Albert pisze: ↑06 sty 2020, 18:02Nie potrafię się zająć sobą, wg waszych rad. Nie potrafię wrócić do dawnych zainteresowań i hobby, które miałęm w małżeństwie.
Myślę, że jak bym przestał życ, było by porostu łatwiej, myśli samobójczych jeszcze nie mam.
Zawsze mi się wydawało, że nie można się nigdy aż tak załamać przez kobiętę, przecież jest ich tyle na świecie.
Da się. Wiem, że wg KK nawet po rozstaniu nie można wstąpić w inny zwiazek niesakramentalny.
Ale ja tego tak nie widzę, jeśli się rozstanę na dobre, kiedyś bym chciał być szczęśliwy z inną kobietą. Chociąż jak chcę powortu żony, chciałby być z kobietą, której ślubowałem przed Bogiem.
Nie znajduję ukojenia w Chrystusie, nie czuję jego obecności...
Twój stan jest mi bardzo bliski.
Zresztą pokazuje to mój wątek jak bardzo byłam uzależniona od męża.
On był sensem mojego życia, mojego istnienia, sensem wszystkiego co robię.
Ja nawet gotując obiad - myślałam tylko o nim, robiłam coś pod niego.
Tak, czerpałam z tego radość. Mój mąż to było moje epicentrum. Wszystko kręciło się wokół niego.
Z pozoru ? Normalna rzecz, młode małżeństwo, byłam zapatrzona w niego jak w obrazek.
Dziś wiem że to było bardzo niewłaściwe. Czego dowodem jest ten kryzys i to jak bardzo mocno to przeżywałam i w pewnym sensie przeżywam nadal choć już te największe emocje opadły a i czas zrobił swoje.
To co zauważam i co jest podobne i u mnie u Ciebie to fakt że my zawsze z kimś byliśmy.
Że zawsze ktoś był w naszym życiu a my swoje szczęście uzależnialiśmy od bycia z drugą osobą.
I to jest do zmiany bo to niemożliwe żeby druga osoba wypełniła wszystkie nasze braki.
Te braki są w nas i trzeba się zastanowić skąd one wynikają i jak to zmienić.
Ja jestem osobą która od 20 rz. zawsze była z kimś w związku. Nie potrafiłam być sama.
Jeden związek kończyłam zaraz zaczynałam następny.
Męża poznałam miesiąc po rozstaniu z poprzednim mężczyzną.
I zawsze ale to zawsze gdy kończyłam relację już szukałam następnej bo nie chciałam być sama.
O dziwo teraz mam inaczej.
Teraz jestem sama ze sobą i jest mi dobrze w tej samotności, wcale nie jest ona straszna, oswoiłam ją.
I to też jest coś nowego dla mnie.