Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

ŻonaS
Posty: 18
Rejestracja: 24 lis 2021, 16:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: ŻonaS »

Caliope,
Przeczytałam Twój wątek od początku. Nie neguję, że twoj mąż ma znaczny wkład w wasz kryzys, ale mam wrażenie, że może nie do końca widzisz swój.
Napisze z mojego doświadczenia. Sama czasem walcze z podobnym nastawieniem do twojego. Takiego negującego każde rozwiązanie, widzenia wszystkiego i wszystkich negatywnie. To strasznie deprymujące, szczegolnie dla najbliższych, którzy na codzień żyją z taka osobą np. dla mojego męża. Ja w zwiazku z kryzysem w naszym małżeństwie staram sie od dłuższego czasu to zmieniać lub chociaż modyfikować na tyle żeby nie dominowało mojego charakteru i spojrzenia na świat.
Nie da sie długo z kimś takim wytrzymać. Jeżeli w codziennym życiu też tak odbijalas piłeczkę na każdą uwagę meża, radę czy sugestię to mógł sie zamknąć w sobie, ty finalnie też no i tak sobie siedzicie. A może on nie taki straszny skoro wciąż trwa przy Was? Nawet jeśli nieudolnie bo może z jego perspektywy ty go też odrzuciłaś, ale nie wprost tylko takim negatywizmem. To nie usprawiedliwia oczywiście wszystkiego, co złe z jego strony, bo przecież można tez rozmawiać, a nie się odcinać.
Wiem po sobie, że trudno to u siebie dostrzec bo to jest też taki system obronno-ochronny, który pomaga nie musieć wychodzić poza siebie, ze swojej strefy komfortu.
Nie wiem jak z klubami abstynenta, ale AA z tego co wiem normalnie działają w czasie pandemii, bo znam kogoś kto uczęszcza. Był tylko okres na samym poczatku, kiedy spotkania byly online, ale wrócili na normalny tryb. Przynajmniej u mnie w mieście.
ŻonaS
Posty: 18
Rejestracja: 24 lis 2021, 16:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: ŻonaS »

vertigo pisze: 29 lis 2021, 19:01 Caliope, zgadzam się z głosami, że patrzysz na życie w sposób biało-czarny. Od siebie dodam do tego, że swoją sytuację, czy to osobistą, czy w małżeństwie potrzegasz w kategoriach "wszystko albo nic". Przepraszam za odważną tezę, ale jak dla mnie to
wszystkie propozycje, jakie dostałaś na forum, a które mogłyby Ci pomóc zrobić choć mały krok w wyjściu z tego zaklętego
kręgu, automatycznie odrzucasz. Zupełnie jak w powiedzeniu "Kto chce, szuka sposobu, kto nie chce, szuka powodu".
Trafny opis mnie, przynajmniej jeszcze jakiś czas temu, bo jest to jeden z obszarów nad którymi pracuję,
choć nie jest lekko :) Też mam tendencje do widzenia świata w czarno-białych barwach, tak zero-jedynkowo. Dalej miewam ciągoty w tym kierunku.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: renta11 »

Caliope

Jesteś mistrzem w NIE DA SIĘ.

I nie ma siły już tego rozwijać, bo nawet zamiast przysiąść się do kogoś na ławce do KOGOKOLWIEK Ty tam widzisz tylko alkoholika, osobę nie pasującą do Ciebie (bo 20 lat młodsza matka i co tam jeszcze chcesz).
Masz rację, bo na każdej ławce siedzi menel, który marzy o tym, by poczęstować Ciebie wódką :D Zlituj się kobieto. Do rozmowy o pogodzie nie potrzebujesz swojego alter ego. A napisałam Ci to, abyś zrozumiała, że wszędzie można kogoś fajnego spotkać. Najwyżej ponudzisz się z kimś 5 minut, może i 20 razy. Ale za 21 może spotkasz kogoś, z kim będzie Ci po prostu miło.

No ale skoro się nie da, to żyj tak dalej, ale już na Boga nie marudź. Bo żyjesz tak jak chcesz żyć. Każdego dnia podejmujesz decyzję, że NIC zupełnie nic nie zrobisz, aby zmienić stan rzeczy.
Ale zastanów się, czy chcesz aby Twój syn w taki sposób żył?
Bo Ty mu tylko takie życie pokazujesz.

Świat nie jest taki zły, jakim Ty CHCESZ go widzieć. Bo takie widzenie świata i ludzi zwalnia Cię z robienia czegokolwiek. Niczego nie musisz zmieniać, nic nie musisz robić i takie właśnie życie pokazujesz swojemu dziecku.
Myślę, że Bóg musiałby walnąć Cię jak Św. Pawła, a Ty wtedy spadając z konia krzyczałabyś "Nie da się, zabieraj ten alkohol". :D
A może wtedy jednak porozmawiałabyś z Bogiem o pogodzie i walnęłabyś zdrowie z Bogiem setką wody święconej? :D Czego Ci szczerze życzę.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

s zona pisze: 29 lis 2021, 18:46
Caliope pisze: 29 lis 2021, 17:48
Nirwanna pisze: 29 lis 2021, 17:07

Co więcej, ten Sylwester odbędzie się w Zduńskiej Woli, gdzie w przestrzeni dla wszystkich jest kuchenka mikrofalowa (do podgrzewania mleka dla małych dzieci) i lodówka (do zadołowania leków potrzebujących chłodu). O nic nikogo nie trzeba się pytać, prosić.
Na Sylwestra sycharowskiego można wybrać się z dzieckiem, plan zabawy jest dopasowany do dzieci. Nie ma obowiązku wytrzymywania do 5ej, każdy w wolności idzie spać kiedy chce.
Zaproszenie na każdy wyjazd sycharowski opatrzony jest zdaniem mniej więcej takim: "jeśli kwestie finansowe są dla Ciebie jedyną przyczyną rezygnacji z tego wyjazdu, daj znać i napisz na ....@...., postaramy się temu zaradzić".
Bardzo daleko ode mnie, a samochodu nie mam, więc na razie odpada taki wyjazd. Przez ten lek nigdzie nie można się ruszyć bez lodówki. Może kiedyś, może sama się wybiorę.
Caliope litosci, wszystko na nie ....
Twoj maz ma szanse zostac meczennikiem .
Na marginesie, moj rowniez mialby, jednak doszlo do mnie i sie ciutke ogarnelam ;) ...

Sorry za te zlosliwosci,
Wiem,ze nie lubisz, gdy ktos cos Ci narzuca, jednak nie chcesz przezyc calego zycia, czekajac na gwiazdke z nieba, ze kiedys cos tam zrobisz ...ze pozniej, potem, gdy cos tam ..

Zyj dzis, to masz w zasiegu reki ..

Moze warto poszukac choc troche tych okruchow dobra u meza i tych zyciowych plusow, ktore masz wokol .... i cos z tego ulepic ...

ps jestem sklonna sie zalozyc,ze ktos moze jechac z Twoich stron i Cie zabrac, to powszechna praktyka wsrod sycharkow :)
Lodowka na miejscu tez jest, lekarstwo mozna przewiesc w specjalnym opakowaniu utrzymujacym temperature, w aptece pomoga ...

Tylko szukac sposobu, nie powodu na nie ...
Szkoda zycia Twojego, syna i poniekad Twojego meza . Chociaz on juz sie do tego przyzwyczail ...
Też się pod tym co napisałaś podpisuję. Odbieram podobnie. I też wielokrotnie nasuwa mi się to samo stwierdzenie. Kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu. Ale widocznie każdy musi do tego dojść. Ja też długo byłam na nie. Pamiętam jak byłam tu na Sychar 9 lat temu i tłumaczyłam się ze wszystkiego i miałam wrażenie, że nikt mnie nie rozumie. Ja kontra wszyscy. Każdą radę traktowałam jak atak, a tak nie było.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ja się po prostu boję ruszyć z tym lekiem, tak bardzo szczerze. Umarłabym ze strachu jakby temperatura skoczyła powyżej 8 stopni, to jest ogromną odpowiedzialność, jeśli pudełko kosztuje przeciętnie pół średniej krajowej.Wolałbym gdzieś jechać sobie sama kiedyś tam. Mieszkam w takim miejscu, że sylwestrowe fajerwerki widać na kilka kilometrów, a syn biega w te i z powrotem x nosem przy szybie. Lubię ten czas spędzać z rodziną, nawet jeśli jest taka posypana. Myślę 0-1 od zawsze, bo albo coś miałam, albo nie miałam. Uczę się widzieć szarości, doceniam to co mam, choć daleko temu nawet do jakiejś stabilności. Lubię mój dom, moją ugotowaną zupę, Lubię po prostu być. A tak myśląc jest lub nie ma, to jak jest z małżeństwem, przecież nie jest do połowy, jest miłość, albo jej nie ma. Myślę, że jednak ten 1 i 0 tam gdzieś zawsze są.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

ŻonaS pisze: 29 lis 2021, 19:28 Caliope,
Przeczytałam Twój wątek od początku. Nie neguję, że twoj mąż ma znaczny wkład w wasz kryzys, ale mam wrażenie, że może nie do końca widzisz swój.
Napisze z mojego doświadczenia. Sama czasem walcze z podobnym nastawieniem do twojego. Takiego negującego każde rozwiązanie, widzenia wszystkiego i wszystkich negatywnie. To strasznie deprymujące, szczegolnie dla najbliższych, którzy na codzień żyją z taka osobą np. dla mojego męża. Ja w zwiazku z kryzysem w naszym małżeństwie staram sie od dłuższego czasu to zmieniać lub chociaż modyfikować na tyle żeby nie dominowało mojego charakteru i spojrzenia na świat.
Nie da sie długo z kimś takim wytrzymać. Jeżeli w codziennym życiu też tak odbijalas piłeczkę na każdą uwagę meża, radę czy sugestię to mógł sie zamknąć w sobie, ty finalnie też no i tak sobie siedzicie. A może on nie taki straszny skoro wciąż trwa przy Was? Nawet jeśli nieudolnie bo może z jego perspektywy ty go też odrzuciłaś, ale nie wprost tylko takim negatywizmem. To nie usprawiedliwia oczywiście wszystkiego, co złe z jego strony, bo przecież można tez rozmawiać, a nie się odcinać.
Wiem po sobie, że trudno to u siebie dostrzec bo to jest też taki system obronno-ochronny, który pomaga nie musieć wychodzić poza siebie, ze swojej strefy komfortu.
Nie wiem jak z klubami abstynenta, ale AA z tego co wiem normalnie działają w czasie pandemii, bo znam kogoś kto uczęszcza. Był tylko okres na samym poczatku, kiedy spotkania byly online, ale wrócili na normalny tryb. Przynajmniej u mnie w mieście.
Widzisz, wiele pominęłaś, np. to, że ja zawsze robiłam to co mąż mi kazał, lykalam rozkazy jak pelikan. W depresji hormonalnej chciałam tyłki przeżyć kolejny dzień.Dopiero teraz biorę to co ja chcę, nie co inni mi sugerują i podpowiadają jak mam zrobić. Nie da sie wytrzymac z kimś kto narzuca swoją wolę strasząc rozwodem. Nie da się słuchać kogoś kto narzuca i nie wspiera. Biorę z wpisow z forum to co uważam, bo to jest moje życie, nie kogoś. Może mi się nie chcieć czegoś zrobić? Czy koniecznie muszę wyjść lub gdzieś jechać, bo ktoś tak chce? pomysl o tym co jest wolnością.
Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

Caliope pisze: 30 lis 2021, 8:16
Widzisz, wiele pominęłaś, np. to, że ja zawsze robiłam to co mąż mi kazał, lykalam rozkazy jak pelikan. W depresji hormonalnej chciałam tyłki przeżyć kolejny dzień.Dopiero teraz biorę to co ja chcę, nie co inni mi sugerują i podpowiadają jak mam zrobić. Nie da sie wytrzymac z kimś kto narzuca swoją wolę strasząc rozwodem. Nie da się słuchać kogoś kto narzuca i nie wspiera. Biorę z wpisow z forum to co uważam, bo to jest moje życie, nie kogoś. Może mi się nie chcieć czegoś zrobić? Czy koniecznie muszę wyjść lub gdzieś jechać, bo ktoś tak chce? pomysl o tym co jest wolnością.
Chcesz empatii, po prostu wysłuchania tego co masz do powiedzenia, powiedzenia tego co chciałabyś aby ktoś wysłuchał a otrzymujesz:

1. Doradzanie
2. Ocenianie
3. Pouczanie
4. Wypytywanie

Coś pominęłam? Nie chcę używać takich radykalnych słów jak obcesowa krytyka bo to lepiej pominąć milczeniem.
Jak tu coś napisać żeby nie znaleźć się w wyżej wymienionych. A niech tam, odważę się nieudolnie ale...

Czy jest coś co sama możesz zrobić żebyś tu i teraz mogła poczuć się lepiej w swojej obecnej sytuacji? Jeśli potrzebujesz pisać - pisz, jeśli potrzebujesz wyjść na spacer, poczytać, porobić paznokcie, przejrzeć ogłoszenia z pracą, ugotować coś cokolwiek innego - rób to. Jeśli nie ma nikogo kto zaspokoiłby nasze potrzeby możemy sami je zaspokoić oczywiście w granicach możliwości w granicach Bożej Woli ;)

Dziś przeczytałam coś bardzo budującego w Rosenbergu: Jeśli zamienić słowo MUSZĘ na WYBIERAM czynność ta nabiera zupełnie innego wymiaru - nie konieczności a świadomego wyboru. Jeśli jakiś dotychczasowy obowiązek budzi nasz nieustanny wewnętrzny sprzeciw bo nie robimy tego ze względu na nasze potrzeby czy wyznawane wartości to bez żalu można z niego zrezygnować - choćby wydawało się że świat się od tego zawali to o dziwo - nie zawali się :D .
Najlepiej też wejść w kontakt z intencją czyli odpowiedzieć sobie: "wybieram robienie... ponieważ chcę..." Wtedy cel jest naszym katalizatorem działania. Dzięki temu odkrywasz, że powinność robienia czegoś nie istnieje i uwalniając się od tego ciężaru który wzbudza poczucie winy możesz naprawdę rozwinąć swoje możliwości (każde i te matczyne i zawodowe i te małżeńskie) i uwolnić się od konieczności zadowalania lub spełniania oczekiwań innych - to w końcu Twoje życie jest :)

Chociaż jeśli chodzi o te małżeńskie to wiadomo - do tanga trzeba dwojga.

Napiszę Ci ze swojej strony swoją radę typu "ciocia dobra rada" - Przytulasy! ale takie na niedźwiedzia z całej siły :D z synem z tym puszystym jegomościem zwierzem a nawet z drzewem - z mężem też no chyba że kolczaty to nie bo się pokłujesz ;)

I ja Cię przytulam wirtualnie, ściskam światłowodem :P
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: marylka »

Caliope pisze: 29 lis 2021, 20:33 Ja się po prostu boję ruszyć z tym lekiem, tak bardzo szczerze. Umarłabym ze strachu jakby temperatura skoczyła powyżej 8 stopni, to jest ogromną odpowiedzialność, jeśli pudełko kosztuje przeciętnie pół średniej krajowej.Wolałbym gdzieś jechać sobie sama kiedyś tam. Mieszkam w takim miejscu, że sylwestrowe fajerwerki widać na kilka kilometrów, a syn biega w te i z powrotem x nosem przy szybie. Lubię ten czas spędzać z rodziną, nawet jeśli jest taka posypana. Myślę 0-1 od zawsze, bo albo coś miałam, albo nie miałam. Uczę się widzieć szarości, doceniam to co mam, choć daleko temu nawet do jakiejś stabilności. Lubię mój dom, moją ugotowaną zupę, Lubię po prostu być. A tak myśląc jest lub nie ma, to jak jest z małżeństwem, przecież nie jest do połowy, jest miłość, albo jej nie ma. Myślę, że jednak ten 1 i 0 tam gdzieś zawsze są.
I na tym się poście skupię bo tu piszesz dlaczego masz jak masz - bez jakiś dziwnych tłumaczeń typu że nie idziesz do pracy bo musiałabyś się tłumaczyć z niepicia
Nawiasem - pracuję ponad 20 lat i jeszcze nikt nie zapytał czy piję albo czy nie piję.

Wracając do zacytowanego wpisu - czy masz świadomość w jakiej jesteś korzystnej i komfortowej sytuacji?
Doceniasz to?
Dziękujesz za to Bogu?
Ludziom na przykład?
Mężowi?
To że lubisz swój dom i ugotować zupę jest super i wiele kobiet tak lubi.
Natomiast niewiele kobiet ma wybór - zwyczajnie muszą pracować nawet zostawiając niepełnosprawne dzieci pod opieką obcych
I też będąc alkoholiczkami - wystawiane są na różne pokusy, niewygodne pytania i też umierają ze strachu o dziecko zwłaszcza jeśli jest chore
Ta wieczna emocjonalna huśtawka może być dodatkowym czynnikiem do głodu

Ty tego unikasz.
I super
Żyjesz w bezpiecznym dla siebie środowisku.
Nie wiem na ile jesteś zorientowana w sytuacji ekonomicznej kraju ale to, że możesz nie pracować zawodowo jest niewątpliwie zasługą męża bo przecież to on utrzymuje całą waszą rodzinę.
Gdzieś pisałaś że mu nie pierzesz i nic koło niego nie robisz.
Ale mam nadzieję że ugotowaną przez ciebie zupą on może się poczęstować.

Zastanawiałaś się czy możesz coś z siebie dać mężowi?
Tak zwyczajnie po ludzku z miłości z wdzięczności
Ja widzę że twój mąż jest przyzwoity - pewnie że zawalił na wielu polach, ale dba o waszą rodzinę.
A stabilność finansowa to podstawowowa potrzeba każdego człowieka
Mąż to wam zapewnia.
Może nie słowami, nie czynami jak to pewnie oczekujesz ale właśnie pracą okazuje wam miłość
Co myślisz?

Wiem że czujesz się niekochana....
Ja też tak mam często....
Wtedy szukam osoby bardziej niekochanej... na wzór Matki Teresy, która właśnie namawiała żeby szukać wokół siebie osób bardziej potrzebujących, nie kochanych......

I często wtedy widzę męża......
...

Pozdrawiam
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25
Caliope pisze: 29 lis 2021, 20:33 Ja się po prostu boję ruszyć z tym lekiem, tak bardzo szczerze. Umarłabym ze strachu jakby temperatura skoczyła powyżej 8 stopni, to jest ogromną odpowiedzialność, jeśli pudełko kosztuje przeciętnie pół średniej krajowej.Wolałbym gdzieś jechać sobie sama kiedyś tam. Mieszkam w takim miejscu, że sylwestrowe fajerwerki widać na kilka kilometrów, a syn biega w te i z powrotem x nosem przy szybie. Lubię ten czas spędzać z rodziną, nawet jeśli jest taka posypana. Myślę 0-1 od zawsze, bo albo coś miałam, albo nie miałam. Uczę się widzieć szarości, doceniam to co mam, choć daleko temu nawet do jakiejś stabilności. Lubię mój dom, moją ugotowaną zupę, Lubię po prostu być. A tak myśląc jest lub nie ma, to jak jest z małżeństwem, przecież nie jest do połowy, jest miłość, albo jej nie ma. Myślę, że jednak ten 1 i 0 tam gdzieś zawsze są.
I na tym się poście skupię bo tu piszesz dlaczego masz jak masz - bez jakiś dziwnych tłumaczeń typu że nie idziesz do pracy bo musiałabyś się tłumaczyć z niepicia
Nawiasem - pracuję ponad 20 lat i jeszcze nikt nie zapytał czy piję albo czy nie piję.

Wracając do zacytowanego wpisu - czy masz świadomość w jakiej jesteś korzystnej i komfortowej sytuacji?
Doceniasz to?
Dziękujesz za to Bogu?
Ludziom na przykład?
Mężowi?
To że lubisz swój dom i ugotować zupę jest super i wiele kobiet tak lubi.
Natomiast niewiele kobiet ma wybór - zwyczajnie muszą pracować nawet zostawiając niepełnosprawne dzieci pod opieką obcych
I też będąc alkoholiczkami - wystawiane są na różne pokusy, niewygodne pytania i też umierają ze strachu o dziecko zwłaszcza jeśli jest chore
Ta wieczna emocjonalna huśtawka może być dodatkowym czynnikiem do głodu

Ty tego unikasz.
I super
Żyjesz w bezpiecznym dla siebie środowisku.
Nie wiem na ile jesteś zorientowana w sytuacji ekonomicznej kraju ale to, że możesz nie pracować zawodowo jest niewątpliwie zasługą męża bo przecież to on utrzymuje całą waszą rodzinę.
Gdzieś pisałaś że mu nie pierzesz i nic koło niego nie robisz.
Ale mam nadzieję że ugotowaną przez ciebie zupą on może się poczęstować.

Zastanawiałaś się czy możesz coś z siebie dać mężowi?
Tak zwyczajnie po ludzku z miłości z wdzięczności
Ja widzę że twój mąż jest przyzwoity - pewnie że zawalił na wielu polach, ale dba o waszą rodzinę.
A stabilność finansowa to podstawowowa potrzeba każdego człowieka
Mąż to wam zapewnia.
Może nie słowami, nie czynami jak to pewnie oczekujesz ale właśnie pracą okazuje wam miłość
Co myślisz?

Wiem że czujesz się niekochana....
Ja też tak mam często....
Wtedy szukam osoby bardziej niekochanej... na wzór Matki Teresy, która właśnie namawiała żeby szukać wokół siebie osób bardziej potrzebujących, nie kochanych......

I często wtedy widzę męża......
...

Pozdrawiam
Marylko w moim cytacie jest napisane, że doceniam to co mam. W innym poście, że mąż nie je moich obiadów, ale ja robię całą resztę. Mąż dba o finanse, ale na tym jest koniec. A mi się powoli odechciewa po prostu nawet myśleć o tym, że jestem żoną. Nie zmienię tego, że od dwóch lat traktuje mnie jak koleżankę, nie potrafię. Jest jak jest, a ja nie jestem typem człowieka który leci w inną relację. Ja potrzebuje spokoju, stabilizacji i to mam choć po części.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Abigail pisze: 30 lis 2021, 11:29
Caliope pisze: 30 lis 2021, 8:16
Widzisz, wiele pominęłaś, np. to, że ja zawsze robiłam to co mąż mi kazał, lykalam rozkazy jak pelikan. W depresji hormonalnej chciałam tyłki przeżyć kolejny dzień.Dopiero teraz biorę to co ja chcę, nie co inni mi sugerują i podpowiadają jak mam zrobić. Nie da sie wytrzymac z kimś kto narzuca swoją wolę strasząc rozwodem. Nie da się słuchać kogoś kto narzuca i nie wspiera. Biorę z wpisow z forum to co uważam, bo to jest moje życie, nie kogoś. Może mi się nie chcieć czegoś zrobić? Czy koniecznie muszę wyjść lub gdzieś jechać, bo ktoś tak chce? pomysl o tym co jest wolnością.
Chcesz empatii, po prostu wysłuchania tego co masz do powiedzenia, powiedzenia tego co chciałabyś aby ktoś wysłuchał a otrzymujesz:

1. Doradzanie
2. Ocenianie
3. Pouczanie
4. Wypytywanie

Coś pominęłam? Nie chcę używać takich radykalnych słów jak obcesowa krytyka bo to lepiej pominąć milczeniem.
Jak tu coś napisać żeby nie znaleźć się w wyżej wymienionych. A niech tam, odważę się nieudolnie ale...

Czy jest coś co sama możesz zrobić żebyś tu i teraz mogła poczuć się lepiej w swojej obecnej sytuacji? Jeśli potrzebujesz pisać - pisz, jeśli potrzebujesz wyjść na spacer, poczytać, porobić paznokcie, przejrzeć ogłoszenia z pracą, ugotować coś cokolwiek innego - rób to. Jeśli nie ma nikogo kto zaspokoiłby nasze potrzeby możemy sami je zaspokoić oczywiście w granicach możliwości w granicach Bożej Woli ;)

Dziś przeczytałam coś bardzo budującego w Rosenbergu: Jeśli zamienić słowo MUSZĘ na WYBIERAM czynność ta nabiera zupełnie innego wymiaru - nie konieczności a świadomego wyboru. Jeśli jakiś dotychczasowy obowiązek budzi nasz nieustanny wewnętrzny sprzeciw bo nie robimy tego ze względu na nasze potrzeby czy wyznawane wartości to bez żalu można z niego zrezygnować - choćby wydawało się że świat się od tego zawali to o dziwo - nie zawali się :D .
Najlepiej też wejść w kontakt z intencją czyli odpowiedzieć sobie: "wybieram robienie... ponieważ chcę..." Wtedy cel jest naszym katalizatorem działania. Dzięki temu odkrywasz, że powinność robienia czegoś nie istnieje i uwalniając się od tego ciężaru który wzbudza poczucie winy możesz naprawdę rozwinąć swoje możliwości (każde i te matczyne i zawodowe i te małżeńskie) i uwolnić się od konieczności zadowalania lub spełniania oczekiwań innych - to w końcu Twoje życie jest :)

Chociaż jeśli chodzi o te małżeńskie to wiadomo - do tanga trzeba dwojga.

Napiszę Ci ze swojej strony swoją radę typu "ciocia dobra rada" - Przytulasy! ale takie na niedźwiedzia z całej siły :D z synem z tym puszystym jegomościem zwierzem a nawet z drzewem - z mężem też no chyba że kolczaty to nie bo się pokłujesz ;)

I ja Cię przytulam wirtualnie, ściskam światłowodem :P
Abigail Ja po tym co napisałaś zastanawiam się, czy nie prowadzi to w małżeństwie zwłaszcza do egoizmu. Wydaje mi się, że bardzo łatwo wpaść w pułapkę egoizmu wtedy jesteśmy zamknięci na drugą osobę. I nic nie dociera. Np. Wybieram rezygnację z bycia żoną, bo nie muszę nią być. Nie cieszy mnie to, nie sprawia radości. Nikt mnie nie zmusi. Od dziś będę Panią swojego życia, będę robić co chcę, będę bronić swojego zdania, a każdy na nie to będzie wróg na moją wolność. Ja bronię się przed tym nieustannie. Ciągle mam myśl, a po co mi mąż skoro sobie dam radę, a po co mam się męczyć z nim jak mogę sobie sama spędzić wieczór. Przecież to moje życie nie będę go zadawalać, ani uszczęśliwiać. Co innego w przypadku kiedy druga osoba nas opuszcza i fizycznie i jesteśmy zdani na siebie wtedy zajęcie się sobą i skupienie na sobie ma sens. Ale co jeśli ileś lat się mieszka razem i nie jest kolorowo i nagle dwie osoby dostają radę zajęcia się sobą i mają swoje odrębne cele, zainteresowania i oddalają się już tak bardzo, że nie ma o czym ze sobą gadać? Piszę to na swoim przykładzie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

renta11 pisze: 29 lis 2021, 19:51 Caliope

Jesteś mistrzem w NIE DA SIĘ.

I nie ma siły już tego rozwijać, bo nawet zamiast przysiąść się do kogoś na ławce do KOGOKOLWIEK Ty tam widzisz tylko alkoholika, osobę nie pasującą do Ciebie (bo 20 lat młodsza matka i co tam jeszcze chcesz).
Masz rację, bo na każdej ławce siedzi menel, który marzy o tym, by poczęstować Ciebie wódką :D Zlituj się kobieto. Do rozmowy o pogodzie nie potrzebujesz swojego alter ego. A napisałam Ci to, abyś zrozumiała, że wszędzie można kogoś fajnego spotkać. Najwyżej ponudzisz się z kimś 5 minut, może i 20 razy. Ale za 21 może spotkasz kogoś, z kim będzie Ci po prostu miło.

No ale skoro się nie da, to żyj tak dalej, ale już na Boga nie marudź. Bo żyjesz tak jak chcesz żyć. Każdego dnia podejmujesz decyzję, że NIC zupełnie nic nie zrobisz, aby zmienić stan rzeczy.
Ale zastanów się, czy chcesz aby Twój syn w taki sposób żył?
Bo Ty mu tylko takie życie pokazujesz.

Świat nie jest taki zły, jakim Ty CHCESZ go widzieć. Bo takie widzenie świata i ludzi zwalnia Cię z robienia czegokolwiek. Niczego nie musisz zmieniać, nic nie musisz robić i takie właśnie życie pokazujesz swojemu dziecku.
Myślę, że Bóg musiałby walnąć Cię jak Św. Pawła, a Ty wtedy spadając z konia krzyczałabyś "Nie da się, zabieraj ten alkohol". :D
A może wtedy jednak porozmawiałabyś z Bogiem o pogodzie i walnęłabyś zdrowie z Bogiem setką wody święconej? :D Czego Ci szczerze życzę.
Rento, ja nie muszę szukać ludzi do rozmowy, oni sami się znajdują. To mi wystarcza, bo są pokusy, wybieram kobiety do rozmów i nie matki. Jak mi się chce, nie że muszę lub ktoś mi kazał.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Abigail pisze: 30 lis 2021, 11:29
Caliope pisze: 30 lis 2021, 8:16
Widzisz, wiele pominęłaś, np. to, że ja zawsze robiłam to co mąż mi kazał, lykalam rozkazy jak pelikan. W depresji hormonalnej chciałam tyłki przeżyć kolejny dzień.Dopiero teraz biorę to co ja chcę, nie co inni mi sugerują i podpowiadają jak mam zrobić. Nie da sie wytrzymac z kimś kto narzuca swoją wolę strasząc rozwodem. Nie da się słuchać kogoś kto narzuca i nie wspiera. Biorę z wpisow z forum to co uważam, bo to jest moje życie, nie kogoś. Może mi się nie chcieć czegoś zrobić? Czy koniecznie muszę wyjść lub gdzieś jechać, bo ktoś tak chce? pomysl o tym co jest wolnością.
Chcesz empatii, po prostu wysłuchania tego co masz do powiedzenia, powiedzenia tego co chciałabyś aby ktoś wysłuchał a otrzymujesz:

1. Doradzanie
2. Ocenianie
3. Pouczanie
4. Wypytywanie

Coś pominęłam? Nie chcę używać takich radykalnych słów jak obcesowa krytyka bo to lepiej pominąć milczeniem.
Jak tu coś napisać żeby nie znaleźć się w wyżej wymienionych. A niech tam, odważę się nieudolnie ale...

Czy jest coś co sama możesz zrobić żebyś tu i teraz mogła poczuć się lepiej w swojej obecnej sytuacji? Jeśli potrzebujesz pisać - pisz, jeśli potrzebujesz wyjść na spacer, poczytać, porobić paznokcie, przejrzeć ogłoszenia z pracą, ugotować coś cokolwiek innego - rób to. Jeśli nie ma nikogo kto zaspokoiłby nasze potrzeby możemy sami je zaspokoić oczywiście w granicach możliwości w granicach Bożej Woli ;)

Dziś przeczytałam coś bardzo budującego w Rosenbergu: Jeśli zamienić słowo MUSZĘ na WYBIERAM czynność ta nabiera zupełnie innego wymiaru - nie konieczności a świadomego wyboru. Jeśli jakiś dotychczasowy obowiązek budzi nasz nieustanny wewnętrzny sprzeciw bo nie robimy tego ze względu na nasze potrzeby czy wyznawane wartości to bez żalu można z niego zrezygnować - choćby wydawało się że świat się od tego zawali to o dziwo - nie zawali się :D .
Najlepiej też wejść w kontakt z intencją czyli odpowiedzieć sobie: "wybieram robienie... ponieważ chcę..." Wtedy cel jest naszym katalizatorem działania. Dzięki temu odkrywasz, że powinność robienia czegoś nie istnieje i uwalniając się od tego ciężaru który wzbudza poczucie winy możesz naprawdę rozwinąć swoje możliwości (każde i te matczyne i zawodowe i te małżeńskie) i uwolnić się od konieczności zadowalania lub spełniania oczekiwań innych - to w końcu Twoje życie jest :)

Chociaż jeśli chodzi o te małżeńskie to wiadomo - do tanga trzeba dwojga.

Napiszę Ci ze swojej strony swoją radę typu "ciocia dobra rada" - Przytulasy! ale takie na niedźwiedzia z całej siły :D z synem z tym puszystym jegomościem zwierzem a nawet z drzewem - z mężem też no chyba że kolczaty to nie bo się pokłujesz ;)

I ja Cię przytulam wirtualnie, ściskam światłowodem :P
Przytulam Abigail, syna, moje zwierzątko. Dawno temu kiedy nie miałam dziecka , miałam wiele zwierząt na raz, to była moja rodzina. Jestem samotna emocjonalnie, dotykowo z mężem, dwa lata mija jak mnie nie dotknął palcem, ale mam kogo przytulić. Ja nie muszę, ja nie chcę, a MOGĘ. Wybrać, odrzucić, wziąć to co jest dla mnie dobre na tą chwilę.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Mam szukać sposobu, ale na co? Nie da się kogoś zmusić by wrócił emocjonalnie. Żeby nosił obrączkę i wierzył w Boga. Trzeba będzie pójść do pracy, pójdę, teraz dziecko jest najważniejsze. Jestem tak pusta w środku, że nic nie czuję lub od czasu do czasu takie przebłyski. Coś we mnie pękło jak usłyszałam, że mąż dalej mysli o odejściu . Straciłam nadzieję na to, żeby być żoną tutaj w tym świecie. Wydawało mi się, że po takiej pracy jest szansa na powrót i spędzanie razem czasu ale nie ma.Wiem jedno, jeśli oboje małżonkowie wierzą w Boga, naprawią małżeństwo. Jedno nie da rady tego uczynić jeśli drugą stroną ma inne wartości, a te rodzinne w 4 literach . Pavel ostatnio napisał post, że nie ma gwarancji, że po naszej ciężkiej pracy małżonek wróci. Ten post powinien być wpisany obok listy Zerty ku przestrodze i żeby patrzeć na małżeństwo bardziej racjonalnie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 30 lis 2021, 13:30
Abigail pisze: 30 lis 2021, 11:29
Caliope pisze: 30 lis 2021, 8:16
Widzisz, wiele pominęłaś, np. to, że ja zawsze robiłam to co mąż mi kazał, lykalam rozkazy jak pelikan. W depresji hormonalnej chciałam tyłki przeżyć kolejny dzień.Dopiero teraz biorę to co ja chcę, nie co inni mi sugerują i podpowiadają jak mam zrobić. Nie da sie wytrzymac z kimś kto narzuca swoją wolę strasząc rozwodem. Nie da się słuchać kogoś kto narzuca i nie wspiera. Biorę z wpisow z forum to co uważam, bo to jest moje życie, nie kogoś. Może mi się nie chcieć czegoś zrobić? Czy koniecznie muszę wyjść lub gdzieś jechać, bo ktoś tak chce? pomysl o tym co jest wolnością.
Chcesz empatii, po prostu wysłuchania tego co masz do powiedzenia, powiedzenia tego co chciałabyś aby ktoś wysłuchał a otrzymujesz:

1. Doradzanie
2. Ocenianie
3. Pouczanie
4. Wypytywanie

Coś pominęłam? Nie chcę używać takich radykalnych słów jak obcesowa krytyka bo to lepiej pominąć milczeniem.
Jak tu coś napisać żeby nie znaleźć się w wyżej wymienionych. A niech tam, odważę się nieudolnie ale...

Czy jest coś co sama możesz zrobić żebyś tu i teraz mogła poczuć się lepiej w swojej obecnej sytuacji? Jeśli potrzebujesz pisać - pisz, jeśli potrzebujesz wyjść na spacer, poczytać, porobić paznokcie, przejrzeć ogłoszenia z pracą, ugotować coś cokolwiek innego - rób to. Jeśli nie ma nikogo kto zaspokoiłby nasze potrzeby możemy sami je zaspokoić oczywiście w granicach możliwości w granicach Bożej Woli ;)

Dziś przeczytałam coś bardzo budującego w Rosenbergu: Jeśli zamienić słowo MUSZĘ na WYBIERAM czynność ta nabiera zupełnie innego wymiaru - nie konieczności a świadomego wyboru. Jeśli jakiś dotychczasowy obowiązek budzi nasz nieustanny wewnętrzny sprzeciw bo nie robimy tego ze względu na nasze potrzeby czy wyznawane wartości to bez żalu można z niego zrezygnować - choćby wydawało się że świat się od tego zawali to o dziwo - nie zawali się :D .
Najlepiej też wejść w kontakt z intencją czyli odpowiedzieć sobie: "wybieram robienie... ponieważ chcę..." Wtedy cel jest naszym katalizatorem działania. Dzięki temu odkrywasz, że powinność robienia czegoś nie istnieje i uwalniając się od tego ciężaru który wzbudza poczucie winy możesz naprawdę rozwinąć swoje możliwości (każde i te matczyne i zawodowe i te małżeńskie) i uwolnić się od konieczności zadowalania lub spełniania oczekiwań innych - to w końcu Twoje życie jest :)

Chociaż jeśli chodzi o te małżeńskie to wiadomo - do tanga trzeba dwojga.

Napiszę Ci ze swojej strony swoją radę typu "ciocia dobra rada" - Przytulasy! ale takie na niedźwiedzia z całej siły :D z synem z tym puszystym jegomościem zwierzem a nawet z drzewem - z mężem też no chyba że kolczaty to nie bo się pokłujesz ;)

I ja Cię przytulam wirtualnie, ściskam światłowodem :P
Abigail Ja po tym co napisałaś zastanawiam się, czy nie prowadzi to w małżeństwie zwłaszcza do egoizmu. Wydaje mi się, że bardzo łatwo wpaść w pułapkę egoizmu wtedy jesteśmy zamknięci na drugą osobę. I nic nie dociera. Np. Wybieram rezygnację z bycia żoną, bo nie muszę nią być. Nie cieszy mnie to, nie sprawia radości. Nikt mnie nie zmusi. Od dziś będę Panią swojego życia, będę robić co chcę, będę bronić swojego zdania, a każdy na nie to będzie wróg na moją wolność. Ja bronię się przed tym nieustannie. Ciągle mam myśl, a po co mi mąż skoro sobie dam radę, a po co mam się męczyć z nim jak mogę sobie sama spędzić wieczór. Przecież to moje życie nie będę go zadawalać, ani uszczęśliwiać. Co innego w przypadku kiedy druga osoba nas opuszcza i fizycznie i jesteśmy zdani na siebie wtedy zajęcie się sobą i skupienie na sobie ma sens. Ale co jeśli ileś lat się mieszka razem i nie jest kolorowo i nagle dwie osoby dostają radę zajęcia się sobą i mają swoje odrębne cele, zainteresowania i oddalają się już tak bardzo, że nie ma o czym ze sobą gadać? Piszę to na swoim przykładzie.
U mnie tak jest, każdy zajmuje się sobą , nie ma nic wspólnie. Ja byłam zmuszona się odwiesić i odejść emocjonalnie, mąż to zrobił na początku kryzysu po przeanalizowaniu że to małżeństwo nie powinno istnieć. Długo męczyłam się emocjonalnie że mąż mnie wyrzucił że swojego świata. Bardzo chciałam naprawiać, pracować nad sobą, tylko dprowadzilo to do tego, że nie ma po co się zbliżać, bo mam swoje zajęcia ,swoje sprawy.
Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

Firekeeper pisze: 30 lis 2021, 13:30
Abigail pisze: 30 lis 2021, 11:29
Dziś przeczytałam coś bardzo budującego w Rosenbergu: Jeśli zamienić słowo MUSZĘ na WYBIERAM czynność ta nabiera zupełnie innego wymiaru - nie konieczności a świadomego wyboru. Jeśli jakiś dotychczasowy obowiązek budzi nasz nieustanny wewnętrzny sprzeciw bo nie robimy tego ze względu na nasze potrzeby czy wyznawane wartości to bez żalu można z niego zrezygnować - choćby wydawało się że świat się od tego zawali to o dziwo - nie zawali się :D .
Najlepiej też wejść w kontakt z intencją czyli odpowiedzieć sobie: "wybieram robienie... ponieważ chcę..." Wtedy cel jest naszym katalizatorem działania. Dzięki temu odkrywasz, że powinność robienia czegoś nie istnieje i uwalniając się od tego ciężaru który wzbudza poczucie winy możesz naprawdę rozwinąć swoje możliwości (każde i te matczyne i zawodowe i te małżeńskie) i uwolnić się od konieczności zadowalania lub spełniania oczekiwań innych - to w końcu Twoje życie jest :)
Abigail Ja po tym co napisałaś zastanawiam się, czy nie prowadzi to w małżeństwie zwłaszcza do egoizmu. Wydaje mi się, że bardzo łatwo wpaść w pułapkę egoizmu wtedy jesteśmy zamknięci na drugą osobę. I nic nie dociera. Np. Wybieram rezygnację z bycia żoną, bo nie muszę nią być. Nie cieszy mnie to, nie sprawia radości. Nikt mnie nie zmusi. Od dziś będę Panią swojego życia, będę robić co chcę, będę bronić swojego zdania, a każdy na nie to będzie wróg na moją wolność. Ja bronię się przed tym nieustannie. Ciągle mam myśl, a po co mi mąż skoro sobie dam radę, a po co mam się męczyć z nim jak mogę sobie sama spędzić wieczór. Przecież to moje życie nie będę go zadawalać, ani uszczęśliwiać. Co innego w przypadku kiedy druga osoba nas opuszcza i fizycznie i jesteśmy zdani na siebie wtedy zajęcie się sobą i skupienie na sobie ma sens. Ale co jeśli ileś lat się mieszka razem i nie jest kolorowo i nagle dwie osoby dostają radę zajęcia się sobą i mają swoje odrębne cele, zainteresowania i oddalają się już tak bardzo, że nie ma o czym ze sobą gadać? Piszę to na swoim przykładzie.
Firekeeper, egoizm jest zaspokajaniem własnych zachcianek kosztem innych - zupełnie nie do tego chciałam zachęcać w moim poście. Jeśli dla mnie np wartością jest sakrament małżeństwa a mniemam że dla nas wszystkich jest skoro tu jesteśmy to nie przyjdzie mi do głowy stawiać tezy w której wybieram "nie być żoną" odrzucać męża ale faktem jest że nie moją rolą jako małżonki jest "zadowalać ani uszczęśliwiać" męża :shock: Małżeństwo nie od tego jest nie jesteśmy złotymi rybkami! Zapewne w te puste pola po "wybieram" i "ponieważ" możesz teoretycznie wstawić co chcesz przy czym zgodnie ze swoim systemem wartości i swoimi potrzebami. Zauważ że chodziło o podmianę MUSZĘ na WYBIERAM. Jeśli czujesz, że musisz być żoną to warto zastanowić się czy naprawdę musisz bo przecież kiedyś wybrałaś i zastanowić się dlaczego. Nie sądzę, żeby ktokolwiek długo wytrzymał w jakiejkolwiek roli jeśli uzna że musi lub powinien a jeśli nawet wytrzyma to po latach będzie bardzo sfrustrowanym człowiekiem.
ODPOWIEDZ