Będziesz czuła satysfakcję, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś. Nie sądzę, żeby to była ujma, żeby podejmować wielokrotnie inicjatywę zwłaszcza wobec męża lub żony. Wręcz przeciwnie.
Dziękuję. Nie tańczę.
Moderator: Moderatorzy
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
Tata 999, moj maz nie dba o kontakt ze mna. On jest z mojej inicjatywy,a maz niekiedy ulega,a potem jest zly,ze ulegl i na powrot dajacy do zrozumienia,ze nie chce kontaktu.
I tak to wyglada.
I tak to wyglada.
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
Po ostatnich "akcjach" z mezem oraz zamecie w mojej glowie, dzis pierwszy dzien mego kolejnego odwyku od meza. Nie pisze, nie dzwonie. Reaguje tylko na kontakt z jego strony, o ile sie w ogole pojawi.
Prosze o modlitwe za mnie i za mego meza.
Prosze o modlitwe za mnie i za mego meza.
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
Niczym w fikcyjnym romansidle pełnym dramaturgi. "Odwyk od męża", "akcje z mężem", "zamęt", "nie pisze, nie dzwonie". Moim zdaniem odwieszenie od męża (jeśli to miałaś na myśli pisząc o odwyku) nie musi oznaczać "nie pisze, nie dzwonie". Rozumiem, że tego chcesz. Widzę w tym dobrą stronę taką, że wiesz, czego chcesz. Przemyślane, przemodlone powinno wyjść na dobre.
I tak to wygląda w Twoich relacjach i Twojej głowie. Jak sama zauważyłaś dużo wymyślasz, co w jego głowie się kłębi, co czuje itp. Jakie kroki poczyniłaś, żeby nad swoimi domysłami zapanować i dopuścić możliwość, że mogą być błędne?
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
Tata999 myśle, że to dobrze że pokazałeś inną interpretacje zachowania męża Nino ale brakuje mi tu dwóch szczegółów. Po pierwsze Nino pisała o co najmniej 4 romansach męża a to już chyba nie po drodze z lekcjami Sychar, a po drugie wydaje mi się że całe sedno odwieszania się od współmałżonka czy tez krzywdziciela powinno mieć kres w momencie kiedy druga strona deklaruje chęć naprawy, pracy nad sobą, związkiem itd. Jeżeli mimo zmian i prób ratowania małżeństwa z jednej strony, z drugiej jest postawa, że nie wrócę to chyba nie jest to już odwieszenie tylko porzucenie. Tak ja to widzę.tata999 pisze: ↑17 cze 2020, 14:18Z tego, co wyczytałem z opisów, to fakty (skąpe, jak na ilość wypowiedzi) o mężu są takie:
1) Dba o kontakt z Nino, spotyka się i sypia z nią. Nie zerwał kontaktu.
2) "Ma duże poczucie obowiązku, więc pod pewnymi względami jest bardzo fair. W maju, i może też w czerwcu, poniósł cały ciężar finansowy. Opłaty oraz pieniądze dla mnie i córki na życie. " Jeśli się nie mylę, to zmienił swoje plany na prośbę Nino i zamieszkał wspólnie w czasie pandemii: "(...) powrót na czas pandemii, aby pomóc nam finansowo, jednak: zdecydował się na ten gest w naszym kierunku i doceniam to."
3) Odpiera ataki "gdy źle o nim mówiłam i rozkładałam na czynniki jego trudny charakter (...) Mam niejako wyniesioną z domu skłonność do oceniania i wartościowania osób i zdarzeń. (...) Tak też czyniłam względem męża. Wiedziałam lepiej co czuje i co myśli, a im bardziej on nie dawał wyrazu temu, co czuje i myśli: tym bardziej ja się domyślałam i "wiedziałam"...". "cała rodzina pragnie, abym się wreszcie rozwiodła".
4) Zmaga się z obrazem "takiego ojca", którego dorosłe dzieci miałyby nie cieszyć się z obecności w domu. viewtopic.php?f=10&t=3067&p=237049#p237053 Niestety, nie ma odpowiedzi Nino na pytanie Wiedźmina skąd taki obraz. Nie zerwał z nimi kontaktu. Twierdzi, że " dzieci mają do niego telefon, mogą zadzwonić."
5) "Tymczasem mąż wyprowadził się i z "ukochanego domku"." Zostawił żonie i dzieciom. Sam mieszka bez luksusu w mieszkaniu u kogoś "bezkosztowo" lub najmuje.
6) Pracuje na utrzymanie rodziny i siebie. Nie poddaje się nałogom typu alkohol i rozpaczy.
7) Z własnej inicjatywy zabrał Nino do sanktuarium.
8) "maz mieszka sam oraz: ze nie stworzyl zwiazku, ze wyrazil wole, by wrocic do domu, choc zmiana okolicznosci zawodowych pociagnela zmiane jego decyzji, gdy widze, jak pomaga nam finansowo, nie uchyla sie przed tym, kiedy popiera pewne moje plany dotyczace domku i dzialki".
Wydaje mi się, że przyjął do serca sycharowską radę, żeby zadbał o siebie i odwiesił od żony. Miał fundowany niezrozumiały rollercoster (wytrącanie z równowagi), którego mógł nie znieść i od którego postanowił się odciąć. W izolacji może przepracowywać kolejne problemy, naprawiać siebie i związek. Nie wchodzi w konflikty, nie rzuca kłód pod nogi, troszczy się na ile to jest możliwe. Nie spełnia wszystkich roszczeń, zachcianek, oczekiwań, czyli jest zwykłym człowiekiem, bez mocy bożych, których skąpiłby najbliższym mu osobom. "Jest napięty jak ważka" zapewne dlatego, że mu zależy, a grunt po którym stąpa jest zaminowany. Na dłuższą wypowiedź nie mam czasu.
Moim zdaniem to są 2 niezależne kwestie. Sex z mężem w katolicyźmie to nic złego. Nie wietrzę podstępu. Nie umniejszam, bo niby nic nie ugrała. Obojgu było dobrze i to wspaniale. Niech doceniają, że na tej płaszczyźnie potrafią coś zbudować, łączą i się cieszą. Jednocześnie można mieć pretensje, że inne obszary małżeństwa kuleją. Oczywiście to tylko indywidualna opinia i nie trzeba się z nią zgadzać. Mogę się mylić.
Co masz na myśli przez użycie zwrotu "tak potraktowana"? Jak oceniasz swoją decyzję, "że więcej tak nie postąpię" z perspektywy czasu? Jak to się ma do 2 nocy z mężem u Nino?
Czy zrobiłaś coś z tym, że dowiedziałaś się uzasadnienia, że odmówił, bo podchodziłaś z emocjami? Czy jedynie zamknęłaś się w sobie, bez poszukiwania (być może wspólnie) innych rozwiązań?
To jest bardzo dobra puenta również dla mojej wypowiedzi.
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
Ja mam mocne wrażenie, że czytam inny wątek niż tata999.tata999 pisze: ↑17 cze 2020, 14:18Z tego, co wyczytałem z opisów, to fakty (skąpe, jak na ilość wypowiedzi) o mężu są takie:
1) Dba o kontakt z Nino, spotyka się i sypia z nią. Nie zerwał kontaktu.
2) "Ma duże poczucie obowiązku, więc pod pewnymi względami jest bardzo fair. W maju, i może też w czerwcu, poniósł cały ciężar finansowy. Opłaty oraz pieniądze dla mnie i córki na życie. " Jeśli się nie mylę, to zmienił swoje plany na prośbę Nino i zamieszkał wspólnie w czasie pandemii: "(...) powrót na czas pandemii, aby pomóc nam finansowo, jednak: zdecydował się na ten gest w naszym kierunku i doceniam to."
3) Odpiera ataki "gdy źle o nim mówiłam i rozkładałam na czynniki jego trudny charakter (...) Mam niejako wyniesioną z domu skłonność do oceniania i wartościowania osób i zdarzeń. (...) Tak też czyniłam względem męża. Wiedziałam lepiej co czuje i co myśli, a im bardziej on nie dawał wyrazu temu, co czuje i myśli: tym bardziej ja się domyślałam i "wiedziałam"...". "cała rodzina pragnie, abym się wreszcie rozwiodła".
4) Zmaga się z obrazem "takiego ojca", którego dorosłe dzieci miałyby nie cieszyć się z obecności w domu. viewtopic.php?f=10&t=3067&p=237049#p237053 Niestety, nie ma odpowiedzi Nino na pytanie Wiedźmina skąd taki obraz. Nie zerwał z nimi kontaktu. Twierdzi, że " dzieci mają do niego telefon, mogą zadzwonić."
5) "Tymczasem mąż wyprowadził się i z "ukochanego domku"." Zostawił żonie i dzieciom. Sam mieszka bez luksusu w mieszkaniu u kogoś "bezkosztowo" lub najmuje.
6) Pracuje na utrzymanie rodziny i siebie. Nie poddaje się nałogom typu alkohol i rozpaczy.
7) Z własnej inicjatywy zabrał Nino do sanktuarium.
8) "maz mieszka sam oraz: ze nie stworzyl zwiazku, ze wyrazil wole, by wrocic do domu, choc zmiana okolicznosci zawodowych pociagnela zmiane jego decyzji, gdy widze, jak pomaga nam finansowo, nie uchyla sie przed tym, kiedy popiera pewne moje plany dotyczace domku i dzialki".
Wydaje mi się, że przyjął do serca sycharowską radę, żeby zadbał o siebie i odwiesił od żony. Miał fundowany niezrozumiały rollercoster (wytrącanie z równowagi), którego mógł nie znieść i od którego postanowił się odciąć. W izolacji może przepracowywać kolejne problemy, naprawiać siebie i związek. Nie wchodzi w konflikty, nie rzuca kłód pod nogi, troszczy się na ile to jest możliwe. Nie spełnia wszystkich roszczeń, zachcianek, oczekiwań, czyli jest zwykłym człowiekiem, bez mocy bożych, których skąpiłby najbliższym mu osobom. "Jest napięty jak ważka" zapewne dlatego, że mu zależy, a grunt po którym stąpa jest zaminowany. Na dłuższą wypowiedź nie mam czasu.
Moim zdaniem to są 2 niezależne kwestie. Sex z mężem w katolicyźmie to nic złego. Nie wietrzę podstępu. Nie umniejszam, bo niby nic nie ugrała. Obojgu było dobrze i to wspaniale. Niech doceniają, że na tej płaszczyźnie potrafią coś zbudować, łączą i się cieszą. Jednocześnie można mieć pretensje, że inne obszary małżeństwa kuleją. Oczywiście to tylko indywidualna opinia i nie trzeba się z nią zgadzać. Mogę się mylić.
Co masz na myśli przez użycie zwrotu "tak potraktowana"? Jak oceniasz swoją decyzję, "że więcej tak nie postąpię" z perspektywy czasu? Jak to się ma do 2 nocy z mężem u Nino?
Czy zrobiłaś coś z tym, że dowiedziałaś się uzasadnienia, że odmówił, bo podchodziłaś z emocjami? Czy jedynie zamknęłaś się w sobie, bez poszukiwania (być może wspólnie) innych rozwiązań?
To jest bardzo dobra puenta również dla mojej wypowiedzi.
Mam również kompletnie inny obraz mądrości mężczyzny i mądrego stawiania czoła problemom w rodzinie.
Mądry mężczyzna nie porzuca rodziny.
Mądry mężczyzna jest jak dobry kapitan, nie ucieka ze statku podczas sztormu.
Mądry mężczyzna szuka konstruktywnych rozwiązań. Ucieczka nie wydaje mi się takowym.
Mądry mężczyzna nie przerzuca własnej odpowiedzialności za relację z dziećmi na nie.
Zupełnie inaczej Niż ty widzę rownież mądre zajęcie się sobą i naprawianie małżeństwa w kryzysie, na pewno takich form Sychar nie poleca.
Mógłbym kontynuować, ale chyba wystarczy.
Utrzymywanie przez niego rodziny jest OBOWIĄZKIEM, którego sam się podjął i który w jakiejś przynajmniej części można przecież wyegzekwować prawnie od takich którzy o tym zapominają.
Warte docenienia (bo warto doceniać nawet te pozornie zwyczajne działania), ale podejrzewam, że Nino również swoje powinności wykonuje.
W tym poście wszedłeś tak głęboko w głowę męża Nino, że mam wrażenie, iż wiesz lepiej niż on sam co myśli i czuje. Nie wiem czemu takie projekcje mają służyć, ale zakładam że jednak nie masz takich mocy.
Tak samo nie wiesz, czy nie ma/nie było kowalskiej. To ewentualnie słowa męża i/lub obecny stan wiedzy Nino. Nie twierdzę oczywiście, że kowalska jest lub była, ale wykluczanie takiej możliwości jest naiwnością.
Odniosę się jeszcze do tematu wspołżycia w takich uwarunkowaniach.
Współżycie małżonków jednak może być czymś złym i godzącym w męża, żonę i małżeństwo jako takie.
Także wg nauki KK, podawanie przykładów uważam za bezcelowe, bo są przykłady dość oczywiste, gdy współżycie w małzeństwie może być grzechem lub być po prostu szkodliwe.
To co opisała Nino do takich przypadków wg mnie należy.
Potrafię na to spojrzeć i się w to wczuć o tyle, że sam o takie „ogryzki” w kryzysie żebrałem, mimo, że żona wcale się jak żona w stosunku do mnie nie zachowywała i jej retoryka była podobna do tej męża Nino.
Też szukałem okazji i karmiłem się nadzieją oraz wmawiałem sobie, że to mi pomaga.
Z dzisiejszej perspektywy uważam, że wynikało to z mego nieuporządkowania w sferze seksualnej oraz nade wszystko ze strachu przed opuszczeniem i rozpaczliwe pragnienie bliskości.
To tak jak w sytuacji gdy bity pies wciąż łasi się do pana. Uderzało to w moje poczucie wartości i godności, sprowadzało współżycie tylko do wymiaru fizycznego i powodowało moralniaka „po”. Uważam, że moje zachowanie było wtedy żałosne. Sam się poniżałem i stawiałem w pozycji partnera w masturbacji bo tym jest współżycie z wyłączeniem uczuć.
Było przyjemnie, współżycie ma taką zadziwiającą właściwość
Ale w tamtych okolicznościach przyrody destrukcyjne dla mnie, żony i naszego małżeństwa.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
Pavel, w punkt z tym współżyciem, właśnie ja tak to poczułam jak ty, najgorsze jest uczucie braku godności .
Jest tylko taka kwestia czy kiedyś nadchodzi czas, że to się zmieni ? że ja poczuję że inicjuję bez złych uczuć? na razie tak to tłumię, że mąż zaczyna nie być dla mnie atrakcyjny, ja dla niego nie jestem, jest głazem w swojej depresji.
Jest tylko taka kwestia czy kiedyś nadchodzi czas, że to się zmieni ? że ja poczuję że inicjuję bez złych uczuć? na razie tak to tłumię, że mąż zaczyna nie być dla mnie atrakcyjny, ja dla niego nie jestem, jest głazem w swojej depresji.
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
U mnie się zmieniło, gdy oddałem swoje małżeństwo Panu Bogu. Wtedy zniknął strach, praktycznie jak ręką odjął. To był jeden z ważniejszych momentów mego życia, bo rozpoczął tak na poważnie proces mego zdrowienia i pracy nad sobą, już nie dla żony i by ratować małżeństwo, a dla siebie, Boga i bliźnich.Caliope pisze: ↑18 cze 2020, 13:01 Pavel, w punkt z tym współżyciem, właśnie ja tak to poczułam jak ty, najgorsze jest uczucie braku godności .
Jest tylko taka kwestia czy kiedyś nadchodzi czas, że to się zmieni ? że ja poczuję że inicjuję bez złych uczuć? na razie tak to tłumię, że mąż zaczyna nie być dla mnie atrakcyjny, ja dla niego nie jestem, jest głazem w swojej depresji.
Bez strachu, uwieszenia na żonie i z emocjonalnym pionem dużo wydatniej się pracuje.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
Ja nie odczuwam strachu, bardziej blokadę żeby nie czuć upokorzenia. Mam zbyt dużo złych doświadczeń, też blokuje wiedza że mąż mnie nie kocha. Dla siebie jestem atrakcyjna, dla obcych ludzi, rodziny. Jego w tym nie ma ,nie wiem czy to możliwe by był.
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
Też mam wrażenie, że odnosimy się do zupełnie czegoś innego. Piszesz, że wchodzę w głowę męża Nino podczas, gdy podawałem jej cytaty. Nie napisałem, że wiem, czy jest kowalska. Nie napisałem, że utrzymywanie rodziny nie jest obowiązkiem. Nie stawiałem i nie porównywałem, kto robi lepiej lub gorzej - Nino, czy jej mąż. Nie napisałem, że mąż Nino jest obrazem "mądrości mężczyzny i mądrego stawiania czoła problemom w rodzinie". Zgaduję, że tak odebrałeś moją wypowiedź o jego odwieszeniu się i byłoby to błędne. Nie tylko nie przeczę, ale i zgadzam się, że mądry mężczyzna nie porzuca rodziny itd. Nie jest chyba odkryciem, że związek Nino i jej męża jest w kryzysie. Clue problemu jest to, czy zmierzają do wyjścia z niego, a nie to, czy nic głupiego nie zrobili i czy są/byli idealni. Odbudowywanie to jest droga, proces, a nie natychmiastowe przestawianie przełącznika w tryb idealny.Pavel pisze: ↑18 cze 2020, 12:37
Ja mam mocne wrażenie, że czytam inny wątek niż tata999.
Mam również kompletnie inny obraz mądrości mężczyzny i mądrego stawiania czoła problemom w rodzinie.
Mądry mężczyzna nie porzuca rodziny.
Mądry mężczyzna jest jak dobry kapitan, nie ucieka ze statku podczas sztormu.
Mądry mężczyzna szuka konstruktywnych rozwiązań. Ucieczka nie wydaje mi się takowym.
Mądry mężczyzna nie przerzuca własnej odpowiedzialności za relację z dziećmi na nie.
Zupełnie inaczej Niż ty widzę rownież mądre zajęcie się sobą i naprawianie małżeństwa w kryzysie, na pewno takich form Sychar nie poleca.
Mógłbym kontynuować, ale chyba wystarczy.
Utrzymywanie przez niego rodziny jest OBOWIĄZKIEM, którego sam się podjął i który w jakiejś przynajmniej części można przecież wyegzekwować prawnie od takich którzy o tym zapominają.
Warte docenienia (bo warto doceniać nawet te pozornie zwyczajne działania), ale podejrzewam, że Nino również swoje powinności wykonuje.
W tym poście wszedłeś tak głęboko w głowę męża Nino, że mam wrażenie, iż wiesz lepiej niż on sam co myśli i czuje. Nie wiem czemu takie projekcje mają służyć, ale zakładam że jednak nie masz takich mocy.
Tak samo nie wiesz, czy nie ma/nie było kowalskiej. To ewentualnie słowa męża i/lub obecny stan wiedzy Nino. Nie twierdzę oczywiście, że kowalska jest lub była, ale wykluczanie takiej możliwości jest naiwnością.
Nie podałeś żadnych pomysłów na sposoby wyjścia z kryzysu. Żadnej alternatywy, a jedynie negowanie. Czy z tego wnioskować, że jedynym wyjściem byłaby modlitwa o to, że pewnego nadejdzie odmieniony i idealny mąż, a każdy pośredni krok odrzucić jako, że byłoby niedoskonale?
To Twoje współżycie. Innych współżycie jest nieporównywalne. Z tego powodu powstrzymuję się przed oceną.Pavel pisze: ↑18 cze 2020, 12:37 Odniosę się jeszcze do tematu wspołżycia w takich uwarunkowaniach.
(...)
Potrafię na to spojrzeć i się w to wczuć o tyle, że sam o takie „ogryzki” w kryzysie żebrałem, mimo, że żona wcale się jak żona w stosunku do mnie nie zachowywała i jej retoryka była podobna do tej męża Nino.
Też szukałem okazji i karmiłem się nadzieją oraz wmawiałem sobie, że to mi pomaga.
Z dzisiejszej perspektywy uważam, że wynikało to z mego nieuporządkowania w sferze seksualnej oraz nade wszystko ze strachu przed opuszczeniem i rozpaczliwe pragnienie bliskości.
To tak jak w sytuacji gdy bity pies wciąż łasi się do pana. Uderzało to w moje poczucie wartości i godności, sprowadzało współżycie tylko do wymiaru fizycznego i powodowało moralniaka „po”. Uważam, że moje zachowanie było wtedy żałosne. Sam się poniżałem i stawiałem w pozycji partnera w masturbacji bo tym jest współżycie z wyłączeniem uczuć.
Było przyjemnie, współżycie ma taką zadziwiającą właściwość
Ale w tamtych okolicznościach przyrody destrukcyjne dla mnie, żony i naszego małżeństwa.
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
Pavel nikt tak dobrze nie oddał moich myśli jak Ty w przedostatnim poście
Bardzo ale to bardzo trafnie to ująłeś.
Bardzo ale to bardzo trafnie to ująłeś.
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
Przez kilka miesięcy spałem z żoną jednym łóżku i nie inicjowałem kontaktu fizycznego, choć po przeszło roku postu ochota była oczywiście wielka. Zrobiłem to dopiero w sytuacji, gdy byliśmy razem na wyjeździe w górach, który był w moim przekonaniu naszą ostatnią na ten czas szansą (miałem postanowienie, zakomunikowane żonie, że jeśli do tego czasu nic się nie zmieni, to nie zgadzam się na dalsze wspólne mieszkanie). To zostało odrzucone, więc i ja się wycofałem. Niespodziewanie po powrocie, pierwszej nocy, żona zdobyła się na pierwsze czułe gesty.Nino pisze: ↑16 cze 2020, 10:14 Intymne spotkania z mezem przynosza mi ulge i ukojenie. Jest to w pierwszej kolejnosci zaspokojenie moich potrzeb bliskosci i kontaktu fizycznego. Nie zmuszam meza do tego. Ciesze sie, ze sa wtedy chwile, kiedy "normalnie" rozmawiamy, zjadamy razem posilek i sluchamy dobrej muzyki. Sprawia mi radosc takie wydarzenie. Zrodlem bolu jest pozniejszy powrot meza do stanu izolacji. Nie ukrywam ze zywie nadzieje, iz takie bliskie spotkanie z mezem skruszy nieco mury jego twierdzy i zasieje w nim ziarno checi powrotu, jednak nie robie tego bo musze ani dla wywolania efektu.
Robie to w poczuciu wolnosci i tez ryzyka ze poczuje sie potem zraniona powrotem meza do emocjonalnej separacji.
[...]
Spotkania z nim (nie tylko intymne, ale rwniez np. dwa spacery po lesie, ktore nam sie przydarzyly) sprawiaja, ze nabieram dalszych sil do trwania w tym malzenstwie, pomimo bolesnego odrzucenia a chwilami jest naprawde bardzo trudno. Pozew do sadu biskupiego mam napisany.
Przez następne tygodnie mieliśmy okruchy intymności. Trwało to tak długo, jak czułość żony. Gdy tej zabrakło, ja nie chciałem seksu bez żadnych uczuć. Dobrze pamiętam te kilka przeżytych razem chwil, a szczególnie wieczór w 29. rocznicę naszego ślubu. To są dobre wspomnienia, koją.
Nic nie wiem o fizycznej zdradzie żony, ani przedtem, ani teraz. Jeżeli ona dziś by przyszła i chciała być blisko, to chyba bym nie odmówił. Też widziałbym w tym jakąś szansę bez żadnej gwarancji, też w wolności i ze świadomością trudnych uczuć w razie ponownego odrzucenia. Dlatego cieszę się razem z Nino z tych jej dobrych chwil. U mnie nic nie wskazuje na to, żeby takie miały nastąpić.
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
Też uważam, że jeśli kogoś pociąga jeszcze współmałżonek, co przecież nie jest oczywiste w takiej sytuacji, to co w tym złego?
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
A jak nie pociąga?
Najtrudniej chyba zrozumieć... że różni ludzie mają BARDZO różne podejście do seksu.
Dla jednych jest bardzo ważnym elementem życia... dla innych zaś dodatkiem - czymś czemu nie nie poświęcają uwagi.
Ja to przyrównuje trochę np. do spojrzenia na jedzenie.
Dla jednych - jedzenie to jest coś, czemu niemal podporządkowują swoje życie... w kuchni uwielbiają spędzać długie godziny - nie szkoda im czasu na wyszukiwanie najciekawszych przepisów - wybieraniu najsmaczniejszych, najświeższych produktów - są zwolennikami tej czy innej diety... itd. itp.
... zaś dla innych natomiast jedzenie jest po prostu jakąś tam koniecznością - żeby utrzymać ciało fizyczne przy życiu w jakiejś tam kondycji....
... i oczywiście masę stadiów pośrednich - między - bardzo istotne - w ogóle nie istotne.
Re: Dziękuję. Nie tańczę.
Sarah myśle że nic złego jeśli tak jak pisali przedmówcy dzieje się wszystko w wolności i gotowości na konsekwencje. To znaczy ja również byłam tą która po rozstaniu sypiała z mężem, tu głównie z jego inicjatywy. Po jednej takiej sytuacji w Boże Narodzenie kiedy odwiozlam go do domu usłyszałam: dobra, to dzięki, nie mów o tym nikomu i nie dzwon, jak coś to ja się będę z tobą kontaktował. Jeśli ktoś miałby słabą psychikę lub wiązał z takim zbliżeniem nadzieje usłyszenie takich słów może doprowadzić do poważnych konsekwencji emocjonalnych. Dlatego tylko warto wiedzieć ze intencje obu stron mogą się różnic, natomiast jeśli jesteśmy na nie gotowi to pewnie że można współżyć z małżonkiem.