Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4408
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: ozeasz »

Caliope pisze: 01 mar 2023, 9:47 Tak chciałam się tylko pożalić, bo nic innego zrobić nie mogę, nie wierzę w siebie, jestem zmęczona, rozwalona emocjonalnie. Kiedyś może odpocznę.
Caliope, pewnie, żal się, używaj tu wątku jak wentyla, ale nie w sensie "moje oprogramowanie które się nie zmieni".
Może to trochę infantylne z mojej strony ale przypominasz mi Marudę ze smerfów, cokolwiek Ci ktoś nie poradzi "mówisz" - I tak się nie uda :D

Wiesz jak ja zacząłem wychodzić z podobnego stanu?

Uzmysłowiłem sobie z Bożą pomocą, że ze mną jest jak z człowiekiem który leży z twarzą w błocie(notabene dobry obraz człowieka grzesznego jakim jestem) i narzeka jakie to błoto ohydne, nie mogę oddychać, nic poza nim nie widzę, do d...jest ten świat, po co żyć w takim czymś, co tak jara innych, z czego się oni cieszą, czemu ja jestem tu z tym sam, nie chce mi się żyć codziennie to samo etc.? Można mnożyć te komunikaty.

Wystarczy tylko jedno, a może aż, podnieść się i spojrzeć w górę, dookoła, dopiero wtedy kiedy to zrobisz możesz się z kimś spotkać, możesz podziwiać piękno stworzenia, możesz dostrzec słońce, doświadczyć DOBRA tego świata danego nam od ABBA. Leżąc z głową w błocie odbierasz tylko szczątkowe, wykrzywione informacje, bo oczy błotem zalane, bo uszy zapchane w ustach pełno mułu....

Dziś kiedy wstałem zobaczyłem piękną słoneczną pogodę, ciepło rozlewające się dzięki temu dookoła mnie dużo mi daje, łatwo wtedy o wdzięczność (a przecież tak wiele mamy, patrząc na same dłonie, co byśmy bez nich zrobili, oczy, jak wiele im zawdzięczamy, uszy którymi możemy słuchać, a język, to dopiero poezja :lol: kiedy się czymś delektujemy no i przedmiot delektowania się, czy ten świat nie jest stworzony cudownie?...) przyroda jeszcze się nie zdążyła obudzić ale już pręży muskuły...
Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia.
Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując - odkupienia naszego ciała. Rz 8,22-23
Jako stworzenia też wzdychamy oczekując odkupienia, może ten czas Wielkiego postu warto wykorzystać do przemeblowania własnego myślenia jak pisał Św. Paweł w liście do Rzymian 12, 2:
Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe.
Pogody ducha Caliope.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope,
Gdyby koleżanka mogła odejść w każdej chwili, już by to zrobiła. Nie może. Zapewne nie ma dokąd. A na wynajem jej nie stać. Stąd jej obecność na dyskotece. Chce się zakochać. W mężczyźnie z mieszkaniem. Możliwe, że nie jest w jej relacji tak źle, tylko szuka romansu...i usprawiedliwienia.
Wielu ludzi kłamie. Nawet przed sobą.

W tym sensie ślub kościelny stanowi utrudnienie. "Nie można" szukać nowej relacji.
Tyle, że koleżanka też "nie może".

Koleżanka potrzebuje uporządkować siebie i swoją relację. A nie komplikować sobie życie kolejną. No i tu pojawia się kwestia finansów.

Wierząc mamy łatwiej. Pozornie łatwa droga do rzekomego szczęścia z napisem "inna relacja" jest zamknięta. Zostaje budowanie na Bogu i na sobie. Czyli droga trudna. Ale do szczęścia.

Jeśli dobrze pamiętam, mieszkanie masz z mężem wspólne, na kredyt i wyłożyłaś na nie swoje środki z majątku osobistego. Na wyprowadzkę cię nie stać. Ale też wyrzucić cię twój mąż z twojego mieszkania nie może.
Bo ono jest wspólne, czyli też twoje.

Po co obchodzić się z mężem jak z jajkiem? Nie ma sensu "ratować małżeństwa" przez zgodę na swoją krzywdę. Mąż będzie chciał się rozwieść, jak zaczniesz dbać o siebie w relacji i stawiać granice? Trudno. Jego decyzje, jego konsekwencje: wyprowadzka, alimenty na ciebie i na dziecko.

Zespół Aspergera... od ponad roku taka jednostka medyczna już nie istnieje. Po co szukać przyczyn zachowania męża?
Mi do męża pasowała cukrzyca i guz mózgu. Wielu kobietom "pasuje" do męża narcyzm, border-line i wiele innych diagnoz. ZA też.

Nie ma znaczenia, co ma mąż. Ma znaczenie, czy zaczniesz dbać o siebie, stawiać granice i czy przestaniesz ulegać szantażowaniu cię rozwodem. Może nie trzeba siedzieć jak mysz pod miotłą, skoro to nie pomaga?

A kontakty z mamą ogranicz, skoro zamiast cię wspierać dołuje. Izolowałam się dokąd nie nabrałam sił, by w relacji z mamą stawiać granice. Miałam wczoraj z nią bardzo trudną rozmowę. Podjęłam decyzje z którymi moja mama się nie zgadza. Zaczęłam myśleć o tym w poczuciu winy: jak mam się mamie "przyznać"? Sama wyczuła... i zadzwoniła. Próbowała obwiniania, dyskredytowania, manipulacji, szantażu. Obroniłam się. Ale nadal jeszcze w samoobronie uciekłam się do kilku półprawd i całych kłamstw. Nie jest minz tym dobrze. Mam tu jeszcze pracę do zrobienia. Dużo pracy. Ale sporo już zrobiłam.

Nie wiem jak u ciebie. Ale ja się do podporządkowywania kosztem siebie w relacji z mężem wytrenowałam w relacji z mamą. Gdy zaczęłam stawać za sobą w relacji z nią, nawet tylko początkowo przez izolację, to i wobec męża szło mi coraz lepiej. U mnie to było i jest powiązane.
Pomogło mi też zrozumienie że "stawać za sobą" to nie to samo co "się stawiać.

Wyprowadzić się na razie nie masz jak. Ale stawać za sobą możesz zacząć tu i teraz.
Betif
Posty: 67
Rejestracja: 01 maja 2022, 11:05
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Betif »

Witaj Caliope. Z tego co widzę ,zrobiłaś kilka kroków do przodu i znowu w tył. Przeraża mnie Twoja bardzo ale to bardzo niska samoocena ,czy Ty na prawdę nie widzisz w sobie nic fajnego, może jest potrzeba jakiejś terapii wstrząsowej ,weż się kobieto w garść ,zapisz się gdzieś -jakieś zajęcia, chociażby zumba -lubisz taniec ,więc będzie przyjemne z pożytecznym, będziesz zmęczona ale też zadowolona, może wyjedż gdzieś z koleżanką na kilka dni ,na weekend ,podładuj akumulatory. Mówisz ciągle o rozwodzie ,o wyprowadzeniu się ,nie wiem czy to jest dobry pomysł .Jak mnie mój mąż zostawił prawie rok temu(żyje legalnie z Kowalską) było mi bardzo ciężko i jest nadal, nie wiedziałam co z sobą zrobić, różne myśli ,włącznie z tymi najgorszymi do głowy przychodziły, no bo jak to, po prawie 22 latach mąż się mną brzydzi ,brzydzi się otrzeć o mnie( takich rzeczy się dowiedziałam) -jak myślisz co ja wtedy czułam? czułam się nic nie warta -nikim, zerem. W pewnym momencie powiedziałam sobie dość .Poszłam też do psychologa, to on mi powiedział ,żebym planowała sobie na bieżąco każdy dzień ( oprócz obowiązków oczywiście)żebym nie miała czasu myśleć ,płakać ,żebym zawsze miała cel. Różnie mi to wychodziło, ale i tak widzę światełko w tunelu. Zbliża się wiosna ,już nie mogę doczekać się wyjścia na rower ,na posiedzenie w parku-takie małe przyjemności a cieszą. Męża zostaw w spokoju ,a Ty zajmij się sobą.
Betif
Posty: 67
Rejestracja: 01 maja 2022, 11:05
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Betif »

Caliiope, jeszcze jedno .Piszesz, że jesteś brzydka ,stara itp.... Ja też jestem stara, podobno po 50-ce kobiety są niewidoczne, takie coś ostatnio usłyszałam, jeśli chodzi o urodę ,typowy przeciętniak-nie podobam się sobie ,dużo bym poprawiła. Piszesz, że nic nie osiągnełaś w życiu ,a wg. mnie już samo wychowanie dzieci to jest to coś...Piszesz, że nic nie masz ,ja też nic nie mam ,nawet mieszkania własnościowego, które mógłyby syn po mojej śmierci odziedziczyć, bo mąż nigdy nie zgodził się na wykup (pieniądze wolał wydawać na swoje zabawki).Pocieszam się zawsze tym, że mogłabym mieć znacznie gorzej, mam ręce ,nogi, widzę ,słyszę ,mogę pracować .Tak jest w tej chwili ,i dziekuję Bogu,że tak mam, bo nie wiem jak będzie kiedyś, ale trzeba żyć tu i teraz a jak ,to tylko od nas samych zależy.T
Bławatek
Posty: 1683
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Firekeeper pisze: 01 mar 2023, 10:45 Mała poprawka może mieć zaburzenie z spektrum autyzmu. Nie nazywamy autyzmu czy aspergera chorobą. I da się z takimi osobami kontaktować i z nimi funkcjonować. Jest inaczej, ale się da. Potrzeba dużej dawki empatii, zrozumienia ale czasami też konsekwencji. Dlatego cieszę się, że ruszyłam z studiami. Bardzo dużo uczę się jak rozmawiać, jak podchodzić do osób z autyzmem. Jak kontrolować agresję. Wiedza i praktyka u mnie przekłada się na dużo lepsze relacje z mężem.
I tu jest chyba sedno - poznać drugą osobę (a jak przypuszczamy, że ma jakieś zaburzenia to tym bardziej) i działać tak by ta osoba nas rozumiała. Niestety, jeśli zależy nam na relacji i szczęściu wzajemnym to trochę wysiłku trzeba wykrzesać. Choć bywa to trudne bo dlaczego "ja" mam ten wysiłek wykonywać a nie druga strona.

Ja np. uczę się cały czas jak konstruować zadania, komunikaty by mój mąż mnie rozumiał. Ostatnio na jedne zajęcia dodatkowe syn miał jechać z rodzicami kolegi, a ja miałam w tym czasie dentystę i pytałam męża czy jeżeli coś by się zmieniło, tj im nagle wypadło i nie mogli jechać to czy on mógłby ich zawieź - wtedy bym mu dała znać. W tamten dzień miałam w pracy urwanie głowy , a później od razu dentystę i nie potwierdzalam synowi i mężowi że jest tak jak było umówione wcześniej bo przecież umawiałam się z nimi, że jak coś się zmieni to dam znać. No i oczywiście okazało się, że mnie słuchali jak słuchali i następnego dnia już nie wiedzieli kto zawozi. Wydzwaniali do mnie a ja na fotelu dentystycznym. Najpierw się wkurzyłam na nich, że nie potrafią prostych komunikatów zapamiętać a potem się zaczęłam (w duchu) z nich śmiać, bo może jeszcze kilka takich zdarzeń i w końcu nauczą się słuchać. Jedno wiem na pewno - mówić krótko i wyraźnie oraz upewnić się jak zrozumieli mój przekaz.

Mam też w pracy przełożonego, który często o różnych rzeczach zapomina a potem mi wmawia, że mu nic nie mówiłam, więc teraz przy każdej okazji mu ciągle wszystko przypominam bo wolę powiedzieć, przypomnieć kilka razy więcej niż po jednym razie uznać że on wie (mi jeden raz wystarczy). Jest to dla mnie utrudnienie ale przynajmniej mi nie wmówi, że nie wiedział. Tzn. Szef z racji tego, że jest szefem zawsze może mi nieprawdę próbować wmówić, ale ja mam pewność, że się myli bo przecież wiedział.

Poznanie drugiej strony i działanie tak by się dobrze zrozumieć wymaga wysiłku nieraz tylko lub początkowo z jednej strony.

Swego czasu gdy byliśmy z mężem na terapii małżeńskiej i mieliśmy poznać techniki porozumienia bez przemocy to mojemu mężowi się nie chciało, bo by za bardzo musiał się angażować i coś zmieniać.

Caliope nikt ci nie da gotowego rozwiązania bo nikt Ci nie powie np:
- odejdź od męża,
- wyrzuć męża z domu,
- bądź milsza to mąż się zmieni
- żyj tak jakby męża nie było
- zostań jędzą to mąż przejrzy na oczy,
Itp.

Można wiele rzeczy próbować ale nigdy nie wiadomo jak druga strona będzie reagować.

Bo w każdej książce czytałam o różnych możliwościach działania, ale zawsze każdy autor przestrzegał, że konsekwencje naszych słów czy działań mogą być inne niż zakładamy i trzeba się liczyć z różnymi możliwościami.

Caliope może zmiana siebie, swojego postrzegania siebie i otoczenia na początek?
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Niepoprawny83 »

Caliope pisze: 28 lut 2023, 21:31
Ciężko jest tulić siebie mając do siebie żal, że schrzanilo się sobie życie złymi wyborami, nie takimi priorytetami. Jest nawet taki kawał "co mi się w tym misiu nie podobało".
Tylko Bóg wie, czy twoje wybory naprawdę były złe i czy w ogóle miałaś duże szanse na inny wybór. Nie wiesz jaki może być finał twojej drogi. Bolejesz nad swoim życiem z pozycji osoby winnej odrzucenia, bo taką rolę ci wmówiło otoczenie i póki co najwyraźniej nie umiesz z tej roli wyjść. Gdybyś umiała to nie tkwiła byś w tym punkcie. Na swój sposób to rozumiem, też tak miałem w wielu momentach. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że w końcu ci się uda osiągnąć cel i przestaniesz odrzucać swą rzeczywistą wartość jako człowieka i dziecka Bożego. Wtedy dasz szansę Łasce Bożej aby w tobie działała. Bądź dla siebie bardziej empatyczna bardziej wyrozumiała to mały kroczek ale może przybliżyć cię do pogody ducha.

Zastanów się nad tą wyprowadzką, sama piszesz, ze praca bardzo cię męczy, czy jeśli się wyprowadzisz nie przybędzie Ci obowiązków przez co po prostu zabraknie Ci sił? Zwolnij tempo, zacznij od drobiazgów.
Zaufaliśmy miłości.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 01 mar 2023, 10:45 Mała poprawka może mieć zaburzenie z spektrum autyzmu. Nie nazywamy autyzmu czy aspergera chorobą. I da się z takimi osobami kontaktować i z nimi funkcjonować. Jest inaczej, ale się da. Potrzeba dużej dawki empatii, zrozumienia ale czasami też konsekwencji. Dlatego cieszę się, że ruszyłam z studiami. Bardzo dużo uczę się jak rozmawiać, jak podchodzić do osób z autyzmem. Jak kontrolować agresję. Wiedza i praktyka u mnie przekłada się na dużo lepsze relacje z mężem.

Caliope dlaczego postrzegasz ślub kościelny jako klatkę? Przecież to nie oznacza, że masz być do męża przywiązana na amen. To nie o to w tym chodzi. Ja rozumiem, że swój stan uzależniasz od tego jak inni Cię postrzegają, mówią na Twój temat czy jak się zachowują. Od sytuacji patowej z mężem. Bo jeszcze nie dawno też myślałam, że tylko ściana płaczu mi została. Ale da się inaczej zapewniam. Ja mam nadzieję dalej jestem na dobrej drodze. I tak jak powyżej lepiej motywować się pozytywnie.
Ja wiem z czym mam do czynienia, syn był diagnozowany na autyzm i aspergera. Mam też sporą wiedzę na ten temat, dużo przeczytanych publikacji, filmów, konferencji by zrozumieć w razie czego te zaburzenia. Ślub kościelny jest na całe życie, jeden nie kocha, tylko śmierć może rozłączyć. Nie oszukuje sie już, że byłoby mnie stać na stwierdzenie ważności.. bo nie, zanim bym nazbierała to bym miała 60 lat .
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

renta11 pisze: 01 mar 2023, 11:07
Caliope pisze: 28 lut 2023, 21:37
renta11 pisze: 28 lut 2023, 19:45

Syn jeszcze Cię nie odrzuca, ale za kilka lat, jak będziesz nad tym pracowała (Tak Ty pracowała) to tak się stanie.
W końcu gdzie się obrócisz i z kim spotkasz to KAŻDY Cię odrzuca.

Jesteś tak zainfekowana odrzuceniem, że tylko w odrzuceniu potrafisz funkcjonować. Bo najbardziej lubimy te piosenki, które dobrze znamy. No i masz korzyści: poczucie bezpieczeństwa w odrzuceniu, znany temat, użalanie się nad sobą i usprawiedliwianie, że NIC nie musisz robić, aby to zmienić. Więc nawet jeśli znajdzie się ktoś, kto Ciebie nie odrzuci (czyli przynajmniej połowa ludzi) to Ty tak się zachowasz, tak zareagujesz, tak się wycofasz, tak sobie wmówisz, że ten ktoś Ciebie odrzuca, że sama do tego doprowadzisz.
Tak Ty sama doprowadzasz do tego, że tak się czujesz. Bo to znasz. Nawet na tą zabawę poszłaś, aby tam się tak zachowywać, wmówić sobie, że Cię odrzucono. Zastanów się czy w ostatnim czasie nie było za spokojnie? Nie miałaś akcji z odrzucaniem? Więc poszłaś na tańce niby, żeby się integrować, a tak na prawdę, aby Cię odrzucono. Bo nie jest możliwe, aby 100 % ludzi na tańcach Cię odrzuciło. Po prostu.
Nie wiesz, jak się zachować wśród ludzi, co zrobić, co powiedzieć, aby było inaczej. Bo to wymagałoby zmiany w Tobie, a Ty zmienić się nie chcesz. I nawet gdybyś zmieniła męża na innego to i tak w krótkim czasie wmówiłabyś sobie, że Cię odrzuca.
Bo to odrzucenie nie jest w innym człowieku, ale jest w Tobie.
To Ty się tak czujesz, bo to Ty siebie odrzucasz. I projektujesz na innych, że to oni odrzucają. Bo to jedynie znasz. I nie chcesz tego zmienić. Bo to wymaga wysiłku, bo to wymaga zrobienia czegoś, bo to wymaga odwagi.
Więc siedzisz na tym gwoździu, tyłek uwiera, ale się nie przesiądziesz, bo po co. Jest dobrze, a na zewnątrz wiatr, zimno, dzikie zwierzęta. A na tym gwoździu może i trochę niewygodnie, ale znajomo, znasz ten gwóźdź.
Głaskanie Cię po główce niczego nie zmieni, bo głaszczemy Cię 3 lata i NIC.
Mogłaś chodzić na terapie kilka lat, ale widać do gwoździa jeszcze nie doszłaś.
Wierzysz w Boga? Bo ja myślę, że nie. Bo gdybyś wierzyła to wiedziałabyś, czuła, jak Bóg Cię mocno kocha.
Ale Ty wolisz gwóźdź. Cóż.
A co ty byś zrobiła Rento? odeszłabym, czy może siedziałabym w kąciku patrząc jak ci życie przelatuje przez palce tak bez emocji, bez uczuć. Tacy znajomi współlokatorzy kupujący chleb na spółkę. No jestem ciekawa.

No to Ci napiszę.
Żadne zmiany zewnętrzne nic nie dadzą, żadne wyprowadzki, nic. Bo Ty nie uciekniesz przed SOBĄ. Nie ma takiego miejsca, nigdzie, abyś nie była sama ze sobą. Jak zamieszkasz sama w mieszkaniu to też będziesz tak reagować.
Bo będzie:
Pan w sklepie mnie odrzucił, bo nie patrzył na mnie, kiedy mówił proszę. Pani na przystanku mnie potrąciła, bo mnie nienawidzi. W szkole u syna nauczycielka krzywo spojrzała, nienawidzi mnie. I olaboga” – „ jestem nikim, jestem zerem, NIKT mnie nie kocha, KAŻDY mnie nienawidzi, jestem SAMA itd. Itd. Itd.”
A Pan w sklepie akurat patrzył w podłogę i NIC nie myślał o Tobie. Pani Cię potrąciła, bo tylko Cię nie zauważyła. A nauczycielka miała zły dzień. Albo były inne powody. Ale żaden powód nie był związany z Tobą, albo może był jeden,, ale raczej nie. Bo Ty nie jesteś pępkiem świata, aby inni o Tobie mieli myśleć. Może gdybyś się uśmiechnęła, mogłoby być inaczej. Ktoś do Ciebie by się uśmiechnął. Ale wtedy Ty w strachu, że zaraz Cię odrzuci, sama byś się odwróciła, bo po co on ma Cię odrzucać, lepiej zrobić to samej.
Bo to w Tobie jest wada oprogramowania, które wgrano Tobie we wczesnym dzieciństwie, może jeszcze w życiu płodowym. Wada polegająca na poczuciu odrzucenia w każdej sytuacji kontaktu z drugim człowiekiem
Jedyne co może zacząć zmianę w Tobie to zdanie sobie sprawy, powiedzenie SOBIE na głos, że wada jest u Ciebie.
Bo to Ty uważasz, że WSZYSCY, KAŻDY Cię odrzucają, Cię odrzuca. I zaraz po tej myśli, a pojawia się przy każdym kontakcie, z każdą osobą (z wyjątkiem syna na razie) wchodzisz w myślenie, mówienie "o ja biedna, o ja olaboga, nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie rozumie, każdy mnie mnie odrzuca, jestem taką straszną osobą, że.... itd itd itd.
Tak jest, tak masz, to nie Twoja wina. W sumie nieważne, czyja to wina. Tak się podziało, tak jest i tyle.
No i teraz co z tym można zrobić?
Można zrobić tylko jedną rzecz.
Przy każdym kontakcie z drugim człowiekiem musisz być czujna. Na siebie i na swoje odczucia. Bo ZAWSZE pojawi się w Tobie to poczucie odrzucenia. ZAWSZE. Przynajmniej do czasu zmiany w Tobie. Może to potrwać kilka miesięcy, ale raczej kilka lat to będzie.
A więc idziesz do sklepu. Wchodzisz, przychodzi Twoja kolejka, uśmiechasz się, Pan podaje Ci towar, pieniądze, nie patrzy na Ciebie. U Ciebie pojawia się natychmiast poczucie odrzucenia. I w tym momencie, zanim wejdziesz w stan OLABOGA mówisz do siebie w duchu: Acha, witam Cię poczuciu odrzucenia, to tylko Ty, znamy się, to tylko moja projekcja, tylko moja projekcja. I myślisz do siebie: a przecież fajnie dzisiaj wyglądam, świeci słońce, Pan mnie po prostu nie widzi, może ma zły dzień. A uśmiechnę się do niego, powiem, że ładnie mu w niebieskim, nie będzie miał poczucia odrzucenia przeze mnie. Bo on też może mieć poczucie odrzucenia. Robisz coś miłego i wychodzisz. Może on następnym razem zrobi coś miłego dla Ciebie. A może nie.
I tak robisz nieskończoną ilość razy, za każdym razem, z każdym.
Jeżeli na początku nie jesteś w stanie zrobić coś miłego, to sama świadomość, że to Ty siebie odrzuciłaś, a nie ten Pan, już jest uwalniająca. Przykro może Ci być, bo być może Ty nieświadomie wywołałaś poczucie odrzucenia u tego Pana. Więc następnym razem spróbuj coś zrobić.
Bo to wszystko jest w Twojej głowie, a nie na zewnątrz.
Oczywiście, czasami może się zdarzyć, że ktoś Cię rzeczywiście odrzuci np. Twoja mama, mąż. Ale Twoja mama prawdopodobnie ma także poczucie odrzucenia i nie umie inaczej. Ona nie umie. Ale Ty możesz się tego nauczyć.
Aby każdą potencjalną sytuację traktować jako Twój głos w Tobie, pod wpływem którego Ty nie musisz postępować w stylu OLABOGA jak Twoja mama. Ty możesz inaczej. Bo Ty już wiesz, że to tylko złe oprogramowanie w Tobie. Ale złe oprogramowanie nie jest Tobą. I to złe oprogramowanie możesz zmienić. Tylko Ty możesz je zmienić. Poprzez codzienną, ciężką pracę nad sobą.
Radzę Ci, spróbuj zejść z gwoździa.
Gdyby tak było jak tu mi piszesz, nie dałabym rady pracować z ludźmi. W kontaktach w relacji z klientem jestem w swoim żywiole. Lubię tą pracę, lubię ludzi z pracy, tam czuję się dobrze.. Wchodzę do mieszkania i od razu wszystko mi opada, nie chce mi się nic. Więc nie jest ze mną tak źle w kontaktach międzyludzkich, mam tak tylko z osobami z najbliższego otoczenia i czasem z tymi których całkowicie widzę pierwszy raz w życiu. Ja mam braki emocjonalne z dzieciństwa, brak zaufania do bliskich, bo się nie raz zawiodłam. Tak mam.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

ozeasz pisze: 01 mar 2023, 11:18
Caliope pisze: 01 mar 2023, 9:47 Tak chciałam się tylko pożalić, bo nic innego zrobić nie mogę, nie wierzę w siebie, jestem zmęczona, rozwalona emocjonalnie. Kiedyś może odpocznę.
Caliope, pewnie, żal się, używaj tu wątku jak wentyla, ale nie w sensie "moje oprogramowanie które się nie zmieni".
Może to trochę infantylne z mojej strony ale przypominasz mi Marudę ze smerfów, cokolwiek Ci ktoś nie poradzi "mówisz" - I tak się nie uda :D

Wiesz jak ja zacząłem wychodzić z podobnego stanu?

Uzmysłowiłem sobie z Bożą pomocą, że ze mną jest jak z człowiekiem który leży z twarzą w błocie(notabene dobry obraz człowieka grzesznego jakim jestem) i narzeka jakie to błoto ohydne, nie mogę oddychać, nic poza nim nie widzę, do d...jest ten świat, po co żyć w takim czymś, co tak jara innych, z czego się oni cieszą, czemu ja jestem tu z tym sam, nie chce mi się żyć codziennie to samo etc.? Można mnożyć te komunikaty.

Wystarczy tylko jedno, a może aż, podnieść się i spojrzeć w górę, dookoła, dopiero wtedy kiedy to zrobisz możesz się z kimś spotkać, możesz podziwiać piękno stworzenia, możesz dostrzec słońce, doświadczyć DOBRA tego świata danego nam od ABBA. Leżąc z głową w błocie odbierasz tylko szczątkowe, wykrzywione informacje, bo oczy błotem zalane, bo uszy zapchane w ustach pełno mułu....

Dziś kiedy wstałem zobaczyłem piękną słoneczną pogodę, ciepło rozlewające się dzięki temu dookoła mnie dużo mi daje, łatwo wtedy o wdzięczność (a przecież tak wiele mamy, patrząc na same dłonie, co byśmy bez nich zrobili, oczy, jak wiele im zawdzięczamy, uszy którymi możemy słuchać, a język, to dopiero poezja :lol: kiedy się czymś delektujemy no i przedmiot delektowania się, czy ten świat nie jest stworzony cudownie?...) przyroda jeszcze się nie zdążyła obudzić ale już pręży muskuły...
Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia.
Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując - odkupienia naszego ciała. Rz 8,22-23
Jako stworzenia też wzdychamy oczekując odkupienia, może ten czas Wielkiego postu warto wykorzystać do przemeblowania własnego myślenia jak pisał Św. Paweł w liście do Rzymian 12, 2:
Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe.
Pogody ducha Caliope.
Świat się z czasem nudzi, bo potrzebne są zmiany. Pozorny spokój u mnie jest na zewnątrz, wewnątrz wyję do księżyca za wolnością .Za wolnością wyboru, czy mogę po prostu wyjść i zostawić wszystko za sobą. Nie mam wyboru, bo mnie na niego nie stać, za dużo włożyłam w to małżeństwo, związek, mieszkanie i nie mam teraz nic. Mogę iść na łąkę, sama i sobie poleżeć.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bardzo ciekawa sprawa wynika z waszych postów, jak to jest, że tylko z osobami z najbliższego otoczenia mam problem i uważam, że jestem do bani, i obniża mi to samoocenę, a w pracy daje sobie radę. Praca daje mi powera, mam sporo różnych ciężkich sytuacji i nie uciekam, potrafię postawić na swoim, moja samoocena jest na optymalnym poziomie. A w prywatnym życiu jestem wrakiem człowieka, wracając po pracy zamykam się, duszno mi ,nie widzę żadnej przyszłości tego wszystkiego.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 01 mar 2023, 12:37 Caliope,
Gdyby koleżanka mogła odejść w każdej chwili, już by to zrobiła. Nie może. Zapewne nie ma dokąd. A na wynajem jej nie stać. Stąd jej obecność na dyskotece. Chce się zakochać. W mężczyźnie z mieszkaniem. Możliwe, że nie jest w jej relacji tak źle, tylko szuka romansu...i usprawiedliwienia.
Wielu ludzi kłamie. Nawet przed sobą.

W tym sensie ślub kościelny stanowi utrudnienie. "Nie można" szukać nowej relacji.
Tyle, że koleżanka też "nie może".

Koleżanka potrzebuje uporządkować siebie i swoją relację. A nie komplikować sobie życie kolejną. No i tu pojawia się kwestia finansów.

Wierząc mamy łatwiej. Pozornie łatwa droga do rzekomego szczęścia z napisem "inna relacja" jest zamknięta. Zostaje budowanie na Bogu i na sobie. Czyli droga trudna. Ale do szczęścia.

Jeśli dobrze pamiętam, mieszkanie masz z mężem wspólne, na kredyt i wyłożyłaś na nie swoje środki z majątku osobistego. Na wyprowadzkę cię nie stać. Ale też wyrzucić cię twój mąż z twojego mieszkania nie może.
Bo ono jest wspólne, czyli też twoje.

Po co obchodzić się z mężem jak z jajkiem? Nie ma sensu "ratować małżeństwa" przez zgodę na swoją krzywdę. Mąż będzie chciał się rozwieść, jak zaczniesz dbać o siebie w relacji i stawiać granice? Trudno. Jego decyzje, jego konsekwencje: wyprowadzka, alimenty na ciebie i na dziecko.

Zespół Aspergera... od ponad roku taka jednostka medyczna już nie istnieje. Po co szukać przyczyn zachowania męża?
Mi do męża pasowała cukrzyca i guz mózgu. Wielu kobietom "pasuje" do męża narcyzm, border-line i wiele innych diagnoz. ZA też.

Nie ma znaczenia, co ma mąż. Ma znaczenie, czy zaczniesz dbać o siebie, stawiać granice i czy przestaniesz ulegać szantażowaniu cię rozwodem. Może nie trzeba siedzieć jak mysz pod miotłą, skoro to nie pomaga?

A kontakty z mamą ogranicz, skoro zamiast cię wspierać dołuje. Izolowałam się dokąd nie nabrałam sił, by w relacji z mamą stawiać granice. Miałam wczoraj z nią bardzo trudną rozmowę. Podjęłam decyzje z którymi moja mama się nie zgadza. Zaczęłam myśleć o tym w poczuciu winy: jak mam się mamie "przyznać"? Sama wyczuła... i zadzwoniła. Próbowała obwiniania, dyskredytowania, manipulacji, szantażu. Obroniłam się. Ale nadal jeszcze w samoobronie uciekłam się do kilku półprawd i całych kłamstw. Nie jest minz tym dobrze. Mam tu jeszcze pracę do zrobienia. Dużo pracy. Ale sporo już zrobiłam.

Nie wiem jak u ciebie. Ale ja się do podporządkowywania kosztem siebie w relacji z mężem wytrenowałam w relacji z mamą. Gdy zaczęłam stawać za sobą w relacji z nią, nawet tylko początkowo przez izolację, to i wobec męża szło mi coraz lepiej. U mnie to było i jest powiązane.
Pomogło mi też zrozumienie że "stawać za sobą" to nie to samo co "się stawiać.

Wyprowadzić się na razie nie masz jak. Ale stawać za sobą możesz zacząć tu i teraz.
Ona nie może tylko dlatego, że jej dziecko ma autyzm i z nim jest w domu, ale wróci do pracy, zamieszkać z matką i po sprawie. Wiem, że może i nie szuka romansu, bo ją znam 20 lat.
Mój problem wiąże się z relacjami w rodzinie pierwotnej, jak nie utnę tego znów, polegnę.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13375
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nirwanna »

Caliope pisze: 01 mar 2023, 21:33 Mój problem wiąże się z relacjami w rodzinie pierwotnej, jak nie utnę tego znów, polegnę.
Caliope, więc skoro zdiagnozowałaś problem - to do roboty.
Chyba, że wolisz użalanie się.
Wtedy jakby nie ma problemu, bo to forum też i na to jest, ale to Twój wybór.

Użalać się i uprawiać niedasizm czy wziąć się do roboty.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 01 mar 2023, 21:30 Bardzo ciekawa sprawa wynika z waszych postów, jak to jest, że tylko z osobami z najbliższego otoczenia mam problem i uważam, że jestem do bani, i obniża mi to samoocenę, a w pracy daje sobie radę. Praca daje mi powera, mam sporo różnych ciężkich sytuacji i nie uciekam, potrafię postawić na swoim, moja samoocena jest na optymalnym poziomie. A w prywatnym życiu jestem wrakiem człowieka, wracając po pracy zamykam się, duszno mi ,nie widzę żadnej przyszłości tego wszystkiego.
Caliope, kochana - ja w pracy robiłam kariery, byłam powszechnie szanowana, uśmiechnięta i zadbana. Na to wszystko potrafiłam być także kosą, zadbać o swoje, czy zespołu, wypowiedzieć swoje zdanie, postawić się gdy trzeba. Miałam też power, lubiłam pracować, miałam w pracy energię. W domu kuliłam się ze strachu przed skacowanym mężem, przed jego krzywą miną, przed tym, że znów mnie potraktuje z pogardą, odrzuci, powie coś po czym się skulę, poczuję brzydka. Nie miałam siły na nic. Zdarzało się, że łagodziłam swoje napięcie alkoholem. I mnóstwem wypalanych papierosów. Jakby w tamtym czasie było mnie dwie.

W pracy rozwiązywałam skomplikowane zagadnienia, i wysyłano mnie tam, gdzie trzeba było przedstawiać stanowisko, negocjować, wchodzić w spory, a na jedno słowo krytyki mamy lub męża zupełnie się załamywałam i nie potrafiłam się ani jednemu, ani drugiemu przeciwstawić. Czasem, gdy bardzo czegoś chciałam, uciekałam się do manipulacji, albo robiłam potajemnie rzeczy, do których miałam prawo, odpoczynek, spotkanie ze znajomymi, coś dla mojej przyjemności. Tak bardzo obawiałam się krytyki i zarzutów. Reakcją na zarzuty było zwykle dostosowywanie się, udowadnianie. Zażądano ode mnie podjęcia pracy na etat, bo za długo "siedzę w domu" (pracowałam z domu i zarabiałam tyle co mąż, czasem więcej) - to poszłam do pracy, krytykowano, że siedzę w pracy za długo (mąż zrezygnował z pracy i sama pracowałam na rodzinę i nasze zobowiązania, brałam dodatkowe prace, by dać radę) wpadałam w wyrzuty sumienia. I tak wiele lat. Odjazd jak na to patrzę dzisiaj.

Piszesz, że trudności są z rodziny pochodzenia. No pewnie, że tak. Ale to nie jest tak, że nie da się nic zrobić. Z przeszłością nic. Ale z teraźniejszością jak najbardziej. Dziś się śmieję, ale naprawdę bałam się pokazać mamie, że nadal noszę obrączkę. Nawet wtedy wiedziałam, że to głupie. I bałam się dalej. Wysłuchiwałam jej długich tyrad o moim braku szacunku do siebie, głupocie czyli że nie godzę się na rozwód. Jest lepiej. Nadal mam czasem boję się mamie "przyznać" do moich decyzji. A jeszcze trudniej powiedzieć wprost o rzeczywistych ich powodach. Czasem nadal korzystam z półprawd, tego co mi się wydaje, że może być przez nią przyjęte.

Co do koleżanki. Z tego co napisałaś wynika, że jednak na dziś nie może wyjść z domu z dzieckiem i nie wrócić. Ma dziecko autystyczne. Powrót do pracy nie zawsze jest wtedy dobrym rozwiązaniem. Zamieszkanie z mamą zapewne też się nie uśmiecha. Aczkolwiek nie upieram się, że koleżanka szuka romansu, lub wyjścia awaryjnego w postaci nowej relacji.
Swoją drogą, gdyby była w relacji sakramentalnej i mąż by ją krzywdził także mogła by pójść do pracy i zamieszkać z mamą. Małżeństwo sakramentalne to nie więzienie. Kobiety zamężne mają taką samą wolność do decydowania o sobie, chronienia siebie jak niezamężne. Masz tyle samo wolności, co twoja niezamężna koleżanka. Wiesz o tym?
renta11
Posty: 846
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: renta11 »

Caliope pisze: 01 mar 2023, 20:58
renta11 pisze: 01 mar 2023, 11:07
Caliope pisze: 28 lut 2023, 21:37
A co ty byś zrobiła Rento? odeszłabym, czy może siedziałabym w kąciku patrząc jak ci życie przelatuje przez palce tak bez emocji, bez uczuć. Tacy znajomi współlokatorzy kupujący chleb na spółkę. No jestem ciekawa.

No to Ci napiszę.
Żadne zmiany zewnętrzne nic nie dadzą, żadne wyprowadzki, nic. Bo Ty nie uciekniesz przed SOBĄ. Nie ma takiego miejsca, nigdzie, abyś nie była sama ze sobą. Jak zamieszkasz sama w mieszkaniu to też będziesz tak reagować.
Bo będzie:
Pan w sklepie mnie odrzucił, bo nie patrzył na mnie, kiedy mówił proszę. Pani na przystanku mnie potrąciła, bo mnie nienawidzi. W szkole u syna nauczycielka krzywo spojrzała, nienawidzi mnie. I olaboga” – „ jestem nikim, jestem zerem, NIKT mnie nie kocha, KAŻDY mnie nienawidzi, jestem SAMA itd. Itd. Itd.”
A Pan w sklepie akurat patrzył w podłogę i NIC nie myślał o Tobie. Pani Cię potrąciła, bo tylko Cię nie zauważyła. A nauczycielka miała zły dzień. Albo były inne powody. Ale żaden powód nie był związany z Tobą, albo może był jeden,, ale raczej nie. Bo Ty nie jesteś pępkiem świata, aby inni o Tobie mieli myśleć. Może gdybyś się uśmiechnęła, mogłoby być inaczej. Ktoś do Ciebie by się uśmiechnął. Ale wtedy Ty w strachu, że zaraz Cię odrzuci, sama byś się odwróciła, bo po co on ma Cię odrzucać, lepiej zrobić to samej.
Bo to w Tobie jest wada oprogramowania, które wgrano Tobie we wczesnym dzieciństwie, może jeszcze w życiu płodowym. Wada polegająca na poczuciu odrzucenia w każdej sytuacji kontaktu z drugim człowiekiem
Jedyne co może zacząć zmianę w Tobie to zdanie sobie sprawy, powiedzenie SOBIE na głos, że wada jest u Ciebie.
Bo to Ty uważasz, że WSZYSCY, KAŻDY Cię odrzucają, Cię odrzuca. I zaraz po tej myśli, a pojawia się przy każdym kontakcie, z każdą osobą (z wyjątkiem syna na razie) wchodzisz w myślenie, mówienie "o ja biedna, o ja olaboga, nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie rozumie, każdy mnie mnie odrzuca, jestem taką straszną osobą, że.... itd itd itd.
Tak jest, tak masz, to nie Twoja wina. W sumie nieważne, czyja to wina. Tak się podziało, tak jest i tyle.
No i teraz co z tym można zrobić?
Można zrobić tylko jedną rzecz.
Przy każdym kontakcie z drugim człowiekiem musisz być czujna. Na siebie i na swoje odczucia. Bo ZAWSZE pojawi się w Tobie to poczucie odrzucenia. ZAWSZE. Przynajmniej do czasu zmiany w Tobie. Może to potrwać kilka miesięcy, ale raczej kilka lat to będzie.
A więc idziesz do sklepu. Wchodzisz, przychodzi Twoja kolejka, uśmiechasz się, Pan podaje Ci towar, pieniądze, nie patrzy na Ciebie. U Ciebie pojawia się natychmiast poczucie odrzucenia. I w tym momencie, zanim wejdziesz w stan OLABOGA mówisz do siebie w duchu: Acha, witam Cię poczuciu odrzucenia, to tylko Ty, znamy się, to tylko moja projekcja, tylko moja projekcja. I myślisz do siebie: a przecież fajnie dzisiaj wyglądam, świeci słońce, Pan mnie po prostu nie widzi, może ma zły dzień. A uśmiechnę się do niego, powiem, że ładnie mu w niebieskim, nie będzie miał poczucia odrzucenia przeze mnie. Bo on też może mieć poczucie odrzucenia. Robisz coś miłego i wychodzisz. Może on następnym razem zrobi coś miłego dla Ciebie. A może nie.
I tak robisz nieskończoną ilość razy, za każdym razem, z każdym.
Jeżeli na początku nie jesteś w stanie zrobić coś miłego, to sama świadomość, że to Ty siebie odrzuciłaś, a nie ten Pan, już jest uwalniająca. Przykro może Ci być, bo być może Ty nieświadomie wywołałaś poczucie odrzucenia u tego Pana. Więc następnym razem spróbuj coś zrobić.
Bo to wszystko jest w Twojej głowie, a nie na zewnątrz.
Oczywiście, czasami może się zdarzyć, że ktoś Cię rzeczywiście odrzuci np. Twoja mama, mąż. Ale Twoja mama prawdopodobnie ma także poczucie odrzucenia i nie umie inaczej. Ona nie umie. Ale Ty możesz się tego nauczyć.
Aby każdą potencjalną sytuację traktować jako Twój głos w Tobie, pod wpływem którego Ty nie musisz postępować w stylu OLABOGA jak Twoja mama. Ty możesz inaczej. Bo Ty już wiesz, że to tylko złe oprogramowanie w Tobie. Ale złe oprogramowanie nie jest Tobą. I to złe oprogramowanie możesz zmienić. Tylko Ty możesz je zmienić. Poprzez codzienną, ciężką pracę nad sobą.
Radzę Ci, spróbuj zejść z gwoździa.
Gdyby tak było jak tu mi piszesz, nie dałabym rady pracować z ludźmi. W kontaktach w relacji z klientem jestem w swoim żywiole. Lubię tą pracę, lubię ludzi z pracy, tam czuję się dobrze.. Wchodzę do mieszkania i od razu wszystko mi opada, nie chce mi się nic. Więc nie jest ze mną tak źle w kontaktach międzyludzkich, mam tak tylko z osobami z najbliższego otoczenia i czasem z tymi których całkowicie widzę pierwszy raz w życiu. Ja mam braki emocjonalne z dzieciństwa, brak zaufania do bliskich, bo się nie raz zawiodłam. Tak mam.
Czyli NIE ZAWSZE i NIE Z KAŻDYM. Ale stosuj te działania, kiedy u Ciebie takie odczucia się pojawiają. W kontakcie z klientami nie masz oczekiwań, a w kontakcie z bliskimi oczekiwania masz. Kiedy szłaś na tańce, to szłaś z oczekiwaniami. Czy można powiedzieć, że poczucie odrzucenia pojawia się w sytuacjach kiedy masz oczekiwania na jakąś bliskość, głód bliskości?
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

renta11 pisze: 02 mar 2023, 8:04
Caliope pisze: 01 mar 2023, 20:58
renta11 pisze: 01 mar 2023, 11:07


No to Ci napiszę.
Żadne zmiany zewnętrzne nic nie dadzą, żadne wyprowadzki, nic. Bo Ty nie uciekniesz przed SOBĄ. Nie ma takiego miejsca, nigdzie, abyś nie była sama ze sobą. Jak zamieszkasz sama w mieszkaniu to też będziesz tak reagować.
Bo będzie:
Pan w sklepie mnie odrzucił, bo nie patrzył na mnie, kiedy mówił proszę. Pani na przystanku mnie potrąciła, bo mnie nienawidzi. W szkole u syna nauczycielka krzywo spojrzała, nienawidzi mnie. I olaboga” – „ jestem nikim, jestem zerem, NIKT mnie nie kocha, KAŻDY mnie nienawidzi, jestem SAMA itd. Itd. Itd.”
A Pan w sklepie akurat patrzył w podłogę i NIC nie myślał o Tobie. Pani Cię potrąciła, bo tylko Cię nie zauważyła. A nauczycielka miała zły dzień. Albo były inne powody. Ale żaden powód nie był związany z Tobą, albo może był jeden,, ale raczej nie. Bo Ty nie jesteś pępkiem świata, aby inni o Tobie mieli myśleć. Może gdybyś się uśmiechnęła, mogłoby być inaczej. Ktoś do Ciebie by się uśmiechnął. Ale wtedy Ty w strachu, że zaraz Cię odrzuci, sama byś się odwróciła, bo po co on ma Cię odrzucać, lepiej zrobić to samej.
Bo to w Tobie jest wada oprogramowania, które wgrano Tobie we wczesnym dzieciństwie, może jeszcze w życiu płodowym. Wada polegająca na poczuciu odrzucenia w każdej sytuacji kontaktu z drugim człowiekiem
Jedyne co może zacząć zmianę w Tobie to zdanie sobie sprawy, powiedzenie SOBIE na głos, że wada jest u Ciebie.
Bo to Ty uważasz, że WSZYSCY, KAŻDY Cię odrzucają, Cię odrzuca. I zaraz po tej myśli, a pojawia się przy każdym kontakcie, z każdą osobą (z wyjątkiem syna na razie) wchodzisz w myślenie, mówienie "o ja biedna, o ja olaboga, nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie rozumie, każdy mnie mnie odrzuca, jestem taką straszną osobą, że.... itd itd itd.
Tak jest, tak masz, to nie Twoja wina. W sumie nieważne, czyja to wina. Tak się podziało, tak jest i tyle.
No i teraz co z tym można zrobić?
Można zrobić tylko jedną rzecz.
Przy każdym kontakcie z drugim człowiekiem musisz być czujna. Na siebie i na swoje odczucia. Bo ZAWSZE pojawi się w Tobie to poczucie odrzucenia. ZAWSZE. Przynajmniej do czasu zmiany w Tobie. Może to potrwać kilka miesięcy, ale raczej kilka lat to będzie.
A więc idziesz do sklepu. Wchodzisz, przychodzi Twoja kolejka, uśmiechasz się, Pan podaje Ci towar, pieniądze, nie patrzy na Ciebie. U Ciebie pojawia się natychmiast poczucie odrzucenia. I w tym momencie, zanim wejdziesz w stan OLABOGA mówisz do siebie w duchu: Acha, witam Cię poczuciu odrzucenia, to tylko Ty, znamy się, to tylko moja projekcja, tylko moja projekcja. I myślisz do siebie: a przecież fajnie dzisiaj wyglądam, świeci słońce, Pan mnie po prostu nie widzi, może ma zły dzień. A uśmiechnę się do niego, powiem, że ładnie mu w niebieskim, nie będzie miał poczucia odrzucenia przeze mnie. Bo on też może mieć poczucie odrzucenia. Robisz coś miłego i wychodzisz. Może on następnym razem zrobi coś miłego dla Ciebie. A może nie.
I tak robisz nieskończoną ilość razy, za każdym razem, z każdym.
Jeżeli na początku nie jesteś w stanie zrobić coś miłego, to sama świadomość, że to Ty siebie odrzuciłaś, a nie ten Pan, już jest uwalniająca. Przykro może Ci być, bo być może Ty nieświadomie wywołałaś poczucie odrzucenia u tego Pana. Więc następnym razem spróbuj coś zrobić.
Bo to wszystko jest w Twojej głowie, a nie na zewnątrz.
Oczywiście, czasami może się zdarzyć, że ktoś Cię rzeczywiście odrzuci np. Twoja mama, mąż. Ale Twoja mama prawdopodobnie ma także poczucie odrzucenia i nie umie inaczej. Ona nie umie. Ale Ty możesz się tego nauczyć.
Aby każdą potencjalną sytuację traktować jako Twój głos w Tobie, pod wpływem którego Ty nie musisz postępować w stylu OLABOGA jak Twoja mama. Ty możesz inaczej. Bo Ty już wiesz, że to tylko złe oprogramowanie w Tobie. Ale złe oprogramowanie nie jest Tobą. I to złe oprogramowanie możesz zmienić. Tylko Ty możesz je zmienić. Poprzez codzienną, ciężką pracę nad sobą.
Radzę Ci, spróbuj zejść z gwoździa.
Gdyby tak było jak tu mi piszesz, nie dałabym rady pracować z ludźmi. W kontaktach w relacji z klientem jestem w swoim żywiole. Lubię tą pracę, lubię ludzi z pracy, tam czuję się dobrze.. Wchodzę do mieszkania i od razu wszystko mi opada, nie chce mi się nic. Więc nie jest ze mną tak źle w kontaktach międzyludzkich, mam tak tylko z osobami z najbliższego otoczenia i czasem z tymi których całkowicie widzę pierwszy raz w życiu. Ja mam braki emocjonalne z dzieciństwa, brak zaufania do bliskich, bo się nie raz zawiodłam. Tak mam.
Czyli NIE ZAWSZE i NIE Z KAŻDYM. Ale stosuj te działania, kiedy u Ciebie takie odczucia się pojawiają. W kontakcie z klientami nie masz oczekiwań, a w kontakcie z bliskimi oczekiwania masz. Kiedy szłaś na tańce, to szłaś z oczekiwaniami. Czy można powiedzieć, że poczucie odrzucenia pojawia się w sytuacjach kiedy masz oczekiwania na jakąś bliskość, głód bliskości?
Owszem, na cokolwiek związanego z relacjami, byle jakimi nawet z obcymi osobami. Na tańcach oczekiwałam zainteresowania rozmową, zainteresowania moją osobą,niczym więcej. Nie piję alkoholu, więc zawsze mam 100% kontroli nad zachowaniem.
ODPOWIEDZ