Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Dzisiaj to mój mąż przeszedł samego siebie. Ostatnio kręcił nosem ,że nie wydrukuje synowi kartek bo drogo, albo że musi wydać 100 zlotych na obiad dla dwóch osób, i że nie mamy pieniędzy, powrót do punktu wyjścia. A wczoraj sobie wydał tyle pieniędzy na siebie, że musiałam mu napisać że to nieuczciwe, że ja słyszę że nie ma dla rodziny, ale dla niego to są. Jest mi bardzo przykro, może sobie wydać, ale niech będzie uczciwie.
LvnWthHpe20
Posty: 121
Rejestracja: 09 lip 2019, 6:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: LvnWthHpe20 »

Caliope,

Ten grzech samolubstwa, jak rani drugiego. Bardzo mi przykro. Ale przebacz, idz dalej, cóż mąż nie widzi. Możemy się za niego pomodlic by przejrzał jak rani swoje gniazdo.
Szczęśliwy mąż, który nie idzie za rada występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą”(Ps 1, 1-2)
Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Załamana »

Caliope przykre to... ale ja wierzę ze przyjdzie taki dzien ze zauważy co robi Tobie a przede wszystkim dziecku. Oni sa egoistami gdyby nimi nie byli nie mielibyśmy tych problemow. Nasi mężowie najbardziej kochaja samych siebie i tyle ranią nawet nie wiedząc że krzywdzą
Astro
Posty: 1206
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Astro »

Nie zależnie od tego ,iż maż rzeczywiście zrobił źle, to nie tylko mężczyźni kochają samych siebie . Kobiety również . Najgorsze ,że często robią to z pełną świadomością . To dopiero jest egoizm . Też wydaje im się, iż dbają o dzieci , bo nagle kiedy zaczyna im się palic pod nogami to są wstanie zadbać o ubrania (tez nie do końca) przybory do szkoły , rozrywkę i wspólny czas. Kiedy nie ma tego "zagrożenia" wszystko toczy się świetnym torem idylli szczęśliwej mamy .Czy dziecka również ?
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Astro pisze: 12 gru 2020, 2:12 Nie zależnie od tego ,iż maż rzeczywiście zrobił źle, to nie tylko mężczyźni kochają samych siebie . Kobiety również . Najgorsze ,że często robią to z pełną świadomością . To dopiero jest egoizm . Też wydaje im się, iż dbają o dzieci , bo nagle kiedy zaczyna im się palic pod nogami to są wstanie zadbać o ubrania (tez nie do końca) przybory do szkoły , rozrywkę i wspólny czas. Kiedy nie ma tego "zagrożenia" wszystko toczy się świetnym torem idylli szczęśliwej mamy .Czy dziecka również ?
Astro oczywiście, ale jak może czytałeś mój wątek, mój syn jest specjalnej troski, ja jestem z tych co mają dużo miłości i dobra, a jemu poswięciłam się w takim stopniu, że zabrakło życia dla mnie. Ale co za dużo to niezdrowo, nawet dobra. Kobiety też potrafią być egoistkami, znam takich wiele, że współczuję bardzo mężom którzy są z nimi.

Wczoraj przez tego mejla coś się zmieniło, choć ja do ciężkiej rozmowy nic nie jadłam ze zdenerwowania, bo włączył się tryb rozwodowy. Pierwszy raz mój mąż okazał mi szacunek i wytłumaczył się, a ja mówiłam co czuję i nie było to nic strasznego. Przynajmniej ma ogląd na to, że ja nie czycham na pieniądze, a to wcześniej słyszałam, co bardzo bolało. Bóg czuwa nade mną, bo też później po modlitwie weszłam we wspomnienia dobrych chwil z mężem i z synem, płakałam, jak zawsze mając w myślach to, że to przeszłość i nie wróci, ale nadzieję mam, taką zdrową w wolności.
Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Załamana »

Asrto oczywiście że kobiety też bywają egoistkami wcale nie zaprzeczam. Odpowiedź była do Caliope która pisze o swoim mężu noi oczywiście utożsamiam się ze swoim w moich postach. Ale wiem dobrze że egoizm nie ma nic wspólnego z płcią...
Astro
Posty: 1206
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Astro »

Caliope wiem , że jest ci ciężko szczególnie kiedy masz dziecko chore wymagające sporej opieki .
i potrzebujesz pomocy swojego męża . Wierz mi lub nie, chciałbym moc opiekować się i wychowywać moje dzieci tak jak ty. Mogę oczywiście ,ale tylko w taki sposób jak mi narzucono . Nawiasem mówiąc z czym się nie zgadzam. Jedno z moich dzieci tez ma swoje problemy , deficyty i będzie musiało z tym żyć do końca swojego życia.
Piszesz ,ze masz nadzieje w swojej wolności i dobrze.
Ja swoja nadzieję porzuciłem i już nie walczę o moje małżeństwo w swojej wolności. Mam do tego prawo. To pozwoliło mi w końcu wyzwolić się z poczucia winy , inaczej spojrzeć na świat. A zwłaszcza powiedzieć stop 🛑 złym czy nagannym zrachowaniom moje żony wobec dzieci.
Czasami myślę czy coś napisać w swoim wątku . Działo się sporo i w sumie dzieje, jednak z powodu , iż moja zona wie o forum już oficjalnie nie piszę . Nawet teraz jak widzisz nie podaje płci dzieci
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Astro
Posty: 1206
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Astro »

Swoja droga Caliope jeśli będziesz chciała skorzystać, mój watek cały czas istnieje . Akurat kiedy ty zaczynałaś opisywać swoja historię kryzysu ja prawie zanikałem tu na forum . Chodź nie do końca ,śledziłem je trochę .
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

A u mnie zejście z głowy poczucia winy za wszystko dało wolność, być może każdy ma inaczej. Prawie rok pracy nad sobą i doszłam do tego, że potrafię siebie cały czas nie oceniać i nawet pochwalić. Z Twojego wątku wyczytałam, że żona jest DDA, ja też, ale terapia zmienia postrzeganie całego życia i małżonka, mi się udało przejść cały cykl. Ty nie masz po co mieć poczucia winy, z DDA jest bardzo ciężko żyć, u mnie też mąż jest taki jak ja. Potrzeba kontroli, wzrost małych przewinień do wielkości biurowca, pragnienie by małżonek spełniał wszystkie oczekiwania, bo osoba jest skrzywdzona i jej się należy, ale pod warunkiem że ona nie musi nic dać, bo nie potrafi. To tylko kilka problemów, szkoda tylko, że każdy musi sam dojść do tego czy chcę zmian.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Dawno nie pisałam,czas przedświąteczny, świąteczny i teraz, to był czas ciężki, nie wiedziałam czego mam się spodziewać, wszystko wraca, tylko ja inaczej podchodzę, nie z milionem emocji , a z jednym strachem przed powtórką.Zatoczyłam koło, święta zeszłoroczne były straszne, a tegoroczne spokojne, pierwsze takie od 7 lat.Teraz zmagam się z bliskością, w zeszłym roku mąż zachowywał się jakby kogoś ze mną zdradzał jak zaprosiłam go do sypialni, teraz tylko czuję pustkę i tęsknotę do mojej kobiecości. Bòg zadziałał w jednej kwestii, kolega męża jak nic nie dostaje, to odzywa się raz w miesiącu i to jest na plus,mąż zaczął rozumieć, że on mu nie pomoże. Po roku ja jestem innym człowiekiem, żyję sobie sama w sypialni, mam moje plany, pragnienia ktòrych nikomu nie powiem oprócz Boga. Zostawiłam przeszłość, te dobre chwile i te złe, żadne już nie wròcą, oby ten rok był inny, spokojniejszy. Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie przejąć inicjatywę do rozmów z mężem o intymnej relacji, po roku dalej czuję się upokożona, że mnie odtrącił, a sam inicjatywy nigdy nie przejmował i nie przejmie. Jeszcze porządek burzy to, że robiliśmy sobie prezenty na święta, na urodziny, a nie ma tak jak powinno być ,żebym zaufała i zdecydowała się na rozmowę o tym co bym chciała od niego jako mężczyzny, niestety zdarza mu się złościć na mnie, powiedzieć przykre słowa, nie słuchać co mam do powiedzenia. Po stawianiu granic i mówieniu co mi się nie podoba, nie mam energii by nawet pomyśleć co mogło być dobre, taka prawda.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nikt nie odpisał, trudno, ale może ktoś wie jaka jest granica między troską a kontrolą? między chęcią bycia głową rodziny, a wydawaniem rozkazów i że ma być jak ja powiem. Narasta we mnie straszny wręcz bunt, nie potrafię znaleźć dobrej rzeczy od męża w tym co mam, być może też przez to, że nie nosi obrączki, a ja czuję tylko chęć władzy nade mną i możliwość odejścia w każdej możliwej chwili. Nic nie znaczą przez to żadne gesty, prezenty na święta, czas we troje, jest tylko moja frustracja, bo wszystko co było jest przeszłością, ona nie wróci.
Bławatek
Posty: 1663
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope pisze: 12 sty 2021, 8:02 Nikt nie odpisał, trudno, ale może ktoś wie jaka jest granica między troską a kontrolą? między chęcią bycia głową rodziny, a wydawaniem rozkazów i że ma być jak ja powiem. Narasta we mnie straszny wręcz bunt, nie potrafię znaleźć dobrej rzeczy od męża w tym co mam, być może też przez to, że nie nosi obrączki, a ja czuję tylko chęć władzy nade mną i możliwość odejścia w każdej możliwej chwili. Nic nie znaczą przez to żadne gesty, prezenty na święta, czas we troje, jest tylko moja frustracja, bo wszystko co było jest przeszłością, ona nie wróci.
Caliope pytasz o granicę między troską a kontrolą - to wszystko zależy od ludzi. Jedna osoba będzie się troszczyc o drugą w jakiś sposób, który wg niej jest troską, ale może się tak zdarzyć, że ta druga osoba będzie to odbierać jako kontrolę. U nas np. jak mąż długo siedział w garażu, szczególnie w zimne dni to ja dzwoniłam do niego z pytaniem kiedy skończy, o której wróci, czy nie ma mu zimno,czy nie jest głodny itd. Dla mnie to była troska i pokazanie, że się o niego martwię bo go kocham, a on niestety zazwyczaj odbierał to jako sprawdzanie go, kontrolowanie a nawet wpływanie żeby skończył i wracał do domu. Z drugiej strony mąż wracając z całej soboty z garażu sprawdzał co zrobiłam - 10 rzeczy na raz robionych , z czego kilka nie dokończonych (jak każda kobieta 🤔 ) to dla niego w sumie znaczyło, że niewiele zrobiłam bo większość była np niedokończona. O różnych postrzeganiach czy różnicach między kobietami a mężczyznami świetnie mówi i pisze Pulikowski.

Masz męża w domu a tak jakbyś nie miała - cały czas drżysz co będzie, jaki humor mąż będzie mieć, jak Cię będzie traktował, czy się nie spakuje i nie wyprowadzi. To wykańcza psychicznie. Mój się wyprowadził i mimo, że staram się o tym nie myśleć to ciągle w głowie mam - on już nie wróci, dobrze mu bez nas, pewnie sobie z kimś życie układa itd. To też wykańcza.

Ja mam teraz ten problemy jeszcze, że nie mogę za dużo wydawać bo mąż w trakcie sprawy rozwodowej w sądzie będzie udowadniał, że małe alimenty na syna wystarczą bo przecież ja świetnie daję sobie radę z moją wypłatą, jego alimentami oraz 500+. Tylko, że nie widzi np. tego, że ja oszczędzam na sobie aby kupić markową kurtkę synowi aby nie musiał się wstydzić przed kolegami, że nie biegam na paznokcie i fryzjera itd. A może powinnam?! Bo przecież zarabiam i to są moje pieniądze.

A propos kontroli - rok temu byliśmy na kilkudniowym wyjeździe w ferie - mieliśmy naprawiać, ale mąż się czepiał, wytykał mi ciągle błędy, mówił, że mnie obserwuje więc w pewnym momencie zaczęłam się "buntować" bo jak to naprawianie ma wyglądać - mam się zmienić pod jego dyktando? Może na chwilę bym dała radę, ale przecież nie jestem robotem i w pewnym momencie i tak moja osobowość, temperament, nawyki by wyszły. Niestety jak ktoś ma oczekiwania względem innego i nie akceptuje tego że oczekiwania są nierealne lub nie możliwe do spełnienia w tej chwili to zazwyczaj będzie rozczarowany, a wystarczy kochać kogoś takim jakim jest.

Nawet w jakimś serialu ostatnio było hasło "wybierając żonę wybierasz swój los" - bo związek z kimś nigdy nie będzie taki jakbyśmy chcieli, to jedna wielka niewiadoma, różne czynniki i wybory będą kreowały rzeczywistość. Wiadomo, że na przemoc, nałogi nie ma przyzwolenia, dlatego trzeba się liczyć z tym, że różnie nasze życiowe losy będą się układać. Możemy zmieniać tylko to na co mamy wpływ.
teodora
Posty: 118
Rejestracja: 10 wrz 2019, 21:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: teodora »

Caliope, czy jesteś na terapii? Wiesz kilka razy widziałam coś takiego, że ludzie mieli kryzys, żona modliła się, chciała żeby mąż wrócił. On wrócił a ona nie mogla sobie z tym poradzić. Może warto to przerobić na terapii?

Wiesz to chyba tak jest, że 'już nigdy nie będzie tak jak było', to co było nie wróci. Jak po każdej wielkiej zmianie w życiu: po narodzeniu dziecka, po śmierci bliskiej osoby, po wypadku, po przejsciu kryzysu małżeńskiego. Tylko niektóre zmiany są jakby bardziej 'naturalne' i dlatego łatwiej zaakceptować albo chociażby zrozumieć, że 'życie już nie będzie takie samo'.

U mnie jeszcze tego nie ma, ale prawdą jest chyba to, że odbudowa po kryzysie, to taka mozolna wędrówka na szczyt. Chcę wierzyć, że mimo że nie bedzie tak samo, to może być lepiej, pełniej, w wiekszej wolności i bardziej świadomie.
Tutaj dochodzi krzywda którą mąż Ci wyrządził, zdradzając, wiele zranień ktore macie jeszcze chyba nieprzepracowanie, wiele tematów na które nie potraficie rozmawiać. Warto dać sobie czas, przyglądać się sobie, swoim emocjom, bo to będzie wskazówka co Cie jeszcze boli.
Jezeli nie czujesz się na siłach rozmawiać z mężem to może warto takie rzeczy poruszyć na terapii, to by była taka próba rozmowy o trudnych tematach w bezpiecznym miejscu, z osobą której ufasz.

Jezeli chodzi o ten autorytet, to wiesz, też się przyzwyczaiłaś, że ty dowodzisz, ty decydujesz, sama właściwie wychowujesz dziecko. Teraz mąż chce zająć miejsce głowy, a ono już zajete siłą rzeczy. Myślę, że warto o tym szczerze rozmawiać. Ja kiedyś powiedziałam mężowi, że trudno mi akceptować kiedy czegoś wymaga, albo chce podjąć decyzje, bo była czas kiedy się wycofał i ja się już przyzwyczaiłam, że jestem sama, natomiast cieszę się i chcę tu osiągnąć poziom partnerski. Na poczatku było mu to trudno zrozumieć, nawet chyba zabolalo go to co powiedziałam. Ale jakimś cudem, troszkę lepiej się teraz porozumiewamy w kwestii wychowania. Nawet czasami się konsultujemy, chociaż idzie to jak po grudzie, to cieszę się że jest malutki zwrot.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Bławatku, ja nigdy nie pytałam męża czy my ciepło, czy cokolwiek. Nie dzwoniłam bez potrzeby, nie smsowałam, a on czuł się zabluszczowany. Więc teraz nie rozumiem jego zachowania, a kiedyś myślałam, że kontrola jest z troski.
Teodoro, nie było zdrady fizycznej, była pocieszycielka dopóki jej mąż się nie zorientował. Miałam depresję hormonalną, żadnej pomocy od strony obu rodzin, a najbardziej mąż nie miał ochoty. Kontrolował czy wszystko jest zrobione, krytykował że według niego źle, ja nie miałam siły by stawiać granice. Teraz powiela te swoje zachowania które dla mnie przed kryzysem były objawem troski, a wyszło że jednak nie są, a to jest litość. Niestety mąż zawsze dowodził, nie słuchał co mam do powiedzenia, a potem wyrzucił mi że ja nie mam swojego zdania. Ja dążę właśnie do tego by było partnerstwo, nie poczucie uległości, slużalczości, bo nie będzie mnie szanował, dlatego pytam o te granice rozsądku. Dla mnie jest to męczące, stąd myśli że nigdy nie zostanie ze mną, bo nie spełniam jego oczekiwań. Terapię podjęłam w zeszłym roku, ale to moje zmiany, dbam o siebie i stąd różne konkluzje.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Dawno minął rok, a ja czuję ,ze zatoczyłam kòłko.W ostrej fazie kryzysu mąż zarzucił mi, że go zabluszczowałam. Miałam owszem kilka cech, bo bardzo go kochałam i czekałam na choć jeden dzień, by się mną zainteresował, robiłam wszystko by mu było jak najlepiej. Kobieta bluszcz, chce być z partnerem 24/7, nie chce podejmować sama decyzji, potrzebuje opieki. Ja miałam męża raz na dwa tygodnie, jego kontrola nie pozwalała mi podejmować swoich decyzji, robić po swojemu. Stworzył sam mnie jako potwora, wiszącego na nim bluszcza, który musi spełniać oczekiwania. Dopóki nie nauczyłam się, że nic się nie stanie jak zrobię co chcę, żyłam w strachu. Teraz jest inaczej, nie daje więcej niż otrzymuję, czyli niestety nic. Ale czasem jest miły dzień, a ja nie potrafię powiedzieć, że mi było przyjemnie, ogólnie mam mówić, to co mi serce podpowiada, a jest ogromna blokada. Gdzie jest granica między zabluszczowaniem, a normalnością nie wiem, męczy mnie to prawie tydzień.
ODPOWIEDZ