Zacznę od tego, że Caliope nie napisała, że jej mąż zablokował jej dostęp do konta. Napisała, że jest taka techniczna możliwość, dlatego ma jakieś środki na innym koncie. To jednak różnica.
No chyba, że to ja coś źle przeczytałem.
Po drugie, tak w tym powyżej zacytowanym jak i w poście nad nim wchodzisz w głowę męża Caliope i przypisujesz mu konkretne zle intencje. Nawet jeśli tak myśli i Caliope, nie zmienia to fakty, że żadna z was nie posiadła raczej umiejętności czytania w myślach. Zupełnie jak ja. Jeśli się mylę a ty jednak czytać w myślach potrafisz, popraw mnie proszę.
Nie piszę, że mąż Caliope tak nie myśli. Po prostu tego zwyczajnie nie wiemy.
Po trzecie zaś - które konkretnie posty tak mijają się z wartościami które płyną z konferencji?
Piszesz to przy okazji cytowania postu Marylki, ja zaś poza tym, że najwyraźniej odczytuję go zupełnie inaczej niż ty, nie dostrzegam tam treści niezgodnych z przesłaniem wspólnoty, charyzmatem Sycharu, nauką KK.
Chyba, że masz na myśli inne wpisy, wtedy jeśli możesz, podziel się proszę.
Przy okazji, różni ludzie mogą mieć rożne Drogi postępowania w kryzysach, pomysły i doświadczenia. I to jest Ok.
Z całą sympatią i docenieniem ks. Dziewieckiego nie ma on monopolu na jedyne słuszne rozwiązania. Jestem nawet pewien, że sobie takiego prawa nie przypisuje zresztą, to mądry facet, zdecydowanie Boży człowiek i świetny kapłan
Nie ma jednej uniwersalnej drogi, poza przylgnięciem do Boga i pracą nad sobą.
To natomiast każdy realizuje indywidualnie.
Odnośnie tego co napisałaś o roli kobiety w domu i wartości jej pracy nie dyskutuję z kolei, dla mnie to oczywiste oczywistości, nijak wg mego odbioru nie stoi to w sprzeczności z tym co pisała Marylka.
Swoją drogą, koniec świata.
Marylka dostaje „burę”, bo odważyła się zerknąć z innej perspektywy. Kto jest na forum kilka lat, zwłaszcza panowie, pamiętając o sposobie pisania (zwłaszcza różnicy w formie pisania do pań i panów), może zauważyć chichot historii
A już poważniej - polecam ci Abigail, w wolności oczywiście, przeczytać post Marylki gdy już opadną emocje. Bo mam nieodparte wrażenie, że emocjami go czytałaś.
Zgadzam się Pavel. Chichot losu
Napisałam o czymś oczywistym na co jednak nie wszyscy forumowicze są przygotowani.
Napisałam o wkładzie męża Caliope czyli wartości pracy zarobkowej
Jeżeli pisałaś do mnie Abigail jaka jest wartość pracy niezarobkowej to niepotrzebnie bo ja znam tą wartość i doceniam może bardziej niż ty
Natomiast pod kątem kryzysu widzę że w małżeństwie nie zwraca się uwagi na rzeczy oczywiste.
Tak jak mąż Caliope według niej nie docenia jej pracy w domu tak Caliope nie widzi powodu docenienia zarobkowej pracy męża.
Jeżeli ktoś nie poda chociaż kawałek dobrego palca z dobrym słowem z ciepłą zupą to wiadomo że to małżeństwo się rozleci. Tobie Caliope jest jakoś dobrze jak jest. I na tym się skupiasz. No kryzys jest ale nauczyłaś się z tym żyć. Jednak nie wiesz czy mąż też tak się nauczył.
Nawiasem - dobra nie gotujesz mężowi - a co by było jakbyś kasy nie dostała?
Jeżeli umówiliście się że ty dbasz o dom a on o finanse to dlaczego że swojej części się nie wywiązujesz?
Nie mówię żeby ten obiad podać ale jak gotujesz sobie i synowi za pieniądze które mąż przyniósł do domu to chyba może się tą zupą sam poczęstować?
Mamyy równouprawnienie.
Jeżeli kasy nie da to przemoc finansowa a jak nazwiesz jak zupy nie ugotuje?
To już nie jest przemoc?
Czy to jest coś innego?
Przychodzi po pracy pewnie zmęczony bo w pracy raczej się nie leży i nie ma prawa do obiadu?
I dziwisz się że w małżeństwie jest źle?
Nie namawiam cię Caliope do żadnych kroków bo widzę że jesteś pozamykana i okopana i tak ci dobrze.
I jest grono zwolenniczek które ci przyklaskują na tym forum i ok - niech tak będzie
Ja będę mówiła swoje - nie widzisz i nie chcesz widzieć i pewnie nie dostrzeżesz już nic dobrego w mężu. A to jest niesprawiedliwe.
Zobacz co napisałaś
Dziękuję Nirwanno, właśnie przez to, że sama praktycznie wychowuje syna, cały czas piszę tylko mój syn. Jestem za niego odpowiedzialna w 100%, to stąd się bierze. Przez ten kryzys już nie ma nasze, a moje, twoje, mąż też nie mówi nasz syn jak rozmawia przez telefon z kimś. Spróbuję choć " nasz" ciężko przechodzi przez gardło.
W innym poście piszesz że lek dla dziecka przez który nigdzie nie jedziesz kosztuje połowę pensji.
Czyjej pensji?
Kobieto masz dziecko które potrzebuje lekarstwa i to lekarstwo kupuje mu twój mąż a ty piszesz że sama wychowujesz dziecko? Że ty w 100% jesteś za nie odpowiedzialna?
A według ciebie w ilu procentach mąż jest odpowiedzialny?
To że dziecko jest ubrane nakarmione i śpi w ciepłym łóżku i ma zapewnione lekarstwa i pewnie lekarzy a podejrzewam że zabawki też ma - to według ciebie ile to procent odpowiedzialności męża?
A jak mąż mówi o synu przez telefon o czym piszesz?
Może znowu ktoś będzie miał wąty do mnie i spoko
Ja kilka lat temu pożyczałam pieniądze na lekarstwa i wiem co to znaczy
Może dlatego tak to doceniam w twoim mężu.
I nie miałam wtedy kryzysu - razem z mężem te pieniądze pożyczaliśmy.
Chodziliśmy w swetrach po domu żeby zaoszczędzić na ogrzewaniu
Ty to wszystko masz
I za to uczciwe jest docenić męża.
Chociaż mam wrażenie że to grochem o ścianę
Pozdrawiam