Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

ozeasz pisze: 28 lut 2023, 0:48
Ruta pisze: 27 lut 2023, 19:29
ozeasz pisze: 27 lut 2023, 16:50



Ruto a gdzie wyczytałaś że to byli pijani mężczyźni, coś pominąłem z postu Caliope?
Ozeaszu, wyczytałam to w odpowiedzi Caliope do ciebie:
"I to jest problem mój, że tak mam, moja mowa ciała nawet dla pijanego w klubie tanecznym jest zrozumiała jako odejdź, bo ugryzę, nie wiedziałam, że aż na taką skalę wysyłam takie komunikaty."
Faktycznie, jest to w odpowiedzi Caliope do mnie, umknęło mi, choć czy to jest opis tej sytuacji czy jakieś porównanie, przenośnia to nie wiem?

Jeśli zaś jest to faktycznie opis sytuacji to zauważyć można że tu całkiem rozsądnie Caliope zadała sobie pytanie, czy to jak jestem odbierana może mieć źródło w moim sposobie bycia, mowie ciała...
Ruta pisze: 27 lut 2023, 19:29Jestem kobietą. I ja i wiele bliskich mi kobiet przechodziłysmy fazę "pójdę na tańce, bo to nic złego" (a w sercu: w poszukiwaniu akceptacji). Różnie się to kończy. Dla jednych kobiet zakwasami od tańca, dla innych poczuciem pustki, dla innych incydentem upokorzenia przez przypadkowego mężczyznę, który sobie zaspokoił swoje ego, na przykład najpierw okazując zainteresowanie, a następnie poniżając. A to tylko jeden z możliwych sposobów zranienia kobiety w chwili, gdy jest już zraniona. Jeszcze gorszym jest wykorzystanie jej słabości w sposób bardziej brutalny, cyniczny lub użycie przemocy.
Przyznam że jestem skołowany, ja nie tańczę by zapełnić swoje deficyty w relacji z żoną z inną kobietą na zasadzie poszukam adoratorek, idę potańczyć z kobietami które przyszły potańczyć ..i tyle, fajnie jest kiedy każdy zaczerpnie dla siebie z tego odrobinę lub więcej przyjemności. A jeśli chodzi o poniżanie, przemoc, upokorzenia to już w ogóle nie jestem sobie w stanie wyobrazić takiej sytuacji, tańczę od trzech lat, jeszcze nie słyszałem o czymś takim w tym kręgu parudziesięciu ludzi, chyba że ktoś traktuje salę taneczną jako Tindera ale to już nie jest temat tańca.
Ruta pisze: 27 lut 2023, 19:29Nawet się kiedyś zastanawiałam nad tymi tańcami. Co z nami? Nie wiem, czy dobrze wpadłam. Ale ten pomysł jest chyba z filmów. To jest powtarzający się motyw. Kobieta porzucona, serce złamane, idzie na tańce. Tam tłum adoratorów poprawia jej humor i mówi, że mężczyzna, który ją porzucił to na pewno dupek, albo w wersjach bardziej przyzwoitych panowie chcą iść wyjaśnić mężowi jaki skarb ma. Potem następuje zwykle scena łóżkowa. Męża w niej nie ma. Po drodze do męża było mieszkanie pana.
To jest taki sam klasyk, jak filmowe upicie się przez mężczyznę, gdy rzuci go kobieta. To jest niemal tak oczywiste, jakby napisano instrukcję obsługi. Zaproś kumpli, spijcie się w barze. W filmie po spiciu się mężczyzna otrząsa się ze wszystkiego i żyje od nowa, albo pije dalej łiski i zostaje nieco patologicznym, ale za to niezwykle skutecznym policjantem. Albo doktorem Housem 8-)

Także tu na forum kwestia "pójdę na tańce" lub "byłam na tańcach i teraz czuję się jeszcze gorzej" raz na jakiś czas się pojawia. Caliope, swoją drogą, głowa do góry. Dużo z nas przeszło przez te tańce i okazało się, że wcale nie było "filmowo". Wszystko jest z tobą dobrze. Nie chodzi o zmianę ciebie - bo z tobą wszystko jest w porządku, tylko o to, byś nauczyła się to dostrzegać: wszystko jest z tobą w porządku. Wszystko. Kiedy Bóg nas stworzył, sam to powiedział. O każdym z nas. Jeszcze jeden przytulas dla ciebie. I modlitwa. Będzie dobrze.
No cóż nie opieram swoich doświadczeń w realu na tych ze szklanego ekranu, jeśli ktoś czerpie stąd inspiracje to już współczuję, wreszcie to nasz sposób percepcji świata jest odpowiedzialny za generowanie konkretnych emocji i na dzień dzisiejszy stwierdzenie że: emocje nie podlegają ocenom, za to zachowania pod ich wpływem już tak mnie nie przekonuje choć to treści m.in. i tam zasłyszane.

Doświadczyłem tego m.in. na terapii DDA.

Doświadczyłem tego jak myślenie wpływa na naszą percepcję a ta na powstawanie emocji. Więc powyższe stwierdzenie nie jest dla mnie prawdą. Można się "programować" konkretnym myśleniem które będzie w określonych sytuacja generować konkretne emocje.

O tym też m.in. mówił ks. prof. dr hab. Romuald Jaworski w cyklu: Duchowość programu "12 kroków ku pełni życia", byłem na tych rekolekcjach i te treści do dzisiaj we mnie rezonują.

Tak że sposób widzenia świata, ludzi, sytuacji nie bierze się znikąd, część wynieśliśmy z rodzin pierwotnych, ale większość sami tworzymy przez własne myślenie, to zaś prowadzi do przeżywania również emocji które z tym sposobem widzenia korespondują.
Ruta pisze: 27 lut 2023, 19:29Wszystko jest z tobą dobrze. Nie chodzi o zmianę ciebie - bo z tobą wszystko jest w porządku, tylko o to, byś nauczyła się to dostrzegać: wszystko jest z tobą w porządku. Wszystko.
Czy dobrze rozumiem że traktujesz powyższe wypowiedzi Caliope jako objaw tego że w Jej życiu i postrzeganiu jest wszystko dobrze? No ja mam całkowicie odmienne zdanie, i wydaje mi się, że to co napisałaś nie zachęci Caliope do refleksji nad własną percepcja świata a na wzmacnianiu postawy roszczeniowej i oceniania otoczenia, bo z Nią przecież wszystko dobrze, czyż nie?
Ozeaszu, ja nie szłam na tańce podrywać, ani być podrywana. Jakie ja mam roszczenia? przecież nic nie chcę od męża i wolę odejść, by przypadkiem mi się nie zachciało czegokolwiek, czyż to nie jest takie dobre? Oceniłam zachowanie otoczenia, nie samo otoczenie. Jestem starsza pani i mogę już nie być w żadnym kontekście atrakcyjna nawet do rozmowy. Kiedyś tak nie było, ale lata mijają, a ja nie stanę się młodsza. To taki obuch w głowę kobieto jesteś stara, brzydka i musisz z tym żyć, bo czasu nie cofniesz, nie będziesz taka jak 10 lat temu.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

A tak ogólnie, to choćbym zarabiała więcej i tak nie zasługuję na szacunek, ale na niego zasługuje kolega który nawet dnia w normalnej pracy nie przepracował mieszka z tatusiem i zajmuje się hazardem. Warto dla swojego własnego dobra weryfikować jednak z kim zadaje się mąż, a ja tego nie zrobiłam i teraz jak to się tu mówi cały czas,mamy to na co się godzimy. Gdybym wiedziała cokolwiek i nie była zakochana nie związałabym się z takim człowiekiem jak mój mąż. Nigdy bym za niego nie wyszła, a tym bardziej nie brałabym ślubu kościelnego by sobie zniszczyć życie. Nadal nie ma do mnie szacunku, tylko roszczenia, a ja tu czytam, że ja mam jakieś względem niego. Po co mi to, ja się nie będę na to godzić. Zostałam oszukana i okłamała, na to też się już nie godzę, dlatego zamykam się i nie będę z nim rozmawiać.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

ozeasz pisze: 28 lut 2023, 0:48 Czy dobrze rozumiem że traktujesz powyższe wypowiedzi Caliope jako objaw tego że w Jej życiu i postrzeganiu jest wszystko dobrze? No ja mam całkowicie odmienne zdanie, i wydaje mi się, że to co napisałaś nie zachęci Caliope do refleksji nad własną percepcja świata a na wzmacnianiu postawy roszczeniowej i oceniania otoczenia, bo z Nią przecież wszystko dobrze, czyż nie?
Ozeaszu,
Dziewczyny się czasem gubią i czasem idą na tańce z pustką w sercu, potwierdzić swoją atrakcyjność. Też mi się zdarzyło. Nie mam potrzeby budować sobie pomnika ze spiżu.

Czy jesteś pewien swoich ostrych ocen? Roszczeniowa postawa? Ocenianianie otoczenia? Jesteś od takich postaw wolny?

Caliope, nie pocieszam cię fałszywie. Wszystko jest z tobą dobrze. Nie jesteś ani stara, ani brzydka, ani nieatrakcyjna. Tyle, że w dyskotece nie otrzymasz potwierdzenia dla swojej atrakcyjności. To raczej miernik stanu psychicznego. W dobrym przyciągasz, w słabym odpychasz. Jak jesteś ekstremalnie pogubiona, przyciągasz bardziej pogubionych, czy jak mawia moja koleżanka "patusów". Nie jest źle, skoro "patusy" cię omijały.

Podziwiam cię za wiele twoich cech. Za otwartość z jaką dzielisz się sobą, tym co trudne, bolesne. Za szczerość. Za bezpośredniość w zwracaniu się do innych osób, wyjątkową bo taką, która nie rani. Za twoją wytrwałość. Za upór. Za to, że się nie poddajesz. Za siłę. Ja w tym widzę piękno. I jestem pewna, że będzie to w tobie rozkwitać.

Wiem, że po takiej "tanecznej próbie" można czuć się rozbitą i gorzej na wyjściu, niż na wejściu. Ja się tak czułam. Koleżanki także. Te z reala i te z forum. Taki czas. Nie ma to nic wspólnego z tobą, tym kim jesteś.
Nietaka
Posty: 3103
Rejestracja: 21 kwie 2019, 18:10
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nietaka »

Caliope, ja Ciebie rozumiem. Co nie znaczy, że chcę powiedzieć ,,masz rację". Znam Twój wątek od początku. Zmiany, które zauważam w Tobie (na podstawie Twoich postów), są raczej niedobre dla Ciebie. To znaczy, oczywiście, widzę, że jesteś wyciszona i spokojna, jednak najczęściej myślę, że jesteś ,,uciszona,, - uśpiona, zamrożona. Zamroziłaś swoją nadzieję. Z Twoich słów bije rozgoryczenie i rozczarowanie. Roszczenia, o których wcześniej Ci pisano, ja rozumiem jako Twoje oczekiwania. Mówisz, że nie masz ich wobec męża, że niczego od niego nie chcesz, a jednak .. żyjesz w poczuciu ciągłego odrzucenia. Renta11 Ci o tym napisała, ale Ty chyba to opacznie zrozumiałaś, jako zarzut, że to Ty odrzucasz. Nie. Ja myślę, że wbrew temu, co mówisz, jesteś pełna oczekiwań, wobec męża i otoczenia. To znaczy... Wyobrażam sobie, że funkcjonujesz wg. z góry napisanego w głowie scenariusza. Widzę to tak, że np. szykujesz się na tańce i asekurujesz się z góry przygotowanymi założeniami. Oficjalnie mówisz sobie, że idziesz się rozerwać i robisz to dla siebie, ale już przed lustrem, nawet jeśli się sobie spodobasz, mówisz ,,i co z tego, na pewno nikt na mnie nie spojrzy, jestem stara i brzydka, i nudna,,. Wolisz sama sobie przyłożyć, żeby później nie bolało. Bo jednak chyba szukasz potwierdzenia swojej wartości u innych. A tam spotykasz się z obojętnością. Nie wiesz tak na prawdę, czy ktoś coś i co o Tobie pomyślał. Ale Ty wiesz, że znowu dostałaś informację, że się nie nadajesz . Nic Ciebie nie przekona. Ja robię podobnie. Ale już wiem, że to jest chore postrzeganie siebie. Myślę, że to jest też objaw pychy. Poniższasz siebie tak bardzo, a jednak jest to podszyte pychą, ponieważ zakładasz, że wszystko, zachowanie każdego człowieka, którego spotykasz ma na celu zrównanie Ciebie z ziemią. Ale wiesz, że musiałybyśmy być pępkiem świata, żeby każdy chciał nam dołożyć?😅
Z kolei to częste powtarzanie, że już niczego nie chcesz, nie potrzebujesz, wystarczą Ci zwierzęta, jesteś stara i brzydka to takie użalanie się nad sobą.
Pewna bliska osoba na pozdrowienia z wakacji niezmiennie odpisuje ,,dobrze, że chociaż wy się bawicie, mnie starej nic już nie potrzeba, ja tam wam nie zazdroszczę, wystarczy mi kawałek mojego podwórka..."😅 Dużo czasu nam zajęło, żeby nie mieć po tych smsach rozwalonego wypoczynku. To nic innego jak manipulacja i wpędzanie w poczucie winy innych. Poprawianie sobie nastroju, dobijaniem się. 😉Taki masochizm.
Sądzę, że gdybyś(my) jednak poznały myśli ludzi (no dobra -facetów), którzy w ogóle na nas spojrzeli i nas ocenili i dajmy na to jeden pomyśli ,,fajna babka", a drugi ,,brzydka baba"- to jak myślisz? Która opinia wpłynęłaby na Ciebie ( i mnie) bardziej? He. Nie mów. :lol:
Nie chcę spłycać. Jednak poprzez te przykłady , chcę Ci powiedzieć, zapytać, czy po tylu latach tutaj, jeszcze nie dostrzegłaś, że wciąż przeglądasz się w oczach innych? Że uzależniasz swoje szczęście od akceptacji otoczenia? Że, mam wrażenie, bardzo siebie nie lubisz? Litujesz się nad sobą, ale nie ma w tym miłości tylko taka... pogarda ... Nie jesteś dla siebie wyrozumiała. A jednocześnie czekasz, aż ktoś (odmieniony mąż ) Ci powie ,,kocham Cię". A Ty i tak pewnie nie uwierzysz, no bo jak kochać taką ,, starą, brzydką babę". Przepraszam, jeśli nałożyłam na Twój sposób myślenia, swoje doświadczenia ze samą sobą. Ale tak mi to wygląda. Ja wiem, że tak mam. Nie sprawia to, że nie czuję tych wszystkich emocji oraz odrzucenia, ale jest mi łatwiej, gdy wiem, że to ja, ja sama tak reaguję. To pozwala mi szukać rozwiązania i daje chęci do pracy nad sobą.
Na razie drepczę niecierpliwie w miejscu.
renta11
Posty: 843
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: renta11 »

Caliope pisze: 27 lut 2023, 11:54
renta11 pisze: 27 lut 2023, 7:52 Caliope

ODRZUCENIE
to zdecydowanie Twój i tylko Twój problem. Gdzie się nie obrócisz, z kim nie zetkniesz, to zawsze występuje. Dlatego, że to odrzucenie jest w Tobie, widać je, słychać i czuć.
Jeśli nic z tym nie zrobisz to i Twoje dziecko wcześniej, czy później Ciebie także odrzuci. I pies, i kot, i nawet poduszka. Możesz w tym tkwić, żalić się do końca życia nawet i na poduszkę.
Jasne, że możesz, ale po co?
Tylko Ty masz klucz do lepszego życia.
I co z tym zrobisz?
Od początku mojego życia staram się nie być odrzucona, ale to się nie da, nie da się zasłużyć na miłość, brzydota odrzuca, charakter podobno mam paskudny według matki. Nie jestem chłopcem, urodziłam się za wcześnie i jestem głupsza od braci, bo mam zmiany w mózgu które nie pozwalały nigdy mi na dobrą naukę i nie miałam nigdy piątek w szkole. Nie znam pochwał, nie wiem czym jest więź matki z córką i muszę z tym wszystkim żyć. Byłam bita pięściami, kablem, wyzywana, znęcano sie nade mną, a matka jeszcze się do tego przyczyniała. Gdyby we mnie było odrzucenie nie zdecydowałabym się na małżeństwo, zmiany, nie dałabym rady zająć się dzieckiem niepełnosprawnym.Nie miałabym siły na to wszystko, nie miałabym siły wyjść z nałogu alkoholowego. A ty mi tu wrzucasz, że ja to mam w sobie, nie, o tym decydują ludzie. Jesteś brzydki, to nie zasługujesz na przyjaźń, za mało zarabiasz, jesteś nikim. Jesteś niewystarczająco mądrą, nie obchodzisz mnie i nie zaslugujesz na miłość. Słyszałaś to? na pewno nigdy, więc nie wiesz co ja czuję. Jedyne co trzyma nie jakoś cało jest moja wiara i ja sama, bo nikt za mnie nie będzie żyć.
Czyli postanowiłaś jednak konsekwentnie żalić się na poduszkę. Robisz to tutaj już 3 lata więc te kolejki po 3 możesz zaliczać. Masz w tym dużą korzyść i pewnie odrzucenie przez syna też tego nie zmieni.
Wszystkiego dobrego więc w tym żaleniu się. ;)

Problem odrzucenia także mnie dotyczy. I chociaż nadal jakoś tam występuje to jego natężenie jest rażąco mniejsze. Więc wiem, co i o czym piszę.
Ale w końcu nie każdy musi zmieniać siebie i swoje życie. Często lepiej jest babrać się w tym błotku i nie robić NIC. Więc skoro taki Twój wybór....
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Nie widzę Caliope w tym co piszesz użalania się, widzę szczere dzielenie się trudnymi emocjami. Rozczarowaniem w relacji z mężem. Trudnymi emocjami. Poczuciem nie bycia atrakcyjną. Niewiele osób tak potrafi, jeszcze mniej ma na to odwagę.

Nie każde oczekiwanie to przejaw roszczeniowości. Są i oczekiwania słuszne. Na przykład oczekiwanie od męża, że będzie wypełniał swoje dobrowolne zobowiązanie.

Zrobiłaś dużo, by spełnić oczekiwania męża. Zderzasz się z tym, że to nic nie zmienia i nie skłania męża do zmiany postawy. Szukasz swojej granicy. Szukasz rozwiązań. Szukasz odpowiedzi, jak dalej poprowadzić swoje życie. Ja tu widzę siłę, a nie użalanie się.

Przeszłaś tak wiele, pracujesz nad sobą, trzymasz się blisko Boga. Jestem pewna, że powoli znajdziesz właściwe odpowiedzi.

Masz prawo się w relacji z mężem chronić. Także przez milczenie, jeśli czujesz, że to będzie dla ciebie dobre. Jak czuję potrzebę ochrony, zerkam w Listę Zerty.
Zwykle coś tam na dany czas znajduję.
viewtopic.php?f=10&t=282

Pomodlę się w twojej intencji.
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Niepoprawny83 »

Caliope pisze: 27 lut 2023, 11:54 [
Od początku mojego życia staram się nie być odrzucona, ale to się nie da, nie da się zasłużyć na miłość, brzydota odrzuca, charakter podobno mam paskudny według matki. Nie jestem chłopcem, urodziłam się za wcześnie i jestem głupsza od braci, bo mam zmiany w mózgu które nie pozwalały nigdy mi na dobrą naukę i nie miałam nigdy piątek w szkole. Nie znam pochwał, nie wiem czym jest więź matki z córką i muszę z tym wszystkim żyć. Byłam bita pięściami, kablem, wyzywana, znęcano sie nade mną, a matka jeszcze się do tego przyczyniała. Gdyby we mnie było odrzucenie nie zdecydowałabym się na małżeństwo, zmiany, nie dałabym rady zająć się dzieckiem niepełnosprawnym.Nie miałabym siły na to wszystko, nie miałabym siły wyjść z nałogu alkoholowego. A ty mi tu wrzucasz, że ja to mam w sobie, nie, o tym decydują ludzie. Jesteś brzydki, to nie zasługujesz na przyjaźń, za mało zarabiasz, jesteś nikim. Jesteś niewystarczająco mądrą, nie obchodzisz mnie i nie zaslugujesz na miłość. Słyszałaś to? na pewno nigdy, więc nie wiesz co ja czuję. Jedyne co trzyma nie jakoś cało jest moja wiara i ja sama, bo nikt za mnie nie będzie żyć.
Wiele koleżanek Cię już wirtualnie przytulało, ale jeśli siebie samą nie przytulisz Caliope to nikt cię nie utuli.
Nie jestem specem od terapii bynajmniej, ale wydaje mi się, ze rozminęłaś się ze swoimi emocjami, myślę że tak mocno zepchnęłaś wyrządzoną ci krzywdę w odległe rejony, że nie ukoiłaś samej siebie przyznając przed sobą samą, ze jesteś poraniona i że to cię boli. Mentalnie wykonałaś ogromną robotę, wiesz jaka masz być i starasz się taką być, jednak sama silna wola do tego moim zdaniem nie wystarczy, na podstawie własnego doświadczenia wiem, że trzeba skonfrontować się z tym co nas prześladuje.

Może ci być przykro, że wiele osób nie potrafi wejść w twoje buty i nie rozumie cię, ale tym bardziej powinnaś utulić samą siebie z całych sił, bo nikt nie ma na tyle wiedzy o twoim życiu co ty. Szczerze myślę, że twoje osiągnięcia o których piszesz są naprawdę wielkie i to, ze walczysz o siebie jest wielkim sukcesem, zważywszy na dzieciństwo, które miałaś i małżeństwo, które jest jakie jest. Myślę, że trudno ludziom zrozumieć jak trudno tkwić w takim związku z który z zewnątrz wydaje się w miarę ok, ale w istocie bardzo cię rani, wydaje mi się, że wiem o czym piszesz bo mam chyba podobne relacje z żoną.

Jeśli wierzysz w Boga to powinnaś wiedzieć, że nie jesteś beznadziejna bo On stworzył cię na swoje podobieństwo, więc postaraj się walczyć z takim myśleniem, naprawdę nic Ci nie brakuje poza poczuciem własnej wartości, którego nie ma, bo ani rodzina pierwotna ani małżeństwo nie sprzyjały jego zbudowaniu. Ale możesz je odbudować sama, a ukojenie swojego żalu moim zdaniem może być jednym z etapów ku temu. Co do wyprowadzki to zły pomysł, nie tędy droga moim zdaniem.

Sam myślałem, że już jestem odbudowany, ale gdy pisałem list do bliskiej mi osoby bo nadszedł czas aby poznała ona nieupudrowaną wersję mojego życia to zalała mnie taka fala żalu nad samym sobą, trudno to opisać. Oczywiście moje zewnętrzne ja szybko spacyfikowało "beksę", ale ten krótkotrwały kontakt z emocjami sporo mi o mnie samym powiedział i pozwolił trochę się nad sobą zdrowo poużalać, tak ja to przynajmniej widzę.
Zaufaliśmy miłości.
Firekeeper
Posty: 804
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Zaczynam czytać książkę ,,O kobietach, które kochają za bardzo " Norwood Roobin. Co prawda dopiero wstęp i pierwszy rozdział ale coś czuję, że mi tematyka podpasuje. Do Ciebie też mi wstęp tej książki pasuje. Po za tym obie mamy problem z poczuciem własnej wartości. Są jeszcze dodatkowe dwie książki. Dołącz się do mnie do towarzystwa to wymienimy poglądy po przeczytaniu 😊
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

renta11 pisze: 28 lut 2023, 13:27
Caliope pisze: 27 lut 2023, 11:54
renta11 pisze: 27 lut 2023, 7:52 Caliope

ODRZUCENIE
to zdecydowanie Twój i tylko Twój problem. Gdzie się nie obrócisz, z kim nie zetkniesz, to zawsze występuje. Dlatego, że to odrzucenie jest w Tobie, widać je, słychać i czuć.
Jeśli nic z tym nie zrobisz to i Twoje dziecko wcześniej, czy później Ciebie także odrzuci. I pies, i kot, i nawet poduszka. Możesz w tym tkwić, żalić się do końca życia nawet i na poduszkę.
Jasne, że możesz, ale po co?
Tylko Ty masz klucz do lepszego życia.
I co z tym zrobisz?
Od początku mojego życia staram się nie być odrzucona, ale to się nie da, nie da się zasłużyć na miłość, brzydota odrzuca, charakter podobno mam paskudny według matki. Nie jestem chłopcem, urodziłam się za wcześnie i jestem głupsza od braci, bo mam zmiany w mózgu które nie pozwalały nigdy mi na dobrą naukę i nie miałam nigdy piątek w szkole. Nie znam pochwał, nie wiem czym jest więź matki z córką i muszę z tym wszystkim żyć. Byłam bita pięściami, kablem, wyzywana, znęcano sie nade mną, a matka jeszcze się do tego przyczyniała. Gdyby we mnie było odrzucenie nie zdecydowałabym się na małżeństwo, zmiany, nie dałabym rady zająć się dzieckiem niepełnosprawnym.Nie miałabym siły na to wszystko, nie miałabym siły wyjść z nałogu alkoholowego. A ty mi tu wrzucasz, że ja to mam w sobie, nie, o tym decydują ludzie. Jesteś brzydki, to nie zasługujesz na przyjaźń, za mało zarabiasz, jesteś nikim. Jesteś niewystarczająco mądrą, nie obchodzisz mnie i nie zaslugujesz na miłość. Słyszałaś to? na pewno nigdy, więc nie wiesz co ja czuję. Jedyne co trzyma nie jakoś cało jest moja wiara i ja sama, bo nikt za mnie nie będzie żyć.
Czyli postanowiłaś jednak konsekwentnie żalić się na poduszkę. Robisz to tutaj już 3 lata więc te kolejki po 3 możesz zaliczać. Masz w tym dużą korzyść i pewnie odrzucenie przez syna też tego nie zmieni.
Wszystkiego dobrego więc w tym żaleniu się. ;)

Problem odrzucenia także mnie dotyczy. I chociaż nadal jakoś tam występuje to jego natężenie jest rażąco mniejsze. Więc wiem, co i o czym piszę.
Ale w końcu nie każdy musi zmieniać siebie i swoje życie. Często lepiej jest babrać się w tym błotku i nie robić NIC. Więc skoro taki Twój wybór....
A po czym poznajesz, że syn mnie odrzuca? Nie wiesz jaką mam z nim relację. Ogólnie to co to za wyssany z palca absurd..
Żeby nie babrać się w błotku trzeba z niego wyjść, opuścić to miejsce, czyż nie?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 28 lut 2023, 16:00 Nie widzę Caliope w tym co piszesz użalania się, widzę szczere dzielenie się trudnymi emocjami. Rozczarowaniem w relacji z mężem. Trudnymi emocjami. Poczuciem nie bycia atrakcyjną. Niewiele osób tak potrafi, jeszcze mniej ma na to odwagę.

Nie każde oczekiwanie to przejaw roszczeniowości. Są i oczekiwania słuszne. Na przykład oczekiwanie od męża, że będzie wypełniał swoje dobrowolne zobowiązanie.

Zrobiłaś dużo, by spełnić oczekiwania męża. Zderzasz się z tym, że to nic nie zmienia i nie skłania męża do zmiany postawy. Szukasz swojej granicy. Szukasz rozwiązań. Szukasz odpowiedzi, jak dalej poprowadzić swoje życie. Ja tu widzę siłę, a nie użalanie się.

Przeszłaś tak wiele, pracujesz nad sobą, trzymasz się blisko Boga. Jestem pewna, że powoli znajdziesz właściwe odpowiedzi.

Masz prawo się w relacji z mężem chronić. Także przez milczenie, jeśli czujesz, że to będzie dla ciebie dobre. Jak czuję potrzebę ochrony, zerkam w Listę Zerty.
Zwykle coś tam na dany czas znajduję.
viewtopic.php?f=10&t=282

Pomodlę się w twojej intencji.
Dziękuję Ruto za wsparcie i modlitwę, rozczarowanie jest większe kiedy męża nie obchodzi gdzie idę i z kim idę. Mogłoby mi się coś stać i nawet by nie zauważył, a to już mnie aż śmieszy w czym jestem. Bo to nie jest kwestia zaufania.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nietaka pisze: 28 lut 2023, 12:13 Caliope, ja Ciebie rozumiem. Co nie znaczy, że chcę powiedzieć ,,masz rację". Znam Twój wątek od początku. Zmiany, które zauważam w Tobie (na podstawie Twoich postów), są raczej niedobre dla Ciebie. To znaczy, oczywiście, widzę, że jesteś wyciszona i spokojna, jednak najczęściej myślę, że jesteś ,,uciszona,, - uśpiona, zamrożona. Zamroziłaś swoją nadzieję. Z Twoich słów bije rozgoryczenie i rozczarowanie. Roszczenia, o których wcześniej Ci pisano, ja rozumiem jako Twoje oczekiwania. Mówisz, że nie masz ich wobec męża, że niczego od niego nie chcesz, a jednak .. żyjesz w poczuciu ciągłego odrzucenia. Renta11 Ci o tym napisała, ale Ty chyba to opacznie zrozumiałaś, jako zarzut, że to Ty odrzucasz. Nie. Ja myślę, że wbrew temu, co mówisz, jesteś pełna oczekiwań, wobec męża i otoczenia. To znaczy... Wyobrażam sobie, że funkcjonujesz wg. z góry napisanego w głowie scenariusza. Widzę to tak, że np. szykujesz się na tańce i asekurujesz się z góry przygotowanymi założeniami. Oficjalnie mówisz sobie, że idziesz się rozerwać i robisz to dla siebie, ale już przed lustrem, nawet jeśli się sobie spodobasz, mówisz ,,i co z tego, na pewno nikt na mnie nie spojrzy, jestem stara i brzydka, i nudna,,. Wolisz sama sobie przyłożyć, żeby później nie bolało. Bo jednak chyba szukasz potwierdzenia swojej wartości u innych. A tam spotykasz się z obojętnością. Nie wiesz tak na prawdę, czy ktoś coś i co o Tobie pomyślał. Ale Ty wiesz, że znowu dostałaś informację, że się nie nadajesz . Nic Ciebie nie przekona. Ja robię podobnie. Ale już wiem, że to jest chore postrzeganie siebie. Myślę, że to jest też objaw pychy. Poniższasz siebie tak bardzo, a jednak jest to podszyte pychą, ponieważ zakładasz, że wszystko, zachowanie każdego człowieka, którego spotykasz ma na celu zrównanie Ciebie z ziemią. Ale wiesz, że musiałybyśmy być pępkiem świata, żeby każdy chciał nam dołożyć?😅
Z kolei to częste powtarzanie, że już niczego nie chcesz, nie potrzebujesz, wystarczą Ci zwierzęta, jesteś stara i brzydka to takie użalanie się nad sobą.
Pewna bliska osoba na pozdrowienia z wakacji niezmiennie odpisuje ,,dobrze, że chociaż wy się bawicie, mnie starej nic już nie potrzeba, ja tam wam nie zazdroszczę, wystarczy mi kawałek mojego podwórka..."😅 Dużo czasu nam zajęło, żeby nie mieć po tych smsach rozwalonego wypoczynku. To nic innego jak manipulacja i wpędzanie w poczucie winy innych. Poprawianie sobie nastroju, dobijaniem się. 😉Taki masochizm.
Sądzę, że gdybyś(my) jednak poznały myśli ludzi (no dobra -facetów), którzy w ogóle na nas spojrzeli i nas ocenili i dajmy na to jeden pomyśli ,,fajna babka", a drugi ,,brzydka baba"- to jak myślisz? Która opinia wpłynęłaby na Ciebie ( i mnie) bardziej? He. Nie mów. :lol:
Nie chcę spłycać. Jednak poprzez te przykłady , chcę Ci powiedzieć, zapytać, czy po tylu latach tutaj, jeszcze nie dostrzegłaś, że wciąż przeglądasz się w oczach innych? Że uzależniasz swoje szczęście od akceptacji otoczenia? Że, mam wrażenie, bardzo siebie nie lubisz? Litujesz się nad sobą, ale nie ma w tym miłości tylko taka... pogarda ... Nie jesteś dla siebie wyrozumiała. A jednocześnie czekasz, aż ktoś (odmieniony mąż ) Ci powie ,,kocham Cię". A Ty i tak pewnie nie uwierzysz, no bo jak kochać taką ,, starą, brzydką babę". Przepraszam, jeśli nałożyłam na Twój sposób myślenia, swoje doświadczenia ze samą sobą. Ale tak mi to wygląda. Ja wiem, że tak mam. Nie sprawia to, że nie czuję tych wszystkich emocji oraz odrzucenia, ale jest mi łatwiej, gdy wiem, że to ja, ja sama tak reaguję. To pozwala mi szukać rozwiązania i daje chęci do pracy nad sobą.
Na razie drepczę niecierpliwie w miejscu.
Jestem emocjonalnym wrakiem, to wiem. Wiem, też, że moja rodzina pierwotna mnie nie akceptuje, matka nie ma też do mnie szacunku, ale ma za to do jednej z bratowych która zdradzała, kradła pieniądze i wyzywała. Każdy jest lepszy, ja najgorsza, gdybym chociaż nie musiała tego słuchać z ust własnej matki, ale to jest i ona mi przypomina o tym przy każdej okazji. Głupsza, gorsza, z okropnym charakterem i przez charakter mam niskie poczucie wartosci, ile można ciągle stawiać granice? Ciągle mówić nie życzę sobie żebyś tak mówiła, kłócić się, nie odzywać. Chyba do śmierci. Ja jestem jedna ich kilka osób.
renta11
Posty: 843
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: renta11 »

Caliope pisze: 28 lut 2023, 18:15
renta11 pisze: 28 lut 2023, 13:27
Caliope pisze: 27 lut 2023, 11:54
Od początku mojego życia staram się nie być odrzucona, ale to się nie da, nie da się zasłużyć na miłość, brzydota odrzuca, charakter podobno mam paskudny według matki. Nie jestem chłopcem, urodziłam się za wcześnie i jestem głupsza od braci, bo mam zmiany w mózgu które nie pozwalały nigdy mi na dobrą naukę i nie miałam nigdy piątek w szkole. Nie znam pochwał, nie wiem czym jest więź matki z córką i muszę z tym wszystkim żyć. Byłam bita pięściami, kablem, wyzywana, znęcano sie nade mną, a matka jeszcze się do tego przyczyniała. Gdyby we mnie było odrzucenie nie zdecydowałabym się na małżeństwo, zmiany, nie dałabym rady zająć się dzieckiem niepełnosprawnym.Nie miałabym siły na to wszystko, nie miałabym siły wyjść z nałogu alkoholowego. A ty mi tu wrzucasz, że ja to mam w sobie, nie, o tym decydują ludzie. Jesteś brzydki, to nie zasługujesz na przyjaźń, za mało zarabiasz, jesteś nikim. Jesteś niewystarczająco mądrą, nie obchodzisz mnie i nie zaslugujesz na miłość. Słyszałaś to? na pewno nigdy, więc nie wiesz co ja czuję. Jedyne co trzyma nie jakoś cało jest moja wiara i ja sama, bo nikt za mnie nie będzie żyć.
Czyli postanowiłaś jednak konsekwentnie żalić się na poduszkę. Robisz to tutaj już 3 lata więc te kolejki po 3 możesz zaliczać. Masz w tym dużą korzyść i pewnie odrzucenie przez syna też tego nie zmieni.
Wszystkiego dobrego więc w tym żaleniu się. ;)

Problem odrzucenia także mnie dotyczy. I chociaż nadal jakoś tam występuje to jego natężenie jest rażąco mniejsze. Więc wiem, co i o czym piszę.
Ale w końcu nie każdy musi zmieniać siebie i swoje życie. Często lepiej jest babrać się w tym błotku i nie robić NIC. Więc skoro taki Twój wybór....
A po czym poznajesz, że syn mnie odrzuca? Nie wiesz jaką mam z nim relację. Ogólnie to co to za wyssany z palca absurd..
Żeby nie babrać się w błotku trzeba z niego wyjść, opuścić to miejsce, czyż nie?
Syn jeszcze Cię nie odrzuca, ale za kilka lat, jak będziesz nad tym pracowała (Tak Ty pracowała) to tak się stanie.
W końcu gdzie się obrócisz i z kim spotkasz to KAŻDY Cię odrzuca.

Jesteś tak zainfekowana odrzuceniem, że tylko w odrzuceniu potrafisz funkcjonować. Bo najbardziej lubimy te piosenki, które dobrze znamy. No i masz korzyści: poczucie bezpieczeństwa w odrzuceniu, znany temat, użalanie się nad sobą i usprawiedliwianie, że NIC nie musisz robić, aby to zmienić. Więc nawet jeśli znajdzie się ktoś, kto Ciebie nie odrzuci (czyli przynajmniej połowa ludzi) to Ty tak się zachowasz, tak zareagujesz, tak się wycofasz, tak sobie wmówisz, że ten ktoś Ciebie odrzuca, że sama do tego doprowadzisz.
Tak Ty sama doprowadzasz do tego, że tak się czujesz. Bo to znasz. Nawet na tą zabawę poszłaś, aby tam się tak zachowywać, wmówić sobie, że Cię odrzucono. Zastanów się czy w ostatnim czasie nie było za spokojnie? Nie miałaś akcji z odrzucaniem? Więc poszłaś na tańce niby, żeby się integrować, a tak na prawdę, aby Cię odrzucono. Bo nie jest możliwe, aby 100 % ludzi na tańcach Cię odrzuciło. Po prostu.
Nie wiesz, jak się zachować wśród ludzi, co zrobić, co powiedzieć, aby było inaczej. Bo to wymagałoby zmiany w Tobie, a Ty zmienić się nie chcesz. I nawet gdybyś zmieniła męża na innego to i tak w krótkim czasie wmówiłabyś sobie, że Cię odrzuca.
Bo to odrzucenie nie jest w innym człowieku, ale jest w Tobie.
To Ty się tak czujesz, bo to Ty siebie odrzucasz. I projektujesz na innych, że to oni odrzucają. Bo to jedynie znasz. I nie chcesz tego zmienić. Bo to wymaga wysiłku, bo to wymaga zrobienia czegoś, bo to wymaga odwagi.
Więc siedzisz na tym gwoździu, tyłek uwiera, ale się nie przesiądziesz, bo po co. Jest dobrze, a na zewnątrz wiatr, zimno, dzikie zwierzęta. A na tym gwoździu może i trochę niewygodnie, ale znajomo, znasz ten gwóźdź.
Głaskanie Cię po główce niczego nie zmieni, bo głaszczemy Cię 3 lata i NIC.
Mogłaś chodzić na terapie kilka lat, ale widać do gwoździa jeszcze nie doszłaś.
Wierzysz w Boga? Bo ja myślę, że nie. Bo gdybyś wierzyła to wiedziałabyś, czuła, jak Bóg Cię mocno kocha.
Ale Ty wolisz gwóźdź. Cóż.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Nietaka
Posty: 3103
Rejestracja: 21 kwie 2019, 18:10
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nietaka »

Caliope, jest taka książka Victora Frankla ,, Człowiek w poszukiwaniu sensu". Nie wiem, czy jest tu polecana, pewnie ktoś o niej już wspominał. W każdym razie zainteresuj się może logoterapią i jej założeniami. Frankl swoją teorię terapeutyczną sprawdził i ostatecznie sformułował, będąc więźniem obozu koncentracyjnego. Udowadniał, że człowiek jest zdolny przetrwać najgorsze upodlenie (nie bez upadków moralnych oczywiście), ale zauważa też, że gdy człowiek utraci sens swego życia, a tym sensem musi być coś mieszczącego się w szeroko pojętej duchowością człowieka, a gdy nawet tego sensu nazwać nie potrafi, ale go poszukuje i pragnie - dopóki więc człowiek ma swoją duchowość, dopóty będzie żył. I fizycznie, i duchowo. Ty poszukujesz sensu swojego życia. Nie wiem, czy jest to miłość do syna. Czy miłość do męża. Czy miłość swojej miłości do nich. Czy miłość Boga. Ukochanie życia. Czy coś innego. Czy umiesz to nazwać, czy nie, chcesz żyć dalej. Nie chcesz umrzeć (ani dosłownie, ani w przenośni- jak sądzę). Nie chcesz skończyć ze sobą. Z jakiegoś powodu ciągniesz wózek swojego życia, nie poddałaś się po traumach dzieciństwa i młodości. COŚ Cię trzyma przy życiu. To nienazwane coś, to sens-cel, którego być może nie nazwałaś, nie odkryłaś. Nie wiem, jak Ci to wyjaśnić, ale czasem brzmisz, jakbyś się jednak chciała poddać.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4390
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: ozeasz »

Caliope pisze: 28 lut 2023, 9:07 Ozeaszu, ja nie szłam na tańce podrywać, ani być podrywana. Jakie ja mam roszczenia? przecież nic nie chcę od męża i wolę odejść, by przypadkiem mi się nie zachciało czegokolwiek, czyż to nie jest takie dobre? Oceniłam zachowanie otoczenia, nie samo otoczenie. Jestem starsza pani i mogę już nie być w żadnym kontekście atrakcyjna nawet do rozmowy. Kiedyś tak nie było, ale lata mijają, a ja nie stanę się młodsza. To taki obuch w głowę kobieto jesteś stara, brzydka i musisz z tym żyć, bo czasu nie cofniesz, nie będziesz taka jak 10 lat temu.
Caliope ja nigdzie nie twierdziłem że szłaś kogoś podrywać, za to nie mogę sobie wyobrazić jak można iść tańczyć i po tym czuć się odrzuconym, dziewczyny kiedy ich chłopaki nie proszą bo chłopaki to towar deficytowy bawią się ze sobą lub solo.

Nie wiem co rozumiesz przez odrzucenie, jaka sytuacja była przyczyną że taka myśl, nie emocja, bo nie ma takiej emocji, może być poczucie odrzucenia, po-czucie mówi o tym że to jest stan po jakiś uczuciach, ale nie odrzucenia, bo to wg Rosenberga (z którym w tym przypadku się zgadzam w 100%)jest uczucie rzekome, przerzucające odpowiedzialność za moje emocje na kogoś kto potencjalnie "odrzucił" mnie.

Nikt nie podpisywał umowy że wchodząc na imprezę przysługuje mu po trzy tańce z 15stoma partnerami, jak się idzie samemu , bez pary, to warto mieć świadomość, że nie każdy umie nawiązać znajomość w sposób bezpośredni z kimś kogo zobaczył pierwszy raz, ja się tego uczę, bo to moja bajka od trzech lat, i na początku tak nie miałem, na dzień dzisiejszy tak już nie mam.

Co do roszczeniowości, piszesz że nic od męża nie chcesz ale większość Twoich postów przeze mnie czytanych w Twoim wątku dotyczy tego czego nie otrzymujesz od męża, to co to jest jak to nazwać, taką postawę, zachowanie?

I nie, nie przypominam sobie, by w tych postach była jakaś refleksja nad tym czy jako osoba będąca w tej relacji mogę mieć powód, by szukać źródła tych komplikacji w funkcjonowaniu siebie samej. Jakiekolwiek uwagi, przeze mnie kierowane do Ciebie też kiedyś kwitowałaś, że jesteś po terapii, jakby to było jakieś magiczne słowo które powoduje że jesteś zdrowa, że nie ma nad czym pracować.

Nie chcę ci "słodzić" bo takich osób tu jest trochę, na pewno potrzebujesz wsparcia, na pewno potrzebujesz usłyszeć, że jak tu niektórzy forumowicze napisali masz wszystko czego potrzebujesz do życia i szczęścia praktycznie w sobie, problem jest taki, że Ty mam wrażenie tak patrzeć na siebie nie potrafisz, a może nie chcesz?

W wielu postach powtarzasz jak mantrę... mąż to, tamto....tak mnie widzi, tak mnie traktuje, tak mnie nazywa...jakbyś nie istniała poza relacją z mężem....Nikt nie nadał Ci prawdziwego imienia poza Twoim Bogiem Stwórcą, nikt nie jest w stanie Cię zranić jeśli nie ma przyzwolenia w Tobie na coś takiego, to Twój system ostrzegania, obrony i wartości jest uszkodzony, wystarczy go naprawić i wtedy żadna zewnętrzna siła nie będzie miała na Ciebie takiego wpływu jakiego byś sobie nie życzyła.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4390
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: ozeasz »

Ruta pisze: 28 lut 2023, 11:01 Ozeaszu,
Dziewczyny się czasem gubią i czasem idą na tańce z pustką w sercu, potwierdzić swoją atrakcyjność. Też mi się zdarzyło.
Idąc z takim nastawieniem, warto mieć świadomość, że potencjalnie będzie mi co najmniej przykro, i że to "potwierdzenie atrakcyjności" to wykluczające się wyrażenia w tej sytuacji, bo jeśli Caliope ktoś by tak potraktował to moim zdaniem Caliope nie stała się przez to atrakcyjna, ani to nie potwierdzenie, to tylko może świadczyć, że znalazł się jakiś mężczyzna który zwrócił na Nią uwagę, ale co to dla niego znaczy to już inna bajka, a co to znaczy dla Caliope?

Że jakiś mężczyzna zwrócił na Nią uwagę, ewentualnie poświęcił czas, zatańczył, może postawił kawę, drinka. Kropka. To żadne potwierdzenie atrakcyjności, bo nikt nie zdefiniował co to takiego jest w tym przypadku, bo jakieś określone zachowanie delikwenta nie jest równoznaczne z potwierdzeniem.
Ruta pisze: 28 lut 2023, 11:01 Czy jesteś pewien swoich ostrych ocen? Roszczeniowa postawa? Ocenianianie otoczenia? Jesteś od takich postaw wolny?
Ruto proszę Cię , wskaż konkretne wyrażenia które kwalifikujesz jako ocenę, ja uciekam od ocen jak od ognia, pomożesz mi ogromnie jeśli mi to tutaj wskażesz bo to znaczy że potrzebuje wzmóc czujność w sposobie wyrażania siebie.
Ruta pisze: 28 lut 2023, 11:01 Wiem, że po takiej "tanecznej próbie" można czuć się rozbitą i gorzej na wyjściu, niż na wejściu.
Tak, mamy emocje, a one mają źródło w nas samych, w naszej percepcji, światopoglądzie, wyznawanych wartościach, określeniem rzeczywistości wokół nas, emocje są z tym skorelowane.
Ruta pisze: 28 lut 2023, 11:01 Ja się tak czułam. Koleżanki także. Te z reala i te z forum. Taki czas. Nie ma to nic wspólnego z tobą, tym kim jesteś.
Wg mnie dokładnie odwrotnie, to wszystko co czujesz, Twoje emocje to Ty i Twój światopogląd, to ma praktycznie wszystko wspólnego z Tobą i bardzo niewiele z innymi.

Napisałem o tym do Caliope post wcześniej jeśli pójdzie.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
ODPOWIEDZ