Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Caliope »

Firletka pisze: 05 paź 2021, 15:58 Nie wiem czy to alkohol czy taka osobowość.
Mam dość codziennych wyzwisk, przemocy i życia jak na rollercoasterze. Bardzo żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej, bo najbardziej cierpią na tym dzieci.

:(
Alkohol, picie go uszkadza mózg, a na mechanizmach znam się i przypominam też sobie jak było w mojej rodzinie pierwotnej. Ja cierpię do tej pory, jestem dorosła, a mam swoje jazdy które uaktywniają się w różnych momentach. Nie obwiniaj się o nic, to, że coś robisz, to już powód by być z siebie dumną.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Ruta »

Firletko,
Cieszę się że podjęłaś kroki by zacząc chronić siebie i dzieci. Jestem też daleka od oceniania twoich decyzji i wyborów.

Jest zupełnie zrozumiałe dla mnie, że w takiej sytuacji masz pełne prawo nie mieć ani jednego ciepłego uczucia do męża i mnóstwo uczuć negatywnych. Rozumiem też, że możesz czuć się samotna, zraniona i sądzić, że masz jeszcze prawo do miłości, do oparcia się na męskim ramieniu, co oznacza to, że możesz gdzieś w głębi siebie albo i całkiem po prostu czuć, że chciałabyś jeszcze kiedyś być w relacji z mężczyzną. Ale nie z mężem.

Zdecydowanie popieram każdy krok, który prowadzi do odizolowania ciebie i dzieci od przemocy. Choć jestem też przekonana, że akurat rozwód przemocy nie kończy. Izolacja od sprawcy przemocy i nauka stawiania granic owszem. Czy korzystasz z jakiejś terapii? Czas procesu i wszystkie sprawy dookoła są trudne i dobrze mieć wtedy wsparcie.

Moje życiowe obserwacje względem mnie samej i potencjalnych relacji są dość brutalne: jeśli nie potrafiłam stworzyć dobrej relacji z mężem, nie stworzę jej także z innym mężczyzną. Bo nie tylko mąż jest problemem, ale ja też. Uzależnienieu odpowiada współuzaleznienie. Jest to ważny powód dla mnie, by nie wchodzic w inne relacje, ale by nad sobą samą pracować. Będąc poranioną kobietą raczej nie znajdę księcia z bajki tylko kolejnego pokręconego trudnego mężczyznę. Jak mawia moja babcia, który mężczyzna był dobry, już dawno go wzięły. Zostają rozwodnicy (czyli osoby które nie potrafiły stworzyć stałej relacji), albo panowie, których dotąd nikt nie wziął, zapewnie nie bez powodu. Są jeszcze wdowcy, ale żaden przyzwoity wdowiec nie związe się z kobietą zamężną. A pozostajemy małżonkami sakramentalnymi dożywotnio.
Dlatego uważam, że zalecenie Jezusa, by w razie opuszczenia małżonka lub przez małżonka żyć samotnie jest dla naszego własnego dobra, byśmy nie popadli w jeszcze większe kłopoty niż mamy. Życie to nie rozmatyczny film, w którym zaraz po rozstaniu z męzem poznajemy po dwóch czy trzech nieudanych ale zabawnych randkach mężczyznę idealnego i zakładamy z nim wspaniałą patchworkową rodzinę, a potem mąz tez jakoś do siebie dochodzi, poznaje świetną wdowę z trójką dzieci i wszyscy razem z dziecmi swoimi i partnerów spotykamy się na Wigilii, za oknami zaczyna padac śnieg i okazuje się, że wszystkie panie są w ciązy i spodziewają się bliżniąt. A producent zysków z nakręcenia części drugiej tej rodzinnej tragedii...znaczy komedii.
Dla mnie ważne jest też, by mieć relację z Bogiem, nie chcę stracić Jezusa, ani dostępu do sakramentów.

W kwestii prawnej, powództwo o rozwód w każdej chwili można zmienić na powództwo o seprację. Separacja także może być orzekana z winy męża. Co do zasady sepracja ma wszystkie te skutki, które daje rozwód, jednakże wyklucza zawarcie ponownego małżeństwa, bo małżeństwo nadal pozostaje w mocy. Przewagą separacji z perspektywy wiary jest to, że jako środek ochrony siebie i dzieci, rodziny nie budzi takich kontrowersji jak rozwód.
Sądzę że warto znaleźć choćby sensownego spowiednika i omówic z nim kwestię rozwód czy separacja. Duchowe aspekty takich doniosłych życiowych decyzji są bardzo ważne.
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Dziękuję za słowa wsparcia.

Tak, korzystam z terapii, choć wg mojej terapeutki już jej nie potrzebuje.
Od jakiegoś czasu... Pogodziłam się z tym jak jest. I przestałam... walczyć chyba sama ze sobą. Moja terapeutka twierdzi, że....jest to trochę niespotykane, że po takim czymś nie leżę twarzą do ziemi i nie rozpaczam (a może tylko mnie tak pociesza)... Ja czuję, że... zaczynam żyć. Mam dzieci (jak nie ma męża w pobliżu córką jest przekochana, jak jest kieruję agresję w moja stronę ), mam rodzinę, mam pracę, która kocham, mam znajomych, na których mogę liczyć... A przede wszystkim... mogę bez obaw spojrzeć sobie w oczy...
Byt taki moment, że poszlam do psychiatry (o poglądach bardzo katolickich) Niemalże błagałam ją żeby zrobiła mi testy na jakąś psychopatie czy coś podobnego (to zarzucał mi mąż) i po 2 godzinach rozmowy (pokazywałam jej nagrania smsy) powiedziala mi, że ja nawet leków nie potrzebuje .. Ze mną jest ok,jestem świadoma zachowań męża, reaguje rozsądnie, a mąż ma najprawdopodobniej cechy. psychopatyczne i rys narcystyczny.
A że jej nie uwierzyłam to poszlam jeszcze do rodzinnej lekarki i... Zna mnie i męża.. I... Odesłała mnie... Bez recepty, z zaleceniem.... Totalnej izolacji od jeszcze męża... (no ale to niemożliwe)

Mój mąż był raz u psychologa w pracy. Przez dwa dni myślałam, że coś zrozumiał. Wydawało mi się, że widziałam żal i skruchę w jego oczach... Ale to trwało tylko 2 dni. Po 2 dniach stwierdził, że psycholog to moja koleżanka bo mówi to samo co ja i ja na pewno nastawiłam pół świata przeciwko niemu, włączając w to psycholog (pojęcia nie mam kto to był)
Więc na terapię nie chodził.
Za to stwarza piękne pozory w pracy, nosi obrączkę, mówi, że między nami jest ok... A w domu, żyjemy jak lokatorzy, albo i jeszcze gorzej, bo codziennie słyszę wyzwiska...

Czy chce być z kimś? Chce być spokojna, szczęśliwa, chce spędzać czas z dziećmi, chce budzić się z uśmiechem na twarzy a nie strachem...
Nie sądzę, żeby Bóg chciał żebym się umartwiała w samotności. Po prostu w to nie wierzę.

Nie zgodzę się też z tym, że nie ma "ciekawych mężczyzn już. Są. Tego jestem pewna. Jak widać nie każdy zajęty jest normalny ;) i nie każdy wolny jest nienormalny :)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Ruta »

Firletka pisze: 07 paź 2021, 18:47 (...) A że jej nie uwierzyłam to poszlam jeszcze do rodzinnej lekarki i... Zna mnie i męża.. I... Odesłała mnie... Bez recepty, z zaleceniem.... Totalnej izolacji od jeszcze męża... (no ale to niemożliwe)
Firletko, to właśnie nazywam "pułpapką myślenia rozowdowego". Izolacja od sprawcy przemocy pomaga zakończyć przemoc. Rozwód przemocy nie kończy, szczególnie jeśli małżonkowie w czasie rozwodu i po mieszkają wspólnie. Napięcie wtedy wzrasta i z tym wzrasta przemoc. Warto się zastanowić czego ja od rozwodu oczekuję. Ja na przykład w pewnym momencie miałam dość przemocy ze strony męża. I chciałam już tylko by ta przemoc się skończyła. I bezsilność wobec tej sytuacji nasnęła mi pomysły o rozwodzie. Uświadomienie sobie, że rozwód w kwestii przemocy nic nie zmieni było trudne, ale pomogło mi poszukać rozwiązań skutecznych.

Pomijam celowo kwestie wiary, choć są dla mnie ważne, ale sądzę, że to bardzo delikatny obszar i każdy sam lub wspólnie ze spowiednikiem, czy po prostu księdzem podczas rozmowy może je rozstrzygać. Natomiast pragmatyczne względy także nie przemawiają za traktowaniem rozowdu jako rozwiązania. Wiara jest pragmatyczna.
Firletka pisze: 07 paź 2021, 18:47 Czy chce być z kimś? Chce być spokojna, szczęśliwa, chce spędzać czas z dziećmi, chce budzić się z uśmiechem na twarzy a nie strachem...
To się da osiagnąć bez wiązania się z inną niż mąż osobą.
Firletka pisze: 07 paź 2021, 18:47 Nie sądzę, żeby Bóg chciał żebym się umartwiała w samotności. Po prostu w to nie wierzę.
Też nie sądzę, żeby Bóg oczekiwał od ciebie umartwiania się w samotności. Myślę, że Bóg chce żebyśmy byli szczęśliwi. Natomiast życie bez mężczyzny nie oznacza wcale umartwiania się w samotności. Choć rozumiem twój punkt widzenia. Ja byłam gotowa iść za słowami Jezusa i żyć sama, bez męża po tym jak odszedł. I dokładnie tak widziałam swoją przyszłość, jako umartwianie się w samotności, do tego w worze pokutnym. Na szczęscie dla mnie wcale to tak nie wygląda.
Firletka pisze: 07 paź 2021, 18:47 Nie zgodzę się też z tym, że nie ma "ciekawych mężczyzn już. Są. Tego jestem pewna. Jak widać nie każdy zajęty jest normalny ;) i nie każdy wolny jest nienormalny :)
Zgadzam się, że świat jest pełen wspaniałych i wartościowych mężczyzn. Natomiast żaden wspaniały i wartościowy mężczyzna nie zwiąże się z zamężną kobietą. Właśnie dlatego, że jest wspaniały i wartościowy. Kandydaci na kowalskich to osoby z problemami. A problemy kowalskiego plus mężatki, która jest poraniona po relacji z męzem i sama ma swoje trudnosci to przepis na kolejną trudną i raniącą relację. Dlatego sądzę, że zalecenie by po odejściu od małżonka lub zostaniu opuszczonym żyć samotnie płynie z głębokiej troski o człowieka...

W twojej wypowiedzi czytam, że w jakiś sposób dotknęłam cię pisząc, że coś nie tak jest zawsze z obojgiem małżonków. I stąd może twoje wyjaśnienia, że nie potrzebujesz już terapii i że psychiatra ani lekarz rodzinny nie doszukali się w tobie problemów. Nie o tego rodzaju problemy mi chodziło. Jestem przekonana, że jeśli pozostajemy w relacji z osobą stosującą przemoc, uzaleznioną, źle nas traktującą, to oznacza to, że mamy problemy. Mogą być różne. Mozna być DDA lub inne DD, można mieć niskie poczucie własnej wartości, można nie umieć się komunikowac, można mieć błędne przekonanie o roli kobiety w małżeństwie, można, można, można...
Jest tego cała plejada.

Każdy z tych deficytów braków trudności i nieumiejętności wnosimy w kolejne relacje. Co oznacza kolejne przemocowe relacje, trudne relacje, raniące relacje. Natomiast przepracowanie tego wszystkiego, praca nad sobą pozwalają zbudować swoje życie wokoł innych rzeczy niż relacja z mężczyzną, która ma mnie zapełnić, uczynić moje życie szczęśliwszym. Paradoksalnie to tworzy szansę na odbudowę relacji z małzonkiem, na nowych zdrowszych zasadach. Co nie znaczy, że każde małżeństwo wróci do wspólnego życia.
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Ruta, tak, zgodę się z tym, że rozwód pewnie nie skończy przemocy, ale będzie początkiem do jej końca. Mój mąż to tchórz, jest bardzo wyrywny... Do mnie... Do całej reszty nie. Stwarza ogromne pozory... Ze jest dobrze. Tak ma po teściowej. Jemu rozwód zachwieje wszystko co i tak jest zachwiane, bo kłamliwe, a ja....
Ja go nie kocham. Po prostu moja miłość przez te 2 lata zniknęła. Wiem, że ślubowałam przed Bogiem... Ale nie ma tej milosci. 2 lata codziennych wyzwisk, zdrad, upokorzeń... Wypaliło to wszystko.

Tak, szczęście można osiągnąć bez wiązania się z kimkolwiek. Ba, ja nawet myske, że tak powinno być. Powinniśmy być szczęśliwi samo ze sobą, dopięto wtedy możemy być szczęśliwi z kimś innym.

Ruta, nie, nie dotknęłaś mnie pisząc, że coś jest nie tak z obojgiem małżonków tam gdzie jest kryzys. Podpisuje się pod tym całą sobą. W moim małżeństwie od dawna były zachowania, których być nie powinno. Ja ich nie widziałam. Po prostu jakbym oslepla. Tym samym pozwalalam na przesuwanie granic... W końcu w ogóle ich chyba nie było. Z czegoś to wynikało... Z jakiś zaburzeń w mojej osobie...Nawet wiem z jakich, z niskiej samooceny,nie z poczucia własnej wartości a z niskiej samooceny.

Aaa i ja nie myśle o relacji z kimś innym.. Nie da się tak, jeszcze wciąż jestem żona. Nie będę latać na randki. Ale nie wykluczam, że za jakis czas, kiedy się już rozwiode, poukładam w głowie i w życiu... Czas pokaze...
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Avys »

Firletka pisze: 09 paź 2021, 9:01 Ja go nie kocham. Po prostu moja miłość przez te 2 lata zniknęła. Wiem, że ślubowałam przed Bogiem... Ale nie ma tej milosci. 2 lata codziennych wyzwisk, zdrad, upokorzeń... Wypaliło to wszystko.
Firletka, Jezus, Uczniowie Jezusa - cały Nowy Testament opisuje Miłość jako coś coś nigdy nie ustaje, co jest silniejsze niż śmierć, co się nigdy nie wypali…
Piszesz, że mąż Cię nie kocha i że Ty też go nie kochasz. Czyli jeśli wierzyć Ewangelii, że miłość nie ustaje to być może mylisz zakochanie, zauroczenie, uczucie kochania z Miłością.
Normalne i spodziewane jest, że jeśli od 2 lat mąż Cię zdradza, poniża, znęca się nad Tobą to Twoje zakochanie, zauroczenie, dobre myśli względem męża minęły, wypaliły się. To normalne i zdrowe psychicznie.
Jeśli Miłość opierałaby się na głównie na uczuciach i zakochaniu i mogłaby się wypalić i zniknąć to żadne dziecko które odwróciło się przeciw rodzicom nie mogłoby liczyć na ich miłość bo zranieni przez nie, nie kochali by już więcej. Jeśli Miłość byłaby tak chwiejna jak zakochanie to Bóg dawno straciłby cierpliwość i przestałby nas kochać bo ileż można wycierpieć od ludzi a już na pewno przestałby nas kochać gdybyśmy zabili Jego Syna. To już mega przegięcie. Bóg nie powiedział po tym zabójstwie: Nie kocham Was. Firletka, może ten kryzys pomoże odkryć, że jest coś dużo większego niż chwiejne zakochanie czy uczucia. Spróbuj wrócić do dnia Waszego ślubu- czy tam podczas przysięgi były tylko uczucia wyboru męża, wierności czy był też Twój stanowczy wybór? Sakrament/Bóg daje siłę podtrzymywania tego wyboru do śmierci bez względu na to w jakim stanie jesteśmy z naszymi uczuciami. Jest taka piosenka Arki Noego w której są słowa „ chcę pokochać to czego nie da się polubić”.
Firletka, myślę, że sam człowiek bez pomocy Boga w Twojej sytuacji nie wytrwałby w wyborze Miłości i wierności do męża po tym wszystkim co on wyprawia. Ale po to jest aż Sakrament żeby pomóc nam kochać nie własnymi siłami ale z pomocą Boga.
Czy chciałabyś, żeby Bóg Ci pomógł kochać męża?
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Ruta »

Firletko, nic dziwnego, że nie czujesz pozytywnych uczuć do męża, po tak trudnych latach. Jednak zapewne nie zawsze tak było.
I nie zawsze było trudno.

Dobrze, że masz w sobie chęć by zakończyć przemoc. Natomiast rozwód nie kończy przemocy, ani nie jest początkiem końca przemocy. Nawet separacja prawna nie kończy przemocy. Dokąd nie potrafimy się bronić w relacji, dotąd jedyną skuteczną metodą jest izolacja. Ewentualnie, gdy z jakiś powodów to niemożliwe mozolna nauka stawiania granic. Sobie. To pomaga. Wydaje się to trudne, ale w tak trudnych sytuacjach nie ma łatwych rozwiązań. Za to w modlitwie, z Maryją za rękę, w pracy nad zbliżaniem się do Boga, te trudne rozwiązania stają się na nasze siły, wiem, bo tego doświadczyłam.

Myślę, że to mądre, że nie planujesz obecnie żadnych relacji, i masz wzgląd na to, że jesteś żoną. Jednak po rozwodzie nadal nią będziesz. Ja cywilnie wciąż mam status cywilnej żony, ale sąd może go znieść. Nie przestanę jednak być żoną mojego męża, niezależnie od okoliczności. Tak zdecydowałam świadomie lata temu. Na dobre i złe. Było dobre, przyszło trudne.

Avys ładnie napisała o miłości oraz, że bez Boga, to my nie mamy żadnych szans by kochać męża, a co dopiero kochać męża w kryzysie... Pogadaj z Bogiem o swojej sytuacji.
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Avys, ja naprawdę nie czuje tej miłości. Ja nie czuje nic, może pogardę...
Wczoraj odkryłam, że mój jeszcze mąż kluczem wyryl mi na masce samochodu krzyżyk. Wcześniej zrobił to na drzwiach... I to on zrobił. 43 letni facet, ojciec, moich dzieci... Za co mi to zrobił? Pojęcia nie mam.
Nie kocham go i nie chce kochać.
Nie będę oszukiwać, że jest inaczej.

Też kiedyś myślałam, że nie można przestać kochać. Można.
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Avys »

Firletka, słusznie piszesz, że nie czujesz miłości! Bo miłości nie da się czuć! Miłość to nie jest uczucie. Czuć można zakochanie. I zakochanie jak przestajesz je czuć kończy się.

Napisałaś, że można przestać kochać. Nie można. Atrybuty miłości to wieczność i nieskończoność, bez nich miłość nie istnieje. Ona jest z nich zbudowana, jeśli budowałaś w sobie coś do męża co się skończyło to przykro mi, ale to nie była miłość. Budowałaś na uczuciach które są chwiejne, ulotne i dlatego MOŻNA przestać być zakochanym. Gdybyś budowała na decyzji podejmowanej codziennie, na postawie, na świadomym wyborze, na Bogu to wtedy obojętne co się dzieje w małżeństwie ale NIE MOŻNA przestać kochać. Bóg jest Miłością. Bóg się nie może skończyć, bo nie byłby Bogiem.

Miłość bez wieczności to tak jak orzeźwienie bidonem bez wody w upalny dzień.

Firletka, nie zgadzam się z Tobą, że przestałaś kochać męża. Możesz męża nie kochać teraz ale to znaczy że wcześniej też go nie kochałaś. Mogłaś być ogromnie zakochana w nim ale to nie Miłość.
Może ten okropny kryzys jest po to abyś odkryła że się nie kochaliście- ani Ty jego ani On Ciebie. To może być ważne odkrycie, bo wtedy już wiadomo, jak nie da się zbudować trwałej relacji. „Czucie” czegoś do kogoś nie wystarczy. Może teraz jak uczucia nie zamydlają Ci oczu a wręcz zniechęcają do miłości odkryjesz najpierw patrząc na Boga jak on pomimo całego syfu w nas, całego syfu w Twoim mężu jednak go kocha. Ta miłość jest jak skała i nie skończy się nawet jakby Twój mąż wybrał życie bez Boga na zawsze. Tak i Ty nawet jakby się okazało, że nie możesz być blisko Twojego męża bo on nie zmieni swojego zachowania to będziesz mogła zamienić pogardę którą masz dla niego na miłość. Po co? Jaki tego sens? Po to aby wreszcie poczuć się szczęśliwą. Taka zamiana w sercu jest przede wszystkim potrzebna Tobie, bo to jedyna droga do szczęścia.
Myślę, że zostawienie sobie tej pogardy w sercu nie daje Ci absolutnie żadnych szans na bycie szczęśliwą w życiu. Nawet jakbyś kiedyś znalazła supermena, czułego i opiekuńczego etc. to mając w sercu pogardę dla męża będzie to tylko ułuda szczęścia która zniknie przy pierwszej możliwej okazji. Natomiast myślę, że gdybyś zamieniła tę pogardę na miłość to wtedy nawet jakbyś została sama do końca życia i zwaliłby się na Ciebie choroby byłabyś dużo szczęśliwsza. Czy zechcesz to sprawdzić- Twoja wolna wola :-) może jeszcze popróbujesz trochę w życiu kierować się tylko uczuciami i jak zobaczysz jakie są ulotne i nie dają stabilności ani pewności szczęścia to zaczniesz szukać prawdziwej Miłości. Ja też ciągle uczę się kochać, idzie słabo ale co do tego, że na samych uczuciach absolutnie nie chciałabym nic budować tego jestem pewna. I kilka razy Bóg dał mi się napić wody ze swojego bidonu- Ach, nie chcę innej wody, bo tylko ta orzeźwia tak że nie da się być bardziej szczęśliwym!!!
Szczęście oparte tylko na człowieku jest dosyć kiepskie, zawodne, kończy się szybciej czy później- doświadczenie mówi mi, że nie warto, szkoda życia bo jest krótkie tu na ziemi. Ja jestem zachłanna i chcę szczęścia wiecznego, które też już tutaj jest.
Firletka, chciałabyś być szczęśliwa? Wiadomo, że tak. Spróbuj oddać Bogu tę pogardę dla męża bo ona Cię unieszczęśliwia! Tak zwyczajnie powiedz Mu: „Oddaję Ci pogardę poproszę o miłość bo podobno zaznam wtedy szczęścia przez duże S”. Firletka, pewnie za pierwszym razem nie oddasz bo trzymasz tę pogardę bardzo mocno, ale jak Ci się już uda to zobaczysz, że będziesz jak motyl na łące. Zakosztuj tego latania! Nie pożałujesz!
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Avys... Ja jednak milość postrzegam inaczej...
Wg tego co napisałaś to faktycznie nie kochałam, ale wg mnie to kochałam męża bardzo, zakochana też byłam... Prawie 20 lat temu.
Ale po prostu przestałam....
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Avys »

Firletka, a kogo kochasz?
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Pavel »

Firletka pisze: 11 paź 2021, 23:19 Avys... Ja jednak milość postrzegam inaczej...
Wg tego co napisałaś to faktycznie nie kochałam, ale wg mnie to kochałam męża bardzo, zakochana też byłam... Prawie 20 lat temu.
Ale po prostu przestałam....
Inaczej, czyli jak?
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Avys pisze: 12 paź 2021, 8:18 Firletka, a kogo kochasz?
Dzieci i siebie na pewno. Boga (kolejność przypadkowa)

Inaczej, czyli jak?
Jako chęć uchylenia nieba tej drugiej osobie, jako szacunek, jako chęć przebywania z tą osobą,, zaufanie...
Ostatnio zmieniony 12 paź 2021, 21:46 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Avys »

-„Mam chęć wyjść na spacer jeśli będzie ładna pogoda.”
-„Straciłam chęć na spacer, bo pada”.

Firletka, czy u Ciebie „chęć” uchylenia nieba i przebywania z mężem była zależna od tego czy właśnie masz chęć, bo czujesz się szczęśliwa z mężem a jak przestałaś czuć się szczęśliwa i mąż stał się okropny to straciłaś chęć żeby z nim być i uchylić Mu nieba… czy tak??

Słabo jak na miłość. W kościele nie ślubowałaś, że będziesz kochać męża jak będzie dla Ciebie dobry.
Może Ciebie Rodzice „kochali” warunkowo i dlatego tak postrzegasz miłość. Czyli nie „kochasz” za to że ktoś jest tylko jaki jest….

Jak ktoś przestaje Cię „kochać” to Ty jego też przestajesz „kochać”?

A do dzieci nie masz innej miłości? Też zakładasz, że mogłabyś przestać kochać dzieci. Gdyby na przykład bardzo Cię w dorosłym wielu raniły i były dla Ciebie okrutne…przestałabyś je kochać tak jak męża? Co myślisz?
Firletka
Posty: 243
Rejestracja: 05 kwie 2020, 9:40
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż mnie nie kocha... Moje małżeństwo to gruzy...

Post autor: Firletka »

Avys, nie u mnie chęć uchylenia nieba mężowi była zawsze taka sama przez 20 lat. Nawet wtedy kiedy mnie ranił.
Nie sądzę, żeby miłość moich rodziców była warunkowa. Kochają mnie za to kim jestem a nie za coś. Tak samo jak ja kocham swoje dzieci.
Ale są granice. Można być dobrym człowiekiem, potykać się, popełniać błędy, ale mieć w sobie miłość, empatię, chęć poprawy, wyrzuty sumienia, które będą doprowadzały, że się człowiek zastanowi nad tym co robi.
A można też stać się oprawca. Każdego dnia upokarzać drugiego człowieka. Znęcać się nad nim psychicznie, fizycznie, manipulować, niszczyć psychikę, gnoic, zdradzać itd... Tak zachowuje się codziennie od 2 lat mój mąż.
I ze stanowczością mówię, że go nie kocham, przestałam jakoś rok temu. I jestem tego pewna na 100%.
ODPOWIEDZ