Unieważnić czy ratować?...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Chryzantema
Posty: 6
Rejestracja: 14 sty 2020, 9:21
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Unieważnić czy ratować?...

Post autor: Chryzantema »

Kochani,

potrzebuję się komuś wyżalić, bo nie wiem już co robić. Serce pęka mi z żalu i niemocy.

Jesteśmy z mężem w ogromnym kryzysie. Mamy zaledwie 30 lat, a wszystko się sypie. Mimo wielu modlitw, wysłuchanych konferencji, przeczytanych książek, spowiedzi i modlitw o uwolnienie, nie mamy już siły, żeby walczyć.

W listopadzie okazało się, że przez cały poprzedni rok mój mąż miał romans. Był to dla mnie ogromny wstrząs, gdyż mimo, że zdawałam sobie sprawę, że w naszym małżeństwie nie jest idealnie, to jednak myślałam, że pod wieloma względami jesteśmy wyjątkowi i nic nas nie rozdzieli. Bardzo mu ufałam i nigdy, nawet w najbardziej wykolejonych wyobrażeniach, nie podejrzewałam, że może zrobić coś tak strasznego. On również... Jednak trafnym wydaje się tutaj stwierdzenie, że znamy się na tyle, na ile nas sprawdzono. Zadziałał tam klasyczny mechanizm przesuwania granicy. Mąż zbudował z tą kobietą bardzo silną relację emocjonalną, zakochał się w niej do szaleństwa i jak sam powiedział, odnalazł to, czego nie odnajdywał w naszym małżeństwie. Oczywiście wpadł przy tym w wir kłamstw, a pod koniec roku w straszną depresję. Miał wyrzuty sumienia i miotał się między mną, a nią. Jak sam mówił, wiele razy chciał to zakończyć, ale nie potrafił. Zaczął się zastanawiać nad porzuceniem mnie i stworzeniem związku z tamtą kobietą, ale nie wyobrażał sobie poświęcić tylu wspólnych lat i zbudować czegoś nowego na moim nieszczęściu. Wiedział, że gdy odejdzie, nigdy nie zapomni o mnie, ale jeśli zostanie, nigdy nie będzie ze mną szczęśliwy, bo jak ciągle wówczas słyszałam – nic nas już nie łączy, jesteśmy z dwóch różnych światów, żyjemy jak para przyjaciół, a nasza miłość jest w prawdzie wielka i piękna, ale nie jest to rodzaj miłości, który powinien łączyć męża i żonę...

Gdy to wszystko wyszło na jaw, było mnóstwo żalu, bólu, łez, samobójczych myśli. Przeżyłam wszystko, co najgorsze może przeżyć kobieta i żona. Zaczęłam szukać winy w sobie. Totalnie się załamałam, straciłam chęć do życia. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Nie wyobrażałam sobie też życia bez niego, ale również z nim, po tym co mi zrobił. Po wielu zawirowaniach, chwilach rozłąki, etc. etc. w końcu wróciliśmy do siebie. On w imię naszego małżeństwa ostatecznie zerwał kontakt z tamtą dziewczyną, choć zrobił to z bólem i łzami.

W naszym związku wiele rzeczy nie grało od samego początku. Po pierwsze mąż często wyjeżdżał i bywało, że nie widywaliśmy się nawet po kilka tygodni. Nie mieliśmy własnego miejsca na ziemi. Trochę mieszkaliśmy w Warszawie, trochę za granicą. Wreszcie od 2 lat nasze życie się ustabilizowało. Mamy mieszkanie, znaleźliśmy stałą pracę. Niestety jego praca znowu polega głównie na wyjazdach i delegacjach. Nie można na pewno zaprzeczyć, że nasza więź duchowa jest bardzo silna – wpłynęło na to wiele czynników. Jednak oczywiście były też problemy – błędy w komunikacji, brak rozmowy, wzajemne wyrzuty i egoizm. Jednak to wszystko znamy i to wszystko pewnie da się naprawić. Ale jest coś jeszcze… Coś niewyobrażalnego, co budzi zdziwienie i grozę…

Otóż totalnie leży u nas sfera fizyczna. Praktycznie NIGDY jej nie było. Przed ślubem byliśmy razem przez pięć lat (ślub wzięliśmy w wieku 25). Mój mąż twierdzi, że był to kluczowy okres, w którym pogrzebaliśmy swoją seksualność. On bardzo chciał współżyć, ale ja twierdziłam, że to grzech. W końcu jakoś to zaakceptował, jednak najlepsze lata naszego życia przeminęły bez tego... Po ślubie on nie chciał, bo mówił, że mnie już nie pożąda… Cały czas podkreślał, że owszem jestem piękna i widzi jak ogromne powodzenie mam u facetów i jemu również bardzo się podobam, ale nie umie już patrzeć na mnie jak na obiekt seksualny. Niestety zaczynam przyznawać mu rację, że to czekanie tyle czasu było bez sensu i wyrządziło nam ogromną krzywdę… Gdy w końcu zaczęliśmy jakieś wymuszone próby, żeby począć dziecko, okazało się że ja mam pochwicę, a on problemy z erekcją… Dramat dwojga młodych ludzi. I tak żyliśmy z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień. Zaczęłam chodzić do psychologów i seksuologów. Ale on mówił, że to na nic, bo wszystko umarło, a on już nigdy nie poczuje do mnie „tego ognia”. Co ciekawe, do tamtej kobiety czuł ogromny pociąg fizyczny i niestety uprawiał z nią seks, ale jak twierdzi, wcale nie o to mu chodziło w tamtej relacji… Oczywistym jest, że jeśli między nami nie było zbliżeń, nie było też bliskości i czułości. Nieświadomie zaczęliśmy się od siebie oddalać. Dziecko też się nie pojawiło.

Obecnie żyjemy w zawieszeniu. Obydwoje jesteśmy wrakami. Cała ta krzywda, którą mi wyrządził jest we mnie. W dodatku on nie może zapomnieć o tamtej kobicie. Cały czas o niej myśli i tęskni. Mówi, że pragnie to z siebie wyrzucić, ale nie potrafi. Podkreśla, że to był najgorszy błąd w jego życiu, ale niestety czasu nie cofnie – wszedł w to bardzo głęboko. Obydwoje płaczemy. Z jednej strony mąż mnie kocha, mówi, że jestem najważniejszą osobą w jego życiu, zdaje sobie sprawę z moich zalet i wartości, których ona nie miała (np. silnego fundamentu moralnego i wiary w Boga, o czym świadczy choćby fakt, że przez kilka lat żyła w związku partnerskim, z którego ma dziecko). Niestety gdybym teraz kazała mu odjeść, on poszedłby do niej. Jawnie o tym mówi. Ciężko mi żyć, ze świadomością, że mąż jest zakochany w innej. Czy kiedyś to minie i on zda sobie sprawę, że to nie było żadne głębokie uczucie, a jedynie chwila szaleństwa? W dodatku on mówi, że o seks między nami będzie bardzo trudno. Praktycznie jest to niemożliwe i żadne terapie nie pomogą, on w to nie wierzy, co tym bardziej poniża mnie jako kobietę.

Nie wiem czy w takiej sytuacji jest sens na siłę to ratować i „pudrować trupa”, czy po prostu się rozejść i pozwolić mu odejść do tamtej kobiety? On mówi, że nie chce tego (choć widzę, że jednak cały czas się waha i myśli co by było gdyby…), ale ostateczna decyzja należy do mnie. Myślę, że ze względu na to pożycie seksualne, a właściwie jego brak, oraz nasze problemy natury psychicznej i fizycznej w tej materii, dostaniemy unieważnienie małżeństwa bez problemu. Wtedy nie będzie musiał żyć bez sakramentów. Dla mnie coś takiego jak unieważnienie chyba nie istnieje… Może u ludzi, ale nie u Boga. Nie potrafiłabym wymazać z pamięci wspólnie przeżytych lat, ciężkich i radosnych chwil, wyrzucić wspólnych zdjęć, tym bardziej ze ślubu i wesela, udawać, że nie znam jego rodziny, a przede wszystkim żyć ze świadomością, że mój kochany mąż jest z inną... Jak mogę uznać małżeństwo za nieważne, skoro nigdy nie przestanę go kochać… Ale jeśli miłość małżeńska to wyrzeczenie się własnego dobra w imię dobra drugiej osoby, to może powinnam odejść i pozwolić mu być szczęśliwym… Tylko czy wtedy zbawilibyśmy swoje dusze? Czy jakaś terapia jest jeszcze w stanie nam pomóc? Tyle pytań bez odpowiedzi…
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: Al la »

Witaj, Chryzantema, na naszym forum.
Doszłaś w kryzysie Waszego małżeństwa do wielu przemyśleń, i bardzo dobrze.
Bo teraz można zacząć szukać odpowiedzi i rozwiązań.
Proszę, zajrzyj na naszą stronę pomocową http://sychar.org/pomoc/, wysłuchaj rekolekcji.
Polecam szczególnie ks. Marka Dziewieckiego http://archive.org/details/przysiega-malzenska
Czytaj, zdobywaj wiedzę, również w tym temacie:
Myślę, że ze względu na to pożycie seksualne, a właściwie jego brak, oraz nasze problemy natury psychicznej i fizycznej w tej materii, dostaniemy unieważnienie małżeństwa bez problemu. Wtedy nie będzie musiał żyć bez sakramentów.
Nie ma czegoś takiego, jak unieważnienie małżeństwa. Jest stwierdzenie nieważności sakramentu i dotyczy czasu do momentu zawarcia sakramentu, kryzys w małżeństwie nie ma tu znaczenia.

Wspieram Cię i Twojego męża modlitwą.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Ewuryca

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: Ewuryca »

Witaj Chryzantemo. Przykro mi czytało się twój wątek, jesteś taką mlodą osobą i zamiast cieszyć się sobą i małżeństwem to tu takie problemy. Chciałam napisać ci kilka rzeczy. Po pierwsze nie szukalbym w waszym czekaniu do ślubu że współżyciem winy za kryzys, ja nie czekałam i też mi się nie poukladalo. Mówisz że najlepsze lata spędziliście bez tego a prawda jest taka ze najlepsze lata nadal u was trwają i zamiast się cieszyć nimi to twój mąż poszedł do kogoś innego więc żadne usprawiedliwienie. Po drugie jeśli chodzi o badanie nieważności to oczywiście zawsze jest możliwość że tak u was się okaże ale nie nazwałbym tego - bez problemu. Jest to wieloletni proces. Mówisz że moglibyście dalej żyć sakramentami - tak ale to może trwać nawet i 7 lat (ostatnio z taką osobą rozmawiałam). Przez ten czas jeśli twój mąż się z nią zwiąże to będzie żył w grzechu. Ja odeszłam od mojego męża w wieku 28 lat z założeniem że póki jestem młoda to jeszcze uloze sobie życie. W tym roku minie 5 rok i ani ja ani on życia nie ułożyliśmy. Dobrze że szukacie pomocy u specjalistów. Może powinniście razem gdzieś wyjechać. Pobyć samemu w fajnym spokojnym otoczeniu, zrelaksować się i oddzielić grubą kreską to wszystko i dać sobie jeszcze jedną szansę. Na rozejście jeszcze będziecie mieć czas...
krople rosy

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: krople rosy »

Chryzantema pisze: 16 sty 2020, 20:06 Otóż totalnie leży u nas sfera fizyczna. Praktycznie NIGDY jej nie było. Przed ślubem byliśmy razem przez pięć lat (ślub wzięliśmy w wieku 25). Mój mąż twierdzi, że był to kluczowy okres, w którym pogrzebaliśmy swoją seksualność. On bardzo chciał współżyć, ale ja twierdziłam, że to grzech.
A Ty pożądałaś swojego męża ? Jaki był/jest Twój stosunek do sfery seksualnej?
Piszesz, że skorzystaliście z pomocy psychologa i seksuologa. Czy dostaliście pomoc ?
Chryzantema pisze: 16 sty 2020, 20:06 Praktycznie jest to niemożliwe i żadne terapie nie pomogą, on w to nie wierzy, co tym bardziej poniża mnie jako kobietę.
Z takim nastawieniem rzeczywiście może być ciężko.
Marcin83
Posty: 36
Rejestracja: 07 sie 2019, 8:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: Marcin83 »

Chryzantemo,
Postawa Twojego męża przywodzi mi na myśl syndrom Madonny i Ladacznicy. Czy słyszałaś o tym? Czy mąż był diagnozowany pod tym kątem?
krople rosy

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: krople rosy »

Ewuryca pisze: 17 sty 2020, 13:50 Mówisz że najlepsze lata spędziliście bez tego a prawda jest taka ze najlepsze lata nadal u was trwają i zamiast się cieszyć nimi to twój mąż poszedł do kogoś innego więc żadne usprawiedliwienie.
Zgadzam się. Najlepsze lata nadal trwają tylko trzeba do problemu podejść zadaniowo a nie pogrzebać małżeństwo u jego poczatku.
Czas narzeczeński trochę zaprogramował Was myslę na relację bardziej brat - siostra ale nie sadzę że jest to problem nie do rozwiązania.
Sytuację niestety utrudnia kontakt z obcą kobietą z którą mąż znalazł to czego szukał. Stąd pewnie ta jego postawa poddania się.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: tata999 »

Moim zdaniem historia się kupy nie trzyma. Nie zdziwiłbym się gdyby z czasem wyszły na światło dzienne nowe, istotne fakty.
Chryzantema
Posty: 6
Rejestracja: 14 sty 2020, 9:21
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: Chryzantema »

Al la pisze: 16 sty 2020, 21:36 Wspieram Cię i Twojego męża modlitwą.
Serdecznie dziękuję. Na pewno będę też szukać pomocy, gdzie to tylko możliwe.
white chocolate pisze: 17 sty 2020, 14:10 A Ty pożądałaś swojego męża ? Jaki był/jest Twój stosunek do sfery seksualnej?
Piszesz, że skorzystaliście z pomocy psychologa i seksuologa. Czy dostaliście pomoc ?
Pożądałam, ale mimo silnego popędu nie uległam... Potem zaczęłam błędnie interpretować nauczanie Kościoła i pojęcie grzechu. Obrzydzilam sobie tą sferę. I w końcu we mnie też to umarło. Myślałam, że stanie się to w noc poślubną, ale on nie chciał... Na początku było mi nieswojo, ale potem zaczęłam myśleć, że jesteśmy wyjątkowi, bo dla wszystkich dookoła to takie ważne, a my potrafimy bez tego być ze sobą i się kochać... Gdy klapki zaczęły spadać z oczu, byliśmy już bardzo poranieni i zamknięci na tą sferę. Teraz ja znowu zaczęłam go pożądać, zapragnęłam nagle tej bliskości i pragnę, żeby on też to poczuł. Ale on jest totalnie na nie :(
Terapie nie pomogły. Może były za krotkie, może trafiłam na złe osoby. Z pochwicy się znacznie wyleczyłam, ale to głównie moja zasługa. Mąż nigdy nie skorzystał z terapii.
Marcin83 pisze: 17 sty 2020, 15:21 Chryzantemo,
Postawa Twojego męża przywodzi mi na myśl syndrom Madonny i Ladacznicy. Czy słyszałaś o tym? Czy mąż był diagnozowany pod tym kątem?
Nigdy o tym nie slyszalam. Ale oczywiście pod razu przeczytałam. To raczej do niego nie pasuje. On raczej traktuje mnie jako przyjaciółkę, niż idealną żonę - Madonnę. Poza tym kowalska nie była raczej jego ladacznicą, a uzupełnieniem tego, co mu brakowało i ją też w pewnym momencie bardzo faforyzował. Chyba że za ladacznice można uznać wyobrażenia panienek z "tych" filmów :( (Wiem, że to w tej sytuacji smutne, ale przecież facet musi się jakoś rozładować, jeśli nie ma seksu...) Może się mylę...
tata999 pisze: 17 sty 2020, 20:43 Moim zdaniem historia się kupy nie trzyma. Nie zdziwiłbym się gdyby z czasem wyszły na światło dzienne nowe, istotne fakty.
Co dokładnie masz na myśli?
Ewuryca pisze: 17 sty 2020, 13:50 Mówisz że najlepsze lata spędziliście bez tego a prawda jest taka ze najlepsze lata nadal u was trwają i zamiast się cieszyć nimi to twój mąż poszedł do kogoś innego więc żadne usprawiedliwienie.
Masz rację :( Dziękuję za rady i wsparcie.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: tata999 »

Chryzantema pisze: 17 sty 2020, 21:57 Chyba że za ladacznice można uznać wyobrażenia panienek z "tych" filmów :( (Wiem, że to w tej sytuacji smutne, ale przecież facet musi się jakoś rozładować, jeśli nie ma seksu...) Może się mylę...
tata999 pisze: 17 sty 2020, 20:43 Moim zdaniem historia się kupy nie trzyma. Nie zdziwiłbym się gdyby z czasem wyszły na światło dzienne nowe, istotne fakty.
Co dokładnie masz na myśli?
Na myśli mam to, żebyś nie przywiązywała się do swoich ocen, nie spieszyła z nimi, dała sobie czas, bo z czasem, pod wpływem nowych faktów mogą się zmienić. Nie mam na myśli konkretnego scenariusza, czy faktu. Podejrzanie wygląda mi brak miłości cielesnej między Wami przez lata. Mężczyźni, zwłaszcza w Waszym wieku, raczej nie mogę bez tego wytrzymać.

Jeśli dobrze rozumiem, to sugerujesz, że oglądał porno ("tych filmów")?
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: s zona »

Chryzantema pisze: 17 sty 2020, 21:57
... Na pewno będę też szukać pomocy, gdzie to tylko możliwe.

Terapie nie pomogły. Może były za krotkie, może trafiłam na złe osoby. Z pochwicy się znacznie wyleczyłam, ale to głównie moja zasługa. Mąż nigdy nie skorzystał z terapii.
Chryzantemo a moze warto sprobowac u PP Pulikowskich ..Jest okazja Rekolekcji, moze jeszcze sie zmiescisz ..
Oni sami maja doswiadczenie ponad 30 lat pomocy malzenstwom.. moze Ciebie pokieruja dalej pod dobry adres :)

Uwazam,ze szkoda sie umartwiac w wieku 30 lat .. to chyba Panu Bogu nie moze sie podobac .. wszystko co stworzyl bylo dobre i ta nasza relacja malzenska moze byc takim przedsionkiem raju , czego Ci serdecznie zycze :)

Nwm moze jest jakies zranienie w dziecinstwie w Twojej psychice, ze jestes mloda i piekna kobieta ,ale tak na te sfere zablokowana ..
Pozwol sobie pomoc, ale w dobrych rekach ...
pisze: 17 sty 2020, 8:59

...." ZAPRASZAMY na rekolekcje dla małżeństw i narzeczonych z Panem Jackiem
Pulikowskim i Jego Żoną Jadwigą

Termin: 07-09.02.2020
Temat: Komunikacja drogą do królowania Jezusa w naszych rodzinach
Zgłoszenia do 02.02.2020 r.

Więcej informacji na stronie:
http://www.ozarow.cpps.pl/08-10-02-2019 ... dwiga.html


ZAPRASZAMY również na cowieczorne modlitwy i rozmowy w grupie wsparcia na
skype: www.skype.sychar.org ....."
"""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""
http://sychar.org/newsletter/



PP Pulikowscy sa zaprawieni z takimi przypadkami,jak nasze ..


A te Rekolekcje warte sa przemyslenia, jesli sa jeszcze miejsca ..
Obiecuje modlitwe, od zaraz przy pracy :)
teodora
Posty: 118
Rejestracja: 10 wrz 2019, 21:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: teodora »

Może w przypadku męża, korzystanie z pornografię jest wskazówkową? Niby 'swirrszczyki' są społecznie usankcjonowane, sama w sumie dajesz mężowi przyzwolenie.

Mam w bliskim otoczeniu taki przypadek, że mąż jako młody chłopak był epatowany pornografią przez swojego ojca. Takie standardowe "a niech się młody napatrzy"... Do ślubu wogole nie zdawał sobie sprawy z problemu, pociągały go kobiety, nie mógł się doczekać nocy poślubnej z narzeczoną. Dosłownie pożerał ją wzrokiem:) widziałam to na własne oczy :) wiem, że czekali do ślubu. A po ślubie klops, popęd spadł właściwie do zera w stosunku do żony. mają na tym tle ogromny kryzys. On sam przyznaje, że kusi go zakazane, że upatruje problem w pornografii, że jak juz sex nie jest takim "zakazanym owocem" to już nie ma takiej satysfakcji.

Kiedyś pytałam o to psychologa i on te zachowania ojca tej osoby określił wręcz jako krzywdzące i molestujące w stosunku do młodego chłopca.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: Pavel »

Czekanie ze współżyciem do ślubu nie jest zdecydowanie czymś, co powinnaś sobie wyrzucać.
Gdybym był zdolny cofnąć czas i zmienić w swoim życiu tylko jedną rzecz - byłoby to właśnie to - poczekałbym do ślubu, aby nie zaśmiecić sobie i nie zdeformować postrzegania wspołżycia, aby tak intymne chwile dzielić tylko z żoną. Aby panować nad sobą i swoim pożądaniem jak na mężczyznę przystało.
Bałagan w sferze płciowości był jednym z kluczowych powodów kryzysu w naszym małzeństwie, mimo, że właściwie nie jesteśmy jacyś niestandardowi i wyjątkowo pogubieni (na standardy dzisiejszych czasów).
Praca nad sobą (a więc i nadrobienie wiedzy o sobie, żonie i małzeństwie) uzmysłowiła mi jednak jak wielki wpływ miało to na moje, nasze życie.
Nie jest przypadkiem nauka KK w tym zakresie. Nie jest ona po to by nas skrzywdzić i czegoś nam zabronić, a po to aby nas ochronić przed skutkami naszej grzesznej natury.
Seks jest super, pod pewnymi jednakże warunkami - tylko w małzeństwie i jako sposób wyrażania miłości, z otwartością (mądrą) na skutki tegoż (czyli potomstwo).

Coś mi nie gra w twoim opisie męża, poza tym, że wg mego odbioru (i logiki) zdecydowanie idealizujesz zarówno męża jak i waszą relację.
Może problemy męża wynikają z oglądania porno/masturbacji (jeśli to robi, to większe lub mniejsze, ale jakieś problemy z pewnością z tego wynikają).
Może to coś o innym podłożu (np. Psychicznym). Jeśli był w stanie to robić z kowalską (zakładając, że to zrobił a nie się tylko chwalił by np. „udowodnić”, że to ty jesteś winna jego problemom z potencją), to zwłaszcza jeśli jesteś atrakcyjna, miedzy bajki można włożyć, że z tobą to nie, a z inną to już potrafi. Jeśli tak by było, to bez względu na źródło (z pewnymi...tęczowymi wyjątkami) problem tkwiłby w głowie i z pewnością jest do naprawienia.

Z gdybania (również mego) nic nie wyniknie. Warto szukać odpowiedzi pod kierunkiem dobrego specjalisty.

Aha, mężczyzna nie musi się jakoś zaspokoić. To mit w który i ja niestety kiedyś uwierzyłem czego skutki były zarówno dla mnie jak i małżeństwa opłakane.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
krople rosy

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: krople rosy »

Chryzantema pisze: 17 sty 2020, 21:57 Pożądałam, ale mimo silnego popędu nie uległam... Potem zaczęłam błędnie interpretować nauczanie Kościoła i pojęcie grzechu. Obrzydzilam sobie tą sferę. I w końcu we mnie też to umarło.
Chryzantemo może mąż patrzy na Ciebie właśnie przez pryzmat tej Twojej spaczonej jak piszesz interpretacji nauczania Kościoła w kwestii sfery seksualnej?
Jeśli kobieta seksu nie potrzebuje albo ma do niego niezbyt przyjazne podejście i mężczyzna o tym wie to może być trudno o satysfakcję seksualną z obydwu stron.
Pięć lat to długi okres wstrzemięźliwości. Ciężko mi sobie nawet wyobrazić że młody zdrowy mężczyzna tak długo żyje w abstynencji.
Chyba że widywaliscie się rzadko.
Chryzantema
Posty: 6
Rejestracja: 14 sty 2020, 9:21
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: Chryzantema »

s zona pisze: 18 sty 2020, 8:09 wszystko co stworzyl bylo dobre i ta nasza relacja malzenska moze byc takim przedsionkiem raju , czego Ci serdecznie zycze :)

Obiecuje modlitwe, od zaraz przy pracy :)
Serdecznie dziękuję, na pewno zainteresuję się podanymi przez Ciebie rekolekcjami :)
Pavel pisze: 18 sty 2020, 10:20 Coś mi nie gra w twoim opisie męża, poza tym, że wg mego odbioru (i logiki) zdecydowanie idealizujesz zarówno męża jak i waszą relację.
Niestety sporo w tym racji... Ale też nie do końca. Od początku widziałam jego wady i zastanawiałam się czy w przyszłości możemy stworzyć dobry związek małżeński, zastanawiałam się nad tym nawet w dniu ślubu. I również teraz o tym myślę... Czy byliśmy wolą Bożą?... Jednak stało się. Słowa przysięgi zostały wypowiedziane. Mimo wad, licznych problemów i krzywd, które mi wyrządził, jestem pewna, że go kocham.
tata999 pisze: 17 sty 2020, 22:30 Jeśli dobrze rozumiem, to sugerujesz, że oglądał porno ("tych filmów")?
Tak, on jest uzależniony od masturbacji i pornografii od wielu lat. Próbował się z tego wyrwać, ale nie potrafił. W ten sposób zaspokajał swój popęd seksualny przez te wszystkie lata. Fizycznie pierwszy raz zdradził mnie z kowalską. Mam pewność. Strasznie boli mnie fakt, że z nią potrafił to robić, a ze mną nie chce o tym słyszeć... :? Mówi, że obudziłam się po tylu latach i wymagam od niego rzeczy niemożliwych, co nie do końca jest prawdą... :?
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Unieważnić czy ratować?...

Post autor: nałóg »

Czyli jak uzakeżniony od porno o onanizmu to seksoholik i żona w tym nałogu nie jest wystarczającym bodźcem .On „potrzebuje” znacznie ostrzejszych impulsów.Tu raczej terapia i SA z mityngami się kłania .Sam z tego nie wyjdzie.
ODPOWIEDZ