Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nino »

Na Krokach pokazano mi, że mogę wybrać.
Moj mąż w kryzysie powiedział wiele gorzkich słów. Również to, że....może wyprzeć się dzieci!
Wciąż te słowa gdzieś tam wiszą między nami, ale:
wybieram, aby się nimi więcej nie ranić.
Wybieram, aby nie bić się po głowie i nie rozdrapywać serca tym, co kiedyś powiedział mąż: w swoim kryzysie i zagubieniu. W swoim na tamten moment przekonaniu, że może żyć bez rodziny.
Wybieram. Dla mnie to był krok milowy. Stosuję cały czas.
Decyduję.
A fraza " nie kocham Cię już" oraz " nie powinniśmy się spotkać", obecnie - wybaczcie - nawet mnie już trochę śmieszy.
Mój mąż ma swoją drogę do przejścia. Dostrzegam, że jest mężczyzną, który ma problem z miłością do siebie.
Ja mam problem ze swoimi potrzebami. Bardzo chciałam, aby mąż je zaspokoił.
Oboje chcieliśmy, aby to drugie nas uzdrowiło.
Ślepa uliczka, na której końcu czeka cierpliwie KRYZYS.

Co do prawa jazdy.
Jako jeszcze studentka, zdawałam osiem razy. Bez rezultatu. Tato stwierdził, że kierowcą nigdy nie będę. Odpuściłam, bo kasa na kolejne jazdy i opłaty egzaminów zżerała mi prawie cały, i tak skromny, studencki buddżet.
Po upływie kilku lat, przystąpiłam do kursu od nowa. Zdałam za drugim razem. U najgorszego egzaminatora ;)
Teraz opowiadam Tacie, jak zjeżdżam pół Europy markami różnej maści ( to w związku z moją pracą zagranicą ). Mercami, citroenami, peżotami, a raz nawet zabytkowym już chyba jaguarem, autostradą do Strasburga, gdzie dojechałam akuratnie do ścisłego centrum i zaparkowołam ten krążownik na jedynym wolnym miejscu zatłoczonego parkingu.

Jeździłam nad ocean i trasami w góry.

A tato się uśmiecha i tylko kiwa głową :-)
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Niestety u mnie te dwa zdania wpływają na moje życie. Przez to, że się starałam żeby mnie kochano, chciałam zasłużyć i mi się nie udało. Nie udało mi się zapobiec niedotleniony syna i nie miałam wpływu na ludzi, na mój poród. Od 8 lat walczę ze sobą, że nie miałam wpływu na jego przebieg, Słowa bardzo ranią, takie są bardzo sprawcze. Za to też mnie śmieszy to, nie pasujemy do siebie, nie mamy wspólnych zainteresowań.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nino »

Caliope, a o co starasz się obecnie?
Dlaczego walczysz z czymś, na co nie masz wpływu?
Nie sprawisz, że cofniesz czas i Twoj poród przrbiegnie od nowa.

Drugie dziecko mojej Mamy, a moja starsza siostra, urodziło się z niepełnosprawnością. W tamych latach w Polsce było... 36 dzieci z tą wadą.
Nie pamiętam, aby moi Rodzice choć raz wyrazili zdanie: dlaczego to się nam przytrafiło?
Wkurzali się na różne rzeczy związane z trudami wychowania w komunie trojga dzieci, ale NIGDY nie robili z mojej siostry ofiary losu, a z siebie nieszczęśników.
Dla mnie siostra, w swoim człowieczeństwie, nie różni się niczym od kogokolwiek.
Wręcz jej zazdroszczę, bo ma bardziej stabilny charakter niż ja, nie certoli się i jest sobą.
Przeżyła też i nadal ma dobre życie. Niczego w nim nie brakuje. Wręcz możnaby pozazdrościć.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nino pisze: 15 paź 2021, 10:09 Caliope, a o co starasz się obecnie?
Dlaczego walczysz z czymś, na co nie masz wpływu?
Nie sprawisz, że cofniesz czas i Twoj poród przrbiegnie od nowa.
Nie wiem o co się staram, o spokój tylko. W kryzysie wszystko się wyciąga, nawet to na co nie miało się wpływu. Mąż wyciągnął mi to, zawsze coś wyciągał wcześniej i straszył rozwodem. Tłumaczenie, że to nie moja wina jakoś nie docierało, to samo, że chora byłam nie specjalnie.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nino »

Myślę, że, jak w człowieku jest jakieś "niepogodzenie się", to choćby stanął na rzęsach, nie osiągnie prawdziwego spokoju i poogody ducha.

Okazuje się, że wybaczenie sobie może być trudniejsze, niż wszystko inne.

Wybaczenie sobie, ze się mialo trudny poród, ze moglo się cos z tym zrobic, ze moze, gdyby....Ze wtedy potoczyloby sie inaczej....

Tez mialam w sobie takie "cos" do wybaczenia.
Myslę, ze kazdy ma "cos" swojego.
Wiosną pracowalam w takim miejscu, ze moglam w wolnych chwilach wyrywac sie nad morze.
Duzo maszerowalam z kijami.
Byl odplyw i....zachwycający wieczor.
Po odplywie, w niektórych miejscach, dno morza było pokryte chropawymi kamieniami, poprzetykanymi sznurami glonów. Miejscowi zbierali kraby.
Zatrzymałam się. Znowu miałam "te" myśli.
Patrzyłam na horyzont i wyobrażałam sobie, jak woda ponownie zalewa dno morza ( widzialam to wczesniej ).
I pomyslalam o tym, ze Boze Milosierdzie jest jak ten Ocean. Przybywa łagodnie i zdecydowanie.
Wszystko może w nim utonąć.

Tylko, że....mnie tak trudno było oddać Mu te moje kamienie !!!!
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Czytałam kiedyś, że ludzie żyją w różnych perspektywach czasowych. Obserwuję to. Naprawdę tak jest. Warto o tym wiedzieć. I o tym, że z perspektywą czasową można pracować i ją uzdrawiać w sobie, zmieniać. Rozwijam w sobie ta koncepcje, bo jest pomocna. I życiowa zarazem. I pomaga sobie poradzić z przeszłością. I przyszłością. I teraźniejszością.

Są osoby bardzo skoncentrowane na przyszłości, bardzo się eksploatują tu i teraz, by budować sobie przyszłość. I potrafią tak przepędzić całe życie, nawet go nie zauważając.
Są osoby, które obawiają się przyszłości. Tak bardzo się jej boją, że to co może się zdarzyć sprawia, że rezygnują z wielu rzeczy, albo podejmują działania, by zapobiec wyobrażonym katastrofom. Boją się tak, że czasem nie doświadczają radości nawet w radosnych chwilach.
Są osoby, które wciąż czekają że teraz jest źle ale przyszłość będzie wspaniała i żyją w stałym rozczarowaniu. Przegapiając to, co naprawdę jest dobre.
Są osoby, które przeciwnie, są skoncentrowane na przeszłości, ale w specjalny sposób. Albo na wszystkich złych i trudnych chwilach, do których jakby się przyczepiły, wciąż nimi żyją. Znam kobietę, która ma tak działającą pamięć i to szczegółową. W rozmowie z nią można usłyszeć na przykład: jestem dziś nie do życia i załamana, bo dziś jest ten dzień, gdy pierwszy raz zobaczyłam ich razem, dziś jest ten dzień, gdy on się do niej wyprowadził i tak dalej. To są rocznice. Kolejne i kolejne. Które ta kobieta opłakuje wciąż i wciąż i które wciąż ją bolą jakby to się wszystko działo dziś.
Są i osoby, które są przywiązane do dobrych zdarzeń z przeszłości, tak mocno że są przekonane, że już nic tak wspaniałego się nie zdarzy. Będzie już tylko gorzej. Albo sądzą, że juz wszystko zawsze bedzie tak samo źle. Nic dobrego nie może ich czekać.

Ja miałam problem z wyobrażaniem sobie katastroficznych scenariuszy w nieodległej przyszłości. Najpierw je sobie wymyślałam, a potem się ich bałam. Więc często tu i teraz odczuwałam dużo napięcia. A z kolei przeszłość bagatelizowałam, więc wciąż i wciąż pozwalałam się krzywdzić i wykorzystywać tym samym osobom. Jakbym niczego się nie mogła nauczyć. Nie mogłam się nauczyć, bo chroniłam się przed bólem udając, że nic się nie stało.

Warto poznać swoje perspektywy czasowe. Bo choć żyjemy tu i teraz, to i przeszłość i przyszłość mają znaczenie.

Ja to widzę tak, że jestem na wadze. Jest szalka przeszłość, jest szalka przyszłość. Jak wsiądę do którejś z nich, to dokąd nie wyjdę, będę siedzieć w szalce i tyle. Tu i teraz jest na tej żerdce, która łączy szalki. Po środku. Jak odetnę przeszłość, zacznę spadać. I jak odetnę przyszłość też. Jak odetnę obie, będę stać na małym kawałeczku, nie mając jak się ruszyć.
Ale jest taki sprytny patent, taka blokadka, nakłada się ją pośrodku. I waga wtedy jest w poziomie, nie przechyla się ani w jedną ani w drugą. Nawet rzeczy na szalkach nie zmieniaja położenia. Można wtedy w końcu chodzić swobodnie, a nie w stałej obawie, ze zaraz zlecę.

Myślę, że tą stabilizującą blokadą, dzięki której waga przestaje "latać" jest wyważenie perspektyw czasowych. Odkąd unikam wymyślania scenariuszy na przyszłość, odczuwam mniej lęku. Reaguję na to co się dzieje. Odkąd zwracam uwagę na to, co się działo, lepiej się chronię tu i teraz. Bo wiem już co może się zdarzyć, choc nie zakładam że bedzie tak na pewno, ale nie udaje, ze tak na pewno nie bedzie. Reaguję na to co sie dzieje.

Caliope, zobacz sobie na te perspektywy czasowe u siebie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ja jestem skoncentrowana na tu i teraz, nie ma przeszłości, ani dobrej, ani złej. Nie ma przyszłości, bo ona dopiero nadejdzie. Ale to jest odnośnie relacji z mężem, relacja z synem, to inna bajka. Jestem matką, jestem bardzo odpowiedzialna, od początku sama ze wszystkim. Nie wiem czy kiedykolwiek ogarnę ten lęk i ból związany z porodem. Tyle lat to trwa, może gdyby syn był całkowicie zdrowy, to byłoby inaczej, ale to się nie da. Przez brak zaufania do męża, tym bardziej jest mi ciężko, bo nic nie mówię, a reszty ludzi to i tak nie obchodzi co czuję.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Dziś się dobiłam, żyję dwa lata z rozwodem w głowie, choć już dawno te słowa nie padły. Już jeden przeżyłam, okropne ciągnące się doświadczenie. Żyję nie żyjąc, w swoim kokonie i strachach i nawet psycholog nie może mnie z tego wyciągnąć. Wstydzę się czuć, mówić, mam w głowie mętlik co jest właściwe, a co nie. Ucieczka w swój świat powoduje ogromną samotność, sama sobie robię krzywdę i nie potrafię przestać uciekać od mojego życia. Kiedyś żyłam, teraz nie żyję, chodzę po omacku i nie znajduję rozwiązania. Boję się zapytać męża czy mnie przytuli, moze odmowić,taka to jest abstrakcja i rzecz niemożliwa do zrobienia.
Melisa
Posty: 70
Rejestracja: 12 sty 2021, 21:54
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Melisa »

Caliope, mam wrażenie, że po raz pierwszy od dłuższego czasu zobaczyłaś jasno w jakim jesteś punkcie. Do tej pory pisałaś, że akceptujesz to jak jest, a mnie się wydawało, że to nie była akceptacja tylko totalne zamrożenie. Jakbyś chciała nie odczuwać żadnych potrzeb w obawie przed tym, że mąż ich nie zaspokoi. Któryś z panów pisał Ci nawet, że założyłaś na siebie kilka pancerzy. Pisałaś też często "robię co chcę" i też nie była to prawda. Gdybyś robiła co chcesz, to nie miałabyś problemu zapytać męża czy Cię przytuli (przecież tego chciałaś). A Ty wycofywałaś się do swojej samotni (sypialni) i sama sobie wmawiałaś, że tego właśnie chcesz.
Tylko proszę zrozum mnie dobrze. Nie krytykuję Cię, absolutnie. Sama też zrozumiałam, że prawdziwie wolna to będę dopiero gdy zupełnie spokojnie będę umiała powiedzieć mężowi otwartym tekstem, które jego zachowania mnie ranią, bez trzęsawki, bez poczucia, że upokarzam się wyrażając swoje potrzeby (a które on ignoruje). I też najpierw musiałam nazwać to czego doświadczam i zobaczyć trzeźwo w jakim punkcie jestem.
Pytanie co dalej, bo mam wrażenie, że doszłaś do ściany i chcąc nie chcąc będziesz musiała COŚ ZROBIĆ.
Aniołom swoim każe cię pilnować, Gdziekolwiek stąpisz, którzy cię piastować Na ręku będą, abyś idąc drogą Na ostry krzemień nie ugodził nogą.
J.Kochanowski, Psałterz Dawidów
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Melisa pisze: 18 paź 2021, 18:12 Caliope, mam wrażenie, że po raz pierwszy od dłuższego czasu zobaczyłaś jasno w jakim jesteś punkcie. Do tej pory pisałaś, że akceptujesz to jak jest, a mnie się wydawało, że to nie była akceptacja tylko totalne zamrożenie. Jakbyś chciała nie odczuwać żadnych potrzeb w obawie przed tym, że mąż ich nie zaspokoi. Któryś z panów pisał Ci nawet, że założyłaś na siebie kilka pancerzy. Pisałaś też często "robię co chcę" i też nie była to prawda. Gdybyś robiła co chcesz, to nie miałabyś problemu zapytać męża czy Cię przytuli (przecież tego chciałaś). A Ty wycofywałaś się do swojej samotni (sypialni) i sama sobie wmawiałaś, że tego właśnie chcesz.
Tylko proszę zrozum mnie dobrze. Nie krytykuję Cię, absolutnie. Sama też zrozumiałam, że prawdziwie wolna to będę dopiero gdy zupełnie spokojnie będę umiała powiedzieć mężowi otwartym tekstem, które jego zachowania mnie ranią, bez trzęsawki, bez poczucia, że upokarzam się wyrażając swoje potrzeby (a które on ignoruje). I też najpierw musiałam nazwać to czego doświadczam i zobaczyć trzeźwo w jakim punkcie jestem.
Pytanie co dalej, bo mam wrażenie, że doszłaś do ściany i chcąc nie chcąc będziesz musiała COŚ ZROBIĆ.
Masz rację, to zamrożenie, już kiedyś to robiłam i wiem, że mogę z tego wyjść, ale się boję, z nie chce mi się i 100 innych wymówek. Faktycznie jednak nie jestem w stanie akceptować tego co jest, bo chcę normalnie żyć, okłamuję siebie samą, że tak jest w porządku. Pora to jakoś poukładać w głowie, bo dziś to już naprawdę dalej nie dam rady. Pada ni somatyka, ciągle bóle głowy mnie wykańczają.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Na dzisiaj, jestem dziś w punkcie gdzie zaczynam odczuwać emocje i mam potrzebę o nich mówić i jak się czuję. Zauważyłam że nie każdy człowiek jest moją zimną emocjonalnie matką, z którą już nie porozmawiam, bo w końcu widzę, że mną gardzi. Mówię w moim domu, że boli mnie głowa i nic się nie dzieje, nie muszę się wstydzić mówić. Dostrzegam, że mojemu synowi mówienie o uczuciach przychodzi tak łatwo, on jest inny niż ja, pora się uczyć od niego ,może wtedy jest szansa by zaufać i się otworzyć i wyjść ze skorupy.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: renta11 »

Caliope pisze: 25 paź 2021, 9:24 Na dzisiaj, jestem dziś w punkcie gdzie zaczynam odczuwać emocje i mam potrzebę o nich mówić i jak się czuję. Zauważyłam że nie każdy człowiek jest moją zimną emocjonalnie matką, z którą już nie porozmawiam, bo w końcu widzę, że mną gardzi. Mówię w moim domu, że boli mnie głowa i nic się nie dzieje, nie muszę się wstydzić mówić. Dostrzegam, że mojemu synowi mówienie o uczuciach przychodzi tak łatwo, on jest inny niż ja, pora się uczyć od niego ,może wtedy jest szansa by zaufać i się otworzyć i wyjść ze skorupy.
Caliope,
Mam nadzieję, że wybaczysz mi prostolinijność.
Wydaje mi się, że Ty taka zamrożona jesteś od wczesnego dzieciństwa. Miałaś zimną emocjonalnie matkę i mniej czy bardziej świadomie wybrałaś zimnego emocjonalnie męża.
Dlaczego?
Bo najbardziej lubimy te piosenki, które dobrze znamy. :D
Ta rola jest Ci doskonale znana i niestety jesteś aktywnym aktorem tego przedstawienia. Czyli nawet jeśli mąż nie był tak do końca zimnym emocjonalnie człowiekiem, to Ty pchałaś go nieświadomie w tym kierunku. I raczej nie pozwalasz mu zmienić roli. Piszesz, że syn mówi o uczuciach z łatwością. Po kim to ma? Nie po Tobie, więc może po mężu? :o

Ja także byłam zamrożona emocjonalnie, pewnie prawie 40 lat. Nie umiałam płakać, dotykać ludzi, byłam sztywna z zamrożenia.
Uczyłam się mówić o emocjach, wyrażać je, od dzisiaj dorosłej córki (ma to po ojcu!). Dzisiaj inaczej komunikuję się z ludźmi, choć coś w rodzaju wyobcowania jednak pozostało.

Dlaczego o tym piszę?
Bo jeśli nie wykonasz pracy nad sobą to cały czas będziesz tkwić w roli z dzieciństwa i winą obarczać jeszcze matkę i męża. Gorzej jak potem będzie to syn.
Masz trudną przeszłość, więc jak jej nie rozbroisz emocjonalnie, to nadal będziesz jak zamrożona, ale tykająca bomba.
Może i mentalnie masz to rozpracowane, ale emocje kipią pod pokrywką i są autodestrukcyjne. A życie ucieka.
Jak przyjmiesz tą prawdę i przytulisz z miłością, to zrobisz milowy krok do przodu.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

renta11 pisze: 25 paź 2021, 18:58
Caliope pisze: 25 paź 2021, 9:24 Na dzisiaj, jestem dziś w punkcie gdzie zaczynam odczuwać emocje i mam potrzebę o nich mówić i jak się czuję. Zauważyłam że nie każdy człowiek jest moją zimną emocjonalnie matką, z którą już nie porozmawiam, bo w końcu widzę, że mną gardzi. Mówię w moim domu, że boli mnie głowa i nic się nie dzieje, nie muszę się wstydzić mówić. Dostrzegam, że mojemu synowi mówienie o uczuciach przychodzi tak łatwo, on jest inny niż ja, pora się uczyć od niego ,może wtedy jest szansa by zaufać i się otworzyć i wyjść ze skorupy.
Caliope,
Mam nadzieję, że wybaczysz mi prostolinijność.
Wydaje mi się, że Ty taka zamrożona jesteś od wczesnego dzieciństwa. Miałaś zimną emocjonalnie matkę i mniej czy bardziej świadomie wybrałaś zimnego emocjonalnie męża.
Dlaczego?
Bo najbardziej lubimy te piosenki, które dobrze znamy. :D
Ta rola jest Ci doskonale znana i niestety jesteś aktywnym aktorem tego przedstawienia. Czyli nawet jeśli mąż nie był tak do końca zimnym emocjonalnie człowiekiem, to Ty pchałaś go nieświadomie w tym kierunku. I raczej nie pozwalasz mu zmienić roli. Piszesz, że syn mówi o uczuciach z łatwością. Po kim to ma? Nie po Tobie, więc może po mężu? :o

Ja także byłam zamrożona emocjonalnie, pewnie prawie 40 lat. Nie umiałam płakać, dotykać ludzi, byłam sztywna z zamrożenia.
Uczyłam się mówić o emocjach, wyrażać je, od dzisiaj dorosłej córki (ma to po ojcu!). Dzisiaj inaczej komunikuję się z ludźmi, choć coś w rodzaju wyobcowania jednak pozostało.

Dlaczego o tym piszę?
Bo jeśli nie wykonasz pracy nad sobą to cały czas będziesz tkwić w roli z dzieciństwa i winą obarczać jeszcze matkę i męża. Gorzej jak potem będzie to syn.
Masz trudną przeszłość, więc jak jej nie rozbroisz emocjonalnie, to nadal będziesz jak zamrożona, ale tykająca bomba.
Może i mentalnie masz to rozpracowane, ale emocje kipią pod pokrywką i są autodestrukcyjne. A życie ucieka.
Jak przyjmiesz tą prawdę i przytulisz z miłością, to zrobisz milowy krok do przodu.
To prawda, że jestem od dzieciństwa, ale po pierwszej terapii otworzyłam się na ludzi, mówiłam o emocjach, ale nie rodzinie ,a obcym ludziom. Jednym z nowych ludzi był mój mąż, nie byliśmy wczesniej zimni, po urodzeniu syna ,w depresji i odrzuceniu przez rodzinę, zamknęłam temat wyrażania emocji i uczuć. Moje motto na tamten czas, to "po co mam coś mówić jak nikt nie słucha i nikogo nie obchodzi co czuję''. O uczuciach rozmawiam na razie z synem, jest już bardzo mądrym słuchaczem i on mówi co czuje, a ja też mówię jemu. To dla mnie niesamowita nauka i zarazem odkrywanie siebie, że ja też mogę czuć.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: vertigo »

Caliope pisze: 27 paź 2021, 11:55 O uczuciach rozmawiam na razie z synem, jest już bardzo mądrym słuchaczem i on mówi co czuje, a ja też mówię jemu. To dla mnie niesamowita nauka i zarazem odkrywanie siebie, że ja też mogę czuć.
Tylko miej z tyłu głowy, żeby syn nie stał się przez to Twoim "zastępczym partnerem" do zwierzeń, co niestety czasem robią matki opuszczone fizycznie czy emocjonalnie przez mężów.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

vertigo pisze: 27 paź 2021, 13:30
Caliope pisze: 27 paź 2021, 11:55 O uczuciach rozmawiam na razie z synem, jest już bardzo mądrym słuchaczem i on mówi co czuje, a ja też mówię jemu. To dla mnie niesamowita nauka i zarazem odkrywanie siebie, że ja też mogę czuć.
Tylko miej z tyłu głowy, żeby syn nie stał się przez to Twoim "zastępczym partnerem" do zwierzeń, co niestety czasem robią matki opuszczone fizycznie czy emocjonalnie przez mężów.
Mam, potrafię to oddzielić, obok tego układam sobie w głowie plan jak by tu zacząć z mężem. My sobie z synem rozmawiamy, że nas głowy bolą czy nogi, czy czujemy się dobrze. Moje problemy są moje, on nic o nich nie wie, a ja wiem coś o tym, bo matka mnie obarczała swoimi.
ODPOWIEDZ