Caliope, Firekeeper a czy zastanawialyście się nad zaproponowaniem terapii mężom pod kątem nabrania pewności siebie, nabycia dojrzałości. Wiem, że ciężko samemu się wybrać czasami, a proponować komuś jest jeszcze ciężej. Bo jak tak patrzę na mojego męża i czytam o waszych to od razu we mnie bunt powstaje - dlaczego ciągle jedna osoba (ja) ma się ciągle podporządkowywać drugiej. Może zaraz usłyszę, że przecież wysyłając małżonka na terapię chcę to zrobić w celu jego naprawy i może podporządkowaniu sobie - nic z tych rzeczy, po prostu ja mam już dość dostosowywania się do męża i myślenia za niego a dodatkowo ponoszenia konsekwencji jego działania. Bo np. on nie potrafi rozmawiać o problemach to mnie każe cichymi dniami, on nie potrafi rozmawiać o swoich potrzebach więc się wścieka na mnie, że nie czytam w jego myślach, on się stresuje pracą, ale mi tego nie pokazuje tylko po czasie robi mi wymówki, że go nie wspieralam, on obwinia mnie o wszystko co złe wydarzyło się w jego życiu a przecież ja nie mam z tym nic wspólnego itp. itd. Koniec, to nie moje problemy - owszem mogę pomóc ale nie będę za niego wszystkiego robić, nie będę brać odpowiedzialności i nie będę przepraszać za nie swoje winy.
Ostatnio mój mąż (z którym mamy oboje z synem teraz dobre relacje) przyszedł i ni z gruszki ni z pietruszki powiedział, że w weekend sobie gdzieś pojedzie. Na co ja zapytałam "sam?" - "no tak, bo w sumie ma nie padać i nie ma żadnych planów". Wkurzyłam się, bo ja wszystkie plany układam pod syna, który jest w takim wieku, że nie można go jeszcze samego zostawić, ale też staram się, jeżeli mamy weekend bez nauki, z synem gdzieś pojechać, a mój mąż nawet nie wpadnie na to by zabrać dziecko i spędzić z nim weekend, albo chociaż pół dnia. Głośno o tym powiedziałam, na co mój mąż "no tak, nie pomyślał, żeby nam zaproponować, więc jeżeli chcemy to możemy z nim jechać". Ja już miałam milion planów (zaległe porządki), ale syn po zastanowieniu uznał, że jak nie ma nauki zbyt dużo to pojedzie. Mogłabym nic nie skomentować i się np. potem wściekać, że mąż się relaksuje na łonie natury, a ja sprzątam, pilnuję nauki syna i mu zapewniam rozrywki, a tak zasygnalizowałam mężowi, że znów wchodzi w myślenie tylko o sobie. Mąż zabrał syna na wycieczkę a ja miałam 'dzień wolnego' - już dawno tak nie miałam- więc rzuciłam się w wir porządków, ale stwierdziłam, że można posłuchać czegoś wartościowego, więc robiąc porządki włączyłam o. Szustaka - na chybił trafił, a potem kolejne tematy mi się wyświetlały i tak jakoś wszystko kręciło się wokół wyborów człowieka, dojrzałości, niedojrzałości. U męża i u innych widzę w wielu obszarach niedojrzałość, ale u siebie również - jest nad czym pracować. Fajnie by było, gdyby tak każdy człowiek popracował nad sobą, a nie zwalał swoje niepowodzenia na okoliczności, ukształtowanie czy też działanie innych. I tak sobie wzrastam w dojrzewaniu, a jeśli np. mój mąż nie chce nic zmieniać u siebie to jego problem lecz niestety przez to, że jesteśmy złączeni więzami to jego decyzje też nas dotyczą, ale to ode mnie zależy czy będę żyć w zgodzie z sobą czy nie. Chyba trochę zawile mi wyszło.
Gdyby ktoś chciał posłuchać o dojrzałości i niedojrzałości to pozwalam sobie wkleić linki.
https://youtu.be/T7hYqIhr108
https://youtu.be/AsgKZI_K-LA
https://youtu.be/GvF9DMEegcw
Caliope, od kilku dni chciałam napisać, ale nie wiem jak ubrać w słowa to co mi się nasuwa jak Cię ostatnio czytałam - bo z jednej strony piszesz, że masz dość przejmowania się mężem, jego milczeniem, humorami i żyjesz swoim życiem, a z drugiej strony pytasz ile dasz rady żyć i spać z mężem, który się nie odzywa, nie angażuje. Ja czasem też mam dość innych ludzi i ich postępowania, ale staram się mimo to funkcjonować i żyć w zgodzie z sobą. Oni mają tak, ja mam inaczej, ale to ode mnie zależy czy mnie to dotyka czy nie.