Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Al la
Posty: 2722
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Al la »

Caliope, jak byłaś na terapii DDA to zapewne to znasz http://ddainspiracje.pl/trojkat-dramatyczny-karpmana/
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
helenast
Posty: 3040
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: helenast »

Caliope pisze: 21 kwie 2023, 20:35

Zalet nie mam, nie czuję bym jakieś miała.
Skoro twierdzisz ,że nie masz i ich nie czujesz , to ok - ja to przyjmuję ...... chyba watro nad nimi popracować i wypracować je nie sądzisz ?....


Hm.... a może liczyłaś na lawinę wpisów typu - nie , no co Ty zapewne masz ich wiele ... czy coś w rodzaju - w Twoich wpisach możemy wyczytać zalety takie i takie ... itd itd ...

mój wniosek :

- 100 % manipulacja
- fałszywa pokora
- ciągłe użalanie się
- brak działania
- postawa wiecznej ofiary
- niechęć do podjęcia jakichkolwiek działań zmieniających swoje życie
- obojętność do oferty pomocy, którą oferuje Sychar - rekolekcje ogniskowe + ogólnopolskie ( również jako nagrania do odsłuchania ) ,program 12 Kroków ( internetowe , w realu, na SK ) , spotkania ogniskowe , grupy wsparcia, wakacje z Sycharem, ferie zimowe z Sycharem , warsztaty sycharowskie ( różnorodność tematyczna ) , modlitewne grupy sycharowskie na SK - itd itd
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

helenast pisze: 22 kwie 2023, 4:41
Caliope pisze: 21 kwie 2023, 20:35

Zalet nie mam, nie czuję bym jakieś miała.
Skoro twierdzisz ,że nie masz i ich nie czujesz , to ok - ja to przyjmuję ...... chyba watro nad nimi popracować i wypracować je nie sądzisz ?....


Hm.... a może liczyłaś na lawinę wpisów typu - nie , no co Ty zapewne masz ich wiele ... czy coś w rodzaju - w Twoich wpisach możemy wyczytać zalety takie i takie ... itd itd ...

mój wniosek :

- 100 % manipulacja
- fałszywa pokora
- ciągłe użalanie się
- brak działania
- postawa wiecznej ofiary
- niechęć do podjęcia jakichkolwiek działań zmieniających swoje życie
- obojętność do oferty pomocy, którą oferuje Sychar - rekolekcje ogniskowe + ogólnopolskie ( również jako nagrania do odsłuchania ) ,program 12 Kroków ( internetowe , w realu, na SK ) , spotkania ogniskowe , grupy wsparcia, wakacje z Sycharem, ferie zimowe z Sycharem , warsztaty sycharowskie ( różnorodność tematyczna ) , modlitewne grupy sycharowskie na SK - itd itd
Możesz mieć wnioski, ale nie trawie ludzi którzy oskarżają mnie o manipulację. Znasz mnie tylko z emocjonalnych wpisów, nie nie mam takich zapędów by tu ktoś pisał jakie mam zalety. MOJA sprawa czy je mam czy nie mam, nie jestem zainteresowana rozgryzaniem tego, a przeżyciem w czasie w jakim jestem. Nikt z was nie jest zainteresowany takim czymś, więc po co drążysz i wchodzisz w moją głowę.
Czytałam książki, słuchałam rekolekcji, mszy, konferencji, odmawiałam 4 razy pompejankę dla wyciszenia i inne modlitwy, chodziłam na msze i chodziłam do psychologa.
Szukam odpowiedzi, ile można robić i nic z tego nie wynika i być rozczarowanym własną pracą nad sobą. Nikogo ta praca nie obchodzi.
Jestem zmęczona analizowaniem, szukaniem mojej winy, muszę odpuścić zająć się czymś przyjemnym ,a nie tylko mówieniem sobie, twoja wina jesteś do bani, nie masz prawa do radości.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Al la pisze: 21 kwie 2023, 22:28 Caliope, jak byłaś na terapii DDA to zapewne to znasz http://ddainspiracje.pl/trojkat-dramatyczny-karpmana/
Tego nie wiedziałam, ale widzę w tym nie mnie, a męża . Na początku związku był do rany przyłóż, dobry, pomocny i można było my ufać. Byliśmy nierozłączni. Dawałam sobie pomagać, z trudem przyjmowałam pomoc jak to ja. Jak mały się urodził i miałam depresję, pomoc się skończyła, a weszło w fazę drugą długo przed kryzysem, wypominanie pomocy kiedy byłam chora na kręgosłup 3 lata wcześniej, " ja pracuje" ty mi nie pomagasz, bo tu jest kurz. Mówił, że wyprowa sobie żyły, kiedy ja bylam z dzieckiem w domu i ciężko z nim pracowałam by wyszedł z deficytów i nie było widać, że coś jest zrobione, bo go nie bylo w domu, a wymagał ode mnie pomocy jemu.Tak doszło do kryzysu, bo ja nie przyjmowałam do głowy, że mogę czegoś nie dać rady i obiecywałam poprawę przy straszeniu rozwodem. Ciągle płakałam, że nie daję rady wszystkiego ogarnąć.
Teraz faktycznie od kilku lat mąż czuje się moją ofiarą, bo pomagał, powiedział, że jest ze mną z litości. I z tego powodu pomagał jak byłam chora.
Dziękuję, to otworzyło mi oczy na to co się dzieje i działo. Jakiś krok na przód by zrozumieć co się stało. Nie napisałam tego żeby się wybielać, czy cokolwiek, ale teraz zrozumiałam o co tak naprawdę chodzi i jestem w ciężkim szoku, nie tylko kłopoty finansowe, ale takie, typowe dla DDA. Dlatego tak ważne są pieniądze i ich zarabianie. Ja nie byłam nigdy pomagającym bohaterem, mam rys kozła ofiarnego, i dziecka we mgle, bohaterem był mój brat, ja uciekałam
i rozrabiałam by ktoś mnie zauwazyl. Wiem już dlaczego czuję się gorsza od męża i byłam kontrolowana, oraz była "pomoc" na siłę, choć wcale nie potrzebowałam tego i czułam się jak mała dziewczynka. Dlatego też ja nic nie mogłam dać mężowi, i wychodziło na to, że kocham za bardzo, bo próbowałam różnymi sposobami. On ma obraz dawania i zamknięcia na branie. Naprawdę otworzyło mi to oczy, gdybym taka była pracowałabym nad tym na mojej terapii. Ja nie jestem typem pomagacza, on nawet teraz nie uszanuje mojej pracy i zdrowia, a matce leci pomóc od razu po telefonie. Teraz tylko trzeba jakoś to ugryźć, jeszcze nie wiem jak.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Konkluzja jest taka, największy plus, że mąż zajmuje się synem ,a dziecko w spontaniczny sposób swoją miłością daje mężowi i on to bierze. Ja nie mogę dać nic, więc rozumiem teraz odsuniecie męża i dążenie do ochłodzenia relacji. Czy da się to naprawić? być może tylko terapią i nie moją ,a jego i wspólną, ale koło się zamyka, bo nie pójdziemy razem nigdzie. Wielki kamień spadł z mego serca, przestanę w końcu się obwiniać i próbować myśleć jak to zmienić. Nie tędy droga, nie wiem którędy na razie, może coś wymyślę.
Nietaka
Posty: 3103
Rejestracja: 21 kwie 2019, 18:10
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nietaka »

helenast pisze: 22 kwie 2023, 4:41 - 100 % manipulacja
- fałszywa pokora
- ciągłe użalanie się
- brak działania
- postawa wiecznej ofiary
- niechęć do podjęcia jakichkolwiek działań zmieniających swoje życie
- obojętność do oferty pomocy, którą oferuje Sychar
Spójrz w lustro, Caliope.
Nietaka
Posty: 3103
Rejestracja: 21 kwie 2019, 18:10
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nietaka »

Caliope pisze: 22 kwie 2023, 11:44 Możesz mieć wnioski, ale nie trawie ludzi którzy oskarżają mnie o manipulację. Znasz mnie tylko z emocjonalnych wpisów
Z tych wpisów helenast wysnuła taki wniosek. Moim zdaniem trafny.

Skoro piszesz tu, żeby wyrzucić emocje, wyżalić się i przyjmujesz tylko wpisy poklepujące po łopatce, to trzeba było sobie umieścić to w opisie.
helenast
Posty: 3040
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: helenast »

Caliope pisze: 22 kwie 2023, 11:44
helenast pisze: 22 kwie 2023, 4:41
Caliope pisze: 21 kwie 2023, 20:35

Zalet nie mam, nie czuję bym jakieś miała.
Skoro twierdzisz ,że nie masz i ich nie czujesz , to ok - ja to przyjmuję ...... chyba watro nad nimi popracować i wypracować je nie sądzisz ?....


Hm.... a może liczyłaś na lawinę wpisów typu - nie , no co Ty zapewne masz ich wiele ... czy coś w rodzaju - w Twoich wpisach możemy wyczytać zalety takie i takie ... itd itd ...

mój wniosek :

- 100 % manipulacja
- fałszywa pokora
- ciągłe użalanie się
- brak działania
- postawa wiecznej ofiary
- niechęć do podjęcia jakichkolwiek działań zmieniających swoje życie
- obojętność do oferty pomocy, którą oferuje Sychar - rekolekcje ogniskowe + ogólnopolskie ( również jako nagrania do odsłuchania ) ,program 12 Kroków ( internetowe , w realu, na SK ) , spotkania ogniskowe , grupy wsparcia, wakacje z Sycharem, ferie zimowe z Sycharem , warsztaty sycharowskie ( różnorodność tematyczna ) , modlitewne grupy sycharowskie na SK - itd itd
Możesz mieć wnioski, ale nie trawie ludzi którzy oskarżają mnie o manipulację. Znasz mnie tylko z emocjonalnych wpisów, nie nie mam takich zapędów by tu ktoś pisał jakie mam zalety. MOJA sprawa czy je mam czy nie mam, nie jestem zainteresowana rozgryzaniem tego, a przeżyciem w czasie w jakim jestem. Nikt z was nie jest zainteresowany takim czymś, więc po co drążysz i wchodzisz w moją głowę.
Czytałam książki, słuchałam rekolekcji, mszy, konferencji, odmawiałam 4 razy pompejankę dla wyciszenia i inne modlitwy, chodziłam na msze i chodziłam do psychologa.
Szukam odpowiedzi, ile można robić i nic z tego nie wynika i być rozczarowanym własną pracą nad sobą. Nikogo ta praca nie obchodzi.
Jestem zmęczona analizowaniem, szukaniem mojej winy, muszę odpuścić zająć się czymś przyjemnym ,a nie tylko mówieniem sobie, twoja wina jesteś do bani, nie masz prawa do radości.
Zabolało ??? ... to dobrze , bo to sygnał gdzie jest do przemyślenia i do naprawy ...
Al la
Posty: 2722
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Al la »

Caliope pisze: 22 kwie 2023, 12:29
Al la pisze: 21 kwie 2023, 22:28 Caliope, jak byłaś na terapii DDA to zapewne to znasz http://ddainspiracje.pl/trojkat-dramatyczny-karpmana/
Tego nie wiedziałam, ale widzę w tym nie mnie, a męża . Na początku związku był do rany przyłóż, dobry, pomocny i można było my ufać. Byliśmy nierozłączni. Dawałam sobie pomagać, z trudem przyjmowałam pomoc jak to ja. Jak mały się urodził i miałam depresję, pomoc się skończyła, a weszło w fazę drugą długo przed kryzysem, wypominanie pomocy kiedy byłam chora na kręgosłup 3 lata wcześniej, " ja pracuje" ty mi nie pomagasz, bo tu jest kurz. Mówił, że wyprowa sobie żyły, kiedy ja bylam z dzieckiem w domu i ciężko z nim pracowałam by wyszedł z deficytów i nie było widać, że coś jest zrobione, bo go nie bylo w domu, a wymagał ode mnie pomocy jemu.Tak doszło do kryzysu, bo ja nie przyjmowałam do głowy, że mogę czegoś nie dać rady i obiecywałam poprawę przy straszeniu rozwodem. Ciągle płakałam, że nie daję rady wszystkiego ogarnąć.
Teraz faktycznie od kilku lat mąż czuje się moją ofiarą, bo pomagał, powiedział, że jest ze mną z litości. I z tego powodu pomagał jak byłam chora.
Dziękuję, to otworzyło mi oczy na to co się dzieje i działo. Jakiś krok na przód by zrozumieć co się stało. Nie napisałam tego żeby się wybielać, czy cokolwiek, ale teraz zrozumiałam o co tak naprawdę chodzi i jestem w ciężkim szoku, nie tylko kłopoty finansowe, ale takie, typowe dla DDA. Dlatego tak ważne są pieniądze i ich zarabianie. Ja nie byłam nigdy pomagającym bohaterem, mam rys kozła ofiarnego, i dziecka we mgle, bohaterem był mój brat, ja uciekałam
i rozrabiałam by ktoś mnie zauwazyl. Wiem już dlaczego czuję się gorsza od męża i byłam kontrolowana, oraz była "pomoc" na siłę, choć wcale nie potrzebowałam tego i czułam się jak mała dziewczynka. Dlatego też ja nic nie mogłam dać mężowi, i wychodziło na to, że kocham za bardzo, bo próbowałam różnymi sposobami. On ma obraz dawania i zamknięcia na branie. Naprawdę otworzyło mi to oczy, gdybym taka była pracowałabym nad tym na mojej terapii. Ja nie jestem typem pomagacza, on nawet teraz nie uszanuje mojej pracy i zdrowia, a matce leci pomóc od razu po telefonie. Teraz tylko trzeba jakoś to ugryźć, jeszcze nie wiem jak.
Caliope, a Ty na pewno nie odnajdujesz się w tym trójkącie wzajemnych relacji? Bo z tego, co piszesz, wynika coś innego.
Skoro jesteś w relacji z mężem i twierdzisz, że to on ma problem, to nie da się uniknąć spojrzenia na siebie w tej samej optyce. Odnajdujesz go w roli ratownika, ofiary, ale te role są wymienne i dopóki wzajemna relacja jest chora, to wszystkie osoby uczestniczące w tym trójkącie zamieniają się rolami i postawami. Także wasz syn.

Widzisz, my takie tematy przerabiamy na warsztatach, które Tobie proponowałam, również na spotkaniach ogniskowych. A przede wszystkim na 12 krokach, które w Sycharze mają wymiar duchowy i psychologiczny.

Proponuję Tobie jeszcze, jeżeli o tym nie słyszałaś, zapoznanie się z analizą transakcyjną i zobaczenie swoich reakcji we wzajemnych relacjach z najbliższymi. Odsyłam do książki twórcy tej metody, Erica Berna, "W co grają ludzie". Można znależć pdf w internecie.

Jeszcze jedno.
Nie wystarczy powiedzieć, mam tak, albo inaczej i koniec kropka, nic nikomu do tego. To po co tu jesteś? Dlatego, że Cię mocno boli, wewnątrz, ale mówisz, że tak jest dobrze i wszystko tłumaczysz po swojemu. Nie, nie jest dobrze, Tobie nie jest dobrze. Wiesz, naprawdę, tutaj kitu nie wciśniesz, prawie wszyscy przeżywają albo przeżywali, to co Ty teraz. I można być szczęśliwym i spełnionym, nawet, gdy najbliżsi ranią. Tylko w którymś momencie odbić się od dna i wypłynąć na słońce. Daj sobie pomóc. Ja otrzymałam wsparcie we wspólnocie, mam niesamowite przyjaźnie i sama dzielę się tym, co dostałam. A to jeszcze większa frajda.

Caliope, jak się naprawdę czujesz, tam w środku Ciebie?
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Al la pisze: 23 kwie 2023, 18:00
Caliope pisze: 22 kwie 2023, 12:29
Al la pisze: 21 kwie 2023, 22:28 Caliope, jak byłaś na terapii DDA to zapewne to znasz http://ddainspiracje.pl/trojkat-dramatyczny-karpmana/
Tego nie wiedziałam, ale widzę w tym nie mnie, a męża . Na początku związku był do rany przyłóż, dobry, pomocny i można było my ufać. Byliśmy nierozłączni. Dawałam sobie pomagać, z trudem przyjmowałam pomoc jak to ja. Jak mały się urodził i miałam depresję, pomoc się skończyła, a weszło w fazę drugą długo przed kryzysem, wypominanie pomocy kiedy byłam chora na kręgosłup 3 lata wcześniej, " ja pracuje" ty mi nie pomagasz, bo tu jest kurz. Mówił, że wyprowa sobie żyły, kiedy ja bylam z dzieckiem w domu i ciężko z nim pracowałam by wyszedł z deficytów i nie było widać, że coś jest zrobione, bo go nie bylo w domu, a wymagał ode mnie pomocy jemu.Tak doszło do kryzysu, bo ja nie przyjmowałam do głowy, że mogę czegoś nie dać rady i obiecywałam poprawę przy straszeniu rozwodem. Ciągle płakałam, że nie daję rady wszystkiego ogarnąć.
Teraz faktycznie od kilku lat mąż czuje się moją ofiarą, bo pomagał, powiedział, że jest ze mną z litości. I z tego powodu pomagał jak byłam chora.
Dziękuję, to otworzyło mi oczy na to co się dzieje i działo. Jakiś krok na przód by zrozumieć co się stało. Nie napisałam tego żeby się wybielać, czy cokolwiek, ale teraz zrozumiałam o co tak naprawdę chodzi i jestem w ciężkim szoku, nie tylko kłopoty finansowe, ale takie, typowe dla DDA. Dlatego tak ważne są pieniądze i ich zarabianie. Ja nie byłam nigdy pomagającym bohaterem, mam rys kozła ofiarnego, i dziecka we mgle, bohaterem był mój brat, ja uciekałam
i rozrabiałam by ktoś mnie zauwazyl. Wiem już dlaczego czuję się gorsza od męża i byłam kontrolowana, oraz była "pomoc" na siłę, choć wcale nie potrzebowałam tego i czułam się jak mała dziewczynka. Dlatego też ja nic nie mogłam dać mężowi, i wychodziło na to, że kocham za bardzo, bo próbowałam różnymi sposobami. On ma obraz dawania i zamknięcia na branie. Naprawdę otworzyło mi to oczy, gdybym taka była pracowałabym nad tym na mojej terapii. Ja nie jestem typem pomagacza, on nawet teraz nie uszanuje mojej pracy i zdrowia, a matce leci pomóc od razu po telefonie. Teraz tylko trzeba jakoś to ugryźć, jeszcze nie wiem jak.
Caliope, a Ty na pewno nie odnajdujesz się w tym trójkącie wzajemnych relacji? Bo z tego, co piszesz, wynika coś innego.
Skoro jesteś w relacji z mężem i twierdzisz, że to on ma problem, to nie da się uniknąć spojrzenia na siebie w tej samej optyce. Odnajdujesz go w roli ratownika, ofiary, ale te role są wymienne i dopóki wzajemna relacja jest chora, to wszystkie osoby uczestniczące w tym trójkącie zamieniają się rolami i postawami. Także wasz syn.

Widzisz, my takie tematy przerabiamy na warsztatach, które Tobie proponowałam, również na spotkaniach ogniskowych. A przede wszystkim na 12 krokach, któr0e w Sycharze mają wymiar duchowy i psychologiczny.

Proponuję Tobie jeszcze, jeżeli o tym nie słyszałaś, zapoznanie się z analizą transakcyjną i zobaczenie swoich reakcji we wzajemnych relacjach z najbliższymi. Odsyłam do książki twórcy tej metody, Erica Berna, "W co grają ludzie". Można znależć pdf w internecie.

Jeszcze jedno.
Nie wystarczy powiedzieć, mam tak, albo inaczej i koniec kropka, nic nikomu do tego. To po co tu jesteś? Dlatego, że Cię mocno boli, wewnątrz, ale mówisz, że tak jest dobrze i wszystko tłumaczysz po swojemu. Nie, nie jest dobrze, Tobie nie jest dobrze. Wiesz, naprawdę, tutaj kitu nie wciśniesz, prawie wszyscy przeżywają albo przeżywali, to co Ty teraz. I można być szczęśliwym i spełnionym, nawet, gdy najbliżsi ranią. Tylko w którymś momencie odbić się od dna i wypłynąć na słońce. Daj sobie pomóc. Ja otrzymałam wsparcie we wspólnocie, mam niesamowite przyjaźnie i sama dzielę się tym, co dostałam. A to jeszcze większa frajda.

Caliope, jak się naprawdę czujesz, tam w środku Ciebie?
Po twoim wpisie, właśnie tego mi było trzeba i to dostalam i zrozumieniu ,przeanalizowaniu przestałam odczuwać tą bezsilność która towarzyszyła mi przez całe te lata. Odnajduje się w roli ofiary, ale nigdy nie pomagałam jak mąż swojej rodzinie i kolegom. Pomagałam, ale nie myślałam o tym by potem żądać w zamian. Tyle razy mówiłam, że nie potrzebuję pomocy, a partnerstwa,a mąż czuł się cały czas skrzywdzony i ja także. Teraz mogę wybaczyć sobie i jemu, oraz przestać choć częściowo żyć w napięciu nieuchronnego końca.
Nie wiem co Bóg dla mnie przygotował dalej, ale widać musi mi się oberwać, by ruszyć z miejsca. Co czuję teraz? jestem spokojniejsza, nie rozwalona w środku, czuję, że idę na przód. Męża nie zmienię, ale mam zamiar dowiedzieć się jak to pociągnąć i gdzie stawiać granice by nie dochodziło więcej do tego rodzaju "pomocy". Na mojej terapii pracowałam przecież nad sobą, nie nad mężem.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

helenast pisze: 22 kwie 2023, 17:25
Caliope pisze: 22 kwie 2023, 11:44
helenast pisze: 22 kwie 2023, 4:41

Skoro twierdzisz ,że nie masz i ich nie czujesz , to ok - ja to przyjmuję ...... chyba watro nad nimi popracować i wypracować je nie sądzisz ?....


Hm.... a może liczyłaś na lawinę wpisów typu - nie , no co Ty zapewne masz ich wiele ... czy coś w rodzaju - w Twoich wpisach możemy wyczytać zalety takie i takie ... itd itd ...

mój wniosek :

- 100 % manipulacja
- fałszywa pokora
- ciągłe użalanie się
- brak działania
- postawa wiecznej ofiary
- niechęć do podjęcia jakichkolwiek działań zmieniających swoje życie
- obojętność do oferty pomocy, którą oferuje Sychar - rekolekcje ogniskowe + ogólnopolskie ( również jako nagrania do odsłuchania ) ,program 12 Kroków ( internetowe , w realu, na SK ) , spotkania ogniskowe , grupy wsparcia, wakacje z Sycharem, ferie zimowe z Sycharem , warsztaty sycharowskie ( różnorodność tematyczna ) , modlitewne grupy sycharowskie na SK - itd itd
Możesz mieć wnioski, ale nie trawie ludzi którzy oskarżają mnie o manipulację. Znasz mnie tylko z emocjonalnych wpisów, nie nie mam takich zapędów by tu ktoś pisał jakie mam zalety. MOJA sprawa czy je mam czy nie mam, nie jestem zainteresowana rozgryzaniem tego, a przeżyciem w czasie w jakim jestem. Nikt z was nie jest zainteresowany takim czymś, więc po co drążysz i wchodzisz w moją głowę.
Czytałam książki, słuchałam rekolekcji, mszy, konferencji, odmawiałam 4 razy pompejankę dla wyciszenia i inne modlitwy, chodziłam na msze i chodziłam do psychologa.
Szukam odpowiedzi, ile można robić i nic z tego nie wynika i być rozczarowanym własną pracą nad sobą. Nikogo ta praca nie obchodzi.
Jestem zmęczona analizowaniem, szukaniem mojej winy, muszę odpuścić zająć się czymś przyjemnym ,a nie tylko mówieniem sobie, twoja wina jesteś do bani, nie masz prawa do radości.
Zabolało ??? ... to dobrze , bo to sygnał gdzie jest do przemyślenia i do naprawy ...
Nie boli, doprowadza do szewskiej pasji ładnie ujmując.
Ja czasem potrzebuję współczucia, to nie jest manipulacja. Manipulacją np. jest za to wpedzanie w poczucie winy, ja tu nikogo nie wpędzam, nie steruję poglądami innych dla moich celów. Każdy ma swoje zdanie.
helenast
Posty: 3040
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: helenast »

Caliope pisze: 23 kwie 2023, 19:22
helenast pisze: 22 kwie 2023, 17:25
Caliope pisze: 22 kwie 2023, 11:44
Możesz mieć wnioski, ale nie trawie ludzi którzy oskarżają mnie o manipulację. Znasz mnie tylko z emocjonalnych wpisów, nie nie mam takich zapędów by tu ktoś pisał jakie mam zalety. MOJA sprawa czy je mam czy nie mam, nie jestem zainteresowana rozgryzaniem tego, a przeżyciem w czasie w jakim jestem. Nikt z was nie jest zainteresowany takim czymś, więc po co drążysz i wchodzisz w moją głowę.
Czytałam książki, słuchałam rekolekcji, mszy, konferencji, odmawiałam 4 razy pompejankę dla wyciszenia i inne modlitwy, chodziłam na msze i chodziłam do psychologa.
Szukam odpowiedzi, ile można robić i nic z tego nie wynika i być rozczarowanym własną pracą nad sobą. Nikogo ta praca nie obchodzi.
Jestem zmęczona analizowaniem, szukaniem mojej winy, muszę odpuścić zająć się czymś przyjemnym ,a nie tylko mówieniem sobie, twoja wina jesteś do bani, nie masz prawa do radości.
Zabolało ??? ... to dobrze , bo to sygnał gdzie jest do przemyślenia i do naprawy ...
Nie boli, doprowadza do szewskiej pasji ładnie ujmując.
Ja czasem potrzebuję współczucia, to nie jest manipulacja. Manipulacją np. jest za to wpedzanie w poczucie winy, ja tu nikogo nie wpędzam, nie steruję poglądami innych dla moich celów. Każdy ma swoje zdanie.
Bez mocnego i wnikliwego przepracowania siebie trudno Ci zrozumieć oraz przyjąć do siebie o czym piszę ... zostawmy więc tę dyskusję na czas, kiedy przejdziesz ten proces ...
Nietaka
Posty: 3103
Rejestracja: 21 kwie 2019, 18:10
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nietaka »

helenast pisze: 23 kwie 2023, 21:26 Bez mocnego i wnikliwego przepracowania siebie trudno Ci zrozumieć oraz przyjąć do siebie o czym piszę ... zostawmy więc tę dyskusję na czas, kiedy przejdziesz ten proces ...
Też tak myślę, Caliope. Ale coś jakby delikatnie pęka, jakaś zbawienna rysa na skorupie powstała...
A.zelia
Posty: 214
Rejestracja: 14 gru 2018, 13:04
Płeć: Kobieta

Re: Popsute relacje z żoną po narodzinach dziecka

Post autor: A.zelia »

Mieć doświadczenia, masz je?

Dorastałam w rodzinie, a nie na księżycu. Idąc Twoim tokiem myślenia - kto nie miał raka nie może być onkologiem.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Popsute relacje z żoną po narodzinach dziecka

Post autor: Caliope »

A.zelia pisze: 28 kwie 2023, 7:08 Mieć doświadczenia, masz je?

Dorastałam w rodzinie, a nie na księżycu. Idąc Twoim tokiem myślenia - kto nie miał raka nie może być onkologiem.
Super, ja też, ale nie masz pojęcia o tym co czuje matka, bo tego nigdy nie poczuje ten kto nigdy nie rodził i nie nosił pod sercem tego wspaniałego daru od Boga jakim jest dziecko i jaki powoduje chaos w życiu :). A teraz koniec , bo autor się nie odzywa. Z Bogiem.
ODPOWIEDZ