Nie mam sił juz walczyć

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Ruta »

Wiedźmin pisze: 12 lut 2020, 9:57
Ruta pisze: 11 lut 2020, 23:03 [...] Tata, pomyślałeś że uczestnikiem takiego cyrku byłby mały chłopiec, który i tak jest przestraszony?
OK - póki co, to przestraszony to jest autor wątku.
I to tak skutecznie - że boi się wrócić do własnego domu.

Myślę, że mały chłopiec będzie mieć "zdecydowanie większy cyrk", jak zamiast taty w jego mieszkaniu zacznie pomieszkiwać kowalski.
Myślę, że dziecko ma ogromny problem już teraz. I że jeśli myślimy o dziecku, to najlepiej jeśli jego rodzice się porozumieją poza domem, nawet gdyby to miało trwać trochę i nawet wymagać kilku kłótni przez telefon, i paru spotkań - zamiast urządzać szopek. I myślę, że tu na forum nie powinniśmy zachęcać żadnej żony i żadnego małżonka do organizacji takowych, nigdy nikomu to nie pomogło, także i w sądzie, a potencjalnych sekundantów małżonkowie na pewno mają wokół siebie w realu. Myślę, że nakierowanie na myślenie o dziecku - co wiąże się z koniecznością zawarcia rozejmu rodziców jest lepszą drogą niż eskalacja konfliktu i ustalanie co kto powie i przedstawi w sądzie? Myślę, że takie porady byłyby na miejscu na forum rozwodowym.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Ruta »

tata999 pisze: 12 lut 2020, 14:13
Ruta pisze: 11 lut 2020, 23:03
tata999 pisze: 11 lut 2020, 15:43
Można wejść z kamerą lub ze swoim świadkiem i problem rozwiązany.
A co dokładnie to rozwiąże w relacji? Mam wrażenie, że twoje rozwiązania są pod sąd i dowody. Tata, pomyślałeś że uczestnikiem takiego cyrku byłby mały chłopiec, który i tak jest przestraszony?
Myślę, że mylisz ofiarę ze sprawcą w tej hipotetycznej sytuacji, gdzie sprawca (żona) prowokuje awanturę, zeby sąsiedzi ją słyszeli - właśnie pod kątem sądu. Kamera lub świadek byliby w tej sytuacji obroną ofiary. Jednocześnie myślę, że pomogłoby to też w relacji, bo pomogłoby wyjaśnić i oprzeć się o prawdę zamiast na mylnym wrażeniu wywołanym przez żony prowokację. Tak, potwierdzam, że pomyślałem o małym chłopcu (w przeciwieństwie do jego matki, która straszy doprowadzeniem do tak nikczemnej sytuacji). Niestety, miałem bardzo podobne zdarzenie dawno temu i z perspektywy czasu jestem pewny swojego zdania.

A poza tym zgadzam się z wypowiedzią Wiedźmina.
Myślę, że nie ma tu ofiary i sprawcy, zwłaszcza, że jak piszesz sytuacja jest hipotetyczna i trudno przewidzieć komu realnie mogą puścić nerwy przy kamerach, sąsiadach, świadkach i policji i kto może przeistoczyć się w sprawcę, a kto w ofiarę. Problem w tym, że mężczyźni są zwykle więksi i silniejsi i jakiekolwiek użycie siły czyni z nich sprawcę - często w ich odczuciu niesprawiedliwie, bo nie chcieli być sprawcami, tylko chcieli się dogadać, albo bronili swoich praw. Potem mogą latami opowiadać, jak wszyscy "robili z nich przemocowca". Nie zostaniesz przemocowcem, jeśli nie będziesz siłą wchodził do własnego domu, rozwiercał lub zakładał zamków, żeby coś udowodnić żonie.
Myślę, że jest dwoje poranionych małżonków którzy się nawzajem bardzo ranią - i potrzebna jest próba porozumienia. Nie neguję, że niezgoda na powrót męża do domu, zwłaszcza gdy w domu jest dziecko, które ma prawo do relacji z tatą nie jest w porządku. Ale zamiast łamać opór siłą, może warto najpierw ustalić, co za tą niezgodą żony stoi, czego się obawia, może ma jakieś warunki. Równie dobrze przy takim zagubieniu żony w domu już mieszka kowalski i być może tata będzie musiał zabrać dzieci do siebie lub wynająć coś niedaleko dotychczasowego domu, żeby dzieci mogły pozostać w swoim środowisku i blisko mamy.

Nie wiemy też na ile Samotny - i to w zasadzie jest Samotny pytanie do Ciebie - na ile sam też obecnie eskalujesz konflikt? Rozumiem emocje i nie uważam, że masz być z kamienia, ale zawsze musi być moment, gdy ktoś mówi stop. Są różne sposoby eskalowania, ze strony mężczyzny to najczęściej: jak tak, to nie dam ci pieniędzy, wyjdę z domu i radź sobie sama, nie odzywanie się do dzieci i nie kontaktowanie z nimi, wyzwiska wobec żony, raniące słowa krzywdzące jej kobiecość i/lub podważające jej wartość jako matki.

Co do stosowania przemocy - trzeba naprawdę mocno się pochylić nad sobą, by to w sobie dostrzec. Ja byłam swoim zdaniem kryształowo czysta i byłam wrogiem przemocy - mój mąż miałby sporo do opowiedzenia o tym, jak 'bez przemocy' tłukłam talerze, ciskałam czymś i wrzeszczałam. Jestem nieduża, ale skalę i zasięg dźwiękowy mam. Wspomnijmy też o subtelniejszych formach, takich jak nacisk psychiczny i manipulacja. Mój mąż też uważał, że był kryształowo czysty i nie byłby nigdy, ale to nigdy agresywny, gdybym go nie prowokowała. Wspomnijmy o subtelniejszych formach, jak straszenie samobójstwem, manipulacja i wywoływanie poczucia winy, gdzie tylko się da oraz nastawianie znajomych i rodziny.
Do prowadzenia konfliktu trzeba dwojga. Ale każdy konflikt da się łatwo zakończyć. Wystarczy w nim nie brać udziału. To skuteczna i pewna strategia. Potem trzeba poszukać rozjemców, pomachać białą flagą, i usiąść do negocjacji. Jeśli zaś żona okaże się terrorystą z którym negocjować się nie da - trzeba wziąć dzieci i wycofać się poza strefę rażenia. Parę ostatnich lat z mężem nauczyło mnie jak unikać konfliktów - bo raz w kłótni zostałam przez męża uderzona i więcej nie chciałam. Nigdy potem się nie kłóciłam. Choć konfliktów i powodów było całe mnóstwo, nawet więcej niż wcześniej.

Samotny, widziałeś konferencje Jacka Pulikowskiego - myślę, że mógłby pomóc odnaleźć dobry i męski sposób reakcji - ale nie odwołujący się do przemocy - i choć trochę zrozumieć, co może czuć twoja żona i jak to możesz zmienić i trochę rozbroić. I jeśli mogę coś ci doradzić - jak najszybciej odnów relację z dziećmi. Nie musisz w tym celu stosować siły, zadzwoń, napisz, spotkaj się, powiedz, że tęsknisz, zabierz do kina, ugotuj im coś i zaproś gdzie tam jesteś, zapytaj jak się czują, czy czegoś potrzebują - zatroszcz się. Inna sprawa, że droga do serca kobiety na pewno wiedzie przez dzieci - naprawdę dużo wybaczam mężowi, gdy widzę, jak nasz synek się uśmiecha i do niego przytula.
Samotny76
Posty: 13
Rejestracja: 08 sty 2020, 23:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Samotny76 »

Odnoszę wrażenie, ze to wlasnie Kowlaski Ją tak omamia. Zarówno wczoraj, jak i przedwczoraj nie mozna bylo z Nią porozmawiać. Twierdziła ze chce rozwodu i da mi go z orzeczeniem Jej winy. A jak sąsiedzi zapytaka sie co sie stalo powiedziala ze odpowie iz znalazła sobie Kogos. Co do mojego przyjazdu, to mogę jal to mowi tylko do dzieci i to za wczesniejszym uzgodnieniem. Ja i tak musze wyzdrowiec i dopiero zamiar jechac. Z dziecmi sie kontaktuje, jal rozmawiam z synem to glos mi sie łamie.
Dzisiaj zona zadzwonila do mnie bo tak jak chciala ja do niej noe pisze, nie dzwonię. To Ona sie ze mna kontaktuje( Ja wszytko co mam Jej do powiedzenia ,lub chciałbym napisac przelewam na papier, moze kiedys to przeczyta). Twierdzi ze jestem zalosny(widocznie za bardzo mi zalezalo), to napisałem ostatni raz ze te moje wiadomości byly jeszcze walką o Nią, ale skoro tak chce to nie bede pisal. Ale wrócę do tego dzisiejszego telefonu. Tom byl calkiem inny niz w ostaynicj dniach. Byl taki jak kiedys mojej zony. Zastanawiam sie tylko czy nie dlatego, ze zadzwoniła sie sphyac ile premii Jej przelalem. Ja wiem, ze Ona sie miota, ale tamten sprawnie Ją omamia. Co nie wejdę na Messengera, to caly czas w jednym czasie sie świecą i gasną.
W kazdym razie po wyzdrowieniu mam zamiar tam pojechac i zobaczymy co sie stanie. Ale uwierzcie, ze po ostatnich dniach(poza dzisiejszym) na prawdę zacząłem myslec o tym rozwodzie :(
Longines
Posty: 67
Rejestracja: 03 sty 2020, 11:01
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Longines »

--->Nie zostaniesz przemocowcem, jeśli nie będziesz siłą wchodził do własnego domu, rozwiercał lub zakładał zamków, żeby coś udowodnić żonie.

Niestety to nieprawda. Mój dobry znajomy prawie stracił dziecko, reputację i wolność po prowokacji jaką zrobiła mu żona-po-rozwodzie kiedy przyjechał o umówionej porze po syna, żeby zabrać go na weekend do siebie
Otworzyła mu drzwi, po czym wzięła zamach i z całej siły uderzyła głową o framugę, pociekła krew, a ona narobiła wrzasku i zadzwoniła na policję. Policjanci w takich razach bywają brutalni. Przez poturbowaniem, aresztem, niebieską kartą, odsiadką i utratą syna uratowała go sąsiadka, która akurat schodziła po schodach i całe zajście przypadkiem, ale bardzo dokładnie widziała. Wiesz co by było gdyby nie przechodziła akurat obok?

Takie przypadki niestety nie są czyms rzadkim. Wrabianie w przemoc domową jest nagminne. W Hiszpanii jest jeszcze gorzej, ale tam sytuację prowokuje prawo, które uprawnia policjanta do wyrzucenia mężczyzny z jego własnego domu z zakazem zbliżania w sytuacjach podejrzenia przemocy domej.

To o czym tu piszemy to są rzeczy straszne i bardzo nieprzyjemne. Ale to jest wiedza ważna i potrzebna dla mężów w sytuacji takiej jak Samotny. Nawet wtedy (a nawet szczególnie wtedy) kiedy mąż ma szczere zamiary fogadsnia się, ratowania małżeństwa.

--->Wspomnijmy o subtelniejszych formach, jak straszenie samobójstwem, manipulacja i wywoływanie poczucia winy, gdzie tylko się da oraz nastawianie znajomych i rodziny.

To nie są wcale subtelne formy. Z wlasnego doświadczenia powiem Ci, ze straszenie samobójstwem jest jedną na najbardziej bestialskich form przemocy jakie możliwe są w małżeństwie. To jesy wymuszanie podporządkowania i łamanie woli poprzez jeden z najgorszych rodzajów strachu i bezsilności jakie można sobie wyobrazić.
Serio, wolalbym cios nożem.
Aha... Samobójca najczęściej o tym nie mówi, tylko to robi. Jedyną sensowną reakcją na takie zachowanie jest telefon alarmowy (policja/pogotowie ratunkowe/psychiatria) pod hasłem znacznego prawdopodobieństwa odebrania sobie życia, przy jednoczesnym poinformowaniu rodziny niedoszłego samobójcy.
Bo w takim razie są tylko dwie możliwości: groźba samobójstwa była zasadna i trzeba interweniować, ale z tym nie powinno sie zostawać samemu, od tego jest fachowa pomoc. Druga opcja to manipulacja i forma przemocy psychicznej. Po takim rozwiazaniu sprawy zyskujemy dwie, a w zasadzie trzy korzyści. 1. Problem nie powinien się powtórzyć, gdyż sprawca przemocy psychicznej zawsze bardzo nie chce, aby te działania wychodziły poza 4 ściany. 2. Zaalarmowana rodzina robi się czujna i wie, ze coś jest nie tak, wiec trudniej jest nimi manipulować 3. Nie zostajemy z tym ciezarem i strachem sami, jest pewność że jest bezpiecznie- bezcenne.

--->Do prowadzenia konfliktu trzeba dwojga. Ale każdy konflikt da się łatwo zakończyć. Wystarczy w nim nie brać udziału. To skuteczna i pewna strategia.

Znowu pozwolę sobie nie zgodzić się. Konflikt dowolnego typu powstaje, kiedy jedna strona ma oczekiwania/interesy niezgodne z drugą stroną. Dotyczy to zasadniczo nie tylko malzenstw, ale wszystkiego- od bakterii, po wojny między państwami.
Jeśli w związku jedna strona czegoś chce (np. więcej atencji/pieniędzy/odejść i zabrać dzieci z przynajmniej połową majątku), to druga mimowolnie jest w konflikt wciągana. Nikt nie pyta czy weźmiesz udział w konflikcie. Bierność, uległość w takich razach oznacza tylko straty.
Znów analogia do wojny: kiedy jedno państwo atakuje drugie, to drugie nie może nie brac udziału w konflikcie, tego wyboru nie ma. Może nie stawiać oporu, wtedy traci część terytorium, a następnie resztę (brak oporu skłania agresora do zagarnięcia wszytskiego). Może natomiast spróbować negocjować, stosować dyplomację (zazwyczaj z miernym skutkiem- patrz chociażby aneksja krymu), a następnie podjąć walkę, ograniczać straty, aby potem dojść do jakiś rokowań z pozycji siły, albo... przegrać.

Jeśli tą analaogię przeniesiemy na sytuację małżeństwa. Jeśli jedna ze stron wywołuje konflikt, bo chce coś przeforsować albo zmienić po swojemu i nie dąży do tego drogą kompromisu i rozmowy, tylko np. manipulacją i przemocą psychiczną, to bierność ma 4 skutki
1. strona agresywna osiąga co chce w zły sposób, ale skuteczność tej metody owocuje wyrobieniem nawyku sięgania po nią- a więc spokój jest tylko chwilowy i zawsze dojdzie do eskalacji 2. strona bierna traci kolejne kawalki swojej swobody, przestrzeni i własnego ja. To może działać dość długo, zwlaszcza jeśli ofiara ceni swiety spokój i bardzo kocha współmałżonka, ale osiaga się w końcu punkt, kiedy nie można juz nic wiecej oddać, a psychika jest bardzo uszkodzona, a samoocena i szacunek do samego siebie są dramatycznie niskie 3. Strona dominująca w takiej relacji zaczyna odczuwać i demonstrowwć pogardę. To jest granica po przekroczeniu której bardzo ciężko jest wrócić. Pogardzany małżonek nie jest już atrakcyjny jako partner 4. A to jest doskonale podłoże do zdrady i zniszczenia więzi.

---->Jeśli zaś żona okaże się terrorystą z którym negocjować się nie da - trzeba wziąć dzieci i wycofać się poza strefę rażenia.

To nie jest takie proste. W życiu kobiety nie ma nikogo ważniejszego niż dziecko. Tak jesteśmy zaprogramowani. Mężczyzna poświęci życie w obronie żony i swoich dzieci. Kobieta odda życie za dziecko, ale bardzo rzadko bedzie miała taki impuls w stosunku do męża.
Zauważ, że bardzo często jest tak, że kiedy pojawia się dziecko, rozpada się pożycie małżeńskie. Znam mężów, którzy po przyjściu na świat dzieci całkowicie stracili ten aspekt życia, żony przestawały ich do siebie dopuszczać. Tygodnie, miesiaca i lata nawet. Dziecko w centurm uwagi, a mąż bankomat. Bardzo częste.

Żona terrorystka o której piszesz wcale nie bedzie się chciała rozstać z dziećmi. W istocie panie, które odchodzą np do innego mezczyzny, najczęściej (statystyka) próbują dystansować dzieci od ojca. W jakimś badaniu wyszło, że przytłaczająca większość kobiet po rozwodach nie widzi nic złego w ograniczaniu ojcu kontaktów z dziećmi, nieraz jest to środek nacisku i brak jest świadomości, jaką krzywdę wyrządza się w ten sposób potomstwu.
Zabrać dziecko od żony nie jest łatwo- prawo też na to nie pozwala. Co więcej: nie powinno się tego robic (nie mówimy tu o patologiach, w których matka zagraża zdrowiu i życiu dziecka), bo dziecko potrzebuje zarówno matki jak i ojca i nie da się tego układu niczym zastąpić.
Kiedy nie da się uratować małżeństwa i ludzie sie rozchodzą, najbardziej sensownym rozwiązaniem jest opieka naprzemienna. Ale to jest mało popularne.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: tata999 »

Samotny76 pisze: 13 lut 2020, 16:50 Ale uwierzcie, ze po ostatnich dniach(poza dzisiejszym) na prawdę zacząłem myslec o tym rozwodzie :(
Może nie o rozwodzie, a o separacji, rozstaniu, izolacji itp.? W wielu przypadkach dziwnych, niezrozumiałych sytuacji lepiej jest się odsunąć i unikać wiru. Doskonale to znam. Moje doświadczenie jest takie, że dobrze zrobiłem, że nie chwytałem się i nie wciągałem w wir za wszelką cenę.
Samotny76 pisze: 13 lut 2020, 16:50 jak rozmawiam z synem to glos mi sie łamie.
Nic dziwnego. Z czasem spróbuj pokazać mu na swoim przykładzie, jak się mierzyć z takimi ciosami od życia.
Samotny76 pisze: 13 lut 2020, 16:50 Co do mojego przyjazdu, to mogę jal to mowi tylko do dzieci i to za wczesniejszym uzgodnieniem.
Mi to wygląda na Twoją zaniżoną samoocenę i pewność siebie. Z jednej strony rozumiem, z drugiej ostrzegam przed pozwalaniem na wykorzystywaniem tej chwilowej słabości i dyktowaniem Ci warunków, które notabene są nikczemne i szkodliwe. Nawet psa nie wyrzuca się z budy, a o dzieciach nie wspomnę. Uzgodnić to ta osoba może z sądem, ale sama ponad sąd się stawiać to przesada. W ten eufemistyczny sposób zakończę wypowiedź.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Ruta »

Hej Samotny, jak się trzymasz? Udało ci się zobaczyć z dziećmi?
Samotny76
Posty: 13
Rejestracja: 08 sty 2020, 23:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Samotny76 »

Wróciłem do domu. Nie bede opisywal jakie bylo przywitanie i co bylo potem. Na pewno byly rozmowy, z ktorych wynika, ze Ona chce byc bardziej z nim niz ze mna. Ja teraz jestem w domu, jest godzina 0.30. Moja zona poszła sie z nim spotkac, a raczej pojechala. Miała wrocic do polnocy, zebysmy jeszcze porozmawiali. Nie ma Jej. Szczerze, to myslalem, ze jakos to wytrzymam, ale nie wiem...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Ruta »

Longines pisze: 13 lut 2020, 18:31 (...)
Znowu pozwolę sobie nie zgodzić się. Konflikt dowolnego typu powstaje, kiedy jedna strona ma oczekiwania/interesy niezgodne z drugą stroną.
(...)
Zauważ, że bardzo często jest tak, że kiedy pojawia się dziecko, rozpada się pożycie małżeńskie. Znam mężów, którzy po przyjściu na świat dzieci całkowicie stracili ten aspekt życia, żony przestawały ich do siebie dopuszczać. Tygodnie, miesiaca i lata nawet. Dziecko w centurm uwagi, a mąż bankomat. Bardzo częste.
(...)
Kiedy nie da się uratować małżeństwa i ludzie sie rozchodzą, najbardziej sensownym rozwiązaniem jest opieka naprzemienna. Ale to jest mało popularne.
Longines, pisząc o tym, że mężczyźnie łatwo jest zostać przemocowcem nie miałam na myśli, że kobieta udaje, że doświadczyła przemocy. Miałam na myśli, że mężczyzna w emocjach i w sytuacji konfliktu łatwo może dopuścić się przemocy. Więc lepiej w takie ryzykowne sytuacje nie wchodzić. Co do straszenia samobójstwem - wiem, przechodziłam. Straszne. To moje słowo subtelne odnosiło się do niewidoczności takiej przemocy. A ślady jakie zostają zostają na lata - tyle że ich nie widać.

Co do konfliktu, konflikt interesów nie oznacza, że musi dojść do konfliktu. Dobra dyplomacja czyni cuda. Ale gdy jedna strona za wszelką cenę dąży do wojny, lub przechodzi do ataku trzeba się bronić. Nie zawsze ma się siły i zasoby by było to skuteczne, czasem więc lepiej zmienić terytorium i ograniczyć straty. Wojna niesie tylko zniszczenie.

Co do sytuacji małżeństw po urodzeniu dziecka - oczekiwanie, że żona po porodzie będzie mieć wysokie czy nawet jakiekolwiek libido jest niedojrzałe. Więc tygodnie i miesiące bez pożycia po urodzeniu dziecka są zupełnie naturalne. Choć zdarzają się mityczne wyjątki. Jeśli mąż i ojciec w tym czasie pełni swoją funkcję - opiekuna żony oraz ojca, jest równie zmęczony jak żona i jego libido też jest niskie. Poziom testosteronu spada u mężczyzn opiekujących się niemowlętami. Gdy miesiące przechodzą w lata - coś jest nie tak, ale rzadko chodzi o to, że kobieta chce mężczyzny w roli bankomatu. Bardzo płytkie spojrzenie. Czasem kobieta zbyt wcześnie dla siebie i pod presją wraca do życia intymnego, co ją może mocno zniechęcić do dalszych prób, czasem oboje mają nierealne oczekiwania, że wszystko będzie jak przed urodzeniem dziecka, a często trzeba zaczynać budowanie intymności od nowa - tak jak na początku znajomości, od randki, komplementu, poznania reakcji, które często u kobiety się zmieniają. To trochę jak zupełnie nową partnerka. Czasem dochodzi wstyd (rozstępy, nadwaga, inne piersi, inny brzuch) i mężczyzna może pomóc kobiecie zaakceptować zmiany w jej ciele jakie zaszly, albo ja krytykować - co na pewno przyczyni się że raczej pójdzie "w lata". I niestety praca nad tym wszystkim spoczywa na mężczyźnie. Jeśli mąż nie potrafi na powrót zbudować intymności z żoną, tylko zloscić się że jest odsuwany, i oczekiwać że żona wróci do tego samego punktu w którym była przed ciążą - no to robią się lata.

Kiedy małżeństwo jest w głębokim kryzysie opieka naprzemienna nie jest możliwa, bo rodzice nie są w stanie ze sobą współpracować... Pomijam że nawet jako dorosła nie chciałabym co tydzień zmieniać miejsca zamieszkania.

Co do opieki nad dziećmi - nie miałam na myśli zabierania dzieci matce na stałe, raczej wycofanie się z dziećmi, w sensie zabranie ich do siebie, spotkanie poza domem. Jeśli matka jest w porządku wobec dzieci i była ona dotąd wiodącym opiekunem nie ma sensu tego zmieniać. Chyba, że zagraża dzieciom. Zresztą większość mężczyzn nie składa wniosku o opiekę, ani nawet nie dąży do opieki naprzemiennej. Przykro mi, ale mam wrażenie, że większość mężczyzn raczej dąży do jak najczęstszych kontaktów z dzieckiem i że to właściwa postawa.

Wracając do gospodarza wątku - Samotny, jesteś tatą i warto zadbać o to by dalej nim być. Nie wkręcając się jednak w sytuacje konfliktu, czy potencjalnej przemocy z którejkolwiek strony. Na hasłach typu mąż bankomat nikt daleko nie zajechał, chyba że na komisariat.
Samotny76
Posty: 13
Rejestracja: 08 sty 2020, 23:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Samotny76 »

Jasne, tylko jak to wszystko pogodzic. Chce byc w domu i dbac i relacje z dziecmi. Zresztą widze, ze przez tą sytuację w domu z córką mi sie poprawily. Ona jest dorosla i wszystko widzi. Z synem troche gorzej, bo jest pod ogromnym wplywem zony. Z drugiej strony wiem, ze jak mnie tu zabraknie, to moze pojawic sie on.
Wiedźmin

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Wiedźmin »

Samotny76 pisze: 18 lut 2020, 8:25 [...] Z drugiej strony wiem, ze jak mnie tu zabraknie, to moze pojawic sie on.
I tego się trzymaj.

A że wychodzi na noc do kowalskiego? Cóż - owszem. Nie zabronisz jej tego...
... ale w tym czasie Ty budujesz relację z dziećmi.

Każda noc, jaką spędzisz w domu z dziećmi... buduje Twoją relację z dziećmi.
To cenne.

Ty świeć przykładem - miej czas dla swoich dzieci - wymyśl jakąś super rozrywkę, zabawę z synem - jakiś wspólny rytuał. Wieczorne czytanie książki... cokolwiek - coś - co będzie dla niego atrakcyjne... może jakiś wspólny sport?

Nie mów im źle o żonie - dzieci i tak widzą - "jak jest" - zwłaszcza że 9 latek - to już swój rozum ma... i widzi... nie tak łatwo się takim dzieckiem manipuluje.

Szczere gratulacje powrotu do domu!!! :)))
Brawo - jesteś na swoim miejscu.

Czas jest Twoim sprzymierzeńcem... z biegiem tygodni, czy miesięcy... często przechodzi zauroczenie (no przynajmniej u mojej żony tak było - nie udało się jej zbudować nowej trwałej relacji... - co zresztą nie jest takie dziwne, bo nie ma znów tak wielu mężczyzn, którzy chcieliby się ładować w związek z kobietą 40+ z dwójką wciąż dość małych dzieci).

Lista zerty (a niektóre punkty z pewnością) może się przydać.
Nie nadskakuj - u mnie swego czasu najlepiej sprawdziła się chłodna uprzejmość.

Trzymaj się zdrowo :) !
Samotny76
Posty: 13
Rejestracja: 08 sty 2020, 23:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Samotny76 »

Dzieki za slowa otuchy. Przydadzą sie, bo dzisiaj sporo przykrego uslyszalem.
Bylem tez u psycholog. Stwierdzila, ze moja zone przyjmie.nawet za darmo. Ale mojej zonie jal to twierdzi psycholog nie potrzebny.
A, bo wczoraj już nie mialem sily pisać. Ten gosc z ktorym teraz ma romans, to okazalo sie,ze ten sam, z ktorym muala romans latem :(
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Ruta »

Samotny76 pisze: 18 lut 2020, 8:25 Jasne, tylko jak to wszystko pogodzic. Chce byc w domu i dbac i relacje z dziecmi. Zresztą widze, ze przez tą sytuację w domu z córką mi sie poprawily. Ona jest dorosla i wszystko widzi. Z synem troche gorzej, bo jest pod ogromnym wplywem zony. Z drugiej strony wiem, ze jak mnie tu zabraknie, to moze pojawic sie on.
Samotny, wiem, że to trudne. Nie ma żadnej gotowej recepty. Na pewno warto chronić dzieci i starać się nie pogłębiać kryzysu. W mojej ocenie oznacza to przede wszystkim powstrzymanie się od jakichkolwiek działań mogących być odebranych jako przemoc. Długo uważałam się za osobę nie stosującą przemocy - ale złośliwe i niepotrzebne komentarze, krzyk, epitety, nie panowanie nad emocjami, wybuchanie, narzucanie rozwiązań, próby manipulacji też są przemocą i pogłębiają konflikt. Każdą z tych rzeczy robiłam, mimo, że się starałam. Pomogła mi w końcu myśl, że jestem dorosła, moje dziecko nie jest - i nie jest niczemu winne i z szacunku do dziecka i w trosce o niego nie będę się tak zachowywać i będę panować nad emocjami. Oraz myśl, że mąż, chociaż zachowuje się okropnie, jest tak samo pogubiony jak ja - i nim też kierują skrajne emocje.

Myślę, że zwalnianie miejsca w swoim domu kowalskiemu nie jest dobrą strategią. Ale myślę też, że powrót do domu i obecność w nim wymaga opanowania. Dbaj o siebie, w kryzysie potrzeba dużo wewnętrznej siły, ale także fizycznych sił. Staram się w miarę systematycznie odżywiać, spać, ruszać się. Warto zadbać też o to, żeby wszystkie emocje które się kumulują, gdzieś bezpiecznie wypuszczać - na swój własny sposób. Wtedy łatwiej jest nie wybuchać.

Ważne jest też jak sądzę szukanie wsparcia. Gdy po wyprowadzce z męża nie umiałam się pozbierać, nie potrafiłam zasnąć, zajadałam stres i nie potrafiłam się wyciszyć, zgłosiłam się do psychiatry. Bardzo mi pomogła, dostałam łagodne środki, które pomogły mi uregulować sen, po dwóch tygodniach spałam już normalnie. Wyjaśniłam, że nie chcę leków, że chcę spróbować się pozbierać o własnych siłach. Pani doktor zrobiła mi badania okazało się, że mam niedobór witaminy D3 i magnezu. Po ich uzupełnieniu też poczułam się lepiej. No i dzięki Pani doktor trafiłam na Sychar. Pomoc to także terapia. Słucham też konferencji mądrych księży, osób wspierających małżeństwa, rodziny w kryzysie. Kopalnia mądrości i wiedzy - słuchając i analizując odnajduję kawałek po kawałku swoje "jak to wszystko pogodzić".

Ogromną i najważniejszą pomocą dla mnie jest modlitwa. Modlitwa to dla mnie rozwijanie relacji z Bogiem i to od Niego, który jest miłością i kocha zarówno mnie jak i mojego męża, dostaję ogromną pomoc. Z Bożą pomocą każdemu z nas uda się wszystko pogodzić - w to wierzę. Myślę, że Bóg każdego z nas traktuje indywidualnie: ja dostałam zaproszenie na coś w rodzaju ekstremalnej kolejki górskiej. Wyłam godzinami do Boga i kłóciłam się z Nim, żeby naprawił mi męża i uratował moje małżeństwo, bo kocham męża i chcę mieć dobrą rodzinę. Odpowiedź jaką dostałam nie była tą, której oczekiwałam - bo usłyszałam "zacznijmy od Ciebie". Trudno mi było przyjąć prawdę o sobie, no bo to ja byłam ta dobra, co wszystko znosiła i była u kresu sił, a mąż ten zły. Trzy lata odkąd zaczął się ogromny kryzys w moim małżeństwie i półtora roku po wyprowadzce męża jestem inną osobą - skorzystałam z zaproszenia od Boga. Nie stałam się na razie jakoś specjalnie lepszą osobą niestety, przede mną dłuuuga droga, ale zdrowieję i jestem spokojniejsza wewnętrznie. Moje starania o małżeństwo nie przynosiły żadnych efektów, więc teraz ufam Panu i wierzę, że droga którą mnie prowadzi jest dobra - i dla mnie i dla mojego męża i dla naszego synka. Nikt nie kocha nas bardziej niż On i nikt bardziej się o nas nie troszczy. Jesteśmy w dobrych rękach. Ty i Twoja rodzina również :) Pomodlę się dziś za Ciebie do św. Józefa.

Polecam Ci też taką krótką modlitwę do św. Józefa:

"Święty Józefie, Oblubieńcze Bogurodzicy Maryi, Opiekunie rodzin, Twojej ojcowskiej opiece powierzył Bóg swojego Syna i Jego Niepokalaną Matkę. Z największą miłością wypełniałeś obowiązki troskliwego Ojca i Opiekuna Najświętszej Rodziny. Powierzam Ci moją rodzinę, nasze prace, radości i cierpienia. Powierzam Ci moje dzieci. Wprowadź Jezusa do naszego domu, pomóż przyjąć Go do naszych serc, uproś łaskę miłości, zgody i pokoju, aby nasza rodzina osiągnęła szczęście doczesne i wieczne. Amen."
Samotny76
Posty: 13
Rejestracja: 08 sty 2020, 23:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: Samotny76 »

Ruta,
Bóg zapłać za modlitwe. Nie jest mi latwo.
Nawiązując tez do Twojego przypadku, moja zona nie chce sie wyprowadzic. Nahlepiej jakbym to ja zrobil.
Wczoraj byłem u psychologa, trochę bylo lepiej. Niestety dzisiaj jestem totalnie rozbity. Ona wczoraj byla u niego, kochali się...
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: nałóg »

Samotny76 pisze: 19 lut 2020, 11:14 Ona wczoraj byla u niego, kochali się...
a może "spółkowali"?
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie mam sił juz walczyć

Post autor: tata999 »

Samotny76 pisze: 19 lut 2020, 11:14 (...).moja zona nie chce sie wyprowadzic. Nahlepiej jakbym to ja zrobil.
Bardziej pasowałoby "najgorzej" zamiast "najlepiej" w powyższym zdaniu. Najgorzej jak to byś Ty się wyprowadził. Masz swoje miejsce, swój kąt i Twoje dziecko też. Masz na czym budować. Masz czas. Pogody ducha.
ODPOWIEDZ