Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope w sobotę podjęłam rozmowę z mężem na temat kolejnego ignorowanie mnie jako kobiety. Powiedział mi, że to przez stres związany z podjęciem nowej pracy, stres związany z naszymi dziećmi i z jego matką. Mój mąż faktycznie z stresem sobie nie radzi. Uciekał zawsze w flirty i uzależnienie. Teraz uciekł ale ode mnie. Ciężko mi to zaakceptować ale to rozumiem. Powiedział, że potrzebuje wsparcia z mojej strony. Zapytałam jakiego. Odpowiedział, że rozmowy. Zaśmiałam się, bo przecież to on przestał ze mną rozmawiać więc to nielogiczne. Tak czy inaczej tak się koło nakręca. On się stresuje i nie radzi ze stresem przez co odrzuca mnie jako kobietę, co mnie frustruje i nastawia przeciwko nie mu, a to go jeszcze bardziej stresuje, bo on wtedy nie wie jak do mnie podejść. I oboje się od siebie oddalamy.
Nigdy nie zrozumiem po co komplikować sobie życie w taki sposób, tak mocno nieistotny. Podobno najgorsza jest zdrada, ale może są jeszcze gorsze rzeczy jak własna porażka finansowa.
Więc w sumie mogłabym i ja tak zakończyć mój wywód.
Mój mąż nie jest jedynym zarabiającym w domu ale świadomość, że to on pracuje musi utrzymać rodzinę, spłacić kredyt, opłacić rachunki jest dla niego bardzo mocno obciążające psychicznie. Tym bardziej teraz przy szalejących cenach. Sama zastanawiam się czy nie zrezygnować z świadczenia pielęgnacyjnego i nie udać się do pracy. Na tym świadczeniu nie mogę podjąć się żadnej pracy dodatkowej niestety. Więc albo albo. Za to wzięłam się mocno za ogrodnictwo. Dla mnie pasja i relaks ale też ciężka praca na co dzień.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope, Firekeeper a czy zastanawialyście się nad zaproponowaniem terapii mężom pod kątem nabrania pewności siebie, nabycia dojrzałości. Wiem, że ciężko samemu się wybrać czasami, a proponować komuś jest jeszcze ciężej. Bo jak tak patrzę na mojego męża i czytam o waszych to od razu we mnie bunt powstaje - dlaczego ciągle jedna osoba (ja) ma się ciągle podporządkowywać drugiej. Może zaraz usłyszę, że przecież wysyłając małżonka na terapię chcę to zrobić w celu jego naprawy i może podporządkowaniu sobie - nic z tych rzeczy, po prostu ja mam już dość dostosowywania się do męża i myślenia za niego a dodatkowo ponoszenia konsekwencji jego działania. Bo np. on nie potrafi rozmawiać o problemach to mnie każe cichymi dniami, on nie potrafi rozmawiać o swoich potrzebach więc się wścieka na mnie, że nie czytam w jego myślach, on się stresuje pracą, ale mi tego nie pokazuje tylko po czasie robi mi wymówki, że go nie wspieralam, on obwinia mnie o wszystko co złe wydarzyło się w jego życiu a przecież ja nie mam z tym nic wspólnego itp. itd. Koniec, to nie moje problemy - owszem mogę pomóc ale nie będę za niego wszystkiego robić, nie będę brać odpowiedzialności i nie będę przepraszać za nie swoje winy.

Ostatnio mój mąż (z którym mamy oboje z synem teraz dobre relacje) przyszedł i ni z gruszki ni z pietruszki powiedział, że w weekend sobie gdzieś pojedzie. Na co ja zapytałam "sam?" - "no tak, bo w sumie ma nie padać i nie ma żadnych planów". Wkurzyłam się, bo ja wszystkie plany układam pod syna, który jest w takim wieku, że nie można go jeszcze samego zostawić, ale też staram się, jeżeli mamy weekend bez nauki, z synem gdzieś pojechać, a mój mąż nawet nie wpadnie na to by zabrać dziecko i spędzić z nim weekend, albo chociaż pół dnia. Głośno o tym powiedziałam, na co mój mąż "no tak, nie pomyślał, żeby nam zaproponować, więc jeżeli chcemy to możemy z nim jechać". Ja już miałam milion planów (zaległe porządki), ale syn po zastanowieniu uznał, że jak nie ma nauki zbyt dużo to pojedzie. Mogłabym nic nie skomentować i się np. potem wściekać, że mąż się relaksuje na łonie natury, a ja sprzątam, pilnuję nauki syna i mu zapewniam rozrywki, a tak zasygnalizowałam mężowi, że znów wchodzi w myślenie tylko o sobie. Mąż zabrał syna na wycieczkę a ja miałam 'dzień wolnego' - już dawno tak nie miałam- więc rzuciłam się w wir porządków, ale stwierdziłam, że można posłuchać czegoś wartościowego, więc robiąc porządki włączyłam o. Szustaka - na chybił trafił, a potem kolejne tematy mi się wyświetlały i tak jakoś wszystko kręciło się wokół wyborów człowieka, dojrzałości, niedojrzałości. U męża i u innych widzę w wielu obszarach niedojrzałość, ale u siebie również - jest nad czym pracować. Fajnie by było, gdyby tak każdy człowiek popracował nad sobą, a nie zwalał swoje niepowodzenia na okoliczności, ukształtowanie czy też działanie innych. I tak sobie wzrastam w dojrzewaniu, a jeśli np. mój mąż nie chce nic zmieniać u siebie to jego problem lecz niestety przez to, że jesteśmy złączeni więzami to jego decyzje też nas dotyczą, ale to ode mnie zależy czy będę żyć w zgodzie z sobą czy nie. Chyba trochę zawile mi wyszło.

Gdyby ktoś chciał posłuchać o dojrzałości i niedojrzałości to pozwalam sobie wkleić linki.

https://youtu.be/T7hYqIhr108
https://youtu.be/AsgKZI_K-LA
https://youtu.be/GvF9DMEegcw

Caliope, od kilku dni chciałam napisać, ale nie wiem jak ubrać w słowa to co mi się nasuwa jak Cię ostatnio czytałam - bo z jednej strony piszesz, że masz dość przejmowania się mężem, jego milczeniem, humorami i żyjesz swoim życiem, a z drugiej strony pytasz ile dasz rady żyć i spać z mężem, który się nie odzywa, nie angażuje. Ja czasem też mam dość innych ludzi i ich postępowania, ale staram się mimo to funkcjonować i żyć w zgodzie z sobą. Oni mają tak, ja mam inaczej, ale to ode mnie zależy czy mnie to dotyka czy nie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 30 maja 2022, 14:13 Caliope, Firekeeper a czy zastanawialyście się nad zaproponowaniem terapii mężom pod kątem nabrania pewności siebie, nabycia dojrzałości. Wiem, że ciężko samemu się wybrać czasami, a proponować komuś jest jeszcze ciężej. Bo jak tak patrzę na mojego męża i czytam o waszych to od razu we mnie bunt powstaje - dlaczego ciągle jedna osoba (ja) ma się ciągle podporządkowywać drugiej. Może zaraz usłyszę, że przecież wysyłając małżonka na terapię chcę to zrobić w celu jego naprawy i może podporządkowaniu sobie - nic z tych rzeczy, po prostu ja mam już dość dostosowywania się do męża i myślenia za niego a dodatkowo ponoszenia konsekwencji jego działania. Bo np. on nie potrafi rozmawiać o problemach to mnie każe cichymi dniami, on nie potrafi rozmawiać o swoich potrzebach więc się wścieka na mnie, że nie czytam w jego myślach, on się stresuje pracą, ale mi tego nie pokazuje tylko po czasie robi mi wymówki, że go nie wspieralam, on obwinia mnie o wszystko co złe wydarzyło się w jego życiu a przecież ja nie mam z tym nic wspólnego itp. itd. Koniec, to nie moje problemy - owszem mogę pomóc ale nie będę za niego wszystkiego robić, nie będę brać odpowiedzialności i nie będę przepraszać za nie swoje winy.

Ostatnio mój mąż (z którym mamy oboje z synem teraz dobre relacje) przyszedł i ni z gruszki ni z pietruszki powiedział, że w weekend sobie gdzieś pojedzie. Na co ja zapytałam "sam?" - "no tak, bo w sumie ma nie padać i nie ma żadnych planów". Wkurzyłam się, bo ja wszystkie plany układam pod syna, który jest w takim wieku, że nie można go jeszcze samego zostawić, ale też staram się, jeżeli mamy weekend bez nauki, z synem gdzieś pojechać, a mój mąż nawet nie wpadnie na to by zabrać dziecko i spędzić z nim weekend, albo chociaż pół dnia. Głośno o tym powiedziałam, na co mój mąż "no tak, nie pomyślał, żeby nam zaproponować, więc jeżeli chcemy to możemy z nim jechać". Ja już miałam milion planów (zaległe porządki), ale syn po zastanowieniu uznał, że jak nie ma nauki zbyt dużo to pojedzie. Mogłabym nic nie skomentować i się np. potem wściekać, że mąż się relaksuje na łonie natury, a ja sprzątam, pilnuję nauki syna i mu zapewniam rozrywki, a tak zasygnalizowałam mężowi, że znów wchodzi w myślenie tylko o sobie. Mąż zabrał syna na wycieczkę a ja miałam 'dzień wolnego' - już dawno tak nie miałam- więc rzuciłam się w wir porządków, ale stwierdziłam, że można posłuchać czegoś wartościowego, więc robiąc porządki włączyłam o. Szustaka - na chybił trafił, a potem kolejne tematy mi się wyświetlały i tak jakoś wszystko kręciło się wokół wyborów człowieka, dojrzałości, niedojrzałości. U męża i u innych widzę w wielu obszarach niedojrzałość, ale u siebie również - jest nad czym pracować. Fajnie by było, gdyby tak każdy człowiek popracował nad sobą, a nie zwalał swoje niepowodzenia na okoliczności, ukształtowanie czy też działanie innych. I tak sobie wzrastam w dojrzewaniu, a jeśli np. mój mąż nie chce nic zmieniać u siebie to jego problem lecz niestety przez to, że jesteśmy złączeni więzami to jego decyzje też nas dotyczą, ale to ode mnie zależy czy będę żyć w zgodzie z sobą czy nie. Chyba trochę zawile mi wyszło.

Gdyby ktoś chciał posłuchać o dojrzałości i niedojrzałości to pozwalam sobie wkleić linki.

https://youtu.be/T7hYqIhr108
https://youtu.be/AsgKZI_K-LA
https://youtu.be/GvF9DMEegcw

Caliope, od kilku dni chciałam napisać, ale nie wiem jak ubrać w słowa to co mi się nasuwa jak Cię ostatnio czytałam - bo z jednej strony piszesz, że masz dość przejmowania się mężem, jego milczeniem, humorami i żyjesz swoim życiem, a z drugiej strony pytasz ile dasz rady żyć i spać z mężem, który się nie odzywa, nie angażuje. Ja czasem też mam dość innych ludzi i ich postępowania, ale staram się mimo to funkcjonować i żyć w zgodzie z sobą. Oni mają tak, ja mam inaczej, ale to ode mnie zależy czy mnie to dotyka czy nie.
Witaj Bławatku, a co z tobą, ty chodzisz na swoją terapię? Ja chodzę i jak zaskoczyłam stawiam sobie porządne granice, potrafię się postawić i też pokłócić tak zdrowo. Terapia znów zaczyna działać.

Mój mąż ze mną na terapię nie pójdzie, nie ma takiej opcji, ja sobie znów radzę i to lepiej jak wcześniej.
Widzę, że Ty bardzo dużo oczekujesz od syna, od męża. Ja nie planuję nic pod syna, to mąż proponuje z nim wyjazd lub do babci, mały wybiera,a ja planuję swój własny czas. Nie oczekuje od dziecka wdzięczności, że cos pod niego zaplanowałam, bo nie mam takich planów, wszystko jest spontaniczne i bezinteresowne. Moj mąż nawet nie pomyślalby, że mogłby mnie zabrać na wycieczkę, a ja nie jestem już od dawna zła, że mąż zdecydował, że nie ma czasu dla mnie, sama lubię sobie przebywać i ogarniać potrzeby w miarę możliwości . Mój mąż nie angażuje się w relację, trudno, teraz znów pracuje od rana do wieczora jak lubi, a ja już nie mam potrzeby by z nim spędzać czasu raz w tygodniu, nie wściekam się na męża, że odpoczywa na łonie natury, bo ja sobie też odpoczywam tak jak ja chcę.
Co byś zrobiła gdyby twój mąż nagle zburzył ci poukładane życie i wróciłby do domu na miesiąc? tak samo by krytykował, doprowadzał do szewskiej pasji jak wcześniej? Dlatego nie dałabym rady żyć i spać z mężem dużej, bo siedząc w domu ludzie utrzymują relacje, a nie traktują się jak znajomi lub mobingowani pracownicy. Jeden miesiąc okazał się dla mnie nie do przyjęcia. Jak go jest mało jak kiedyś jest lepiej, oddycham, a nie mając oczekiwań jestem bardziej wolna i nie brakuje mi relacji. Mój mąż się odzywa, ale rozmawiamy nie o rzeczach istotnych, nie wspieramy siebie jako małżeństwo.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Bławatku ja już męża nie będę na nic namawiać. Jest już po terapiach. Zaczął dbać o siebie, agresję wyładowuje na siłowni. Reszta należy do niego.

Co do podporządkowania to w większości przypadków to on jest podporządkowany mi. Ja jestem podporządkowana tylko w jednej kwestii bo akurat na nią nie mam żadnego wpływu. Nie zmuszę go do tego, żeby widział we mnie kobietę. Zostało mi tylko zaakceptować ten fakt i żyć dalej.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope pisze: 31 maja 2022, 1:05
Bławatek pisze: 30 maja 2022, 14:13 Caliope, Firekeeper a czy zastanawialyście się nad zaproponowaniem terapii mężom pod kątem nabrania pewności siebie, nabycia dojrzałości. Wiem, że ciężko samemu się wybrać czasami, a proponować komuś jest jeszcze ciężej. Bo jak tak patrzę na mojego męża i czytam o waszych to od razu we mnie bunt powstaje - dlaczego ciągle jedna osoba (ja) ma się ciągle podporządkowywać drugiej. Może zaraz usłyszę, że przecież wysyłając małżonka na terapię chcę to zrobić w celu jego naprawy i może podporządkowaniu sobie - nic z tych rzeczy, po prostu ja mam już dość dostosowywania się do męża i myślenia za niego a dodatkowo ponoszenia konsekwencji jego działania. Bo np. on nie potrafi rozmawiać o problemach to mnie każe cichymi dniami, on nie potrafi rozmawiać o swoich potrzebach więc się wścieka na mnie, że nie czytam w jego myślach, on się stresuje pracą, ale mi tego nie pokazuje tylko po czasie robi mi wymówki, że go nie wspieralam, on obwinia mnie o wszystko co złe wydarzyło się w jego życiu a przecież ja nie mam z tym nic wspólnego itp. itd. Koniec, to nie moje problemy - owszem mogę pomóc ale nie będę za niego wszystkiego robić, nie będę brać odpowiedzialności i nie będę przepraszać za nie swoje winy.

Ostatnio mój mąż (z którym mamy oboje z synem teraz dobre relacje) przyszedł i ni z gruszki ni z pietruszki powiedział, że w weekend sobie gdzieś pojedzie. Na co ja zapytałam "sam?" - "no tak, bo w sumie ma nie padać i nie ma żadnych planów". Wkurzyłam się, bo ja wszystkie plany układam pod syna, który jest w takim wieku, że nie można go jeszcze samego zostawić, ale też staram się, jeżeli mamy weekend bez nauki, z synem gdzieś pojechać, a mój mąż nawet nie wpadnie na to by zabrać dziecko i spędzić z nim weekend, albo chociaż pół dnia. Głośno o tym powiedziałam, na co mój mąż "no tak, nie pomyślał, żeby nam zaproponować, więc jeżeli chcemy to możemy z nim jechać". Ja już miałam milion planów (zaległe porządki), ale syn po zastanowieniu uznał, że jak nie ma nauki zbyt dużo to pojedzie. Mogłabym nic nie skomentować i się np. potem wściekać, że mąż się relaksuje na łonie natury, a ja sprzątam, pilnuję nauki syna i mu zapewniam rozrywki, a tak zasygnalizowałam mężowi, że znów wchodzi w myślenie tylko o sobie. Mąż zabrał syna na wycieczkę a ja miałam 'dzień wolnego' - już dawno tak nie miałam- więc rzuciłam się w wir porządków, ale stwierdziłam, że można posłuchać czegoś wartościowego, więc robiąc porządki włączyłam o. Szustaka - na chybił trafił, a potem kolejne tematy mi się wyświetlały i tak jakoś wszystko kręciło się wokół wyborów człowieka, dojrzałości, niedojrzałości. U męża i u innych widzę w wielu obszarach niedojrzałość, ale u siebie również - jest nad czym pracować. Fajnie by było, gdyby tak każdy człowiek popracował nad sobą, a nie zwalał swoje niepowodzenia na okoliczności, ukształtowanie czy też działanie innych. I tak sobie wzrastam w dojrzewaniu, a jeśli np. mój mąż nie chce nic zmieniać u siebie to jego problem lecz niestety przez to, że jesteśmy złączeni więzami to jego decyzje też nas dotyczą, ale to ode mnie zależy czy będę żyć w zgodzie z sobą czy nie. Chyba trochę zawile mi wyszło.

Gdyby ktoś chciał posłuchać o dojrzałości i niedojrzałości to pozwalam sobie wkleić linki.

https://youtu.be/T7hYqIhr108
https://youtu.be/AsgKZI_K-LA
https://youtu.be/GvF9DMEegcw

Caliope, od kilku dni chciałam napisać, ale nie wiem jak ubrać w słowa to co mi się nasuwa jak Cię ostatnio czytałam - bo z jednej strony piszesz, że masz dość przejmowania się mężem, jego milczeniem, humorami i żyjesz swoim życiem, a z drugiej strony pytasz ile dasz rady żyć i spać z mężem, który się nie odzywa, nie angażuje. Ja czasem też mam dość innych ludzi i ich postępowania, ale staram się mimo to funkcjonować i żyć w zgodzie z sobą. Oni mają tak, ja mam inaczej, ale to ode mnie zależy czy mnie to dotyka czy nie.
Witaj Bławatku, a co z tobą, ty chodzisz na swoją terapię? Ja chodzę i jak zaskoczyłam stawiam sobie porządne granice, potrafię się postawić i też pokłócić tak zdrowo. Terapia znów zaczyna działać.

Mój mąż ze mną na terapię nie pójdzie, nie ma takiej opcji, ja sobie znów radzę i to lepiej jak wcześniej.
Widzę, że Ty bardzo dużo oczekujesz od syna, od męża. Ja nie planuję nic pod syna, to mąż proponuje z nim wyjazd lub do babci, mały wybiera,a ja planuję swój własny czas. Nie oczekuje od dziecka wdzięczności, że cos pod niego zaplanowałam, bo nie mam takich planów, wszystko jest spontaniczne i bezinteresowne. Moj mąż nawet nie pomyślalby, że mogłby mnie zabrać na wycieczkę, a ja nie jestem już od dawna zła, że mąż zdecydował, że nie ma czasu dla mnie, sama lubię sobie przebywać i ogarniać potrzeby w miarę możliwości . Mój mąż nie angażuje się w relację, trudno, teraz znów pracuje od rana do wieczora jak lubi, a ja już nie mam potrzeby by z nim spędzać czasu raz w tygodniu, nie wściekam się na męża, że odpoczywa na łonie natury, bo ja sobie też odpoczywam tak jak ja chcę.
Co byś zrobiła gdyby twój mąż nagle zburzył ci poukładane życie i wróciłby do domu na miesiąc? tak samo by krytykował, doprowadzał do szewskiej pasji jak wcześniej? Dlatego nie dałabym rady żyć i spać z mężem dużej, bo siedząc w domu ludzie utrzymują relacje, a nie traktują się jak znajomi lub mobingowani pracownicy. Jeden miesiąc okazał się dla mnie nie do przyjęcia. Jak go jest mało jak kiedyś jest lepiej, oddycham, a nie mając oczekiwań jestem bardziej wolna i nie brakuje mi relacji. Mój mąż się odzywa, ale rozmawiamy nie o rzeczach istotnych, nie wspieramy siebie jako małżeństwo.
Caliope chodzę na terapię - rozmowy z terapeutką, rzadziej niż kiedyś, głównie przez brak czasu bo praca zawodowa plus popołudnia spędzane na nauce z synem zabierają mi czas wolny (kochane wakacje nadejdzcie wreszcie 🙂), na tą chwilę zrezygnowałam z psychiatry, bo stanęłam na nogi, ale mam problem z koleżanką w pracy, która w zachowaniu i manipulacjach, jest taka jak mój mąż i pewnie wrócę do psychiatry z kolejnymi objawami "ja już nie wytrzymam".

Od syna nic nie oczekuję - no może, żeby nie pyskował, uczył się i nie wplątał w złe towarzystwo. Tak jak nie mam problemów z tym że znika na cały dzień jadąc z kimś na wycieczkę całodniową czy jak znika na pół dnia "gdzieś" z kolegami tak nie będę miała problemu gdy mi powie za 10 lat że planuje wyjazd na drugi koniec Polski czy do innego kraju - jedź synu i układaj swoje życie po swojemu. Od męża oczekuję tylko i wyłącznie by traktował mnie z szacunkiem oraz jak żonę a nie służącą, abyśmy mieli reakcje przyjacielsko-partnerską w małżeństwie (wspólnie działali, decydowali, dbali o siebie na wzajem) - może zbyt wiele, ale przecież tak powinno być w małżeństwie i tak miało być w naszym - przecież o tym przed ślubem rozmawialiśmy. Czego wymagam od siebie - aby być dobrym, szczęśliwym człowiekiem, dobrą żoną i matką, dobrym pracownikiem. Czy mi wychodzi - nie zawsze, ale każdy upadek motywuje do większego działania, ale nic na siłę, robotem nie jestem, tylko człowiekiem z różnymi słabościami. Ale jak to JPII kiedyś powiedział - wymagajcie od siebie nawet jak inni od was nie wymagają. Tylko, że wcześniej spełniałam prośby męża i chciałam, żeby było za wszelką cenę między nami dobrze. Kosztem siebie, swojego samopoczucia. Mąż nie jest ideałem więc niech tego ode mnie nie wymaga. Aczkolwiek warto dążyć do doskonałości.

Tak słuchając O. Szustaka ostatnio nasunęło mi się, że wiele osób uważa, że jak są dorosli to są dojrzali, a się okazuje że być może większość dopiero pod koniec życia stanie się dojrzała.
Caliope pisze: 15 maja 2022, 19:20 Witam po przerwie, nie pisałam, bo miałam dość. Mam depresję, ciągle te ponad dwa lata jechałam na krawędzi i stało się. Mąż dalej nie jest ze mną, ja ze strachu przed kolejnymi ranami zamiatam wszystko pod dywan i żyjemy jak znajomi. Cały kwiecień pracował z domu, ja pozwoliłam przekraczać moje granice, oglądałam go codziennie, nie mogłam robić tego co robiłam, oglądać w spokoju telewizji, bo trzeba jak z jajkiem, bo odejdzie w każdej chwili, bo może. Nic nie oczekiwałam, on oczekiwał podporządkowania i jestem chora, znów jak po porodzie, pomimo brania hormonów. To jest błąd mieszkać razem, jeśli nie da się naprawdę nic naprawić, bo się druga strona nie odzywa w tym temacie i źle dalej traktuje, bo może.. Kolega jest na pierwszym miejscu, ja jestem nikim i nie mam prawa nawet powiedzieć, że to mi się bardzo nie podoba. Całe dwa lata terapii znów poszły w plecy przez to, że znów ogarnęła mnie bezsilność, duszność i marzę o tym by się rozejść, kupić kawalerkę, mieć pracę ,zwierzęta i święty spokój. Żadna modlitwa, zwracanie do Boga nie pomaga, to jest moje kolejne upadnięcie. Najbardziej boli, że ja nic nie zrobiłam złego, żadnej zdrady, długów, nielojalności. Jestem ogromnie nieszczęśliwa, bo w miesiąc rozpadło się moje w miarę poukładane życie i nie obejdzie się bez psychotropów ,a bardzo się wstydzę, że muszę iść do lekarza. Nie każde małżeństwo da się uratować, nie da się tego zrobić w pojedynkę, jak drugi nie chce, to nic i nikt nie pomoże. Kocham być sama, sama sobie żyć , zajmować się sobą, ale muszę też sama mieszkać by w pełni cieszyć się życiem. Nie ma kompromisów, czasu, rozmowy, jest pustka. Ta pustka doprowadza do depresji, jeśli kogoś kogo być nie musi jest za dużo ,też to doprowadza do depresji. Kocham męża czym robie sobie ogromną krzywdę, przez ten miesiąc wszystkie dobre chwilę sobie przypomniałam i że już to nigdy nie wróci ,że będzie tylko cierpienie. Żebym miała gdzie odejść zrobiłabym to, zostawiłabym wszystko, by tylko w końcu żyć jak ja chcę, całe moje życie, to jest życie pod kogoś, mam już naprawdę dosyć.
Caliope w tym zacytowanym Twoim poście jest dużo emocji - i tych dobrych i tych nie dokonca. Spokoju, nadziei ale też "porażek". I pewnie gdybym miała teraz z mężem znów zamieszkać to bywało by u nas różnie, bo on ciągle nie dorósł do roli męża i ojca, niestety. Super z niego przyjaciel, pracownik, znajomy. Miło nam się rozmawia i spędza czas. Ale bycie mężem i ojcem to coś więcej niż tylko bycie ciałem w domu. Gdybym działała tak jak on to nasze dziecko pewnie siedziałoby cały dzień w grach, jadło płatki z mlekiem i może już by powtarzał drugi raz jakąś klasę, ale dzięki temu, że ja nie jestem lekkoduchem to może syn nie na najgorszych warunków do rozwoju. Niestety gdy się człowiek decyduje na rodzinę to godzi się na nowe obowiązki i pewne trudności.

A o tej terapii dla mężów pisałam dlatego bo my wzrastając widzimy więcej u mężów obszarów do przepracowania i może być tak, że oni też coś tam u siebie widzą, ale może wstyd im gdzieś iść i się zmieniać.
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Niepoprawny83 »

Firekeeper pisze: 31 maja 2022, 9:00 Bławatku ja już męża nie będę na nic namawiać. Jest już po terapiach. Zaczął dbać o siebie, agresję wyładowuje na siłowni. Reszta należy do niego.

Co do podporządkowania to w większości przypadków to on jest podporządkowany mi. Ja jestem podporządkowana tylko w jednej kwestii bo akurat na nią nie mam żadnego wpływu. Nie zmuszę go do tego, żeby widział we mnie kobietę. Zostało mi tylko zaakceptować ten fakt i żyć dalej.

Zawsze dobrze czytało mi się twoje posty Firekeeper, te starsze optymistyczne i te bardziej gorzkie nowsze też, ale ten to jakoś mi zgrzyta w głowie. Naprawdę rozumiem, że dla facetów jest zdrowiej słuchać się żon, bo często się nam to opłaca, ale to podporządkowanie w każdej kwestii to nawet dla mnie była by przesada.
Zaufaliśmy miłości.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 31 maja 2022, 9:00 Bławatku ja już męża nie będę na nic namawiać. Jest już po terapiach. Zaczął dbać o siebie, agresję wyładowuje na siłowni. Reszta należy do niego.

Co do podporządkowania to w większości przypadków to on jest podporządkowany mi. Ja jestem podporządkowana tylko w jednej kwestii bo akurat na nią nie mam żadnego wpływu. Nie zmuszę go do tego, żeby widział we mnie kobietę. Zostało mi tylko zaakceptować ten fakt i żyć dalej.
Firekeeper, nie można kogoś sobie podporządkowywać, takie życie jest okropne. Człowiek się dusi i wpada w depresję, żyć się nie chce. Ja z tym cały czas walczę i nie pozwalam przekraczać moich granic.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Niepoprawny83 pisze: 01 cze 2022, 9:24
Firekeeper pisze: 31 maja 2022, 9:00 Bławatku ja już męża nie będę na nic namawiać. Jest już po terapiach. Zaczął dbać o siebie, agresję wyładowuje na siłowni. Reszta należy do niego.

Co do podporządkowania to w większości przypadków to on jest podporządkowany mi. Ja jestem podporządkowana tylko w jednej kwestii bo akurat na nią nie mam żadnego wpływu. Nie zmuszę go do tego, żeby widział we mnie kobietę. Zostało mi tylko zaakceptować ten fakt i żyć dalej.

Zawsze dobrze czytało mi się twoje posty Firekeeper, te starsze optymistyczne i te bardziej gorzkie nowsze też, ale ten to jakoś mi zgrzyta w głowie. Naprawdę rozumiem, że dla facetów jest zdrowiej słuchać się żon, bo często się nam to opłaca, ale to podporządkowanie w każdej kwestii to nawet dla mnie była by przesada.
Niepoprawny83 mi też to nie odpowiada. Ja nie chcę żeby mąż był podporządkowany mi. Zależy mi na partnerstwie. Dlatego staram się to zmienić. Ale mój mąż przywykł chyba do tego. Jak on sam twierdzi w razie co będzie na mnie 😉 Mi to ciąży naprawdę. Wiem, że ja za to po części odpowiadam, bo mam silny charakter. U nas rodzinne jest, że kobiety rządzą.
Mój mąż z pomocą terapeutki próbował to zmienić i dalej próbuje. Pierwszy bunt to tatuaż. Uważał, że zrobi go w tajemnicy żebym ja mu tego czasem nie odradziła. A mi się właśnie bardzo podoba ten tatuaż. Ostatnio zmienił pracę nie mówiąc mi o tym. Też go za to podziwiam, bo zmienić pracę po 15 latach to było duże wyzwanie. Chce zmienić samochód i chodzi za mną i się mnie pyta jaki ja chcę. Wszystkie samochody po ślubie ja wybrałam. Teraz mu odpowiadam, znasz się lepiej ode mnie wybierz taki jaki uważasz za dobry. To Ty nim będziesz jeździł. Mój mąż tak był wychowywany również przez matkę ona rządziła on tylko wykonywał, a jak było coś nie tak to miał wytłumaczenie, bo to ona tak chciała. Tak samo traktuje mnie. To jest dla niego poniżające i frustrujące ale dalej w ważniejszych sprawach boi się przedstawić swoje argumenty i bronić swojego zdania. Dlatego często dochodziło do agresywnych zachowań z jego strony. Brak pewności siebie i zaniżona samoocena powodowała, że godził się na wszystko ale w środku się gotowało. Ja nawet czasami nie wiem czy on robi coś, bo uważa, że jest ok czy godzi się dla świętego spokoju ale potem się denerwuje. Jak kobiety się denerwują, że mężowie ich nie słucha tak ja się cieszę, że mnie nie posłucha albo się przeciwstawi bez przemocy oczywiście.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Niepoprawny83 pisze: 01 cze 2022, 9:24
Firekeeper pisze: 31 maja 2022, 9:00 Bławatku ja już męża nie będę na nic namawiać. Jest już po terapiach. Zaczął dbać o siebie, agresję wyładowuje na siłowni. Reszta należy do niego.

Co do podporządkowania to w większości przypadków to on jest podporządkowany mi. Ja jestem podporządkowana tylko w jednej kwestii bo akurat na nią nie mam żadnego wpływu. Nie zmuszę go do tego, żeby widział we mnie kobietę. Zostało mi tylko zaakceptować ten fakt i żyć dalej.

Zawsze dobrze czytało mi się twoje posty Firekeeper, te starsze optymistyczne i te bardziej gorzkie nowsze też, ale ten to jakoś mi zgrzyta w głowie. Naprawdę rozumiem, że dla facetów jest zdrowiej słuchać się żon, bo często się nam to opłaca, ale to podporządkowanie w każdej kwestii to nawet dla mnie była by przesada.
Niepoprawny, słuchać żon? fajnie byłoby, tak mówić co się zechce bez przebijania przez mur, bez uciszania być wysłuchanym. Nie wiem czy to się tak da ,nie znam tego. Uczę się cały czas żyć, nauczyłam się kochać siebie i szanować, teraz oczekuję szacunku też od męża, bo na niego zasługuję .
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Niepoprawny83 »

Firekeeper pisze: 01 cze 2022, 10:05
Niepoprawny83 mi też to nie odpowiada. Ja nie chcę żeby mąż był podporządkowany mi. Zależy mi na partnerstwie. Dlatego staram się to zmienić. Ale mój mąż przywykł chyba do tego. Jak on sam twierdzi w razie co będzie na mnie 😉 Mi to ciąży naprawdę. Wiem, że ja za to po części odpowiadam, bo mam silny charakter. U nas rodzinne jest, że kobiety rządzą.
Mój mąż z pomocą terapeutki próbował to zmienić i dalej próbuje. Pierwszy bunt to tatuaż. Uważał, że zrobi go w tajemnicy żebym ja mu tego czasem nie odradziła. A mi się właśnie bardzo podoba ten tatuaż. Ostatnio zmienił pracę nie mówiąc mi o tym. Też go za to podziwiam, bo zmienić pracę po 15 latach to było duże wyzwanie. Chce zmienić samochód i chodzi za mną i się mnie pyta jaki ja chcę. Wszystkie samochody po ślubie ja wybrałam. Teraz mu odpowiadam, znasz się lepiej ode mnie wybierz taki jaki uważasz za dobry. To Ty nim będziesz jeździł. Mój mąż tak był wychowywany również przez matkę ona rządziła on tylko wykonywał, a jak było coś nie tak to miał wytłumaczenie, bo to ona tak chciała. Tak samo traktuje mnie. To jest dla niego poniżające i frustrujące ale dalej w ważniejszych sprawach boi się przedstawić swoje argumenty i bronić swojego zdania. Dlatego często dochodziło do agresywnych zachowań z jego strony. Brak pewności siebie i zaniżona samoocena powodowała, że godził się na wszystko ale w środku się gotowało. Ja nawet czasami nie wiem czy on robi coś, bo uważa, że jest ok czy godzi się dla świętego spokoju ale potem się denerwuje. Jak kobiety się denerwują, że mężowie ich nie słucha tak ja się cieszę, że mnie nie posłucha albo się przeciwstawi bez przemocy oczywiście.
To wątek Caliope, więc nie będę się rozpisywał. Trudną parę tworzycie, to w sumie oczywista oczywistość, jednak zazdroszczę Ci tego, że mąż darzy cię szacunkiem, potraficie rozmawiać, jest na czym budować. Wiem, że boli odtrącenie jako małżonkę, tez to odczuwam. Doradzam czekanie nie czekając, mnie Pan wyrwał z szpetnych nałogów, dlaczego tej łaski miałby być pozbawiony twój mąż?. Zgadzam się z postem Ozeasza zamieszczonym w twoim wątku.
Zaufaliśmy miłości.
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Niepoprawny83 »

Caliope pisze: 01 cze 2022, 10:08
Niepoprawny, słuchać żon? fajnie byłoby, tak mówić co się zechce bez przebijania przez mur, bez uciszania być wysłuchanym. Nie wiem czy to się tak da ,nie znam tego. Uczę się cały czas żyć, nauczyłam się kochać siebie i szanować, teraz oczekuję szacunku też od męża, bo na niego zasługuję .
Pisząc "sluchać żon" miałem na myśli przede wszystkim jeszcze zdrowe małżeństwo, gdzie kochający mąż rozumiejący różnicę między kobietami a mężczyznami będzie słuchał się żony nie dla świętego spokoju, (bo to go wykończy), tylko właśnie dlatego, że kocha swoją żonę i wie, że powinien ją kochać między innymi za te różnice. Myślę, że nawet poddając się uczuciom żony mężczyzna będzie mógł zająć pozycję w małżeństwie, jaką wyznacza mu św. Paweł. Niestety my tego w ogromnej większości chyba nie wiemy, traktując kobiece intuicje, przeczucia i obawy jako fanaberie, a nie jak dary, co potem się na nas mści. Tak przynajmniej ja to widzę.
W trakcie kryzysu już trudniej stosować się do tej zasady, zwłaszcza, jeśli posądza się małżonkę o złą wolę, ale mimo wszystko próbuję to na miarę obecnych możliwości wdrażać, pamiętając, że jej zła wola to efekt moich zranień plus zapewne trudne dzieciństwo i młodość. Na razie udało pozbyć mi się większości oczekiwań.
Bardzo podobał mi się Caliope twój pierwszy post po przerwie, pełny zdrowego gniewu, który pewnie trzeba tylko odpowiednio wykorzystać, niekoniecznie w kierunku odzyskania męża, ale w kierunku uzyskania szczęścia. Też próbuję uzyskać szacunek żony, zwłaszcza przy dzieciach, na tym mi głównie teraz zależy, więc podoba mi się cel jaki sobie wyznaczyłaś. Pozdrawiam.
Zaufaliśmy miłości.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 31 maja 2022, 13:32
Caliope pisze: 31 maja 2022, 1:05
Bławatek pisze: 30 maja 2022, 14:13 Caliope, Firekeeper a czy zastanawialyście się nad zaproponowaniem terapii mężom pod kątem nabrania pewności siebie, nabycia dojrzałości. Wiem, że ciężko samemu się wybrać czasami, a proponować komuś jest jeszcze ciężej. Bo jak tak patrzę na mojego męża i czytam o waszych to od razu we mnie bunt powstaje - dlaczego ciągle jedna osoba (ja) ma się ciągle podporządkowywać drugiej. Może zaraz usłyszę, że przecież wysyłając małżonka na terapię chcę to zrobić w celu jego naprawy i może podporządkowaniu sobie - nic z tych rzeczy, po prostu ja mam już dość dostosowywania się do męża i myślenia za niego a dodatkowo ponoszenia konsekwencji jego działania. Bo np. on nie potrafi rozmawiać o problemach to mnie każe cichymi dniami, on nie potrafi rozmawiać o swoich potrzebach więc się wścieka na mnie, że nie czytam w jego myślach, on się stresuje pracą, ale mi tego nie pokazuje tylko po czasie robi mi wymówki, że go nie wspieralam, on obwinia mnie o wszystko co złe wydarzyło się w jego życiu a przecież ja nie mam z tym nic wspólnego itp. itd. Koniec, to nie moje problemy - owszem mogę pomóc ale nie będę za niego wszystkiego robić, nie będę brać odpowiedzialności i nie będę przepraszać za nie swoje winy.

Ostatnio mój mąż (z którym mamy oboje z synem teraz dobre relacje) przyszedł i ni z gruszki ni z pietruszki powiedział, że w weekend sobie gdzieś pojedzie. Na co ja zapytałam "sam?" - "no tak, bo w sumie ma nie padać i nie ma żadnych planów". Wkurzyłam się, bo ja wszystkie plany układam pod syna, który jest w takim wieku, że nie można go jeszcze samego zostawić, ale też staram się, jeżeli mamy weekend bez nauki, z synem gdzieś pojechać, a mój mąż nawet nie wpadnie na to by zabrać dziecko i spędzić z nim weekend, albo chociaż pół dnia. Głośno o tym powiedziałam, na co mój mąż "no tak, nie pomyślał, żeby nam zaproponować, więc jeżeli chcemy to możemy z nim jechać". Ja już miałam milion planów (zaległe porządki), ale syn po zastanowieniu uznał, że jak nie ma nauki zbyt dużo to pojedzie. Mogłabym nic nie skomentować i się np. potem wściekać, że mąż się relaksuje na łonie natury, a ja sprzątam, pilnuję nauki syna i mu zapewniam rozrywki, a tak zasygnalizowałam mężowi, że znów wchodzi w myślenie tylko o sobie. Mąż zabrał syna na wycieczkę a ja miałam 'dzień wolnego' - już dawno tak nie miałam- więc rzuciłam się w wir porządków, ale stwierdziłam, że można posłuchać czegoś wartościowego, więc robiąc porządki włączyłam o. Szustaka - na chybił trafił, a potem kolejne tematy mi się wyświetlały i tak jakoś wszystko kręciło się wokół wyborów człowieka, dojrzałości, niedojrzałości. U męża i u innych widzę w wielu obszarach niedojrzałość, ale u siebie również - jest nad czym pracować. Fajnie by było, gdyby tak każdy człowiek popracował nad sobą, a nie zwalał swoje niepowodzenia na okoliczności, ukształtowanie czy też działanie innych. I tak sobie wzrastam w dojrzewaniu, a jeśli np. mój mąż nie chce nic zmieniać u siebie to jego problem lecz niestety przez to, że jesteśmy złączeni więzami to jego decyzje też nas dotyczą, ale to ode mnie zależy czy będę żyć w zgodzie z sobą czy nie. Chyba trochę zawile mi wyszło.

Gdyby ktoś chciał posłuchać o dojrzałości i niedojrzałości to pozwalam sobie wkleić linki.

https://youtu.be/T7hYqIhr108
https://youtu.be/AsgKZI_K-LA
https://youtu.be/GvF9DMEegcw

Caliope, od kilku dni chciałam napisać, ale nie wiem jak ubrać w słowa to co mi się nasuwa jak Cię ostatnio czytałam - bo z jednej strony piszesz, że masz dość przejmowania się mężem, jego milczeniem, humorami i żyjesz swoim życiem, a z drugiej strony pytasz ile dasz rady żyć i spać z mężem, który się nie odzywa, nie angażuje. Ja czasem też mam dość innych ludzi i ich postępowania, ale staram się mimo to funkcjonować i żyć w zgodzie z sobą. Oni mają tak, ja mam inaczej, ale to ode mnie zależy czy mnie to dotyka czy nie.
Witaj Bławatku, a co z tobą, ty chodzisz na swoją terapię? Ja chodzę i jak zaskoczyłam stawiam sobie porządne granice, potrafię się postawić i też pokłócić tak zdrowo. Terapia znów zaczyna działać.

Mój mąż ze mną na terapię nie pójdzie, nie ma takiej opcji, ja sobie znów radzę i to lepiej jak wcześniej.
Widzę, że Ty bardzo dużo oczekujesz od syna, od męża. Ja nie planuję nic pod syna, to mąż proponuje z nim wyjazd lub do babci, mały wybiera,a ja planuję swój własny czas. Nie oczekuje od dziecka wdzięczności, że cos pod niego zaplanowałam, bo nie mam takich planów, wszystko jest spontaniczne i bezinteresowne. Moj mąż nawet nie pomyślalby, że mogłby mnie zabrać na wycieczkę, a ja nie jestem już od dawna zła, że mąż zdecydował, że nie ma czasu dla mnie, sama lubię sobie przebywać i ogarniać potrzeby w miarę możliwości . Mój mąż nie angażuje się w relację, trudno, teraz znów pracuje od rana do wieczora jak lubi, a ja już nie mam potrzeby by z nim spędzać czasu raz w tygodniu, nie wściekam się na męża, że odpoczywa na łonie natury, bo ja sobie też odpoczywam tak jak ja chcę.
Co byś zrobiła gdyby twój mąż nagle zburzył ci poukładane życie i wróciłby do domu na miesiąc? tak samo by krytykował, doprowadzał do szewskiej pasji jak wcześniej? Dlatego nie dałabym rady żyć i spać z mężem dużej, bo siedząc w domu ludzie utrzymują relacje, a nie traktują się jak znajomi lub mobingowani pracownicy. Jeden miesiąc okazał się dla mnie nie do przyjęcia. Jak go jest mało jak kiedyś jest lepiej, oddycham, a nie mając oczekiwań jestem bardziej wolna i nie brakuje mi relacji. Mój mąż się odzywa, ale rozmawiamy nie o rzeczach istotnych, nie wspieramy siebie jako małżeństwo.
Caliope chodzę na terapię - rozmowy z terapeutką, rzadziej niż kiedyś, głównie przez brak czasu bo praca zawodowa plus popołudnia spędzane na nauce z synem zabierają mi czas wolny (kochane wakacje nadejdzcie wreszcie 🙂), na tą chwilę zrezygnowałam z psychiatry, bo stanęłam na nogi, ale mam problem z koleżanką w pracy, która w zachowaniu i manipulacjach, jest taka jak mój mąż i pewnie wrócę do psychiatry z kolejnymi objawami "ja już nie wytrzymam".

Od syna nic nie oczekuję - no może, żeby nie pyskował, uczył się i nie wplątał w złe towarzystwo. Tak jak nie mam problemów z tym że znika na cały dzień jadąc z kimś na wycieczkę całodniową czy jak znika na pół dnia "gdzieś" z kolegami tak nie będę miała problemu gdy mi powie za 10 lat że planuje wyjazd na drugi koniec Polski czy do innego kraju - jedź synu i układaj swoje życie po swojemu. Od męża oczekuję tylko i wyłącznie by traktował mnie z szacunkiem oraz jak żonę a nie służącą, abyśmy mieli reakcje przyjacielsko-partnerską w małżeństwie (wspólnie działali, decydowali, dbali o siebie na wzajem) - może zbyt wiele, ale przecież tak powinno być w małżeństwie i tak miało być w naszym - przecież o tym przed ślubem rozmawialiśmy. Czego wymagam od siebie - aby być dobrym, szczęśliwym człowiekiem, dobrą żoną i matką, dobrym pracownikiem. Czy mi wychodzi - nie zawsze, ale każdy upadek motywuje do większego działania, ale nic na siłę, robotem nie jestem, tylko człowiekiem z różnymi słabościami. Ale jak to JPII kiedyś powiedział - wymagajcie od siebie nawet jak inni od was nie wymagają. Tylko, że wcześniej spełniałam prośby męża i chciałam, żeby było za wszelką cenę między nami dobrze. Kosztem siebie, swojego samopoczucia. Mąż nie jest ideałem więc niech tego ode mnie nie wymaga. Aczkolwiek warto dążyć do doskonałości.

Tak słuchając O. Szustaka ostatnio nasunęło mi się, że wiele osób uważa, że jak są dorosli to są dojrzali, a się okazuje że być może większość dopiero pod koniec życia stanie się dojrzała.
Caliope pisze: 15 maja 2022, 19:20 Witam po przerwie, nie pisałam, bo miałam dość. Mam depresję, ciągle te ponad dwa lata jechałam na krawędzi i stało się. Mąż dalej nie jest ze mną, ja ze strachu przed kolejnymi ranami zamiatam wszystko pod dywan i żyjemy jak znajomi. Cały kwiecień pracował z domu, ja pozwoliłam przekraczać moje granice, oglądałam go codziennie, nie mogłam robić tego co robiłam, oglądać w spokoju telewizji, bo trzeba jak z jajkiem, bo odejdzie w każdej chwili, bo może. Nic nie oczekiwałam, on oczekiwał podporządkowania i jestem chora, znów jak po porodzie, pomimo brania hormonów. To jest błąd mieszkać razem, jeśli nie da się naprawdę nic naprawić, bo się druga strona nie odzywa w tym temacie i źle dalej traktuje, bo może.. Kolega jest na pierwszym miejscu, ja jestem nikim i nie mam prawa nawet powiedzieć, że to mi się bardzo nie podoba. Całe dwa lata terapii znów poszły w plecy przez to, że znów ogarnęła mnie bezsilność, duszność i marzę o tym by się rozejść, kupić kawalerkę, mieć pracę ,zwierzęta i święty spokój. Żadna modlitwa, zwracanie do Boga nie pomaga, to jest moje kolejne upadnięcie. Najbardziej boli, że ja nic nie zrobiłam złego, żadnej zdrady, długów, nielojalności. Jestem ogromnie nieszczęśliwa, bo w miesiąc rozpadło się moje w miarę poukładane życie i nie obejdzie się bez psychotropów ,a bardzo się wstydzę, że muszę iść do lekarza. Nie każde małżeństwo da się uratować, nie da się tego zrobić w pojedynkę, jak drugi nie chce, to nic i nikt nie pomoże. Kocham być sama, sama sobie żyć , zajmować się sobą, ale muszę też sama mieszkać by w pełni cieszyć się życiem. Nie ma kompromisów, czasu, rozmowy, jest pustka. Ta pustka doprowadza do depresji, jeśli kogoś kogo być nie musi jest za dużo ,też to doprowadza do depresji. Kocham męża czym robie sobie ogromną krzywdę, przez ten miesiąc wszystkie dobre chwilę sobie przypomniałam i że już to nigdy nie wróci ,że będzie tylko cierpienie. Żebym miała gdzie odejść zrobiłabym to, zostawiłabym wszystko, by tylko w końcu żyć jak ja chcę, całe moje życie, to jest życie pod kogoś, mam już naprawdę dosyć.
Caliope w tym zacytowanym Twoim poście jest dużo emocji - i tych dobrych i tych nie dokonca. Spokoju, nadziei ale też "porażek". I pewnie gdybym miała teraz z mężem znów zamieszkać to bywało by u nas różnie, bo on ciągle nie dorósł do roli męża i ojca, niestety. Super z niego przyjaciel, pracownik, znajomy. Miło nam się rozmawia i spędza czas. Ale bycie mężem i ojcem to coś więcej niż tylko bycie ciałem w domu. Gdybym działała tak jak on to nasze dziecko pewnie siedziałoby cały dzień w grach, jadło płatki z mlekiem i może już by powtarzał drugi raz jakąś klasę, ale dzięki temu, że ja nie jestem lekkoduchem to może syn nie na najgorszych warunków do rozwoju. Niestety gdy się człowiek decyduje na rodzinę to godzi się na nowe obowiązki i pewne trudności.

A o tej terapii dla mężów pisałam dlatego bo my wzrastając widzimy więcej u mężów obszarów do przepracowania i może być tak, że oni też coś tam u siebie widzą, ale może wstyd im gdzieś iść i się zmieniać.
Dużo się różnimy Bławatku, ja nie pomyslabym, że nauka syna zabiera mi czas wolny, ja uwielbiam go uczyć, pokazywać mu otaczający świat. W tej materii wzrastam i próbuje jednaj uzyskać w tym szacunek i tyle.
Nie mam oczekiwań co do męża, już nie, bo moja nadzieja odbudowy jest już tylko w rękach Boga, nie moich. Mąż jest pracoholikiem, który nie uznaje kompromisów w opiece nad dzieckiem, wraca bardzo późno i blokuje mi wyjście do pracy. Czasu razem nie ma od 3 lat, sporadycznie tak do 3 razy w roku jedziemy we troje na wycieczkę którą mąż wymyśli. Teraz widzę, że tak zawsze było, a ja tylko przestałam czekać z obiadem, dobrym słowem i potrzebami. Jest tak samo jak było, tylko ja jestem innym człowiekiem, w innym miejscu i pracuję nad sobą. Od razu po ślubie mąż mnie ze wszystkim zostawił samą, że swoimi problemami, chorobą, żyję i walczę o swoje. Nie ma już podporządkowania, kontroli, bo nie pozwalam, nie zależy mu na mnie, to niech się nie wtrącą przynajmniej w moje rzeczy .
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Niepoprawny83 pisze: 01 cze 2022, 12:17
Caliope pisze: 01 cze 2022, 10:08
Niepoprawny, słuchać żon? fajnie byłoby, tak mówić co się zechce bez przebijania przez mur, bez uciszania być wysłuchanym. Nie wiem czy to się tak da ,nie znam tego. Uczę się cały czas żyć, nauczyłam się kochać siebie i szanować, teraz oczekuję szacunku też od męża, bo na niego zasługuję .
Pisząc "sluchać żon" miałem na myśli przede wszystkim jeszcze zdrowe małżeństwo, gdzie kochający mąż rozumiejący różnicę między kobietami a mężczyznami będzie słuchał się żony nie dla świętego spokoju, (bo to go wykończy), tylko właśnie dlatego, że kocha swoją żonę i wie, że powinien ją kochać między innymi za te różnice. Myślę, że nawet poddając się uczuciom żony mężczyzna będzie mógł zająć pozycję w małżeństwie, jaką wyznacza mu św. Paweł. Niestety my tego w ogromnej większości chyba nie wiemy, traktując kobiece intuicje, przeczucia i obawy jako fanaberie, a nie jak dary, co potem się na nas mści. Tak przynajmniej ja to widzę.
W trakcie kryzysu już trudniej stosować się do tej zasady, zwłaszcza, jeśli posądza się małżonkę o złą wolę, ale mimo wszystko próbuję to na miarę obecnych możliwości wdrażać, pamiętając, że jej zła wola to efekt moich zranień plus zapewne trudne dzieciństwo i młodość. Na razie udało pozbyć mi się większości oczekiwań.
Bardzo podobał mi się Caliope twój pierwszy post po przerwie, pełny zdrowego gniewu, który pewnie trzeba tylko odpowiednio wykorzystać, niekoniecznie w kierunku odzyskania męża, ale w kierunku uzyskania szczęścia. Też próbuję uzyskać szacunek żony, zwłaszcza przy dzieciach, na tym mi głównie teraz zależy, więc podoba mi się cel jaki sobie wyznaczyłaś. Pozdrawiam.
Dziękuję Niepoprawny83, według mnie, życie bez oczekiwań jest możliwe, ale ciężko jest z granicami jeśli druga strona od ciebie oczekuje, a ty odczuwasz przy tym wiele buntu i niesprawiedliwości. Jeszcze ważne jest, że ja mogę i chcę żyć i nie robić czegoś dla świętego spokoju, a zdrowo się wykłócić, a to moje pierwsze razy w życiu. Zaczyna mi się bardzo podobać, że mam swoje zdanie i potrafię je utrzymać.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope, lubię twoje wpisy w których jest energia, radość, poczucie i uznanie siebie. Fajnie jest mieć swoje zdanie i umieć przy nim pozostać, budować swoje granice. To daje dużo radości. Bardzo mi się spodobał także twój wpis z 19 maja. Też był taki energetyczny, samo przeczytanie napawa mnie optymizmem.
Udało ci się kupić sobie coś na Dzień Mamy? Jak nie, to pamiętaj, że nic nie stoi na przeszkodzie, byś kupiła to sobie dzisiaj ;)
Ja także mam teraz dwa zwierzaki i dają mi dużo radości :)
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope pisze: 01 cze 2022, 14:39
Dużo się różnimy Bławatku, ja nie pomyslabym, że nauka syna zabiera mi czas wolny, ja uwielbiam go uczyć, pokazywać mu otaczający świat. W tej materii wzrastam i próbuje jednaj uzyskać w tym szacunek i tyle.
Caliope nauka w klasach 1-3 łatwa nie była, szczególnie w pandemii gdy nauczyciel zadawał temat a rodzic się edukował aby dziecko nauczyć. Dodatkowo mój syn ma problem z przetwarzaniem słuchowym więc trudno mu się uczyć gdy materiału jest dużo, ale dzięki temu, że z nim siedzę nad lekcjami i zadaniami ma 4 i 5. W kl 4 doszła historia, której nigdy nie lubiłam a z matematyki którą uwielbiam musiałam w jednym roku powtórzyć mnóstwo zagadnień - ułamki, potęgi, kolejność wykonywania zadań, skalę, pola, obwody itd. i choć większość pamiętam to jednak podręcznik przeczytać trzeba aby dziecku tak samo tłumaczyć a nie jak mnie uczono jakieś 30 lat temu. To wszystko zabiera czas, szczególnie gdy się z pracy wraca koło 16-17 i doba bywa za krótka. Uwielbiam z synem oglądać filmy przyrodnicze, o nowinkach technologicznych, a gdy gdzieś jesteśmy to fascynujemy się starymi wynalazkami, mechanizmami, często robimy doświadczenia różne (nie przeszkadza mi rozsypana mąka czy rozlane płyny) - taką naukę to ja lubię. A bywają też weekendy gdy zamiast iść na rower to się uczymy - tak, nauka zabiera czas wolny - synowi i mi.
ODPOWIEDZ