Mary... mam jeszcze taką refleksję. Tak sobie myślę, że to właśnie może być dobre dla Ciebie, że NIC NIE WIESZ.
Ja, jeszcze niedawno miałam żal do Pana Boga, że NIC NIE WIEM, a teraz zaczynam widzieć w tym...łaskę. Podejrzewam, że moja wrażliwość, temperament itd, nie uniosłyby szczegółów zdrady. Wglądu w smsy, wiadomości, zdjęcia... A już zupełnie nie do pomyślenia jest dla mnie sytuacja dzielenia wspólnego mieszkania w jawnej zdradzie. Ten koszmar, który przechodzi Zdradzona, Czerwona...
I wcale nie uważam, że my mamy "lepiej". Może Bóg wie, wie to za nas, że akurat takich akcji nie uniosłybyśmy?
W moim procesie odwieszania się zaczynam ten brak wiedzy na temat kowalskiej postrzegać właśnie jako łaskę. Wcześniejsze zdrady męża też ujawniały się przez przypadek i potem niewiele więcej się dowiadywałam, ponieważ mąż szedł w zaparte. Mój/nasz błąd polegał na tym, że się nad tymi zdradami uczciwie nie pochyliliśmy. Nie przyjrzeliśmy się temu, gdzie leży ich źródło, tylko.... zamiataliśmy pod dywan.
I to się okazało zabójcze w dłuższej perspektywie.
Nie uważam, że zdrady należy rozdrapywać. Babrać się w szczegółach, gdzie, w jaki sposób itd... Chodzi o to, aby uzmysłowić sobie ich konsekwencje, wyciągnąć naukę na przyszłość, zastanowić się nad ich źródłem i podjąć ciężką pracę w związku, aby się nie powtórzyły. Powrócić do Pana Boga, do sakramentów, pracować nad emocjami, może solidna psychoterapia, pracować nad postawą miłości, która nie dopuszcza do zdrad, również wtedy, gdy w pewnym sensie są w zasięgu ręki i mogą na wiele miesięcy stać się wspaniałym znieczulaczem....
Jestem wdzięczna Panu Bogu za to, że uchronił moją wyobraźnię i moje uczucia wiedzą na temat kowalskiej. Być może przyjdzie czas, że karty się odkryją, ale w tej chwili nie byłabym na to gotowa. Już sama rozłąka z mężem jest dla mnie tak trudna, że gdybym w tym wszystkim miała dostęp do wiedzy na temat kowalskiej, jakichś zdjęć i niezliczonej ilości wymienionych nocami wiadomości: serce by mi pękło. I TO DOSŁOWNIE.
Dzięki tej łasce łatwiej mi utrzymać pozytywny wizerunek męża. Przecież jasne jest, że już nic między sobą nie sklecimy, jak zdrada, jeśli była/jest , nie ujawni się. Ale chodzi o to, aby ją wyznać, ze skruchą, aby uzmysłowić sobie cały ciężar jej niszczycielskiej siły i radykalnie się od niej odwrócić, m.in. na drodze nawrócenia. Aby sobie prawdziwie wybaczyć i dojrzale pojednać.
Pewnie, że mam te myśli napadowe. One są straszne! Ale.... trzeba odpuścić. Nie drąż, nie śledź, nie dociekaj, nie rozmawiaj o tym z wojowniczą przyjaciółką.
Jeśli mąż zdradza, to jest jego sprawa. I jego sprawą będzie w przyszłości, co z tą zdradą zrobi? Czy Cię za to wszystko przeprosi z autentyczną skruchą. I nie dlatego, że jesteś jakaś królowa, i on teraz musi się przyczołgać na kolanach, bo narozrabiał.
Dlatego, że jesteś Córką Króla. I jesteś żoną. I jest w Tobie wielka godność, i piękno, i też miłosierdzie. Jednak jak mąż podejdzie to Twego miłosierdzia, to już jego odpowiedzialność.
Nasz Bóg jest nieskończenie miłosierny, ale nie dosięgnie nas jego moc, jak nie zobaczymy w pełnym świetle tego, co nas od tego Miłosierdzia odgrodziło, i jak nie zapragniemy szczerze: powrotu i... przemiany.
Już coraz mniej che mi się analizować charakter męża. Że jest niedojrzały, raniący, narcystyczny....
Rozważam, jak postawić granicę... cierpieniu, które wywołuje jego zachowanie wobec mnie.
I widzę, że mogę to uczynić przez odcięcie się od "takiego męża". Od męża, który mnie opuścił i być może zdradza.
Kocham mojego męża bardzo głęboko, jednak nie chcę doznawać cierpienia płynącego z doświadczania przemocy emocjonalnej, którą mi funduje. Jedyny sposób w tym momencie to odciąć się.
I oczywiście zająć się sobą
A nocami, krzyżem, przez Najświętszym Sakramentem...
Mary, widzę, że Ty mimo wszystko wspaniale sobie radzisz w codziennym życiu. I tak trzymać!