Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Avys »

Firletka,
Czyli gdyby Twoje dzieci zaczęły się zachowywać jak Twój mąż lub gorzej i robiłyby tak przez 2 lata to też z całą stanowczością przestałabyś je kochać i była tego na 100% pewna czy może jednak nie jesteś tego pewna i może kochałabyś je nadal?

Co do Twoich rodziców- kochanie Ciebie za to kim jesteś to jest właśnie miłość warunkowa ale może się pomyliłaś (tak myślę) i chciałaś napisać, że Twoim rodzice kochają Cię, za to że jesteś a nie za to kim jesteś. Bardzo się cieszę, że czujesz się kochana przez rodziców - to duże wsparcie dla Ciebie w tak trudnej sytuacji w jakiej jesteś.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: vertigo »

Avys, czemu męczysz Firletkę i wywierasz na niej presję? Uszanuj, że teraz "tak ma" wobec męża. Daj jej wytchnienie i czas.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Sarah »

vertigo pisze: 13 paź 2021, 9:01 Avys, czemu męczysz Firletkę i wywierasz na niej presję? Uszanuj, że teraz "tak ma" wobec męża. Daj jej wytchnienie i czas.
No właśnie - i tak podziwiam dziewczynę, że tak cierpliwie odpowiada. Rozumiem ją, bo też nie kocham już swojego sakramentalnego męża i wiem, że już nie pokocham, nie po tym wszystkim. Dla mnie miłość w pewnym momencie się kończy, a potem jest już tylko jakieś niezdrowe współuzależnienia. Zauważ, że tobie jest łatwiej, bo mąż już nie żyje i nowych ran ci nie zada...
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Klara*
Posty: 39
Rejestracja: 19 wrz 2018, 8:58
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Klara* »

Bardzo zazdroszczę tym, którzy mimo wszystko, mimo wielu zranień, upokorzeń, cierpienia, wylanych łez nadal kochają swojego małżonka/kę. Dobrze Cię rozumiem Firletko. Ja też nie czuję już miłości do męża. Pomimo mojego wielkiego pragnienia i modlitw o tę miłość w sercu , nie czuję jej, nie powraca. Są momenty kiedy jest przyzwoicie, kiedy nie czuję niechęci do męża, ale znowu dzieję się coś, padają przykre słowa i swoim zachowaniem małżonek sprawia, że znów się oddalam, zamykam w sobie . Nie dotykaj , nie chcę Cię widzieć, słyszeć- NIC - blokada, niechęć, wstręt!!!!! To jest straszne uczucie . Ktoś kto tego nie doświadcza i nie czuje już miłości do małżonka nie zrozumie tego. I to nie jest tak , że ja tak chcę , tak sobie postanowiłam i tak właśnie jest !!! Nie , nie sądziłam , że coś takiego może nastąpić w moim małżeństwie, że ja która tak bardzo byłam zakochana, która tak bardzo kochałam męża przestanę kochać i pojawia się w sercu uczucia wprost przeciwne. Wiele osób tutaj pisze, że miłość to postawa, wybór. Ale czy czuć miłość w sercu to nie jest ważna sprawa, czy to takie złe być ciągle zakochanym i czuć te motyle w brzuchu????? Jestem i byłam zawsze uczuciową kobietą i dlatego tak trudno jest trwać w małżeństwie z osobą do której już nie czuje się miłości .......
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Caliope »

Avys pisze: 13 paź 2021, 8:31 Firletka,
Czyli gdyby Twoje dzieci zaczęły się zachowywać jak Twój mąż lub gorzej i robiłyby tak przez 2 lata to też z całą stanowczością przestałabyś je kochać i była tego na 100% pewna czy może jednak nie jesteś tego pewna i może kochałabyś je nadal?

Co do Twoich rodziców- kochanie Ciebie za to kim jesteś to jest właśnie miłość warunkowa ale może się pomyliłaś (tak myślę) i chciałaś napisać, że Twoim rodzice kochają Cię, za to że jesteś a nie za to kim jesteś. Bardzo się cieszę, że czujesz się kochana przez rodziców - to duże wsparcie dla Ciebie w tak trudnej sytuacji w jakiej jesteś.
Mnie rodzice kochali warunkowo, do tej pory matka daje mi to odczuć. Więc tak też jest i jest to ludzkie.
Każdy ma swoje granice, a przy uzależnionym trzeba mieć w sobie dużo empatii. Porównanie miłości do dzieci z milością do pijącego męża jest nie na miejscu. To inna miłość, przecież nie kocha sie kazdego tak samo.Teraz tej romantycznej miłości nie ma u Firletki i może nie być. Zawsze słyszę, że do miłości nie można nikogo zmusić, jak nie ma to nie ma i tyle.
Nowiutka

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Nowiutka »

Głupie pytanie, miłość to wybór, a wybór można zmienić więc czy to nie tak że jednak się kończy?
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Monti »

Nowiutka pisze: 13 paź 2021, 11:34 Głupie pytanie, miłość to wybór, a wybór można zmienić więc czy to nie tak że jednak się kończy?
Tylko czy wtedy jest to prawdziwa miłość? W końcu ona "nigdy nie ustaje" (1 Kor, 13,8).
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Avys »

Vertigo, Sarah, - skoro 2 Osoby tak się wypowiedziały to pewnie tak jest. Dziękuję Wam za zwrócenie uwagi.

Jeszcze co do mojego męża który nie żyje- od długiego czasu mam takie poczucie (o którym pisałam na forum już), że tutaj nie pasuję, bo „jest mi o wiele łatwiej, mąż nie zadaje mi ran”. Zapominam o cierpieniu które przeszłam i trudniej o empatię i pamięć o tym, że czas kryzysu to najgorszy czas w życiu. Wiem, że są tu osoby które przeszły kryzys, są już po a są bardzo pomocne. Ale one też dają przykład, że po kryzysie, nawet najgorszym da się dalej żyć razem i budować małżeństwo. To daje ogromną nadzieję i jest bardzo cenne!!!
Ja nie daję takiego przykładu i trudy budowania małżeństwa mnie omijają - co może być odczytywane jako „łatwo jej mówić i radzić, sama nie ma tego problemu”. Nie ma tutaj tak bardzo pomocnego tzw. „przedświadomego uniwersum”, gdzie podobieństwo sytuacji bardzo pomaga w poczuciu i nadziei, że będzie się zrozumianym.


Firletka, jeśli to Cię męczy to przepraszam i proszę Cię nie odpowiadaj na moje pytanie. Z góry dziękuję, bo to będzie dla mnie ważna informacja, żeby być bardziej uważnym i empatycznym w stosunku do ludzi.
Nowiutka

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Nowiutka »

Monti pisze: 13 paź 2021, 11:58
Nowiutka pisze: 13 paź 2021, 11:34 Głupie pytanie, miłość to wybór, a wybór można zmienić więc czy to nie tak że jednak się kończy?
Tylko czy wtedy jest to prawdziwa miłość? W końcu ona "nigdy nie ustaje" (1 Kor, 13,8).
Nie wiem czy prawdziwe nie może kochać tylko Bóg. Ludzie są zbyt słabi i ułomni. Jeśli miłość to nie uczucia a decyzja decyzję można zmienić. Przecież tu wszyscy wylądowaliśmy przez zmianę decyzji tej drugiej strony. Nie kochał? Kochał ale zmienił zdanie. Miał do tego prawo, bo zawsze mamy prawo zmienić decyzję. Na czym polega prawdziwa miłość? Jak się skończyła to nie była prawdziwa brzmi mi prorozwodowo - jak nie ten to inny bo to nie był ten puzzel.
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Dziękuję za słowa wsparcia, w sumie to dobrze, że jest też krytyka.
Muszę Wam powiedzieć, że od pewnego czasu zaczelam twardo stąpać po ziemi. Rozumiem, że można mieć swoje poglądy, swoje zdanie, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia... Ale nikt mi nie wmówi co powinnam czuć i co czuje, bo ja to czuje i już. I tak jest. To są moje uczucia. Nie słowa o uczuciach a uczucia.
Ja nawet nie zamierzam kochać męża. Nie chce kochać kogoś, kto postępuje źle, od 2 lat ma romans, stosuje wobec mnie przemoc, manipuluje dziećmi...
przestałam kochać. I tak jak mówicie, to nie tak, że sobie zaplanowałam. To trwało... Myślę, że ponad rok. To był proces, gdzie mąż robił wszystko żeby zniszczyć miłość.... Przez ten rok codziennie słyszałam od męża, że jestem s... k... (nadal słyszę) Wiem, że spotykał się ze swoją kochanka i jakby nigdy nic wracał do domu... Nosił obrączkę (nadal nosi a spotyka się z Kowalska non stop)...
Miałabym normalnie z tym żyć, bo... bo wyszłam za mąż, miałabym pokazywać swojej córce jak może ja traktować mężczyzna, miałabym wyprowadzić się ze swojego domu, bo... bo pokochałam człowieka, który okazał się łajza i jeszcze wzięłam z nim ślub ..O nie!
I tak uważam, że za długo to trwało.

Druga sprawa czy kochałabym swoje dzieci gdyby postąpiły tak jak mój mąż. Pewnie tak, bo miłość matczyna jest inna niż ta do męża. Ale na pewno bym tego nie pochwalała (na marginesie, moja teściowa na wieści, że jej synowie zdradzają, wypaliła mi :od zawsze mieli powodzenie, zaciskaj zeby, jesteś katoliczka :))
A gdyby moje dzieci potraktowałyby mnie tak jak mój mąż? Tzn podniosły rękę, wyzywał itp. Nie wiem... Nie mówię, ze trwalabym w tej bezwarunkowej miłości, bo niby dlaczego? W imię czego?
I nie mówcie mi,zs Bóg chciał żebyśmy cierpieli... Nie, moim zdaniem to szatan tego chce...
Nowiutka

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Nowiutka »

Firletka pisze: 13 paź 2021, 13:02 Druga sprawa czy kochałabym swoje dzieci gdyby postąpiły tak jak mój mąż. Pewnie tak, bo miłość matczyna jest inna niż ta do męża. Ale na pewno bym tego nie pochwalała (na marginesie, moja teściowa na wieści, że jej synowie zdradzają, wypaliła mi :od zawsze mieli powodzenie, zaciskaj zeby, jesteś katoliczka :))
A gdyby moje dzieci potraktowałyby mnie tak jak mój mąż? Tzn podniosły rękę, wyzywał itp. Nie wiem... Nie mówię, ze trwalabym w tej bezwarunkowej miłości, bo niby dlaczego? W imię czego?
I nie mówcie mi,zs Bóg chciał żebyśmy cierpieli... Nie, moim zdaniem to szatan tego chce...
Zgadzam się z tym. Mamy prawo do obrony w tym do separacji małżeńskiej włącznie. Mamy prawo odwrócić się od dzieci (np. nie przychodząc na ślub, który jest "parodią" niezgodą z zasadami sakramentu etc).
Gdzieś to się kręci wokół dostosowania uczuć i zachowań do czyjegoś zachowania. Oczywiście że można nie wycofywać miłości ale... jednocześnie tkwić w tym murze, dystansie całe życie.
Jeśli jest weryfikacja ważności małżeństwa, może być tak, że do małżeństwa nie doszło. Tak i może być że miłości nie było, że się człowiek pomylił. To rozmycie odpowiedzialności za decyzje i jej zmianę. Za miłość i jej wycofanie.
Mamy dążyć do doskonałości ale nie będziemy doskonali.mamy tez nie być naiwni. Gdzieś więc granica tej miłości też może być....
Zwyklaosoba
Posty: 477
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Zwyklaosoba »

Firletka pisze: 13 paź 2021, 13:02 Dziękuję za słowa wsparcia, w sumie to dobrze, że jest też krytyka.
Muszę Wam powiedzieć, że od pewnego czasu zaczelam twardo stąpać po ziemi. Rozumiem, że można mieć swoje poglądy, swoje zdanie, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia... Ale nikt mi nie wmówi co powinnam czuć i co czuje, bo ja to czuje i już. I tak jest. To są moje uczucia. Nie słowa o uczuciach a uczucia.
Ja nawet nie zamierzam kochać męża. Nie chce kochać kogoś, kto postępuje źle, od 2 lat ma romans, stosuje wobec mnie przemoc, manipuluje dziećmi...
przestałam kochać. I tak jak mówicie, to nie tak, że sobie zaplanowałam. To trwało... Myślę, że ponad rok. To był proces, gdzie mąż robił wszystko żeby zniszczyć miłość.... Przez ten rok codziennie słyszałam od męża, że jestem s... k... (nadal słyszę) Wiem, że spotykał się ze swoją kochanka i jakby nigdy nic wracał do domu... Nosił obrączkę (nadal nosi a spotyka się z Kowalska non stop)...
Miałabym normalnie z tym żyć, bo... bo wyszłam za mąż, miałabym pokazywać swojej córce jak może ja traktować mężczyzna, miałabym wyprowadzić się ze swojego domu, bo... bo pokochałam człowieka, który okazał się łajza i jeszcze wzięłam z nim ślub ..O nie!
I tak uważam, że za długo to trwało.

Druga sprawa czy kochałabym swoje dzieci gdyby postąpiły tak jak mój mąż. Pewnie tak, bo miłość matczyna jest inna niż ta do męża. Ale na pewno bym tego nie pochwalała (na marginesie, moja teściowa na wieści, że jej synowie zdradzają, wypaliła mi :od zawsze mieli powodzenie, zaciskaj zeby, jesteś katoliczka :))
A gdyby moje dzieci potraktowałyby mnie tak jak mój mąż? Tzn podniosły rękę, wyzywał itp. Nie wiem... Nie mówię, ze trwalabym w tej bezwarunkowej miłości, bo niby dlaczego? W imię czego?
I nie mówcie mi,zs Bóg chciał żebyśmy cierpieli... Nie, moim zdaniem to szatan tego chce...
Firletka, rozumiem Cię trochę, ja mam miłość do obrazu człowieka jaki zobaczyłam i jaki pokochałam . Nie wiem. Ale tamtego człowieka kocham, ale nie istnieje on teraz taki. Więc go nie ma. Jak to jest, że kochamy też zmarłych, którzy odeszli, a w sercu zostają tacy jakich zapamietalisśmy. nie ma ich ale miłość do niech jest. Moją miłość jest do tego człowieka którym jawił się kiedyś mój mąż. Jestem pewna, ze taki był ,tak czułam ,nie chciałam go " ślubem zmieniać " to on się zmienił rezygnując z przysięgi , ja swoją pracę domową odrabiam dzień po dniu. I nie ma że za późno, błędy swoje znam, przejrzałam, otwartość na powrót jasno wyraziłam.
To chyba etap żałoby :?: :roll: Godzę się i czuję więcej aksamitu w środku,że już umiem to nazywać. Może jest mi łatwiej bo poza zaczepkami sądowo-finansowymi nie mam żadnych innych nieprzyjemności.
Nowiutka

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Nowiutka »

Zwyklaosoba pisze: 13 paź 2021, 14:46 Firletka, rozumiem Cię trochę, ja mam miłość do obrazu człowieka jaki zobaczyłam i jaki pokochałam . Nie wiem. Ale tamtego człowieka kocham, ale nie istnieje on teraz taki. Więc go nie ma. Jak to jest, że kochamy też zmarłych, którzy odeszli, a w sercu zostają tacy jakich zapamietalisśmy. nie ma ich ale miłość do niech jest. Moją miłość jest do tego człowieka którym jawił się kiedyś mój mąż.
Też tak miałam ale pytanie na ile to miłość na ile tylko wyobrażenie. Ludzie się zmieniają - czy to prawdziwa miłość jeśli kocha się obraz kogoś? Ja uznałam, że kochałam nie człowieka a wyobrażenia. Nadal trudno mi z tym i wolę nie myśleć o tym bo te wyobrażenia nie są prawdziwe - obecnie lub nigdy nie były.
To nie jest dla mnie miłość która nie przemija a coś na wzór naiwności, niedojrzałości, zaślepienia wyobrażeniem a nie prawdą o drugiej osobie.
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Ludzie się zmieniają - czy to prawdziwa miłość jeśli kocha się obraz kogoś? Ja uznałam, że kochałam nie człowieka a wyobrażenia. Nadal trudno mi z tym i wolę nie myśleć o tym bo te wyobrażenia nie są prawdziwe - obecnie lub nigdy nie były.
Ja z kolei myślę, że ludzie się nie zmieniają. Wg mnie nie można być np. dobrym człowiekiem tzn. żyć wg ogólnie przyjętych norm etycznych (czy jak ktoś woli katolickich), mieć jakieś zasady, być empatycznym i nagle rach ciach i zmiana o 180 stopni. Wg mnie - nie, to musi gdzieś głęboko siedzieć, być zakorzenione, ale wcześniej ukrywane.
Mało tego, ja uważam, że to może być dziedziczne, a już na pewno "podpatrzone" w dzieciństwie (dlatego moim priorytetem, szkoda, że dopiero teraz jest pokazanie moim dzieciom, że życie nie może tak wyglądać, że... jedno robi co chce, a drugie na niego czeka, bo... ślubowało mu miłość)
Ja kochałam mojego męża przez długie lata takiego jakim mi się pokazywał. Nie wyobrażenie o nim, tylko to, jakim mi się pokazywał... celowo pokazywal..... Niestety naście lat... I ja przejęłam to pokazywanie. Podam Wam przykład. Ja mam znajomych, nie mam problemu z nawiązaniem relacji i jeśli mi odpowiada utrzymaniem jej. Mój mąż odkąd go znam nie ma ani jednego kolegi. Miał problem z kimś kto mógłby być naszym świadkiem na ślubie. On pracuje w 1 firmie prawie 20 lat i... Nie ma kogoś do kogo może zadzwonic, pogadać czy ot tak się umówić... Dlaczego? Bo udaje w domu, ale na zewnątrz już nie ma siły. To, że jest w pracy nielubiany albo trzymany na dystans nie wzięło się z nikąd... Po prostu oni go przejrzeli, ja pokochałam i uwierzyłam....i przymykalam oko, w zamian dostajac fałszywy obraz jego osobowości. I sama ten obraz kreowałam. Wśród moich znajomych nie mówiłam o zachowaniach, które mi się.nie podobają u męża, wręcz przeciwnie,podkreslalam jak mi się wydawało zalety. Efekt jest taki, że moim znajomi powiedzieli mi wprost :nie przyszło nam do głowy, że on jest inny niż ty. Postrzegaliśmy go przez twój pryzmat. A jego znajomi z pracy? Kojarzyło go tylko z jego zachowam, tam był prawdziwy on...
Gdy wyszła prawda, z mojego męża aż się wylała agresja prosto na mnie...On już nie musiał nic udawać i pokazywać. Po co. I ja tę agresję znam. Ona nie była kierowana w moja stronę do tej pory, ale kipiała za kierownicą, w relacjach w pracy, w sklepie. On się nie zmienił. On był przez lata inny na mój użytek - bo tak było mu wygodniej. Mydlil mi poprostu oczy.
Dla mnie dziwne jest to, że identyczne zachowania przejawia jego brat i z tego co mi wiadomo przejawiał ojciec, a matka... Nie lepsza.

Kochalam bardzo (choć nie był ideałem) l i dlatego tak długo dochodziło do mnie to co zrobił....
A jakim mi się pokazywal? A no jako dobry, kochający mąż. Oczywiście były znaki, że nie do końca jest tak jak myślę, ale...w imię tej miłości przymykałam oko, poza tym co tu dużo mówić on... albo z premedytacja albo i nie stosował na mnie swoje sztuczki typu:
-a kto by cię tak kochal jak ja
-mądra jesteś, ale nie odzywaj się tu i tu, nie wiem jak dostałaś awans, gdyby nie ja to...
-ładnie wyglądasz, ale zmień to to i to

I teraz pytanie, ja mam to dalej tolerować? Czy liczyć że się zmieni, mam wierzyć w jego kłamstwa? Nie, bo on się nie zmieni. Bo on nawet nie chce. Mało tego, przestał stwarzać pozory w domu, zaczął w pracy. Nosi obrączkę, jak zdarzy mu się rozmawiać ze mma przez telefon, a obok jest jakiś współpracownik... to gotowabylabym pomyśleć, że u nas sielanka... Takie udawanie... Nabyte, w przypadku mojego męża z domu rodzinnego.

A ja chce żyć normalnie.

I jeszcze jedno... Nie chciałam, i u mnie już tak nie będzie...abymm nie pomyliła miłości z naiwnością ♥️♥️♥️♥️♥️
Ostatnio zmieniony 13 paź 2021, 18:50 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Ruta »

Czym jest miłość?
Ja to widzę tak. Na pewno miłość nie jest zestawem uczuć. Uczucia są zmienne. Kościół to mądra instytucja, więc jeśli w kościelnej przysiędze małżeńskiej ślubujemy miłość, to nie ślubujemy uczuć. Było by to głupie. Nie da się ślubwać dożywotnio czegoś, co się zmienia.

To co się nam zmienia w odniesieniu do małżonków, to uczucia. Nie tylko mogą całkowicie zaniknąć uczucia pozytywne, przyjemne, ale też mogą pojawić się uczucia bardzo trude, te które określamy jako negatywne, nieprzyjemne, wrogie. To na pewno. Zestaw miłych uczuć określamy czasem błędnie miłością. A zestaw uczuć wrogich i nieprzyjemnych barkiem miłości...

Katolicka miłość, ta której nauczał Jezus, wykracza poza ten miły zestaw uczuć i uczy nas miłować nie tylko tych, którzy budzą w nas przyjemne i dobre uczucia, bo i "poganie tak czynią", ale miłować też i nieprzyjaciół. Czyli tych którzy, budzą w nas niemiły zestaw uczuć. Wiemy jak zmienne są uczucia, stąd i w przysiędze małżeńskiej jest gwarancja stabilności na dobre i na złe. I to dotyczy nie tylko tego co zewnętrzne, ale i wewnętrzne.

No więc miłość to coś, co można mieć i wobec przyjaciół i nieprzyjaciół. A także wobec Boga, Bóg chce być kochany. Jezus wyjaśnia, że miłować Boga, to zachowywać Jego przykazania. Myślę, że miłowanie człowieka jest podobne. Że ja nie dzielę ludzi na swoich, tych, których nie zabijam, tych których nie okradam, tych których nie wciągam w cudzołóstwo i takich gorszej rangi, wobec których przykazania mnie nie obowiązują. Myślę więc, że miłość to postawa w której dla drugiego chcę tego czego chcę i dla siebie, że to unikanie krzywdy, a czynienie tej drugiej osobie dobra, wspieranie jej rozwoju, ale też dostrzeganie w tym drugim obrazu Boga, wyjątkowości, unikalności. Nie ma powodu by robić to kosztem siebie, bo siebie też potrzebujemy kochać. Choć miłość może być ofiarna, ale nie naiwna. Pozwalanie na krzywdzenie i wykorzystywanie siebie, by drugi mógł cudzołożyć, upijać się, krzywdzić innych to nie ofarność a naiwność. I brak miłości. Bo miłość nie zabija. A naiwna postawa i owszem.

Przysięga małżeńska jest na dobre i na złe. Myślę, że nie chodzi w niej o to, by pozwalać się krzywdzić. Ani o to, by na siłę mieć dobry zestaw uczuć lub wyrzuty sumienia, gdy ma się nieprzyjemny zestaw uczuć. Myślę, że chodzi o to, by pragnąć dobra tej drugiej osoby zawsze i w każdych okolicznościach i tak działać. Nawet wtedy, gdy po to by nie stać się naiwną ofiarą trzeba się odizolować. Przysięga małżeńska ma więcej elementów niż tylko miłość, jest jeszcze wierność i uczciwość małżeńska.

Myślę więc, że jeśli chodzi o dochowanie swojej przysięgi małżeńskiej, to uczucia nie są do tego wcale potrzebne. A czasem, gdy i postawa miłości się gubi, to może na początek zostać i postawa wierności i uczciwości.

Firletko, bardzo dobrze rozumiem, że nie chcesz by dzieci patrzyły na to, że można nie szanować drugiej osoby, jak i na to, że można na taki brak szacunku się godzić. Tu pełna zgoda.

Natomiast nie sądzę, by było coś złego w tym, że dzieci widzą, że jedno z małżonków robi co chce, a drugie czeka, bo ślubowało miłość. Myślę, że nie ma w tym nic złego, o ile to czekanie jest wypełnione miłością właśnie. No i o ile ne jest niszczące. Myślę, że to dobrze, gdy dzieci widzą wartości takie jak wierność, dochowywanie przysięgi, postawę miłości, ale też szacunku - i wobec siebie i wobec drugiej osoby. Myślę, że szacunek jest składową miłości.
ODPOWIEDZ