Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Sarah »

marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25 czy masz świadomość w jakiej jesteś korzystnej i komfortowej sytuacji?
Doceniasz to?
Dziękujesz za to Bogu?
Ludziom na przykład?
Mężowi?
marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25 Tak zwyczajnie po ludzku z miłości z wdzięczności
Ja widzę że twój mąż jest przyzwoity - pewnie że zawalił na wielu polach, ale dba o waszą rodzinę.
A stabilność finansowa to podstawowowa potrzeba każdego człowieka
marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25 Wiem że czujesz się niekochana....
Ja też tak mam często....
Wtedy szukam osoby bardziej niekochanej...
Racjonalizacja na wysokim poziomie... Doceń, że mąż nie leje i nie wyzywa, czyli jest przyzwoity, a inni mają gorzej, np. głodujące dzieci w Afryce... Tak mi się ta wypowiedź kojarzy. Mam porównanie, bo żyłam przez długi czas z mężem jak ze znajomym, chociaż aż takiej pustki i Sahary jak u Caliope chyba nie było. I nigdy więcej!!! Tysiąc razy wolę żyć skromniej, być bardziej zmęczona, czasem zdana tylko na siebie. Taka atmosfera mnie wręcz zabijała, więdłam jak roślina pozbawiona wody :cry:
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Abigail pisze: 30 lis 2021, 14:59
Firekeeper pisze: 30 lis 2021, 13:30
Abigail pisze: 30 lis 2021, 11:29
Dziś przeczytałam coś bardzo budującego w Rosenbergu: Jeśli zamienić słowo MUSZĘ na WYBIERAM czynność ta nabiera zupełnie innego wymiaru - nie konieczności a świadomego wyboru. Jeśli jakiś dotychczasowy obowiązek budzi nasz nieustanny wewnętrzny sprzeciw bo nie robimy tego ze względu na nasze potrzeby czy wyznawane wartości to bez żalu można z niego zrezygnować - choćby wydawało się że świat się od tego zawali to o dziwo - nie zawali się :D .
Najlepiej też wejść w kontakt z intencją czyli odpowiedzieć sobie: "wybieram robienie... ponieważ chcę..." Wtedy cel jest naszym katalizatorem działania. Dzięki temu odkrywasz, że powinność robienia czegoś nie istnieje i uwalniając się od tego ciężaru który wzbudza poczucie winy możesz naprawdę rozwinąć swoje możliwości (każde i te matczyne i zawodowe i te małżeńskie) i uwolnić się od konieczności zadowalania lub spełniania oczekiwań innych - to w końcu Twoje życie jest :)
Abigail Ja po tym co napisałaś zastanawiam się, czy nie prowadzi to w małżeństwie zwłaszcza do egoizmu. Wydaje mi się, że bardzo łatwo wpaść w pułapkę egoizmu wtedy jesteśmy zamknięci na drugą osobę. I nic nie dociera. Np. Wybieram rezygnację z bycia żoną, bo nie muszę nią być. Nie cieszy mnie to, nie sprawia radości. Nikt mnie nie zmusi. Od dziś będę Panią swojego życia, będę robić co chcę, będę bronić swojego zdania, a każdy na nie to będzie wróg na moją wolność. Ja bronię się przed tym nieustannie. Ciągle mam myśl, a po co mi mąż skoro sobie dam radę, a po co mam się męczyć z nim jak mogę sobie sama spędzić wieczór. Przecież to moje życie nie będę go zadawalać, ani uszczęśliwiać. Co innego w przypadku kiedy druga osoba nas opuszcza i fizycznie i jesteśmy zdani na siebie wtedy zajęcie się sobą i skupienie na sobie ma sens. Ale co jeśli ileś lat się mieszka razem i nie jest kolorowo i nagle dwie osoby dostają radę zajęcia się sobą i mają swoje odrębne cele, zainteresowania i oddalają się już tak bardzo, że nie ma o czym ze sobą gadać? Piszę to na swoim przykładzie.
Firekeeper, egoizm jest zaspokajaniem własnych zachcianek kosztem innych - zupełnie nie do tego chciałam zachęcać w moim poście. Jeśli dla mnie np wartością jest sakrament małżeństwa a mniemam że dla nas wszystkich jest skoro tu jesteśmy to nie przyjdzie mi do głowy stawiać tezy w której wybieram "nie być żoną" odrzucać męża ale faktem jest że nie moją rolą jako małżonki jest "zadowalać ani uszczęśliwiać" męża :shock: Małżeństwo nie od tego jest nie jesteśmy złotymi rybkami! Zapewne w te puste pola po "wybieram" i "ponieważ" możesz teoretycznie wstawić co chcesz przy czym zgodnie ze swoim systemem wartości i swoimi potrzebami. Zauważ że chodziło o podmianę MUSZĘ na WYBIERAM. Jeśli czujesz, że musisz być żoną to warto zastanowić się czy naprawdę musisz bo przecież kiedyś wybrałaś i zastanowić się dlaczego. Nie sądzę, żeby ktokolwiek długo wytrzymał w jakiejkolwiek roli jeśli uzna że musi lub powinien a jeśli nawet wytrzyma to po latach będzie bardzo sfrustrowanym człowiekiem.
Nie odbieram tego, że zachęcasz. Tylko właśnie taka refleksja mnie naszła. Dlaczego? Dlatego, że ja kiedyś żyłam życiem męża. Byłam młoda, szybko zaszłam w ciążę, chciałam być super żoną mimo, że już przed ślubem z mężem kompletnie się nie dogadywaliśmy, byłam współuzależniona, on uzależniony. Jednym słowem dramat. 9 lat temu napisałam tutaj na Sychar mój pierwszy post i zaczął się jeszcze większy dramat, bo ostatecznie mój mąż mało mnie nie zabił. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo zamiast po rozwód poszłam na 12 kroków. Łatwo nie było. Wręcz było tragicznie. Ale zaczęłam myśleć o sobie, zrealowalam swoje marzenia, cele. Mąż stał się dobrym ojcem. Wydawało się, że jest dobrze i zaszłam w 3 ciążę mój mąż od razu wyprowadził się z sypialni i zerwał ze mną kontakty. Byłam jego koleżanką. Chciałam utrzymać ciążę więc zaczęłam myśleć tylko i wyłącznie o sobie samej. I tak czas leci. Mąż już dwa lata jest w terapii. I sam teraz ma rozstrzygnąć co do mnie czuje. Bo mnie męczy to, że jestem jego koleżanką. A frustruje jeszcze bardziej. Stoję, że tak powiem w rozkroku. I mam ochotę autentycznie tylko myśleć dalej o sobie, ale moja naiwność albo współuzależnienie albo nie wiem co jeszcze innego daje temu szansę. I patrzę na Caliope i się zastanawiam co lepsze. Czy mieć głupią nadzieję i działać ale przy tym się frustrować, czy się zamknąć w sobie i zająć sobą i dziećmi. 🤔
Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

Sarah pisze: 30 lis 2021, 15:18
marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25 czy masz świadomość w jakiej jesteś korzystnej i komfortowej sytuacji?
Doceniasz to?
Dziękujesz za to Bogu?
Ludziom na przykład?
Mężowi?
marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25 Tak zwyczajnie po ludzku z miłości z wdzięczności
Ja widzę że twój mąż jest przyzwoity - pewnie że zawalił na wielu polach, ale dba o waszą rodzinę.
A stabilność finansowa to podstawowowa potrzeba każdego człowieka
marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25 Wiem że czujesz się niekochana....
Ja też tak mam często....
Wtedy szukam osoby bardziej niekochanej...
Racjonalizacja na wysokim poziomie... Doceń, że mąż nie leje i nie wyzywa, czyli jest przyzwoity, a inni mają gorzej, np. głodujące dzieci w Afryce... Tak mi się ta wypowiedź kojarzy. Mam porównanie, bo żyłam przez długi czas z mężem jak ze znajomym, chociaż aż takiej pustki i Sahary jak u Caliope chyba nie było. I nigdy więcej!!! Tysiąc razy wolę żyć skromniej, być bardziej zmęczona, czasem zdana tylko na siebie. Taka atmosfera mnie wręcz zabijała, więdłam jak roślina pozbawiona wody :cry:
Sarah, zgadzam się z Tobą w 100%, racjonalizacja w stylu: "inni mają gorzej" powoduje u mnie skok adrenaliny nic więcej. Obojętność emocjonalna i fizyczna cynicznie wycelowana w małżonka aby go złamać i uzyskać swój cel nie znajduje u mnie żadnego usprawiedliwienia.
Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25
Nie wiem na ile jesteś zorientowana w sytuacji ekonomicznej kraju ale to, że możesz nie pracować zawodowo jest niewątpliwie zasługą męża bo przecież to on utrzymuje całą waszą rodzinę.
Gdzieś pisałaś że mu nie pierzesz i nic koło niego nie robisz.
Ale mam nadzieję że ugotowaną przez ciebie zupą on może się poczęstować.

W innym wątku natknęłam się na wpis Caliope, że mąż blokuje jej konto a ona żeby mieć co jeść w tym czasie bierze ze swojego gdzie ma parę złotych na czarną godzinę. Brawo dla męża Caliope :shock: Może mu za to podziękować?

To że "możesz nie pracować" czy to że aktualnie pracujesz nieodpłatnie opiekując się dzieckiem i prowadząc dom

Nie pierzesz i nie gotujesz bo nie czy nie pierzesz i nie gotujesz bo on nie chce mieć uprane i ugotowane przez ciebie.

Statystyczna Polka pełni w domu wielorakie funkcje: opiekunki i pielęgniarki, sprzątaczki, kucharki, nauczycielki a także zaopatrzeniowca. Pracę w domu wyceniono kilka lat temu na około 1,2 tys. zł miesięcznie (wyliczenia GUS), lub nawet na 2,5 tys. zł (wyliczenia ekonomistki Beaty Mikuty)4. Teoretycznie wartość pracy domowej polskich gospodyń domowych powiększa dochód narodowy brutto o 25 proc. Jednak w praktyce nikt nie przypisuje tym zajęciom wartości rynkowej. (Żródło - poradnik finansowy dla kobiet. Centrum Praw Kobiet)

marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25 Ja widzę że twój mąż jest przyzwoity - pewnie że zawalił na wielu polach, ale dba o waszą rodzinę.
A stabilność finansowa to podstawowowa potrzeba każdego człowieka
Mąż to wam zapewnia.
Może nie słowami, nie czynami jak to pewnie oczekujesz ale właśnie pracą okazuje wam miłość
Co myślisz?
Mąż Caliope próbuje wykopać ją z domu humanitarnie latami dręcząc psychicznie i deprecjonując jej wkład w utrzymanie rodziny.

Wartości pracy, a przez to wkładu w utrzymanie rodziny nie można mierzyć wyłącznie wysokością zarobków.

Jeżeli nie pracujesz zarobkowo, ale pracujesz nieodpłatnie dla dobra swojej rodziny: opiekujesz się domem, dzieckiem, Twoja praca zasługuje na uznanie i spełnia prawny wymóg przyczyniania się do utrzymania rodziny.

Sychar kojarzył mi się z wartościami reprezentowanymi w konferencjach m.in ks. Dziewieckiego (wysłuchałam prawie wszystko co było dostępne w internetach) i teraz kiedy czytam niektóre tu wypowiedzi na forum nie mogę wyjść ze zdumienia, że można tak się minąć z wartościami reprezentowanymi przez Wspólnotę SYCHAR jednocześnie będąc jej częścią :shock:
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Firekeeper pisze: 30 lis 2021, 16:30
Abigail pisze: 30 lis 2021, 14:59
Firekeeper pisze: 30 lis 2021, 13:30

Abigail Ja po tym co napisałaś zastanawiam się, czy nie prowadzi to w małżeństwie zwłaszcza do egoizmu. Wydaje mi się, że bardzo łatwo wpaść w pułapkę egoizmu wtedy jesteśmy zamknięci na drugą osobę. I nic nie dociera. Np. Wybieram rezygnację z bycia żoną, bo nie muszę nią być. Nie cieszy mnie to, nie sprawia radości. Nikt mnie nie zmusi. Od dziś będę Panią swojego życia, będę robić co chcę, będę bronić swojego zdania, a każdy na nie to będzie wróg na moją wolność. Ja bronię się przed tym nieustannie. Ciągle mam myśl, a po co mi mąż skoro sobie dam radę, a po co mam się męczyć z nim jak mogę sobie sama spędzić wieczór. Przecież to moje życie nie będę go zadawalać, ani uszczęśliwiać. Co innego w przypadku kiedy druga osoba nas opuszcza i fizycznie i jesteśmy zdani na siebie wtedy zajęcie się sobą i skupienie na sobie ma sens. Ale co jeśli ileś lat się mieszka razem i nie jest kolorowo i nagle dwie osoby dostają radę zajęcia się sobą i mają swoje odrębne cele, zainteresowania i oddalają się już tak bardzo, że nie ma o czym ze sobą gadać? Piszę to na swoim przykładzie.
Firekeeper, egoizm jest zaspokajaniem własnych zachcianek kosztem innych - zupełnie nie do tego chciałam zachęcać w moim poście. Jeśli dla mnie np wartością jest sakrament małżeństwa a mniemam że dla nas wszystkich jest skoro tu jesteśmy to nie przyjdzie mi do głowy stawiać tezy w której wybieram "nie być żoną" odrzucać męża ale faktem jest że nie moją rolą jako małżonki jest "zadowalać ani uszczęśliwiać" męża :shock: Małżeństwo nie od tego jest nie jesteśmy złotymi rybkami! Zapewne w te puste pola po "wybieram" i "ponieważ" możesz teoretycznie wstawić co chcesz przy czym zgodnie ze swoim systemem wartości i swoimi potrzebami. Zauważ że chodziło o podmianę MUSZĘ na WYBIERAM. Jeśli czujesz, że musisz być żoną to warto zastanowić się czy naprawdę musisz bo przecież kiedyś wybrałaś i zastanowić się dlaczego. Nie sądzę, żeby ktokolwiek długo wytrzymał w jakiejkolwiek roli jeśli uzna że musi lub powinien a jeśli nawet wytrzyma to po latach będzie bardzo sfrustrowanym człowiekiem.
Nie odbieram tego, że zachęcasz. Tylko właśnie taka refleksja mnie naszła. Dlaczego? Dlatego, że ja kiedyś żyłam życiem męża. Byłam młoda, szybko zaszłam w ciążę, chciałam być super żoną mimo, że już przed ślubem z mężem kompletnie się nie dogadywaliśmy, byłam współuzależniona, on uzależniony. Jednym słowem dramat. 9 lat temu napisałam tutaj na Sychar mój pierwszy post i zaczął się jeszcze większy dramat, bo ostatecznie mój mąż mało mnie nie zabił. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo zamiast po rozwód poszłam na 12 kroków. Łatwo nie było. Wręcz było tragicznie. Ale zaczęłam myśleć o sobie, zrealowalam swoje marzenia, cele. Mąż stał się dobrym ojcem. Wydawało się, że jest dobrze i zaszłam w 3 ciążę mój mąż od razu wyprowadził się z sypialni i zerwał ze mną kontakty. Byłam jego koleżanką. Chciałam utrzymać ciążę więc zaczęłam myśleć tylko i wyłącznie o sobie samej. I tak czas leci. Mąż już dwa lata jest w terapii. I sam teraz ma rozstrzygnąć co do mnie czuje. Bo mnie męczy to, że jestem jego koleżanką. A frustruje jeszcze bardziej. Stoję, że tak powiem w rozkroku. I mam ochotę autentycznie tylko myśleć dalej o sobie, ale moja naiwność albo współuzależnienie albo nie wiem co jeszcze innego daje temu szansę. I patrzę na Caliope i się zastanawiam co lepsze. Czy mieć głupią nadzieję i działać ale przy tym się frustrować, czy się zamknąć w sobie i zająć sobą i dziećmi. 🤔
To zależy od podejścia, zamykając tą część siebie nie cierpię, a cieszę się, że żyję ,mam po co. Żyjac taką mocną nadzieją, cierpię, bo nie czuje sie ani kobietą, ani matką, ani żoną. Zawsze mamy wybór jak postępujemy, jaka jest przy tym wolność, bo ja tak zdecydowałam sama, nie inni za mnie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Sarah pisze: 30 lis 2021, 15:18
marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25 czy masz świadomość w jakiej jesteś korzystnej i komfortowej sytuacji?
Doceniasz to?
Dziękujesz za to Bogu?
Ludziom na przykład?
Mężowi?
marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25 Tak zwyczajnie po ludzku z miłości z wdzięczności
Ja widzę że twój mąż jest przyzwoity - pewnie że zawalił na wielu polach, ale dba o waszą rodzinę.
A stabilność finansowa to podstawowowa potrzeba każdego człowieka
marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25 Wiem że czujesz się niekochana....
Ja też tak mam często....
Wtedy szukam osoby bardziej niekochanej...
Racjonalizacja na wysokim poziomie... Doceń, że mąż nie leje i nie wyzywa, czyli jest przyzwoity, a inni mają gorzej, np. głodujące dzieci w Afryce... Tak mi się ta wypowiedź kojarzy. Mam porównanie, bo żyłam przez długi czas z mężem jak ze znajomym, chociaż aż takiej pustki i Sahary jak u Caliope chyba nie było. I nigdy więcej!!! Tysiąc razy wolę żyć skromniej, być bardziej zmęczona, czasem zdana tylko na siebie. Taka atmosfera mnie wręcz zabijała, więdłam jak roślina pozbawiona wody :cry:
Zgadzam się z tobą w 100% to nie jest wszystko co można dostac od mężczyzny w małżeństwie. Dać też można w zamian, ale drugą stroną musi pozwolić
kogoś wpuścić do swojego ogródka.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Pavel »

Firekeeper pisze: Czy mieć głupią nadzieję i działać ale przy tym się frustrować, czy się zamknąć w sobie i zająć sobą i dziećmi. 🤔
To wg mnie zerojedynkowe podejście. A miedzy czernią i bielą jest cała gamą kolorów.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Abigail

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Abigail »

Firekeeper pisze: 30 lis 2021, 16:30
Nie odbieram tego, że zachęcasz. Tylko właśnie taka refleksja mnie naszła. Dlaczego? Dlatego, że ja kiedyś żyłam życiem męża. Byłam młoda, szybko zaszłam w ciążę, chciałam być super żoną mimo, że już przed ślubem z mężem kompletnie się nie dogadywaliśmy, byłam współuzależniona, on uzależniony. Jednym słowem dramat. 9 lat temu napisałam tutaj na Sychar mój pierwszy post i zaczął się jeszcze większy dramat, bo ostatecznie mój mąż mało mnie nie zabił. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo zamiast po rozwód poszłam na 12 kroków. Łatwo nie było. Wręcz było tragicznie. Ale zaczęłam myśleć o sobie, zrealowalam swoje marzenia, cele. Mąż stał się dobrym ojcem. Wydawało się, że jest dobrze i zaszłam w 3 ciążę mój mąż od razu wyprowadził się z sypialni i zerwał ze mną kontakty. Byłam jego koleżanką. Chciałam utrzymać ciążę więc zaczęłam myśleć tylko i wyłącznie o sobie samej. I tak czas leci. Mąż już dwa lata jest w terapii. I sam teraz ma rozstrzygnąć co do mnie czuje. Bo mnie męczy to, że jestem jego koleżanką. A frustruje jeszcze bardziej. Stoję, że tak powiem w rozkroku. I mam ochotę autentycznie tylko myśleć dalej o sobie, ale moja naiwność albo współuzależnienie albo nie wiem co jeszcze innego daje temu szansę. I patrzę na Caliope i się zastanawiam co lepsze. Czy mieć głupią nadzieję i działać ale przy tym się frustrować, czy się zamknąć w sobie i zająć sobą i dziećmi. 🤔
Masz za sobą trudne doświadczenia, przeszłaś 12 kroków, zapewne przeczytałaś kilka książek o współuzależnieniu i dalej zadajesz sobie pytanie czy odcięcie się od toksycznej relacji ma sens. Czy uważasz że gdybyś w tamtym czasie kiedy mąż był wobec Ciebie skrajnie obojętny zabiegała o jego względy to to by coś zmieniło? - To jest w dalszym ciągu pułapka uzależnienia. W zdrowym związku ludzie się nawzajem przyciągają intrygują i są ze sobą z własnej nieprzymuszonej woli. Bieganie za kimś i kto nas kompletnie olewa jest chyba niedorzeczne. Obojętność męża wynikała z tego że miał lepsze rzeczy do roboty czy z tego że nie chciałaś mieć z nim nic wspólnego. Jesli jestesmy porzucani to jedynym najlepszym wyjściem jest zająć się sobą i to nie jest równoznaczne z egoizmem. O tym mówi lista Zerty, wszystkie mądre książki o DDA współuzależnieniu, mądrzy sycharowicze admini, ks Dziewiecki i inni rekolekcjoniści sycharowi.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Abigail pisze: 30 lis 2021, 17:50
Firekeeper pisze: 30 lis 2021, 16:30
Nie odbieram tego, że zachęcasz. Tylko właśnie taka refleksja mnie naszła. Dlaczego? Dlatego, że ja kiedyś żyłam życiem męża. Byłam młoda, szybko zaszłam w ciążę, chciałam być super żoną mimo, że już przed ślubem z mężem kompletnie się nie dogadywaliśmy, byłam współuzależniona, on uzależniony. Jednym słowem dramat. 9 lat temu napisałam tutaj na Sychar mój pierwszy post i zaczął się jeszcze większy dramat, bo ostatecznie mój mąż mało mnie nie zabił. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo zamiast po rozwód poszłam na 12 kroków. Łatwo nie było. Wręcz było tragicznie. Ale zaczęłam myśleć o sobie, zrealowalam swoje marzenia, cele. Mąż stał się dobrym ojcem. Wydawało się, że jest dobrze i zaszłam w 3 ciążę mój mąż od razu wyprowadził się z sypialni i zerwał ze mną kontakty. Byłam jego koleżanką. Chciałam utrzymać ciążę więc zaczęłam myśleć tylko i wyłącznie o sobie samej. I tak czas leci. Mąż już dwa lata jest w terapii. I sam teraz ma rozstrzygnąć co do mnie czuje. Bo mnie męczy to, że jestem jego koleżanką. A frustruje jeszcze bardziej. Stoję, że tak powiem w rozkroku. I mam ochotę autentycznie tylko myśleć dalej o sobie, ale moja naiwność albo współuzależnienie albo nie wiem co jeszcze innego daje temu szansę. I patrzę na Caliope i się zastanawiam co lepsze. Czy mieć głupią nadzieję i działać ale przy tym się frustrować, czy się zamknąć w sobie i zająć sobą i dziećmi. 🤔
Masz za sobą trudne doświadczenia, przeszłaś 12 kroków, zapewne przeczytałaś kilka książek o współuzależnieniu i dalej zadajesz sobie pytanie czy odcięcie się od toksycznej relacji ma sens. Czy uważasz że gdybyś w tamtym czasie kiedy mąż był wobec Ciebie skrajnie obojętny zabiegała o jego względy to to by coś zmieniło? - To jest w dalszym ciągu pułapka uzależnienia. W zdrowym związku ludzie się nawzajem przyciągają intrygują i są ze sobą z własnej nieprzymuszonej woli. Bieganie za kimś i kto nas kompletnie olewa jest chyba niedorzeczne. Obojętność męża wynikała z tego że miał lepsze rzeczy do roboty czy z tego że nie chciałaś mieć z nim nic wspólnego. Jesli jestesmy porzucani to jedynym najlepszym wyjściem jest zająć się sobą i to nie jest równoznaczne z egoizmem. O tym mówi lista Zerty, wszystkie mądre książki o DDA współuzależnieniu, mądrzy sycharowicze admini, ks Dziewiecki i inni rekolekcjoniści sycharowi.
Tak zadaję sobie to pytanie. Bo myślę, że łatwo jest się wycofać, zamknąć w sobie. Zająć tylko sobą, swoimi marzeniami, mieć zorientowany cel. I miałam ten wybór ale ja nie jestem z tych osób które się poddają szybko. Ja dopóki mąż będzie żył, dopóki sam nie złoży papierów rozwodowych. Będę szukać rozwiązania. Czy szukanie rozwiązań to postawa biegania za kimś? Zajęcie sobą nie jest jednoznaczne z egoizmem ale może doprowadzić do egoizmu nawet jeśli dwoje ludzi jeszcze ze sobą mieszka. Może doprowadzić do zamknięcia na drugą osobę i dialog. A po odejściu, zamknąć drzwi małżonkowi.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Abigail pisze: 30 lis 2021, 17:15
marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25
Nie wiem na ile jesteś zorientowana w sytuacji ekonomicznej kraju ale to, że możesz nie pracować zawodowo jest niewątpliwie zasługą męża bo przecież to on utrzymuje całą waszą rodzinę.
Gdzieś pisałaś że mu nie pierzesz i nic koło niego nie robisz.
Ale mam nadzieję że ugotowaną przez ciebie zupą on może się poczęstować.

W innym wątku natknęłam się na wpis Caliope, że mąż blokuje jej konto a ona żeby mieć co jeść w tym czasie bierze ze swojego gdzie ma parę złotych na czarną godzinę. Brawo dla męża Caliope :shock: Może mu za to podziękować?

To że "możesz nie pracować" czy to że aktualnie pracujesz nieodpłatnie opiekując się dzieckiem i prowadząc dom

Nie pierzesz i nie gotujesz bo nie czy nie pierzesz i nie gotujesz bo on nie chce mieć uprane i ugotowane przez ciebie.

Statystyczna Polka pełni w domu wielorakie funkcje: opiekunki i pielęgniarki, sprzątaczki, kucharki, nauczycielki a także zaopatrzeniowca. Pracę w domu wyceniono kilka lat temu na około 1,2 tys. zł miesięcznie (wyliczenia GUS), lub nawet na 2,5 tys. zł (wyliczenia ekonomistki Beaty Mikuty)4. Teoretycznie wartość pracy domowej polskich gospodyń domowych powiększa dochód narodowy brutto o 25 proc. Jednak w praktyce nikt nie przypisuje tym zajęciom wartości rynkowej. (Żródło - poradnik finansowy dla kobiet. Centrum Praw Kobiet)

marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25 Ja widzę że twój mąż jest przyzwoity - pewnie że zawalił na wielu polach, ale dba o waszą rodzinę.
A stabilność finansowa to podstawowowa potrzeba każdego człowieka
Mąż to wam zapewnia.
Może nie słowami, nie czynami jak to pewnie oczekujesz ale właśnie pracą okazuje wam miłość
Co myślisz?
Mąż Caliope próbuje wykopać ją z domu humanitarnie latami dręcząc psychicznie i deprecjonując jej wkład w utrzymanie rodziny.

Wartości pracy, a przez to wkładu w utrzymanie rodziny nie można mierzyć wyłącznie wysokością zarobków.

Jeżeli nie pracujesz zarobkowo, ale pracujesz nieodpłatnie dla dobra swojej rodziny: opiekujesz się domem, dzieckiem, Twoja praca zasługuje na uznanie i spełnia prawny wymóg przyczyniania się do utrzymania rodziny.

Sychar kojarzył mi się z wartościami reprezentowanymi w konferencjach m.in ks. Dziewieckiego (wysłuchałam prawie wszystko co było dostępne w internetach) i teraz kiedy czytam niektóre tu wypowiedzi na forum nie mogę wyjść ze zdumienia, że można tak się minąć z wartościami reprezentowanymi przez Wspólnotę SYCHAR jednocześnie będąc jej częścią :shock:
Widzisz, dlatego nie warto się zarzynać i za bardzo słuchać nikogo, a robić swoje wedle uznania. Dla wielu ludzi praca w domu jest niczym, to obowiązek do spełnienia który nie ma żadnej wartości. Tak mój mąż to dostrzega. Ja mu tylko nie gotuje, bo nie chce, resztę robię sama. Podczas ostrego kryzysu powiedzial mi, że odetnie mnie od pieniędzy jak nie dam mu rozwodu. Stąd teraz zawsze na drugim koncie coś mam.
Kiedy oboje wierzyliśmy w Boga ten podział był dobry, ale teraz to ja czuję się wykorzystana i on przeze mnie też, bo ja nic nie robie, no przecież samo się sprząta, gotuje, pierzesz i zajmuje dzieckiem. Gdyby mnie było stać, zatrudniłabym osobę by robiła wszystko za mnie, a ja bym się spełniała zawodowo. Mając pieniądze zrobiłabym kilka kursów, zainwestowałabym w coś. To takie niespełniające się marzenia, bo mój syn jest priorytetem.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Pavel »

Abigail pisze: 30 lis 2021, 17:15
marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25
Nie wiem na ile jesteś zorientowana w sytuacji ekonomicznej kraju ale to, że możesz nie pracować zawodowo jest niewątpliwie zasługą męża bo przecież to on utrzymuje całą waszą rodzinę.
Gdzieś pisałaś że mu nie pierzesz i nic koło niego nie robisz.
Ale mam nadzieję że ugotowaną przez ciebie zupą on może się poczęstować.

W innym wątku natknęłam się na wpis Caliope, że mąż blokuje jej konto a ona żeby mieć co jeść w tym czasie bierze ze swojego gdzie ma parę złotych na czarną godzinę. Brawo dla męża Caliope :shock: Może mu za to podziękować?

To że "możesz nie pracować" czy to że aktualnie pracujesz nieodpłatnie opiekując się dzieckiem i prowadząc dom

Nie pierzesz i nie gotujesz bo nie czy nie pierzesz i nie gotujesz bo on nie chce mieć uprane i ugotowane przez ciebie.

Statystyczna Polka pełni w domu wielorakie funkcje: opiekunki i pielęgniarki, sprzątaczki, kucharki, nauczycielki a także zaopatrzeniowca. Pracę w domu wyceniono kilka lat temu na około 1,2 tys. zł miesięcznie (wyliczenia GUS), lub nawet na 2,5 tys. zł (wyliczenia ekonomistki Beaty Mikuty)4. Teoretycznie wartość pracy domowej polskich gospodyń domowych powiększa dochód narodowy brutto o 25 proc. Jednak w praktyce nikt nie przypisuje tym zajęciom wartości rynkowej. (Żródło - poradnik finansowy dla kobiet. Centrum Praw Kobiet)

marylka pisze: 30 lis 2021, 12:25 Ja widzę że twój mąż jest przyzwoity - pewnie że zawalił na wielu polach, ale dba o waszą rodzinę.
A stabilność finansowa to podstawowowa potrzeba każdego człowieka
Mąż to wam zapewnia.
Może nie słowami, nie czynami jak to pewnie oczekujesz ale właśnie pracą okazuje wam miłość
Co myślisz?
Mąż Caliope próbuje wykopać ją z domu humanitarnie latami dręcząc psychicznie i deprecjonując jej wkład w utrzymanie rodziny.

Wartości pracy, a przez to wkładu w utrzymanie rodziny nie można mierzyć wyłącznie wysokością zarobków.

Jeżeli nie pracujesz zarobkowo, ale pracujesz nieodpłatnie dla dobra swojej rodziny: opiekujesz się domem, dzieckiem, Twoja praca zasługuje na uznanie i spełnia prawny wymóg przyczyniania się do utrzymania rodziny.

Sychar kojarzył mi się z wartościami reprezentowanymi w konferencjach m.in ks. Dziewieckiego (wysłuchałam prawie wszystko co było dostępne w internetach) i teraz kiedy czytam niektóre tu wypowiedzi na forum nie mogę wyjść ze zdumienia, że można tak się minąć z wartościami reprezentowanymi przez Wspólnotę SYCHAR jednocześnie będąc jej częścią :shock:
Zacznę od tego, że Caliope nie napisała, że jej mąż zablokował jej dostęp do konta. Napisała, że jest taka techniczna możliwość, dlatego ma jakieś środki na innym koncie. To jednak różnica.
No chyba, że to ja coś źle przeczytałem.

Po drugie, tak w tym powyżej zacytowanym jak i w poście nad nim wchodzisz w głowę męża Caliope i przypisujesz mu konkretne zle intencje. Nawet jeśli tak myśli i Caliope, nie zmienia to fakty, że żadna z was nie posiadła raczej umiejętności czytania w myślach. Zupełnie jak ja. Jeśli się mylę a ty jednak czytać w myślach potrafisz, popraw mnie proszę.
Nie piszę, że mąż Caliope tak nie myśli. Po prostu tego zwyczajnie nie wiemy.

Po trzecie zaś - które konkretnie posty tak mijają się z wartościami które płyną z konferencji?
Piszesz to przy okazji cytowania postu Marylki, ja zaś poza tym, że najwyraźniej odczytuję go zupełnie inaczej niż ty, nie dostrzegam tam treści niezgodnych z przesłaniem wspólnoty, charyzmatem Sycharu, nauką KK.
Chyba, że masz na myśli inne wpisy, wtedy jeśli możesz, podziel się proszę.

Przy okazji, różni ludzie mogą mieć rożne Drogi postępowania w kryzysach, pomysły i doświadczenia. I to jest Ok.

Z całą sympatią i docenieniem ks. Dziewieckiego nie ma on monopolu na jedyne słuszne rozwiązania. Jestem nawet pewien, że sobie takiego prawa nie przypisuje zresztą, to mądry facet, zdecydowanie Boży człowiek i świetny kapłan :)
Nie ma jednej uniwersalnej drogi, poza przylgnięciem do Boga i pracą nad sobą.
To natomiast każdy realizuje indywidualnie.

Odnośnie tego co napisałaś o roli kobiety w domu i wartości jej pracy nie dyskutuję z kolei, dla mnie to oczywiste oczywistości, nijak wg mego odbioru nie stoi to w sprzeczności z tym co pisała Marylka.

Swoją drogą, koniec świata.
Marylka dostaje „burę”, bo odważyła się zerknąć z innej perspektywy. Kto jest na forum kilka lat, zwłaszcza panowie, pamiętając o sposobie pisania (zwłaszcza różnicy w formie pisania do pań i panów), może zauważyć chichot historii ;)

A już poważniej - polecam ci Abigail, w wolności oczywiście, przeczytać post Marylki gdy już opadną emocje. Bo mam nieodparte wrażenie, że emocjami go czytałaś.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nirwanna »

Caliope, ja mam z kolei jedną drobną sugestię. Naprawdę malutką. Masz pełne prawo korzystać z tego co ludzie piszą w wolności, czyli brać tylko to, co wg Ciebie pasuje do Twojej sytuacji. To jest ok.
Ze świadomością, że jeśli żadne z Was nic nie zmieni, to i sytuacja się nie zmieni. Więc może choć jedną małą rzecz - warto.

Proponuję Ci mianowicie, abyś zamiast używać formy "mój syn" zaczęła używać formy "nasz syn". Na początek tylko tu na forum. Potem wszędzie indziej.
Obstawiam, że za jakiś czas może pójść za tym zmiana Twojej postawy (zwłaszcza tego, czego nie zauważasz), a to może wpłynąć na cały układ rodzinny.

Co Ty na to?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nirwanna pisze: 30 lis 2021, 19:25 Caliope, ja mam z kolei jedną drobną sugestię. Naprawdę malutką. Masz pełne prawo korzystać z tego co ludzie piszą w wolności, czyli brać tylko to, co wg Ciebie pasuje do Twojej sytuacji. To jest ok.
Ze świadomością, że jeśli żadne z Was nic nie zmieni, to i sytuacja się nie zmieni. Więc może choć jedną małą rzecz - warto.

Proponuję Ci mianowicie, abyś zamiast używać formy "mój syn" zaczęła używać formy "nasz syn". Na początek tylko tu na forum. Potem wszędzie indziej.
Obstawiam, że za jakiś czas może pójść za tym zmiana Twojej postawy (zwłaszcza tego, czego nie zauważasz), a to może wpłynąć na cały układ rodzinny.

Co Ty na to?
Dziękuję Nirwanno, właśnie przez to, że sama praktycznie wychowuje syna, cały czas piszę tylko mój syn. Jestem za niego odpowiedzialna w 100%, to stąd się bierze. Przez ten kryzys już nie ma nasze, a moje, twoje, mąż też nie mówi nasz syn jak rozmawia przez telefon z kimś. Spróbuję choć " nasz" ciężko przechodzi przez gardło.
A.zelia
Posty: 214
Rejestracja: 14 gru 2018, 13:04
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: A.zelia »

Abigail-super. A co jak mąż Caliope od jutra rzuci pracę i będzie przyczyniał się do utrzymania rodziny nieodpłatną praca, która też będzie ważna?
3letniaMężatka
Posty: 150
Rejestracja: 23 lut 2020, 22:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: 3letniaMężatka »

Zastanawiam się nad jednym. Jeśli mężowi Caliope, jest źle w ich małżeństwie to dlaczego nie odejdzie i nie uwolni się od obowiązków i swojej rodziny? Nie ma ugotowane (okej sam nie chce, ale myślę, że tu się mocno zacietrzewil i ciężko mu to odkręcić), zarabia na dom i jego utrzymanie. To samo może zrobić będąc samemu.
A może jednak mąż Caliope ją kocha na swój sposób ale wszystko poszło już tak daleko, że nie ma pomysłu jak wrócić do tego co było przed i zaraz po ślubie. Mówię tu że swojego doświadczenia. Czasami sytuację idą tak daleko, tyle złych rzeczy się po drodze wydarza, że bardzo ciężko jest naprawić coś co się zepsuło. Czasami nie ma się pomysłu, jak to zrobić. A gdy nie ma pomysłu to i chęci brak. I tak jedno czeka na drugiego, aż ta druga osoba odkryje ten złoty środek. Tylko co wtedy, gdy żadna ze stron go nie odkryje? Albo nie będzie miała chęci, żeby go odkryć?
ODPOWIEDZ