Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

"Tylko bądź konsekwentna w przestrzeganiu granicy w kontaktach ojca i dziecka na trzeźwo."

Nie zawsze umiem wyłapać czy jest trzeźwy. Osobę po alkoholu łatwo rozpoznać. Przy narkotykach to jest mniej uchwytne. Od tygodnia czuję niepokój. Są pewne niepokojącej sygnały. Nie wiem czy to mój strach czy coś naprawdę się dzieje. Co mam powiedzieć? Mój mąż znowu inaczej pachnie, stał się bardziej gorliwy, jest blady, inaczej się wypowiada - na tej podstawie uważam że znowu bierze, bo tak dotąd się to objawiało? Sama nie jestem pewna czy nie widzę za dużo. Ludzie oczekują że to będzie bardziej spektakularne, no nie wiem, będzie bełkotał, kogoś pobije, rozbierze się na ulicy. To tak nie działa.
Wiem że są testy ale on nigdy się na nie nie zgadza.
Nigdy dotąd nie robiłam nic żeby mu zabronić kontaktu z dzieckiem. Poza okresami gdy ewidentnie był nietrzeźwy. Tylko wtedy miałam w domu dziecko płaczące za tatą.. i mnóstwo telefonów od wszystkich że co JA wyprawiam.
Jeśli teraz znów mu zabronię na podstawie swojego przeczucia znów wszystko się powtórzy. Wszyscy obrócą się przeciwko mnie bo mu zakazuję i jestem ta zła. Nie mam jak udowodnić że on znów bierze. Nikt mnie nie słucha, a jeśli słucha to mówi że mi się wydaje. On będzie mnie szantażował że nie mam prawa zakazywać i sobie dziecko odbierze beze mnie. Zdarzało się że zostawałam z małym w domu bo się bałam. W końcu stracę pracę przez takie akcje.
Nikt nie rozumie, że mi wcale nie jest łatwiej kiedy zakazuję kontaktów. Muszę wtedy szukac pomocy do opieki, spinać wszystko co do minuty. Jest mi o wiele łatwiej kiedy mąż widuje się z dzieckiem, zajmuje się nim. Nie mam powodu by tak podłe się mścić i tak żeby dotykało to dziecka. Lepszą zemstą na Kowalskiej byłoby że ojciec spędza czas z dzieckiem a nie z nią...
Gdy czuję że coś jest nie tak, żyję wtedy pod ogromną presją i szantazami. Naprawdę nie mam żadnego interesu żeby tak postępować. Jedyne co mną powoduje to strach o bezpieczeństwo dziecka.
Mimo niepewności pewnie znów mu powiem, że się nie zgadzam i zacznie się przepychanka. Trudno. To lepsze niż gdyby coś się stało dziecku. Tego bym sobie nie wybaczyła...
Swoją drogą gdyby ktoś niesłusznie twierdził że się odurzam i na tej podstawie mi zabraniał kontaktu z dzieckiem, to zrobiłabym test. Nie mowilabym o godności, prawie do nie bycia kontrolowaną i takich tam bzdurach. Udowodniła bym trzeźwość i miała mocny argument że ta druga osoba odwala a ja jestem w porządku.
Odmówię modlitwę o pogodę ducha, mam nadzieję że pomoże mi to wszystko rozeznać. Jeśli ktoś wspomni o mnie w swojej modlitwie, będę bardzo wdzięczna, bo póki co czuję że nie mam siły na kolejny taki kryzys...
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: s zona »

Ruta pisze: 30 lis 2019, 1:50
Odmówię modlitwę o pogodę ducha, mam nadzieję że pomoże mi to wszystko rozeznać. Jeśli ktoś wspomni o mnie w swojej modlitwie, będę bardzo wdzięczna, bo póki co czuję że nie mam siły na kolejny taki kryzys...
Wspomne :)
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: nałóg »

Możesz mu komunikować swoje obawy werbalnie w twarz albo pisemnie.Gdy masz podejrzenie że jest pod wpływem narkotyków to możesz uwarunkować danie dziecka pod jego opiekę wykonaniem testu samemu albo przez policję.W obecnym czasie opieka nad dzieckiem pod wpływem alkoholu lub narkotyków jest karalna
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Dziękuję wam wszystkim. Każda wypowiedź daje mi dużo do myślenia.

Myślę dużo o całej sytuacji, o tym jak zapewnić dziecku regularny, ale bezpieczny kontakt z tatą. Co uregulować w sądzie, co zostawić. Nie mam pewności, które z rozwiązań będzie dobre. Widzę, że sporo osób na forum uważa, że dobrze jest uregulować prawnie istotne kwestie, ale równie dużo osób sądzi, że zwrócenie się do sądu nie jest dobrym rozwiązaniem.

Jak wiele osób w sytuacji gdy drugi rodzic jest uzależniony, często przeżywam lęk o bezpieczeństwo naszego dziecka, gdy jest z uzależnionym rodzicem. Sama po latach życia z osobą uzależnioną mam problem, bo jestem osobą współuzależnioną. Nie wiem gdzie wytyczać granice, co jest bezpieczne, co nie jest. Odczuwam czasem paraliżujący lęk. Dziś też z niepokojem czekam na powrót dziecka do domu, bo jest z tatą. Kiedy odbierał dziecko, był w porządku, ale nie wiem co się wydarzy w czasie gdy jest z dzieckiem sam na sam.

Dziękuję wszystkim, którzy wsparli mnie w decyzji o rozpoczęciu terapii współuzależnienia. Czekam na pierwszą wizytę i będę uczęszczać na spotkania Al-anon. Myślę, że to krok w dobrym kierunku. Na pewno nie jestem na etapie na którym mogę walczyć o uzdrowienie małżeństwa. Najpierw ja muszę być zdrowa. Na razie mogę się starać aby nic nie pogarszać. Myślę, że separacja jest najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji, gdy oboje mamy problemy sami ze sobą i oboje jesteśmy poranieni. Choć nadal rozważam jak i od której strony i czy w ogóle rozwiązywać to formalnie.

Myślę, że być może adekwatnym rozwiązaniem byłoby zwrócić się do sądu o uregulowanie kontaktów w najprostszy możliwy sposób. Mąż poddaje się testom, gdy testy są okej może widywać się z dzieckiem. Gdy testy są nie okej lub ich nie robi, nie może. Decyzja o tym, czy chce być w stanie w którym jest zdolny do opieki należy wtedy do ojca. Nie do sądu, nie do matki ani do nikogo innego. Nie widzę w tym przemocy, czy działań wymierzonych w więź ojca z dzieckiem.
Chcę też wystąpić o ograniczenie władzy rodzicielskiej ojca do decydowania o ważnych sprawach. Osoba uzależniona nie jest w stanie podejmować racjonalnych decyzji. Zdarza się, że muszę męża prosić o zgodę na różne rzeczy, a on w zamian za to oczekuje określonych korzyści, ustępstw z mojej strony. Uświadomiłam sobie, że od dłuższego czasu nie używa władzy zgodnie z dobrem dziecka, ale po to by manipulować mną.
W sytuacji, gdy nie wykona testów mając władzę rodzicielską będzie w stanie odebrać dziecko z placówki i tym mi czasem grozi. Mając wcześniej uregulowaną sytuację prawną, będę też mogła zdecydować kto odbiera dziecko z przedszkola. Jeśli tego nie zrobię, mąż będzie mógł upoważnić pierwszą lepszą osobę, która potem bez mojej wiedzy i zgody przekaże dziecko jemu - także gdy będzie w stanie odurzenia.

Poczytałam trochę o różnych sprawach, jak to wygląda w sądzie i zdecydowałam, że na razie nie będę występować o nic więcej. Najważniejsze jest dla mnie, aby nasze dziecko było bezpieczne. Nie chcę zostać oskarżona o to, że zależy mi na pieniądzach, że za coś się mszczę, że chcę izolować dziecko od ojca. Natomiast jeśli ojciec przestanie uiszczać nawet te niewielkie alimenty, które zadeklarował, zamierzam o nie wystąpić i domagać się aby pokrywał 1/3 kosztów utrzymania dziecka.

To nie są jeszcze decyzje ostateczne. Nadal jeszcze wszystko rozważam. Ale póki co, wszystko układa mi się w tym kierunku i mam wrażenie, że mając tak uregulowaną sytuację prawną czułabym się w końcu bezpieczna.

Nałóg - odnoszę wrażenie, może mylne, że raczej uważasz, że regulowanie kontaktów w sądzie nie jest dobrym rozwiązaniem. Zastanawiam się jednak, czy sądowy nakaz robienia testów nie byłby tym, co nazywasz podbijaniem dna? Gdyby miał sądowy nakaz robienia testów, decyzja o tym, czy widuje się z dzieckiem zależałaby tylko od niego. Nie mógłby mnie już obwiniać, że ja coś zabraniam lub pozwalam, ani mnie szantażować.
Tak jak piszesz - w sytuacji, gdy podejrzewam, że jest pod wpływem narkotyku, a chce widzieć się z dzieckiem, komunikuję to i proszę o wykonanie testu. Gdy odmawia (a odmawia konsekwentnie) mówię, że jeśli dalej będzie żądać kontaktu może wezwać policję i test wykona mu policja. Wtedy zwykle wychodzi, wyzywając mnie. Znika na jakiś czas, nie dzwoni, nie przychodzi i wraca gdy jest trzeźwy. Kosztuje to wiele nerwów mnie i jeszcze więcej dziecko - siłą rzeczy nie da się dziecka z tego wyłączyć, on awanturuje się wtedy przy dziecku i wyzywa mnie przy dziecku. Takie awantury, nawet gdy trwają krótko, bo nauczyłam się od razu sięgać po telefon i wybierać numer policji, to dla nas obojga - dla mnie i dla dziecka - ogromny stres. Może byłoby lepiej, gdyby on nie mógł żądać ode mnie kontaktu z dzieckiem, a musiałby zacząć żądać go od siebie?
Jeśli jednak uważasz, że sądowe uregulowanie tego to zły pomysł, napisz coś więcej. Bo bardzo możliwe, że nie dostrzegam wszystkich aspektów sytuacji, możliwych złych konsekwencji.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

s zona pisze: 30 lis 2019, 8:42 Wspomne :)
Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.
Jonasz

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Jonasz »

Ruta myślę że stawianie granic zawsze boli.
Dla rozumnego i wolnego człowieka oprocz tego ze boli to jest zaproszeniem w kierunku refleksji .
Dla mnie wspoluzaleznienie było jak oceniam z perspektywy czasu czymś dziwnym.
Z jednej strony próbowałem chronić siebie i się bronić z drugiej strony latalem do drugiej strony i próbowałem myslec jakby złagodzić konsekwencje tychże granic.
Chyba bałem się ryzyka utraty relacji.
A co do dziecka to w jego trosce o niego i jego bezpieczenstwo to chyba bym w ogóle nie myślał o ryzyku utraty relacji z mężem.
Nie wiem jak prawnie to wygląda nie chce też Cię niepotrzebnie straszyc.
Załóżmy że tak złapała policja i przekazała dziecko Tobie.
Czy w tej sytuacji nie bylabys trzepana nazwijmy to wiedziała Pani że ma kłopoty A mimo to przekazała dziecko?
A do wyjaśnienia sprawy dom dziecka czy rodzina zastępcza?
Przecież co z tego że trzeźwy odbierze jak nie masz pewności że trzeźwy odda.?
Jest sens oddawać ten strach w czyjeś ręce nie mając 100 procentowego zaufania?
krople rosy

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: krople rosy »

Całkiem niedawno głośna była sprawa małego Dawida który został zamordowany przez własnego ojca. Nie bez znaczenia był fakt że jego rodzice byli skonfliktowani i ojciec zagrał synem.
Ja osobiście dazylabym do uregulowania kontaktów ojca z synem na drodze sądowej. Nie mogłabym ze spokojnym i czystym sumieniem oddać uzaleznionemu ojcu dziecka i drzec o to czy wróci całe. Nigdy nie wybaczylabym sobie gdyby coś się stało dziecku że wyczuwalam zagrożenie a nie postawiłam granic.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Monti »

Sąd może orzec, że kontakty danego rodzica z dzieckiem będą odbywały się w obecności kuratora, drugiego rodzica lub innej osoby, np. babci. Może to byłoby jakieś rozwiązanie?
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: nałóg »

Ruta,ja nie mogę i nie chcę Ci nic radzić a tylko sugerować na podstawie własnego doświadczenia i z pracy z innymi „ popaprańcami”. Sam w okresie czynnego uzależnienia jeździłem z dziećmi samochodem pod wpływem alkoholu bo byłem w czynnym uzależnieniu i alkohol kierował moim życiem.Sporo wiesz jak reagować i podbijać dno mężowi ( testy, gotowość zadzwonienia na policję.Czy mąż ma niebieską kartę? Co do sądu..... zdrowy rozsądek podpowiada rozważenie sądowego uregulowania kontaktów czynnego nałoga z dzieckiem..... to jest też podbijanie dna.Uzależnienie to perfidna choroba...... on pije i ćpa nawet wtedy gdy nie chce..... bo te środki zniewalają i ubezwłasnowalniają.We czwartek popełnił samobójstwo jeden ze znajomych alko i narko. Tak to bywa.lecz naważniesze chyba na dziś dla Ciebie i dla Was to zadbaj o siebie, o terapię, o mityngii Al-anonu.Twojemu dziecku lecz i mężowi potrzeba abyś Ty była mocna i zdrowa.PD
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Nałóg, bardzo Ci dziękuję za Twoją cierpliwość do mnie. Twoje uwagi są dla mnie cenne i dają mi sporo do myślenia. To, że jesteś, daje mi też nadzieję, że to jednak możliwe, by wrócić do trzeźwości. A nadzieja jest ważna. Modlę się nadal pompejanką, prosząc także o nadzieję.
Mąż nie ma niebieskiej karty, nie mam podstaw żeby ją zakładać. Nie stosuje przemocy ani wobec mnie ani dziecka. Bywa nieprzyjemny i wulgarny, skłonny do kłótni, gdy aktywnie się odurza, czyli jest przed i źle się czuje, albo w trakcie i się źle czuje albo po i się źle czuje. Jasne że to także przemoc i że ani ja ani dziecko nie czujemy się wtedy dobrze. No ale jednak są jakieś skale. Mąż gdy się nakręci to wychodzi, zwykle wtedy, gdy mówię, że wezwę policję. Więc od jakiegoś czasu mówię od razu gdy zaczyna się rozkręcać. Od ponad miesiąca nie było takiej potrzeby. Zwykle unika przychodzenia w tak złym stanie.
Testy proponuję, ale nie ma szans. Nie mam złudzeń, nie robi ich bo wie, że nie wyjdą. Gdy chciał być trzeźwy to robił, krótko ale jednak.
To prowadzenie samochodu z dzieckiem na pokładzie w stanie nietrzeźwości mnie przeraża. A ponieważ na terapii przyznał się że tak robił, to się boję że znów się to powtórzy.To był dla mnie ogromny szok, bo byłam przekonana że nigdy nie naraziłby naszego dziecka i znałam go jako odpowiedzialnego kierowcę. I ojca. Trochę mi wtedy klapki spadły na to czym jest nałóg i w jakim kierunku może pchnąć nawet takiego wspaniałego i odpowiedzialnego mężczyznę jak mój mąż.
Mój mąż w stanach rozchwiania groził mi czasem samobójstwem, bardzo się bałam, teraz myślę jednak, że mną manipulował wtedy. Ale mam nadzieję, że nigdy już nie będzie mnie tak szantażował, bo nie wiadomo nigdy, czy tym razem nie mówi poważnie. Na razie raczej nic takiego nie grozi, jest w fazie że nie ma nałogu ja jestem głupia i on pokaże jak cudownie mu się żyje i jak mu narkotyki i alkohol nie szkodzą. W sensie "udowodnię ci". Słabo to idzie... natomiast myślę sobie, że może jeśli człowiek ma gdzie wrócić i wie że na niego czekają to może jednak łatwiej nie poddać się takiej totalnej destrukcji, czy chęci unicestwienia. Zrobiłabym wszystko żeby męża z takiej drogi zawrócić.
Czasem jeszcze czuję bunt, że jedyne co mogę zrobić, to nie wspierać go w nałogu, dbać o siebie i nasze dziecko i modlić się. Że to tak mało, przy tym co się z nim dzieje. Że tu nie da się takiej konkretnej akcji ratowniczej... Tym mocniej staram się dobrze robić chociaż to: dobrze się modlić, edukować się by mądrze nie wspierać i wzmacniać siebie.
Ostatnio modlę się też o to by mąż jak najmniej spotykał osób, które będą wspierać go w nałogu, i aby tym którzy robią to ze współczucia i dobrej woli jak najszybciej otwierały się oczy.
Myślę też sobie, że skoro nałóg jest tak ogromnym cierpieniem, a przecież widzę że jest, to jak ogromne cierpienie musi stać za wejściem w nałóg - skoro jest on postrzegany jako ulga. Szkoda tylko, że gdy to cierpienie które za tym stoi się kończy, gdy już go nie ma, bo jest nowy etap życia w którym już nie musimy go doświadczać bezpośrednio, to jesteśmy już tak mocno w nałogu, że nie umiemy go porzucić. Czytałam trochę o tym, że wtedy niektórzy narażają się na nowe cierpienia, byleby mieć dalej wiarygodny powód by dalej w tym wszystkim tkwić. Pomyślałam, że spróbuję modlitwy za męża o uzdrowienie go z pierwotnego cierpienia, tego którego doświadczył zanim się uzależnił. I każdego którego doświadcza teraz, nawet za swoją przyczyną. Wiara, nadzieja, miłość. Skoro tak niewiele mogę, to chociaż modlić się będę niezłomnie...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Źle mi. Tak jak czułam od jakiegoś czasu, mój mąż znowu bierze, a nasze dziecko bardzo za nim tęskni. Ale po paru ostatnich akcjach taty nie chce się z nim widzieć w takim stanie w jakim on teraz jest. Modliło się nasze dziecko w godzinę łaski za tatę. Że może już nigdy nie zobaczyć taty, ale żeby tata był już zdrowy. Że to wystarczy. To bardzo boli, kiedy widzę, jak cierpi nasze dziecko. I jak bardzo kocha tatę. Zrobiłabym wszystko żeby on wyzdrowiał i do nas wrócił. A jestem zupełnie bezsilna. Nic z tego co zrobiłam przez ostatnie trzy lata nie pomogło. Cokolwiek robiłam było i tak gorzej. Czasem mam takie myśli, że mogłam nie sprzeciwiać się braniu, że może wtedy on nie byłby w takim stanie jak jest teraz, że brałby od czasu do czasu, ale był z nami. Bo moja niezgoda na jego branie zniszczyła nasze małżeństwo i rodzinę. Jakiś czas temu oddałam to Bogu bo nie mam już nic co mogłabym wyłożyć, zaproponować. Mąż wie że go kocham, że jest nam potrzebny i że jeśli tylko postanowi się leczyć będziemy przy nim. Jedyne co umie to kierować do nas ostre raniące slowa. Dostałam pozew parę dni temu, nie mam na razie siły go czytać, a tym bardziej odpisywać. Czuję że jeszcze zaczekam. Nie wiem na co. Pewnie przeczytam i odpiszę przez dwa ostatnie dni. Na razie się modlę.
Nie jest tak, że jestem załamana. Jestem wewnętrznie spokojna i gotowa do walki w sądzie o to, aby rozwód nie został orzeczony. Zbieram siły. Modlę się i to daje mi siłę, by funkcjonować, by śmiać się i cieszyć się tym co mam, a jest tego dużo, by moje dziecko nie musiało się bać jeszcze o mnie. Dostajemy w ostatnich dniach ogromne wsparcie, chociaż z nikim się jeszcze nie podzieliłam wiadomościami. To piękne, że jest tylu ludzi gotowych nas wspierać i to wsparcie jest takie dobre, mądre. To niesamowite. A ja i tak oddalabym całe to wsparcie dla nas za jedną osobę, która by mądrze wsparła mojego męża, która pomogłaby mu dostrzec, że jest kochany, albo chociaż przywrócić mu wiarę, którą utracił. Cokolwiek, co mogłoby mu pomóc. Nie umiem tak bezinteresownie go kochać jak nasze dziecko, z trudem przychodzi mi myśl, że niech wyzdrowieje nawet za cenę żebym miała go już nigdy nie zobaczyć... Wspomnijcie proszę w modlitwie o moim mężu, my mamy wokół siebie tyle miłości, on jest sam, nawet jeśli są przy nim ludzie. Myślę, że całe to cierpienie, które mąż powoduje to tak naprawdę jego cierpienie, które tylko przekazuje dalej. I że zabrnął tak daleko, że myśli, że już nie może się wycofać. Oczywiście mam takie głupie myśli, że coś się zdarzy, że on wycofa pozew. Potem widzę siebie na sali gdzie to wszystko jednak się dzieje. Potem, że może już niepotrzebnie tak się męczyć, może zgodzić się na rozwód i w końcu odpocząć. Trochę się w tym gubię. Czuję się jak na jakiejś szalonej karuzeli..
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: tata999 »

Ruta pisze: 10 gru 2019, 0:41 Źle mi. Tak jak czułam od jakiegoś czasu, mój mąż znowu bierze, a nasze dziecko bardzo za nim tęskni. Ale po paru ostatnich akcjach taty nie chce się z nim widzieć w takim stanie w jakim on teraz jest. Modliło się nasze dziecko w godzinę łaski za tatę. Że może już nigdy nie zobaczyć taty, ale żeby tata był już zdrowy. Że to wystarczy. To bardzo boli, kiedy widzę, jak cierpi nasze dziecko. I jak bardzo kocha tatę. Zrobiłabym wszystko żeby on wyzdrowiał i do nas wrócił. A jestem zupełnie bezsilna. Nic z tego co zrobiłam przez ostatnie trzy lata nie pomogło. Cokolwiek robiłam było i tak gorzej. Czasem mam takie myśli, że mogłam nie sprzeciwiać się braniu, że może wtedy on nie byłby w takim stanie jak jest teraz, że brałby od czasu do czasu, ale był z nami. Bo moja niezgoda na jego branie zniszczyła nasze małżeństwo i rodzinę.
Współczuję. W związku, czy poza nim, to bolesne, cierpicie wszyscy. A przecież to nie zrządzenie losu, nie katastrofa naturalna tylko "ludzie ludziom zgotowali ten los". Zanoszę modlitwę o powrót bliskiej Wam osoby do zdrowia (odstawienie czymkolwiek się odurza) i pogodę ducha dla Was.

Napisałaś, że Twoja niezgoda... Może nie sama niezgoda, a forma w jakiej jej dokonywałaś była trudna do przyjęcia dla męża.
Ruta pisze: 10 gru 2019, 0:41 Zbieram siły. Modlę się i to daje mi siłę, by funkcjonować, by śmiać się i cieszyć się tym co mam, a jest tego dużo, by moje dziecko nie musiało się bać jeszcze o mnie. Dostajemy w ostatnich dniach ogromne wsparcie, chociaż z nikim się jeszcze nie podzieliłam wiadomościami. To piękne, że jest tylu ludzi gotowych nas wspierać i to wsparcie jest takie dobre, mądre. To niesamowite.
Wspaniale. Chwała Panu i dobrym ludziom.
Ukojenie
Posty: 98
Rejestracja: 17 sty 2019, 16:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ukojenie »

Ruta pisze: 10 gru 2019, 0:41 Nic z tego co zrobiłam przez ostatnie trzy lata nie pomogło. Cokolwiek robiłam było i tak gorzej. Czasem mam takie myśli, że mogłam nie sprzeciwiać się braniu, że może wtedy on nie byłby w takim stanie jak jest teraz, że brałby od czasu do czasu, ale był z nami. Bo moja niezgoda na jego branie zniszczyła nasze małżeństwo i rodzinę.
Ruta, to nie Twoja niezgoda zniszczyła Wasze małżeństwo. Proszę nie myśl tak.
I dopóki by brał to Wasze małżenstwo i tak byłoby chore. I może byłoby coraz gorzej. Zmiany osobowości, agresja, trwonienie pieniędzy. Znam to.
I Ty nie mogłaś nic zrobić. To osoba uzależniona MUSI CHCIEĆ przestać
Ewuryca

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ewuryca »

Ruta wydaje mi się, że nadal bardzo idealizujesz męża. Robisz z niego ofiarę, piszesz, że napewno jest samotny, że czuje się niekochany, że nie ma wiary itd.Ja przez kilka lat tak właśnie myslalam o mężu. Wmawiałam sobie, że to alkohol jest winny wszystkiemu, że on jest biedny, poraniony, potrzebuje pomocy. Dopiero w tym roku czyli po 2 latach od rozwodu uświadomiłam sobie, że on po prostu jest szczęśliwy w takim właśnie życiu. Tak sobie wybrał i tego chce. Miałaś możliwość skorzystać z pomocy psychologicznej albo jakieś grupy wsparcia?
Marcin83
Posty: 36
Rejestracja: 07 sie 2019, 8:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Marcin83 »

Ruto, szczęściem w tym całym nieszczęściu jest fakt, że mężowi zależy na dziecku. Może warto to wykorzystać by skłonić go do podjęcia leczenia? Czy perspektywa ograniczenia/pozbawienia praw rodzicielskich nie byłaby mocnym motywatorem?
ODPOWIEDZ