Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Katjusza
Posty: 20
Rejestracja: 12 lis 2019, 9:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: Katjusza » 02 gru 2019, 15:18

Witam,
Długo zbierałam się sama w sobie żeby podzielić się z Wami swoją historia: po przeczytaniu kilkunastu wątków, robie to, bo wiem, ze są tu ludzie, którzy okazują nie tylko wsparcie, ale dzieła się tez swoją wiedza i doświadczeniem.
Mam 29 lat, jestem od 3,5 roku mężatka. Mąż 4 lata starszy ode mnie: aktualnie „wypalony”, wyprowadzony i jak sam o sobie mówi, szczesliwy.
Początek jak z bajki, on za granica, ja w Polsce, poleciałam do niego i tak zakochaliśmy się w sobie bez pamięci. Początki były cudowne, znalazłam miłość, przyjaciela i kompana. Mąż był zaradny, uśmiechnięty, spędzał ze mną każda wolna chwile, dbał o mnie i o moje potrzeby. Dla mnie wrócił do Polski: było to najlepszym rozwiązaniem: zamieszkaliśmy w mieszkaniu mojej mamy, mając świetny start: dom, samochód, prace.
Po powrocie odrazu chcieliśmy się pobierać, rodzina jednak poradziła, żebyśmy zamieszkali razem i trochę się wstrzymali. Tak tez zrobiliśmy. Po powrocie ja miałam bardzo stresująca prace, mąż nie pracował (pobierał zasiłek), po 3ch miesiącach pomogłam mu w zdobyciu pracy, nie były to kokosy, ale wtedy byłam w pełni podziwu, ze zgodził się na te warunki, po to żebyśmy żyli tu razem. Przez kolejne lata, to ja byłam inicjatorka wszystkich jego kolejnych stanowisk: było ich 5: bardzo w niego wierzyłam i robiłam wzysyko żeby mu pomoc. Tłumaczyłam sobie, ze zmiana jego zachowania, złości i skłonności do alkoholu w weekend, to wyraz tego, ze nie czuje się dobrze w nowym środowisku wiec chciałam być dla niego wsparciem. Po ślubie zaczęły się kłótnie, zaczęło ciążyć na mnie poczucie, ze ze wszystkim jestem sama, mimo, ze mam go obok. Pojawiły się kłótnie o finanse: mąż miał komornika, wiec zaraz po ślubie założyłam konto, które mu udostępniałam: przyjęłam to za normalne, wspólny budzet nie wchodził w grę: bałam się, ze „popłynie”, z perspektywy czasu, mógł być to błąd. Mąż zawsze lubił gadżety, drogie ubrania..zawsze na to pożyczał ode mnie (wiem, jak brzmi pożyczał, ale faktem jest, ze tak funkcjonowaliśmy, bo chciałam żeby miał poczucie odpowiedzialności). Płacił za czynsz mojej mamie, sam to zaproponował, później przy każdej kłótni wyciągał argument, ze ja tych kosztów nie mam i dlatego mi lżej. Wściekałam się, czułam, ze nie mogę na niego liczyć: kiedy pojawiały się proste problemu, naprawy, zawsze to ja musiałam to ogarniać, prosić o pomoc mamę - tak było najwygodniej. Chciał płacić raty kredytu, nie zgodziłam się na to, ze względu, ze kredyt mieszkaniowy jest na moja mamę, nie wziął końca z końcem jeśli chodzi o budzet, a chciał płacić dodatkowe, duze pieniądze za kredyt. Moja mama także nie godziła się na to rozwiązanie, zawsze powtarzała, ze to mieszkanie jest docelowo dla niej, żebyśmy my kupili sobie coś swojego, a ona była blisko nas kiedy będziemy potrzebować pomocy. Niestety kredyt nie wchodził w grę: przez komornika męża. Wszystkie kredyty, na jego przyjemności, brałam ja: na laptopa, na telefon, na rower. Godziłam się na to. Dodam, ze po przyjeździe do Polski, mąż nie spłacił zobowiązania, które zaciągnął za granica.
Zdaje sobie sprawe, ze małżeńsko nie powinno tak funkcjonować, widzę bardzo dużo swojej winy i niedociągnięć, chociaż myśle, ze poprzez aktualna sytuacje bardzo to wszystko wyolbrzymiam. Na pewno raniłam go słowami, sama wypadłam z tej relacji emocjonalnie, nie potrafiłam mówić kocham czy tez z nim sypiać: za bardzo mnie zawodził. Mąż miał problem z używkami: każdy weekend to urwany film, dodatkowo palił trawkę: twierdził, ze działa to na niego motywująco.. mąż jest DDA, bałam się i przed to robiłam awantury po jego weekendowych wyczynach. Po weekendzie zawsze 3 dniowy kac, rozdrażnienie - nie mogliśmy nic zrobić, nic zaplanować, bo on nie był na siłach. Życie umykało przez palce. W kwietniu przeszliśmy pierwszy poważny kryzys, poprosiłam go o wyprowadzkę, żebyśmy mogli przemyśleć czego chcemy od życia, co powinnismy naprawić. Zaproponowałam terapie, obiecał mi ja, ale niestety nie poszliśmy na nią odrazu. Rozłąka trwała krótko, 2tyg, w tym czasie zrobiłam remont, w głowie robiłam go dla nas. Spotkaliśmy się w niesprzyjających warunkach: na pogrzebie jego babci (na pogrzeb mojej babci, nie dojechał, nie był ze mną w momentach kiedy go potrzebowałam). Wróciliśmy do domu, a kiedy ja z entuzjazmem pokazałam mu co zmieniłam, powiedział, ze bardzo ładnie, ale po co wydawałam pieniądze.. w czerwcu tego roku spłacił komornika: to ja pobrałam BIK i prowadziłam go w tym procesie za rękę...zaczęliśmy rozkładać się za domem, rozmawiać o dzieciach, odstawiłam leki, po to aby starać się o dziecko. Dogadywaliśmy się dużo lepiej, chociaż wciąż naciskałam na terapie. Sama zaczęłam pracować nad sobą jakoś czas temu, z pomocą psychologa chciałam zmienić się dla siebie i dla naszego związku. W czerwcu br poleciałam go na stanowisko u siebie w firmie, wspierałam i zaangażowałam się bardzo w cały proces. Dostał te prace. I to był gwóźdź do trumny.. wynegocjował bardzo dobre warunki finansowe, poznał nowych ludzi. Po 3ch tygodniach od podjęcia nowej pracy, oznajmił mi (na kacu, po spotkaniu integracyjnym), ze go nie podniecam, patrzy na inne kobiety i, ze się wypalił, ze nic nie czuje. Po drodze wspominał o koleżance, która poznał w pracy. Byłam zazdrosna, zaniepokojona, powiedziałam mu o tym, na co od odrzekł, ze to tylko żarty i chciał wywołać we mnie zazdrość. Przed pechowym czwartkiem, tydzień wcześniej, oznajmił swoim rodzicom, ze staramy się o dziecko..Po całej sytuacji, życie wyglądało kak karuzela: kocha i chce ze mną być, ale boi się, ze nie będziemy szczęśliwi, nie kocha i nie wiedzy, chce walczyć, na drugi dzień nie chce.. w tym czasie doszło do zbliżenia: na drugi dzień, znowu powtórzył, ze go nie podniecam, a na moja kontrę, o dniu wczorajszym, skomentował to „masz racje” z głupim uśmiechem. Po drodze impreza firmowa, poznawał mnie z ludźmi z pracy przedstawiając jako żonę.. mimo 3tyg w nowej pracy, o 22 był w takim stanie, ze zasnął w loży. Chciałam z nim wrócić do domu, ale miałam poczucie, ze rezygnuje z siebie, dla kogoś kto mnie tak rani. Na dzień po imprezie, nie pojechał ze mną na wydarzenie rodzinne, prosił żebym została, mówił, ze musimy o nas walczyć, ze prezent zawieziemy za kilka tygodni, bo dziś na kacu nie jest w stanie jechać. Pojechałam sama, wracałam z nadzieja, ze coś przemyślał, ale po powrocie usłyszałam, ze on nie potrafi wykrzesać uczuć, ze coś w nim umarło. Poszliśmy na terapie: zakładała spotkanie wspólne, a później 4 spotkania indywidualne, na terapi usłyszałam, ze nie uprawialiśmy sexu, ze nasze małżeństwo to pomyłka, ze oświadczył się pod presja rodziców. Bolało jak nóż wbity w serce. Terapeutka poprosiła żebyśmy nie podejmowało decyzji do końca trwania terapii, i obserwowali zmiany w nas zachodzące. 3 dni po terapii wyprowadził się, zapytał o zwrot czynszu, skoro już nie mieszka w domu.. W tym czasie wpadłam na niego kilka razy w biurze, zauważyłam, ze nie nosi obrączki. Nie kontaktował się ze mną w ogóle. Po pewnym czasie poprosił o spotkanie, zgodziłam się i zaproponowałam neutralny grunt, stwierdził, ze woli wpaść do domu. Powiedział wtedy, ze nie podjął jeszcze decyzji, ale to wszysyko idzie w złym kierunku, ze terapia miała pomoc, a ma wrażenie, ze jeszcze wszystko pogorszyła. Ze tetaz mu jest bardzo dobrze, ze śpi u kumpla na antresoli i płaci za to równowartość 2ch czynszy. Powiedział, ze mógł mnie zdradzić, ale tego nie zrobił. Na moje pytanie czy wchodzi w grę inna kobieta, odpowiada, ze nie. Okazało się, ze spotkanie było po to, żeby wziął swoje rzeczy... zapytał mnie czy dam mu jasiek i poszewkę.. terapeutka stwierdziła, ze on traktuje mnie jak matkę, ze w tej relacji jego mama ( z problemem alkoholowym) zawsze stała pomiędzy nami. Sugerowała mi żebyś zaczęła stawiać granice, poprosiłam żeby wziął resztę rzeczy, skoro nie mieszkamy już razem. Przyjechał do mnie z kumplem, dopiero ja poprosiłam go o czas na rozmowę. Powiedział, ze chce rozwodu, ze zostawi mi auto (poniosłam więcej kosztów zakupu plus napraw), kota (utrzymanie go to tez koszty) i postara się wcześniej spłacić wspólny kredyt. Mówił, ze nie kocha, ze przestał kochać po ślubie, ze nasze małżeństwo to porażka, i to pokazuje chociażby to, ze nie mamy nic wspólnego. Ze chce rozwodu bez orzekania o winie. Zasugerował żebym wróciła do swojego nazwiska panieńskiego. Swojej rodzinie przekazal informacje, ze to nasza decyzja: rozmawiałam z nimi, są całym sercem ze mną i nie poznają swojego syna. Mówią, ze rzuca telefonem, ze wykrzyczał im, ze jeśli będą pytać o mnie to zmieni numer telefonu. Odciął się od wszystkich, a na każda radę, żeby nie działała pochopnie reaguje agresja i jeszcze bardziej brnie w zaparte. Na spotkania z terapeuta tez przestał chodzić. Na wspólnym spotkaniu, powiedział, ze rozwód jest jego decyzja ostateczna. Nie chce zmienić pracy, uważa, ze praca w domu rozwiąże problem: ja czuje się tak, jak gdyby ktoś na moim nieszczęściu budował swoje szczęście i niezależność. Do tego dochodzą inne fakty, okazało się, ze poroniłam samoistnie. Najprawdopodobniej do zapłodnienia doszło podczas ostatniego stosunku. Miałam zabieg biopsji próżniowej, usunięto mi guza. Nie zainteresował się tym. Właśnie dzwonił pytając o to, czy mogę skłamać ze mieszkaliśmy w innym mieście, zebu dostać szybszy rozwod. Jestem w totalnej rozsypce. Chce o niego zawalczyć, walczyć o małżeństwo, które ma dla mnie duża wartość, ale czuje, ze nie mogę zrobić nic..

Al la
Posty: 2654
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: Al la » 02 gru 2019, 18:02

Witaj, Katjusza, na naszym forum
Bardzo rozbudowany jest Twój post i porusza wiele wątków.

Dobrym posunięciem było podjęcie terapii małżeńskiej, może uda się do niej wrócić?

Proponuję wysłuchanie rekolekcji na naszej stronie http://sychar.org/pomoc/
Zapoznaj się też z listą Zerty viewtopic.php?f=10&t=282

Mam nadzieję, że uzyskasz pomoc, pamiętaj jednak o nie podawaniu charakterystycznych szczegółów,
internet nie jest anonimowy.

Serdecznie Cię pozdrawiam
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: Ruta » 02 gru 2019, 22:33

Napisałaś że mąż MIAŁ problemy z używkami, PALIŁ trawkę, co weekend urwany film i TWIERDZIŁ że działa to na niego motywująco. To już przeszłość, czy nadal to robi?
Jeśli mąż ma nadal problemy z używkami, to zapewne jest to znaczną składową jego problemów i niedojrzałości. Problemy z używkami mają swoją bardziej adekwatną nazwę: nałóg. A osoba w nałogu zachowuje się w każdej relacji niedojrzale i egoistycznie. Obserwuję paru kolegów w nałogach, tzw. wysokofunkcjonujacych. Na pozór funkcjonują wspaniale, zadbani, ogarnięci, w udanych związkach, lubiani, nic tylko się zachwycać. Pozornie zywe przykłady, że używki nie szkodzą i nie degenerują. Jak się przyjrzeć uważniej, to każdy z tych mężczyzn ma za sobą kobietę odpowiadającą za to ogarnięcie, czasem to żona, czasem mamusia czasem babcia. Ot cały sekret.
Czy poruszaliscie na terapii problem uzależnienia? Zapewne Twój mąż ponieważ jest ogarnięty nie ma nawet takich myśli, że coś jest nie tak z nim i na sam pomysł, że jest w nałogu oburzył by się szczerze. Zresztą często uzależnione osoby będąc na niemal samym dnie też nie uważają się za uzależnione.
Przeżyłam z uzależnionym mężem ponad 10 lat. Długo nie docierało do mnie, że jest uzależniony. Wtedy uważałam, że czasem bierze i pije, a czasem nie bierze i nie pije. Oczywiście podnosiłam tego skutki i okazywalam niezadowolenie. Mąż albo się kajał że więcej nie będzie albo robił mi wykład, że nie mam prawa go ograniczać.
Piszesz że odstawiłas leki żeby starać się o dziecko. Czy mąż odstawił używki? Prosiłaś go o to? Wogole była przestrzeń żeby temat się pojawił?
Po 10 latach życia z uzależnionym mężczyzną mogę powiedzieć jedno: żyjąc w tym nie widziałam jak wiele odpowiedzialności biorę na siebie i jak bardzo odpowiadam za to, że mąż był ogarnięty. Nie widziałam też jak bardzo on mną kręcił i manipulował.
Piszesz też o tym jak przykre rzeczy mówi ci mąż, m.in. o tym że patrzy na inne kobiety. Taką postawę wobec żon i wobec innych kobiet mają często mężczyźni oglądający pornografię. Pornografia uzależnia i degraduje człowieka tak samo jak inne używki.
Jeśli uznasz że uzależnienia męża mogą być problemem, polecam księdza Dziewieckiego. Na you tubie znajdziesz sporo jego wystąpień. Polecam szczególnie te w których mówi jak nie mylić miłości z naiwnością i jak stosować twardą miłość.
Od siebie dodam, że zaprzestanie wspierania nałogu męża i tworzenia mu komfortu brania nie zawsze skutkuje tym, że mąż się ogarnia, bierze się za bary z nałogiem i wszystko idzie dobrze. Czasem po prostu udaje ci się ochronić siebie. Im wcześniej zaczniesz to robić tym lepiej. Każdy rok to mniej zasobów, mniej pewności siebie, coraz większe przywiązanie do męża i to chore i destrukcyjne przywiązanie. Ja dopiero jakieś trzy lata temu powiedziałam pas, ale tylko dlatego że mąż mocno poleciał i nie dało się już z nim wytrzymać. Chwilę miał gdzieś, potem poszedł na terapię, potem z niej zrezygnował. Potem próbował od nowa mnie ustawić żebym tolerowała jego używki. Nie chciałam się ugiąć, robił wszystko żebym od niego odeszła - byłabym ta zła co rozbiła rodzinę, on ten pokrzywdzony, nie chciałam odejść, więc ode mnie odszedł, obwiniając mnie o wszystko. Prawdopodobnie znalazł sobie nową mamusię, która go teraz ogarnia, znaczy się kowalską. Prowadzi dawny styl życia czasem bierze czasem nie. Oczywiście zaprzecza że ma jakikolwiek problem, choć gołym okiem widać że ma. O żadnej terapii nie ma mowy. Ja jestem dewotką i nie rozumiem zabawy i prawa do skręta. Będzie się rozwodził. Może liczy że jednak w końcu ja złożę pozew. No to się przeliczy. Nadal bardzo mną kręci na różne sposoby. Mamy razem dziecko, którym on chce się opiekować, niestety także gdy jest odurzony. Nie widzi w tym nic złego. Przede mną dużo pracy, żeby uwolnić się psychicznie od tego co staje się udziałem osób żyjących z uzależnionymi czyli współuzależnienia. Pracuję nad tym. Na rozwód się nie zgodzę, to wiem na pewno. Mąż w każdej chwili może wrócić do mnie i naszej rodziny, ale dopiero gdy rozwiąże problem uzależnień. Mogę zacząć go wspierać, gdy podejmie decyzję o leczeniu. Dopóki tego nie zrobi nie mamy o czym rozmawiać. Kocham go, ale osobę uzależnioną najlepiej kochać na odległość: dla swojego i jej dobra.

Pustelnik

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: Pustelnik » 03 gru 2019, 6:13

Ruta pisze:
02 gru 2019, 22:33
(...)
Przeżyłam z uzależnionym mężem ponad 10 lat.
(...)
Dopóki tego nie zrobi nie mamy o czym rozmawiać. Kocham go, ale osobę uzależnioną najlepiej kochać na odległość: dla swojego i jej dobra.
Witajcie !
Przezyłem z uzależnioną od swoich zachowań obsesyjno-kompulsywnych - chorą początkowo na anoreksje potem bulimię mlodszą corką ponad 8 lat.
Dopiero po wyjsciu ze średnio/ciężkich stanów depresyjnych (własnych 8-) ), lecząc samego siebie JEDNOCZEŚNIE byłem w stanie wspierać pełnoletnią domowniczkę w JEJ własnym zdrowieniu.
---
Nie dawałem się manipulowac szantażami i glupimi planami córki. Pilnowałem swojego życia emocjonalnego. Nauczyłem się nie wchodzić w zamrażanie swoich emocji gdy córka kompulsywnie :( "obżerała się" zakupionym "śmieciowym jedzeniem" (połączenie np.czipsów, czekolad z ... masłem (prawie całe kostki)) a potem wymiotowała w toalecie.
Myślę, że udało mi się połączyć NA SWÓJ SPOSÓB (tak jak to rozeznawałem i uczyłem się w tym na własnych błedach) twardą miłość z milosierdziem. Nie piszę tego aby się chwalić. ;)
A nie było łatwo. Do tej pory nie ma wspólnot (np. 12 krokowych) dla rodziców czy partnerów osob z zaburzeniami odżywiania ... . Watpìę czy (nawet na chwilę obecną) są konferencje czy ... rekolekcje "tematyczne".
(trochę przekąsem - może bliscy alkoholików tudzież narkomanów mają trochę :roll: lepiej pod niektórymi względami)

Pozdrawiam !

krople rosy

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: krople rosy » 03 gru 2019, 9:05

Problem z uzywkami zawsze wysunie się na pierwszy plan i będzie punktem koncentracji czytajacych watki. Ja jednak odnoszę wrażenie, że za dużo było Ciebie we wszystkim, za dużo Twojej inicjatywy, Twoich planów i wyobrażeń a za mało męża.
Katjusza pisze:
02 gru 2019, 15:18
. Mąż był zaradny, uśmiechnięty, spędzał ze mną każda wolna chwile, dbał o mnie i o moje potrzeby. Dla mnie wrócił do Polski:
Ile zostało z tamtego mężczyzny w Twoim mężu? Co się takiego stało , że z zaradnego , dbającego o Twoje potrzeby i zakochanego po uszy męża został wypalony człowiek? Bez inicjatywy? błysku w oku? energii?
Czy od momentu przyjazdu do Polski możesz powiedzieć , że mąż realizował swoje a nie Twoje plany?
Mam wrażenie, że bardzo chciałaś szybko stworzyć komfortowe warunki do tego abyście byli razem i świetnie prosperowali tylko zabrakło chyba w tym wszystkim zapytania o zdanie męża co do róznych decyzji i sytuacji.
W moim odczuciu za bardzo prowadziłaś go za rękę, szukałaś róznych rozwiązań zamiast pozwolić mu działać, nawet gdyby to trochę dłużej trwało.
Zamieszkał u Twojej mamy, załatwiłaś mu pracę, podzieliłaś konta i łoże małżeńskie. Nie widzę w tej opisanej historii za dużo zaufania do męża i wiary w jego męskość i prowadzenie.
Katjusza pisze:
02 gru 2019, 15:18
W kwietniu przeszliśmy pierwszy poważny kryzys, poprosiłam go o wyprowadzkę
I na koniec jeszzcze wyprowadziłaś z domu znów tę swoją decyzję motywując dobrem
Katjusza pisze:
02 gru 2019, 15:18
żebyśmy mogli przemyśleć czego chcemy od życia,
KIm dla Ciebie jest Twój mąż? Bo patrząc na to z boku mam poczucie że nie jest Ci za bardzo potrzebny albo przynajmniej nie był dopóki nie zderzyąłś się ze swiadomością, że on coraz bardziej się od Ciebie oddala.
Katjusza pisze:
02 gru 2019, 15:18
pomogłam mu w zdobyciu pracy,
Katjusza pisze:
02 gru 2019, 15:18
Przez kolejne lata, to ja byłam inicjatorka wszystkich jego kolejnych stanowisk: było ich 5
Katjusza pisze:
02 gru 2019, 15:18
zaraz po ślubie założyłam konto, które mu udostępniałam
Katjusza pisze:
02 gru 2019, 15:18
poprosiłam go o wyprowadzkę
Katjusza pisze:
02 gru 2019, 15:18
. Zaproponowałam terapie,
Katjusza pisze:
02 gru 2019, 15:18
w tym czasie zrobiłam remont,
Wszędzie Ty i Twoje plany.
Ja tak to widzę. Na miejscu Twego męża zastanawiałabym się po co Ci ja skoro Ty sobie tak świetnie ze wszystkim radzisz.

kocimiętka
Posty: 95
Rejestracja: 24 mar 2019, 19:37
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: kocimiętka » 03 gru 2019, 11:47

Oh Mon Dieu, tak czytam i czytam i zastanawiam się gdzie w tym wszystkim Bóg, Jezus, Maryja i Duch Święty?
Jak Ty to wszystko budowałaś bez Nich?
Mieszkanie przed ślubem, seks pozamałżeński, jawne trwanie w grzechu, traktowanie męża jak bożka...
Macie ślub kościelny ale czy przysiega małżeńska była dla Was opoką czy tylko ceremonia-tradycja?
Rozwala Ci się? I będzie Ci się rozwalać!
Bo tu nie ma Boga Żywego.
Celem życia człowieka jest przejść przez to życie tak żeby po śmierci być z Bogiem. To powinno zaprzatać cały Twoj umysł, myśli, serce i duszę. A reszta się sama poukłada. Żona będzie żona, mąż mężem, nałogi same zniknął itd.
Myślę, że pierwsze co powinnaś zrobić to pójść do spowiedzi i szczerze żałować dotyczasowego życia bez Boga, a w szczególności zbesztanego i zbeszczeszczonego okresu narzeczeńskiego-przynajmniej to najbardziej rzuciło mi się w oczy.
Na pewno przed ślubem byłaś u spowiedzi, ale ponownie-czy faktycznie żałowałaś, miałaś świadomość, że to jak żyjesz obraża Boga, czy spowiedź była tylko tradycją?
Nie pisze tego, żeby robić Ci wyrzuty ale z miłości, abyś odgruzowała swoje życie i dotarła do Chrystusa.
Odpowiadajac na pytanie w tytule kiedy zostawić męża samemu sobie i odpuścić - to chyba mniej więcej... zawsze?? Twój mąż jest dorosłym czlowiekiem. Ma wolną wolę, rozum, dwie ręce i dwie nogi więc jest wyposażony we wszystkie narzędzia aby sam za siebie i swoja postawę wziął odpowiedzialność. Na każdym etapie (to co napisałam na wstępie tyczy się też jego). A to co Ty do tej pory robisz to nie żonowanie ale matkowanie, co sorry ale z kolei z Twojej strony jest toksyczne....
Co mąż zrobi-nikt nie wie. Może zaraz za Tobą szukać drogi do Jezusa, o ile Ty pójdziesz tą drogą, albo może zaprzeć się i Boga odrzucić dalej kombinując jak dotychczas czyli jak koń pod górę.
Niezależnie od tego jak dalej potoczy się Twoja historia-nie bój się. Pan jest z Tobą!

PS. Jeśli masz możliwość jedź do Mejugorie

nałóg
Posty: 3291
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: nałóg » 03 gru 2019, 12:12

Katjusza, a w tym poniżej cos jest u Was:
Hhhhaaaaa stara prawda i zasada: żony chcą zmieniać swoich mężów od dnia ślubu a mężowie chcieli by aby ich żony pozostały całą resztę życia takimi jakie były przed ślubem . Jak będziesz miała okazje to zacznij (...)
Pustelniku? czy w tym wątku nie ma potwierdzenia do mojego postrzegania relacji
PD

Katjusza
Posty: 20
Rejestracja: 12 lis 2019, 9:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: Katjusza » 03 gru 2019, 12:32

Ile zostało z tamtego mężczyzny w Twoim mężu? Co się takiego stało , że z zaradnego , dbającego o Twoje potrzeby i zakochanego po uszy męża został wypalony człowiek? Bez inicjatywy? błysku w oku? energii?
Czy od momentu przyjazdu do Polski możesz powiedzieć , że mąż realizował swoje a nie Twoje plany?
Mam wrażenie, że bardzo chciałaś szybko stworzyć komfortowe warunki do tego abyście byli razem i świetnie prosperowali tylko zabrakło chyba w tym wszystkim zapytania o zdanie męża co do róznych decyzji i sytuacji.

Nie będę bronić swojego stanowiska, bo chociaż bardzo bym chciała, nie potrafię być obiektywna.
Mąż był w letargu, w wiecznie złym humorze, chciałam dobrze dla Niego, a tym samym dla nas. To nie był przejaw mojego „widzimisie”, w raczej głębokiej troski i chęci pomocy: próbowałam z nim rozmawiać, pytać o cele, o marzenia, niestety te rozmowy były „płytkie” albo odbywały się w wymianie SMS, które i tak były odczytywane na opak. Ja naprawdę chciałam mieć mężczyznę, kogoś na kim mogę się oprzeć, niestety w rezultacie role się zamieniły po powrocie do Polski i tak już zostało. Mimo, ze liczyłam, ze będzie inaczej.
Jeśli chodzi o nałogi; pije i pali do dziś. Niestety nigdy nie widział w tym problemu, uważa, ze to weekendowe zachowanie i jest normalne. Nigdy nie podchodził do tego jak do problemu - stad tez wywiązywały się kłótnie, bo dla mnie odcięty film, ubliżanie mi, przekleństwa, to było zbyt dużo.

Namawiałam go do mszy świętych, modlitwy, niestety nie był chętny: z kościoła wychodził (nawet na ceremoniach ślubnych znajomych), niedoli się, słuchał „ciężkiej” muzyki. Obrączkę zgubił, jak się całkiem niedawno okazało. On nie wszedł w sakrament, on spróbował, czy małżeństwo jest dla niego, ja tak to czuje.

Wczoraj zadzownil i zapytał, czy zgodzę się skłamać, ze mieszkaliśmy w mieście rodzinnym żeby przyspieszyć formalności. Poświecił mi 7minut rozmowy i poprosił o odpowiedz do końca dnia. Odpowiedział, ze dla mnie to zbyt trudne i nowe, ze muszę to przemyśleć. Po rozmowie z prawnikiem i terapeuta postanowiłam zachować resztki godności i dla samej siebie postawić warunek: zgodzę się na rozwód, ale Ty zmieniasz prace. Nie jest to akt mściwości, nawet bardziej mi w stronę żeby to zostawić. Jednak czuje się oszukana, wykorzystana i chciałabym żeby przy tak „dojrzałych” decyzjach jak rozwód, zadbał również o inne sfery sam, bez mojej pomocy.
Jest mi bardzo ciężko, bo naprawdę zrobiłabym wszystko żeby to uratować, mimo, ze nasza historia pokazuje duuuuzo niedociągnięć. Nie mogę zrobić już nic: on ucieka od rozmów, mówi, ze nie chce ze mną być i próbować. Jego postawa kęsy wręcz agresywna. Jest mi przykro, bo wiem, ze razem, pracując nad sobą moglobysmy stworzyć coś pięknego, prawdziwego i na lata: wynosząc z kryzysu lekcje - sama jednak nic nie zrobię i to boli.

JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: JolantaElżbieta » 03 gru 2019, 13:11

Katjusza - chcesz kłamać dla swojego męża?? Na kłamstwie chcesz budować nowe lepsze życie??? Mnie mój mąż poprosił dokładnie o to samo - żeby zaświadczyć, że przez rok po rozwodzie jeszcze ze mną mieszkał - sprawa bardzo ważna - ale ja powiedziałam, że nie chcę już dla niego kłamać - nakłamałam się dosyć, nawet w sądzie. Pomogę mu w każdej innej sprawie, ale nie tej. Powiedział, ze rozumie i się rozłączył.

kocimiętka
Posty: 95
Rejestracja: 24 mar 2019, 19:37
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: kocimiętka » 03 gru 2019, 13:24

Katjusza pisze:
03 gru 2019, 12:32
Po rozmowie z prawnikiem i terapeuta postanowiłam zachować resztki godności i dla samej siebie postawić warunek: zgodzę się na rozwód, ale Ty zmieniasz prace.
Z całym szacunkiem dla prawnika i terapeuty ale takie decyzje raczej należy skonsultować z Maryja i Jezusem na modlitwie.

Jeszcze jedno pytanie: co po rozwodzie? Jak będziesz żyła? Będziesz sama czy będziesz żyła w grzechu jeśli kogoś poznasz?

Katjusza
Posty: 20
Rejestracja: 12 lis 2019, 9:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: Katjusza » 03 gru 2019, 13:50

JolantaElżbieta pisze:
03 gru 2019, 13:11
Katjusza - chcesz kłamać dla swojego męża?? Na kłamstwie chcesz budować nowe lepsze życie??? Mnie mój mąż poprosił dokładnie o to samo - żeby zaświadczyć, że przez rok po rozwodzie jeszcze ze mną mieszkał - sprawa bardzo ważna - ale ja powiedziałam, że nie chcę już dla niego kłamać - nakłamałam się dosyć, nawet w sądzie. Pomogę mu w każdej innej sprawie, ale nie tej. Powiedział, ze rozumie i się rozłączył.
Nie będę kłamać i się na to nie godzę. Przeraża mnie fakt, ze on potrafi mnie o to prosić. Zastanawiam się siad ten pośpiech..ale nie chce mi na to odpowiedzieć:

Katjusza
Posty: 20
Rejestracja: 12 lis 2019, 9:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: Katjusza » 03 gru 2019, 13:53

kocimiętka pisze:
03 gru 2019, 13:24
Katjusza pisze:
03 gru 2019, 12:32
Po rozmowie z prawnikiem i terapeuta postanowiłam zachować resztki godności i dla samej siebie postawić warunek: zgodzę się na rozwód, ale Ty zmieniasz prace.
Z całym szacunkiem dla prawnika i terapeuty ale takie decyzje raczej należy skonsultować z Maryja i Jezusem na modlitwie.

Jeszcze jedno pytanie: co po rozwodzie? Jak będziesz żyła? Będziesz sama czy będziesz żyła w grzechu jeśli kogoś poznasz?
Aktualnie nie myśle o tym, co będzie po rozwodzie. Modlę się, pracuje nad sobą - z terapeuta i z poradnikami. Rozmawiałam tez z księdzem, jak się okazuje, nie każdy z nich ma podejście to życia po rozwodzie takie jakie prezentujesz Ty Kocimietko.
Na tym etapie nie wyobrażam sobie kolejnego związku, nie to mi teraz w głowie.
Zaznaczam, ze ciagle mam/miałam nadzieje, na jakakolwiek chęć odbudowy naszego małżeństwa ze strony męża. Przechodzę przez to z Bogiem i zawierzam mu moja przyszłość, głęboko wierze, ze jest w tym jakiś plan

A.zelia
Posty: 214
Rejestracja: 14 gru 2018, 13:04
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: A.zelia » 03 gru 2019, 13:56

Nie zgadzam się z Kocimiętką. Warunek zmiany pracy to kwintesencja tego co na forum odmienia się we wszystkich przypadkach-twarda miłość i pozwolenie współmałżonkowi na odczucie konsekwencji swoich działań

kocimiętka
Posty: 95
Rejestracja: 24 mar 2019, 19:37
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: kocimiętka » 03 gru 2019, 14:03

Rozmawiałam tez z księdzem, jak się okazuje, nie każdy z nich ma podejście to życia po rozwodzie takie jakie prezentujesz Ty Kocimietko.
A co konkretnie ksiądz powiedział?
Ostatnio zmieniony 03 gru 2019, 17:57 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie

Pustelnik

Re: Kiedy należy odpuścić? Kiedy zostawić męża samemu sobie..?

Post autor: Pustelnik » 03 gru 2019, 16:09

Katjusza pisze:
03 gru 2019, 13:50

Nie będę kłamać i się na to nie godzę. Przeraża mnie fakt, ze on potrafi mnie o to prosić. Zastanawiam się siad ten pośpiech..ale nie chce mi na to odpowiedzieć:
Witaj Katiusza ...
Może napiszę innymi słowami to co (prawdopodobnie ?) już wyraziłaś po swojemu.
"(obecnie) utraciłam zufanie do męża"
oraz
"(obecnie) jest On osobą niegodną zaufania"
Czy się z tym zgadzasz ?
Nic mnie nie łączy z Twoim mężem, ale przepraszam z osobą o której piszesz nie chciałbym mieć relacji ... nawet ... handlowej.
Oczywiście rozsądna pomoc w niebezpieczeństwie, zagrożenia życia czy zdrowia to dla mnie inny temat.

Co mogłoby przywrócić Twoje zaufanie do męża ?

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 49 gości