Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope, co do świadczeń, to nie jest tak, że tylko dzieci z bardzo dużymi problemami mogą dostać świadczenia. Jeśli dziecko na stałe przyjmuje leki, ma trudności w obszarze edukacji i wymaga rehabilitacji - ma prawo dostać orzeczenie, a rodzic ma prawo wtedy wystąpić o świadczenie. Nie jest tak, że nie przysługuje. Warto spróbować.

Mój syn jest wyrównany, nie ma skoliozy, ani większych problemów, mimo asymetrii ciała i asymetrycznego napięcia, bo stale ćwiczy. W szkole uczy się dobrze, choć jest to okupione dużą pracą i naszą i przy wsparciu specjalistów. Logopedycznie pracujemy i mówi dobrze. I mimo to parę dni temu pani w poradni pytała mnie, czy przy takiej ilości pracy z synem jaką mam, nie wolałabym skorzystać ze świadczenia. U mojego syna na oko nie widać żadnej niepełnosprawności, nie przyjmuje tez żadnych leków. To nie od tego zależny orzeczenie i przyznanie świadczenia. To nie jest tak, że trzeba dziecko zaniedbać, po to by niepełnosprawność była widoczna, by móc z niego skorzystać. Nie tylko mamy niepełnosprawnych dzieci wiedzą ile pracy, czasu, wysiłku i pomysłowości kosztuje nas sprawność naszych dzieci. Specjaliści tez to wiedzą. Warto zebrać dokumentację dziecka i spróbować. Jest trochę zabawy z tymi papierkami, ale wcale nie tak dużo. I wcale nie jest to tak skomplikowane jak piszą. Pomagałam mamom i w uzyskiwaniu świadczenia i orzeczenia, także opiekunom osób dorosłych. W większości przypadków udało się od razu, za pierwszym podejściem. Czasem jest potrzeba odwołania. Procedura jest bezpłatna. Gdybyś miała pytania, napisz na priv do mnie.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Pavel »

3letniaMężatka pisze: 26 lis 2021, 0:09 Caliope, mi praca uratowała tyłek, w tych trudnych chwilach. Od 7 do 15 nie myślałam o swoich problemach domowych. Słuchaj, znam wiele par, gdzie jedna osoba w małżeństwie oddaje prawie całą wypłatę na "opiekunkę" byle by wrócić do pracy, zmienić otoczenia i odetchnąć. Byle by wrócić. A może by tak spróbować nawet przez miesiąc? Jestem pewna, że potem ta trudna sytuacja jakoś by rozwiązła z pozytywnym zakończeniem np. znajomy powiedział, że jego znajomy szuka kogoś (...) Siedząc w domu, ciężko było mi znaleźć pracę, ale gdy już ją dostałam to inne oferty wyskoczyły jak z kapelusza 🙂 Czasami wystarczy tylko niewielka zmiana, nawet początkowo kosztem swoich ciężko zarobionych pieniędzy 🙂
Dla mnie to niewyobrażalne, mimo znajomości takich przypadków z życia.
Bogu dzięki moja żona tak nie ma (co nie znaczy, że nie ma nierzadko ochoty uciec z domu - przy czwórce dzieci można jednak mieć po dziurki w nosie).
Teraz żona pracuje zawodowo, ale powody są czysto ekonomiczne.
Za nic w świecie nie chciałbym aby pracowała tylko dlatego by uciec z domu, od matkowania, od dzieci.
Rozumiem, że czasem ma to inne podłoża, np. ekonomiczne, gdy nie ma wyjścia, ale taki przykład, że oddaje się dzieci obcym osobom by zarobić niemal tylko na opłacenie ich?
No, dla mnie niewyobrażalne.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Pavel pisze: 26 lis 2021, 13:00 Dla mnie to niewyobrażalne, mimo znajomości takich przypadków z życia.
Bogu dzięki moja żona tak nie ma (co nie znaczy, że nie ma nierzadko ochoty uciec z domu - przy czwórce dzieci można jednak mieć po dziurki w nosie).
Teraz żona pracuje zawodowo, ale powody są czysto ekonomiczne.
Za nic w świecie nie chciałbym aby pracowała tylko dlatego by uciec z domu, od matkowania, od dzieci.
Rozumiem, że czasem ma to inne podłoża, np. ekonomiczne, gdy nie ma wyjścia, ale taki przykład, że oddaje się dzieci obcym osobom by zarobić niemal tylko na opłacenie ich?
No, dla mnie niewyobrażalne.
Pavel,
to zupełnie naturalna potrzeba kobiety, by mieć swoją pracę, pieniądze i realizować się zawodowo. I czasem kobiety są gotowe przeznaczyć pensję na to, by móc się rozwijać, a w tym czasie zapewnić dzieciom opiekę. Przecież pracujące mamy tez są mamami, też spędzają z dziećmi czas. Mama podejmująca pracę nie ucieka od dzieci na całą dobę. Ale może mieć potrzebę ucieczki i robienia czegoś poza, bycia nie tylko mamą, ale i kimś, kto ma swoje sprawy, relacje, osiągnięcia. I to się da pogodzić. Bycie tylko mamą bywa bardzo wyczerpujące, wiąże się też z ogromnym ostracyzmem społecznym. Zwykle też oznacza bardzo nikłe zaangażowanie ojca dzieci w bycie rodzicem, w dom. Często także okraszone pretensjami ile wszystko kosztuje, że kobieta nie zarabia, koniecznością proszenia o pieniądze na swoje potrzeby. Więc dochodzi czasem i upokorzenie i ogromna samotność. Stąd potrzeba ucieczki. To często ucieczka przed depresją, byciem poniżaną, osamotnioną, niezauważaną. Wielu mężczyzn wykorzystuje w relacji swoją przewagę ekonomiczną - bo może. Więc prowadzą podwójne życie łożą na rodzinę i żyją po kawalersku, odpowiedzialność zostawiając żonie. Jedni się w tym czasie łajdaczą, inni lenią. Efekt ten sam.

Choć drugą strona medalu jest to, że wiele mam, które pracują z przymusu ekonomicznego jest tak zaorana, że nie mają przyjemności ani w pracy, ani z bycia mamą. Są po prostu zmęczone. Więc nie zawsze podjęcie przez kobietę pracy jest rozwiązaniem, które poprawia jej sytuację. Sytuację poprawia poprawa relacji z małżeństwie i przekazanie mężowi odpowiedzialności. Nawet części - ile tylko się uda.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Ruta

Świadczenie tak. Warto próbować ale to nie jest takie proste niestety. Ja miałam szczęście. I wielu rodziców w takiej sytuacji jak ja nie ma świadczenia.

Zgadzam się z tym co piszesz o bezsilności. Czasami lepiej przyznać nawet przed sobą samym, że nie dla rady niż na siłę udawać, że sobie radzę.

Panel
Za nic w świecie nie chciałbym aby pracowała tylko dlatego by uciec z domu, od matkowania, od dzieci.
Nie zrozumie ten co nie przeżył 😉 Ja chętnie bym uciekła od matkowania i od dzieci. Czasami tak jest. 🤷 Kobiet po długim czasie siedzenia w domu z dziećmi zaczyna żyć życiem dzieci i zapominają o swoim. Bywa. Ja np po kilku latach bycia w domu poszłam do pracy i byłam w swoim żywiole. Nie chciałam nawet więcej dzieci, bo będę robić karierę. 💪 Nie trwało to długo, bo zatęskniłam za siedzeniem w domu z dziećmi. 😊
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Pavel »

Ruta, Firekeeper,
Ja rozumiem, że tak bywa, rozumiem też, że takie sytuacje jakie opisałyście się zdarzają.
Nie są to jednak wg mnie sytuacje docelowo optymalne, normalne ani właściwe układy w rodzinie.
Chęć rozwoju rozumiem i popieram, natomiast sytuacji gdy kariera jest istotniejsza niż dziecko, rodzina - już nie.
Czy w normalnej rodzinie, takiej która funkcjonuje jak należy, mąż nie jest finansowym przemocowcem albo frustratem, na życie starcza a zdanie otoczenia, społeczeństwa ma się w nosie taka postawa jest czymś optymalnym?
No bo mi się w moim „zaściankowym” myśleniu wydaje, że od wychowywania są rodzice, nie opiekunki.
Teściowa mi opowiadała jak jest w Belgii (bo w Uk nieco bardziej tradycyjnie jednak). Powszechne jest wychowywanie dzieci przez obce osoby (lub dziadków), bo rodzice wolą robić kariery. To po co dzieci? To wg mnie naturalne pytanie w takiej sytuacji.
I nie piszę o przedszkolu na kilka godzin dziennie (Bo to dobre dla rozwoju dziecka), a o sytuacjach gdy na dziecko zostaje w rzeczywistości niewiele czasu. Bo najpierw praca, dom też sam się nie ogarnia, jest czas dla siebie...To ile zostaje na dziecko?

Ja ani sobie, ani żonie nie życzyłbym sytuacji by poszła na pełen etat do pracy, tak na stałe.
Bo teraz pracuje, jak ja, 7 dni w tygodniu. Ona pięć dni w domu, weekend w pracy, ja odwrotnie. Ale mamy w perspektywie remont domu i powrót do ojczyzny - więc tymczasowo wytężamy siły, poświęcamy się. Długofalowo - nie do zaakceptowania.
Jasne, czasem nie ma wyjścia. Nie rozumiem natomiast w sytuacji gdy to konieczne nie jest.

Tak już przy okazji, w moim przekonaniu jednak większość społeczeństwa się w swojej pracy niespecjalnie realizuje. Cokolwiek sobie ludzie wmawiają lub cokolwiek dali sobie wmówić.
Zwłaszcza widoczne to w Polsce właśnie, gdzie ludzie generalnie jakoś nie tryskają radością w miejscu pracy.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 26 lis 2021, 12:49 Caliope, co do świadczeń, to nie jest tak, że tylko dzieci z bardzo dużymi problemami mogą dostać świadczenia. Jeśli dziecko na stałe przyjmuje leki, ma trudności w obszarze edukacji i wymaga rehabilitacji - ma prawo dostać orzeczenie, a rodzic ma prawo wtedy wystąpić o świadczenie. Nie jest tak, że nie przysługuje. Warto spróbować.

Mój syn jest wyrównany, nie ma skoliozy, ani większych problemów, mimo asymetrii ciała i asymetrycznego napięcia, bo stale ćwiczy. W szkole uczy się dobrze, choć jest to okupione dużą pracą i naszą i przy wsparciu specjalistów. Logopedycznie pracujemy i mówi dobrze. I mimo to parę dni temu pani w poradni pytała mnie, czy przy takiej ilości pracy z synem jaką mam, nie wolałabym skorzystać ze świadczenia. U mojego syna na oko nie widać żadnej niepełnosprawności, nie przyjmuje tez żadnych leków. To nie od tego zależny orzeczenie i przyznanie świadczenia. To nie jest tak, że trzeba dziecko zaniedbać, po to by niepełnosprawność była widoczna, by móc z niego skorzystać. Nie tylko mamy niepełnosprawnych dzieci wiedzą ile pracy, czasu, wysiłku i pomysłowości kosztuje nas sprawność naszych dzieci. Specjaliści tez to wiedzą. Warto zebrać dokumentację dziecka i spróbować. Jest trochę zabawy z tymi papierkami, ale wcale nie tak dużo. I wcale nie jest to tak skomplikowane jak piszą. Pomagałam mamom i w uzyskiwaniu świadczenia i orzeczenia, także opiekunom osób dorosłych. W większości przypadków udało się od razu, za pierwszym podejściem. Czasem jest potrzeba odwołania. Procedura jest bezpłatna. Gdybyś miała pytania, napisz na priv do mnie.
Nic mu już nie przysługuje, ja jestem w tym temacie od urodzenia syna i z NFZ mu nic się nie należy. Wszystko co miał skończyło się w przedszkolu, teraz tylko mogę uzyskać rehabilitacje i inne prywatnie. A ma jeszcze sporo, nawet nie mogę dostać skierowania od lekarza na ćwiczenia w szkole, bo mi nie wystawią. Miał kształcenie specjalne na jedną chorobę która się cofnęła i już nic się nie da zrobić. Tylko dzięki niej mógł mieć różne ćwiczenia i rehabilitacje. Według NFZ jest już zdrowy.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Moje zdanie jest podobne do Pavla, mojej matki ze mną nie było, sama siedziałam całymi latami w szkole podstawowej, sąsiadka tylko mnie wpuszczała do domu i grzała obiad. Robiła karierę, więc spędzała czas w pracy do 18. A ja w tym czasie egzystowałam sama, brat był u dziadków, a ojciec gdzieś pił. Chcę by moj syn miał inaczej, ale wiąże się to z tym, że mąż nie docenia mnie, umniejsza to co robię i nie mam zielonego pojęcia jak to zmienić, a tylko to mi nie pasuje i że wtedy mną manipuluje. Wszystko mi jedno gdzie będę pracowała, jak zacznę, liczą się pieniądze ile ich zarobię. Dla mnie moj syn jest priorytetem, dopóki będę mogła się nim zajmować, będę to robić.
Nowiutka

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nowiutka »

Pavel pisze: 26 lis 2021, 13:00 Za nic w świecie nie chciałbym aby pracowała tylko dlatego by uciec z domu, od matkowania, od dzieci.
Co w tym złego?
Ja w depresji mogłam zabić siebie i dziecko. Uciekłam w pracę. Dosłownie uciekłam od dziecka. To pomogło i mnie i dziecku.
I nawet jeśli nie to ekstremum (depresja) to jednak nie każda kobieta sprawdza się w roli pełnoetatowej matki. Do dziś lepszy kontakt mam z synem po pracy niż gdy za dużo czasu ze sobą spędzamy.
W dodatku dziecko pod opieką innych może mieć lepszy rozwój, chociaż to też zależy od tego kto i jak się opiekuje.
Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

Caliope, widzę że ogromnie frustruje Cię postawa męża, który nie chce pomagać Ci w opiece nad dzieckiem i dbaniu o dom. To trudna sytuacja bo jeśli pójdziesz do pracy to zapewne nie mąż na tym ucierpi a syn pozostawiony bez opieki. Mój mąż uważa że dzieci w wieku 6 i 8 l. mogą z powodzeniem z kluczami na szyi chodzić same i wracać ze szkoły/przedszkola a jak chore to tez spokojnie sobie w domu same poradzą jego zdaniem. Taka jest świadomość niektórych tatusiów i do tego żądanie, że ma się liczba zer na koncie zgadzać. Kiedy patrzę na takich mężów zastanawiam się co się stało z ich przysięgą małżeńską i nie dziwię się kobietom które dostają depresji pozostawione same z dziećmi i ze wszystkimi domowymi sprawami bo mąż musi się realizować (szkoda tylko że kosztem innych). Gdyby nie moja rodzina zginęłabym z dziećmi, które co chwilę chorują a tatuś razem z teściową przez whatsappa wydają diagnozę po 1 min rozmowy, że są zdrowiutkie nic im nie jest.
Caliope nie poddawaj się, dużo przeszłaś masz prawo do tych emocji. Daj sobie prawo do tego że się boisz o syna, do tego że jesteś smutna, zła, osamotniona. Wiesz, że ten zły czas minie bo nie może trwać wiecznie. Syn rośnie i przyjdzie czas że będziesz miała w nim wsparcie. Praca na pewno w końcu się znajdzie tylko przetrwaj ten trudny czas. Męża o nic już bym nie prosiła. Niech rzeczywistość wyleczy go z jego żądań. Dbaj o siebie i bądź dzielna.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Ruta pisze: 26 lis 2021, 12:49 Caliope, co do świadczeń, to nie jest tak, że tylko dzieci z bardzo dużymi problemami mogą dostać świadczenia. Jeśli dziecko na stałe przyjmuje leki, ma trudności w obszarze edukacji i wymaga rehabilitacji - ma prawo dostać orzeczenie, a rodzic ma prawo wtedy wystąpić o świadczenie. Nie jest tak, że nie przysługuje. Warto spróbować.

Mój syn jest wyrównany, nie ma skoliozy, ani większych problemów, mimo asymetrii ciała i asymetrycznego napięcia, bo stale ćwiczy. W szkole uczy się dobrze, choć jest to okupione dużą pracą i naszą i przy wsparciu specjalistów. Logopedycznie pracujemy i mówi dobrze. I mimo to parę dni temu pani w poradni pytała mnie, czy przy takiej ilości pracy z synem jaką mam, nie wolałabym skorzystać ze świadczenia. U mojego syna na oko nie widać żadnej niepełnosprawności, nie przyjmuje tez żadnych leków. To nie od tego zależny orzeczenie i przyznanie świadczenia. To nie jest tak, że trzeba dziecko zaniedbać, po to by niepełnosprawność była widoczna, by móc z niego skorzystać. Nie tylko mamy niepełnosprawnych dzieci wiedzą ile pracy, czasu, wysiłku i pomysłowości kosztuje nas sprawność naszych dzieci. Specjaliści tez to wiedzą. Warto zebrać dokumentację dziecka i spróbować. Jest trochę zabawy z tymi papierkami, ale wcale nie tak dużo. I wcale nie jest to tak skomplikowane jak piszą. Pomagałam mamom i w uzyskiwaniu świadczenia i orzeczenia, także opiekunom osób dorosłych. W większości przypadków udało się od razu, za pierwszym podejściem. Czasem jest potrzeba odwołania. Procedura jest bezpłatna. Gdybyś miała pytania, napisz na priv do mnie.
Caliope warto się nad tym zastanowić. Ja 2 lata temu próbowałam dla syna orzeczenie uzyskać, niestety lub stety dzięki mojej kilkuletniej pracy syn ewidentnie sprawny jest i orzecznik nas odesłał z kwitkiem. Ale u nas taki nieprzychylny orzecznik jest. Ale ostatnio kuzynka była załatwiać dla syna, któremu niedawno ortopedyczna przypadłość się przytrafiła i dostali na rok świadczenie. A Ty zapewne masz gruby segregator historii leczenia i dodatkowo, jak pisałaś, podajecie synowi lek, który jest trudno dostępny i są wymagania z przechowywaniem, podawaniem. Warto spróbować. To tylko wymaga trochę pracy w przygotowaniu dokumentacji, a korzyści możesz mieć duże - bo np. turnusy rehabilitacyjne możesz załatwić dla niego i siebie. A pod opieką lekarza jesteś, rehabilitację macie więc ma Cię kto poprzeć.
Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

Caliope, robiłaś i robisz to co jest ważne i słuszne. Opiekujesz się dzieckiem, dbasz o jego rehabilitację i zdrowie a to zaprocentuje w przyszłości. Uważam, że postępujesz właściwie, Jeśli wybrałaś, że nie będziesz realizować się zawodowo kosztem dziecka to ja to szanuję bardzo i podziwiam. Przyjdzie czas, że syn pozwoli Ci na pełnoetatową pracę i wtedy się zrealizujesz za wsparciem i aprobatą syna. Matki, które opiekują się swoimi dziećmi z serca nie z przymusu nie muszą wcale żyć życiem swoich dzieci, po prostu w odpowiednim czasie zajmują się swoim życiem ale wtedy kiedy widzą że dziecko zyskuje autonomię i niezależność a nie kiedy ktoś rzuca rozkaz do zarabiania nie licząc się z nikim i z niczym. Jesteś przemęczona zestresowana czasem ale to jest wpisane w bycie matką tym bardziej matką pozostawioną bez wsparcia ze strony otoczenia. Nie bój się męża straszeń bo jakkolwiek byłby rozczarowany życiem to pewne zobowiązania ma wynikające z założenia rodziny.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: ozeasz »

Rozumiem że mama jest też osobą i kobietą, ma swoją autonomię mimo powołania na które odpowiedziała, to jest coś przed byciem mamą, poza tym zdaję sobie sprawę z tego, że każdy człowiek ma swoją granicę wytrzymałości i to nie jest niechęć w realizacji roli, choć przekroczenie tej granicy może się nią skończyć.

Każdy z nas potrzebuje odskoczni by wrócić z nowym zapałem do pracy, obowiązków, takie psychiczne SPA i jestem w stanie sobie wyobrazić, że każdy potrzebuje różnego okresu czasu aby wrócić do równowagi, aby się zregenerować, nawet kobiety tak bardzo w stosunku do mężczyzn silne psychicznie potrzebują resetu, bo ciągle są po prostu ludźmi ze swoimi potrzebami które nieraz potrafią być zapomniane i wyparte dla dobra ogółu, a to się później może odbić w drastyczniejszy sposób, tak to widzę.

Mam bardzo dobrą znajomą, żonę mojego kumpla od podstawówki, mają trzech synów, obecnie dorosłych, mimo że była ona i jest osobą głęboko wierzącą opowiadała mi kiedy chłopcy byli bardzo mali jak nieraz miała myśli bardzo drastyczne, jak i Nowiutka, choćby takie, że miała chęć w którymś momencie dzieckiem o ścianę, niestety była sama przy wychowaniu, kumpel to alkoholik, robi na rodzinę, ciągle Go nie było bo albo pracował albo pił, w domu najczęściej Go brakowało, tak to wyglądało..
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Pavel »

Nowiutka pisze: 26 lis 2021, 16:28
Pavel pisze: 26 lis 2021, 13:00 Za nic w świecie nie chciałbym aby pracowała tylko dlatego by uciec z domu, od matkowania, od dzieci.
Co w tym złego?
Ja w depresji mogłam zabić siebie i dziecko. Uciekłam w pracę. Dosłownie uciekłam od dziecka. To pomogło i mnie i dziecku.
I nawet jeśli nie to ekstremum (depresja) to jednak nie każda kobieta sprawdza się w roli pełnoetatowej matki. Do dziś lepszy kontakt mam z synem po pracy niż gdy za dużo czasu ze sobą spędzamy.
W dodatku dziecko pod opieką innych może mieć lepszy rozwój, chociaż to też zależy od tego kto i jak się opiekuje.
Ostatnia moja odpowiedź w tym temacie, bo Caliope to w sumie niespecjalnie dotyczy, wnioskując z jej wpisu.
Jestem szczerze zdziwiony tym pytaniem, ale jako że padło - odpisuję.

Co w tym złego?
Bardziej określiłbym niewłaściwego, nienaturalnego.
Jeżeli matka ucieka w pracę od własnego dziecka i z własnego domu, znaczy że z jakichś powodów z najbardziej naturalną rolą w swoim życiu sobie nie radzi.
Ma to swoje źródła i to je warto wyleczyć zamiast uciekać od swojej natury.
Jeżeli kobieta nie sprawdza się w roli pełnoetatowej matki - to również ma swoje źrodła które warto przepracować. I pracować nad sobą by do tej roli dojrzeć. Bo dziecko to potężna odpowiedzialność.
Ewentualnie można nie powoływać na świat potomstwa, bociany przecież dzieci nie przynoszą.

Depresja nie jest stanem naturalnym i pożądanym, więc opisujesz wybór mniejszego zła którego wtedy dokonałaś. Najlepszego jaki ówcześnie potrafiłaś najwyraźniej.
To stan chorobowy, niezależny od ciebie, przynajmniej nie bezpośrednio. Nie będę się zagłębiał bo w temacie depresji się za bardzo nie rozeznaję.
I ok, tak miałaś, ale przyznasz chyba, że to nie jest wzorzec którego życzyłabyś wszystkim dzieciom.

To nieco tak w moim odczuciu, jakbym ja napisał, że co złego w tym jak funkcjonowałem przed kryzysem?
Gdybym nie uciekł w grę mógłbym żonę zdradzić, pobić lub zabić. Że może nie nadaję się na pełnoetatowego ojca i gdyby nie ucieczka w grę byłbym jeszcze gorszym niż grając.
Przecież to brzmi niespecjalnie poważnie.
Zachowując proporcje, ja przed kryzysem również byłem chory i zraniony: DDA, DDRR, DDD, brak wiedzy, brak Boga w moim życiu.

A jakoś nikomu na forum nie przyszło do głowy by mi tak pisać albo ewentualnym milczeniem Zbywać takie jak wymieniłem potencjalne usprawiedliwienia.
I słusznie.
Bo choroba to nie jest stan optymalny, naturalny, wzorzec polecany do naśladowania.
Rany przeszkadzające pełnienie najbardziej naturalnej u kobiety funkcji pod słońcem - bycia matką, również.
Tak jak niedojrzałość czy jakakolwiek inna dysfunkcja.
To warto leczyć a nie uznawać za stan w którym warto pozostać

Rozumiem, że masz lepszy kontakt z synem, gdy spędzacie mało/mniej czasu razem.
Ale czy na pewno to stan optymalny?
Wiadomo, zależy to też od tego ile ma lat.
Bo nastolatek czy dorosły ma inne potrzeby niż niemowlę, przedszkolak czy uczeń podstawówki.
.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 26 lis 2021, 18:38
Ruta pisze: 26 lis 2021, 12:49 Caliope, co do świadczeń, to nie jest tak, że tylko dzieci z bardzo dużymi problemami mogą dostać świadczenia. Jeśli dziecko na stałe przyjmuje leki, ma trudności w obszarze edukacji i wymaga rehabilitacji - ma prawo dostać orzeczenie, a rodzic ma prawo wtedy wystąpić o świadczenie. Nie jest tak, że nie przysługuje. Warto spróbować.

Mój syn jest wyrównany, nie ma skoliozy, ani większych problemów, mimo asymetrii ciała i asymetrycznego napięcia, bo stale ćwiczy. W szkole uczy się dobrze, choć jest to okupione dużą pracą i naszą i przy wsparciu specjalistów. Logopedycznie pracujemy i mówi dobrze. I mimo to parę dni temu pani w poradni pytała mnie, czy przy takiej ilości pracy z synem jaką mam, nie wolałabym skorzystać ze świadczenia. U mojego syna na oko nie widać żadnej niepełnosprawności, nie przyjmuje tez żadnych leków. To nie od tego zależny orzeczenie i przyznanie świadczenia. To nie jest tak, że trzeba dziecko zaniedbać, po to by niepełnosprawność była widoczna, by móc z niego skorzystać. Nie tylko mamy niepełnosprawnych dzieci wiedzą ile pracy, czasu, wysiłku i pomysłowości kosztuje nas sprawność naszych dzieci. Specjaliści tez to wiedzą. Warto zebrać dokumentację dziecka i spróbować. Jest trochę zabawy z tymi papierkami, ale wcale nie tak dużo. I wcale nie jest to tak skomplikowane jak piszą. Pomagałam mamom i w uzyskiwaniu świadczenia i orzeczenia, także opiekunom osób dorosłych. W większości przypadków udało się od razu, za pierwszym podejściem. Czasem jest potrzeba odwołania. Procedura jest bezpłatna. Gdybyś miała pytania, napisz na priv do mnie.
Caliope warto się nad tym zastanowić. Ja 2 lata temu próbowałam dla syna orzeczenie uzyskać, niestety lub stety dzięki mojej kilkuletniej pracy syn ewidentnie sprawny jest i orzecznik nas odesłał z kwitkiem. Ale u nas taki nieprzychylny orzecznik jest. Ale ostatnio kuzynka była załatwiać dla syna, któremu niedawno ortopedyczna przypadłość się przytrafiła i dostali na rok świadczenie. A Ty zapewne masz gruby segregator historii leczenia i dodatkowo, jak pisałaś, podajecie synowi lek, który jest trudno dostępny i są wymagania z przechowywaniem, podawaniem. Warto spróbować. To tylko wymaga trochę pracy w przygotowaniu dokumentacji, a korzyści możesz mieć duże - bo np. turnusy rehabilitacyjne możesz załatwić dla niego i siebie. A pod opieką lekarza jesteś, rehabilitację macie więc ma Cię kto poprzeć.
Mam dużo dokumentów, ale już nie są nic warte, bo nic nie zrobię jak już pisałam Rucie. Na jego schorzenia nic nie przysługuje oprócz mojego wkładu i za pieniądze, bo bym czekała latami na NFZ. U nas wizyta u okulisty jest do zapisu na rok 2023, to samo inni. Sama ogarniam i sobie z tym radzę, orzeczenia nie będzie, bo syn nie ma aspergera czy autyzmu choć ma cechy bo jest wcześniakiem. Na lek i jego schorzenie nie dają nic, bo to nie umysł.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nowiutka pisze: 26 lis 2021, 16:28
Pavel pisze: 26 lis 2021, 13:00 Za nic w świecie nie chciałbym aby pracowała tylko dlatego by uciec z domu, od matkowania, od dzieci.
Co w tym złego?
Ja w depresji mogłam zabić siebie i dziecko. Uciekłam w pracę. Dosłownie uciekłam od dziecka. To pomogło i mnie i dziecku.
I nawet jeśli nie to ekstremum (depresja) to jednak nie każda kobieta sprawdza się w roli pełnoetatowej matki. Do dziś lepszy kontakt mam z synem po pracy niż gdy za dużo czasu ze sobą spędzamy.
W dodatku dziecko pod opieką innych może mieć lepszy rozwój, chociaż to też zależy od tego kto i jak się opiekuje.
Miałam depresję po porodzie syna, bardzo silną, nic nie działało, bo to były hormony. Ogromny spadek progesteronu, myśli samobójcze i depresyjne, cały czas zmęczenie 7 flygich lat. Nie dałabym rady w tamtym okresie nawet wykłócić się o pracę, dziecko trzymało mnie przy życiu. Jestem wdzięczna Bogu, że dałam radę, a podobno kobiety w depresji poporodowej mogą dzieciom zrobić krzywdę, a ja byłam całkiem sama. Jestem z siebie dumna, bo syn żyje, rozwija się jakoś i nie umarł w szpitalu, bo widziałam go beż życia jak urodziłam. Trauma, że stracę dziecko była powodem depresji i bezsilność, że inni decydują za mnie, czy moje dziecko ma umrzeć czy żyć, to była zabawa w Boga. Może kiedys tym ludziom wybaczę ,ale napewno nie teraz.
ODPOWIEDZ