Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

krople rosy

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: krople rosy »

tata999 pisze: 10 sty 2020, 12:21 Interesujące. Czy Twój mąż wie, jak robi się zrzut ekranu na Twoim telefonie?
A jaki to ma związek z tematem? Ale zaspokoję Twoją ciekawość: tak, wie.
JolantaElżbieta
Posty: 752
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: JolantaElżbieta »

tata999 - to jest jak najbardziej w porządku. Moja koleżanka ma męża, który "tylko" pali marihuanę - przynajmniej tak jej mówi - wiesz jak osoby uzależnione kłamią i mnaipulują?????

Kategorycznie odcina go od dzieci kiedy tylko widzi, ze jest odurzony. Nie mieszkają razem - dawała mu szansę trzy razy - za każdym razem ją oszukiwał - kazała mu się wyprowadzić, dopóki nie zacznie walczyć z nałogiem na serio. Bo on chcial zjeść ciasteczko i je mieć. Z jego rodzicami odwozili go do ośrodka - wychodził na własną prośbę, bo przecież już to kontroluje. A ona dla bezpieczeństwa dzieci nie pozwala ojcu narkomanowi mieć z nimi kontaktów. Wiesz co czują dzieci trzymające za rękę pijanego ojca albo ojca naćpanego????
Lepiej dla nich, żeby nie miały kontaktu w ogóle. Ona powiedziała dzieciom, że tata ma problemy i jest w trakcie ich rozwiązywania. To były smutne dzieci, dopóki trwała hustawka, nie miały poczucia bezpieczeństwa. Teraz odzyskały radość życia z mamą, chociaz kochają tatę bardzo.
JolantaElżbieta
Posty: 752
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: JolantaElżbieta »

To nie jest przede wszystkim eskalowanie konfliktu, tylko obrona konieczna!
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Nino pisze: 10 sty 2020, 9:08 Na marginesie, szukam grupy wsparcia/literatury dla osób uzależnionych emocjonalnie oraz partnerów pracoholików.
Ja polecam taką książkę:
https://www.tolle.pl/pozycja/milosc-to-wybor
Dużo mi rozjaśniła jeśli chodzi o moje współuzależnienie od męża (uzależnienie emocjonalne).
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
tata999
Posty: 1173
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: tata999 »

JolantaElżbieta pisze: 10 sty 2020, 14:02 tata999 - to jest jak najbardziej w porządku. Moja koleżanka ma męża, który (...)
Różnimy się opinią. Moim zdaniem nie jest w porządku. Nie widzę związku z historią dziecka i jego ojca, którego żona robi to i owo, dlatego nie przemawia do mnie ten argument.
JolantaElżbieta
Posty: 752
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: JolantaElżbieta »

Niestety, nie są to przyjemne rzeczy :-( Ale przez lata życia z moim mężem i z obserwacji wiem, że czasami jest to jedyne wyjście. Też cale życie wierzyłam, że dobrocią i łagodnością można zmienić wszystko, ale teraz wiem, że "miłość wymaga stanowczości" :-(
JolantaElżbieta
Posty: 752
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: JolantaElżbieta »

I wiesz co, ja całe lata znosiłam wyzwiska, popychania mojego męża, miałam na głowie wszystkie sprawy domowe, wychowanie dzieci, malowanie mieszkania z kołnierzem ortopedycznym na szyi, gdy mój mąż zamknął się w pokoju i słuchał kolęd, bo przecież za tydzień Święta. Mówiłam, że mnie rani swoimi słowami i zachowaniem, prosiłam o pomoc, chciałam pomóc jemu - gonił mnie jak psa - jak jesteś psychiczna to się lecz - odpowiedź na moją propozycję, żebyśmy zaczęli pracować z terapeutą. Jak zaczęłam się bronć przed agresją, nazwał mnie "wredną katoliczką", znalazł sobie kochankę, zostawił po 34 latach w pustym mieszkaniu, bez pieniędzy i jeździł z kochanką na wczasy, imprezy, realizował się, a ja opiekowałam się jego chorymi rodzicami w domu opieki. Dzisiaj wiem, ze gdybym była stanowcza, oboje byśmy na tym lepiej wyszli. Takie są moje doświadczenia :-(
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nino »

JolantaElżbieta pisze: 10 sty 2020, 16:37 Mówiłam, że mnie rani swoimi słowami i zachowaniem, prosiłam o pomoc, chciałam pomóc jemu - gonił mnie jak psa - jak jesteś psychiczna to się lecz - odpowiedź na moją propozycję, żebyśmy zaczęli pracować z terapeutą. Jak zaczęłam się bronć przed agresją, nazwał mnie "wredną katoliczką", znalazł sobie kochankę, zostawił po 34 latach w pustym mieszkaniu, bez pieniędzy i jeździł z kochanką na wczasy, imprezy, realizował się, a ja opiekowałam się jego chorymi rodzicami w domu opieki.
To niesamowite, że oni tak właśnie reagują. Jak sobie analizuję różne konfliktowe sytuacje między nami to:

- mój mąż nie cierpi, jak mówię, że mnie rani swoimi zachowaniami... To wywołuje zupełnie inny skutek, niż bym oczekiwała. Może zrozumiem to na swojej terapii...

- Gdy proszę o pomoc, w sytuacji konfliktu/kryzysu, jest agresywny, mam wrażenie, że odbiera to jako atak na swoją osobę. Może odbiera to jako manipulację z mojej strony?

- Na pracę z terapeutą był kiedyś otwarty, ale zarzuciliśmy temat... ( Polak mądry po szkodzie :( ). Teraz nawet o to nie pytam :(

- A jak zaczęłaś bronić się przed agresją?

- Z tymi kochankami to masakra. Mam sporo koleżanek, naprawdę fajne babki, ale są właśnie w związkach z takimi naszymi mężami, którzy nas opuścili.... My byłyśmy od tych trudnych czasów, gdy rodziły się dzieci, były problemy dnia codziennego, one są od tych "dobrych czasów": wczasy, imprezy, seks... Żaliłam się już na to na forum. Trzeba się odciąć. Nie zazdrościć. Ja , między innymi po wnikliwym czytaniu tego forum, zdecydowanie odcięłam się od drążenia tematu kowalskiej w myśli, w mowie i w uczynku. Robię to z troski o siebie i widzę, że dobrze na tym wychodzę, choć pokusy oczywiście są.

JolantoElżbieto! Przytulam Cię z całego serca!
tata999
Posty: 1173
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: tata999 »

Nino pisze: 10 sty 2020, 19:09
JolantaElżbieta pisze: 10 sty 2020, 16:37 Mówiłam, że mnie rani swoimi słowami i zachowaniem, prosiłam o pomoc, chciałam pomóc jemu - gonił mnie jak psa - jak jesteś psychiczna to się lecz - odpowiedź na moją propozycję, żebyśmy zaczęli pracować z terapeutą. Jak zaczęłam się bronć przed agresją, nazwał mnie "wredną katoliczką", znalazł sobie kochankę, zostawił po 34 latach w pustym mieszkaniu, bez pieniędzy i jeździł z kochanką na wczasy, imprezy, realizował się, a ja opiekowałam się jego chorymi rodzicami w domu opieki.
To niesamowite, że oni tak właśnie reagują. Jak sobie analizuję różne konfliktowe sytuacje między nami to:

- mój mąż nie cierpi, jak mówię, że mnie rani swoimi zachowaniami... To wywołuje zupełnie inny skutek, niż bym oczekiwała. Może zrozumiem to na swojej terapii...

- Gdy proszę o pomoc, w sytuacji konfliktu/kryzysu, jest agresywny, mam wrażenie, że odbiera to jako atak na swoją osobę. Może odbiera to jako manipulację z mojej strony?

- Na pracę z terapeutą był kiedyś otwarty, ale zarzuciliśmy temat... ( Polak mądry po szkodzie :( ). Teraz nawet o to nie pytam :(

- A jak zaczęłaś bronić się przed agresją?
Szukasz błotka, a nie złotka, Jolanto. Nakręcacie się wzajemnie. I wiecie co? Zamilknę, jak tamci.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Bardzo dziękuję wam wszystkim, mam sporo do myślenia, po wszystkim co napisaliście...

Udało mi się wyciszyć, w ciągu dnia było już dobrze. Modlitwa czyni cuda, wróciłam do równowagi i poczułam się ukojona. Od paru osób w pracy usłyszałam, że ładnie wyglądam :)
Moja nowa równowaga polega na tym, że postanowiłam reagować na to co będzie się działo. I od razu zrobiła się we mnie cisza. Pomyślałam sobie, że przecież jestem coraz lepiej przygotowana na trudne sytuacje, także w relacji z mężem i że nie muszę panikować. I nikt nie będzie miał do mnie pretensji, że nie przekażę dziecka mężowi, jeśli będzie odurzony lub w złym stanie. Oczywiście największe obawy mam o to, że kiedyś nie dostrzegę, że coś jest nie tak, i zastanawiam się, jak sąd wyobraża sobie możliwość zweryfikowania stanu kogokolwiek podczas paru sekund. Będę musiała za każdym razem ten czas wydłużyć, przynajmniej do 10-15 minut. No i nigdy jeszcze nie musiałam się sprawdzać, jeśli wiedziałam, że mąż jest w złym stanie, a on nie przyjmował mojej odmowy, robiłam uniki, przebywałam z synkiem poza domem, zabierałam dziecko do pracy - nie miałam odwagi na bezpośrednią konfrontację. Pewnie jednak dam radę, obiecałam sobie, że zrobię wszystko, żeby dziecko już nie płakało, opowiadając mi o tym, co działo się, podczas gdy tata się nim "opiekował". Martwię się też, czy mąż nie odurzy się lub nie będzie pić podczas kontaktu z dzieckiem. Muszę nauczyć synka, aby miał telefon i w razie czego pisał do mnie. Dostałam też dziś poradę, żeby ustawić lokalizację w telefonie dziecka lub kupić mu zegarek z taką lokalizacją - tak, żebym w razie czego mogła dziecko szybko znaleźć.

Po południu niespodzianka. Mąż napisał, czy dziś mógłby zobaczyć się z dzieckiem. Nie jest to dzień przyznany przez sąd. Zgodziłam się, ale pod warunkiem, że spotka się z maluchem u nas w domu. Przyszedł trzeźwy (w sądzie też miałam wrażenie, że jest w lepszym stanie). Wiem już, że to nie oznacza nic poza tym, że się spiął (kiedyś w takich sytuacjach od razu zakładałam, że wytrzeźwiał na dobre i będzie już tylko lepiej, o ja naiwna...). I kolejna niespodzianka, początkowo mąż próbował na mnie krzyczeć, ale powiedziałam mu, że jeśli raz jeszcze podniesie głos, poproszę go żeby wyszedł - i podziałało. Chwilę się jeszcze burzył, gadał, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego, że ma prawo, bo sąd mu przyznał i jak będzie czas kontaktu, to przyjdzie z wydrukiem i zabierze dziecko i z nim pojedzie i niech sobie go policja szuka, bo ja nie mam prawa go kontrolować i takie tam, ale bez przekonania i urwał w sumie w połowie wywodu. Chyba zauważył, że nie robi to na mnie wrażenia ( w sumie robiło, tylko tego nie okazywałam)... Poprosiłam żeby rzeczywiście zajął się dzieckiem, skoro przyszedł do niego, a nie do mnie. Tak więc choć pierwsze 10 minut nie było za fajne - to potem było okej.

Potem było w sumie miło. Mąż spędził czas z synkiem, a potem usiadł z nami do stołu, zjadł razem z nami i było naprawdę miło, żartowaliśmy, nie było napiętej atmosfery. Po raz trzeci od wyprowadzki mój mąż się na mnie patrzył i nie omijał mnie wzrokiem, wręcz szukał kontaktu wzrokowego i łapał moje spojrzenia. Nawet się do mnie uśmiechnął. Zwykle nie patrzy na mnie nawet przez chwilę, a jeśli już to w to tak zimny i nienawistny sposób, że aż przerażający. Tego jak patrzył dzisiaj nie potrafię rozszyfrować, ale nie było w tym nic, co odczułabym jako nieprzyjemne. Raczej była w tych spojrzeniach... ciekawość? Po posiłku mąż pobawił się z dzieckiem i umówił się, że jutro też wpadnie na trochę.

Zgodziłam się, myślę, że warto korzystać z każdej chwili, kiedy mąż jest trzeźwy, okazuje dziecku ciepło i zachowuje się wobec mnie przyzwoicie. Synek był bardzo, ale to bardzo szczęśliwy.
Mąż zgodził się też na wspólną konsultację u pani psycholog, która prowadzi terapię synka. Może uda mi się przekonać go, żeby dał maluchowi czas, po tym co działo się w ostatnim okresie, żeby maluch poczuł się z nim bezpieczniej, zanim zabierze go z domu, zwłaszcza na cały dzień. Tydzień lub dwa spotkań w domu to nie tak długo, a dla malucha będzie znacznie lepiej, gdy nabierze trochę zaufania do taty. Ja też poczułabym się spokojniejsza wiedząc, że nie narażam malucha na stres. Muszę tylko uważać, by za każdym razem być czujna, bo zwykle, gdy mąż miał lepszy okres, potem przegapiałam, że wrócił do odurzania się - i potem maluch opowiadał jak szedł z przewracającym się kompletnie pijanym tatą, albo jak tata był dziwny i napastliwy, albo wręcz agresywny, albo nieprzytomny... Bardzo, bardzo nie chciałabym, aby takie sytuacje miały znowu miejsce. Na razie pozostaje się cieszyć tym, że maluch może miło spędzić czas z tatą.
Postanowiłam się nie zastanawiać, czy ta nagła chęć spotkań i to w trzeźwości to jakiś podstęp - liczy się, że widzę uśmiech synka.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

JolantaElżbieta pisze: 10 sty 2020, 8:03 Może trzeba potraktować męża jak każdego narkomana, który usiłuje wtargnąć do domu i zabrać dziecko?? (...) Nie bój się Ruto, nie przewiduj czarnych scenariuszy - jak dojdzie do takiej sytuacji, po prostu działaj tak, żeby was chronić. Z Panem Bogiem :-)
Jolu, dziękuję Ci. Masz rację, nie ma znaczenia kto jest odurzony. Odurzona osoba nie powinna się zajmować dzieckiem i tyle. W sumie z takiej perspektywy będzie mi nawet w razie czego łatwiej nie wyrazić zgody na zabranie dziecka, bo dotąd w podobnych sytuacjach widziałam męża i ojca naszego synka. I może też w razie trudności w końcu odważę się wezwać policję, nie "na męża" - co wydawało mi się nie do przejścia - ale właśnie do odurzonego mężczyzny, który mi grozi. Skoro nie zgodziłabym się, by tak zachował się obcy, tym bardziej mam prawo oczekiwać, że nie będzie się tak zachowywać mąż - i ojciec.

Myślę, że część mojego lęku bierze się z obawy, czy będę potrafiła działać tak, by nas ochronić. Czuję się mocniejsza, dotąd jednak nigdy tak nie działałam. Zdarza mi się w takich trudnych sytuacjach coś w rodzaju wyłączenia, niezdolności do reakcji - trudno to opisać, ale generalnie nie reaguję, wtedy gdy powinnam. Trochę się siebie i swoich reakcji jeszcze obawiam.

Naprawdę zdarzały mi się straszne i nieodpowiedzialne zachowania, jak np. gdy byliśmy na wspólnym wyjściu na rodzinny piknik (oczywiście były tam budki z piwem - po jednej stronie atrakcje dla dzieci, po drugiej dla ojców...). Mąż dość szybko się upił i postanowiłam wrócić z dzieckiem do domu. Super. Tylko, że mąż przekonał synka, żeby z nim został, a ja... się na to zgodziłam. Oszukując się, że skoro został z dzieckiem, nie upije się do nieprzytomności. Oczywiście się upił. Miałam chyba wyłączone wszystkie czujniki bezpieczeństwa, bo nawet nie pamiętam, żebym czuła się zdenerwowana. Nawet jak zadzwonili znajomi, że mąż poprosił, żeby odebrali dziecko i żeby zanocowało u nich. A ja głupia poczułam wtedy ulgę.
Teraz dopiero dociera do mnie, co ja wyrabiałam. Bo synek w takich sytuacjach martwił się o tatę i nie chciał, żeby on został bez opieki, bo czuł się odpowiedzialny. I jak myślę o małym dzielnym serduszku, starającym się dbać o tatę i przy tym opuszczonym i przez mamę i przez tatę, nocującym poza domem, w strachu - to nie mogę zrozumieć, jak mogłam się na coś takiego godzić. Jest mi tak przykro i źle, i zrobię wszystko, żeby moje dziecko już nie było więcej w takiej sytuacji. I żebym już nie zawodziła. Żebym umiała naprawdę chronić dziecko. Wzmacniam się i wzmacniam, uczę się na nowo oceniać sytuacje, rozpoznawać zagrożenia i to co jest normą a co nią nie jest...

Tylko nadal mam sama do siebie bardzo ograniczone zaufanie i świadomość, że nadal mogę zawieść.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Małgorzata Małgosia pisze: 10 sty 2020, 9:04 (...) Druga sprawa: powierzaj syna Maryi. Ona nie pozwoli zrobić krzywdy swojemu dziecku. To da Ci więcej spokoju jeśli Twoje odwołanie nie przyniesie spodziewanego efektu.

(...) Nie jest to w ogóle pocieszające co powiem, ale przychodzi mi do głowy, że dobrze byłoby gdybyś zaczęła pracować nad swoim obrazem męża, módl się, żeby Bóg pokazał Ci jak On go widzi, jaki jest naprawdę.
Nawet jeśli nie będzie to miły dla Ciebie obraz, bo w końcu to człowiek, którego spośród wielu innych wybrałaś na towarzysza życia i ojca Waszego dziecka.
Mi osobiście trudno jest pogodzić się z tym, że ja taka rozważna w każdej decyzji, tę o mężu podjęłam (jak się teraz okazuje) niewłaściwie.
Uczę się dopiero akceptować fakt, że byłam wówczas kimś innym i na tamten czas ta decyzja była najlepsza wg moich ówczesnych doświadczeń.

Wiele złudnych nadziei pogrążyło mnie w rozpaczy i myślę, że jedną z nich jest obraz męża jaki sobie wewnątrz ułożyłam. Obraz taki, żeby wynikało z niego niezbicie, że decyzja kiedyś podjęta była super. Że jest ideałem, który się pogubił. Że jest dobrym i uczciwym człowiekiem. Pełnym współczucia i kochającym.
Niestety jest dokładnie odwrotnie i być może wynika to z jakiś jego zaburzeń, ale to nie powinno mieć znaczenia, bo liczą się fakty, tzn. jak jest, a nie jak mogłoby być gdyby to i tamto.
Mam nadzieję, że w miarę zrozumiałe jest to co chcę przekazać.
Modlę się za Ciebie.
Co do powierzenia Maryi - kiedyś zgodziłam się, by mąż zabrał dziecko na weekend, choć czułam, że coś jest nie tak. Przemodliłam cały weekend, żeby nie oszaleć i błagałam Maryję aby strzegła mojego synka. Potem z relacji dziecka wynikało, że było "coś nie tak", a tata w drodze powrotnej prowadził w taki sposób, że synek bał się i bolał go brzuch z przerażenia, a tata nie reagował na jego prośby. To jedna z tych rzeczy, w które trudno mi uwierzyć, jedna z tak radykalnych zmian w moim mężu - był bardzo odpowiedzialnym kierowcą, kiedy jechał z synkiem był mega ostrożny i przewidujący, gdy synek prosił by przyśpieszył, tłumaczył dlaczego nie powinno się tak robić, nigdy nie wsiadał do samochodu po alkoholu i dbał by nie robili tego inni.

Co do obrazu męża - dałaś mi dużo do myślenia. Na razie to wygląda tak - jestem przekonana, że wybrałam dobrze. Natomiast mój błąd - powinnam wtedy widząc niepokojące sygnały od razu w narzeczeństwie zawiesić ślub i poprosić męża o podjęcie terapii. Mąż był wtedy we mnie szaleńczo zakochany - i byłby w stanie to dla mnie zrobić, nałóg z kolei nie był aż tak rozwinięty, jak jest po kolejnych 10 latach. Tylko, że wtedy nie miałam takiej świadomości i wiedzy i takiego poczucia własnej wartości, jak mama teraz. Nie zamierzałam wychodzić za mąż, a gdy poznałam męża - naprawdę od razu wiedziałam, że chcę z nim spędzić życie. I to było obustronne. I im bardziej go poznawałam, tym bardziej byłam tego pewna - i nadal jestem.

Natomiast moim problemem jest to, że obecnie mąż traci siebie, coraz mniej w nim tych cech, które tak w nim podziwiałam i ceniłam. To znaczy ja wierzę, że nadal są, pod całą tą stertą gruzu i brudu, nałogów, samooszukiwania, agresji. Pod cierpieniem, którego musiał doświadczyć mój mąż wikłając się w nałogi w młodzieńczym wieku.

Problem w tym, że mi się te dwa obrazy na siebie nakładają, i widząc męża przez pryzmat tego kim był i jaki był - nie widzę często jaki jest teraz. A nawet gdy widzę, to nie wierzę - ciągle myślę, że on tam w środku jest, ten piękny, troskliwy, wierzący, męski w piękny i odpowiedzialny sposób. Bardzo trudno przyjąć mi jego złe intencje, coraz więcej zachowań męża rozumiem, i rzeczywiście wiele z nich nie jest intencjonalnych, tak działa nałóg. Mogę się tylko uczyć takich różnych nałogowych mechanizmów nie uruchamiać. I uczyć się patrzeć na to co jest, albo przynajmniej reagować adekwatnie, niezależnie od tego co czuję do męża i co o nim myślę i jak buduję sobie jego obraz.
Wiedźmin

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Wiedźmin »

Ruta pisze: 11 sty 2020, 0:28 [...] Muszę nauczyć synka, aby miał telefon i w razie czego pisał do mnie. [...]

[...] Zgodziłam się, ale pod warunkiem, że spotka się z maluchem u nas w domu [...]

[...] a dla malucha będzie znacznie lepiej, gdy nabierze trochę zaufania do taty. [...]

[...] nie narażam malucha na stres. [...]

[...] i potem maluch opowiadał jak szedł z przewracającym się kompletnie pijanym tatą, albo jak tata był dziwny i napastliwy, albo wręcz agresywny, albo nieprzytomny... [...]
Z lektury wcześniej napisanych postów, byłem przekonany, że Twój synek to naprawdę "maluch" - ot taki 2-3 latek.
Ale teraz czytam, że jest w stanie posługiwać się (pisać) telefonem komórkowym... i opowiedzieć o przewracającym się tacie... a to wskazuje, że "maluch" pewnie ma... trochę więcej niż 3 latka...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Nino pisze: 10 sty 2020, 9:08 Ruto, przykro mi z powodu postawy Sądu. To chyba Tata999 wyraził opinię, żeby Sądów nie przeceniać w naszych sprawach...

(...) Rozumiem, że spotkałaś się z mężem po dłuższym czasie w Sądzie. Czy mogę zapytać Cię o wrażenia? Czy udaje się Wam, pomimo bardzo napiętej sytuacji, porozmawiać "jak ludzie"? Widzę, jak ogromną pracę wykonałaś nad sobą i nie mam cienia wątpliwości, że z Twojej strony jest otwartość do zdrowej komunikacji i w ogóle, dobrze pojęta otwartość na tego człowieka. Jaką natomiast postawę wobec Ciebie ma mąż? Czy odpuścił choć trochę w kwestii wrogości? W swoich postach pisałaś, że to jest porażające, jak mąż uczynił z Ciebie wroga. I wiem o czym piszesz, ponieważ ten sam mechanizm zadziałał u mojego męża, gdy próbowałam ( nieudolnie ) walczyć z jego pracoholizmem i innymi kompulsywnymi zachowaniami. Na marginesie, szukam grupy wsparcia/literatury dla osób uzależnionych emocjonalnie oraz partnerów pracoholików.

I jak całą sytuację przeżywa Wasze dziecko? Czy współpracujesz w tym zakresie z psychologiem? Jest taka potrzeba?

Dla mnie niepojęte jest to, że Sądy zamykają oczy na oczywiste fakty, jak choćby to, że ktoś jest uzależniony.
Gdy czytałam taty opinię, odnosiłam wszystko do kwestii rozwodu. Nie przyszło mi do głowy, że w takiej sytuacji sąd ustanowi takie kontakty oraz, że nałoży na mnie obowiązek kontrolowania trzeźwości męża - w sumie nie dając mi żadnych środków, bo niby jak mam kontrolować - i narażając mnie i dziecko na przemoc - podczas gdy ja wyraźnie napisałam, że mam z tym problem, że jestem współuzależniona, że nie reagowałam dotąd prawidłowo i dopiero jestem na początku terapii i nie umiem mężowi stawiać granic.

W sądzie spotkaliśmy się na dole, mąż był miły, rozmawialiśmy neutralnie, chciał iść ze mną pod salę. Wyjaśniałam mu spokojnie o co będę wnosić i jak widzę sprawę, słuchał, pytał, ucieszyłam się, bo brzmiał trzeźwo. Usłyszałam, że zdania nie zmieni, pozwu nie wycofa, już nie chce więcej myśleć. Ale spokojnie i bez agresji - i raczej brzmiało to jak rodzaj mantry, niż pewna siebie decyzja. Czar prysł, gdy pojawił się temat nałogu. Wtedy postawa męża zmieniła się na agresywną i niemiłą i usłyszałam, żebym sobie poszła sama pod salę i mąż odbiegł zdenerwowany. o więc sobie poszłam. Po jakimś czasie dotarł pod salę, już spokojniejszy, przyszła pani mecenas i wyskoczyła z ugodą - czyli, że ja się zgodzę na to co ona napisała w pozwie. Sprowadziłam ją szybko na ziemię. Mąż już potem do rozprawy rozmawiał z nią. Na sali nie patrzył na mnie. W przerwie pytał swoją mecenas czy coś przyspieszy jak poprosi o rozwód ze swojej winy, próbował też rozmawiać ze mną - od miłych pytań, po agresywne zarzuty. Byłam spokojna - nie udawałam, naprawdę byłam i starałam się być uprzejma i jak mantrę powtarzałam, że może widywać się z dzieckiem, zawsze - ale tylko gdy jest trzeźwy. Po sprawie wydawał się wściekły, więc poszłam sobie, skinąwszy tyko głową, i odczekałam, aż pójdzie ze swoją panią mecenas, żeby się z nim już tego dnia nie spotkać. Ogólnie postawę męża opisałabym jako znacznie mniej wrogą niż kiedyś. I przez parę chwil nawet traktował mnie jak człowieka... To głupie, ale odebrałam to jako miłe (wiem, tak się rozwija syndrom sztokholmski).

Dziecko jest w terapii. W ubiegłym roku mały miał poważny kryzys, nie radził sobie, był bardzo rozbity. Wystarczająco trudne jest rozstanie rodziców, a tu dochodziły jeszcze przeżycia typu pijany tata, odurzony tata, tata agresywny do mamy i do dziecka... I mama która do takich sytuacji dopuszczała...Terapia na pewno jest droga, a w jakimś stopniu pomocna. Jednym z jej celów jest zachowanie dobrego obrazu ojca (w sumie to sama się zastanawiam czasem czemu za to płacę, to nie mi powinno zależeć, ale potem myślę o dziecku). Na pewno mały się otworzył i więcej mówi o swoich przeżyciach, także tych najtrudniejszych. Słucham uważnie i czasem płaczę w nocy, kiedy słyszę od mojego synka, jak on to wszystko przeżywał. I co z tego, że takich ekstremalnych sytuacji, kiedy zawiodłam nie było dużo, skoro dziecko żyło potem w napięciu, nie mając pojęcia, kiedy to się powtórzy...

Moja relacja z małym jest coraz lepsza za to - od jakiegoś czasu mam poczucie, że zaczyna czuć się ze mną tak całkiem bezpiecznie i jest w maluchu znacznie mniej napięcia. A ja odkąd nie skupiam się głownie na tym co mąż robi, jestem o wiele uważniejsza - bo w dwóch latach najcięższego kryzysu skupiałam się by maluch miał wszystko co potrzebuje, odpowiednie wsparcie, rehabilitację, żeby miał jak najlepsze warunki do rozwoju, żebyśmy spędzali razem czas, żeby było miło, żeby czuł się ważny i kochany - ale zaniedbywałam sferę emocjonalną. Teraz nasza więź jest z powrotem głębsza. To spłycenie WSZYSTKICH więzi w rodzinach dotkniętych nałogiem to nie mit. Udaje mi się stopniowo to odbudowywać, podobnie jak zaufanie dziecka do mnie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

somnium pisze: 10 sty 2020, 10:27 Nie żebym bronił męża ale z tego co napisałaś było wyłącznie słowo przeciwko słowu, więc nie dziwię się że sąd póki co tak a nie inaczej postanowił.
Zgłosiłam dowody, sąd jednak wydał decyzję przed ich rozpatrzeniem, mimo, że było jasne, że mąż ma kontakt z synem, kiedy tylko chce, co sam potwierdził - w mojej obecności. Jakoś nie padło pytanie, jak często chce. Na wzajemne zadawanie pytań sąd nie pozwolił.
Sąd na razie nie wydał postanowienia w przedmiocie dopuszczenia dowodów, które mogłyby potwierdzić problem męża z nałogiem. Na razie planuje sobie za jakiś czas przesłuchać świadków na okoliczności związane z rozpadem lub brakiem rozpadu małżeństwa. Przykro mi, ale sąd z góry założył, że ja sobie nałóg wymyśliłam, aby ciągnąć postępowanie, co zresztą usłyszałam - że na biegłego to się dwa lata czeka. Zaświadczeń z poradni i diagnoz sąd tez nie będzie pobierał - mając pełną świadomość, że mi takich nikt nie wyda... Przynajmniej mam na czym oprzeć postanowienie.

Inna sprawa, że dopiero teraz przeczytałam orzecznictwo w sprawie kontaktów uzależniony ojców z dziećmi i niestety niektóre sądy optymistycznie zakładają, że to jednak ojciec i dziecka nie skrzywdzi. A jak ojciec chce, to ma prawo. Ja się napatrzyłam na takich ojców na wakacjach, zapraszam nad różne akweny wodne i plaże - tam tą odpowiedzialność widać szczególnie, panowie popijają piwko, kumpel obok lub telefon, albo nowa pani a dzieci same w wodzie. Plaża oczywiście niestrzeżona. Oczywiście zdarza się też, że mamusia z tatusiem równo popijają, jednak rzadziej. Mój mąż w to lato również wrócił z dzieckiem znad wody (bez mojej zgody tam zabrał synka), cuchnący piwem i nie rozumiał o co mam pretensję, bo nie on prowadził... Wysłałam mu parę linków o utonięciach dzieci, ile z nich tonie w obecności podpitego rodzica i ile to czasu zabiera i zapytałam czy by sobie wybaczył. Wtedy coś jakby jednak dotarło.
ODPOWIEDZ