Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Firekeeper
Posty: 804
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope pisze: 23 sie 2022, 18:53
Firekeeper pisze: 23 sie 2022, 14:46 Caliope
Problemem jest zwalanie na mnie odpowiedzialności za wszystko co źle.
Uraził mnie ton wypowiedzi i komentarz, że on się się teraz wstydzi, bo nie było ćwiczone. A nie chciał ćwiczyć, ja byłam w pracy, nie słuchał co mowi do niego terapeuta. Zwalanie na mnie odowiedzialnosci
Zobacz. Piszesz, że zwala na Ciebie odpowiedzialność ale to jemu było wstyd, że nie było ćwiczone. Czyli zrozumiał, że nie ćwiczył i chce ćwiczyć z Tobą po połowie? Więc skąd ta reakcja złości?

W najgorszym momencie mojej frustracji ja każdy komunikat męża brałam do siebie. Każdy jego ton głosu analizowałam. Po co? Co mi to dało? Nie słuchałam tego co ma mi do przekazania tylko przekręcałam komunikaty. Powiedział, np. nie ma obiadu? Zwykle zdanie pytające. A to pytanie potrafiło dla mnie urosnąć do zarzutu, że nie gotuję i awantura gotowa. Przyjrzyj się czy nie jesteś na takim etapie, że jesteś tym już tak zmęczona i sfrustrowana, że za bardzo bierzesz wszystko co mąż mówi do Ciebie zbyt emocjonalnie. Nie da się porozumieć dobrze, kiedy emocje szaleją.

Dlatego myślę Caliope jeśli nie poradzisz sobie z swoimi emocjami, nie podbudujesz własnej wartości, nie poradzisz sobie z przeszłością, nie spróbujesz ćwiczyć komunikacji tylko będziesz oglądać się na męża i szukać wszystkich jego wad i się na nich skupiać, bo władczy, bo nie sprząta, bo pan na włościach nie dogadacie się. Jeśli będziesz sama czuła się źle, to co nie powie mąż na temat sprzątania domu, wybuchniesz albo będziesz tłumić.
Powiedział to do mnie, że on się nie będzie wstydził, że nie jest ćwiczone, nie za siebie, oczywiste jest, że za mnie. Od wielu lat tak jest i jak czegoś nie powiem, to dalej to ciągnie. Powiedziałam świetnie, to ćwicz i koniec. Komunikacja jest taka, bo to ja zawsze i wszystko, a najlepiej to sobie dowalić po całości i z placzem ,ze nie ogarniam isc spać, ale mi już starczy. Wolę się wściekać i myśleć jak to usprawnić, niż wchodzić w rolę koziołka co da sobie na głowę wejść.
Przeciwstawiłaś się, nie bierzesz całych ćwiczeń, mąż ma ćwiczyć też z synem. Dlaczego się wkurzasz? To sukces 😊
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 23 sie 2022, 20:48
Caliope pisze: 23 sie 2022, 18:53
Firekeeper pisze: 23 sie 2022, 14:46 Caliope




Zobacz. Piszesz, że zwala na Ciebie odpowiedzialność ale to jemu było wstyd, że nie było ćwiczone. Czyli zrozumiał, że nie ćwiczył i chce ćwiczyć z Tobą po połowie? Więc skąd ta reakcja złości?

W najgorszym momencie mojej frustracji ja każdy komunikat męża brałam do siebie. Każdy jego ton głosu analizowałam. Po co? Co mi to dało? Nie słuchałam tego co ma mi do przekazania tylko przekręcałam komunikaty. Powiedział, np. nie ma obiadu? Zwykle zdanie pytające. A to pytanie potrafiło dla mnie urosnąć do zarzutu, że nie gotuję i awantura gotowa. Przyjrzyj się czy nie jesteś na takim etapie, że jesteś tym już tak zmęczona i sfrustrowana, że za bardzo bierzesz wszystko co mąż mówi do Ciebie zbyt emocjonalnie. Nie da się porozumieć dobrze, kiedy emocje szaleją.

Dlatego myślę Caliope jeśli nie poradzisz sobie z swoimi emocjami, nie podbudujesz własnej wartości, nie poradzisz sobie z przeszłością, nie spróbujesz ćwiczyć komunikacji tylko będziesz oglądać się na męża i szukać wszystkich jego wad i się na nich skupiać, bo władczy, bo nie sprząta, bo pan na włościach nie dogadacie się. Jeśli będziesz sama czuła się źle, to co nie powie mąż na temat sprzątania domu, wybuchniesz albo będziesz tłumić.
Powiedział to do mnie, że on się nie będzie wstydził, że nie jest ćwiczone, nie za siebie, oczywiste jest, że za mnie. Od wielu lat tak jest i jak czegoś nie powiem, to dalej to ciągnie. Powiedziałam świetnie, to ćwicz i koniec. Komunikacja jest taka, bo to ja zawsze i wszystko, a najlepiej to sobie dowalić po całości i z placzem ,ze nie ogarniam isc spać, ale mi już starczy. Wolę się wściekać i myśleć jak to usprawnić, niż wchodzić w rolę koziołka co da sobie na głowę wejść.
Przeciwstawiłaś się, nie bierzesz całych ćwiczeń, mąż ma ćwiczyć też z synem. Dlaczego się wkurzasz? To sukces 😊
Podniesienie wewnętrznego ciśnienia właśnie pomaga mi odnosić te małe sukcesy, kiedyś się joe złościłam, nigdy. A to jest też fajne uczucie, można je rozładować w pracy, bo latam na stojąco. :)
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Taką późną porą nachodzi mnie taka refleksja. Zawsze myślałam, że trzeba coś robić żeby być potrzebnym, np. umieć ugotować, posprzątać, byc użytecznym,.ale stwierdzam, że to jest kompletna nieprawda. Teraz czuję się tak samo niepotrzebna mężowi jak nie sprzątam codziennie i nie gotuję czy jednak vokolwiek zrobię. Więc nie ma to kompletnie znaczenia. Potrzebna jestem Bogu, synowi i zwierzaczkom, bez udowadniania, że coś potrafię, czy muszę się wykazać. Takie potrzebowanie jest kompletnie bezwarunkowe.
Ewuryca

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ewuryca »

Caliope, takie myślenie ze na miłość trzeba zasłużyć jest często wynikiem braku miłości w dzieciństwie. Czy poruszałas wątek potrzeby bycia kochaną na swojej terapii? Piszesz ze czujesz się niepotrzebna czy sprzątasz czy nie sprzątasz, wynika to w sumie z tego samego faktu, na miłość nie trzeba zasługiwać, ona jest darmowa, a poczucie bycia potrzebną jest w tobie samej, nie zapewni ci jej mąż jesli sama nie uwierzysz ze jesteś potrzebna, TY jako samodzielna istota, bez męża, czy bez dzieci. Skoro
Ja nie mam rodziny to mam nie czuć się ważna ani potrzebna? Czy życie samo w sobie nie ma wartości? Natomiast w innym wątku pisałaś ze nie gotujesz mężowi i synowi bo są wybredni. I tutaj zastanowiłabym się jak daleko idą twoje granice które chcesz stawiać mężowi. Kto gotuje dla syna? Czy nie oczekujesz od syna zasługiwania na miłość? Np. Jak nie zjesz tego co ci ugotowałam to nie będę gotowała wcale…
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ewuryca pisze: 29 sie 2022, 12:06 Caliope, takie myślenie ze na miłość trzeba zasłużyć jest często wynikiem braku miłości w dzieciństwie. Czy poruszałas wątek potrzeby bycia kochaną na swojej terapii? Piszesz ze czujesz się niepotrzebna czy sprzątasz czy nie sprzątasz, wynika to w sumie z tego samego faktu, na miłość nie trzeba zasługiwać, ona jest darmowa, a poczucie bycia potrzebną jest w tobie samej, nie zapewni ci jej mąż jesli sama nie uwierzysz ze jesteś potrzebna, TY jako samodzielna istota, bez męża, czy bez dzieci. Skoro
Ja nie mam rodziny to mam nie czuć się ważna ani potrzebna? Czy życie samo w sobie nie ma wartości? Natomiast w innym wątku pisałaś ze nie gotujesz mężowi i synowi bo są wybredni. I tutaj zastanowiłabym się jak daleko idą twoje granice które chcesz stawiać mężowi. Kto gotuje dla syna? Czy nie oczekujesz od syna zasługiwania na miłość? Np. Jak nie zjesz tego co ci ugotowałam to nie będę gotowała wcale…
Poruszałam już każdy temat, po prostu trzeba zdać sobie sprawę, że nie wszystko można dostać i trzeba życie brać jakim jest. Bez miłości i ważności, no trudno. Po moim życiu w przemocy psychiczne i słownej i różnych problemach naprawdę ciężko by się doszukiwać jakiegoś drugiego dna. Czegoś nie ma, to nie ma, nie czuje się ważna, nigdy tego nie czułam, może chwilę przed ślubem, pierwszy raz w życiu. A tak od początku swojego istnienia mam z tym problem i to zawsze zostanie ze mną. Jakoś ja nie zasługuję na miłość od ludzi dorosłych i muszę tę miłość dawać sobie sama lub zamieniać na przywiązanie do zwierząt. Godzę się z tym i nie chcę już walczyć. Dla syna nikt nie musi gotować, zjada to co lubi ze sklepu, a ja nareszcie nie muszę słuchać, że u babci je to i to, a w domu już nie zje i to moja wina i mam mu wciskać. Nigdy nawet bym nie pomyślała że w taki sposób można manipulować dzieckiem. To okropne.
Al la
Posty: 2722
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Al la »

Caliope, czy Ty kochasz siebie?
I gdzie jest źródło Twojej miłości?

„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem”
„Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”

Mt 22, 37-39
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Al la pisze: 29 sie 2022, 22:15 Caliope, czy Ty kochasz siebie?
I gdzie jest źródło Twojej miłości?

„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem”
„Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”

Mt 22, 37-39
Kocham siebie, wiele dla siebie robię, kocham syna, z mężem mam postawę miłości niezwiązaną z tym jak kocham całą sobą. Jak tęsknię, potrzebuję rozmawiać, przytulić się, poczuć kochaną i bezpiecznie .Kiedyś bardzo kochałam taką miłością do bliźniego, na dzień dzisiejszy nie potrafię. Maz i inni z rodziny nie kochają mnie jak siebie samych, to niemożliwe.Nie ma źródła mojej miłości we mnie, jestem od pewnego czasu pusta w środku. Miłość czerpię od Boga, ja sama nie mam już żadnych zasobów.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4390
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: ozeasz »

Caliope pisze: 30 sie 2022, 0:24
Al la pisze: 29 sie 2022, 22:15 Caliope, czy Ty kochasz siebie?
I gdzie jest źródło Twojej miłości?

„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem”
„Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”

Mt 22, 37-39
Caliope pisze: 30 sie 2022, 0:24Kocham siebie, wiele dla siebie robię,
A możesz podać jakieś przykłady tej miłości do siebie?
Caliope pisze: 30 sie 2022, 0:24Maz i inni z rodziny nie kochają mnie jak siebie samych, to niemożliwe.

Możesz wyjaśnić czemu to jest niemożliwe, co się dzieje że tak uważasz?
Caliope pisze: 30 sie 2022, 0:24Nie ma źródła mojej miłości we mnie, jestem od pewnego czasu pusta w środku. Miłość czerpię od Boga, ja sama nie mam już żadnych zasobów.
Caliope możesz się podzielić tym co uważasz za miłość Boga z której czerpiesz, czym się ona przejawia w Twoim życiu?[/quote]
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4390
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: ozeasz »

Caliope pisze: 29 sie 2022, 20:04 Czegoś nie ma, to nie ma, nie czuje się ważna, nigdy tego nie czułam, może chwilę przed ślubem, pierwszy raz w życiu. A tak od początku swojego istnienia mam z tym problem i to zawsze zostanie ze mną. Jakoś ja nie zasługuję na miłość od ludzi dorosłych i muszę tę miłość dawać sobie sama
Popatrz co sama napisałaś, że nie czułaś się ważna przed ślubem, poza jednym przypadkiem, jak myślisz, skąd taka myśl, że na miłość należy sobie zasłużyć, mam wrażenie że to Twoja przeszłość daje o sobie znać i to nie jest przeszłość z okresu małżeństwa.

Co by się musiało zdarzyć że doświadczyłabyś takiej prawdziwej miłości wobec siebie, jakby to miało wyglądać, w jakiej sytuacji zobaczyłabyś że jesteś kochana bezgranicznie i ważna?
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

ozeasz pisze: 02 wrz 2022, 19:17
Caliope pisze: 30 sie 2022, 0:24
Al la pisze: 29 sie 2022, 22:15 Caliope, czy Ty kochasz siebie?
I gdzie jest źródło Twojej miłości?

„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem”
„Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”

Mt 22, 37-39
Caliope pisze: 30 sie 2022, 0:24Kocham siebie, wiele dla siebie robię,
A możesz podać jakieś przykłady tej miłości do siebie?
Caliope pisze: 30 sie 2022, 0:24Maz i inni z rodziny nie kochają mnie jak siebie samych, to niemożliwe.

Możesz wyjaśnić czemu to jest niemożliwe, co się dzieje że tak uważasz?
Caliope pisze: 30 sie 2022, 0:24Nie ma źródła mojej miłości we mnie, jestem od pewnego czasu pusta w środku. Miłość czerpię od Boga, ja sama nie mam już żadnych zasobów.
Caliope możesz się podzielić tym co uważasz za miłość Boga z której czerpiesz, czym się ona przejawia w Twoim życiu?
Całe życie to przykład, nie mam co liczyć na pomoc, na wysłuchanie, czy poczuć że gdzieś należę. Nie pasuje do nikogo, tylko mi się zdawało przez chwilę.
Miłość od Boga czuję, bo daje radę żyć, że nie upadłam i nie piję ,że syn żyje.
Ostatnio zmieniony 03 wrz 2022, 9:09 przez Niepozorny, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Usunięto nadmiarowe zakończenie cytowania.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

ozeasz pisze: 02 wrz 2022, 19:25
Caliope pisze: 29 sie 2022, 20:04 Czegoś nie ma, to nie ma, nie czuje się ważna, nigdy tego nie czułam, może chwilę przed ślubem, pierwszy raz w życiu. A tak od początku swojego istnienia mam z tym problem i to zawsze zostanie ze mną. Jakoś ja nie zasługuję na miłość od ludzi dorosłych i muszę tę miłość dawać sobie sama
Popatrz co sama napisałaś, że nie czułaś się ważna przed ślubem, poza jednym przypadkiem, jak myślisz, skąd taka myśl, że na miłość należy sobie zasłużyć, mam wrażenie że to Twoja przeszłość daje o sobie znać i to nie jest przeszłość z okresu małżeństwa.

Co by się musiało zdarzyć że doświadczyłabyś takiej prawdziwej miłości wobec siebie, jakby to miało wyglądać, w jakiej sytuacji zobaczyłabyś że jesteś kochana bezgranicznie i ważna?
Kocham siebie, bo o siebie dbam i stawiam granice, to do poprzedniego postu . Byłam zakochana i może też mąż był zakochany, adorował, chciał spędzać czas, wtedy poczułam się kochana i ważna.
Nie wiem co by musiało się stać, kiedyś być może wiedziałam, teraz prawie nie odczuwam żadnych emocji i uczuć i nie werbalizuję oraz nie czynię nic.
Nie czuj,nie mów, nie rób, zniknij, tak teraz mam. Wolę iść do pracy niż się nad tym zastanawiać.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

ozeasz pisze: 02 wrz 2022, 19:25
Caliope pisze: 29 sie 2022, 20:04 Czegoś nie ma, to nie ma, nie czuje się ważna, nigdy tego nie czułam, może chwilę przed ślubem, pierwszy raz w życiu. A tak od początku swojego istnienia mam z tym problem i to zawsze zostanie ze mną. Jakoś ja nie zasługuję na miłość od ludzi dorosłych i muszę tę miłość dawać sobie sama
Popatrz co sama napisałaś, że nie czułaś się ważna przed ślubem, poza jednym przypadkiem, jak myślisz, skąd taka myśl, że na miłość należy sobie zasłużyć, mam wrażenie że to Twoja przeszłość daje o sobie znać i to nie jest przeszłość z okresu małżeństwa.

Co by się musiało zdarzyć że doświadczyłabyś takiej prawdziwej miłości wobec siebie, jakby to miało wyglądać, w jakiej sytuacji zobaczyłabyś że jesteś kochana bezgranicznie i ważna?
Tak, to przeszłość, nie da się jej naprawić, pijący ojciec ,wspoluzależniona matka która woli synów i synowe i kowalski matki który był skazany za znęcanie się nade mną. Nie da się tego naprawić, nie da się dodać ludzi żeby pokazali ze kochają według wzoru z terapii. Jestem sama, to jestem, jest Bóg obok, moja własna miłość i trochę syna. Dla reszty nawet nie chce mi się telefonu odpalać by dzwonić i się przypominać, że istnieję. Dlatego przez męża był to ból tak niewyobrażalny, że ledwie uszłam z życiem psychicznie. Ale żyje dla mnie, nie dla innych, pogodziłam się z tym w końcu i nie zasługuję ?ok, trudno.
Firekeeper
Posty: 804
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Caliope tak mi się kojarzy to co piszesz z tym co mnie wczoraj spotkało. Wczoraj wyszłam z domu do rodziny i przy okazji dostałam trzy uwagi. Jedna do mojego męża, że czegoś nie zrobił tak jak powinien. Druga, że powiedziałam coś szczerze, a powinnam ukrywać prawdę. A trzecia, że nie zwracam uwagi mojemu synowi, a powinnam na niego nakrzyczeć. I tak mnie to wieczorem zdołowało. Niby nic, bo nie czułam żebym zrobiła coś złego ale miałam takie poczucie, że wyszłam z domu i odezwałam się i od razu wszyscy mają pretensje. I tak wczoraj właśnie myślałam, że już lepiej siedzieć w tym domu i się do nikogo nie odzywać, bo zaraz ktoś coś będzie do mnie miał. I stwierdziłam, że tak nie będzie. Szukałam na YouTube czegoś co mi pomoże radzić sobie z uwagami innych. I trafiłam na wykład o osobach miłych. Mniej więcej chodziło o to, że w dzieciństwie żeby zasłużyć na uwagę pozytywną, rodziców musiałam coś zrobić. I jak zrobiłam to co akurat u mnie matka chciała to miałam z tego określone profity, ja np. pochwałę. Mnie matka właśnie zawsze uczyła, że mam być miła i uczynna i pomagać wszystkim. Nie można odmawiać pomocy, bo komuś będzie przykro. I jak tak robiłam. Zawsze byłam odpowiedzialna za młodsze rodzeństwo i jak zawiodłam to na mnie rodzice krzyczeli. Ja zawsze sprzątałam w domu i czekałam aż mama wróci z pracy i będzie zadowolona. Byłam w najlepszej szkole i nie radziłam sobie z nauką. Ale moja matka chciała żebym była najlepsza więc robiłam co mogłam aby ją zadowolić kosztem siebie. Już jako nastolatka miałam nerwicę i brałam proszki uspakajające. Całe dnie i noce uczyłam się. Nie wychodziłam z domu i nie spotykałam się z rówieśnikami. Jak ktoś mi coś zrobił zawsze mi tłumaczyła, że mam odpuścić. Jak tata pił moja matka w tym okresie bardzo skupiła się na wierze. Więc ja jeździłam z nią na wszystkie msze, różańce. Kupowałam miłujcie się i na tym polu chciałam żeby była ze mnie dumna. Zawsze starałam się jej przypodobać i zasłużyć na uwagę. Dostać choć jeden komplement. Teraz już rozumiem dlaczego w pewnym okresie mojego życia pojawił się bunt na wszystko i wszystkich. Za długo starałam się być dla wszystkich miła, robić wszystko co chcą ale kosztem siebie samej. Myślałam, że im więcej dam tym bardziej mnie ktoś doceni. A było inaczej dawałam się wykorzystywać i ten bunt tłumiony rósł i rósł aż w końcu wyszedł na powierzchnię.

A i co ciekawe ta Pani stwierdziła, że takie osoby jak ja często używają słowa ,,muszę" zamiast chcę. No to tak idealnie wpasowuje się we mnie, bo właśnie miałam napisać, że muszę w końcu ten temat ogarnąć. Chcę ten temat ogarnąć, żeby właśnie nie czuć tej presji i zależności i nauczyć się odmawiać. I nie mogę być dla wszystkich miła, uśmiechać się, próbować przypodobać i wpływać na ich nastroje. Bo nie daj ktoś przeze mnie będzie smutny i zły, a ja nie mogę przecież nikogo zasmucać. Jeszcze niedawno mój mąż na terapii ćwiczył asertywność, a widać to ja leżę w tym temacie. I to też zauważyłam tłumaczy to co robię w domu. Zaczęłam gotować mężowi ulubione potrawy i podawać do stołu i ogólnie być miła i spokojna i zastanawiam się czy faktycznie dlatego, żeby mu okazywać miłość w jego języku, czy bardziej wychodzi moje dziecko które czeka na komplement od męża i chce zasłużyć na miłość?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 03 wrz 2022, 10:38 Caliope tak mi się kojarzy to co piszesz z tym co mnie wczoraj spotkało. Wczoraj wyszłam z domu do rodziny i przy okazji dostałam trzy uwagi. Jedna do mojego męża, że czegoś nie zrobił tak jak powinien. Druga, że powiedziałam coś szczerze, a powinnam ukrywać prawdę. A trzecia, że nie zwracam uwagi mojemu synowi, a powinnam na niego nakrzyczeć. I tak mnie to wieczorem zdołowało. Niby nic, bo nie czułam żebym zrobiła coś złego ale miałam takie poczucie, że wyszłam z domu i odezwałam się i od razu wszyscy mają pretensje. I tak wczoraj właśnie myślałam, że już lepiej siedzieć w tym domu i się do nikogo nie odzywać, bo zaraz ktoś coś będzie do mnie miał. I stwierdziłam, że tak nie będzie. Szukałam na YouTube czegoś co mi pomoże radzić sobie z uwagami innych. I trafiłam na wykład o osobach miłych. Mniej więcej chodziło o to, że w dzieciństwie żeby zasłużyć na uwagę pozytywną, rodziców musiałam coś zrobić. I jak zrobiłam to co akurat u mnie matka chciała to miałam z tego określone profity, ja np. pochwałę. Mnie matka właśnie zawsze uczyła, że mam być miła i uczynna i pomagać wszystkim. Nie można odmawiać pomocy, bo komuś będzie przykro. I jak tak robiłam. Zawsze byłam odpowiedzialna za młodsze rodzeństwo i jak zawiodłam to na mnie rodzice krzyczeli. Ja zawsze sprzątałam w domu i czekałam aż mama wróci z pracy i będzie zadowolona. Byłam w najlepszej szkole i nie radziłam sobie z nauką. Ale moja matka chciała żebym była najlepsza więc robiłam co mogłam aby ją zadowolić kosztem siebie. Już jako nastolatka miałam nerwicę i brałam proszki uspakajające. Całe dnie i noce uczyłam się. Nie wychodziłam z domu i nie spotykałam się z rówieśnikami. Jak ktoś mi coś zrobił zawsze mi tłumaczyła, że mam odpuścić. Jak tata pił moja matka w tym okresie bardzo skupiła się na wierze. Więc ja jeździłam z nią na wszystkie msze, różańce. Kupowałam miłujcie się i na tym polu chciałam żeby była ze mnie dumna. Zawsze starałam się jej przypodobać i zasłużyć na uwagę. Dostać choć jeden komplement. Teraz już rozumiem dlaczego w pewnym okresie mojego życia pojawił się bunt na wszystko i wszystkich. Za długo starałam się być dla wszystkich miła, robić wszystko co chcą ale kosztem siebie samej. Myślałam, że im więcej dam tym bardziej mnie ktoś doceni. A było inaczej dawałam się wykorzystywać i ten bunt tłumiony rósł i rósł aż w końcu wyszedł na powierzchnię.
Firekeeper, ile ja się namęczyłam by robić tak samo, ale mnie nigdy nikt nie pochwalił, wszystkie profity dostawali bracia.Zona młodszego brata od razu spodobała się tak matce, że nic nie musiała robić,byle by była. Druga bratowa mniej,ale na spółkę z córką koleżanki, ale nie ja. Dzięki nim wiem, że na miłość matki nie trzeba zasłużyć, jej po prostu nie ma i tyle.
Firekeeper pisze: 03 wrz 2022, 10:38 A i co ciekawe ta Pani stwierdziła, że takie osoby jak ja często używają słowa ,,muszę" zamiast chcę. No to tak idealnie wpasowuje się we mnie, bo właśnie miałam napisać, że muszę w końcu ten temat ogarnąć. Chcę ten temat ogarnąć, żeby właśnie nie czuć tej presji i zależności i nauczyć się odmawiać. I nie mogę być dla wszystkich miła, uśmiechać się, próbować przypodobać i wpływać na ich nastroje. Bo nie daj ktoś przeze mnie będzie smutny i zły, a ja nie mogę przecież nikogo zasmucać. Jeszcze niedawno mój mąż na terapii ćwiczył asertywność, a widać to ja leżę w tym temacie. I to też zauważyłam tłumaczy to co robię w domu. Zaczęłam gotować mężowi ulubione potrawy i podawać do stołu i ogólnie być miła i spokojna i zastanawiam się czy faktycznie dlatego, żeby mu okazywać miłość w jego języku, czy bardziej wychodzi moje dziecko które czeka na komplement od męża i chce zasłużyć na miłość?
Nauczyłam się dopiero niedawno odmawiać, stawiać granice, czerpać z zasobów które zdobyłam na wcześniejszej terapii. Stwierdzam, że jeśli nie każdy mnie lubi, to ja też mam prawo nie lubić różnych ludzi i nie być dla nich miła. Mam prawo żyć jak chcę, mieć sporo rzeczy w poważaniu i czegoś nie chcieć. To jest w tym najfajniejsze, mogę lub nie chce mi się czegoś zrobić i tego nie robię i to moja sprawa. Przykładem jest ulubiona synowa mojej matki, ona nigdy mnie nie polubiła, nie raz przez nią płakałam, bo nie rozumiałam dlaczego to robi, jeśli żadnej krzywdy jej nie wyrządziłam. Teraz wiem, ze ona prawo mnie nie lubić nawet za kolor włosów i ja jej też nie muszę nawet tolerować, choć moja matka mnie do tego namawiała. Od niedawna sobie wszystko odpuściłam, nie muszę nikogo kochać, lubić, tolerować, ja mogę coś zrobić w rozsądku jak odczuję że mam ochotę. Na dzień dzisiejszy nie odczuwam tej ochoty.
Być może ty też tak masz, że to nie jest już to dziecko czekające na komplement,a okazywanie miłości bez oczekiwań.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4390
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: ozeasz »

Caliope pisze: 03 wrz 2022, 8:58
ozeasz pisze: 02 wrz 2022, 19:25
Caliope pisze: 29 sie 2022, 20:04 Czegoś nie ma, to nie ma, nie czuje się ważna, nigdy tego nie czułam, może chwilę przed ślubem, pierwszy raz w życiu. A tak od początku swojego istnienia mam z tym problem i to zawsze zostanie ze mną. Jakoś ja nie zasługuję na miłość od ludzi dorosłych i muszę tę miłość dawać sobie sama
Popatrz co sama napisałaś, że nie czułaś się ważna przed ślubem, poza jednym przypadkiem, jak myślisz, skąd taka myśl, że na miłość należy sobie zasłużyć, mam wrażenie że to Twoja przeszłość daje o sobie znać i to nie jest przeszłość z okresu małżeństwa.

Co by się musiało zdarzyć że doświadczyłabyś takiej prawdziwej miłości wobec siebie, jakby to miało wyglądać, w jakiej sytuacji zobaczyłabyś że jesteś kochana bezgranicznie i ważna?
Kocham siebie, bo o siebie dbam i stawiam granice, to do poprzedniego postu . Byłam zakochana i może też mąż był zakochany, adorował, chciał spędzać czas, wtedy poczułam się kochana i ważna.
Nie wiem co by musiało się stać, kiedyś być może wiedziałam, teraz prawie nie odczuwam żadnych emocji i uczuć i nie werbalizuję oraz nie czynię nic.
Nie czuj,nie mów, nie rób, zniknij, tak teraz mam.
Wolę iść do pracy niż się nad tym zastanawiać.
Caliope jeśli sama nie potrafisz nazwać słów, zachowań, sytuacji które by wskazały że jesteś kochana i ważna to kto ma to wiedzieć?
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
ODPOWIEDZ