Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

konwalia123 pisze: 01 sty 2022, 14:38 Caliope nie przeczytalam całości Twojego wątku ale to, co mi się rzuca od razu w oczy to obraz smutnego, nieszczęśliwego małżeństwa będącego ze sobą jakby za karę. Ty piszesz, że już nic nie oczekujesz, nauczyłaś się żyć sama ze sobą i z synem i czujesz, że mąż do niczego Cię nie potrzebuje.
Może być tak, że Twój mąż odbiera to tak samo więc przywykliscie żyć nie ze sobą a obok siebie. Wyprani z uczuć, emocji i pragnień.
One gdzieś w was są ale zepchniete w czarną dziurę bo odkrycie siebie sobie wiązać by się moglo ze zranieniem i odrzuceniem.
I im dluzej trwa taki stan waszej relacji tym trudniej o zmianę. Samo na pewno nic się nie odstanie i nie zmieni.
Jak minęły wam święta i wczorajszy Sylwester?
Konwalio, wiele wysiłku mnie kosztowało by wyciąć się emocjonalnie, wyprać z uczuć i pragnień, nie chciałam żyć jak czułam za dużo, bardzo kochałam meża, zrobiłabym wtedy dla niego wszystko. Słyszałaś kiedyś, że mąż już nie kocha i jest z tobą z litości, bo byłaś chora? Nie ja zdecydowałam, że tak będzie, zawsze ogarniałam wszystko sama, dom, zakupy, dziecko z problemami nikt mi nie pomagał i nie pomaga. Uczę się odpoczywać, choć to bardzo trudne, nie wolno mi było wiele lat usiaść, bo mialam awantury, że za mało robię, a byłam chora po porodzie i mam genetyczne problemy z progesteronem. Biorę 3 lata tabletki i jest ok. Napracowalam się w kryzysie, dalej nad sobą pracuje. Nie chcę popełniać starych błędów i być tylko kucharką, służąca i niańką. Choć syna kocham bardzo i bycie z nim w domu sprawia mi ogromną radość i w tym jestem szczęśliwa.Więc co proponujesz? na męża nie mam wpływu, swoje zrobiłam i robię. Czuję tylko, że mój czas jako kobiety, żony, minął i muszę odnaleźć się w tej rzeczywistości, bez uczuć, czasu i potrzeb, a nie jestem stara. Życie jest dla mnie ciężkie i niosę ten swój krzyż od początku istnienia. Nie interesuje mnie kowalski, nie chcę wchodzić w żadne relacje, mam powyżej dziurek w nosie tej jednej, już nawet nie w imię moich zasad, a dla spokoju.
Świeta były, syn cieszył się z prezentów. Sylwestra spędziłam przed komputerem, jak zawsze, syn oglądał fajerwerki.
konwalia123

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: konwalia123 »

Caliope pisze: 01 sty 2022, 17:16 Świeta były, syn cieszył się z prezentów. Sylwestra spędziłam przed komputerem, jak zawsze, syn oglądał fajerwerki.
A co robil mąż w tym czasie? Napisalaś krótko, że święta byly. Z mężem?
Przemknęlo mi też gdzieś w Twoich postach, że w którymś momencie Twój mąż zadal pytanie: naprawiamy czy rozchodzimy się?
Co postanowiliscie?
Caliope pisze: 01 sty 2022, 17:16 Słyszałaś kiedyś, że mąż już nie kocha i jest z tobą z litości, bo byłaś chora
Slyszalam rożne slowa i sama w poczuciu krzywdy wypowiadalam takie których nie chcialabym powtarzać. Potem siadalismy i rozmawialiśmy prostując emocjonalne krzywizny.
Moim zdaniem nie warto tak chłonąć każde zle slowo i zatrzymywać je w sobie niczym pocisk.
One często wyrzucane są w emocjonalnym pogubieniu.
Myślę że dużo w Tobie bólu i niewybaczenia. To też może utrudniać zblizenie się.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

konwalia123 pisze: 01 sty 2022, 18:51
Caliope pisze: 01 sty 2022, 17:16 Świeta były, syn cieszył się z prezentów. Sylwestra spędziłam przed komputerem, jak zawsze, syn oglądał fajerwerki.
A co robil mąż w tym czasie? Napisalaś krótko, że święta byly. Z mężem?
Przemknęlo mi też gdzieś w Twoich postach, że w którymś momencie Twój mąż zadal pytanie: naprawiamy czy rozchodzimy się?
Co postanowiliscie?
Caliope pisze: 01 sty 2022, 17:16 Słyszałaś kiedyś, że mąż już nie kocha i jest z tobą z litości, bo byłaś chora
Slyszalam rożne slowa i sama w poczuciu krzywdy wypowiadalam takie których nie chcialabym powtarzać. Potem siadalismy i rozmawialiśmy prostując emocjonalne krzywizny.
Moim zdaniem nie warto tak chłonąć każde zle slowo i zatrzymywać je w sobie niczym pocisk.
One często wyrzucane są w emocjonalnym pogubieniu.
Myślę że dużo w Tobie bólu i niewybaczenia. To też może utrudniać zblizenie się.
Mąż nigdy nie zadał takiego pytania, coś źle przeczytałaś. Dlatego jestem w takiej matni, bo ja takiego pytania nie zadam. Gdyby zadał, nie byłoby mnie tutaj, w tym miejscu, bo zrobiłabym wszystko by było dobrze, starczyłoby porozmawiać, zrozumieć i wdrożyć w życie, to co się zepsuło z obu stron.Ustalić granice, pomoc, wsparcie.Moje próby zbliżenia się powodują wycofanie i chęć ucieczki. Nawet próba obejrzenia filmu obok siebie jest nie do sforsowania. Ja moge wyciągać rękę, ale czemu mam czuć upokorzenie i być odtrącana.
Od dwóch lat nic z mężem nie jest, przyzwyczajam się do tego, nie jestem w stanie jak kiedyś funkcjonować, zajeżdżać się, jestem sama ze wszystkim nadal, tylko już nie chcę udowadniać mężowi, że krasnoludki nie posprzątały mieszkania. Ale też nie mam zamiaru odchodzić, choć ostatnio myślę, że mąż powinien sobie znaleźć kobietę która będzie podzielała jego zainteresowania i będzie lepsza. Nie będzie chorowała, miała chorego dziecka i problemów.Pomimo tego, że jestem mądra, zaradna, oszczędna,potrafię gotować, naprawić komputer,mam bardzo dużo zainteresowań, pasji, nie jestem wystarczająco dobra. Piętno choroby która pojawiła się w trakcie ciężkiego porodu, gdzie syn umierał mi na rękach jest ogromne. Mąż nie rozumie i ja mu po raz enty tłumaczyć nie zamierzam. Słowa są bardzo sprawcze, szczególnie kiedy naprawdę czujesz i doświadczasz braku miłości, wsparcia i pomocy wiele lat.
Nie widzę na siebie już sposobu, jest jak jest, nie chcę rozwodu, rozpadu, ale ja nie decyduję o tym.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

I zapomniałam napisać, że mąż siedział w sylwestra jak zawsze w innym pokoju, zostawiam mu przestrzeń, nie przeszkadzam, nie narzucam swojej osoby. W tym nowym roku, życzyłam sobie zdrowia i zwierząt na których skupię swoją miłość, kiedy ludzie nie chcą jej przyjąć.
konwalia123

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: konwalia123 »

Caliope pisze: 01 sty 2022, 22:35 Mąż nigdy nie zadał takiego pytania, coś źle przeczytałaś
Wrocilam jeszcze raz do końcówki Twojego pierwszego posta i ona co prawda pytaniem nie jest ale brzmi tak. Cytuję: "On mówi że mam system zero jedynkowy, widzę rozwód, i wie że nie boję się samotności,mówi, że trzeba poczekać i albo będziemy naprawiać, albo powiemy sobie dowidzenia"
Caliope pisze: 01 sty 2022, 22:35 Piętno choroby która pojawiła się w trakcie ciężkiego porodu, gdzie syn umierał mi na rękach jest ogromne. Mąż nie rozumie i ja mu po raz enty tłumaczyć nie zamierzam.
A co ma zrozumieć mąż? Bo chyba czegoś nie doczytalam i nie rozumiem tego fragmentu.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 01 sty 2022, 22:35 (...) Od dwóch lat nic z mężem nie jest, przyzwyczajam się do tego, nie jestem w stanie jak kiedyś funkcjonować, zajeżdżać się, jestem sama ze wszystkim nadal, tylko już nie chcę udowadniać mężowi, że krasnoludki nie posprzątały mieszkania. Ale też nie mam zamiaru odchodzić, choć ostatnio myślę, że mąż powinien sobie znaleźć kobietę która będzie podzielała jego zainteresowania i będzie lepsza. Nie będzie chorowała, miała chorego dziecka i problemów.Pomimo tego, że jestem mądra, zaradna, oszczędna,potrafię gotować, naprawić komputer,mam bardzo dużo zainteresowań, pasji, nie jestem wystarczająco dobra. Piętno choroby która pojawiła się w trakcie ciężkiego porodu, gdzie syn umierał mi na rękach jest ogromne. Mąż nie rozumie i ja mu po raz enty tłumaczyć nie zamierzam. Słowa są bardzo sprawcze, szczególnie kiedy naprawdę czujesz i doświadczasz braku miłości, wsparcia i pomocy wiele lat.
Nie widzę na siebie już sposobu, jest jak jest, nie chcę rozwodu, rozpadu, ale ja nie decyduję o tym.
Caliope, tyle w tym bólu i smutku co napisałaś. Nie myśl proszę w taki sposób o sobie. Pamiętaj, że dla Boga jesteś jego ukochaną córeczką. On Cię stworzył, i jesteś doskonała jaka jesteś, bo jesteś taka z Jego woli. Wiem, że odrzucenie przez męża boli, bo sama się z tym mierzę. Ale żaden mąż nie jest dla kobiety całym światem. Na szczęście dla nas.

Nie masz wpływu na męża, ale na siebie masz. Miewam dołki, czasem wypływa ze mnie siła, czuję się słaba, smutna. Szukam wtedy dobrych radosnych dni, tego co dało mi siłę. Pamiętam, że i ty takie swoje dni opisywałaś. Wracam do swoich, staram się powtarzać to, co było w nich dobre. No i "biegam"... na Adorację, wypłakać się i posiedzieć przy Tym Mężczyźnie, Który kocha mnie całą i bezwarunkowo. Do biegania się zmotywować nie mogę, zimą tym bardziej, ale syn ciągnie mnie jutro na lodowisko. Ruch jakoś mnie zwykle rozwesela, gdy się zastoję. A ciebie?
konwalia123

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: konwalia123 »

Caliope pisze: 01 sty 2022, 22:35 Od dwóch lat nic z mężem nie jest, przyzwyczajam się do tego, nie jestem w stanie jak kiedyś funkcjonować, zajeżdżać się, jestem sama ze wszystkim nadal, tylko już nie chcę udowadniać mężowi, że krasnoludki nie posprzątały mieszkania
Tak jeszcze wrocilam do tej Twojej wypowiedzi i nie wydaje mi się by Twój mąż oczekiwal bys się zajezdzala w domu i udowadniala że pracujesz. Może bardziej chodzi mu o to byś byla kobietą do życia, zadowoloną, usmiechnietą , pozytywnie patrzącą w przyszłość. Bez tego obciążającego bagazu z przeszłości.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

konwalia123 pisze: 01 sty 2022, 23:15
Caliope pisze: 01 sty 2022, 22:35 Mąż nigdy nie zadał takiego pytania, coś źle przeczytałaś
Wrocilam jeszcze raz do końcówki Twojego pierwszego posta i ona co prawda pytaniem nie jest ale brzmi tak. Cytuję: "On mówi że mam system zero jedynkowy, widzę rozwód, i wie że nie boję się samotności,mówi, że trzeba poczekać i albo będziemy naprawiać, albo powiemy sobie dowidzenia"
Caliope pisze: 01 sty 2022, 22:35 Piętno choroby która pojawiła się w trakcie ciężkiego porodu, gdzie syn umierał mi na rękach jest ogromne. Mąż nie rozumie i ja mu po raz enty tłumaczyć nie zamierzam.
A co ma zrozumieć mąż? Bo chyba czegoś nie doczytalam i nie rozumiem tego fragmentu.
To nie było pytanie, to zdanie nie spowodowało nadziei na naprawę z jego strony. Bo nie naprawia, gdyby chciał by się zbliżył, podobno mężczyźni zdobywają, ale to chyba nie mój mąż. Ja próbowałam być dobrą żoną po katolicku, a podpowiadała mi ekspert, psycholog katolicki i mi się po 7 latach odechciało, chcę spokoju.

Co ma rozumiec? wiesz czym jest macierzyństwo? z dzieckiem chorym możesz nie wiedzieć, ale być może wiesz, że kobiecie przedaje się pomoc przy dziecku by mogła odpocząć, ogólnie pomóc, niezależnie czy chodzi do pracy zawodowej. Dziecko jest wspólne podobno, a szczególnie potrzebowalam wsparcia i pomocy, bo mialam depresję hormonalną, obniżony nastrój od niedoboru progesteronu, a byłam sama, całkowicie sama z chorym dzieckiem. To trzeba rozumieć, że będąc mężem daje sie pomoc i wsparcie swojej żonie, a nie straszy rozwodem i kontroluje. Wiele razy to już tu pisałam.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 01 sty 2022, 23:42
Caliope pisze: 01 sty 2022, 22:35 (...) Od dwóch lat nic z mężem nie jest, przyzwyczajam się do tego, nie jestem w stanie jak kiedyś funkcjonować, zajeżdżać się, jestem sama ze wszystkim nadal, tylko już nie chcę udowadniać mężowi, że krasnoludki nie posprzątały mieszkania. Ale też nie mam zamiaru odchodzić, choć ostatnio myślę, że mąż powinien sobie znaleźć kobietę która będzie podzielała jego zainteresowania i będzie lepsza. Nie będzie chorowała, miała chorego dziecka i problemów.Pomimo tego, że jestem mądra, zaradna, oszczędna,potrafię gotować, naprawić komputer,mam bardzo dużo zainteresowań, pasji, nie jestem wystarczająco dobra. Piętno choroby która pojawiła się w trakcie ciężkiego porodu, gdzie syn umierał mi na rękach jest ogromne. Mąż nie rozumie i ja mu po raz enty tłumaczyć nie zamierzam. Słowa są bardzo sprawcze, szczególnie kiedy naprawdę czujesz i doświadczasz braku miłości, wsparcia i pomocy wiele lat.
Nie widzę na siebie już sposobu, jest jak jest, nie chcę rozwodu, rozpadu, ale ja nie decyduję o tym.
Caliope, tyle w tym bólu i smutku co napisałaś. Nie myśl proszę w taki sposób o sobie. Pamiętaj, że dla Boga jesteś jego ukochaną córeczką. On Cię stworzył, i jesteś doskonała jaka jesteś, bo jesteś taka z Jego woli. Wiem, że odrzucenie przez męża boli, bo sama się z tym mierzę. Ale żaden mąż nie jest dla kobiety całym światem. Na szczęście dla nas.

Nie masz wpływu na męża, ale na siebie masz. Miewam dołki, czasem wypływa ze mnie siła, czuję się słaba, smutna. Szukam wtedy dobrych radosnych dni, tego co dało mi siłę. Pamiętam, że i ty takie swoje dni opisywałaś. Wracam do swoich, staram się powtarzać to, co było w nich dobre. No i "biegam"... na Adorację, wypłakać się i posiedzieć przy Tym Mężczyźnie, Który kocha mnie całą i bezwarunkowo. Do biegania się zmotywować nie mogę, zimą tym bardziej, ale syn ciągnie mnie jutro na lodowisko. Ruch jakoś mnie zwykle rozwesela, gdy się zastoję. A ciebie?
Syn nie na ochoty wychodzić z domu, ja chodzę tylko do sklepu. Jest mi źle, bo próbowałam pomóc mojemu gryzoniowi, żyje, ale jest stary i po prostu gasnie w oczach. Na tym jestem skupiona, nie na relacjach z ludźmi. Relacje zostawiłam Bogu, jestem tylko z nim i być może już tak zostanie, bo mi sie nie chce walczyć o ludzi. Nie chce mi się już, żeby tylko rany się nie otwierały i żebym nic nie czuła, a będę sobie dalej żyła jakoś. Nie chcę odejść, ale wpadłam w ten sam schemat co z mężem niesakramentalnym, "nigdy cię nie kochałem", to była prawda. Teraz jest bardzo podobnie, ciekawe ile wytrzymam i odejdę . Uratować mogę tylko siebie, tylko muszę pozbyć się miłości.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope,
To brzmi depresyjnie jeśli nie wychodzisz z domu. Długo już tak? Kiedy ostatnio kontrolowałaś hormony i aktualizowałaś leki? Spadek nastroju, aktywności, depresyjne myśli warto zgłaszać od razu lekarzowi. Czasem okazuje się że korekta dawki pomaga funkcjonować lepiej.

Synowi też pewnie przyda się mały spacer...byliście dzisiaj na Mszy Świętej? Jeszcze czas, by wybrać się na popołudniową. A po drodze mały spacer. Taki zastój warto przełamywać, przewentylować. To też pomaga.

Rozumiem, że gdy zwierzątko do którego jesteśmy przywiązani starzeje się i widzimy, że odchodzi jest przykro. Ale z drugiej strony nie jesteśmy w stanie zatrzymać starzenia się i śmierci, to naturalny proces. I smutek w tej sytuacji także jest naturalny. Przecież nie trzeba się obwiniać o smutek. Masz do niego prawo. Pamiętasz o tym?

Czucie jest potrzebne. Nawet trudnych emocji. Wiesz przecież. Gadasz o tym z terapeutką? Czasem warto odświeżyć podstawy. Wpółuzależnieni, uzależnieni, mamy skłonności do tego, by wpadać w stare schematy. Uciekania w nieczucie, i zarazem zasklepiania się w bólu, zesztywnienia w obawie przed zmianami.

Zasadę HALT znasz, gdy jesteś w smutku, słabiej funkcjonujesz to nie jest czas na podejmowanie decyzji. Zwłaszcza takich czy odchodzić nie odchodzić. To czas na zwentylowanie emocji, zadbanie o siebie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 02 sty 2022, 15:55 Caliope,
To brzmi depresyjnie jeśli nie wychodzisz z domu. Długo już tak? Kiedy ostatnio kontrolowałaś hormony i aktualizowałaś leki? Spadek nastroju, aktywności, depresyjne myśli warto zgłaszać od razu lekarzowi. Czasem okazuje się że korekta dawki pomaga funkcjonować lepiej.

Synowi też pewnie przyda się mały spacer...byliście dzisiaj na Mszy Świętej? Jeszcze czas, by wybrać się na popołudniową. A po drodze mały spacer. Taki zastój warto przełamywać, przewentylować. To też pomaga.

Rozumiem, że gdy zwierzątko do którego jesteśmy przywiązani starzeje się i widzimy, że odchodzi jest przykro. Ale z drugiej strony nie jesteśmy w stanie zatrzymać starzenia się i śmierci, to naturalny proces. I smutek w tej sytuacji także jest naturalny. Przecież nie trzeba się obwiniać o smutek. Masz do niego prawo. Pamiętasz o tym?

Czucie jest potrzebne. Nawet trudnych emocji. Wiesz przecież. Gadasz o tym z terapeutką? Czasem warto odświeżyć podstawy. Wpółuzależnieni, uzależnieni, mamy skłonności do tego, by wpadać w stare schematy. Uciekania w nieczucie, i zarazem zasklepiania się w bólu, zesztywnienia w obawie przed zmianami.

Zasadę HALT znasz, gdy jesteś w smutku, słabiej funkcjonujesz to nie jest czas na podejmowanie decyzji. Zwłaszcza takich czy odchodzić nie odchodzić. To czas na zwentylowanie emocji, zadbanie o siebie.
Wyjdę jutro, są zajęcia zdalne, to też inaczej, rehabilitacja syna przez cały tydzień, będzie co robić. Zwierzątko moje jest stare, ale tak miło cieplutkie, milutkie, to jest fajne w tym wszystkim.
Jak człowiek całe życie nie może czuć, bo nie ma głosu, to nawet jeśli czuje przez chwilę i potem znów się zamyka, to da się żyć. Z terapeutką muszę przerobić poród, upokorzenie, bezsilność, to co spowodowało traumę. Mam stres pourazowy chyba po tym co się stało, ja jestem silna, przeżylam każdy rodzaj przemocy, ale to mnie zniszczyło.
HALT znam, to podstawy dobrego trzeźwienia, praktykuję.
Depresyjne myśli nachodzą mnie zawsze przed świętami. Kiedy umarła osoba mi bliska, dziadek,skończyły się prezenty świąteczne, takie prawdziwe. Dopiero święta z rodziną męża pokazały mi na powrót, że jest to miły czas. Od dwóch lat tego już nie czuję, nie czuje atmosfery, nic nie czuję poztywnego oprócz radości syna z prezentów, bo znów dostaje tylko czekoladę, nie od męża. Przed świętami umarł mój wujek, który mnie wspierał w trzeźwieniu, o tym też myślę.
Ważne dla mnie jest, to żebym wytrwała w mojej wierze kolejny rok, żebym była zdrowa, trzeźwa, syn sie rozwijał i nic więcej. Nic więcej nie oczekuję, nie chcę, wiele rzeczy jest niemożliwych do zrobienia, więc odpuszczam.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: marylka »

Caliope jesteś?
Jak się czujesz?
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope co u Ciebie?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Witam po przerwie, nie pisałam, bo miałam dość. Mam depresję, ciągle te ponad dwa lata jechałam na krawędzi i stało się. Mąż dalej nie jest ze mną, ja ze strachu przed kolejnymi ranami zamiatam wszystko pod dywan i żyjemy jak znajomi. Cały kwiecień pracował z domu, ja pozwoliłam przekraczać moje granice, oglądałam go codziennie, nie mogłam robić tego co robiłam, oglądać w spokoju telewizji, bo trzeba jak z jajkiem, bo odejdzie w każdej chwili, bo może. Nic nie oczekiwałam, on oczekiwał podporządkowania i jestem chora, znów jak po porodzie, pomimo brania hormonów. To jest błąd mieszkać razem, jeśli nie da się naprawdę nic naprawić, bo się druga strona nie odzywa w tym temacie i źle dalej traktuje, bo może.. Kolega jest na pierwszym miejscu, ja jestem nikim i nie mam prawa nawet powiedzieć, że to mi się bardzo nie podoba. Całe dwa lata terapii znów poszły w plecy przez to, że znów ogarnęła mnie bezsilność, duszność i marzę o tym by się rozejść, kupić kawalerkę, mieć pracę ,zwierzęta i święty spokój. Żadna modlitwa, zwracanie do Boga nie pomaga, to jest moje kolejne upadnięcie. Najbardziej boli, że ja nic nie zrobiłam złego, żadnej zdrady, długów, nielojalności. Jestem ogromnie nieszczęśliwa, bo w miesiąc rozpadło się moje w miarę poukładane życie i nie obejdzie się bez psychotropów ,a bardzo się wstydzę, że muszę iść do lekarza. Nie każde małżeństwo da się uratować, nie da się tego zrobić w pojedynkę, jak drugi nie chce, to nic i nikt nie pomoże. Kocham być sama, sama sobie żyć , zajmować się sobą, ale muszę też sama mieszkać by w pełni cieszyć się życiem. Nie ma kompromisów, czasu, rozmowy, jest pustka. Ta pustka doprowadza do depresji, jeśli kogoś kogo być nie musi jest za dużo ,też to doprowadza do depresji. Kocham męża czym robie sobie ogromną krzywdę, przez ten miesiąc wszystkie dobre chwilę sobie przypomniałam i że już to nigdy nie wróci ,że będzie tylko cierpienie. Żebym miała gdzie odejść zrobiłabym to, zostawiłabym wszystko, by tylko w końcu żyć jak ja chcę, całe moje życie, to jest życie pod kogoś, mam już naprawdę dosyć.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Firekeeper »

Witaj Caliope. Współczuję. Też mam dość. Wkroczyliśmy w nowy etap podobny do Waszego każdy sobie. Przypomniała mi się przy okazji kartka jaką kiedyś dostałam ,,opadły już resztki mgły... porozmawiamy" teraz odkryłam, że jest związana z piosenką starego dobrego małżeństwa całkiem dla mnie z tekstem na czasie dla mnie i dla Ciebie. Jeszcze będzie dobrze! 😊

https://www.tekstowo.pl/piosenka,stare_ ... dzien.html

Opadły mgły i miasto ze snu się budzi,
Górą czmycha już noc,
Ktoś tam cicho czeka, by ktoś powrócił;
Do gwiazd jest bliżej niż krok!
Pies się włóczy popod murami - bezdomny;
Niesie się tęsknota czyjaś na świata cztery strony

A ziemia toczy, toczy swój garb uroczy;
Toczy, toczy się los!

Ty co płaczesz, ażeby śmiać mógł się ktoś
? Już dość! Już dość! Już dość!
Odpędź czarne myśli!
Dość już twoich łez!
Niech to wszystko przepadnie we mgle!
Bo nowy dzień wstaje,
Bo nowy dzień wstaje,
Nowy dzień!

Z dusznego snu już miasto się wynurza,
Słońce wschodzi gdzieś tam,
Tramwaj na przystanku zakwitł jak róża;
Uchodzą cienie do bram!
Ciągną swoje wózki - dwukółki mleczarze;
Nad dachami snują się sny podlotków pełne marzeń!
A ziemia toczy, toczy swój garb uroczy;
Toczy, toczy się los!

Ty co płaczesz, ażeby śmiać mógł się ktoś
- Już dość! Już dość! Już dość!
Odpędź czarne myśli!
Porzuć błędny wzrok!
Niech to wszystko zabierze już noc!
Bo nowy dzień wstaje,
Bo nowy dzień wstaje,
Nowy dzień!
ODPOWIEDZ