Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Moderator: Moderatorzy
-
- Posty: 150
- Rejestracja: 23 lut 2020, 22:16
- Jestem: już po kryzysie
- Płeć: Kobieta
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Coliope, nie odpuszczaj. Im człowiek starszy, tym zawsze skupia się na szczegółach, żeby czegoś nie zawalić i żeby zrobić to dobrze. Młodzi ludzie podchodzą do tego na luzie. I dlatego zdają. Uda się to się uda, nie uda to nie uda. Zaczerp trochę ich pogody ducha. Sama myśląc teraz, jakie błędy robię na drogach i jak mało wiem o przepisach - mogłabym nie zdać. Za bardzo wszystko rozbieramy na czynniki pierwsze. Z wiekiem przychodzi to uczucie, że trzeba wszystko zrobić dobrze i kropka. Tak i pewnie jest u Ciebie.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
No właśnie to nie tak, że ja muszę zrobić dobrze, oni tego wymagają. Jeden błąd np. 10 cm poza polem w rękawie i koniec egzaminu, dotknięcie tyczki, koniec, cokolwiek. Kiedyś może było jednak łatwiej, ale ja nie miałam pieniędzy na to, a rodzice nigdy nie dbali o mnie, a teraz jestem już starsza i mi coraz trudniej.3letniaMężatka pisze: ↑10 sie 2021, 20:41 Coliope, nie odpuszczaj. Im człowiek starszy, tym zawsze skupia się na szczegółach, żeby czegoś nie zawalić i żeby zrobić to dobrze. Młodzi ludzie podchodzą do tego na luzie. I dlatego zdają. Uda się to się uda, nie uda to nie uda. Zaczerp trochę ich pogody ducha. Sama myśląc teraz, jakie błędy robię na drogach i jak mało wiem o przepisach - mogłabym nie zdać. Za bardzo wszystko rozbieramy na czynniki pierwsze. Z wiekiem przychodzi to uczucie, że trzeba wszystko zrobić dobrze i kropka. Tak i pewnie jest u Ciebie.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Czytam sobie od jakiegoś czasu co takiego można zrobić by doszło do rozwodu. Zdrada jest na pierwszym miejscu, a potem tak naprawdę nic oprócz kłótni, pogardy, nawet o długach nic nie ma, a bardziej po świecku różnice charakterów co dla mnie jest śmieszne, bo każdy ma swój charakter i nigdy do nikogo się nie dopasuje. Nie rozumiem teraz zakochania, jak to się dzieje, dlaczego się zakochałam, co widziałam w tym człowieku i co potem akceptowałam, bo teraz czuję, że go nie znam. Stał się obcy, nie jest moim przyjacielem, nie mogę mu się zwierzyć, powiedzieć czego potrzebuję, co mnie boli. Szkoda, że to się kończy, tyle lat, chyba pora pomyśleć o separacji, mediacjach, alimentach. Strasznie mi przykro, że nie dałam rady, nie potrafię.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope wydaje ci się ,że było łatwiej. Było podobnie , może testy inne bo teraz na komputerze i nawet nie wiem czy odpowiedź można poprawić.Caliope pisze: ↑11 sie 2021, 11:34No właśnie to nie tak, że ja muszę zrobić dobrze, oni tego wymagają. Jeden błąd np. 10 cm poza polem w rękawie i koniec egzaminu, dotknięcie tyczki, koniec, cokolwiek. Kiedyś może było jednak łatwiej, ale ja nie miałam pieniędzy na to, a rodzice nigdy nie dbali o mnie, a teraz jestem już starsza i mi coraz trudniej.3letniaMężatka pisze: ↑10 sie 2021, 20:41 Coliope, nie odpuszczaj. Im człowiek starszy, tym zawsze skupia się na szczegółach, żeby czegoś nie zawalić i żeby zrobić to dobrze. Młodzi ludzie podchodzą do tego na luzie. I dlatego zdają. Uda się to się uda, nie uda to nie uda. Zaczerp trochę ich pogody ducha. Sama myśląc teraz, jakie błędy robię na drogach i jak mało wiem o przepisach - mogłabym nie zdać. Za bardzo wszystko rozbieramy na czynniki pierwsze. Z wiekiem przychodzi to uczucie, że trzeba wszystko zrobić dobrze i kropka. Tak i pewnie jest u Ciebie.
Jak ja zdawałem , a wcale nie zdawałem za pierwszym razem to pytań było chyba 1500 , tak jeśli chciałaś rozwiązywać gotowe testy egzaminacyjne . Wtedy było 750 pytań ze starych testów i 750 pytań z nowych testów. To jeśli chodzi o testy . Jazdę z egzaminów też pamiętam .
Na jednej oblałem na przedostatnim zakręcie, wciśnięty hamulec przez egzaminatora , na drugiej oblałem na placu. A wtedy kiedy jechałem według mnie najsłabiej , zdałem egzamin . Byłem wręcz pewien ,że zostanę oblany. A zdałem . Teraz dobrze ,że przypomniałem sobie słowa egzaminatora bo w sumie są trafne w mojej sytuacji.
"Zdałeś, pamiętaj w życiu będziesz musiał walczyć o swoje , to nie była doskonała jazda , ale myślałeś co robisz na drodze i sobie poradzisz"
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Testy to pikuś, 4000 pytań, zdane za pierwszym razem. Praktyka mnie dobija, nie czuję, że dobrze jadę, nie czuję, że jestem w tym dobra. W tym przydałoby się wsparcie, ale go nie mam, a chyba potrzebuje kogoś kto tam ze mną będzie i potrzyma za rękęAstro pisze: ↑11 sie 2021, 12:56Caliope wydaje ci się ,że było łatwiej. Było podobnie , może testy inne bo teraz na komputerze i nawet nie wiem czy odpowiedź można poprawić.Caliope pisze: ↑11 sie 2021, 11:34No właśnie to nie tak, że ja muszę zrobić dobrze, oni tego wymagają. Jeden błąd np. 10 cm poza polem w rękawie i koniec egzaminu, dotknięcie tyczki, koniec, cokolwiek. Kiedyś może było jednak łatwiej, ale ja nie miałam pieniędzy na to, a rodzice nigdy nie dbali o mnie, a teraz jestem już starsza i mi coraz trudniej.3letniaMężatka pisze: ↑10 sie 2021, 20:41 Coliope, nie odpuszczaj. Im człowiek starszy, tym zawsze skupia się na szczegółach, żeby czegoś nie zawalić i żeby zrobić to dobrze. Młodzi ludzie podchodzą do tego na luzie. I dlatego zdają. Uda się to się uda, nie uda to nie uda. Zaczerp trochę ich pogody ducha. Sama myśląc teraz, jakie błędy robię na drogach i jak mało wiem o przepisach - mogłabym nie zdać. Za bardzo wszystko rozbieramy na czynniki pierwsze. Z wiekiem przychodzi to uczucie, że trzeba wszystko zrobić dobrze i kropka. Tak i pewnie jest u Ciebie.
Jak ja zdawałem , a wcale nie zdawałem za pierwszym razem to pytań było chyba 1500 , tak jeśli chciałaś rozwiązywać gotowe testy egzaminacyjne . Wtedy było 750 pytań ze starych testów i 750 pytań z nowych testów. To jeśli chodzi o testy . Jazdę z egzaminów też pamiętam .
Na jednej oblałem na przedostatnim zakręcie, wciśnięty hamulec przez egzaminatora , na drugiej oblałem na placu. A wtedy kiedy jechałem według mnie najsłabiej , zdałem egzamin . Byłem wręcz pewien ,że zostanę oblany. A zdałem . Teraz dobrze ,że przypomniałem sobie słowa egzaminatora bo w sumie są trafne w mojej sytuacji.
"Zdałeś, pamiętaj w życiu będziesz musiał walczyć o swoje , to nie była doskonała jazda , ale myślałeś co robisz na drodze i sobie poradzisz"
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Więcej wiary w siebie dziewczynoCaliope pisze: ↑11 sie 2021, 14:16Testy to pikuś, 4000 pytań, zdane za pierwszym razem. Praktyka mnie dobija, nie czuję, że dobrze jadę, nie czuję, że jestem w tym dobra. W tym przydałoby się wsparcie, ale go nie mam, a chyba potrzebuje kogoś kto tam ze mną będzie i potrzyma za rękęAstro pisze: ↑11 sie 2021, 12:56Caliope wydaje ci się ,że było łatwiej. Było podobnie , może testy inne bo teraz na komputerze i nawet nie wiem czy odpowiedź można poprawić.Caliope pisze: ↑11 sie 2021, 11:34
No właśnie to nie tak, że ja muszę zrobić dobrze, oni tego wymagają. Jeden błąd np. 10 cm poza polem w rękawie i koniec egzaminu, dotknięcie tyczki, koniec, cokolwiek. Kiedyś może było jednak łatwiej, ale ja nie miałam pieniędzy na to, a rodzice nigdy nie dbali o mnie, a teraz jestem już starsza i mi coraz trudniej.
Jak ja zdawałem , a wcale nie zdawałem za pierwszym razem to pytań było chyba 1500 , tak jeśli chciałaś rozwiązywać gotowe testy egzaminacyjne . Wtedy było 750 pytań ze starych testów i 750 pytań z nowych testów. To jeśli chodzi o testy . Jazdę z egzaminów też pamiętam .
Na jednej oblałem na przedostatnim zakręcie, wciśnięty hamulec przez egzaminatora , na drugiej oblałem na placu. A wtedy kiedy jechałem według mnie najsłabiej , zdałem egzamin . Byłem wręcz pewien ,że zostanę oblany. A zdałem . Teraz dobrze ,że przypomniałem sobie słowa egzaminatora bo w sumie są trafne w mojej sytuacji.
"Zdałeś, pamiętaj w życiu będziesz musiał walczyć o swoje , to nie była doskonała jazda , ale myślałeś co robisz na drodze i sobie poradzisz"
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope,
Najpierw o prawie jazdy. Nie poddawaj się, dasz radę. Zdarza się, że ludzie i kilkanaście razy podchodzą. Masz kogoś kto by z tobą pojeździł, albo jakieś dodatkowe jazdy może tak pod egzamin?
Jeśli chodzi o trudniejszą sprawę, małżeństwa, to rozumiem twoją frustrację. Jest trudna, ale czasem bardzo pomocna. Bo motywuje do zmiany, albo do decyzji by nic nie zmieniać. Ale po takiej decyzji, jaka by ona nie była, robi się łatwiej. Wraca poczucie panowania nad sytuacją i kierowania sobą.
Zasadę HALT znasz na pewno, więc się nie rozpisuję. No i też wiesz, że warto decyzję przemodlić. Więc o tym też nie piszę
Tak sobie myślę, co możesz zrobić, by naładować sobie baterie, tak dla siebie coś. Czy mąż umie zająć się synem tak dzień lub dwa, żebyś się czuła bezpiecznie? Czasem wyjazd nawet na dzień czy dwa pomaga zregenerować siły, odskoczyć, spojrzeć z boku. Jak nie umie dzień dwa, to może jest zdolny zaopiekować się synem chociaż na parę godzin? Które mogłabyś spędzić dla siebie. Tak jak ci odpowiada. Może na tych rolkach?
Moja terapeutka, gdy mieliśmy problem z mężem, czuliśmy jego dominację i nie umieliśmy się przez niego przebić, zaproponowała nam fajne ćwiczenie. Żeby każde z nas spróbowało przez chwilę pobyć tatą/mężem. Tak najpierw fizycznie, wejść jak on do pokoju, usiąść jak on, powiedzieć coś jak on. Potem sobie pomyśleć, co też on może mieć w głowie, czemu tak się zachowuje. Jak to się dzieje, że dominuje.
Nie bardzo potrafię wyjaśnić jak, ale nam to pomogło poczuć się w relacji z nim pewniej. I trochę się zacząć przebijać ze sobą i naszymi potrzebami.
Ściskam cię mocno i polecam świętemu Krzysztofowi, i ja potrzebuję się z nim zaprzyjaźnić
Najpierw o prawie jazdy. Nie poddawaj się, dasz radę. Zdarza się, że ludzie i kilkanaście razy podchodzą. Masz kogoś kto by z tobą pojeździł, albo jakieś dodatkowe jazdy może tak pod egzamin?
Jeśli chodzi o trudniejszą sprawę, małżeństwa, to rozumiem twoją frustrację. Jest trudna, ale czasem bardzo pomocna. Bo motywuje do zmiany, albo do decyzji by nic nie zmieniać. Ale po takiej decyzji, jaka by ona nie była, robi się łatwiej. Wraca poczucie panowania nad sytuacją i kierowania sobą.
Zasadę HALT znasz na pewno, więc się nie rozpisuję. No i też wiesz, że warto decyzję przemodlić. Więc o tym też nie piszę
Tak sobie myślę, co możesz zrobić, by naładować sobie baterie, tak dla siebie coś. Czy mąż umie zająć się synem tak dzień lub dwa, żebyś się czuła bezpiecznie? Czasem wyjazd nawet na dzień czy dwa pomaga zregenerować siły, odskoczyć, spojrzeć z boku. Jak nie umie dzień dwa, to może jest zdolny zaopiekować się synem chociaż na parę godzin? Które mogłabyś spędzić dla siebie. Tak jak ci odpowiada. Może na tych rolkach?
Moja terapeutka, gdy mieliśmy problem z mężem, czuliśmy jego dominację i nie umieliśmy się przez niego przebić, zaproponowała nam fajne ćwiczenie. Żeby każde z nas spróbowało przez chwilę pobyć tatą/mężem. Tak najpierw fizycznie, wejść jak on do pokoju, usiąść jak on, powiedzieć coś jak on. Potem sobie pomyśleć, co też on może mieć w głowie, czemu tak się zachowuje. Jak to się dzieje, że dominuje.
Nie bardzo potrafię wyjaśnić jak, ale nam to pomogło poczuć się w relacji z nim pewniej. I trochę się zacząć przebijać ze sobą i naszymi potrzebami.
Ściskam cię mocno i polecam świętemu Krzysztofowi, i ja potrzebuję się z nim zaprzyjaźnić
Caliope pisze: ↑11 sie 2021, 11:53 Czytam sobie od jakiegoś czasu co takiego można zrobić by doszło do rozwodu. Zdrada jest na pierwszym miejscu, a potem tak naprawdę nic oprócz kłótni, pogardy, nawet o długach nic nie ma, a bardziej po świecku różnice charakterów co dla mnie jest śmieszne, bo każdy ma swój charakter i nigdy do nikogo się nie dopasuje. Nie rozumiem teraz zakochania, jak to się dzieje, dlaczego się zakochałam, co widziałam w tym człowieku i co potem akceptowałam, bo teraz czuję, że go nie znam. Stał się obcy, nie jest moim przyjacielem, nie mogę mu się zwierzyć, powiedzieć czego potrzebuję, co mnie boli. Szkoda, że to się kończy, tyle lat, chyba pora pomyśleć o separacji, mediacjach, alimentach. Strasznie mi przykro, że nie dałam rady, nie potrafię.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Ja już podchodzę z 10 raz chyba, zawsze biorę dodatkowe godziny, zawsze idę z dobrym nastawieniem, a potem nerwy i klops. Nie potrafię tego przerobić na terapii, nie umiem się wyluzować, odpuszczać też nie chcę, ale jest coraz gorzej z każdym egzaminem.Ruta pisze: ↑11 sie 2021, 20:00 Caliope,
Najpierw o prawie jazdy. Nie poddawaj się, dasz radę. Zdarza się, że ludzie i kilkanaście razy podchodzą. Masz kogoś kto by z tobą pojeździł, albo jakieś dodatkowe jazdy może tak pod egzamin?
Jeśli chodzi o trudniejszą sprawę, małżeństwa, to rozumiem twoją frustrację. Jest trudna, ale czasem bardzo pomocna. Bo motywuje do zmiany, albo do decyzji by nic nie zmieniać. Ale po takiej decyzji, jaka by ona nie była, robi się łatwiej. Wraca poczucie panowania nad sytuacją i kierowania sobą.
Zasadę HALT znasz na pewno, więc się nie rozpisuję. No i też wiesz, że warto decyzję przemodlić. Więc o tym też nie piszę
Tak sobie myślę, co możesz zrobić, by naładować sobie baterie, tak dla siebie coś. Czy mąż umie zająć się synem tak dzień lub dwa, żebyś się czuła bezpiecznie? Czasem wyjazd nawet na dzień czy dwa pomaga zregenerować siły, odskoczyć, spojrzeć z boku. Jak nie umie dzień dwa, to może jest zdolny zaopiekować się synem chociaż na parę godzin? Które mogłabyś spędzić dla siebie. Tak jak ci odpowiada. Może na tych rolkach?
Moja terapeutka, gdy mieliśmy problem z mężem, czuliśmy jego dominację i nie umieliśmy się przez niego przebić, zaproponowała nam fajne ćwiczenie. Żeby każde z nas spróbowało przez chwilę pobyć tatą/mężem. Tak najpierw fizycznie, wejść jak on do pokoju, usiąść jak on, powiedzieć coś jak on. Potem sobie pomyśleć, co też on może mieć w głowie, czemu tak się zachowuje. Jak to się dzieje, że dominuje.
Nie bardzo potrafię wyjaśnić jak, ale nam to pomogło poczuć się w relacji z nim pewniej. I trochę się zacząć przebijać ze sobą i naszymi potrzebami.
Ściskam cię mocno i polecam świętemu Krzysztofowi, i ja potrzebuję się z nim zaprzyjaźnić
Caliope pisze: ↑11 sie 2021, 11:53 Czytam sobie od jakiegoś czasu co takiego można zrobić by doszło do rozwodu. Zdrada jest na pierwszym miejscu, a potem tak naprawdę nic oprócz kłótni, pogardy, nawet o długach nic nie ma, a bardziej po świecku różnice charakterów co dla mnie jest śmieszne, bo każdy ma swój charakter i nigdy do nikogo się nie dopasuje. Nie rozumiem teraz zakochania, jak to się dzieje, dlaczego się zakochałam, co widziałam w tym człowieku i co potem akceptowałam, bo teraz czuję, że go nie znam. Stał się obcy, nie jest moim przyjacielem, nie mogę mu się zwierzyć, powiedzieć czego potrzebuję, co mnie boli. Szkoda, że to się kończy, tyle lat, chyba pora pomyśleć o separacji, mediacjach, alimentach. Strasznie mi przykro, że nie dałam rady, nie potrafię.
Mąż się nie zajmie już synem, a nawet ja czuję, że on myśli, że dlatego mi pomaga, bo ja sobie nie radzę, gdzie byłam całkiem sama 7 lat. Mogłam się rozsypac całkiem któregoś dnia, może byłoby lepiej, ale ja zawsze dawałam sobie radę, a teraz widzę, że przez mój wstyd i manipulowanie mną nie mam nic.
HALT znam, to podstawa trzeźwienia i opiekowania się sobą. Czuję, że to koniec, że moja droga się kończy i za kilka tygodni po prostu nasze drogi się przejdą, wstydzę się tego ogromnie.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope,
W sprawie ojcowskich relacji mojego męża upraszałam Świętego Józefa. I Święty Józef dopomógł. Mąż spędza czas z synem i znów mają z tego radość. A ja jestem choć trochę odciążona. Święty Józef znalazł nawet sposób, by mnie zawiadomić, że działa. Takie mrugnięcie okiem. Ma wspaniałe poczucie humoru i bardzo kocha dzieci.
Spróbuj, poproś Świętego Józefa, o to, by mąż zobaczył wartość w byciu zaangażowanym tatą, by dopomógł mężowi uporać się z trudnościami jakie ma. Ta pomoc przychodzi.
Ja zaczęłam od Nowenny do Świętego Józefa, i w środy spędzam czas z nim, gdy mam możliwość staram się dla niego ofiarować środowy post, modlitwę w intencji dusz czyśćcowych, pracę. Zaopiekuje się wami i będziesz czuć jego opiekę i pomoc. Każdy, kto zbliży się do Świętego Józefa, z czasem zaczyna go kochać całym sercem. Nie da się inaczej
W sprawie ojcowskich relacji mojego męża upraszałam Świętego Józefa. I Święty Józef dopomógł. Mąż spędza czas z synem i znów mają z tego radość. A ja jestem choć trochę odciążona. Święty Józef znalazł nawet sposób, by mnie zawiadomić, że działa. Takie mrugnięcie okiem. Ma wspaniałe poczucie humoru i bardzo kocha dzieci.
Spróbuj, poproś Świętego Józefa, o to, by mąż zobaczył wartość w byciu zaangażowanym tatą, by dopomógł mężowi uporać się z trudnościami jakie ma. Ta pomoc przychodzi.
Ja zaczęłam od Nowenny do Świętego Józefa, i w środy spędzam czas z nim, gdy mam możliwość staram się dla niego ofiarować środowy post, modlitwę w intencji dusz czyśćcowych, pracę. Zaopiekuje się wami i będziesz czuć jego opiekę i pomoc. Każdy, kto zbliży się do Świętego Józefa, z czasem zaczyna go kochać całym sercem. Nie da się inaczej
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
To dobrze, że tego nie czujesz, bo tak właśnie w istocie jest.Caliope pisze: ↑11 sie 2021, 14:16Testy to pikuś, 4000 pytań, zdane za pierwszym razem. Praktyka mnie dobija, nie czuję, że dobrze jadę, nie czuję, że jestem w tym dobra. W tym przydałoby się wsparcie, ale go nie mam, a chyba potrzebuje kogoś kto tam ze mną będzie i potrzyma za rękęAstro pisze: ↑11 sie 2021, 12:56Caliope wydaje ci się ,że było łatwiej. Było podobnie , może testy inne bo teraz na komputerze i nawet nie wiem czy odpowiedź można poprawić.Caliope pisze: ↑11 sie 2021, 11:34
No właśnie to nie tak, że ja muszę zrobić dobrze, oni tego wymagają. Jeden błąd np. 10 cm poza polem w rękawie i koniec egzaminu, dotknięcie tyczki, koniec, cokolwiek. Kiedyś może było jednak łatwiej, ale ja nie miałam pieniędzy na to, a rodzice nigdy nie dbali o mnie, a teraz jestem już starsza i mi coraz trudniej.
Jak ja zdawałem , a wcale nie zdawałem za pierwszym razem to pytań było chyba 1500 , tak jeśli chciałaś rozwiązywać gotowe testy egzaminacyjne . Wtedy było 750 pytań ze starych testów i 750 pytań z nowych testów. To jeśli chodzi o testy . Jazdę z egzaminów też pamiętam .
Na jednej oblałem na przedostatnim zakręcie, wciśnięty hamulec przez egzaminatora , na drugiej oblałem na placu. A wtedy kiedy jechałem według mnie najsłabiej , zdałem egzamin . Byłem wręcz pewien ,że zostanę oblany. A zdałem . Teraz dobrze ,że przypomniałem sobie słowa egzaminatora bo w sumie są trafne w mojej sytuacji.
"Zdałeś, pamiętaj w życiu będziesz musiał walczyć o swoje , to nie była doskonała jazda , ale myślałeś co robisz na drodze i sobie poradzisz"
Bez urazy, dotyczyło to i mnie. Ci którym się na takim etapie wydaje, że są królami dróg są de facto większym zagrożeniem na drogach.
Jazda pojazdem (tu samochodem) to kwestia przede wszystkim myślenia (za siebie i innych) oraz praktyki.
Tej praktyki, siłą rzeczy, masz tyle co kot napłakał, taki system kursów beznadziejny mamy.
I na drogach efekty tego.
Pewność siebie nabywa się samoistnie, wraz z wyjeżdżonymi godzinami (pamiętając o pokorze, bo pojazd nie jest zabawką).
Kurs nie przygotowuje (albo robi to kiepsko) do jeżdżenia po drogach.
Jego celem (w przytłaczającej wiekszosci przypadków) jest nauczenie kursanta by zdał egzamin.
Później i tak większość jeździ po swojemu, fajnie gdy ludzie robią To z wyobraźnią.
Czyli - zachęcam do większej ilości praktyki jazdy z dobrym instruktorem (co wbrew pozorom nie jest łatwe).
Spokój, opanowanie i pewność siebie to za kółkiem kluczowe cechy, podczas egzaminu również.
Ja egzaminów nie znoszę, pamiętam jak się na nich stresowałem.
Pamiętam mój pierwszy na prawo jazdy.
Tak mi z nerwów latała noga na sprzęgle podczas jazdy łukiem, że z niego wyjechałem
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Ja czuję , że jeżdżę już rok samochodem, kilka godzin w miesiącu. Oblewam zawsze na czymś małym, bo chcę, szybko teraz i się śpieszę i denwerwuję. Teraz mam dłuższą przerwę, na szczęście już się nie wstydzę, że biorę godziny dodatkowe i zdaję któryś raz.Pavel pisze: ↑18 sie 2021, 14:00To dobrze, że tego nie czujesz, bo tak właśnie w istocie jest.Caliope pisze: ↑11 sie 2021, 14:16Testy to pikuś, 4000 pytań, zdane za pierwszym razem. Praktyka mnie dobija, nie czuję, że dobrze jadę, nie czuję, że jestem w tym dobra. W tym przydałoby się wsparcie, ale go nie mam, a chyba potrzebuje kogoś kto tam ze mną będzie i potrzyma za rękęAstro pisze: ↑11 sie 2021, 12:56
Caliope wydaje ci się ,że było łatwiej. Było podobnie , może testy inne bo teraz na komputerze i nawet nie wiem czy odpowiedź można poprawić.
Jak ja zdawałem , a wcale nie zdawałem za pierwszym razem to pytań było chyba 1500 , tak jeśli chciałaś rozwiązywać gotowe testy egzaminacyjne . Wtedy było 750 pytań ze starych testów i 750 pytań z nowych testów. To jeśli chodzi o testy . Jazdę z egzaminów też pamiętam .
Na jednej oblałem na przedostatnim zakręcie, wciśnięty hamulec przez egzaminatora , na drugiej oblałem na placu. A wtedy kiedy jechałem według mnie najsłabiej , zdałem egzamin . Byłem wręcz pewien ,że zostanę oblany. A zdałem . Teraz dobrze ,że przypomniałem sobie słowa egzaminatora bo w sumie są trafne w mojej sytuacji.
"Zdałeś, pamiętaj w życiu będziesz musiał walczyć o swoje , to nie była doskonała jazda , ale myślałeś co robisz na drodze i sobie poradzisz"
Bez urazy, dotyczyło to i mnie. Ci którym się na takim etapie wydaje, że są królami dróg są de facto większym zagrożeniem na drogach.
Jazda pojazdem (tu samochodem) to kwestia przede wszystkim myślenia (za siebie i innych) oraz praktyki.
Tej praktyki, siłą rzeczy, masz tyle co kot napłakał, taki system kursów beznadziejny mamy.
I na drogach efekty tego.
Pewność siebie nabywa się samoistnie, wraz z wyjeżdżonymi godzinami (pamiętając o pokorze, bo pojazd nie jest zabawką).
Kurs nie przygotowuje (albo robi to kiepsko) do jeżdżenia po drogach.
Jego celem (w przytłaczającej wiekszosci przypadków) jest nauczenie kursanta by zdał egzamin.
Później i tak większość jeździ po swojemu, fajnie gdy ludzie robią To z wyobraźnią.
Czyli - zachęcam do większej ilości praktyki jazdy z dobrym instruktorem (co wbrew pozorom nie jest łatwe).
Spokój, opanowanie i pewność siebie to za kółkiem kluczowe cechy, podczas egzaminu również.
Ja egzaminów nie znoszę, pamiętam jak się na nich stresowałem.
Pamiętam mój pierwszy na prawo jazdy.
Tak mi z nerwów latała noga na sprzęgle podczas jazdy łukiem, że z niego wyjechałem
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Tajnie, że się nie wstydzisz. Pamiętam jakim problemem, ujmą na ego było branie dodatkowych godzin przed powtórnym egzaminem na ciężarówkę.
Po prostu nie rozumiałem, że z takim „przebiegiem” to kwestia koncentracji i szczęścia aby zdać.
Jeździć uczymy się de facto dopiero jeżdżąc sami. Bez bardziej lub mniej „pomocnej dłoni” instruktora. Bo już nikt nas nie poprawia, nie instruuje i nie mówi gdzie jechać. Za kierownicę też nie złapie, nie zahamuje awaryjnie
Kilka godzin w miesiącu to niemal tyle co nic dla polepszania umiejętności. Pewności siebie już nieco więcej daje. Ja proponuję te kilka godzin wyjeździć w tygodniu poprzedzającym egzamin. I warto, by instruktor mówił o błędach po ich wykonaniu, nie w trakcie Lub przed. Jak na egzaminie
Zdać go (w swoim czasie - z pokorą i cierpliwością) i zapomnieć.
Po miesiącu jady samodzielnej bedziesz dużo lepiej prowadzić niż po roku z instruktorem.
Dasz sobie radę
Po prostu nie rozumiałem, że z takim „przebiegiem” to kwestia koncentracji i szczęścia aby zdać.
Jeździć uczymy się de facto dopiero jeżdżąc sami. Bez bardziej lub mniej „pomocnej dłoni” instruktora. Bo już nikt nas nie poprawia, nie instruuje i nie mówi gdzie jechać. Za kierownicę też nie złapie, nie zahamuje awaryjnie
Kilka godzin w miesiącu to niemal tyle co nic dla polepszania umiejętności. Pewności siebie już nieco więcej daje. Ja proponuję te kilka godzin wyjeździć w tygodniu poprzedzającym egzamin. I warto, by instruktor mówił o błędach po ich wykonaniu, nie w trakcie Lub przed. Jak na egzaminie
Zdać go (w swoim czasie - z pokorą i cierpliwością) i zapomnieć.
Po miesiącu jady samodzielnej bedziesz dużo lepiej prowadzić niż po roku z instruktorem.
Dasz sobie radę
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Instruktor zawsze mówi w trakcie jazdy, a na egzaminie dopiero po, stąd też stres, bo nie wiesz o co chodzi. Ja chcę sama jeździć, żeby mi nikt nie przeszkadzał, żebym mogła się skoncentrować i cieszyć jazdą.Pavel pisze: ↑18 sie 2021, 18:35 Tajnie, że się nie wstydzisz. Pamiętam jakim problemem, ujmą na ego było branie dodatkowych godzin przed powtórnym egzaminem na ciężarówkę.
Po prostu nie rozumiałem, że z takim „przebiegiem” to kwestia koncentracji i szczęścia aby zdać.
Jeździć uczymy się de facto dopiero jeżdżąc sami. Bez bardziej lub mniej „pomocnej dłoni” instruktora. Bo już nikt nas nie poprawia, nie instruuje i nie mówi gdzie jechać. Za kierownicę też nie złapie, nie zahamuje awaryjnie
Kilka godzin w miesiącu to niemal tyle co nic dla polepszania umiejętności. Pewności siebie już nieco więcej daje. Ja proponuję te kilka godzin wyjeździć w tygodniu poprzedzającym egzamin. I warto, by instruktor mówił o błędach po ich wykonaniu, nie w trakcie Lub przed. Jak na egzaminie
Zdać go (w swoim czasie - z pokorą i cierpliwością) i zapomnieć.
Po miesiącu jady samodzielnej bedziesz dużo lepiej prowadzić niż po roku z instruktorem.
Dasz sobie radę
A ogólnie na dzisiaj, to nic mi się nie chce, biorę życie jakie jest i ludzi jacy są. Jestem szczęśliwa, że mam możliwość bycia z synem, pokazywania mu świata i to mi starczy.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Calioe ja mam 37 lat.
Próbowałam zdać prawo jazdy jako młoda dziewczyna i miałam takie samo podejście jak Ty.
Próbowałam, stresowałam się i nic.
W tym roku mam zamiar do tego wrócić i podejść do tego z większym wyczuciem i dojrzałością. To jest też świetny trening dla psychiki i ćwiczenie cierpliwości.
Mam zamiar też mocniej wierzyć w siebie.
Skoro tyle już w życiu przetrwałam to dam radę i z tym i Ty też dasz
Próbowałam zdać prawo jazdy jako młoda dziewczyna i miałam takie samo podejście jak Ty.
Próbowałam, stresowałam się i nic.
W tym roku mam zamiar do tego wrócić i podejść do tego z większym wyczuciem i dojrzałością. To jest też świetny trening dla psychiki i ćwiczenie cierpliwości.
Mam zamiar też mocniej wierzyć w siebie.
Skoro tyle już w życiu przetrwałam to dam radę i z tym i Ty też dasz