Tingo pisze: ↑28 lut 2020, 8:21
dziękuje za słowa, niestety bardziej mnie załamały niz podniosły na duchu, ale staje twarzą przed tymi wypowiedziami.
Szukam pomocy, i wytknięcia wszystkich błędów, czesc zrozumiałem, częśc zaczynam rozumieć.
Czy znam mechanizm, nie nie znam.
Tingo, dasz radę nazwać, jakie słowa Cię załamały? i dlaczego?
Bo widzisz, w pomocy nie chodzi o wytykanie błędów. Jeśli tego oczekujesz, to sam się wystawiasz na skrzywdzenie. Jeśli ktokolwiek chce wytykać błędy z intencją, że niby pomaga - zawiedzie się, a przy okazji może kogoś skrzywdzić. W pomocy chodzi o pokazanie innego punktu widzenia, innego sposobu myślenia, drugiej strony medalu czy też lustra, z darem wolności - potrzebujący pomocy sam decyduje, czy to weźmie czy też nie.
Może nie wziąć, nie skorzystać. W wolności, ale ze wszystkimi konsekwencjami.
Wracając do mechanizmu. Każdy człowiek jako dziecko Boże ma wpisane w siebie, w serce, pewne prawo. Mówi ono, że krzywda potrzebuje zadośćuczynienia, takiego po ludzku i takiego duchowego.
Gdy ktoś doświadczył krzywdy, aby wybaczyć, potrzebuje zadośćuczynienia. Jego elementem są szczere przeprosiny (polecam jako lekturę "5 języków przepraszania"), a następnie takie postępowanie codziennie dzień po dniu, aby powstała w skrzywdzonym świadomość, że przeprosiny były faktycznie szczere, bo krzywdziciel naprawdę zrozumiał, jaką krzywdę wyrządził, i robi wszystko (m.in. pracuje nad sobą, swoim korzeniem zła), aby się to nigdy nie powtórzyło. Co więcej - robi to w pokorze, czyli nie wyznacza terminów, nie oczekuje, że za x tygodni ma nastąpić przebaczenie, pojednanie, i potem już będzie normalnie. Jeśli tego oczekuje, oznacza to, że nie do końca zrozumiał powagę krzywdy, którą wyrządził.
Skrzywdzony/a ma też oczywiście swoją robotę do wykonania, ale teraz nie o tym piszę. To temat na oddzielny post.
I teraz dobra wiadomość - gdy zadośćuczynianie po ludzku jest niemożliwe, bo skrzywdzony nie chce z krzywdzicielem mieć nic wspólnego, wtedy wciąż jest możliwe (i zalecane!) zadośćuczynienie duchowe.
W praktyce oznacza to, że zadośćuczyniam za krzywdę modlitwą, jałmużną i postem, z wiarą i ufnością, że Bóg przekieruje i wykorzysta te duchowe ofiary do zaleczenia zranień osoby skrzywdzonej. Jeszcze lepsza wiadomość jest taka, że sakrament małżeństwa stanowi rodzaj autostrady, po której to przekierowanie duchowych ofiar przebiega sprawnie, szybko i trafia w punkt.
Ważna jest jednak intencja, i na to koniecznie warto zwrócić uwagę. Intencja powinna brzmieć "zadośćuczyniam za krzywdę którą wyrządziła/łem, ale bez oczekiwań". Inaczej mówiąc, zależy mi na dobru osoby skrzywdzonej, ale nie oczekuję, że w efekcie musi nastąpić pojednanie. Tę decyzję zostawiam Bogu i osobie skrzywdzonej. Dopiero wtedy ta autostrada jest drożna, nie ma na niej korków.
Trochę jako podsumowanie, może przyda Ci się. W sam raz na początek Wielkiego Postu:
https://www.youtube.com/watch?v=xdlsICenxwM
Uniżenie i pokora.