Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 06 lis 2021, 8:54 Rozmawialismy wczoraj i mąż dał mi do zrozumienia, że mam sobie radzić sama z domem, dzieckiem i pracą. A i jeszcze on będzie z domu pracował i nie będzie miał czasu mi pomóc. To jest jakaś parodia mojego życia. Nie jestem sobą, jestem wykorzystywana i ograniczana, no normalnie ciągnę dzieciństwo. Dopiero teraz wiem co znaczy pomaganie innym i nie myślenie o sobie, to atak na swoje własne ja. Czemu nam dziewczynkom wpaja się takie wzorce, traktuje się jak towar gorszej kategorii. Bolesne i prawdziwe.
Caliope, przykro mi. Bardzo trudno przyjąć taki komunikat. Czy macie szansę nie zakończyć dialogu, tylko pójść dalej, czy raczej głębiej?

Gdy byłam w podbramkowej sytuacji z mieszkaniem, zwróciłam się koniec końców o pomoc i poradę do męża. To co usłyszałam w odpowiedzi było odmową. Literalnie to była odmowa.
Tylko dlatego, że w czasie poprzedzającym byłam codziennie na Mszy Świętej i codziennie na Adoracji jakoś tą odmowę spokojnie przyjęłam. I pozostałam otwarta na dalszy dialog. Jest to jedyne wytłumaczenie, bo czułam się bardzo zraniona odmową. Zraniona ja jako ja albo atakuję, albo wycofuję się na długo. Tylko z Jezusem za rękę mogłam zareagować inaczej, szczerze wyrazić siebie i swoje uczucia i potrzeby wobec męża, mimo odmowy. Jasne, było ryzyko, że mąż ponownie mnie odrzuci i zrani. Nadstawianie drugiego policzka to ryzyko. Ale i szansa.

Mąż bardzo mi pomógł, dzięki jego spojrzeniu i trafnym radom rozwiązałam sytuację.

Pomogło mi też wszystko co zdążyłam sobie przyswoić z "Porozumienia bez przemocy". Szczególnie o słuchaniu. Rosenberg pisze, że nasi bliscy i ogólnie ludzie często wyrażają swoje potrzeby w niedoskonały sposób. A my dodatkowo komplikujemy ich komunikaty, dokładając do nich treści, których tam nie ma.

Co oznacza, że mąż dał do zrozumienia?
Jakie może mieć potrzeby obawy twój mąż w związku z tym, że będzie pracował z domu?

To takie pytania kontrolne z Rosenberga, może okażą się pomocne. Obejrzyj sobie coś z jego wystąpień na You Tubie, żeby odświeżyć taki sposób myślenia, i zobacz co ci wyjdzie. Nic nie ryzykujesz. Ryzyko jest dopiero jak sie idzie nadstawić drugi policzek. Albo komuś przywalić...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Jesteśmy w trakcie dialogu, mąż chyba zaczął coś przemyśliwać i zasugerował pracę stacjonarną. Dziś jest dzień gdzie będę pisała swoje cv, mam spore doświadczenie, wierzę, że z Bożą pomocą jakoś dojdziemy do porozumienia. Mogę wrócić do starej pracy lub spróbować czegoś nowego. Trochę się bałam rano, ale przeszło i jestem dobrze nastawiona do takich zmian. Byłoby fajnie to ogarnąć i iść do pracy, bo jej potrzebuję.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Odnośnie tych potrzeb i obaw, to mąż będzie pracował z domu i musi mieć całkowitą ciszę i spokój, a syn będzie przeszkadzał mu w pracy.
Kupiłam "Granice w relacjach małżeńskich" ,ciekawa pozycja, już mam pochłoniętą połowę.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 06 lis 2021, 15:58 Odnośnie tych potrzeb i obaw, to mąż będzie pracował z domu i musi mieć całkowitą ciszę i spokój, a syn będzie przeszkadzał mu w pracy.
Kupiłam "Granice w relacjach małżeńskich" ,ciekawa pozycja, już mam pochłoniętą połowę.
Caliope, brawo :)
Porozumienie bez przemocy Rosenberga też polecam. Jak mąż będzie pracował z domu przyda się jak nic. Nie wiem jaki jest charakter pracy twojego męża, ale generalnie to do pracy zdalnej zamiast terroryzowania domowników ciszą wystarczają porządne słuchawki, mikrofon który nie zbiera tła, i nawet na kamerce da się ustawić wymazywacz tła, więc nie widać nawet ewentualnych występów domowników.

Inna sprawa, że są osoby nadwrażliwe dźwiękowo, które w pracy mają własny pokój, ciszę i ciężko im potem pracować z domu. Nawet zmywarka przeszkadza. Ale po open spejsach z kolei to dom wydaje się cichy nawet z trójką dzieci wewnątrz.

Możliwe więc, że jeśli twój mąż nie jest nadwrażliwy, to po prostu przejmuje się na wyrost. I obawia wyskoków domowników podczas konferencji. Przejdzie mu, jak się przekona, że nie jest tak źle. I że nawet jak syn mu "wejdzie" to nic takiego się nie zdarzy.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 06 lis 2021, 16:49
Caliope pisze: 06 lis 2021, 15:58 Odnośnie tych potrzeb i obaw, to mąż będzie pracował z domu i musi mieć całkowitą ciszę i spokój, a syn będzie przeszkadzał mu w pracy.
Kupiłam "Granice w relacjach małżeńskich" ,ciekawa pozycja, już mam pochłoniętą połowę.
Caliope, brawo :)
Porozumienie bez przemocy Rosenberga też polecam. Jak mąż będzie pracował z domu przyda się jak nic. Nie wiem jaki jest charakter pracy twojego męża, ale generalnie to do pracy zdalnej zamiast terroryzowania domowników ciszą wystarczają porządne słuchawki, mikrofon który nie zbiera tła, i nawet na kamerce da się ustawić wymazywacz tła, więc nie widać nawet ewentualnych występów domowników.

Inna sprawa, że są osoby nadwrażliwe dźwiękowo, które w pracy mają własny pokój, ciszę i ciężko im potem pracować z domu. Nawet zmywarka przeszkadza. Ale po open spejsach z kolei to dom wydaje się cichy nawet z trójką dzieci wewnątrz.

Możliwe więc, że jeśli twój mąż nie jest nadwrażliwy, to po prostu przejmuje się na wyrost. I obawia wyskoków domowników podczas konferencji. Przejdzie mu, jak się przekona, że nie jest tak źle. I że nawet jak syn mu "wejdzie" to nic takiego się nie zdarzy.
Nie Ruto, to nie są konferencje, to praca umysłowa przed komputerem. Do tego trzeba się skupić, bo potem trudno dojść co się źle wpisało i po projekcie. Zobaczę co będzie, musiałam przeszukać moje rzeczy w poszukiwaniu dokumentów, sporo mi to zajęło. Ale widzę ile ja już mam stażu pracy, fundusze w cv, choć widzę, że dawno nie pisałam i jest mi trochę trudno.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 06 lis 2021, 18:34
Nie Ruto, to nie są konferencje, to praca umysłowa przed komputerem. Do tego trzeba się skupić, bo potem trudno dojść co się źle wpisało i po projekcie. Zobaczę co będzie, musiałam przeszukać moje rzeczy w poszukiwaniu dokumentów, sporo mi to zajęło. Ale widzę ile ja już mam stażu pracy, fundusze w cv, choć widzę, że dawno nie pisałam i jest mi trochę trudno.
No to czekają was zmiany. A zmiany to zarazem szanse. Caliope, pogody ducha i całej reszty też. Zwykle takie rewolucje prowadzą przez większe lub mniejsze kryzysy rodzinne, zresztą wiesz. Ale sądzę, że twoja praca nad sobą dobrze cię przygotowała do tego, by w tym wszystkim dobrze i sprawnie nawigować, by nie wpaść na jakieś mielizny ani na skały.
Wspieram modlitwą.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Są kłopoty finansowe, ale też mam nadzieję już nie usłyszeć tego co 2 lata temu. Zrobiłam dziś pierwszy krok, zapytałam o spędzenie razem czasu, dostałam odpowiedź odmowną, ale nie zrażam się, bo nie czuję się odrzucona, a nawet czuję, że jest spoko, bo ja mam swoje rzeczy do roboty i nic się nie stało.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Zatoczyłam dziś kolejne kółko, usłyszałam dziś, że mąż już nie może i on to wszystko skończy. Dlatego, bo ja sobie nie radzę, a mnie nie wspiera, tylko obwinia. Mogło coś się stać lekowi syna, to lek bardzo drogi i krytyczny. Nie mogłam przez to jeść, spać, bo strasznie panikował i mi się udzieliło, a zadzwoniłam po poradę jak odstawiłam syna do szkoły. Wszystko jest w porządku z lekiem, ale ja nie ogarnęłam przez to kilka innych spraw. Widzę co mam do pracy, nie moje małżeństwo, a dalej ciągnie się za mną poród, bezsilność, bezradność, że inni decydują za mnie, że mój syn jest na skraju śmierci. Dziś dzień płaczu, ale też już dawno nie paniki, że mąż odejdzie, choć jak widać nie wiadomo czy tylko straszy, czy jest tu z litości i jeden krok i odejdzie.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope pisze: 22 lis 2021, 8:48 Zatoczyłam dziś kolejne kółko, usłyszałam dziś, że mąż już nie może i on to wszystko skończy. Dlatego, bo ja sobie nie radzę, a mnie nie wspiera, tylko obwinia. Mogło coś się stać lekowi syna, to lek bardzo drogi i krytyczny. Nie mogłam przez to jeść, spać, bo strasznie panikował i mi się udzieliło, a zadzwoniłam po poradę jak odstawiłam syna do szkoły. Wszystko jest w porządku z lekiem, ale ja nie ogarnęłam przez to kilka innych spraw. Widzę co mam do pracy, nie moje małżeństwo, a dalej ciągnie się za mną poród, bezsilność, bezradność, że inni decydują za mnie, że mój syn jest na skraju śmierci. Dziś dzień płaczu, ale też już dawno nie paniki, że mąż odejdzie, choć jak widać nie wiadomo czy tylko straszy, czy jest tu z litości i jeden krok i odejdzie.
Caliope, a czy to nie jest u Was tak, że mąż w nic się nie angażuje, nic go nie obchodzi, niczym nie zajmuje (domem, synem), a za to ciągle wymaga i czeka "na Twoje potknięcia"?

Mój mąż działał podobnie - tylko, że ja się stale buntowałam i zwracałam mu uwagę, że go nic nie obchodzi, nie angażuje się, a nagle ma pretensje i uwagi, więc jak się zacznie angażować i coś robić to wtedy może nie tylko ja będę zawalać. Bo ja podobnie jak Ty z przemęczenia, niewyspania wiele rzeczy "zawalałam", nie dlatego, że tak chciałam po prostu organizm nie dawał rady.

Zdarzenie z ostatnich dni - syn otwierał okno aby się przewietrzyć bo go "głowa bolała" (od siedzenia w domu i grania) a mąż na to: 'to trzeba wychodzić na spacer, a nie tylko w domu siedzieć", ja od razu 'OK, to mogłeś przyjść wcześniej i zabrać syna na podwórko' - nastała cisza. Albo mąż wpada do nas głównie wieczorami gdy najczęściej syn już ma lekcje zrobione i próbuje mówić jak to nauka jest ważna - to przyjdź i poucz się z dzieckiem a nie tylko o tym mów.

Ja już nie daję się wpędzać w poczucie winy. Nie jestem robotem, a nasz syn ma też ojca, który nie powinien być tylko "tatą - dobra rada".
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatek pisze: 22 lis 2021, 12:55
Caliope pisze: 22 lis 2021, 8:48 Zatoczyłam dziś kolejne kółko, usłyszałam dziś, że mąż już nie może i on to wszystko skończy. Dlatego, bo ja sobie nie radzę, a mnie nie wspiera, tylko obwinia. Mogło coś się stać lekowi syna, to lek bardzo drogi i krytyczny. Nie mogłam przez to jeść, spać, bo strasznie panikował i mi się udzieliło, a zadzwoniłam po poradę jak odstawiłam syna do szkoły. Wszystko jest w porządku z lekiem, ale ja nie ogarnęłam przez to kilka innych spraw. Widzę co mam do pracy, nie moje małżeństwo, a dalej ciągnie się za mną poród, bezsilność, bezradność, że inni decydują za mnie, że mój syn jest na skraju śmierci. Dziś dzień płaczu, ale też już dawno nie paniki, że mąż odejdzie, choć jak widać nie wiadomo czy tylko straszy, czy jest tu z litości i jeden krok i odejdzie.
Caliope, a czy to nie jest u Was tak, że mąż w nic się nie angażuje, nic go nie obchodzi, niczym nie zajmuje (domem, synem), a za to ciągle wymaga i czeka "na Twoje potknięcia"?

Mój mąż działał podobnie - tylko, że ja się stale buntowałam i zwracałam mu uwagę, że go nic nie obchodzi, nie angażuje się, a nagle ma pretensje i uwagi, więc jak się zacznie angażować i coś robić to wtedy może nie tylko ja będę zawalać. Bo ja podobnie jak Ty z przemęczenia, niewyspania wiele rzeczy "zawalałam", nie dlatego, że tak chciałam po prostu organizm nie dawał rady.

Zdarzenie z ostatnich dni - syn otwierał okno aby się przewietrzyć bo go "głowa bolała" (od siedzenia w domu i grania) a mąż na to: 'to trzeba wychodzić na spacer, a nie tylko w domu siedzieć", ja od razu 'OK, to mogłeś przyjść wcześniej i zabrać syna na podwórko' - nastała cisza. Albo mąż wpada do nas głównie wieczorami gdy najczęściej syn już ma lekcje zrobione i próbuje mówić jak to nauka jest ważna - to przyjdź i poucz się z dzieckiem a nie tylko o tym mów.

Ja już nie daję się wpędzać w poczucie winy. Nie jestem robotem, a nasz syn ma też ojca, który nie powinien być tylko "tatą - dobra rada".
Tak jest Bławatku i ja też nie pozwalam na to by mąż czekał na potknięcia. Powiedziałam, że sobie radzę od zawsze i mógł nie panikować, bo ja nie spałam i jestem zmeczona i zestresowana i zapomniałam dużo rzeczy.Mam inną taktykę, że nie mówię że go nie obchodzi, czy się nie angażuje, bo byłoby gorzej. Mąż uważa, że jak pracuje to już jest po prostu gwiazdą, a ja jestem na tyle dojrzała, że się na tym nie skupiam.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope, co możesz zrobić dla siebie, by wyjść z błędnego koła bólu i stresu oraz ogromnego lęku związanego z trudnym porodem? To punkt do którego często wracasz, bardzo w tobie żywy.

Wiem, że bardzo trudno przepracować to samej. Mam za sobą podobne doświadczenie. Ale jestem pewna, że warto. Dużo kosztowało mnie też przepracowanie żalu do męża, że nie wsparł mnie wtedy tak jak tego potrzebowałam. I odszukanie w sobie wdzięczności za to, co jednak dla mnie i dla naszego synka zrobił, na tyle na ile wtedy potrafił w swojej niedojrzałości. Warto.
Dokąd tkwimy w przeszłości, dotąd odbieramy sobie szanse na dobrą teraźniejszość. Może już czas i dla ciebie, by ta przeszłość została za tobą?

Przytulam cię mocno. Zobacz, przetrwałaś to wszystko, uniosłaś, masz wspaniałego synka, i słońce dziś świeci specjalnie dla was. Dla trudnego i wycofanego męża także. Chociaż mam takie dni, że chciałabym by dla trudnych mężów i ojców świeciło trochę mniej...

Przytulaj się do Jezusa, oddawaj Mu to wszystko :)
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 22 lis 2021, 14:43 Caliope, co możesz zrobić dla siebie, by wyjść z błędnego koła bólu i stresu oraz ogromnego lęku związanego z trudnym porodem? To punkt do którego często wracasz, bardzo w tobie żywy.

Wiem, że bardzo trudno przepracować to samej. Mam za sobą podobne doświadczenie. Ale jestem pewna, że warto. Dużo kosztowało mnie też przepracowanie żalu do męża, że nie wsparł mnie wtedy tak jak tego potrzebowałam. I odszukanie w sobie wdzięczności za to, co jednak dla mnie i dla naszego synka zrobił, na tyle na ile wtedy potrafił w swojej niedojrzałości. Warto.
Dokąd tkwimy w przeszłości, dotąd odbieramy sobie szanse na dobrą teraźniejszość. Może już czas i dla ciebie, by ta przeszłość została za tobą?

Przytulam cię mocno. Zobacz, przetrwałaś to wszystko, uniosłaś, masz wspaniałego synka, i słońce dziś świeci specjalnie dla was. Dla trudnego i wycofanego męża także. Chociaż mam takie dni, że chciałabym by dla trudnych mężów i ojców świeciło trochę mniej...

Przytulaj się do Jezusa, oddawaj Mu to wszystko :)
Ruto, na kolejnej sesji u mojej terapeutki zacznę po raz kolejny ten temat. Ja byłam wtedy całkowicie sama, nikogo obok nie było, to była noc, wszyscy spali. Muszę to przerobić, bo nie dam rady, od wielu lat nie daję, jeden problem nawet błachy związany ze zdrowiem syna, a ja się przez to sypię. Dziękuję za dobre słowo Ruto.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Na dziś nasuwa się pytanie, czy ja jako osoba nic nie oczekująca powinnam jednak zacząć oczekiwać jak to robi mąż?. On ma cały czas oczekiwania i ja mam je spełniać, jak nie, jest rozmowa o odejściu jak wczoraj. Nie czytałam nigdzie o takim przypadku, przypadku chłodu emocjonalnego którego nie da się tyle czasu zmienić i mam wrażenie, że nigdy to nie nastąpi. Czuję się tak jakbym miała wieloletni romans, okłamywałabym i nie szanowała i ponosiła teraz tego konsekwencje, a tak nie jest i nie było,bo nigdy nie zdradziłam. Co musi się stać by nastąpiło nawrócenie, odkrycie że Bóg, żona, rodzina są wartością większą niż pieniądze. Odejście moje nic nie da, rozwód pozwoli na hulanie samemu bez zobowiązań, tylko nie będzie za co, bo wszystko co mamy jest wspólne i należy mi się połowa.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope
Na dziś nasuwa się pytanie, czy ja jako osoba nic nie oczekująca powinnam jednak zacząć oczekiwać jak to robi mąż?.
Myślę, że powinnaś zacząć oczekiwać ale nie na zasadzie takiej jak Twój mąż, że masz zrobić to i to bo jak nie to koniec. Mnie na przykład bardzo utrudnia życie z osobą która nie ma oczekiwań i o nich nie mówi. Ja mówię wyraźnie nie podoba mi się to i to, jestem zła, smutna wesoła bo. Jak zapytam męża czego oczekuje, co zamierza, czego chce o czym marzy to słyszę ,, nie wiem" Dla mnie najgorsza jest obojętność z jego strony. Tak to ja mogę robić co chcę, bo on nie oczekuje niczego 🤷
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 23 lis 2021, 13:59 Caliope
Na dziś nasuwa się pytanie, czy ja jako osoba nic nie oczekująca powinnam jednak zacząć oczekiwać jak to robi mąż?.
Myślę, że powinnaś zacząć oczekiwać ale nie na zasadzie takiej jak Twój mąż, że masz zrobić to i to bo jak nie to koniec. Mnie na przykład bardzo utrudnia życie z osobą która nie ma oczekiwań i o nich nie mówi. Ja mówię wyraźnie nie podoba mi się to i to, jestem zła, smutna wesoła bo. Jak zapytam męża czego oczekuje, co zamierza, czego chce o czym marzy to słyszę ,, nie wiem" Dla mnie najgorsza jest obojętność z jego strony. Tak to ja mogę robić co chcę, bo on nie oczekuje niczego 🤷
Akurat to co piszesz, to potrzeby, nie oczekiwania. Oczekiwania, to zrobisz jak ja zechcę, masz się dostosować do moich wymogów, na wet nie że zrobię to i to, to są rozkazy. Fajnie mówić o uczuciach, emocjach, ty potrafisz, ja się uczę dopiero, syn mi pomaga. Mąż mój oczekuję niemożliwego dla mnie nie dając nic w zamian, a mi się zdawało, że wywalczę przytulanie, wsparcie, czy współżycie jak będę grzeczna i posłuszna, ale bardzo się pomyliłam. Nigdy nie sprostam oczekiwaniom innych, więc nie robię nic w tym kierunku, a stawiam sobie granice, co poczuję jak gdzieś zabrnę za daleko.
A ja przy takim "nie wiem" miałabym mnóstwo pomysłów żeby przejąć inicjatywę ,pomóc mężowi i wejść w jego świat, ale u mnie to niemożliwe, zostałam wykopana. Nie ma bliskosci prawie dwa lata i coraz mniej mam chęci by coś robić słysząc "odchodzę" jak tylko coś nie będzie po jego myśli.
ODPOWIEDZ