Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: marylka »

Caliope pisze: 03 gru 2021, 12:10 Jeszcze jedna rzecz, jeśli mam żyć bez oczekiwań, to mogę zapomnieć o czułości, współczuciu, szacunku, rozwadze, zainteresowaniu, czasie i intymności. No cóż najgorzej jest chyba, nie oczekiwać szacunku od drugiej strony, bo to jest podstawą dla mnie. Czyli mąż może robić ze mną co zechce, a ja mam siedzieć cicho.
Nie Caliope nie masz siedzieć cicho. Ale może ktoś inny tobie to powie bo mi mimo szczerych chęci się nie udało

Pozdrawiam
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nirwanna »

Caliope pisze: 03 gru 2021, 11:53 Mam inne zdanie co do miłości, ona jest od Boga, od dziecka do matki i odwrotnie,przynajmniej ja ją czuję ale mam w głowie to, że na wszystko muszę zasłużyć, a nie potrafię i jest mi smutno.
Jest Ci smutno, bo na miłość nie można zasłużyć. To fałszywe przekonanie.
Masz wadliwą bazę danych, a smutek to czujnik, który wciąż Ci wali po oczach na niebiesko, że masz bazę danych do wymiany lub aktualizacji. Może zignorować, możesz coś z tym zrobić. Uwaga - wyłączenie czujnika może skończyć się depresją, więc raczej warto się zająć bazą danych.
Caliope pisze: 03 gru 2021, 12:10 Rozumiem, że nie oczekiwać, to żyć obok, odwalać robotę i być tylko koleżanką, takim kimś mało ważnym. Ma być mi wszystko obojętne. Tak to rozumiem.
Nie, chodzi jednak o coś trochę innego. Patrz wyżej.
Caliope pisze: 03 gru 2021, 12:10 ... Czyli mąż może robić ze mną co zechce, a ja mam siedzieć cicho.
Nie, temat potrzeb jest nierozłącznie związany z tematem granic. To, co piszesz - to wciąż fałszywe przekonania. Do wymiany lub aktualizacji.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nino »

Ja mam taką obserwację, że kiedy w bardziej świadomy i konsekwentny sposób biorę odpowiedzialność za swoje życie: słabną moje oczekiwania wobec męża. Gdy staję się zaabsorbowana swoimi sprawami, mąż schodzi na dalszy plan. Przestaję się tak przejmować, że on to czy tamto, albo tak czy siak, bo mam głowę i ręce zajęte czymś innym.
Kiedy widzę, że mąż nie da mi oczekiwanej radosci, co moze tez oznaczac, ze nie zachowa się tak, jakbym oczekiwala ( na marginesie dodam, ze w sumie prawie w ogole nie zachowuje sie tak, jakbym chciala ), zapewniam sobie tę radosc sama. W inny niz wymarzony co do meza sposob: ale ogarniam.
Stalam sie tez asertywna. Mowie mezowi, ze sorry, mniej te swoje blokady i fąfy, ale sypialnia malzonkow jest od spania w niej razem, a nie z fochem na kanapie w salonie.
I maz narzeka, ze za gruba koldra, ale idzie spac tam, gdzie trzeba, co nie znaczy, ze fikamy, bo nasze zranienia są jak ziejące dziury.
Poza tym, ja obecnie pragnę się z mężem kochać, a nie uprawiać seks.

Seks tez jest super, ale najpierw pragnę takiego otwarcia się na siebie nawzajem, co gdyby nastąpilo, moznaby uznac za cud.

Jest tez coraz większa zgoda na to, ze maz w swych wyborach nie będzie chcial robic nic, czego ja oczekuje. To jest bardzo bolesne, gdy malzonek bagatelizuje i ignoruje potrzeby zony. Co mozna zrobic w takiej sytuacji? Poszukiwac niestrudzenie sposobow, aby te potrzeby zaspokoic bez blagania o to meza. Tylko...po Bozemu, jak ktos tu slusznie zauwazyl. Aby nie pchnęło to nas w grzech, a z pomocą Bożej łaski, wyzwolilo kreatywnosc, osobisty potencjal i taką cichą radosc w srodku z samego faktu tego, co sie ma.
Zycie od Boga się ma !!!
.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Krzywdzona stawiam granice, tylko czy zawsze musi być tylko odpieranie? ciągle żyje myśląc tylko co się znów stanie, czy może znów za tydzień będzie odchodzę i wtedy to już wybuchnę inaczej, bo nie dam rady powstrzymać emocji. Nie ma gdzieś tam spokoju? nie potrzebuje niewiadomo czego, a spokoju. Już pal licho, to że brakuje mi bliskości trudno, nie ma i nie będzie, muszę z tym żyć. Ważny jest spokoj ducha, modlitwa pomaga, ale to jedna z opcji. Potrzebuję spokoju i stabilizacji, nie rollercostera. Już się w życiu nadenerwowałam.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nino pisze: 03 gru 2021, 22:23 Ja mam taką obserwację, że kiedy w bardziej świadomy i konsekwentny sposób biorę odpowiedzialność za swoje życie: słabną moje oczekiwania wobec męża. Gdy staję się zaabsorbowana swoimi sprawami, mąż schodzi na dalszy plan. Przestaję się tak przejmować, że on to czy tamto, albo tak czy siak, bo mam głowę i ręce zajęte czymś innym.
Kiedy widzę, że mąż nie da mi oczekiwanej radosci, co moze tez oznaczac, ze nie zachowa się tak, jakbym oczekiwala ( na marginesie dodam, ze w sumie prawie w ogole nie zachowuje sie tak, jakbym chciala ), zapewniam sobie tę radosc sama. W inny niz wymarzony co do meza sposob: ale ogarniam.
Stalam sie tez asertywna. Mowie mezowi, ze sorry, mniej te swoje blokady i fąfy, ale sypialnia malzonkow jest od spania w niej razem, a nie z fochem na kanapie w salonie.
I maz narzeka, ze za gruba koldra, ale idzie spac tam, gdzie trzeba, co nie znaczy, ze fikamy, bo nasze zranienia są jak ziejące dziury.
Poza tym, ja obecnie pragnę się z mężem kochać, a nie uprawiać seks.

Seks tez jest super, ale najpierw pragnę takiego otwarcia się na siebie nawzajem, co gdyby nastąpilo, moznaby uznac za cud.

Jest tez coraz większa zgoda na to, ze maz w swych wyborach nie będzie chcial robic nic, czego ja oczekuje. To jest bardzo bolesne, gdy malzonek bagatelizuje i ignoruje potrzeby zony. Co mozna zrobic w takiej sytuacji? Poszukiwac niestrudzenie sposobow, aby te potrzeby zaspokoic bez blagania o to meza. Tylko...po Bozemu, jak ktos tu slusznie zauwazyl. Aby nie pchnęło to nas w grzech, a z pomocą Bożej łaski, wyzwolilo kreatywnosc, osobisty potencjal i taką cichą radosc w srodku z samego faktu tego, co sie ma.
Zycie od Boga się ma !!!
.
Moj mąż ma być sobą, nie oczekuję od niego zmiany pode mnie, starczy, że ja pod niego sie tak zmieniłam, że nie potrafię wrócić. Ja bym chciała kiedyś wrócić do domu, usiąść na kanapie, powiedzieć cześć i się przytulić, potem iść robić swoje rzeczy, jak bardzo dawno temu. Bez myślenia co ten mąż zaraz wymyśli w ramach oczekiwań lub jakie przyniesie problemy z pracy, które gdzieś trzeba na kimś rozładować. Pragnę spokoju, żadnych motylków czy oczekiwań i wyznań miłości.
Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Lawendowa »

Nirwanna pisze: 02 gru 2021, 19:01 Bóg nie chce, abyś żyła na ćwierć gwizdka. Dlatego dopuszcza ten ból, który czujesz. Żebyś może jednak chciała z niego wyjść. Masz od Niego zaproszenie. Warto skorzystać.
No właśnie. Czy Ty chcesz ?

Zacytuję... siebie sprzed prawie czterech lat:
Lawendowa pisze: 16 lut 2018, 23:50 Podzielę się tym, co w najgorszym czasie stawiało mnie do pionu i nie pozwoliło zapadać się w rozpaczy. Trafiłam na tę płytę kilka lat "przed Sycharem", niedługo po śmierci o. Andrzeja, zupełnym "przypadkiem" (a nie ma takich :D ). Była/jest moją wierną towarzyszką. Całość jest bardzo wartościowa, ale szczególny jest 4 link i słowa "czy chcesz wyzdrowieć?" .
To tylko 9,5 minuty.
Aktualny link do rekolekcji "Wszystko, co dojrzałe, pragnie umrzeć:
https://andrzejholowaty.dominikanie.pl/ ... ekcje.html
Płyta też jest do znalezienia.

I ja ciągle pytałam siebie: Czy chcę wyzdrowieć ?
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Lawendowa pisze: 03 gru 2021, 23:43
Nirwanna pisze: 02 gru 2021, 19:01 Bóg nie chce, abyś żyła na ćwierć gwizdka. Dlatego dopuszcza ten ból, który czujesz. Żebyś może jednak chciała z niego wyjść. Masz od Niego zaproszenie. Warto skorzystać.
No właśnie. Czy Ty chcesz ?

Zacytuję... siebie sprzed prawie czterech lat:
Lawendowa pisze: 16 lut 2018, 23:50 Podzielę się tym, co w najgorszym czasie stawiało mnie do pionu i nie pozwoliło zapadać się w rozpaczy. Trafiłam na tę płytę kilka lat "przed Sycharem", niedługo po śmierci o. Andrzeja, zupełnym "przypadkiem" (a nie ma takich :D ). Była/jest moją wierną towarzyszką. Całość jest bardzo wartościowa, ale szczególny jest 4 link i słowa "czy chcesz wyzdrowieć?" .
To tylko 9,5 minuty.
Aktualny link do rekolekcji "Wszystko, co dojrzałe, pragnie umrzeć:
https://andrzejholowaty.dominikanie.pl/ ... ekcje.html
Płyta też jest do znalezienia.

I ja ciągle pytałam siebie: Czy chcę wyzdrowieć ?
Odsłucham, być może sobie sporo z tego wezmę. Ja zdrowieje z wszystkiego zawsze na raty.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Tak na dzisiaj, mijają właśnie dwa lata od początku kryzysu. Jest jak jest, tylko Bóg może coś jeszcze zrobić. Szkoda, że musiałam ulokować swoje uczucia i emocje nie tam gdzie chciałam, że moja miłość jest postawą bez emocji. Moje ukochane zwierzę odchodzi, było ze mną ten cały czas. Bardzo cierpię, będzie cierpiał syn ,a muszę iść je uśpić. Właśnie na nim i synu skupiłam swoją miłość, taką bezgraniczną, czystą. Targają mną emocje i uczucia od dwóch lat uśpione, które muszę zaraz znów schować, a jest mi strasznie ciężko. Niby to tylko zwierzę, ale jak bardzo bliska istota, potrzebowała mnie cały czas, była zależna ode mnie.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope pisze: 19 gru 2021, 13:53 Tak na dzisiaj, mijają właśnie dwa lata od początku kryzysu. Jest jak jest, tylko Bóg może coś jeszcze zrobić. Szkoda, że musiałam ulokować swoje uczucia i emocje nie tam gdzie chciałam, że moja miłość jest postawą bez emocji. Moje ukochane zwierzę odchodzi, było ze mną ten cały czas. Bardzo cierpię, będzie cierpiał syn ,a muszę iść je uśpić. Właśnie na nim i synu skupiłam swoją miłość, taką bezgraniczną, czystą. Targają mną emocje i uczucia od dwóch lat uśpione, które muszę zaraz znów schować, a jest mi strasznie ciężko. Niby to tylko zwierzę, ale jak bardzo bliska istota, potrzebowała mnie cały czas, była zależna ode mnie.
Pocieszam. Współczuję. Też niedawno uspiliśmy psa.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż chce rozwodu - wątek Bezradna2021

Post autor: Caliope »

vertigo pisze: 22 gru 2021, 19:55
Caliope pisze: 22 gru 2021, 14:10
vertigo pisze: 22 gru 2021, 13:50 Caliope, a skąd wiesz, że Twój mąż nie ma potrzeb? Powiedział Ci o tym jasno? Z tego, co pisałaś, jest zdrowym mężczyzną. Według psychologów i seksuologów odmowa seksu w relacji przez mężczyzn jest często spowodowana przez niewyrażony, stłumiony silny żal do partnerki za "coś" i jest formą biernej agresji.
Nie ma, bo chociażbym go przyłapała na jakimś porno, a nie ma nic takiego. To jest bierna agresja, zabawa w Boga, " nie dałaś rady sprostać moim oczekiwaniom, to ja ci zabiorę to co ważne dla ciebie " .Pytanie, po co lub dlaczego.
Caliope, często w Twoich wypowiedziach wybrzmiewa "2 lata temu", jako punkt zwrotny w Waszej relacji. Czy wiesz, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło? Bo może coś przeoczyłaś albo nie dopuszczasz do głosu, a to jest źródłem problemu? I nie pytaj "dlatego", zadaj inne pytania, poszukaj głębiej. Może z pomocą Twojej terapeutki.
Bo to był punkt zwrotny, mój punkt od ktorego zaczęłam o siebie dbać, kochać siebie i brałam 2 miesiące tabletki hormonalne by skończyła się w końcu depresja na którą żadna terapia nie działała dostałam od Boga drugą szansę.2 lata temu usłyszałam, że mój mąż mnie już nie kocha, nie chce być ze mną w relacji, nie pasujemy do siebie, nie mamy wspólnych zainteresowań, a on by chciał kobietę którą interesuje tym samym, czymś męskim . Koleżanka go bardzo pocieszała, że emocjonalnie odszedł, kolega się dokładał. Oprócz tego firma się posypała, nie było kasy, a mąż uważał, że ja wydaję tylko pieniądze i nie zajmuje się ani domem, ani dzieckiem jestem bluszczem z którym był z litości, bo byłam chora na depresję hormonalną. Kamer w domu nie zakladałam, więc widział mnie jak próbowałam odpocząć i robił awantury, że on pracuje, a ja nic nie robię, bo dziecko z problemami ,to nic, zakupy ,pranie, sprzątanie krasnoludki zrobiły. W kryzysie seks był dwa razy, ale taki, że czułam jakby mąż zdradzał ze mną kogoś innego. To tak pokrótce, nie ma głębszego dna od tego, że postawił mur nie do skruszenia.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Pavel »

Moderacja zdecydowała się przenieść ten post do wątku osobistego Caliope.
Warto Starać się pilnować przestrzeni Autora wątku w wątkach pomocowych, nie zawłaszczać ich.
I jest to generalna uwaga, nie tylko do ciebie Caliope, bo geneza tego postu zaczela się od pytania vertigo. To bardziej uwaga do wszystkich, także mnie ;)
Inaczej robi się bałagan i odwraca uwagę od istoty wątków oraz ich autorów.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Pavel pisze: 30 gru 2021, 22:25 Moderacja zdecydowała się przenieść ten post do wątku osobistego Caliope.
Warto Starać się pilnować przestrzeni Autora wątku w wątkach pomocowych, nie zawłaszczać ich.
I jest to generalna uwaga, nie tylko do ciebie Caliope, bo geneza tego postu zaczela się od pytania vertigo. To bardziej uwaga do wszystkich, także mnie ;)
Inaczej robi się bałagan i odwraca uwagę od istoty wątków oraz ich autorów.
Dziekuje :) to w skrócie cały mój wątek.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż chce rozwodu - wątek Bezradna2021

Post autor: vertigo »

Caliope pisze: 22 gru 2021, 21:37
vertigo pisze: 22 gru 2021, 19:55
Caliope pisze: 22 gru 2021, 14:10
Nie ma, bo chociażbym go przyłapała na jakimś porno, a nie ma nic takiego. To jest bierna agresja, zabawa w Boga, " nie dałaś rady sprostać moim oczekiwaniom, to ja ci zabiorę to co ważne dla ciebie " .Pytanie, po co lub dlaczego.
Caliope, często w Twoich wypowiedziach wybrzmiewa "2 lata temu", jako punkt zwrotny w Waszej relacji. Czy wiesz, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło? Bo może coś przeoczyłaś albo nie dopuszczasz do głosu, a to jest źródłem problemu? I nie pytaj "dlatego", zadaj inne pytania, poszukaj głębiej. Może z pomocą Twojej terapeutki.
Bo to był punkt zwrotny, mój punkt od ktorego zaczęłam o siebie dbać, kochać siebie i brałam 2 miesiące tabletki hormonalne by skończyła się w końcu depresja na którą żadna terapia nie działała dostałam od Boga drugą szansę.2 lata temu usłyszałam, że mój mąż mnie już nie kocha, nie chce być ze mną w relacji, nie pasujemy do siebie, nie mamy wspólnych zainteresowań, a on by chciał kobietę którą interesuje tym samym, czymś męskim . Koleżanka go bardzo pocieszała, że emocjonalnie odszedł, kolega się dokładał. Oprócz tego firma się posypała, nie było kasy, a mąż uważał, że ja wydaję tylko pieniądze i nie zajmuje się ani domem, ani dzieckiem jestem bluszczem z którym był z litości, bo byłam chora na depresję hormonalną. Kamer w domu nie zakladałam, więc widział mnie jak próbowałam odpocząć i robił awantury, że on pracuje, a ja nic nie robię, bo dziecko z problemami ,to nic, zakupy ,pranie, sprzątanie krasnoludki zrobiły. W kryzysie seks był dwa razy, ale taki, że czułam jakby mąż zdradzał ze mną kogoś innego. To tak pokrótce, nie ma głębszego dna od tego, że postawił mur nie do skruszenia.
Jedna rzecz mnie zaniepokoiła - napisałaś, że "firma się posypała, nie było kasy". Dla mężczyzny utrata pracy, czy widmo upadku własnej firmy, to bardzo trudna sytuacja i obciążenie (wiem, bo sam dwa razy tego doświadczyłem). Gdy na nim spoczywa utrzymanie całej rodziny, sytuacja robi się niebezpieczna, nawet jeśli żona pracuje. Nie każdy mężczyzna przyzna się do porażki przez żoną, ale wielu potrzebuje wtedy ich wsparcia. A z tym różnie bywa.. Niektóre zamiast być przy nich i wspierać, to albo nic nie zrobią, albo im jeszcze "dołożą".. Ty wiesz, jak było u Was. Może on nie dostał wsparcia od Ciebie, więc znalazł u koleżanki? I tylko tego potrzebował (z tego co pamiętam, to do "niczego więcej" nie doszło, były rozmowy). To mogło być to "głębsze dno" - nie dostał wsparcia od swojej kobiety, gdy tego potrzebował najbardziej. I odsunął się od Ciebie. A to, co Ci potem mówił, to taka zasłona dymna, choć jak najbardziej raniąca Ciebie. Zobacz, jaka była chronologia wydarzeń w tamtym czasie.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż chce rozwodu - wątek Bezradna2021

Post autor: Caliope »

vertigo pisze: 31 gru 2021, 12:44
Caliope pisze: 22 gru 2021, 21:37
vertigo pisze: 22 gru 2021, 19:55 Caliope, często w Twoich wypowiedziach wybrzmiewa "2 lata temu", jako punkt zwrotny w Waszej relacji. Czy wiesz, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło? Bo może coś przeoczyłaś albo nie dopuszczasz do głosu, a to jest źródłem problemu? I nie pytaj "dlatego", zadaj inne pytania, poszukaj głębiej. Może z pomocą Twojej terapeutki.
Bo to był punkt zwrotny, mój punkt od ktorego zaczęłam o siebie dbać, kochać siebie i brałam 2 miesiące tabletki hormonalne by skończyła się w końcu depresja na którą żadna terapia nie działała dostałam od Boga drugą szansę.2 lata temu usłyszałam, że mój mąż mnie już nie kocha, nie chce być ze mną w relacji, nie pasujemy do siebie, nie mamy wspólnych zainteresowań, a on by chciał kobietę którą interesuje tym samym, czymś męskim . Koleżanka go bardzo pocieszała, że emocjonalnie odszedł, kolega się dokładał. Oprócz tego firma się posypała, nie było kasy, a mąż uważał, że ja wydaję tylko pieniądze i nie zajmuje się ani domem, ani dzieckiem jestem bluszczem z którym był z litości, bo byłam chora na depresję hormonalną. Kamer w domu nie zakladałam, więc widział mnie jak próbowałam odpocząć i robił awantury, że on pracuje, a ja nic nie robię, bo dziecko z problemami ,to nic, zakupy ,pranie, sprzątanie krasnoludki zrobiły. W kryzysie seks był dwa razy, ale taki, że czułam jakby mąż zdradzał ze mną kogoś innego. To tak pokrótce, nie ma głębszego dna od tego, że postawił mur nie do skruszenia.
Jedna rzecz mnie zaniepokoiła - napisałaś, że "firma się posypała, nie było kasy". Dla mężczyzny utrata pracy, czy widmo upadku własnej firmy, to bardzo trudna sytuacja i obciążenie (wiem, bo sam dwa razy tego doświadczyłem). Gdy na nim spoczywa utrzymanie całej rodziny, sytuacja robi się niebezpieczna, nawet jeśli żona pracuje. Nie każdy mężczyzna przyzna się do porażki przez żoną, ale wielu potrzebuje wtedy ich wsparcia. A z tym różnie bywa.. Niektóre zamiast być przy nich i wspierać, to albo nic nie zrobią, albo im jeszcze "dołożą".. Ty wiesz, jak było u Was. Może on nie dostał wsparcia od Ciebie, więc znalazł u koleżanki? I tylko tego potrzebował (z tego co pamiętam, to do "niczego więcej" nie doszło, były rozmowy). To mogło być to "głębsze dno" - nie dostał wsparcia od swojej kobiety, gdy tego potrzebował najbardziej. I odsunął się od Ciebie. A to, co Ci potem mówił, to taka zasłona dymna, choć jak najbardziej raniąca Ciebie. Zobacz, jaka była chronologia wydarzeń w tamtym czasie.
Ja nie wiem jak wyglądało to wsparcie, napewno ona mówiła, że rozwód to nic w porównaniu z rakiem, próbowała go uwieść. Wsparcie dla męża dla mnie, to przede wszystkim rozmowa co dalej zrobić, że moja praca by coś dała, że można zaoszczędzić, coś sprzedać, zamienić, że jak zawsze ja się wszystkim zajmę. To mówiłam ,ale teraz nie wiem czy to jest wsparcie, może to coś innego, ale nie czułość i miłość z mojej strony.
konwalia123

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: konwalia123 »

Caliope nie przeczytalam całości Twojego wątku ale to, co mi się rzuca od razu w oczy to obraz smutnego, nieszczęśliwego małżeństwa będącego ze sobą jakby za karę. Ty piszesz, że już nic nie oczekujesz, nauczyłaś się żyć sama ze sobą i z synem i czujesz, że mąż do niczego Cię nie potrzebuje.
Może być tak, że Twój mąż odbiera to tak samo więc przywykliscie żyć nie ze sobą a obok siebie. Wyprani z uczuć, emocji i pragnień.
One gdzieś w was są ale zepchniete w czarną dziurę bo odkrycie siebie sobie wiązać by się moglo ze zranieniem i odrzuceniem.
I im dluzej trwa taki stan waszej relacji tym trudniej o zmianę. Samo na pewno nic się nie odstanie i nie zmieni.
Jak minęły wam święta i wczorajszy Sylwester?
ODPOWIEDZ