Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Monti »

jacek-sychar pisze: 01 gru 2021, 19:12 Drogie Dziewczyny

Ja też kiedyś myślałem, że taki powrót małymi kroczkami, stwarzanie rodzinnej atmosfery coś dadzą.
Zmartwię was, ale u mnie nie dały nic.
W 2010 roku były nasze ostatnie wspólne święta Bożego Narodzenia. W pierwszy dzień zaproponowałem oglądanie kaset z filmami, gdy dzieci były małe. Pod koniec dnia żona miała już dosyć. Było to widać. W drugi dzień mając dosyć tej rodzinnej atmosfery upiła się do nieprzytomności. Dla wyjaśnienia - żona raczej nie pijała, a jeżeli tak, to nie takich ilości.
Po prostu ona była już emocjonalnie przy swoim kowalskim, a on wtedy nie miał dla niej czasu i musiała być razem ze mną i dziećmi.
Ale już po dwóch tygodniach zaczęła znikać na całe nocy. Okazało się, że wynajęła garsonierę i tam sobie spędzała te lepsze chwile swojego życia.
Od jakiego czasu mieszka już oficjalnie i cały czas z kowalskim.

Nie zawsze więc takie "podchody" coś dają.
Ale oczywiście Wam życzę powodzenia. :D
U mnie też tego typu podchody nic nie dały, mimo, że nie było kowalskiego. Ale pewnie próbować warto, bo jednak każda sytuacja jest trochę inna.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Pavel »

Caliope pisze: 01 gru 2021, 18:15
A.zelia pisze: 01 gru 2021, 16:02
Caliope pisze: 01 gru 2021, 15:31
W moim wątku dawno temu pisałaś, że praca zawodowa jest ważna, ta w domu to nie. Nie pamiętam już gdzie to było.
Nigdy nie pisałam, że praca w domu jest nieważna. Znajdź cytat lub nie pisz kłamstw.
Bo to było na priv, nie tutaj w moim wątku, pojechałaś po mnie wtedy, więc koniec tematu o pracy niezarobkowej.
Ja tylko z moderatorskiego obowiązku przypominam, że „jechanie” po kimś na priv jest równie niezgodne z regulaminem forum jak próby „jechania” na forum.
Jeśli ktoś czuje się nękany, atakowany, obrażany zawsze może zgłosić to moderacji, my zaś postaramy się ostudzić takie zapędy stosując odpowiednie narzędzia od upomnienia, ostrzeżenia do bana włącznie.
Zachęcam natomiast do stawiania SOBIE granic.
Aha, na niechciane privy również jest sposób ;)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Przeanalizowałam to wszystko jeszcze raz i wyszło, że ja to już robiłam i wyszłam na kobietę bluszcza, który się pyta ,interesuje, zgadza w wielu rzeczach. Tak ja tego nie naprawię, czyli wcale nie naprawię.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Pavel »

Caliope pisze: 01 gru 2021, 19:04
marylka pisze: 01 gru 2021, 17:22
Caliope pisze: 01 gru 2021, 12:25
Co to znaczy kogoś docenić Marylko?
Kogoś docenić to zwyczajnie mu podziękować np za wykonaną pracę.
To kwestia dobrego wychowania, kultury osobistej oraz okazanie szacunku drugiej osobie za jej wkład jakikolwiek by był
To co jeszcze można zrobić? śpiewać pieśni i czcić?
No właśnie - w takim wyśmiewnym tonie to nawet nie warto rozwijać powyższego tematu - jak okazywać szacunek bo widać twoje nastawienie

Ale może na jedną inną rzecz zwrócę uwagę

Bedąc w depresji, całkiem sama i bez wsparcia, zaciskałam zęby i 7 lat codziennie gotowałam specjalnie dla niego obiady i to każdego dnia inny nie patrząc na to co ja lubię.
Bo ja tak zawsze zaciskałam te zęby ,ale już nie chcę.
Jeżeli ja chcę komuś za coś podziękować nie zaciskam zębów, nie robię z siebie ofiary losu tylko zwyczajnie - mówię dziękuję.
A co druga osoba z tym zrobi to jej sprawa
To samo z dawaniem siebie- sprzątam i robię to z siebie bo chcę to dać a nie ściskam zęby. A czy ktoś to zauważy i doceni to już nie moja sprawa.
Faktycznie wygląda tak jakbyś te domowe obowiązki wykonywała i z zaciśniętymi zębami czekała czy dostaniesz od jurora 10
A jak nie - to przestałaś gotować.....
I teraz pytanie.... gdzie jest juror?
Gdzie werdykt?
W twojej głowie

Na kogo się więc obraziłaś że nie dostałaś dychy?

Na męża
No i - przestałaś mu gotować
A to jest twoja głowa - nie mąż

......
Myślisz, że ta zupa jest potrzebna? nie wiem czy mam się z tego pośmiać czy co zrobić.


Myślę że jedynie dobrocią jedynie jesteś w stanie uratować to małżeństwo.
Kiedyś była taka audycja w nocnych światłach - czego potrzebuje mężczyzna
Przytulić nakarmić docenić
Panowie przy całej sympatii to naprawdę o wiele mniej złożony w potrzebach organizm
Dlatego tak łatwo was kochać :)

JE bardzo słusznie zauważyłaś
JolantaElżbieta pisze: 01 gru 2021, 13:37 Nasze babki wiedziały, że mężczyźni i kobiety tak mocno się różnią, że nie da się tego przeskoczyć i miały swoje sposoby na mężów - my dzisiaj w dobie samorealizacji, feminizmu i innych ideologii zapominamy o tych prawdach. Kobiety nawet czasami myślą, że jak się uprą, to facet nakarmi dziecko piersią. Sorki, ale ja tak czasami to widzę
Dokładnie.
Dlatego przy twoich możliwościach masz szansę nakarmić i pochwalić - dwie podstawowe potrzeby zaspokoić. To już dużo. Może po tych dwóch i trzecia da radę?
Tylko... Przy takim nastawieniu do męża to jest niemożliwe.
Kim jest dla ciebie mąż?
Ewidentnie nie kimś kogo szanujesz.
No to czego ty chcesz?
Chcesz nadal być i pełni" obowiązki żony?
Czy tylko mieszkać pod jednym dachem?

Ja nie wierzę że mężowi to odpowiada i jak potrafi tak to komunikuje pewnie też w chamski sposób ale chce żebyś zauważyła że ty też tak go traktujesz
Np
Płacić to jego psi obowiązek. A jakby nie płacił - jest na to paragraf i rada! Forumowiczki naturalnie
Sarah pisze: 01 gru 2021, 15:07

Postanowienie o udzieleniu zabezpieczenia z klauzulą wykonalności przypomniałoby panu, że jednak ma obowiązki względem rodziny - przynajmniej finansowe.
O tak!!!!!!!!
Traktujcie facetów i przypominajcie im psie obowiązki względem was!!!!
No i piszcie elaboraty jak to mężowie was oszukali i... ehhh

Przypominam ci Caliope że twojemu mężowi nie trzeba machać klauzulą wykonalności bo on was utrzymuje finansowo
To ty przestałaś mu gotować
On pomimo kryzysu swoją pracę wykonuje
I ja to cenię. TO jest przyzwoite
A to co piszesz Caliope
Czytając, że mój mąż jest przyzwoity nachodzi mi tekst " no przecież nie pije, nie bije, pracuje, to jest super" na nic wiecej nie licz, bo nic nie dostaniesz
To już jest wytwór twojej głowy i nijak to ma do mojego pisania z tobą.
I właśnie takie pisanie daje mi dowody że to bez sensu - bo Ty i tak tego nie czytasz. Masz jakieś filtry które mieszasz z wyobraźnią i twierdzisz że to ja Ci tak napisałam

Jednak na koniec coś jeszcze napiszę
Caliope pisze: 01 gru 2021, 12:42 Mój mąż nigdy nie zauważył, że jest porządek, czy obiad, bo i po co.
Widzisz jak ciebie boli że on nie docenia tego co robisz?
A zobacz - ty też tego samego u niego nie doceniasz..... ktoś musi przynajmniej spróbować zmienić język... może zacząć od słowa dziękuję....
Nie wyśmiewać, że masz piać. Po prostu - dziękuję
Nie - śpiewać pieśni i czcić, tylko zapytać czy ciężki dzień miał.... Oczywiście piszę - musi-o ile chcesz ten związek ratować.

A co do tego
Caliope pisze: 01 gru 2021, 13:17 Tak ku ścisłości tego co teraz było napisane, nie potrzebuję męża pieniędzy, bo sobie mogę je zarobić. Mogę wszystko sobie zrobić sama i to robię od wielu lat, choć 2 lata wczesniej chociaż wiedziałam, że jestem żoną i jestem mężowi potrzebna. Teraz nie jestem już potrzebna jemu, a tylko tu pracuję za darmo i jeszcze mi sie dostaje nawet tutaj na forum.
Może najpierw to zrealizuj a potem napisz że już nie potrzebujesz forsy męża
Chciałabym być potrzebna, czuć się kochana, ale sie nie da, trudno, więc nie chcę już dawać tego osobie która nie docenia starań o miłość. Mam gdzieś forsę, dlatego nie doceniam ludzi którzy myślą, że to jest najważniejsze w życiu. Nigdy nie miałam jej za dużo, żyłam na granicy ubóstwa, sama i żyję i jakoś mam moje wartości którymi jest Bóg, miłość i rodzina.
Jeżeli myślisz że udane małżeństwa to ciągłe tiruriru to jesteś w błędzie. Każdy na pewnym polu czuje się niezrozumiany i osamotniony.
Natomiast nie każdy obraża się wtedy, zabiera zabawki i odchodzi.
I tu jest sukces bycia razem
Szukanie mimo wszystko tego co łączy a nie szukania różnic i urazów
Pozdrawiam
A mi jakoś nikt nigdy nie podziękował, nie przeprosił, no super. Znaczy że to co robiłam do tej pory to naprawdę nie ma sensu. Przestanę robić całą resztę i po sprawie jak mi nikt nie dziękuję. Mężowi mam podziękować, ale już za moje obowiązki, to nie trzeba? jestem robotem do sprzątania i do wyżycia się jak coś zapomnę.
Mąż powiedzial, że nie będzie jadł moich obiadów, więc na siłę nie będę gotowała, bo może według niego nie potrafię, i co wtedy ?Co ty masz z tymi obiadami, czy to jest tak ważne? Nie gotuje w kryzysie, gdyby powiedzial że chce ugotowałabym, ale może mu nie smakuje. Moze wiele lat kłamał i wyrzucał jak nie widziałam.
A ciekawe co zrobić jeśli mąż nie chce mnie nawet dotknąć, przechodzi koło mnie żeby tylko nie za blisko, przytulić go? słyszałaś kiedyś os swojego nie dotykaj mnie,?. Nie zdobędę się na to wiedząc, że mnie nie chce jako kobiety. Widzisz może to jest ważne dla twojego męża, ale nie dla mojego.
Mam pytać jak mu dzień minął, a czemu on nigdy o to nie zapytał? Ja mam się starać, a on to już nie? W twój sposób to ja ratować nie zamierzam, mąż mnie zdążył wyrzucić ze swojego życia, więc pora sie wtedy wycofać z tego układu. Pieniądze mam tylko na jedzenie i podstawowe rzeczy, nie korzystam z nich jak sobie myślisz, że mi się w tyłku przewraca, swoje dziurawe majtki ceruję, nie kupuje nowych. Mąż za to ma samochód, kupuje co chce, jeździ gdzie chce i mi to rybka, tylko ja potem ponoszę konsekwencje braku tych pieniędzy bo za dużo wydał lub gdzieś zainwestował. Chyba już nie chcę tego ratować, to kompletnie nie ma sensu, nie chce mi się żyć z niedotykalskim kolegą, który podejmuje decyzje za które ja potem ponoszę konsekwencje. Wolę być sama jak mam z mojej strony pracować, a druga strona nie musi.
Caliope, zrobisz co zechcesz. To twoje życie.
Natomiast gdybym miał podejście takie jakie opisałaś powyżej, nie byłoby nas - mnie i żony. Nie byłoby tego małżeństwa. Może nawet w obszarze sakramentalnym, bo jak pisałem kilka razy - nasze małżeństwo, nie mam wątpliwości, zostało zawarte nieważnie. Po prostu w określonych okolicznościach postanowiłem spróbować je uważnić.
Ja zacząłem sam, gdy żona nie chciała mieć ze mną nic wspólnego.
Teksty o nie dotykaniu, spojrzenia pełne niechęci, nienawiści wręcz namacalnej znam.
Tak jak mijanie mnie w taki sposób, jakbym miał trąd.

Tak, zdrowy balans, także w obszarze brania i dawania jest w relacji ważny.
Ale jeśli jest kryzys a relacja zaburzona, jeśli ktoś pierwszy nie wyciągnie ręki, nie wystartuje - to nic się najpewniej nie zmieni.
No i na koniec. Jedną z świetnych definicji miłości jest ta, że miłość to BEZINTERESOWNY dar z siebie samego.
A ty chyba oczekujesz wzajemności, warunkujesz nią swoje dawanie.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nirwanna »

Caliope, po ludzku być może rzeczywiście zrobiłaś co mogłaś, i po ludzku już się więcej nie da zrobić.
Jest jednak Bóg Wszechmogący i są łaski sakramentu małżeństwa. Może warto głębiej zainwestować w życie tą łaską? Bez oczekiwań względem Boga oczywiście.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

jacek-sychar pisze: 01 gru 2021, 19:12 Drogie Dziewczyny

Ja też kiedyś myślałem, że taki powrót małymi kroczkami, stwarzanie rodzinnej atmosfery coś dadzą.
Zmartwię was, ale u mnie nie dały nic.
W 2010 roku były nasze ostatnie wspólne święta Bożego Narodzenia. W pierwszy dzień zaproponowałem oglądanie kaset z filmami, gdy dzieci były małe. Pod koniec dnia żona miała już dosyć. Było to widać. W drugi dzień mając dosyć tej rodzinnej atmosfery upiła się do nieprzytomności. Dla wyjaśnienia - żona raczej nie pijała, a jeżeli tak, to nie takich ilości.
Po prostu ona była już emocjonalnie przy swoim kowalskim, a on wtedy nie miał dla niej czasu i musiała być razem ze mną i dziećmi.
Ale już po dwóch tygodniach zaczęła znikać na całe nocy. Okazało się, że wynajęła garsonierę i tam sobie spędzała te lepsze chwile swojego życia.
Od jakiego czasu mieszka już oficjalnie i cały czas z kowalskim.

Nie zawsze więc takie "podchody" coś dają.
Ale oczywiście Wam życzę powodzenia. :D
No właśnie Jacku i to jest trafna uwaga. Jak małżonek jest już myślami w innej rzeczywistości to choćbyśmy mu królewski obiad z trzech dań odstawiły i do tego taniec na rurze to on i tak da nogę. Te rady typu nakarmić docenić przytulić to może w innych okolicznościach by się sprawdziły ale nie na etapie decyzji męża o rozwodzie. Przykro ale prawdziwie.
Błaganie o bliskość o przytulenie wywołuje okropne poczucie poniżenia - przechodziłam przez to - usłyszałam od męża że brak mi godności i klasy. Do tej pory dźwięczy mi to w uszach - po fakcie wyparł się wszystkiego - oficjalnie te słowa z jego ust nigdy nie padły ale tego się nie da zapomnieć, można nie wspominać można wybaczyć ale zapomnieć bardzo trudno.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nirwanna »

Jacku, Abigail - zgadzam się, też tego doświadczyłam.
Jednak w przypadku męża Caliope czytam trochę inną sytuację. Raczej, że mu się nie podoba obecny układ, i w ramach ranienia własną raną rani Caliope tekstami o rozwodach. Ja nie czytam w tym podjętej już decyzji o rozwodzie. Choć separacja emocjonalna jest na pewno, więc sytuacja zapewne mocno zbliżona.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: marylka »

jacek-sychar pisze: 01 gru 2021, 19:12
Nie zawsze więc takie "podchody" coś dają.
Ale oczywiście Wam życzę powodzenia. :D
Oczywiście, że nigdy nie wiadomo czy to coś da.
Ja uważam że fajnie jest nawet dla samej siebie podjąć próbę ratowania, żeby mieć świadomość, że zrobiłam wszystko
Caliope pisze: 01 gru 2021, 19:04 Chyba już nie chcę tego ratować, to kompletnie nie ma sensu, nie chce mi się żyć z niedotykalskim kolegą, który podejmuje decyzje za które ja potem ponoszę konsekwencje. Wolę być sama jak mam z mojej strony pracować, a druga strona nie musi.
Masz prawo być zmęczona.
Masz prawo opuścić ręce.
Nikt nie wymaga od ciebie pracy ponad siły.

Związek to praca 24h/dobę
Pisze o tym szeroko Pavel - dziękuję Ci Pavel za nieustanne świadectwo.
Ja też to potwierdzam choć już tak często tego nie opisuję.
Dlatego Caliope jeśli odpuszczasz to czeka cię nowy rozdział w życiu :)
To dobrze że wiesz czego chcesz a czego nie.
Najgorzej jest działać po omacku i nie wykorzystać szans na oczekiwane życie
Czasem trzeba wybierać mniejsze zło niestety.
Bo wiadomo jak byłoby idealnie, ale nie zawsze tak jest.
Będąc na forum już kilka lat widzę, że dopóki małżonkowie żyją pod wspólnym dachem jeszcze mogą wiele naprawić.
Przeważnie zaczyna jedna strona a druga widząc zmiany też zmienia swoje nastawienie.
Ale nie zawsze tak jest.
Może być że mieszkając sama w końcu podejmiesz pracę zawodową,, będziesz się czuła pewniej i zyskasz pokój ducha.
Czego Ci życzę:)

Jacek-sychar - miło cię czytać. :)

Pozdrawiam
Astro
Posty: 1199
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Astro »

Caliope sama musisz wiedzieć czego chcesz.
I tyle .
Czy chcesz z mężem być czy nie? Odpowiedz na tę pytanie , pokazuje kolejne kroki , które będą wynikały z tej jednej odpowiedzi.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Nowiutka

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nowiutka »

Ja tak dopytam o te docenić przytulić...
Co złego w tym, że Caliope chce wzajemności?
Gdzie granica między bezinteresownym darem z siebie a naiwnym dawaniem się wykorzystać? Gdzie granica między twardą a "miękka" miłością?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

W tym jest problem, że od dwóch lat nic nie oczekuję, i dalej mam gruby mur którego nie mogę przejść, nawet by usiąść obejrzeć film. Od tego chciałam zacząć, od odbudowania przyjaźni. Dlaczego pomimo moich zmian nic się nie zmieniło? Ja nie oczekiwałam nigdy, że Bóg mi pomoże, może wesprzeć, ale nie pomóc. Naprawdę wierzę, w to, że bez Boga w mężu nic z tego nie będzie, a szczególnie bez wartości.
Drugi problem jest taki, że ja nie chcę odpuścić, nie po to wyszlam za mąż, nie po to mam sakrament, by odpuścić , ale nie znam jeszcze na to sposobu. Nie jest to czułość, nie jest to zupa i podziękowania. Gdyby było w miarę i mąż zaczął coś chcieć ode mnie, wszystko by się zmieniło. Szczególnie komunikacja, bo jeśli ktoś słucha, można do niego mówić, jeśli jest poczucie, że można komuś zaufać, można mówić. Smutno mi jest, że po zdradzie można wrócić do siebie, a po niespełnionych oczekiwaniach, chorobie, które nie są czymś strasznym, już nie. Nie chcę myśleć, że moja miłość pomimo wszystko jest nic nie warta, że nie warto było. Sama muszę dojść do tego co jest ważne, nie lubie się poddawać, lubię dążyć do celu, ale jestem tym zmeczona i nie widzę światła w tym tunelu. Ile czasu potrzeba by drugą strona zauważyła zmiany w małżonku? trochę u mnie już za długo i naprawdę gorzej być nie może. Jest mi nawet wstyd, że nic nie mogę zrobić, że jeszcze chwila i po prostu wszystko się rozsypie. Po tych słowach odchodzę, nie mogę znów jeść, spać, a czułam już spokój. Myślałam, że idzie ku dobremu, bo się dogadywaliśmy, nie razem, ale jakoś obok, doceniałam to mając nadzieję, że niedługo ruszę żeby odzyskać to co straciłam. A tu taka klapa.
Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

marylka pisze: 01 gru 2021, 17:22 O tak!!!!!!!!
Traktujcie facetów i przypominajcie im psie obowiązki względem was!!!!
No i piszcie elaboraty jak to mężowie was oszukali i... ehhh
Ty tak na serio? rozumiem że taka wypowiedź jest spoko zwłaszcza w kontekście zachowania drugiej strony nikt nie mruknie, nie to co moje "emocjonalne" wynurzenia.
marylka pisze: 01 gru 2021, 17:22 Przypominam ci Caliope że twojemu mężowi nie trzeba machać klauzulą wykonalności bo on was utrzymuje finansowo
To ty przestałaś mu gotować
On pomimo kryzysu swoją pracę wykonuje
I ja to cenię. TO jest przyzwoite
A to co piszesz Caliope
Nie wiem czy czytasz wogle wypowiedzi wcześniejsze Caliope o tym że mąż nie jada ugotowanych przez nią jedzeń??? To ma jakiekolwiek znaczenie? Ona ma biegać za nim z garnkami? Na siłe wpychać łyżką??? Weź mi to wyjaśnij bo nie ogarniam.
marylka pisze: 01 gru 2021, 17:22 To już jest wytwór twojej głowy i nijak to ma do mojego pisania z tobą.
I właśnie takie pisanie daje mi dowody że to bez sensu - bo Ty i tak tego nie czytasz. Masz jakieś filtry które mieszasz z wyobraźnią i twierdzisz że to ja Ci tak napisałam
Pavle, mi zwracano uwage za stosowanie takiego języka, że problemy z komunikacją. Może wypowiesz się na ten temat?
marylka pisze: 01 gru 2021, 17:22 Jednak na koniec coś jeszcze napiszę

Widzisz jak ciebie boli że on nie docenia tego co robisz?
A zobacz - ty też tego samego u niego nie doceniasz..... ktoś musi przynajmniej spróbować zmienić język... może zacząć od słowa dziękuję....
Nie wyśmiewać, że masz piać. Po prostu - dziękuję
Nie - śpiewać pieśni i czcić, tylko zapytać czy ciężki dzień miał.... Oczywiście piszę - musi-o ile chcesz ten związek ratować.
Skąd wiesz że podstawowa uprzejmość nie jest zachowywana?


marylka pisze: 01 gru 2021, 17:22 Jeżeli myślisz że udane małżeństwa to ciągłe tiruriru to jesteś w błędzie. Każdy na pewnym polu czuje się niezrozumiany i osamotniony.
Natomiast nie każdy obraża się wtedy, zabiera zabawki i odchodzi.
I tu jest sukces bycia razem
Szukanie mimo wszystko tego co łączy a nie szukania różnic i urazów
Pozdrawiam
Może niech mi ktoś wyjaśni bo nie jestem tu od 9 lat tylko od kilku tygodni. O co chodzi z listą Zerty? Z jednej strony jest afirmowana i rzucana przed oczy każdemu "nowemu" jako świetne narzędzie do tzw. odwieszania, z drugiej okazuje się że jej stosowanie w dłuzszym okresie czasu spotyka sie z takimi oto jak powyżej reakcjami forumowiczów. Pozwolę sobie przytoczyć:

1. Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
4. Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu.
8. Nie kupuj prezentów.
9. Nie planuj wspólnych spotkań.
11. Nie mów “Kocham Cię”.
17. Musisz sprawić, że twój partner zauważy w tobie zmianę i zda sobie sprawę, że jesteś gotowa żyć dalej, z nim lub bez niego.
34. Nie schodź z raz obranej drogi.

Caliope żyje z nim lub bez niego, podjęła ciężką pracę odwieszania a teraz okazuje się, że nie nie nieee.. garnek i latamy za mężem.

Ja to odbieram jako schizofrenię emocjonalną.
Pavel pisze: 01 gru 2021, 19:49 Caliope, zrobisz co zechcesz. To twoje życie.
Natomiast gdybym miał podejście takie jakie opisałaś powyżej, nie byłoby nas - mnie i żony. Nie byłoby tego małżeństwa.

No i na koniec. Jedną z świetnych definicji miłości jest ta, że miłość to BEZINTERESOWNY dar z siebie samego.

A ty chyba oczekujesz wzajemności, warunkujesz nią swoje dawanie.
Zgubiłam się, jestem zdezorientowana ponieważ raz jest program Zerta a raz program bombardujmy miłością. Okoliczności takie same, sytuacja od lat bez zmian więc o co tu do jasnej Anielki chodzi? A co z malutkim szczegółem? Wyrażeniem chęci do odbudowy relacji przez męża?
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: JolantaElżbieta »

A mi jakoś nikt nigdy nie podziękował, nie przeprosił, no super. Znaczy że to co robiłam do tej pory to naprawdę nie ma sensu. Przestanę robić całą resztę i po sprawie jak mi nikt nie dziękuję. Mężowi mam podziękować, ale już za moje obowiązki, to nie trzeba? jestem robotem do sprzątania i do wyżycia się jak coś zapomnę.
Mąż powiedzial, że nie będzie jadł moich obiadów, więc na siłę nie będę gotowała, bo może według niego nie potrafię, i co wtedy ?Co ty masz z tymi obiadami, czy to jest tak ważne? Nie gotuje w kryzysie, gdyby powiedzial że chce ugotowałabym, ale może mu nie smakuje. Moze wiele lat kłamał i wyrzucał jak nie widziałam.
A ciekawe co zrobić jeśli mąż nie chce mnie nawet dotknąć, przechodzi koło mnie żeby tylko nie za blisko, przytulić go? słyszałaś kiedyś os swojego nie dotykaj mnie,?. Nie zdobędę się na to wiedząc, że mnie nie chce jako kobiety. Widzisz może to jest ważne dla twojego męża, ale nie dla mojego.
Mam pytać jak mu dzień minął, a czemu on nigdy o to nie zapytał? Ja mam się starać, a on to już nie? W twój sposób to ja ratować nie zamierzam, mąż mnie zdążył wyrzucić ze swojego życia, więc pora sie wtedy wycofać z tego układu. Pieniądze mam tylko na jedzenie i podstawowe rzeczy, nie korzystam z nich jak sobie myślisz, że mi się w tyłku przewraca, swoje dziurawe majtki ceruję, nie kupuje nowych. Mąż za to ma samochód, kupuje co chce, jeździ gdzie chce i mi to rybka, tylko ja potem ponoszę konsekwencje braku tych pieniędzy bo za dużo wydał lub gdzieś zainwestował. Chyba już nie chcę tego ratować, to kompletnie nie ma sensu, nie chce mi się żyć z niedotykalskim kolegą, który podejmuje decyzje za które ja potem ponoszę konsekwencje. Wolę być sama jak mam z mojej strony pracować, a druga strona nie musi.

Mój mąż przez trzy lata udawał, że mnie nie zna - nie kłaniał mi się, zostawił mnie w sposób haniebny i nagle po latach spytał mnie czy chcę winogrona od niego z działki; ponieważ nie odpowiadał na żadne moje esmesy i maile, to w pierwszym odruchu - powiedziałam - nie, dziękuję - ale to nie był ton dziękujący. Przyszłam do domu i źle się z tym poczułam. Napisałam do niego - wiesz M. ja chcę te winogrona, byłam na ciebie zła i chciałam ci jakoś dowalić - ale chcę te winogrona. Na drugi dzień przywiózł - wzięłam, podziękowałam już szczerze - nie zastanawiałam się dlaczego mi je dał - chociaż wiem, że mogły mu się zepsuć, więc dał byle komu czyli mnie. Ale to nie miało dla mnie znaczenia doszłam do wniosku, że ja sama jestem odpowiedzialna tylko za to co ja robię i mówię. Mąż nie dziękuje? Trudno, jego sprawa, ja jako osoba doceniająca dziękuję za dobro; moja odpowiedzialność za mnie - jego za jego działania i słowa;

To mi przyniosło spokój - a mąż zamilkł na dalsze trzy lata i znowu udaje, że mnie nie zna; no cóż.....
Ostatnio zmieniony 02 gru 2021, 6:17 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

Caliope pisze: 01 gru 2021, 21:12 W tym jest problem, że od dwóch lat nic nie oczekuję, i dalej mam gruby mur którego nie mogę przejść, nawet by usiąść obejrzeć film. Od tego chciałam zacząć, od odbudowania przyjaźni. Dlaczego pomimo moich zmian nic się nie zmieniło? Ja nie oczekiwałam nigdy, że Bóg mi pomoże, może wesprzeć, ale nie pomóc. Naprawdę wierzę, w to, że bez Boga w mężu nic z tego nie będzie, a szczególnie bez wartości.
Drugi problem jest taki, że ja nie chcę odpuścić, nie po to wyszlam za mąż, nie po to mam sakrament, by odpuścić , ale nie znam jeszcze na to sposobu. Nie jest to czułość, nie jest to zupa i podziękowania. Gdyby było w miarę i mąż zaczął coś chcieć ode mnie, wszystko by się zmieniło. Szczególnie komunikacja, bo jeśli ktoś słucha, można do niego mówić, jeśli jest poczucie, że można komuś zaufać, można mówić. Smutno mi jest, że po zdradzie można wrócić do siebie, a po niespełnionych oczekiwaniach, chorobie, które nie są czymś strasznym, już nie. Nie chcę myśleć, że moja miłość pomimo wszystko jest nic nie warta, że nie warto było. Sama muszę dojść do tego co jest ważne, nie lubie się poddawać, lubię dążyć do celu, ale jestem tym zmeczona i nie widzę światła w tym tunelu. Ile czasu potrzeba by drugą strona zauważyła zmiany w małżonku? trochę u mnie już za długo i naprawdę gorzej być nie może. Jest mi nawet wstyd, że nic nie mogę zrobić, że jeszcze chwila i po prostu wszystko się rozsypie. Po tych słowach odchodzę, nie mogę znów jeść, spać, a czułam już spokój. Myślałam, że idzie ku dobremu, bo się dogadywaliśmy, nie razem, ale jakoś obok, doceniałam to mając nadzieję, że niedługo ruszę żeby odzyskać to co straciłam. A tu taka klapa.
Caliope, oj tam, dlaczego zaraz klapa. "Dopóki trwa życie dopóty jest nadzieja". Rozumiem, że pozwu mąż jeszcze nie złożył i wszystko nadal wisi w powietrzu więc nic nie jest jeszcze stracone. Małżeństwa nawet po rozwodach się schodzą. Czytałaś "Ile jest warta Twoja obrączka" Anna Jedna - polecam. Każda miłość jest bezcenna - nigdy nie myśl inaczej. Martwieniem się nic nie zyskasz (wiem że to tak łatwo powiedzieć) zrób co się da żeby odgonić te ponure myśli. Klękam do Różańca, wspomnę o Tobie. <3
3letniaMężatka
Posty: 150
Rejestracja: 23 lut 2020, 22:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: 3letniaMężatka »

Caliope pisze: 01 gru 2021, 19:04
A mi jakoś nikt nigdy nie podziękował, nie przeprosił, no super. Znaczy że to co robiłam do tej pory to naprawdę nie ma sensu. Przestanę robić całą resztę i po sprawie jak mi nikt nie dziękuję. Mężowi mam podziękować, ale już za moje obowiązki, to nie trzeba? jestem robotem do sprzątania i do wyżycia się jak coś zapomnę.
Mąż powiedzial, że nie będzie jadł moich obiadów, więc na siłę nie będę gotowała, bo może według niego nie potrafię, i co wtedy ?Co ty masz z tymi obiadami, czy to jest tak ważne? Nie gotuje w kryzysie, gdyby powiedzial że chce ugotowałabym, ale może mu nie smakuje. Moze wiele lat kłamał i wyrzucał jak nie widziałam.
A ciekawe co zrobić jeśli mąż nie chce mnie nawet dotknąć, przechodzi koło mnie żeby tylko nie za blisko, przytulić go? słyszałaś kiedyś os swojego nie dotykaj mnie,?. Nie zdobędę się na to wiedząc, że mnie nie chce jako kobiety. Widzisz może to jest ważne dla twojego męża, ale nie dla mojego.
Mam pytać jak mu dzień minął, a czemu on nigdy o to nie zapytał? Ja mam się starać, a on to już nie? W twój sposób to ja ratować nie zamierzam, mąż mnie zdążył wyrzucić ze swojego życia, więc pora sie wtedy wycofać z tego układu. Pieniądze mam tylko na jedzenie i podstawowe rzeczy, nie korzystam z nich jak sobie myślisz, że mi się w tyłku przewraca, swoje dziurawe majtki ceruję, nie kupuje nowych. Mąż za to ma samochód, kupuje co chce, jeździ gdzie chce i mi to rybka, tylko ja potem ponoszę konsekwencje braku tych pieniędzy bo za dużo wydał lub gdzieś zainwestował. Chyba już nie chcę tego ratować, to kompletnie nie ma sensu, nie chce mi się żyć z niedotykalskim kolegą, który podejmuje decyzje za które ja potem ponoszę konsekwencje. Wolę być sama jak mam z mojej strony pracować, a druga strona nie musi.
Caliope, i co zamierzasz? Spędzić resztę życia w takiej sytuacji jaka teraz panuje u was w domu czy podjąć jakieś dalsze kroki? Taka sytuacja Cię zniszczy od środka i syna też. Ile można udawać przed dzieckiem, że rodzice się kochają? Czasami warto zaczernpąć innego powietrza. Za niedługo ferie. Może jakieś sanatorium dla młodego na czas ferii? O ile dzieciom przysługuje sanatorium... Spędzicie w dwójkę wolny czas. Może to przewietrzy wam obojgu głowy. Tobie i mężowi. Ty nie będziesz wiedziała męża a mąż Ciebie. I wtedy zobaczycie czy umiecie bez siebie tak po prostu funkcjonować. Bo może żyjecie w takiej symbiozie z mężem, że teraz wydaje Ci się, że jemu będzie łatwiej bez was a wcale tak nie jest? Z jakiegoś powodu on Was nie zostawił (tak jak większość facetów) Ale czy ty znasz odpowiedź na to? Jaki to powód. Spytałaś się go o to? Czy odpowiedź, to tylko Twoje przypuszczenia?
ODPOWIEDZ