Tu się odniosę, bo uważam że istotne by to wybrzmiało. Żaden racjoholizm, jak dla mnei możecie panie zostać przy swoim. To tylko moje przemyślenia i stanowisko.
renta11 pisze: ↑26 lis 2021, 22:34
To ja przedstawię swoje zdanie na temat macierzyństwa.
Sama jestem dzieckiem z kluczem na szyi, babcia zmarła jak miałam 5 lat, brat 6. Rodzice pracowali, a my po szkole z kluczem na szyi biegaliśmy po podwórku. W przedszkolu byliśmy już przed 6, bo mama jechała do pracy na 7. To z przedszkola wspominam nie najlepiej. Ale już w szkole podstawowej było ok. Sąsiadka mnie czesała rano, obiad jedliśmy z rodzicami między 16-17. Nie wspominam tego jako traumy. A zabawy na podwórku były fajne, dużo dzieci.
Ja się wychowywałem podobnie. I efekty, konsekwencje również tego odczułem w dorosłym życiu. Zrozumiałem zaś podczas pracy nad sobą, bo traumy z tego powodu również nie odczuwałem. Moim przewodnikiem nie był ojciec (ciagle w pracy, a jak nie w pracy to głownie spał lub przed tv), nie była mama (praca lub inne zajęcia), a podwórko i mainstream. Nie to, że całkowicie się nie sprawdzili, ale było to niezmiernie dalekie od optimum.
Co bardzo istotne - rodzice nie byli przygotowani do swojej roli, masa dysfunkcji i deficytów - efekt „pracy” poprzedniego pokolenia. a u nich jeszcze poprzedniego. Nikt nie wpadł na to, że warto to zmienić. Oczywiście inne czasy i uwarunkowania.
Tak czy owak, efektem wychowania głównie przez podwórko i mainstream był bałagan w głowie, ich wartości i sposoby na życie.
Efekty końcowe to moje funkcjonowanie, wybór żony i późniejszy bałagan w małzeństwie. To wszystko system naczyń połączonych.
Dla swoich dzieci zdecydowanie tego nie chcę.
renta pisze:
Nie widzę powodu, aby matka miała się w życiu realizować tylko jako matka. To jakieś archaiczne myślenie jest, seksistowskie nawet.
Ja również nie widzę
Tylko warto do tego dodać, że w zdrowej sytuacji kariera matki powinna być tą najważniejszą.
Posiadanie dzieci to nie jest przecież obowiązek.
renta pisze:
A Pawłowi proponuję, aby zrezygnował z pracy i na pełen etat zajął się 4 dzieci i domem z przyległościami. Myślę, że po pól roku (po miesiącu
) leciałbyś do pracy jak na skrzydłach. Więc nie dajmy się zwariować. No i widzę u Was sprzeczności, bo jednak Twoja żona pracuje. Jako małżeństwo chyba mocno się mijacie przy takim obciążeniu. Aż chciałoby się westchnąć: przykład, nie wykład
Sorki, to tak dla rozluźnienia atmosfery.
Ale ja się nie obrażam
Z propozycji korzystam i taki jest właśnie mój, nasz cel - by korzystać duuuużo pełniej.
Powrót do Polski, edukacja domowa dzieci, bycie z nimi jak najdłużej i wychowanie ich, przygotowanie do samodzielności. Jako dodatek, bardzo istotny, gospodarstwo ekologiczne by żywieniowo być jak najbardziej samowystarczalnym.
Tym razem, w przeciwieństwie do tego co my mieliśmy - właściwie. Na ile będę potrafił oczywiście
Dlatego właśnie żona się przeciąża aktualnie (od 3 miesięcy), dlatego przeciążam się i ja - aby docelowo stać się ojcem na pełen etat.
By jak najszybciej zmienić to jak żyjemy, bo ciężko to półniewolnictwo w tym chorym systemie nazwać życiem. Na pewno zaś nie jest takie jakie bym chciał przeżywać.
Ja chętnie bym żonę zastapił w domu, mając świadomość jak ciężka, wymagająca i odpowiedzialna to robota. Od zawsze doceniałem rolę „gospodyni domowej”. Wiedząc, że czasem można dostać szmergla z naszymi dzieciakami, to nie są chodzące anioły
Niestety jej zarobki nie wystarczyłyby do utrzymania w tym systemie. Moje z kolei nie wystarczają by się z niego wyrwać. Stad połączenie sił i okresowe przeciążenie, mam nadzieję, że nie dłuższe niż rok, półtora.
Coś za coś.
Ja akurat uwielbiam dzieci, nie tylko swoje. W domu potrafię ogarnąć i posiłki, i sprzątanie i dzieci. I robię to gdy mogę w dodatku
Także szmergla bym nie dostał. Na bank. Przetestowane już.
Taka „zwykła” praca, która nie jest łączona z pasją (czyli np. moja aktualna - nie boli mnie, ale przyjemności nie sprawia) nie jest z pewnością miejscem do którego chciałbym uciekać od własnych dzieci.
To tylko środek do utrzymania rodziny. Mało która praca u mało którego człowieka jest czymś innym z mojej obserwacji, ludzie często sobie po prostu wmawiają, że jest inaczej.
renta pisze:
Tak naprawdę to podziwiam Twoją żonę, bo ja z dwójka miałam co robić, a ona sobie z czwórką i to małych dzieci, radzi. I jeszcze pracuje. Szacunek dla niej. Przy takiej liczbie dzieci ta praca to dla jakiegoś cyborga jest.
Ja też podziwiam, doceniam, szanuję i to wyrażam
Bo to mega trudna robota, nie mam wątpliwości.
renta pisze:
Nie lubię kiedy kobietę wysyła się do 3 k:kuchni, dzieci, kościoła. Przecież my także jesteśmy ludźmi, różnymi ludźmi.
Ja tam żony nigdzie nie wysyłam. Nie jestem jej ojcem, a mężem.
renta pisze:
Dzisiaj jakoś tak dziwnie się dzieje, że dzieci są bardzo w centrum wszechświata dla rodziców. I nie wiem, czy to dla dzieci takie dobre jest.
W centrum powinien być Bóg.
Natomiast samo skupienie w pewnym okresie na dzieciach, o ile jest mądrze realizowane, z pewnością jest w mojej ocenie dobre. To odpowiedzialność którą na siebie wzięliśmy i bardzo bolesne konsekwencje jeśli tę misję spapramy. Odczułem to na własnej skórze.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk