Caliope, można być na cicho, słuchać, a nie włączać się aktywnie.Caliope pisze: ↑05 paź 2021, 13:28Chciałabym, ale przy mężu w pokoju obok się nie otworzę.Al la pisze: ↑05 paź 2021, 10:10 Caliope, a grupy modlitewne na skypie?
http://sychar.org/skype/
Modlimy się różańcem, odmawiamy kompletę, a potem, jak ktoś ma czas, ochotę i potrzebę, rozmawiamy o różnych sprawach, nie tylko naszych trudnych. Wszystko w wolności. Ja w ten sposób nawiązałam wiele przyjaźni w Sycharze.
Umawiamy się też na wspólne spotkania w realu.
Modlą się z nami też osoby z Anglii, USA.
Zapraszam do naszej grupy o 21.30.
Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Moderator: Moderatorzy
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Matka Teresa
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Ustawię Skype i spróbuje jeśli tak można, pomoże mi to.Al la pisze: ↑05 paź 2021, 17:43Caliope, można być na cicho, słuchać, a nie włączać się aktywnie.Caliope pisze: ↑05 paź 2021, 13:28Chciałabym, ale przy mężu w pokoju obok się nie otworzę.Al la pisze: ↑05 paź 2021, 10:10 Caliope, a grupy modlitewne na skypie?
http://sychar.org/skype/
Modlimy się różańcem, odmawiamy kompletę, a potem, jak ktoś ma czas, ochotę i potrzebę, rozmawiamy o różnych sprawach, nie tylko naszych trudnych. Wszystko w wolności. Ja w ten sposób nawiązałam wiele przyjaźni w Sycharze.
Umawiamy się też na wspólne spotkania w realu.
Modlą się z nami też osoby z Anglii, USA.
Zapraszam do naszej grupy o 21.30.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Znów dziś usłyszałam, że nie ma forsy, że ja mam męża odciążyć od wszystkiego, gdzie ja robię i tak 100% .Znów poczułam, że nic nie docenia i jeszcze mówi, że nie obchodzi go co ja czuję.Liczy sie tylko on i jego forsa. Tak na dobrą sprawę naprawdę teraz myślę, że jestem tu tylko z braku laku , ani ze mnie nie jest kobieta, ani żona, ani matka i nic nie zrobię mając swoje zdanie i walcząc o siebie. Zrezygnowałam z czasu, z oczekiwań z wszystkiego, już nie mam z czego zrezygnować.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope, powoli...
Mój ukochany mąż ostatnio powiedzial mi że za dużo gadam. Zrobiło mi sie przykro. Ale sie nie zamknęłam, powiedziałam że tak czuję, ze mi przykro i dopytałam o co w zasadzie chodzi. W dalszej rozmowie okazało się że mąż chciał w tym konkretnym momencie chwilę ciszy. "Za dużo gadasz", to nie była krytyka, to była prośba!
Takie tam nasze porozumienie bez przemocy w wersji dla...w sumie nawet nie wiem, no dla stukniętych małżonków...
Wiesz, jak już jest duzo poranień, to interpretujemy sobie nawzajem nasze wypowiedzi...i to w ciężkich kalibrach. Do tego dochodzi to, ze komunikaty są nieprecyzyjne, niemiłe i fatalne, w dodatku znaczą co innego niz znaczą...
Zdaniem Rosenberga za każdym komunikatem stoi jakaś potrzeba człowieka. Nie mam pojęcia jaka potrzeba może stać za komunikatem że brakuje pieniędzy i w związku z tym ty masz odciążyć męża od wszystkiego. Może warto o to zapytać męża. Bo cokolwiek znaczy, wcale nie musi znaczyć, że mąż nic nie docenia i nie liczą się dla niego twoje uczucia. Ani ze liczą się tylko pieniądze. Ani, że masz z czegoś zrezygnować.
Natomiast może, ale tylko może, twój mąż czuje się zmęczony w pracy, znużony i przeciążony utrzymywaniem rodziny i uważa, że jeśli on pracuje, ty powinnaś wykonywać wiecej w domu. Albo coś podobnego...?
Wiesz, gdy mój mąż powiedział że za dużo gadam, to moją pierwszą interpretacją było, że jestem krytykowana i mąż nie liczy sie z tym jak się poczuję, i że chce żebym nie mogła sie odzywac.
Mój ukochany mąż ostatnio powiedzial mi że za dużo gadam. Zrobiło mi sie przykro. Ale sie nie zamknęłam, powiedziałam że tak czuję, ze mi przykro i dopytałam o co w zasadzie chodzi. W dalszej rozmowie okazało się że mąż chciał w tym konkretnym momencie chwilę ciszy. "Za dużo gadasz", to nie była krytyka, to była prośba!
Takie tam nasze porozumienie bez przemocy w wersji dla...w sumie nawet nie wiem, no dla stukniętych małżonków...
Wiesz, jak już jest duzo poranień, to interpretujemy sobie nawzajem nasze wypowiedzi...i to w ciężkich kalibrach. Do tego dochodzi to, ze komunikaty są nieprecyzyjne, niemiłe i fatalne, w dodatku znaczą co innego niz znaczą...
Zdaniem Rosenberga za każdym komunikatem stoi jakaś potrzeba człowieka. Nie mam pojęcia jaka potrzeba może stać za komunikatem że brakuje pieniędzy i w związku z tym ty masz odciążyć męża od wszystkiego. Może warto o to zapytać męża. Bo cokolwiek znaczy, wcale nie musi znaczyć, że mąż nic nie docenia i nie liczą się dla niego twoje uczucia. Ani ze liczą się tylko pieniądze. Ani, że masz z czegoś zrezygnować.
Natomiast może, ale tylko może, twój mąż czuje się zmęczony w pracy, znużony i przeciążony utrzymywaniem rodziny i uważa, że jeśli on pracuje, ty powinnaś wykonywać wiecej w domu. Albo coś podobnego...?
Wiesz, gdy mój mąż powiedział że za dużo gadam, to moją pierwszą interpretacją było, że jestem krytykowana i mąż nie liczy sie z tym jak się poczuję, i że chce żebym nie mogła sie odzywac.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
No właśnie, słowo powinnam, a czemu nie mogę ?100% to jest całość, dalej jest granica, o to chodzi. Dla mnie to komunikat,nie doceniam nie widzę nie chcę widzieć, bo to co tylko ja robię się liczy. Mój mąż nie pomaga mi w obowiązkach, a czasem zajmie się dzieckiem, więc jeśli ja robię wszystko, to nie rozumiem i nie rozumiałam nigdy co mam od siebie dawać więcej niż te 100%. A za nie to mogę dostać kopa, a nie docenienie.Ruta pisze: ↑12 paź 2021, 17:10 Caliope, powoli...
Mój ukochany mąż ostatnio powiedzial mi że za dużo gadam. Zrobiło mi sie przykro. Ale sie nie zamknęłam, powiedziałam że tak czuję, ze mi przykro i dopytałam o co w zasadzie chodzi. W dalszej rozmowie okazało się że mąż chciał w tym konkretnym momencie chwilę ciszy. "Za dużo gadasz", to nie była krytyka, to była prośba!
Takie tam nasze porozumienie bez przemocy w wersji dla...w sumie nawet nie wiem, no dla stukniętych małżonków...
Wiesz, jak już jest duzo poranień, to interpretujemy sobie nawzajem nasze wypowiedzi...i to w ciężkich kalibrach. Do tego dochodzi to, ze komunikaty są nieprecyzyjne, niemiłe i fatalne, w dodatku znaczą co innego niz znaczą...
Zdaniem Rosenberga za każdym komunikatem stoi jakaś potrzeba człowieka. Nie mam pojęcia jaka potrzeba może stać za komunikatem że brakuje pieniędzy i w związku z tym ty masz odciążyć męża od wszystkiego. Może warto o to zapytać męża. Bo cokolwiek znaczy, wcale nie musi znaczyć, że mąż nic nie docenia i nie liczą się dla niego twoje uczucia. Ani ze liczą się tylko pieniądze. Ani, że masz z czegoś zrezygnować.
Natomiast może, ale tylko może, twój mąż czuje się zmęczony w pracy, znużony i przeciążony utrzymywaniem rodziny i uważa, że jeśli on pracuje, ty powinnaś wykonywać wiecej w domu. Albo coś podobnego...?
Wiesz, gdy mój mąż powiedział że za dużo gadam, to moją pierwszą interpretacją było, że jestem krytykowana i mąż nie liczy sie z tym jak się poczuję, i że chce żebym nie mogła sie odzywac.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
To co stoi za komunikatem?
" Wsiadłem do pociągu" albo: "Zjadłem u chińczyka", albo: "Zjeżdżam z ....".
Mój mąż jest preferentem zdań zwięzłych i nierozwiniętych. Podmiot domyślny, orzeczenie, dopełnienie. Kropka.
Często nie mających żadnego związku z toczącą się konwersacją.
Gdy idziemy ulicą, potrafi dostrzec gołębia [...] na wieży ratusza, a nie słyszy, co do niego powiedziano.
Trzeba być mistrzem Zen, aby zachować komunikację bez przemocy.
" Wsiadłem do pociągu" albo: "Zjadłem u chińczyka", albo: "Zjeżdżam z ....".
Mój mąż jest preferentem zdań zwięzłych i nierozwiniętych. Podmiot domyślny, orzeczenie, dopełnienie. Kropka.
Często nie mających żadnego związku z toczącą się konwersacją.
Gdy idziemy ulicą, potrafi dostrzec gołębia [...] na wieży ratusza, a nie słyszy, co do niego powiedziano.
Trzeba być mistrzem Zen, aby zachować komunikację bez przemocy.
Ostatnio zmieniony 12 paź 2021, 20:30 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: no jednak bez wulgaryzmów, plisss :-)
Powód: no jednak bez wulgaryzmów, plisss :-)
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Bo nie o rezygnowanie chodzi, a o przemianę. Własną, oczywiście.Zrezygnowałam z czasu, z oczekiwań z wszystkiego, już nie mam z czego zrezygnować.
Powiedział, że nie ma kasy? Okej, nie ma kasy. Koniec.
W duchu możesz sobie dopowiedź: " To se zarób! ". I zabierasz się za malowanie paznokci.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Odniosę się do tego, jak można być zmęczonym i 2-3 razy w tygodniu jechać samemu na wycieczkę na cały dzień? jak można być zmęczonym mieszkając w domu jak w hotelu z obsługą, nie ruszając palcem nawet by pościelić łóżko? to jest nielogiczne. Wiele razy o tym już pisałam, a co ze mną, jestem służbą i niańką do dziecka, ale żoną to już nie.Ruta pisze: ↑12 paź 2021, 17:10
Natomiast może, ale tylko może, twój mąż czuje się zmęczony w pracy, znużony i przeciążony utrzymywaniem rodziny i uważa, że jeśli on pracuje, ty powinnaś wykonywać wiecej w domu. Albo coś podobnego...?
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope,
Ja nie wiem tych rzeczy o które pytasz. I nie mam pojęcia, co w zasadzie twój mąż chce przekazać. Sugeruję tylko, że może to być inna treść, niż ta którą ty w tych wypowiedziach dostrzegasz.
Weź wrzuć sobie Rosenberga na You Tubie w jakiś wieczór. To gawędziarz więc ogląda się dobrze. Tam wypływa przykład żony która stale krytykuje męża. Nie tak ścieli łózko, nie tak myje zlew i cos tam cos tam. I wcale nie o to chodzi. A z kolei mąż chce czystego zlewu. I też w koncu okazuje sie ze nie o gary w zlewie chodzi. Nie bede spoilerowac...
Skoro w odpowiedzi na komunikaty męża ciągle z czegoś rezygnujesz i przejmujesz wiecej i wiecej obowiazkow, i to nie dziala, a maz gada dalej, to moze jednak nie do konca sie rozumiecie? I nie do konca o to chodzi, by rezygnowac i przejmowac?
Jedyna metoda by sie dowiedziec, to zapytac. A to nie jest latwe. Zwlaszcza w czasie kryzysu. Moj maz na przyklad zwykle wcale nie chce ze mna rozmawiac i mnie unika. A jednak wytrwale uczę sie komunikacji bez przemocy. I to pomaga w tym, by jednak czasem udalo mi sie zapytac męża tak, by dostac odpowiedz. Lub powiedziec mezowi cos tak, by to przyjal. To nie jest tak, ze udaje sie nam za kazdym razem. Raczej raz na dwadziescia prob. Porazek nawet nie opisuje. Ale a to kazdy sukces cieszy. Bo nas zbliza.
Milo sie dowiedziec, ze moj maz nie chce zebym sie zamknela i nie uwaza mnie za rabnieta gadule, tylko po prostu sa chwile, gdy chce ciszy. Bede o tym w przyszlosci pamietac. A maz z czasem moze nauczy sie mowic:chce ciszy, zamiast: za duzo gadasz. A ja naucze sie nie interpretowac od razu nawet przykrych slow tak, by uznac, ze celowo maja byc przykre i maz na pewno chce mi dołożyć do tych zranien ktore juz mam. Jak juz pisalam nasze postępy sa piorunujące. Piorunująco powolne. Jestesmy z mezem wybitnymi i odpornymi analfabetami komunikacji... Moze wam pojdzie lepiej?
Ja nie wiem tych rzeczy o które pytasz. I nie mam pojęcia, co w zasadzie twój mąż chce przekazać. Sugeruję tylko, że może to być inna treść, niż ta którą ty w tych wypowiedziach dostrzegasz.
Weź wrzuć sobie Rosenberga na You Tubie w jakiś wieczór. To gawędziarz więc ogląda się dobrze. Tam wypływa przykład żony która stale krytykuje męża. Nie tak ścieli łózko, nie tak myje zlew i cos tam cos tam. I wcale nie o to chodzi. A z kolei mąż chce czystego zlewu. I też w koncu okazuje sie ze nie o gary w zlewie chodzi. Nie bede spoilerowac...
Skoro w odpowiedzi na komunikaty męża ciągle z czegoś rezygnujesz i przejmujesz wiecej i wiecej obowiazkow, i to nie dziala, a maz gada dalej, to moze jednak nie do konca sie rozumiecie? I nie do konca o to chodzi, by rezygnowac i przejmowac?
Jedyna metoda by sie dowiedziec, to zapytac. A to nie jest latwe. Zwlaszcza w czasie kryzysu. Moj maz na przyklad zwykle wcale nie chce ze mna rozmawiac i mnie unika. A jednak wytrwale uczę sie komunikacji bez przemocy. I to pomaga w tym, by jednak czasem udalo mi sie zapytac męża tak, by dostac odpowiedz. Lub powiedziec mezowi cos tak, by to przyjal. To nie jest tak, ze udaje sie nam za kazdym razem. Raczej raz na dwadziescia prob. Porazek nawet nie opisuje. Ale a to kazdy sukces cieszy. Bo nas zbliza.
Milo sie dowiedziec, ze moj maz nie chce zebym sie zamknela i nie uwaza mnie za rabnieta gadule, tylko po prostu sa chwile, gdy chce ciszy. Bede o tym w przyszlosci pamietac. A maz z czasem moze nauczy sie mowic:chce ciszy, zamiast: za duzo gadasz. A ja naucze sie nie interpretowac od razu nawet przykrych slow tak, by uznac, ze celowo maja byc przykre i maz na pewno chce mi dołożyć do tych zranien ktore juz mam. Jak juz pisalam nasze postępy sa piorunujące. Piorunująco powolne. Jestesmy z mezem wybitnymi i odpornymi analfabetami komunikacji... Moze wam pojdzie lepiej?
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Caliope a czy jest chociaż cień szansy ze mąż przekazał ci to co miał na myśli i co go boli ale może w kiepskiej formie. Nie wiem jak stoicie z finansami ale skoro tylko mąż pracuje to może jest mu już ciężko mieć na głowie cały czas utrzymanie domu? W dzisiejszych czasach możliwość niepracowania jednego z małżonków to raczej luksus, większość domów z jednej pensji nie byłaby w stanie się utrzymać. Czy ty doceniasz męża prace? Czy doceniasz to ze masz na życie dzięki jego codziennej pracy? Czy żadne z was nie docenia siebie nawzajem? Zamiast się unosić to może to jest dobry moment do spojonej rozmowy, zapytaj męża jak widziałby wasz dalszy podział obowiązków? Czy na przykład jeśli ty poszłabyś do pracy to wtedy czy on wziąłby na siebie odbiór dziecka z przedszkola a za to ty zajmiesz się nim po pracy? Może wspólnie coś ustalicie. Moze po prostu potrzebujecie zmiany bo ewidentne schemat który macie teraz się nie sprawdza.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Nino przy moim synu to ja jestem mistrzem ZenNino pisze: ↑12 paź 2021, 20:02 To co stoi za komunikatem?
" Wsiadłem do pociągu" albo: "Zjadłem u chińczyka", albo: "Zjeżdżam z ....".
Mój mąż jest preferentem zdań zwięzłych i nierozwiniętych. Podmiot domyślny, orzeczenie, dopełnienie. Kropka.
Często nie mających żadnego związku z toczącą się konwersacją.
Gdy idziemy ulicą, potrafi dostrzec gołębia [...] na wieży ratusza, a nie słyszy, co do niego powiedziano.
Trzeba być mistrzem Zen, aby zachować komunikację bez przemocy.
Mój mąż preferuje moje milczenie, i swoje monologi wyjaśniające z nutką wymuszenia.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Chodzi o te pieniądze, zawsze tak było, przez 2 lata się nie dowiedziałam nic nowego.Jak pisałam nie mam z czego już zrezygnować, bo doszłam do mojej granicy, do tej mojej ściany. Teraz tylko mówię, ale nie zawsze jestem słuchana, szczególnie dziś.Ruta pisze: ↑12 paź 2021, 21:20 Caliope,
Ja nie wiem tych rzeczy o które pytasz. I nie mam pojęcia, co w zasadzie twój mąż chce przekazać. Sugeruję tylko, że może to być inna treść, niż ta którą ty w tych wypowiedziach dostrzegasz.
Weź wrzuć sobie Rosenberga na You Tubie w jakiś wieczór. To gawędziarz więc ogląda się dobrze. Tam wypływa przykład żony która stale krytykuje męża. Nie tak ścieli łózko, nie tak myje zlew i cos tam cos tam. I wcale nie o to chodzi. A z kolei mąż chce czystego zlewu. I też w koncu okazuje sie ze nie o gary w zlewie chodzi. Nie bede spoilerowac...
Skoro w odpowiedzi na komunikaty męża ciągle z czegoś rezygnujesz i przejmujesz wiecej i wiecej obowiazkow, i to nie dziala, a maz gada dalej, to moze jednak nie do konca sie rozumiecie? I nie do konca o to chodzi, by rezygnowac i przejmowac?
Jedyna metoda by sie dowiedziec, to zapytac. A to nie jest latwe. Zwlaszcza w czasie kryzysu. Moj maz na przyklad zwykle wcale nie chce ze mna rozmawiac i mnie unika. A jednak wytrwale uczę sie komunikacji bez przemocy. I to pomaga w tym, by jednak czasem udalo mi sie zapytac męża tak, by dostac odpowiedz. Lub powiedziec mezowi cos tak, by to przyjal. To nie jest tak, ze udaje sie nam za kazdym razem. Raczej raz na dwadziescia prob. Porazek nawet nie opisuje. Ale a to kazdy sukces cieszy. Bo nas zbliza.
Milo sie dowiedziec, ze moj maz nie chce zebym sie zamknela i nie uwaza mnie za rabnieta gadule, tylko po prostu sa chwile, gdy chce ciszy. Bede o tym w przyszlosci pamietac. A maz z czasem moze nauczy sie mowic:chce ciszy, zamiast: za duzo gadasz. A ja naucze sie nie interpretowac od razu nawet przykrych slow tak, by uznac, ze celowo maja byc przykre i maz na pewno chce mi dołożyć do tych zranien ktore juz mam. Jak juz pisalam nasze postępy sa piorunujące. Piorunująco powolne. Jestesmy z mezem wybitnymi i odpornymi analfabetami komunikacji... Moze wam pojdzie lepiej?
Ciekawe to o żonie, sprawdzę sobie .
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Ewuryco, chodzi o wymuszającą formę tej rozmowy, monolog bez możliwości ustalenia czegoś i nie docenienie mojej pracy. Ja doceniałam jego, ale nie spełniałam jego oczekiwań, bo praca w domu to nic, a ja miałam jeszcze wiele innych rzeczy robić, bo on rak chciał. Jakbym nic nie robila tylko odpoczywala całymi dniami. Nie, mój mąż nie ma czasu na to by odbierać dziecko ze szkoły i z nim siedzieć, nie ma czasu by żyć ze mną .Dwa lata to sporo czasu by to ogarnąć, jest tylko gorzej. Ja nie mam pomocy od rodziny, nikt nie będzie mi dziecka odbierał, każdy ma swoje sprawy, rodziny, dzieci. Dla mnie to nie jest luksus, to powinność wobec dziecka, ono potrzebuje matki, nie obcej pani która będzie z nim całe dnie. Znów maly choruje i nie wiem czy jest sens by dalej zdawać na prawo jazdy, bo nie mam czasu.Ewuryca pisze: ↑12 paź 2021, 21:51 Caliope a czy jest chociaż cień szansy ze mąż przekazał ci to co miał na myśli i co go boli ale może w kiepskiej formie. Nie wiem jak stoicie z finansami ale skoro tylko mąż pracuje to może jest mu już ciężko mieć na głowie cały czas utrzymanie domu? W dzisiejszych czasach możliwość niepracowania jednego z małżonków to raczej luksus, większość domów z jednej pensji nie byłaby w stanie się utrzymać. Czy ty doceniasz męża prace? Czy doceniasz to ze masz na życie dzięki jego codziennej pracy? Czy żadne z was nie docenia siebie nawzajem? Zamiast się unosić to może to jest dobry moment do spojonej rozmowy, zapytaj męża jak widziałby wasz dalszy podział obowiązków? Czy na przykład jeśli ty poszłabyś do pracy to wtedy czy on wziąłby na siebie odbiór dziecka z przedszkola a za to ty zajmiesz się nim po pracy? Może wspólnie coś ustalicie. Moze po prostu potrzebujecie zmiany bo ewidentne schemat który macie teraz się nie sprawdza.
-
- Posty: 484
- Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Prawo jazdy pomoże ci czas zaoszczędzić w efekcie końcowym, to inwestycja w swoje umiejętności i poprawę standardu, ale ty musisz sama zrozumiec dla siebieCaliope pisze: ↑13 paź 2021, 11:49Ewuryco, chodzi o wymuszającą formę tej rozmowy, monolog bez możliwości ustalenia czegoś i nie docenienie mojej pracy. Ja doceniałam jego, ale nie spełniałam jego oczekiwań, bo praca w domu to nic, a ja miałam jeszcze wiele innych rzeczy robić, bo on rak chciał. Jakbym nic nie robila tylko odpoczywala całymi dniami. Nie, mój mąż nie ma czasu na to by odbierać dziecko ze szkoły i z nim siedzieć, nie ma czasu by żyć ze mną .Dwa lata to sporo czasu by to ogarnąć, jest tylko gorzej. Ja nie mam pomocy od rodziny, nikt nie będzie mi dziecka odbierał, każdy ma swoje sprawy, rodziny, dzieci. Dla mnie to nie jest luksus, to powinność wobec dziecka, ono potrzebuje matki, nie obcej pani która będzie z nim całe dnie. Znów maly choruje i nie wiem czy jest sens by dalej zdawać na prawo jazdy, bo nie mam czasu.Ewuryca pisze: ↑12 paź 2021, 21:51 Caliope a czy jest chociaż cień szansy ze mąż przekazał ci to co miał na myśli i co go boli ale może w kiepskiej formie. Nie wiem jak stoicie z finansami ale skoro tylko mąż pracuje to może jest mu już ciężko mieć na głowie cały czas utrzymanie domu? W dzisiejszych czasach możliwość niepracowania jednego z małżonków to raczej luksus, większość domów z jednej pensji nie byłaby w stanie się utrzymać. Czy ty doceniasz męża prace? Czy doceniasz to ze masz na życie dzięki jego codziennej pracy? Czy żadne z was nie docenia siebie nawzajem? Zamiast się unosić to może to jest dobry moment do spojonej rozmowy, zapytaj męża jak widziałby wasz dalszy podział obowiązków? Czy na przykład jeśli ty poszłabyś do pracy to wtedy czy on wziąłby na siebie odbiór dziecka z przedszkola a za to ty zajmiesz się nim po pracy? Może wspólnie coś ustalicie. Moze po prostu potrzebujecie zmiany bo ewidentne schemat który macie teraz się nie sprawdza.
Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.
Zwykłaosobo, ja to wiem, ale zdaje już kilkanaście razy i jestem zmęczona tym i zestresowana. Od półtora roku to ciągnę i nie wiem czy jeszcze chcę.Zwyklaosoba pisze: ↑13 paź 2021, 12:35Prawo jazdy pomoże ci czas zaoszczędzić w efekcie końcowym, to inwestycja w swoje umiejętności i poprawę standardu, ale ty musisz sama zrozumiec dla siebieCaliope pisze: ↑13 paź 2021, 11:49Ewuryco, chodzi o wymuszającą formę tej rozmowy, monolog bez możliwości ustalenia czegoś i nie docenienie mojej pracy. Ja doceniałam jego, ale nie spełniałam jego oczekiwań, bo praca w domu to nic, a ja miałam jeszcze wiele innych rzeczy robić, bo on rak chciał. Jakbym nic nie robila tylko odpoczywala całymi dniami. Nie, mój mąż nie ma czasu na to by odbierać dziecko ze szkoły i z nim siedzieć, nie ma czasu by żyć ze mną .Dwa lata to sporo czasu by to ogarnąć, jest tylko gorzej. Ja nie mam pomocy od rodziny, nikt nie będzie mi dziecka odbierał, każdy ma swoje sprawy, rodziny, dzieci. Dla mnie to nie jest luksus, to powinność wobec dziecka, ono potrzebuje matki, nie obcej pani która będzie z nim całe dnie. Znów maly choruje i nie wiem czy jest sens by dalej zdawać na prawo jazdy, bo nie mam czasu.Ewuryca pisze: ↑12 paź 2021, 21:51 Caliope a czy jest chociaż cień szansy ze mąż przekazał ci to co miał na myśli i co go boli ale może w kiepskiej formie. Nie wiem jak stoicie z finansami ale skoro tylko mąż pracuje to może jest mu już ciężko mieć na głowie cały czas utrzymanie domu? W dzisiejszych czasach możliwość niepracowania jednego z małżonków to raczej luksus, większość domów z jednej pensji nie byłaby w stanie się utrzymać. Czy ty doceniasz męża prace? Czy doceniasz to ze masz na życie dzięki jego codziennej pracy? Czy żadne z was nie docenia siebie nawzajem? Zamiast się unosić to może to jest dobry moment do spojonej rozmowy, zapytaj męża jak widziałby wasz dalszy podział obowiązków? Czy na przykład jeśli ty poszłabyś do pracy to wtedy czy on wziąłby na siebie odbiór dziecka z przedszkola a za to ty zajmiesz się nim po pracy? Może wspólnie coś ustalicie. Moze po prostu potrzebujecie zmiany bo ewidentne schemat który macie teraz się nie sprawdza.