Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Moderator: Moderatorzy
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Być może jest bożkiem, pierwsze jest dziecko i dalej relacja z mężem. Tak wybrałam i teraz cierpię, bo nie widzę siebie samej, za bardzo zabrnęłam robiąc wszystko dla innych. Modlę się by odzyskać względny spokój, by poradzić sobie z życiem. Zawsze byłam zaradna, dam sobie radę sama, ale będąc w miarę szczęśliwą w małżeństwie nie chcę tego oddać kusemu.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Sugerowana jako właściwa gradacja ważności to: Bóg,Ty,mąż,dzieci,rodzina pierwotna,przyjaciele i otoczenie.Jak Bóg na pierwszym miejscu to i resztę łatwiej usystematyzować.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
No teraz rozumiem dlaczego ja tak cały czas czuję, że taka jest kolejność, a piszę inaczej. Bo taka ma ona być, dziękuję. Dlatego ta moja relacja z mężem jest wysunięta przed dziecko,ona była pierwsza.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Mąż ma hasło na komputerze, może jednak jest ktoś inny, choć zawsze byliśmy sobie bardzo wierni i zawsze we dwoje. Teraz to nie wiem już, nic do tej pory nie znalazłam, tak mu teraz nie ufam.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Szkoda że nikt mi już nie odpisuje. Mój mąż ma poważny kryzys ze sobą, chce ode mnie i syna uciec, przerasta go takie życie. Modlę się za niego i nas, mam wsparcie w mojej i jego rodzinie, oni też się modlą. Poszłam też do psychologa i będę chodzić na grupę terapeutyczną. Siedzę cicho i zajmuję się sobą.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope, wątek jest aktywny, gdy autork/ka wątku jest aktywny/a. Inaczej mówiąc - dzieli się sobą, nie tylko odpowiada na pytania.
Nie masz oczywiście obowiązku dzielić się sobą, ale jest to o tyle ważne, że otwiera i zachęca do pisania innych użytkowników forum.
Gdy będziesz na grupie terapeutycznej, zwróć uwagę na tę dynamikę komunikacji, to może Ci pokazać obszar do pracy nad sobą, nad swoimi oczekiwaniami m.in.
Nie masz oczywiście obowiązku dzielić się sobą, ale jest to o tyle ważne, że otwiera i zachęca do pisania innych użytkowników forum.
Gdy będziesz na grupie terapeutycznej, zwróć uwagę na tę dynamikę komunikacji, to może Ci pokazać obszar do pracy nad sobą, nad swoimi oczekiwaniami m.in.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Jan Paweł II
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope ,Caliope pisze: ↑03 mar 2020, 23:21 Szkoda że nikt mi już nie odpisuje. Mój mąż ma poważny kryzys ze sobą, chce ode mnie i syna uciec, przerasta go takie życie. Modlę się za niego i nas, mam wsparcie w mojej i jego rodzinie, oni też się modlą. Poszłam też do psychologa i będę chodzić na grupę terapeutyczną. Siedzę cicho i zajmuję się sobą.
ja nadal modle sie egzorcyzmem malzenskim, mimo ,ze jest dobrze .. To mi pomaga wzmocnic sie w sakramencie malzenstwa i jednoczesnie czuje lepsza wiez z mezem .. nasze zycie jest b skomplikowane,ale wydaje mi sie ,ze idzie teraz po Bozemu ..
Podziwiam te osoby ,ktore maja swoje watki .. ja pisze duzo " u wszystkich " .. jest duzo szczegolow , ktore ulatwilyby indentyfikacje a jednoczesnie bez nich wszystko byloby rozmyte ..
Takie wypisywanie sie pomaga mi spojrzec na swoje zycie i przemyslenia z boku .. i to jest juz ciekawe doswiadczenie ..
Caliope, jesli masz chwile to mysle ,ze warto ....
Mnie pomogla modlitwa wielu ludzi .. czesci z nich zapewne nie bedzie mi dane poznac,ale oddaje to Bogu ,niech im wynagrodzi dla ich Dobra i na Chwale Boza :)
Westchne w modlitwie ...
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope, w mojej ocenie obrałaś dobry kierunek. Modlitwa, praca nad sobą. Spróbuj wznieść się ponad tę krzywdę, jaką odczuwasz obecnie ze strony męża. Jego obojętność, raniące słowa, chęć ucieczki od Was. Zdaję sobie sprawę, jakie to trudne, ale spróbuj to przezwyciężyć teraz.
Parę lat temu, kiedy wybuchł kryzys w moim małżeństwie właśnie w tej formie ( że mąż się emocjonalnie odsunął, był obojętny, nieobecny, dawał do zrozumienia, że nasza rodzina nie jest dla niego na pierwszym miejscu ), szalałam z rozpaczy. Jak to? Taka wspaniała rodzina, dobra żona, dorodne, mądre, nie sprawiające problemów dzieci... Były różne problemy dnia codziennego, ale nie było tragedii: chorób, śmierci, niedostatku. Nie rozumiałam, jak - mając takie życie - można TAK go nie doceniać...
Dobra koleżanka doradzała mi, abym zajęła się sobą. W ogóle nie przejmowała się mężem, ale ja uważałam, że to jest niemądra rada i niewykonalna. Bo gdzie w tym były moje zranione uczucia???
Zawładnęło mną poczuciu krzywdy, wciąż inicjowałam poważne rozmowy, których mój mąż nienawidził. No i pokazywałam mu się od tej "gorszej" strony. Zapłakana, zdezorientowana, zaniedbana...
Podejmowałam pewne kroki w kierunku naprawy siebie, przemiany. Jednak nie byłam konsekwentna, więc nie przekonałam się, jakie owoce by to wydało
Jeżeli nie podejrzewasz zdrady, nie ma jeszcze uwikłania w kowalską, uważam, że.... wcale nie jest tragicznie
Chociaż, za taką postawą mogą kryć się skrzętnie ukrywane "romansiki", ale one naprawdę mogą być różnego kalibru i nie koniecznie jeszcze na tyle groźne, aby doprowadziły do rozpadu małżeństwa. Tym bardziej więc zadbaj o siebie. Mąż może się zdziwić lekko, gdy zobaczy, że w obliczu takiego odrzucenia z jego strony, zachowujesz spokój, a nawet pogodę ducha, że dajesz radę i potrafisz dobrze żyć. Zobacz, cała rodzina modli się za Was, a więc widzi szansę na uratowanie tego, chcą tego. Caliope, głowa do góry!
Parę lat temu, kiedy wybuchł kryzys w moim małżeństwie właśnie w tej formie ( że mąż się emocjonalnie odsunął, był obojętny, nieobecny, dawał do zrozumienia, że nasza rodzina nie jest dla niego na pierwszym miejscu ), szalałam z rozpaczy. Jak to? Taka wspaniała rodzina, dobra żona, dorodne, mądre, nie sprawiające problemów dzieci... Były różne problemy dnia codziennego, ale nie było tragedii: chorób, śmierci, niedostatku. Nie rozumiałam, jak - mając takie życie - można TAK go nie doceniać...
Dobra koleżanka doradzała mi, abym zajęła się sobą. W ogóle nie przejmowała się mężem, ale ja uważałam, że to jest niemądra rada i niewykonalna. Bo gdzie w tym były moje zranione uczucia???
Zawładnęło mną poczuciu krzywdy, wciąż inicjowałam poważne rozmowy, których mój mąż nienawidził. No i pokazywałam mu się od tej "gorszej" strony. Zapłakana, zdezorientowana, zaniedbana...
Podejmowałam pewne kroki w kierunku naprawy siebie, przemiany. Jednak nie byłam konsekwentna, więc nie przekonałam się, jakie owoce by to wydało
Jeżeli nie podejrzewasz zdrady, nie ma jeszcze uwikłania w kowalską, uważam, że.... wcale nie jest tragicznie
Chociaż, za taką postawą mogą kryć się skrzętnie ukrywane "romansiki", ale one naprawdę mogą być różnego kalibru i nie koniecznie jeszcze na tyle groźne, aby doprowadziły do rozpadu małżeństwa. Tym bardziej więc zadbaj o siebie. Mąż może się zdziwić lekko, gdy zobaczy, że w obliczu takiego odrzucenia z jego strony, zachowujesz spokój, a nawet pogodę ducha, że dajesz radę i potrafisz dobrze żyć. Zobacz, cała rodzina modli się za Was, a więc widzi szansę na uratowanie tego, chcą tego. Caliope, głowa do góry!
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
No cóż...... to ostatnie zdanie jest najważniejsze. Zajmuj się sobą , pracuj ze sobą i nad sobą.
Zmieniaj siebie (a nie otoczenie) a pod wpływem Twoich zmian ma szansę zmienić się też i Twoje otoczenie, a już na pewno zmieni się postrzeganie tego otoczenia.
Gdy dzielisz się swoimi emocjami -ja to nazywam "wentylowaniem emocji"- to masz szanse na zwrot od innych. Gdy milczysz to wątek siłą rzeczy też przestaje być aktywny. To Twój wątek i miejsce do "wywalania" tego co boli....... do dzielenia się.PD
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Dziękuję wam, jesteście kochani Właśnie od wczoraj się uśmiecham, jestem szczęśliwa sama ze sobą. Poszłam sobie do fryzjera, dla mnie to spora zmiana. I po prostu przestałam się przejmować moją relacją, modlę się i odczuwam bardzo duży wewnętrzny spokój i nadzieję na moje szczęście z Bogiem. Nigdy nie pisałam że kiedyś piłam, minie dopiero 12 lat, ale wiele zrobiłam dla siebie, mnóstwo pracy nad sobą,przeszłam kilka terapii już, teraz wróciła moja siła. Wtedy też się cały czas modliłam, Bóg pomógł mi przez to przejść, teraz też.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Zdałam sobie sprawę że do decyzji które podjął mój mąż przyczynił się kolega który nas poznał. On jest kawalerem, nie lubi kobiet, nie darzy ich szacunkiem. Ma jacht na którym pływają, mój mąż zabiera go na wycieczki, zamiast nas swojej rodziny . Mąż z synem nie był na spacerze nawet od 26.12.19. Mam starą korespondencję z tym kolegą, bardzo kompromitującą, nie wiem, czy mąż powinien wiedzieć? chciałam z tym kolegą porozmawiać, a on nie chce, czyli coś dużo wie.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Jacht ma mąż ?czy kolega? Definiujesz się jako trzeźwa alkoholiczka?
kompromitująca Ciebie? jego? czy męża?
Pogody Ducha
PS.znasz tę Modlitwę?
"O Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym,
czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to,
co mogę zmienić,
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego."
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Jacht ma kolega, i bardzo duży wpływ na męża i na niego mam tą korespondencję.
Tak jestem trzeźwą alkoholiczką i się tego nie wstydzę, jestem dumna że wyszłam na prostą.
Znam tą modlitwę, akurat dla mnie na teraz.
Tak jestem trzeźwą alkoholiczką i się tego nie wstydzę, jestem dumna że wyszłam na prostą.
Znam tą modlitwę, akurat dla mnie na teraz.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope, 24 h. Mimo alkoholizmu można być szczęśliwym ....., bo Twoje szczęście jest w Tobie.Nie w mężu, nie w oparciu się na relacji z nim- ona może pomagać w poczuciu szczęścia lecz nie da szczęścia bo to tylko człowiek.PD
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Nałogu oczywiście, dlatego tutaj do was trafiłam i znów jestem szczęśliwa i idę do przodu. Praca nad sobą przynosi radość,a Bóg daje nadzieję i swą miłość.
Odpuściłam koledze, nie warto burzyć sobie nastroju, wolę się pomodlić za mnie i moją rodzinę
Odpuściłam koledze, nie warto burzyć sobie nastroju, wolę się pomodlić za mnie i moją rodzinę