywiście choć nie zawsze się z nimi zgadzam i chciałabym żeby traktowali mnie jak dorosłą kobietę i żyli trochę bardziej swoim życiem . Podczas wizyt w domu w zasadzie też się uśmiecham że niby mi już lepiej czasem to prawda a czasem niestety nie choć wiem że to drugie nie zostanie dobrze przyjęte. Ostatnio np. rozwalił mnie komentarz brata który stwierdził że on to by w pół roku po rozstaniu się pozbierał a ja się grzebię już tyle miesięcy. Najbardziej jednak męczą mnie obecnie te codzienne telefony i obraza za ich brak. Poradźcie coś proszę , gdzie leży problem w moim czy w ich zachowaniu?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Caliope »

Źle się z tym czujesz, ale kłamiesz i nie stawiasz granic. Rodzice je bardzo mocno przekraczają, a Ty masz wyrzuty sumienia. Nie bój się powiedzieć jak się czujesz, przecież nic się nie stanie nawet gdyby rodzice nie odezwali się kilka dni. Jesteś dorosła, masz prawo żyć, cierpieć jak Ci się podoba i długo płakać, bo masz taką potrzebę. Ja mam podobne rozterki z moją mamą, ale stawiam sobie granice, jak ja się z tym czuję i mówię co mi się nie podoba i się odzywa, nie odeszła, bo mimo to jest moją matką.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Pavel »

A może napisz im list, podobny do tego co tu napisałaś?
Tak samo szczery i Nazywający rzeczy po imieniu.

Warto uczyć się stawiać granice. Grzecznie, ale i stanowczo jednocześnie.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Wyrzucona
Posty: 117
Rejestracja: 20 mar 2020, 12:13
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Wyrzucona »

Panie Pavel z calym szacunkiem to co tu pisze na forum to max mojej szczerosci nie jestem tak otwarta nawet wzgledem swojego terapeuty pomimo iz daze ja wielkim szacunkiem obawiam sie ze jakbym napisala taki list na co pewnie bym sie nie odwazyla to zostalabym uznana za wariatke, niestety mojej daty rodzice sadza ze psychiatra i psycholog to ludzie od ludzi "mocno nienormalnych"
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Pavel »

Bez panów proszę ;)

Możesz albo działać, albo znosić coś co cię rani.
Wybór twój.
Ja bym nie chciał i nie pozwolił by ktoś, także rodzina pierwotna, jakiejkolwiek jest daty i jakiekolwiek ma poglądy, deptał bezpardonowo moje terytorium Tylko dlatego, że się przyzwyczaił, że to nie wywołuje żadnej reakcji.
I postawiłbym szczelne granice, w ostateczności czasowo lub na stałe odseparował się od krzywdziciela. Kimkolwiek jest.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Wyrzucona
Posty: 117
Rejestracja: 20 mar 2020, 12:13
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odchodzi - nie daję już rady psychicznie

Post autor: Wyrzucona »

Witajcie, trochę mnie nie było. Staram się pracować nad sobą choć tematów mi raczej przybywa niż ubywa. To dla mnie bardzo trudny okres bo jestem na etapie gdy zaczynam dostrzegać swoje błędy małżeństwa. Dodatkowo mam chorą siostrę (choruje na schizofrenię) i obecnie ma dużo gorszy stan więc nie mogę z nią za bardzo porozmawiać. Zostałam też w zasadzie bez terapii indywidualnej mam za to żal do swojej terapeutki bo po „rozkopaniu” naprawdę trudnych dla mnie spraw z przeszłości podjęła decyzję o przeniesieniu mnie na grupę. Od początku mówiłam jej że taka forma pracy grupowej mi nie odpowiada skoro zajęło mi to parę miesięcy żeby jej to wyznać a ona teraz myśli że ja tak będę mówić otwarcie przed grupą zupełnie obcych ludzi. Ciężko mi z tym, dziś miałam pierwsze zajęcia ponad 3 godziny ( grupa to zlepek wszystkich możliwych problemów , tylko ja z małżeńskim). Siedziałam przez ten czas cała nerwowa i zupełnie nie wiedziałam jak mam komentować to gdy byłam poproszona o wypowiedzenie się a już w ogóle nie wyobrażam sobie opowiadać tam o swoich problemach małżeńskich. Nie wiem czy to ja jestem jakaś dziwna ale ta terapia to chyba powinna mi pomagać a nie szkodzić, czuje się do tych zajęć przymuszana. Kiedy próbowałam wytłumaczyć że widocznie taka forma pracy mi nie odpowiada to usłyszałam że mam zły stosunek do ludzi, normalnie mi szczeka opadła. Przecież tu w Sycharze jakoś nie mam problemów z dzieleniem się swoimi przeżyciami co więcej tez uczestniczyłam w ogniskach w realu i tam jakoś tez nie czułam się do niczego przymuszana, każdy mówił to co chciał i ile chciał. Dla mnie ta zasadnicza różnica jest w tym że lepiej czuję się wśród ludzi którzy mają podobne problemy. Żal mi tych osób z grupy tylko że na moim obecnym etapie słuchanie o cudzych surrealistycznych lękach przez godzinę nie podnosi mnie na duchu w żaden sposób, a może jestem egoista? Nie wiem co mam teraz zrobić, będę się tak mordować na tych zajęciach przez 12 godzin w tygodniu przez co najmniej 3 miesiące, ta wizja mnie przeraża …
ODPOWIEDZ