Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Caliope,

Mało się udzielam w Twoim wątku bo od 3 lat jest wałkowane to samo.
Masz za sobą niesakramentalny rozwód. Co da Ci kolejny?
Mąż chce, a ja nie boje się rozwodu cywilnego, to tylko wyrok sądowy, podział majątku i ustalenie wizyt dziecka. Ja denerwuję się gdzie będę na czas procesu, bo muszę się wtedy wyprowadzić, znaleźć pokój dopóki nie odzyskam pieniędzy na nowe lokum. Na mieszkanie gdzie mieszkam samej mnie nie stać, by mąż się wyprowadził. Sakrament jest ponad tym wszystkim.
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Nie upatrujesz może tutaj problemu ze sobą?
Ale jaki problem? nie jest ważne co ja chcę, mąż postępuje i postąpi jak uważa.
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Masz za sobą terapię dla alkoholików, 12 kroków. Od kilkunastu lat jesteś trzeźwa. Co Ci to dało?
To,że nie piję, daję sobie radę sama i rozwiązuję problemy bez alkoholu. Mój syn nie zazna przemocy i nigdy już nie pociągnę tej klątwy za sobą. Z tego jestem bardzo dumna, ze dałam radę i daję dalej. Za to siebie doceniam i bardzo kocham, bo to jest tylko moje i dla mnie samej.
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Można żyć z mężem, bez niego, obok niego i być szczęśliwą. Gdzie Ty jesteś?
Niby obok, ale nie do końca, jeśli nadal mną pogardza i straszy, zamiast zostawić w spokoju i dać żyć. Czuję się jak robot służący i do przynoszenia pieniędzy.
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Ja ze swoją żoną nie żyję, dopadły mnie też inne trudności życia o których nie piszę i jestem szczęśliwy. Bo można, jak zadasz sobie pytanie po co tu żyjesz albo na jak długo.
Tutaj żyję dla syna, by miał pełna rodzinę, choć ja emocjonalnie do niej już nie należę. Być może długo nie dotrwam w takiej formie, bo nie jestem szczęśliwa.Mąż nie lubi nawet moich zwierząt,a ja jestem wrogiem.
Przez te 3 lata nic się nie zmieniło, to wałkuję to cały czas. Gdyby się zmieniło, już bym może nie pisała.
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Sefie »

Caliope pisze: 01 paź 2022, 22:42
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Caliope,

Mało się udzielam w Twoim wątku bo od 3 lat jest wałkowane to samo.
Masz za sobą niesakramentalny rozwód. Co da Ci kolejny?
Mąż chce, a ja nie boje się rozwodu cywilnego, to tylko wyrok sądowy, podział majątku i ustalenie wizyt dziecka. Ja denerwuję się gdzie będę na czas procesu, bo muszę się wtedy wyprowadzić, znaleźć pokój dopóki nie odzyskam pieniędzy na nowe lokum. Na mieszkanie gdzie mieszkam samej mnie nie stać, by mąż się wyprowadził. Sakrament jest ponad tym wszystkim.
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Nie upatrujesz może tutaj problemu ze sobą?
Ale jaki problem? nie jest ważne co ja chcę, mąż postępuje i postąpi jak uważa.
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Masz za sobą terapię dla alkoholików, 12 kroków. Od kilkunastu lat jesteś trzeźwa. Co Ci to dało?
To,że nie piję, daję sobie radę sama i rozwiązuję problemy bez alkoholu. Mój syn nie zazna przemocy i nigdy już nie pociągnę tej klątwy za sobą. Z tego jestem bardzo dumna, ze dałam radę i daję dalej. Za to siebie doceniam i bardzo kocham, bo to jest tylko moje i dla mnie samej.
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Można żyć z mężem, bez niego, obok niego i być szczęśliwą. Gdzie Ty jesteś?
Niby obok, ale nie do końca, jeśli nadal mną pogardza i straszy, zamiast zostawić w spokoju i dać żyć. Czuję się jak robot służący i do przynoszenia pieniędzy.
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Ja ze swoją żoną nie żyję, dopadły mnie też inne trudności życia o których nie piszę i jestem szczęśliwy. Bo można, jak zadasz sobie pytanie po co tu żyjesz albo na jak długo.
Tutaj żyję dla syna, by miał pełna rodzinę, choć ja emocjonalnie do niej już nie należę. Być może długo nie dotrwam w takiej formie, bo nie jestem szczęśliwa.Mąż nie lubi nawet moich zwierząt,a ja jestem wrogiem.
Przez te 3 lata nic się nie zmieniło, to wałkuję to cały czas. Gdyby się zmieniło, już bym może nie pisała.
Mimo wszystko dla mnie się rozchodzi kim jesteś dla samej siebie.
Piszesz, że kochasz siebie, ja tego totalnie nie widzę w tym co piszesz. Między deklaracjami a odczuciem jest przepaść.

Jesteś DDA, z dziecka robisz DDD/DDRR. Mam taką żonę i dzisiaj ta dysjunkcja odcina kupony w moim małżeństwie.

Oczywiście możesz się rozwieźć, wolność wyboru. Ja zawsze stając przed trudnym wyborem zadaję sobie pytanie "co dalej?". Jak jest brak odpowiedzi znaczy, że i droga może być zła.

Caliope, wszystko zależy od Ciebie samej. Jak zaczniesz wierzyć w siebie to i mąż marudzący albo siedzący 10h z kolegą nie będzie problemem.

Pytanie kim jesteś dla samej siebie.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Sefie pisze: 01 paź 2022, 23:27
Caliope pisze: 01 paź 2022, 22:42
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Caliope,

Mało się udzielam w Twoim wątku bo od 3 lat jest wałkowane to samo.
Masz za sobą niesakramentalny rozwód. Co da Ci kolejny?
Mąż chce, a ja nie boje się rozwodu cywilnego, to tylko wyrok sądowy, podział majątku i ustalenie wizyt dziecka. Ja denerwuję się gdzie będę na czas procesu, bo muszę się wtedy wyprowadzić, znaleźć pokój dopóki nie odzyskam pieniędzy na nowe lokum. Na mieszkanie gdzie mieszkam samej mnie nie stać, by mąż się wyprowadził. Sakrament jest ponad tym wszystkim.
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Nie upatrujesz może tutaj problemu ze sobą?
Ale jaki problem? nie jest ważne co ja chcę, mąż postępuje i postąpi jak uważa.
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Masz za sobą terapię dla alkoholików, 12 kroków. Od kilkunastu lat jesteś trzeźwa. Co Ci to dało?
To,że nie piję, daję sobie radę sama i rozwiązuję problemy bez alkoholu. Mój syn nie zazna przemocy i nigdy już nie pociągnę tej klątwy za sobą. Z tego jestem bardzo dumna, ze dałam radę i daję dalej. Za to siebie doceniam i bardzo kocham, bo to jest tylko moje i dla mnie samej.
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Można żyć z mężem, bez niego, obok niego i być szczęśliwą. Gdzie Ty jesteś?
Niby obok, ale nie do końca, jeśli nadal mną pogardza i straszy, zamiast zostawić w spokoju i dać żyć. Czuję się jak robot służący i do przynoszenia pieniędzy.
Sefie pisze: 01 paź 2022, 21:35 Ja ze swoją żoną nie żyję, dopadły mnie też inne trudności życia o których nie piszę i jestem szczęśliwy. Bo można, jak zadasz sobie pytanie po co tu żyjesz albo na jak długo.
Tutaj żyję dla syna, by miał pełna rodzinę, choć ja emocjonalnie do niej już nie należę. Być może długo nie dotrwam w takiej formie, bo nie jestem szczęśliwa.Mąż nie lubi nawet moich zwierząt,a ja jestem wrogiem.
Przez te 3 lata nic się nie zmieniło, to wałkuję to cały czas. Gdyby się zmieniło, już bym może nie pisała.
Mimo wszystko dla mnie się rozchodzi kim jesteś dla samej siebie.
Piszesz, że kochasz siebie, ja tego totalnie nie widzę w tym co piszesz. Między deklaracjami a odczuciem jest przepaść.
Dla siebie samej jestem dobra, dbam o siebie, odczucia nie mają znaczenia, to samo z pragnieniami, czy oczekiwaniami. Jestem sobą, nareszcie i jak mąż nie akceptuje mnie takiej, to trudno. Sama sobie nie jestem w stanie dać dotyku, czy seksu, to niemożliwe, więc nie mogę być szczęśliwa.Tych potrzeb nie da się niczym zastąpić..
Sefie pisze: 01 paź 2022, 23:27 Jesteś DDA, z dziecka robisz DDD/DDRR. Mam taką żonę i dzisiaj ta dysjunkcja odcina kupony w moim małżeństwie.


Oczywiście możesz się rozwieźć, wolność wyboru. Ja zawsze stając przed trudnym wyborem zadaję sobie pytanie "co dalej?". Jak jest brak odpowiedzi znaczy, że i droga może być zła.
Nie ja chcę rozwodu...,ja nie straszę, nie stosuję psychicznej manipulacji. Jak ja mam się czuć, nie chciana, nie kochana, odrzucona jako kobieta?. Ja czuję i zasługuję na to co najlepsze, nawet sama, dla świętego spokoju wolę o siebie zadbać. Co mi po tym, że tu jestem, gdzie jestem, kiedy np. mąż nawet nie chce wiedzieć jak pracuję i umniejsza to co robię.Co dalej? zero strachu przed zmianami, mogą być bardzo dobre.
Sefie pisze: 01 paź 2022, 23:27 Caliope, wszystko zależy od Ciebie samej. Jak zaczniesz wierzyć w siebie to i mąż marudzący albo siedzący 10h z kolegą nie będzie problemem.
Mąż nie kocha mnie od dawna, każdego dnia to wraca, manipuluje i grozi, a mi się wydawało, że to tylko tak na chwilę i mu przejdzie jak się zmienię(O ironio słyszałam to na początku kryzysu,musisz się zmienić). Rozczarowałam się bardzo, bo marudzenie by mi nie przeszkadzało, ale brak uczuć,wsparcia i ważności już mi przeszkadza.Ja wierzę w siebie i widzę jak sama idę dalej, realizuję plany, pragnienia,rozwijam się i nie potrzebuję akceptacji od ludzi , bo Bóg mnie akceptuje.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Monti »

Caliope, mam podobne wrażenie jak Sefie, że trochę kręcisz się w kółko od jakiegoś czasu. Owszem, dużo przepracowałaś i chwała Ci za to, ale teraz jakoś nie potrafisz żyć naprawdę i odnaleźć szczęścia, które jest w Tobie i nie ma związku z Twoim stanem cywilnym.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Monti pisze: 02 paź 2022, 8:14 Caliope, mam podobne wrażenie jak Sefie, że trochę kręcisz się w kółko od jakiegoś czasu. Owszem, dużo przepracowałaś i chwała Ci za to, ale teraz jakoś nie potrafisz żyć naprawdę i odnaleźć szczęścia, które jest w Tobie i nie ma związku z Twoim stanem cywilnym.
No nie potrafię bez pieniędzy, nie mogę sobie nic kupić, nigdzie pojechać, mogę tylko patrzeć się w stary komputer ,zająć się zwierzętami i uciekać do innego pokoju. Zwierzaki też mają granice i nie lubią cały czas się przytulać, tylko dużo śpią. Zero radości z życia, a miało już tak nie być, zaciskałam tyle lat zęby, że w końcu coś mi się będzie należało, szacunek, miłość i korzystanie z pieniędzy, ale tak nie jest. Praca daje satysfakcję, ale poza domem, w mieszkaniu wszystko traci sens. Bardzo nie lubię wolnych dni, gdzie siedzę sama lub idę gdzieś sama. Mozna tylki cały dzień przeznaczyć na modlitwę.Niedługo będę miała urlop, a nic nie zrobię, bo nie mam za co. Mam na batonika, nie mam nawet na bilet. A najgorsze jest to, że zawsze wolałam miłość niż pieniądze, teraz to nic mi nie zostało. Poszłabym na drugi etat, ale nie mam siły więcej pracować. Najlepsza byłaby własną działalność, mógłbym pracować jak chce 24/7, no ale nie mam pieniędzy i czasu na podnoszenie kwalifikacji. Dziś wolne, a ja już czekam by ten dzień się skończył, bo jutro idę do pracy. Tam gdzie nie ma miłości, na pierwszy plan wychodzą pieniądze, bo tylko one dałyby szczęście.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1541
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Niepozorny »

Caliope pisze: 01 paź 2022, 20:37 Nie mam pieniędzy, wszystko prawie przelewam na wspólne konto.
Caliope pisze: 01 paź 2022, 11:46 ...nie jest fajnie któregoś dnia przyjść i musieć płacić rachunki na połowę, gdzie ja nie wybierałam tak drogiego mieszkania, a się zgadzałam na wszystko.
Kiedy zgodziłaś się na zakup tego mieszkanie? Pisałaś, że miałaś swój własny, duży wkład finansowy, czyli sporo część swoich pieniędzy przeznaczyłaś na coś czego nie chciałaś? Czy dobrze rozumiem, że po tym jak poszłaś do pracy, twój mąż zarządził, że od tego momentu płacicie wszystko po połowie? Jeśli tak, to czy uważałaś, że to jest ok, skoro on zarabia dużo więcej od Ciebie?
Caliope pisze: 01 paź 2022, 20:37 Wydawało mi się, ze jak pójdę do pracy zmienię mój status i odżyję, ale tak nie jest jeśli tylko tyram na rachunki i mnie nie ma w domu. Zawalam sprawy, nie mając z tego wszystkiego nic, oprócz 100 złotych na bilety.
Caliope pisze: 02 paź 2022, 9:46 No nie potrafię bez pieniędzy, nie mogę sobie nic kupić, nigdzie pojechać, mogę tylko patrzeć się w stary komputer. Niedługo będę miała urlop, a nic nie zrobię, bo nie mam za co. Mam na batonika, nie mam nawet na bilet.
A najgorsze jest to, że zawsze wolałam miłość niż pieniądze, teraz to nic mi nie zostało. (...) Tam gdzie nie ma miłości, na pierwszy plan wychodzą pieniądze, bo tylko one dałyby szczęście.
Na podstawie powyższych cytatów wyciągam wniosek, że miłość jest dla Ciebie bardzo ważna, bo daje szczęście. Gdy tej miłości nie ma, to wtedy fajnie jest mieć chociaż pieniądze... bo one też mogą dać szczęście. Uważasz jednak, że w twoim życiu nie masz ani jednego, ani drugiego i dlatego nie jesteś szczęśliwa - zgadza się?
Z braku rodzi się lepsze!
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope mój mąż też mógł odejść rzucić mnie i zostawiać nie zrobił tego, ale odrzucał mnie w inny sposób. Szukając innych kobiet, wchodząc w porno, popadał w depresję i frustrację. Nerwicy też się nabawił.

Kiedy zaczęło być między nami lepiej?

Kiedy zaczął o siebie dbać i być szczęśliwym.

Ustawiasz się w pozycji bezradnej. Siedzę sama, bo nie mam gdzie wyjść i z kim wyjść. Nie mam co robić. Nie mam pieniędzy na rozwój. Pierwsze co Ci kiedyś napisałam znajdź pracę a pierwszą wypłatę wydaj na siebie. Dlaczego nie przelewasz pieniędzy na swoje własne konto? Dlaczego nie znajdziesz sobie koleżanki i spędzisz 10 godzin poza domem. Możesz zapisać się na kursy weekendowe żeby wyjść i poznać ludzi. Masz dużo możliwości tylko ciągle oglądasz się na męża.

Grozi Ci rozwodem to niech idzie do sądu. Ty możesz wyraźnie zakomunikować, że rozwodzić się nie zamierzasz, bo chcesz mieć męża i normalne szczęśliwe małżeństwo.

Nie daje Ci pieniędzy. Załóż własne konto.

Nie zamykaj się w pokoju. Siedź w salonie i włącz sobie fajny film. Nie unikaj męża. Nie schodzi mu z drogi. Rozmawiaj. Nie oceniaj. Nie wiesz co myśli naprawdę.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope po pierwsze - a nie możesz sobie np. 1/2, 1/3 wypłaty zostawiać na swoje potrzeby i wydatki? Chodzisz do pracy - potrzebujesz się do niej ubrać, dojechać, mieć jakieś pieniądze np. na dodatkowe śniadanie itd. Ja przez całe małżeństwo oddawałam na wydatki rodzinne całą wypłatę, a mój mąż nie - niby zostawiał sobie niewiele (nigdy nie pokazał mi "paska" z wynagrodzeniem), a potem jednak przez przypadek się okazało, że sobie zostawił dużą część swojej wypłaty, za to chętnie korzystał z moich pieniędzy, a ja z chęcią kupowałam kolejne narzędzia mu potrzebne - o ja głupia i naiwna. Gdy byliśmy na mediacjach i padła od mediatora propozycja abyśmy na wspólne konto przelewali po połowie swoich wypłat a resztę mieli na swoje wszystkie wydatki to mój mąż pierwszy oponował. A często było tak, że nawet na nowe rajstopy nie miałam kilku złotych więc cerowalam stare. Niestety pewne osoby mają zaburzony obraz jeśli chodzi o utrzymywanie rodziny. I przecież nawet gdy się płaci alimenty to bierze się pod uwagę wydatki osoby płacącej alimenty na swoje życie i potrzeby.

Po drugie mimo, że żyjecie "osobno i wrogo nastawieni do siebie" to można żyć dobrze i szczęśliwie. Piszesz zazwyczaj, że pragniesz dla syna pełnej rodziny więc mieszkacie razem, ale niestety zamiast szukać miłych fajnych szczęśliwych zdarzeń (bez męża) Ty ciągle skupiasz się na tym co niemiłe - bo mąż się nie odzywa, bo się czepia, bo ucieka w pracę - to jego problem, Ty próbuj mimo wszystko żyć "ponad to, co boli". Ostatnio mój mąż też był jak zawsze - milczący, wycofany, a że nie chciał powiedzieć o co chodzi to ja już w głowie sobie ubzduralam że to przeze mnie, że może znów źle odczytał moje słowa. Nawet do głowy mi przyszło, że może znów ma w planach znikać do kowalskiej - aż się wieczorem Bogu pożaliłam i popłakałam, a w nocy to mi się nawet śniło, że mąż w końcu powiedział co go gnębi - bo oprócz tego jednego dziecka będzie też z kimś miał bliźniaki 😂😱. Rano się obudziłam przerażona, wkurzona, ale za chwilę sobie pomyślałam - to jego problem, mogliśmy mieć cudowne życie, a on lubi je sobie komplikować (ale mam nadzieję, że ten sen się jednak nie spełni - bo owszem odpowiedzialność i konsekwencje męża, ale dotykające nas). Ja jednak wolę się skupić na sobie i swoim rozwoju - a im dziecko starsze tym ja mogę być bardziej samodzielna i myśleć o sobie. Skoro mąż nie chce myśleć o nas i skupia się tylko na sobie.

Caliope to od nas zależy na czym skupiamy swoje myślenie i jak postrzegamy rzeczywistość - czy dostrzegamy tylko zło czy szukamy jednak dobra.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope jeszcze dopowiem. A ja uwielbiam dni wolne i bardzo żałuję że tak mało ich mam (sobota, niedziela i te 26 dni urlopu) bo wiadomo, że jak się nie idzie do pracy to i tak jest co robić - zakupy, sprzątanie, gotowanie, ogródek, niedzielna msza, nauka z synem. A dodatkowo - rower, samotny spacer z różańcem w ręku, spacer z psem, posiedzenie na ławce i popatrzenie na przyrodę lub chmury, czytanie książek, słuchanie konferencji, zobaczenie fajnego filmu, gry i zabawy z synem, jakaś planszówka, telefon do znajomych (lub tylko SMSy), teraz też nabożeństwo różańcowe, upieczenie lub ugotowanie czegoś dobrego - tyle można zrobić, a przecież tego czasu w tym wolnym jest tak mało - ja mam zawsze za dużo planów☹️. Marzy mi się wyjazd pociągiem w góry, za bilety może bym dała 50 zł, własne kanapki i herbatka plus piękna jesień w górach, ale niestety pogoda i nauka z synem mi utrudniają. No, cóż że bez męża, ale życie nie trwa wiecznie i dobrze jest dobrze spożytkować dany nam czas😀. A samotne chwile wcale nie są tragedią - zależy jak się na nie spojrzy.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Niepozorny pisze: 02 paź 2022, 10:57
Caliope pisze: 01 paź 2022, 20:37 Nie mam pieniędzy, wszystko prawie przelewam na wspólne konto.
Caliope pisze: 01 paź 2022, 11:46 ...nie jest fajnie któregoś dnia przyjść i musieć płacić rachunki na połowę, gdzie ja nie wybierałam tak drogiego mieszkania, a się zgadzałam na wszystko.
Kiedy zgodziłaś się na zakup tego mieszkanie? Pisałaś, że miałaś swój własny, duży wkład finansowy, czyli sporo część swoich pieniędzy przeznaczyłaś na coś czego nie chciałaś? Czy dobrze rozumiem, że po tym jak poszłaś do pracy, twój mąż zarządził, że od tego momentu płacicie wszystko po połowie? Jeśli tak, to czy uważałaś, że to jest ok, skoro on zarabia dużo więcej od Ciebie?
Caliope pisze: 01 paź 2022, 20:37 Wydawało mi się, ze jak pójdę do pracy zmienię mój status i odżyję, ale tak nie jest jeśli tylko tyram na rachunki i mnie nie ma w domu. Zawalam sprawy, nie mając z tego wszystkiego nic, oprócz 100 złotych na bilety.
Caliope pisze: 02 paź 2022, 9:46 No nie potrafię bez pieniędzy, nie mogę sobie nic kupić, nigdzie pojechać, mogę tylko patrzeć się w stary komputer. Niedługo będę miała urlop, a nic nie zrobię, bo nie mam za co. Mam na batonika, nie mam nawet na bilet.
A najgorsze jest to, że zawsze wolałam miłość niż pieniądze, teraz to nic mi nie zostało. (...) Tam gdzie nie ma miłości, na pierwszy plan wychodzą pieniądze, bo tylko one dałyby szczęście.
Na podstawie powyższych cytatów wyciągam wniosek, że miłość jest dla Ciebie bardzo ważna, bo daje szczęście. Gdy tej miłości nie ma, to wtedy fajnie jest mieć chociaż pieniądze... bo one też mogą dać szczęście. Uważasz jednak, że w twoim życiu nie masz ani jednego, ani drugiego i dlatego nie jesteś szczęśliwa - zgadza się?
Na mieszkanie zgodziłam się kilka lat temu, kiedy nie było na horyzoncie kłopotów z działalnością, to mój wkład po ojcu.
Owszem fajnie mieć pieniądze chociażby by cokolwiek dla siebie zrobić i poczuć się szczęśliwym. Miłości od ludzi nie kupię za pieniądze, ale też sama sobie nie zrobię. Nie potrafię być szczęśliwa wtedy kiedy nic nie jest moje. Szczęściem byłoby mieszkanko tylko moje i poczucie bezpieczeństwa, że nikt mi go nie odbierze. Coś naprawdę tylko mojego, teraz nie mam nic takiego.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 02 paź 2022, 11:29 Caliope mój mąż też mógł odejść rzucić mnie i zostawiać nie zrobił tego, ale odrzucał mnie w inny sposób. Szukając innych kobiet, wchodząc w porno, popadał w depresję i frustrację. Nerwicy też się nabawił.

Kiedy zaczęło być między nami lepiej?

Kiedy zaczął o siebie dbać i być szczęśliwym.

Ustawiasz się w pozycji bezradnej. Siedzę sama, bo nie mam gdzie wyjść i z kim wyjść. Nie mam co robić. Nie mam pieniędzy na rozwój. Pierwsze co Ci kiedyś napisałam znajdź pracę a pierwszą wypłatę wydaj na siebie. Dlaczego nie przelewasz pieniędzy na swoje własne konto? Dlaczego nie znajdziesz sobie koleżanki i spędzisz 10 godzin poza domem. Możesz zapisać się na kursy weekendowe żeby wyjść i poznać ludzi. Masz dużo możliwości tylko ciągle oglądasz się na męża.

Grozi Ci rozwodem to niech idzie do sądu. Ty możesz wyraźnie zakomunikować, że rozwodzić się nie zamierzasz, bo chcesz mieć męża i normalne szczęśliwe małżeństwo.

Nie daje Ci pieniędzy. Załóż własne konto.

Nie zamykaj się w pokoju. Siedź w salonie i włącz sobie fajny film. Nie unikaj męża. Nie schodzi mu z drogi. Rozmawiaj. Nie oceniaj. Nie wiesz co myśli naprawdę.
Przelew idzie na moje konto, ale muszę przelać prawie wszystko, bo jak nie, to będę miała rozdzielność i nie dam rady płacić połowy za kredyt i rachunki. Przecież te pieniądze co mąż zarobi są jego, nie wspólne i kolejny raz pokazuje mi co jest dla niego ważne, a ja gdzie jestem.
W soboty też pracuję, mam koleżanki w pracy, nie potrzebuję więcej. Bardzo dużo rozmawiam z ludźmi. Po pracy jestem bardzo zmęczona i nie mam chęci na nic więcej niż odpoczynek, choć trzeba jeszcze dużo rzeczy zrobić po niej.
Nie mogę włączyć telewizora, bo to mężowi przeszkadza, wymusza ciszę. Oglądam tylko jak czasem jestem sama, tak, tylko komputer.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 02 paź 2022, 11:33 Caliope po pierwsze - a nie możesz sobie np. 1/2, 1/3 wypłaty zostawiać na swoje potrzeby i wydatki? Chodzisz do pracy - potrzebujesz się do niej ubrać, dojechać, mieć jakieś pieniądze np. na dodatkowe śniadanie itd. Ja przez całe małżeństwo oddawałam na wydatki rodzinne całą wypłatę, a mój mąż nie - niby zostawiał sobie niewiele (nigdy nie pokazał mi "paska" z wynagrodzeniem), a potem jednak przez przypadek się okazało, że sobie zostawił dużą część swojej wypłaty, za to chętnie korzystał z moich pieniędzy, a ja z chęcią kupowałam kolejne narzędzia mu potrzebne - o ja głupia i naiwna. Gdy byliśmy na mediacjach i padła od mediatora propozycja abyśmy na wspólne konto przelewali po połowie swoich wypłat a resztę mieli na swoje wszystkie wydatki to mój mąż pierwszy oponował. A często było tak, że nawet na nowe rajstopy nie miałam kilku złotych więc cerowalam stare. Niestety pewne osoby mają zaburzony obraz jeśli chodzi o utrzymywanie rodziny. I przecież nawet gdy się płaci alimenty to bierze się pod uwagę wydatki osoby płacącej alimenty na swoje życie i potrzeby.

Po drugie mimo, że żyjecie "osobno i wrogo nastawieni do siebie" to można żyć dobrze i szczęśliwie. Piszesz zazwyczaj, że pragniesz dla syna pełnej rodziny więc mieszkacie razem, ale niestety zamiast szukać miłych fajnych szczęśliwych zdarzeń (bez męża) Ty ciągle skupiasz się na tym co niemiłe - bo mąż się nie odzywa, bo się czepia, bo ucieka w pracę - to jego problem, Ty próbuj mimo wszystko żyć "ponad to, co boli". Ostatnio mój mąż też był jak zawsze - milczący, wycofany, a że nie chciał powiedzieć o co chodzi to ja już w głowie sobie ubzduralam że to przeze mnie, że może znów źle odczytał moje słowa. Nawet do głowy mi przyszło, że może znów ma w planach znikać do kowalskiej - aż się wieczorem Bogu pożaliłam i popłakałam, a w nocy to mi się nawet śniło, że mąż w końcu powiedział co go gnębi - bo oprócz tego jednego dziecka będzie też z kimś miał bliźniaki 😂😱. Rano się obudziłam przerażona, wkurzona, ale za chwilę sobie pomyślałam - to jego problem, mogliśmy mieć cudowne życie, a on lubi je sobie komplikować (ale mam nadzieję, że ten sen się jednak nie spełni - bo owszem odpowiedzialność i konsekwencje męża, ale dotykające nas). Ja jednak wolę się skupić na sobie i swoim rozwoju - a im dziecko starsze tym ja mogę być bardziej samodzielna i myśleć o sobie. Skoro mąż nie chce myśleć o nas i skupia się tylko na sobie.

Caliope to od nas zależy na czym skupiamy swoje myślenie i jak postrzegamy rzeczywistość - czy dostrzegamy tylko zło czy szukamy jednak dobra.
Bławatku nie mogę zostawić sobie, bo jestem kontrolowana i wyliczana z każdej złotówki. Jak nie oddam, to jak wyżej będę miała rozdzielność i nie dam rady płacić połowy. Potrzebowałam jednej rzeczy do pracy, to zostało mi wypomniane. Jestem niewolnikiem, bo mało zarabiam, czuję, że w tym roku będę cerowała przetartą kurtkę, bo nie stać mnie na nową. Na bieliznę też mnie nie stać. Kupię leki i koniec ,to nie jest życie .
Potrzebuję prawnika.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Monti »

Caliope, nie wiem, czy Twój problem nie jest bardziej emocjonalny/psychiczny niż prawny. Jak rozumiem, dajesz się szantażować mężowi (a może wręcz sama projektujesz sobie w głowie, jak on może się zachować, bo za wiele nie rozmawiacie) i w konsekwencji cierpisz niedostatek. Mąż ma na Ciebie straszaka w postaci rozdzielności majątkowej. Dlaczego jest to dla Ciebie takie straszne? Przecież nawet, gdyby doszło do rozdzielności na mocy orzeczenia sądu czy nawet umowy notarialnej, to dopóki trwa małżeństwo, mąż ma obowiązek przyczyniać się do zaspokajania potrzeb rodziny (czyli możesz go o to pozwać). Warto sobie to uświadomić, bo rozdzielność to nie jest koniec świata (czasem wręcz jest pożądana).
Forum nie jest od udzielania rad, ale ja bym przelał na wspólne konto tyle, ile mogę, a resztę zostawił na swoje niezbędne wydatki. Wybacz, ale nie jesteś ubezwłasnowolniona i możesz decydować o swoim wynagrodzeniu.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
burza
Posty: 497
Rejestracja: 29 maja 2018, 22:23
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: burza »

Caliope ,też mam rozdzielność małżeńska od 17 roku bo sama ja złożyłam kiedy mąż się wyprowadził bo bałam się pozaciaga jakieś kredyty .Później złożył pozew pierwszy rozwodowy potem go wycofał rok później w 18 roku złożył drugi i sprawa cały czas w toku.I mówię do czego zmierzam place połowę kredytu za dom od 20 roku bo mnie zmusił , natomiast innych rachunków typu prąd woda idt. nie płacę mąż płaci bo on więcej zarabiam mnie nie stać Coś tam kiedyś mówi ,ale póki co jestem w małżeństwie z nim i on niech sobie płaci nie przejmuje się tym na zapas..Na początku , też się bałam straszyl mnie tym kredytem więc ogólnie jestem panikarą i boję się więc place tylko połowę kredytu.Rozdzielnosc czasem jest dobra ,ale nie zawsze ja ja zrobiłam pod wpływem mojej koleżanki z pracy. Ona mężatka ale niesakramentalna, więc inne podejście ma do pewnych spraw . Teraz po czasie żałuję u nie zdecydowałabym się na taki krok.
Powodzenia
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Monti pisze: 02 paź 2022, 21:20 Caliope, nie wiem, czy Twój problem nie jest bardziej emocjonalny/psychiczny niż prawny. Jak rozumiem, dajesz się szantażować mężowi (a może wręcz sama projektujesz sobie w głowie, jak on może się zachować, bo za wiele nie rozmawiacie) i w konsekwencji cierpisz niedostatek. Mąż ma na Ciebie straszaka w postaci rozdzielności majątkowej. Dlaczego jest to dla Ciebie takie straszne? Przecież nawet, gdyby doszło do rozdzielności na mocy orzeczenia sądu czy nawet umowy notarialnej, to dopóki trwa małżeństwo, mąż ma obowiązek przyczyniać się do zaspokajania potrzeb rodziny (czyli możesz go o to pozwać). Warto sobie to uświadomić, bo rozdzielność to nie jest koniec świata (czasem wręcz jest pożądana).
Forum nie jest od udzielania rad, ale ja bym przelał na wspólne konto tyle, ile mogę, a resztę zostawił na swoje niezbędne wydatki. Wybacz, ale nie jesteś ubezwłasnowolniona i możesz decydować o swoim wynagrodzeniu.
Mąż powiedział mi to w ostatniej rozmowie, nie znam się, dlatego potrzebuje prawnika by mi powiedział jakie mam prawa. Moje pieniądze to na ratę kredytu nie starczają, to tyle co nic, więc jak przeleję, zejdzie rata i żyję na koszt męża(on tak twierdzi), jakby ona była cała tylko moja. A dla mnie nie ma już nic i jeszcze muszę to znosić, tą pogardę dla mnie.
ODPOWIEDZ