Zaraz zaraz. Kobieta napiera? Zawarcie małżeństwa sakramentalnego oprócz wszystkich rzeczy, którymi jest, a jest tego całe bogactwo, jest także deklaracją chęci posiadania potomstwa z tą konkretna osobą i gotowości do przyjęcia go. Nie chcę dzieci, nie idę przed ołtarz... Dość proste. Ślub to nie okazja do sproszenia gości.A.zelia pisze: ↑29 lis 2019, 11:52 kto bardziej chciał/wyszedł z tematem pt dziecko? Właśnie tego schematu się obawiam - kobieta napiera jak Andzia o pierniczek, dziecko jest, a potem, jak w którymś wątku z forum kryzys. Bo napierany mąż ustąpił, a po ptokach się wycofuje i wszystko spada na - nieraz pracująca -kobietę. która potem niczym Cerber zagania do życia rodzinnego, dodaje otuchy i wspiera męża zachowującego się jak kolejne dziecko, a nieraz i musi niejako "obronić" sensowność czasu z rodziną. Ja wysiadam...
A ja rozumiem bardzo dobrze. Podział obowiązków to podział obowiązków. Można się umówić, że jedna osoba zarabia, druga ogarnia życie codzienne, dom, zakupy, rachunki, formalności i całą ta ciężką i mozolną pracę.A.zelia pisze: ↑29 lis 2019, 11:52 Znam i niepracujące panie z fochem, że mąż nie przewija, nie karmi i nie wstaje w nocy. Jak obydwoje pracujecie w równym wymiarze to obowiązki w domu na pół. ale jak jedno jest w domu to dla mnie ww czynności są po jego (zostającego w domu) stronie bo tak - drugie musi się wyspać do pracy i jest to po prostu tradycyjny podział obowiązków.
I nie rozumiem pretensji o nie wstawanie w nocy, kąpanie, przewijanie i karmienie pół na pół z niepracującą zoną, nie pomagającą mężowi w pracy.
Natomiast dziecko to nie jest obowiązek do dzielenia - ty się nim zajmuj, a ja będę pracować. Za dziecko oboje rodzice są odpowiedzialni w takim samym stopniu, a każde z nich jest odpowiedzialne za rozwinięcie swojej indywidualnej więzi ze swoimi dziećmi. Praca z tego obowiązku nie zwalnia. Znam wiele osób bardzo mocno poranionych nieobecnością i niedostępnością emocjonalną ojca, który pracował. Źle pojmowany tradycyjny podział, w którym zwalnia się mężczyznę z ojcostwa spowodował ogrom tragedii - także dla tych ojców. Odpowiedzialność i rozwijanie różnych form miłości to coś, po co istniejemy. Gdy z tego rezygnujemy, powstaje pustka, którą zapełniamy czasem zupełnie innymi rzeczami, które nie są dobre.
Skoro dopuszczasz, żeby ojciec zajmował się dzieckiem na równi z matką, gdy ta matka pracuje - i to w sytuacji gdy powinien, także twoim zdaniem przejąc połowę obowiązków - nie rozumiem gdzie widzisz zbyt ciężkie dla niego wyzwanie, gdy pracuje i zajmuje się dzieckiem, ale żona odciąża go z obowiązków domowych?
Nie rozumiem też tłumaczeń, że on musi rano wstać do pracy? Kobiety też muszą wstać do swoich obowiązków, a wykonują ogromną pracę. Dbanie o siebie nawzajem i o to abyśmy oboje byli w dobrej kondycji, wyspani, odpoczęci jest wyrazem miłości i wzajemnej odpowiedzialności za siebie. Czułabym się zraniona słysząc - daj mi spokój, radź sobie sama, ja idę do pracy jutro.
Mój mąż obecnie to niezły drań, mówię żartobliwie, ale to dość poważna sytuacja, bo naprawdę źle mnie traktuje w wielu różnych wymiarach. Nadal go kocham i staram się rozwijać współczucie dla niego i miłość bezwarunkową. To, że teraz potrafię nadal obdarzać go miłością, jest jednak w dużej mierze zasługą tego, jak wspaniałym był ojcem - od dnia narodzin maluszka. Myślę też, że więź z dzieckiem jest taką jego kotwicą w tej lepszej części rzeczywistości. Co robił? Kąpał nasze maleństwo, tulił, nosił, spacerował, karmił, zmieniał pieluchy. Mało tego, często zdarzało się, że wracał z pracy (a nie miał lekkiej pracy i nie był wtedy wypoczęty) i mówił - odpocznij, widzę, że jesteś zmęczona, wyjdź na spacer, zdrzemnij się, wykąp, my sobie poradzimy. I odpoczywał z maluchem. To jeden z najpiękniejszych obrazów w moim sercu, kiedy nasze maleństwo spało sobie w ramionach taty, albo dokazywało z nim na dywanie, albo otwierało dziobka, kiedy tata je karmił.
Korzyści z taty zaangażowanego - dla małżeństwa, dla niego samego dla dziecka są oczywiste. Do tego dochodzi jeszcze pragmatyka - oboje rodziców ma przestrzeń by się rozwijać. Kobiety w czasie opieki nad małym dzieckiem mogą robić jakieś kursy, szkolenia, uczyć się języka żeby łatwiej wrócić na rynek pracy, czy nawet podejmować drobne prace - ale tylko jeśli mają odpowiednie wsparcie męża. To pragmatyczna korzyść - bo w domu pozostają dwie osoby zdolne do zarobkowania. Wypadnięcie z rynku pracy czasem kończy się ogromnymi kłopotami, gdy taką zdolność utraci mężczyzna. A bywa różnie. Dlatego warto niezależnie od etapu w życiu rozwijać się w każdym kierunku. Pragmatyka dyktuje też pomysł, aby tata umiał przy dziecku zrobić wszystko to co mama, bo mama może np. źle się poczuć i być dwa tygodnie w szpitalu. I co wtedy?
Swoją drogą - taka opieka nad dzieckiem to ogromna radość i przyjemność, a nie żmudny obowiązek po pracy. Naprawdę da się odpocząć i zmieniając pieluchę. Bo zwykle odpoczynek polega na zrobieniu czegoś innego. Nigdy nie zdarzyło ci się odpocząć po pracy gotując coś na kolację?