Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 07 lut 2021, 23:10 Miłość jest, ale nie tak jak tu byś chciała. Jest bardzo mocno ukryta w mózgu i nie wyjdzie dopóki mąż nie będzie na leczeniu. Nie bój się sądu, zabezpiecz dziecko. Jeśli syn nie chcę spotykać ojca zrób mu badania u psychologa, z tym dopiero idź po pomoc. Mój przykład, sąd kazał mi i bratu spędzać u ojca co drugi weekend, zdarzyło się że ojciec sobie poszedł pić, nie bylo go caly dzień, byliśmy głodni.A ja ośmiolatka z małym 6 letnim bratem uciekłam mu do innego miasta do dziadka. Po takim czymś mama załatwiła, że już nie jeździliśmy. A więc się da wszystko, tylko trzeba to ruszyć. Dla dobra dziecka, by nie musiał potem chodzić latami na terapię.
Dotychczasowe próby w sądzie nie przeszły. Ale spróbuję jeszcze raz. Mam więcej dowodów, choć oczywiście zastanawiam się co z tego, skoro sąd znów nie wyda żadnej decyzji i te dowody będa tak wisieć. Ale spróbuję.

Natomiast z badaniem u psychologa nie jest tak łatwo. Prywatni nie są obecnie uznawani - są wytyczne dla sądów. Sąd biegłego na mój wniosek nie powołał, odmówił też wysłuchania dziecka. Do państwowej bezstronnej placówki nie mogę się dostać, bo mąż profilaktycznie nie wyraża zgody. Toczy się sprawa o wyrażenie zgody przez sąd, a w zasadzie się nie toczy, bo sąd nic nie robi. Nie ma nawet terminu. Poza odrzuceniem mojego wniosku o zabezpiecznie. Na tej podstawie, że nie przedstawiłam zaświadczenia od specjalisty - którego nie mam jak uzyskać, bo specjalista nie zapisze dziecka na wizytę, dopóki nie mam zgody ojca lub sądu. Sąd profilaktycznie nie wezwał mnie do przedstawienia takiego zaświadczenia, bo mogła bym wtedy to zaskarżyć. A tak nie mogłam. O "obowiązku" dowiedziałam się z postanowienia o odrzuceniu wniosku. Pomijam, że we wniosku napisałam, że nie mam jak przedstawić zaświadczenia, bo nie mam jak dostać się z dzieckiem do specjalisty.
Moj wniosek o ograniczenie władzy rodzicielskiej męża z powodu wstrzymywania decyzji dotyczących dziecka, okresowego braku kontaktu także sąd odrzucił.
Znalazłam prywatną przychodnię w której wystarczyła zgoda męża dorozumiana, gdzie napisałam mail do męża, że jest taka potrzeba i dałam mu termin na sprzeciw. Którego nie wniósł.

Próbowałam obejśc sąd - pisząc o sytuacji do sądu rejonowego. Ale wszystko i tak trafiło do okręgu - do tej samej sędzi. Bo dokąd jest sprawa o rozwód, dotąd tylko ten sąd podejmuje wszystkie decyzje.
Będę musiała chyba od nowa te wszystkie wnioski złożyć - i wszystkie decyzje pozaskarżać, jak będą znów odrzucone. Tylko muszę wystąpić o zwolnienie z kosztów, bo każdy taki wniosek to 100 zł i opłacanie wniosków, które są odrzucane niemal od ręki mnie finansowo rujnuje. Dla mnie to duże kwoty. Zaraz będę mieć zaświadczenie komornika, że mąż nie płaci alimentów, no i straciłam stałą pracę, więc myślę, że przysługuje mi takie zwolnienie z kosztów w takiej sytuacji.

Prawdę mówiąc, ja po prostu straciłam nadzieję, że sąd nam pomoże. Ale dzięki, że mnie motywujesz bym się nie poddawała.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nirwanna »

Ruto, padł pomysł o wnioskowaniu o zmianę sędziego.
Co Ty na to?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope »

Spróbuj też w ośrodku uzależnień, jest tam radca prawny. Myślę, że tam mogą więcej pomóc, też tam jest psychiatra i można uzyskać opinię z pieczęcią. A z ośrodka opinia jest już niepodważalna, a macie przecież niebieską kartę. Tak normalnie to nie ma zbytnio pomocy, ale w tym kierunku to wiem, że jest ta pomoc.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Nirwanna pisze: 08 lut 2021, 6:23 Ruto, padł pomysł o wnioskowaniu o zmianę sędziego.
Co Ty na to?
Tak, rozważam to, przygotowuję się. Douczam się, doczytuję. Spisałam na razie wszystkie formalne uchybienia sędziego na moją niekorzyść i jest tego sporo - i są takie, które są łatwe do wykazania i dają się ocenić według obiektywnych kryteriów. W sensie, takie sytuacje, gdy sędzia naruszyła konkretne zasady postępowania, konkretne przepisy, pozbawiając mnie realnie praw, które przysługują mi jako stronie.

Do tego dołożę zapis rozprawy. Przesłuchałam uważnie pod tym kątem. Sędzia całą pierwszą rozprawę prowadziła pełnomocniczkę męża za rękę, podpowiadając, dopytując o stanowisko, natomiast ja musiałam sama dopominać się o siebie, a i wtedy sędzia próbowała mnie zbywać, mówiąc na przykład "Pani się już wypowiedziała" - i dopiero po moich naciskach, że zmieniło się stnowisko strony i ja chcę mieć możliwość odniesienia się do tego - dawała mi jakąkolwiek szansę. Ale też mówiła - wrócimy do tego - nie dając mi już potem prawa głosu i możliwości wypowiedzenia się. Spisałam już minuty z protokołu i konkretne wypowiedzi sędzi. Teraz jeszcze zapis drugiej rozprawy. To trudna żmudna praca, ale owocna. Sama byłam zdziwiona dysproporcją i tym jak inaczej byłam traktowana ja, a jak pełnomocnik. A staram się oceniać obiektywnie - bo od tego zależy czy uzbiera się tyle argumentów, by złożyć wniosek o wyłączenie sędzi. To jednak poważny zarzut - że okoliczności mogą uzasadniać podejrzenie, że sędzia nie jest bezstronny. Nie chciałabym tego robić, nie mając rozsądnych obiektywnych podstaw, a jedynie swoje osobiste, subiektywne przekonanie. To byłoby szkalowanie, a tego nie chcę.

Ale jednak po analizie wychodzi mi, że sędzia nie jest bezstronna i naprawdę na rózne sposoby ogranicza moje prawa procesowe - nawet za cenę nie przestrzegania podstawowych przepisów i nieposzanowania moich praw jako strony :(

No i na koniec wypiszę wszystkie bezczynności sędziego - które moje wnioski nie zostały rozpoznane dotąd i jaki to ma wpływ na moją sytuację w procesie, ale także moją i dziecka sytuację w życiu. Oraz które wnioski moje zostały odrzucone z podobną analizą.

Dopiszę też, że w kontekście zeznań męża, moich i świadków zasadne było i nadal jest przyjęcie moich wniosków dowodowych i wniosków o ochronę dziecka, związanych z nałogiem męża i rozważenie sytuacji dziecka i sposobu uregulowania kontaktów i władzy rodzicielskiej, by dziecko w tej sytuacji chronić. A sąd do działań na rzecz dziecka zobowiązany jest z urzędu.

Jest jeszcze kwestia, że w momencie, gdy mąż znów zmienił stanowisko i powiedział, że bierze winę na siebie - a ja się nie zgadzam na rozwód i wskazuję na winę meżą i wnoszę o separację - to rozwód chyba nie powinien być dalej procedowany. Ale to chyba do apelacji bardziej argument, nie do wniosku o wyłączanie. Aczkolwiek też nie jestem pewna, czytam jeszcze, czy są przepisy procedury, które mówią co się robi, gdy z okoliczności wynika, że są przesłanki wyłączające orzeczenie. Czy wtedy jest automat, że dochodzi do odrzucenia pozwu, czy sędzia ocenia i decyduje co dalej i czy dalej proceduje pozew.

Z kolei gdy wcześniej mąż zajął stanowisko, że rozwód ma być z mojej winy - to sędzia powiedziała, że jak chcą, to mogą złożyć pismo - to nie było twarde zobowiązanie - i takie pismo w ogóle nie wpłynęło. Co oznacza, że ja nigdy nie miałam możliwości zapoznania się z zarzutami wobec mnie - a więc i obronienia się przed nimi. I taką sytuację ukształtowała sędzia, nie nakazując złożenia pisma, tylko dając taką możliwość. Tu jeszcze muszę doczytać - czy w takiej sytuacji strona podnosząca winę nie powinna jednak przedstawić zarzutów - i czy sędzia nie ma obowiązku stronie tego nakazać. I jakie powinny być skutki nie przedstawienia

Nie wiem, ale na logikę sądzę, że jednak przepisy procesowe to regulują, więc też doczytam. No bo jeśli nie - to w takiej sytuacji sędzia sama musiałaby szukać na mnie zarzutów, by wykazać, że w jej ocenie przyczyniłam się do rozpadu małżeństwa, bo mąż stwierdził, że jestem winna? To chyba jednak byłoby znaczne wyjście poza rolę sądu i działanie sądu za stronę. Prawo jest logiczne i reguły stosowania prawa są logiczne. Dlatego je bardzo lubię.

Boli mnie już głowa od myślenia o tym i douczania się, ale się nie poddaję. Jak skończy się ten proces, a kiedyś się skończy, będę za to ekspertką od tych wszystkich przepisów i będę mogła pomagać innym. Nigdy nie chciałam się uczyć procedury cywilnej z takimi niuansami :shock: Życie niesie niespodzianki :) Chyba napiszę potem książkę, jak korzystać z przepisów gdy małżeństwo wchodzi w kryzys rozwodowy - wszystkie te zabezpieczenia i jak potem bronić małżeństwa w sądzie - od strony prawnej, wszystkich tych szczegółów, przepisów, wszystkich niuansów. Jakoś tak mój proces się układa, że przejdę chyba wszystko co się da w sprawie rozwodowej. Z najbardziej nieprawdopodobnymi zwrotami sytuacji w sumie nawet. Zwłaszcza, że mój mąż chyba, takie mam przeczucie, szykuje się do złożenia wniosku o przyznanie mu opieki nad dzieckiem i robienia ze mnie wariatki/narkomanki/alkoholiczki z którą dziecko jest zagrożone, tak mi wyszło z jego ostatniej korespondencji, więc i to być może nie będzie mi oszczędzone. Czas pokaże.

Doszukam do teamu pisarskiego prawnika z doświadczeniem procesowym i inni nie będą musieli już tak brnąć przez te gąszcze, skoro teraz przerąbuję drogę :) Lepiej szukać pozytywów niż narzekać.

Nirwanno dziękuję, że mnie motywujesz, bo czasem tracę siły. A tu na razie trzeba działać.

Dobrego Bożego tygodnia :)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 08 lut 2021, 7:19 Spróbuj też w ośrodku uzależnień, jest tam radca prawny. Myślę, że tam mogą więcej pomóc, też tam jest psychiatra i można uzyskać opinię z pieczęcią. A z ośrodka opinia jest już niepodważalna, a macie przecież niebieską kartę. Tak normalnie to nie ma zbytnio pomocy, ale w tym kierunku to wiem, że jest ta pomoc.
Dzięki. Zapytam, czy mają prawnika. Natomiast psychiatra to musiałaby widzieć męża, mąż się nie zgodzi. Ja swoje zaświadczenie z terapii przedstawiłam w sądzie. Zapytam, czy mogę dostac jakieś dodatkowe. A dokumentację medyczną może pozyskać tylko sąd. A sąd mojego wniosku o to, by to zrobił "nie widzi".

Niebieskiej karty nie mamy - w czasie gdy mąż stosował przemoc intesywnie i bardzo mnie i dziecko gnębił, starałam się o to - ale okazało się, że jeśli mąż z nami nie mieszka, to karta nie będzie założona. Polecono mi zawiadomienie do prokuratury. A potem to ciąg męża się skończył i mąż się trochę uspokoił, był trzeźwy, było lepiej i uznałam, że skoro jest lepiej, to nie będę tego wszystkiego zaczynać. Tak w sumie stale się na to łapię. Rok po roku, ciąg po ciągu.

Ale ja już teraz widzę, że źle myślę - bo myślę, że jak nie ma stałej intensywnej przemocy, to jest lepiej i oddycham z ulgą. Pewnie, że jest lepiej i ulga jest zrozumiała, gdy przemocy jest mniej, ale to nie jest wcale tak, że jest dobrze.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: vertigo »

Z tego, co piszesz Ruto, jak wygląda sytuacja podczas Waszych rozpraw na sali sądu i poza nią, bierności i braku działań Policji, braku niebieskiej karty, itp. itd. można wysnuć wniosek, że Twój mąż musi być bardzo ważną figurą w Waszej miejscowości i okolicach. Nie dziwię się, że jego kochanka trzyma się go mocno, pomimo tych jego rozlicznych nałogów i wpadania w ciągi, o których często wspominasz.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: elena »

Ruta pisze: 08 lut 2021, 10:14 Jest jeszcze kwestia, że w momencie, gdy mąż znów zmienił stanowisko i powiedział, że bierze winę na siebie - a ja się nie zgadzam na rozwód i wskazuję na winę meżą i wnoszę o separację - to rozwód chyba nie powinien być dalej procedowany. Ale to chyba do apelacji bardziej argument, nie do wniosku o wyłączanie. Aczkolwiek też nie jestem pewna, czytam jeszcze, czy są przepisy procedury, które mówią co się robi, gdy z okoliczności wynika, że są przesłanki wyłączające orzeczenie. Czy wtedy jest automat, że dochodzi do odrzucenia pozwu, czy sędzia ocenia i decyduje co dalej i czy dalej proceduje pozew.
Jeżeli sąd nie może orzec rozwodu, ponieważ nie występuje przesłanka trwałości rozkładu pożycia, sprzeczność żądania rozwodu z zasadami współżycia społecznego, bądź żąda go małżonek wyłącznie winny, sąd rozpatruje żądanie separacji. To fragment z podręcznika Prawo rodzinne i opiekuńcze Smyczynskiego, 2018 r. Tak na szybko znalazłam.
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
tomko
Posty: 43
Rejestracja: 29 kwie 2020, 15:38
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: tomko »

Dziękuję Ruto za odpowiedź. Trochę rozjaśniłaś mi sytuację. :)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

vertigo pisze: 08 lut 2021, 11:34 Z tego, co piszesz Ruto, jak wygląda sytuacja podczas Waszych rozpraw na sali sądu i poza nią, bierności i braku działań Policji, braku niebieskiej karty, itp. itd. można wysnuć wniosek, że Twój mąż musi być bardzo ważną figurą w Waszej miejscowości i okolicach. Nie dziwię się, że jego kochanka trzyma się go mocno, pomimo tych jego rozlicznych nałogów i wpadania w ciągi, o których często wspominasz.
Vertigo, wyczuwam w twojej wypowiedzi złośliwość. Miałam odpowiedzieć pół-żartem i w pełni złośliwie, ale tego nie zrobię. Odpowiem bardzo poważnie. Zdarzają się takie sytuacje jak piszesz, że mężczyzna jest ważną figurą, dba o dobrą opinię, a w domu jest tyranem, i wobec tego jego żona i dzieci cierpią, ale nie znajdują pomocy. I wcale nie jest to jak sugerujesz zjawisko małomiasteczkowe. I wcale nie jest mało powszechne. Są też inne sytuacje - gdy to żona ma całkiem dobrą pozycję społeczną, zależy jej na opinii i latami kryje swojego męża. I to także zdarza się i na wsiach i w wielkich aglomeracjach.

Natomiast nasz przypadek jest bardziej prozaiczny. Duża aglomeracja, młyn. Wszyscy mają gdzieś kim ja jestem i kim jest mój mąż, bo nie jesteśmy nikim ważnym. Natomiast sędzię ewidentnie wkurzyłam nie zgadzając się na rozwód i odwołując się do wiary. Na tyle, że mówiąc kolokwialnie pani sędzia, z całym szacunkiem, zaczęła przeginać i naruszać przepisy. I tych naruszeń naprawdę jest dużo - i wszystkie na moją niekorzyść. Co po rozważeniu daje mi podstawy do tego, aby wystąpić o wyłączenie sędzi. Choć naprawdę jestem ostrożna w takich osądach i staram się nie kierować osobistym, subiektywnym punktem widzenia. Nie wtedy, gdy mam w świetle dnia pójść i powiedzieć - czy raczej napisać - taką rzecz. Ale naruszanie przepisów procesowych na niekorzyść strony raz czy dwa da się wytłumaczyć błędem ludzkim. Gdy jest tego więcej - zachodzi uzasadnione podjerzenie braku obiektywizmu.

Wychodzi mi na to, że sędzia nia miała prawa procedowac dlaej rozwodu po tym, jak mąz oznajmił że jest wyłącznie winny a ja podtrzymałam że nie zgadzam się na rozwód. Powinna przejść do mojego wniosku o separację.

Karty niebieskiej nie zakłada się osobom, które nie mieszkają wspólnie. O ile wiem nie wynika to z przepisów ale z praktyki. Znam przypadki gdy mimo braku wspólnego zamieszkania, karta jednak działa. Natomiast zostawiłam temat i nie zrobiłam nic by kartę jednak założono - po ustnej informacji, że mi nie przysługuje nie złożyłam nawet wniosku. Nie miałam na tamtym etapie sił, by otwierać walkę na kolejnym froncie. Jak nabiorę, to będę sprawę drążyć. Liczyłam też po cichu, że mąż się wyciszy.

Co do bierności i braku działań policji - to nie tak. Przyjeżdżają gdy jest taka potrzeba i pomagają. Piszą notatki - ale musi o nie wystąpić sąd. Natomiast, gdy mówią, że mają związane ręce jeśli chodzi o testy - tak to wygląda. Sam stan odurzenia nie jest podstawą do wykonania testu przymusowo. Musiałabym wydać dziecko ojcu pod wpływem narkotyków i wtedy zgłosić. Problem w tym, że nie bardzo wiedziałabym gdzie mąż z dzieckiem jest, a muszę podać adres, gdzie interwencja miałby się odbyć. A kontakty nie są zasądzone w żadnym konkretnym miejscu. I mąż różnie to rozwiązuje. Pomijam stres dziecka i ryzyko dla niego. Pomijam, że paradoksalnie takie wydanie dziecka naraża na odpowiedzialność także mnie. Jak wiele kobiet które doznają niewidzialnej przemocy razem z dziećmi słyszę czasem, że prościej byłoby gdyby mąż mnie w końcu pobił, lub coś mi zrobił. Wtedy można by działać. A tak nie bardzo jest jak.
Natomiast interwencje pomogły o tyle, że gdy mąż staje się agresywny lub ewidentnie jest bardzo odurzony, wzywam policję a mąż zwykle ucieka. Wystarczy nawet, że po prostu mówię, że wezwę - i gdy jest odurzony ucieka zanim sięgnę po telefon. Problem, że po drodze ucieczki, zwykle do samochodu jak sądzę, choć parkuje go całe kilometry od domu, żebym nie mogła wezwać drogówki, grozi, wyzywa wulgarnie. I wtedy dziecko się wstydzi. Mi także nie jest przyjemnie.

Mogę założyć natomiast sprawę o przemoc. Mimo że nie nagrywałam "występów" męża, jest dziecko, które jest w stanie opowiedzieć co mu się dzieje, są inne osoby, które coś czasem widziały, były świadkami, są osoby, które same były przez męża zastraszane w taki sposób, że się bały. Dorosłe osoby. Co dopiero dziecko. Ale mam nadal opory wewnętrzne. Aby jeszcze poczekać. Zwłaszcza, że małymi krokami, powoli i konsekwentnie stawiając granice osiągam efekty i tej przemocy jest mniej. Choć nadal jest. Pytanie czy mam siły nadal żyć w poczuciu niepewności i zagrożenia - i czy nasze dziecko ma na to siły... Zwłaszcza, że dałam mężowi już tyle ostatnich szans, że może już dość. Tu wciąż wewnętrznie się szarpię.

A co do kochanki - nie mam pojęcia czemu się trzyma mojego męża. Zapewne dlatego, że jest niepoukładaną wewnętrznie osobą, zważywszy, że gdy związała się z moim mężem, on był w fazie ostrego upijania się, jarania trawy przy każdej okzji i agresywnych wyskoków. W tym czasie większość naszych znajomych przestała z nim wychodzić. Pomijając drobny szczegół typu żona i małe dziecko. Moj mąż czuł się wtedy bardzo samotny w małżęństwie i świecie, bo wszystcy mówili mu że przesadza, że źle robi, żeby wrócił na terapię, odmawiali imprezowania z nim, pisia alkoholu. Ze względu na siebie - nikt nie chciał brac udziału w jego ekscesach. Niektóre kobiety lubią takich "macho" i sądzą, że misia zmienią, bo on taki zły przez żonę. Inne poranione kobiety dowartościowują się, sądząc że stają się tak "lepsze od żony" i biorą odwet za ojców, którzy opuścili ich matki. Inne myślą, że skoro pan był tyle lat dobrym mężem i ojcem, a mój mąż za takiego uchodził, bo przykładnie wiele lat pilnowałam, by nic nie wydostawało się na zewnątrz, a same nie potrafią sobie wiele lat nikogo znaleźć (kochanka mojego męża jest z kategorii ostatni desperacki dzwonek na dziecko) - to myślą, że sobie przejmą cudzego. Nie biorą pod uwagę, że taki co zdradza żonę i odchodzi od dzieci to żaden dobry materiał- tylko face w ciżkim kryzysie - choćby w rozwiniętym nałogu.
Inna sprawa, że mój mąż jest inteligentnym mężczyzną i tak jak wiele lat ogrywał mnie, tak wiele lat może teraz ogrywać kochankę. Potrafi to robić. Nie jestem bardzo głupia, a jednak dawał radę ze mną. Pani - o ile to wciąż ta sama - jest ode mnie zdecydowanie głupsza. To nie zawiść - prosty fakt. Nadal jestem przekonana, że mąż celowo wziął w sądzie winę na siebie wiedząc, że wtedy nie dostanie rozwodu. Nie pali mu się do ślubu z kochanką, a tak nie będzie w tym jego winy. Pomijam, że zaplecze w postaci tak naiwnej i oddanej żony jak ja, także się przyda. Mąż zna mnie doskonale i wie, że nigdy nie zostawiłabym go w potrzebie. Zawsze gdzieś wigilię warto zjeść... Nie ma więc co sobie spalać wszystkich mostów. Myślę, że te wszystkie ocieplenia i miłe okresy ze strony męża, gdy jest trzeźwy to dokładnie takie "podtrzymywacze". Które póki co działają na mnie, budzą skrupuły.

Teraz mąż wymyślił zapewne coś nowgo, lub coś się zmieniło w jego sutuacji, skoro zmienił modus operandi z dnia na dzień - a co, zapewne dowiem się niedługo...
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: lustro »

Podziwiam
Czytajac twoje posty, a w szczególności ten ostatni - podziwiam.
Jak to można w tak piękny i wręcz heroiczny sposób, pokazać swoje całkiem świadome uzależnienie od męża. I to tak silne.

Mam wrażenie, że to twój wybór, być nadal w takim uzależnieniu.
Ty chcesz być zawsze pod reką. Gotowa do skrupułów...i zaproszeń na Wigilię.

A co by z Tobą było, gdybys faktycznie uniezależniła się i odciela się od męża?
Może to Ty potrzebujesz go bardziej niż on Ciebie?
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Miałam naprawdę dobry Boży dzień, choć bardzo zapracowany. Wczoraj doczytałam nową książkę księdza Marka Dziewieckiego (Nie ma sytuacji bez wyjścia - polecam - jest też rozdział o Sycharkach :) i w końcu jasno i czarno na białym dotarło do mnie co ja wciąż i wciąz głupio robię. I bardzo mnie to wyciszyło:
"Wbrew wiedzy o uzależnieniach, którą już wtedy dysponowałem, pozostałem w dużym stopniu naiwny. W obliczu kolejnych zapić, kłamstw, agresji i okrucieństwa mojego krewnego wiele razy kierowałem się naiwnością, zamiast mądrą, czyli w tej sytuacji twardą miłością. Wbrew faktom, wbrew wiedzy, wbrew wszelkim regułom próbowałem zdobyć serce mojego krewnego. Jakiż byłem głupi! Nie da się przecież dobyć serca kogoś, kto trwa w alkoholiźmie, narkomanii, erotomanii, hazardzie, pracoholiźmie czy w innym uzależnieniu (...)."

Ja naprawdę nadal, choć już tyle pracy wykonałam i choć w tylu obszarach przepracowałam i zmieniłam w sobie różne współuzależnione reakcje, próbuję wciąż zdobyć serce mojego męża. Trochę mnie uspokoiło, że skoro nawet tak mądry człowiek jak ksiądz Marek w obliczu dramatu uzależnienia bliskiej osoby długo kierował się naiwnością, to tym bardziej ja, nieporównywalnie mniej dojrzała, mądra, doświadczona, wpadam w tą pułapkę.

Wiem jak głupio i nieprawdopodobnie to zabrzmi, ale dopiero teraz z całą mocą dotarło do mnie to, o czym wiele osób już mi tu na forum pisało i pisało nie raz. Nie zdobędę mojego mężą, nie uleczę go, nie skłonię do refleksji okazując mu miłość i troskę. Boli myśl o tym, że jak pisze ksiądz Marek muszę "zdobyć się na postępowanie wbrew sercu". Ale chyba umocniłam się na tyle, by to zrobić. Mam taką nadzieję. Dostrzegłam bezsens mojego postępowania. Trochę czuję się tak, jakbym pokonywała właśnie ostatni bastion własnego współuzależnienia, choć nie zdziwię się, jak okaże się, że są i kolejne warstwy. Ale czuję, że dotarłam naprawdę głęboko. I że wiem, co mam robić. I wiem co w naszym przypadku oznacza "działać wbrew sercu". Nie wiem tylko kogo będzie to wszystko boleć bardziej, bo kulę się na samą myśl... I tak naprawdę nie chcę, by cokolwiek co zrobię mojego męża zabolało. Choć zdobyłam się w ostatnim roku na różne takie działania w obronie siebie i dziecka, które zapewne mojego męża bolały, jak choćby wezwanie policji. Więc może znajdę siły wewnętrzen, by zdobyć się na inne również.

A dzisiejszego dnia miałam wspaniałe spotkanie ze wspaniałą dziewczyną, czy w zasadzie kobietą, żoną i mamą, która trwa w wierności mężowi, wspaniale rozwija się w wierze - i jest śliczna. Wygląda jak śliczna dziewczyna, nie jak kobieta. Śliczna takim pięknym pięknem, w którym widać piękną duszę. Wiem, że to nasza Najświętsza Matka nas umówiła i spotkała ze sobą. Obie miałyśmy ze sobą różańce, w miejscu w którym rzadko kto wyciąga różaniec. I widząc różaniec w jej ręku postanowiłam z nią porozmawiać, a raczej poczułam, że powinnam. Usłyszałam od niej bardzo dobre rady. I dzięki temu spotkaniu wiem już, czym zajmę się, gdy przestanę się zajmować okazywaniem miłości mężowi, który obecnie nie jest w stanie tej miłości przyjąć. Myślałam o tym i wcześniej, ale wciąż wydawało mi się, że to niestosowne, nie warte uwagi, egoistyczne. Miałam wiele wątpliwości. To niesamowite, gdy na naszej drodze staje dobra Boża osoba i odpowiada na te pytania, które ostatnio zadawało się Bogu. Tyle powera złapałam po tym spotkaniu i tak poczułam się kochana przez Maryję, przez Boga, że nie byłam nawet w stanie odmawiać modlitw - wyśpiewywałam je prosto z serca.

Mniej powera mam, gdy myślę o napisaniu tych wszystkich pism. Lubię pisać, ale w tym przypadku mam ogromny wewnętrzny opór. Ale co tam... Dam radę... Mam też oczywiście strach, co zrobi mój mąż w reakcji na zmiany. Jezu, ty się tym zajmij... Proszę...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

lustro pisze: 09 lut 2021, 15:21 Podziwiam
Czytajac twoje posty, a w szczególności ten ostatni - podziwiam.
Jak to można w tak piękny i wręcz heroiczny sposób, pokazać swoje całkiem świadome uzależnienie od męża. I to tak silne.

Mam wrażenie, że to twój wybór, być nadal w takim uzależnieniu.
Ty chcesz być zawsze pod reką. Gotowa do skrupułów...i zaproszeń na Wigilię.

A co by z Tobą było, gdybys faktycznie uniezależniła się i odciela się od męża?
Może to Ty potrzebujesz go bardziej niż on Ciebie?
Lustro, ja jestem osobą współuzaleznioną. Dziś o wiele mniej współuzależnioną niż byłam kiedyś. Ale nadal współuzależnioną. Pracuję nad zmianą - i powoli, nawet bardzo powoli pojawiają się tego efekty w życiu moim, w tym jak funkcjonuję i w życiu mojej rodziny również.

Natomiast tak jak nikt nie wybiera sobie - "stanę się osobą uzależnioną", dajmy na to od pornografii, czy alkoholu, tak nikt nie wybiera sobie bycia osobą współuzależnioną. I tak jak nikt nie wraca z uzależnienia do zdrowego funkcjonowania w jeden dzień - tak nikt w jeden dzień ze współuzależnienia nie wychodzi. To proces. Zwykle zaczynający się już w domu rodzinnym. I w przypadku uzależnienia i współuzależnienia. O winie można mówić wtedy, gdy osoba jest już świadoma problemu, ale nie robic nic z tym, by swoją sytuację zmienić. Choć rozumiem takie osoby - bo zdrowienie z tego jest bardzo bolesnym i trudnym procesem.

Współuzależnienie podobnie jak uzależnienie ma to do siebie, że zdarzają się nawroty. Nie wykuczam, że jestem właśnie w nawrocie - choć w mojej ocenie jestem raczej w kryzysie związanym z wyzwalaniem się z kolejnej warstwy - a to boli i jest trudne.

Twój post byłby dla mnie bardzo pomocny, gdybyś wprost napisała w których moich słowach/zachowaniach/postawach to moje współuzależnienie obecnie widzisz. Bo częścią problemu współuzależnienia jest to, że nie dostrzega się tego co jest nieprawidłowe, naiwne, głupie. Natomiast post w którym piszesz mi - uważam, że jesteś współuzależniona i najwyraźniej sama tak sobie chcesz nie pomaga mi wcale. Sprawia mi przykrość.

Celem zdrowienia ze współuzależnienia nie jest natomiast odcinanie się od męża czy żony. I tak - potrzebujemy z mężem siebie nawzajem i nie chodzi o to, byśmy przestali siebie potrzebować, ale by nasze potrzeby były wyrażane i zaspokajane w zdrowy dobry i Boży sposób. Czy potrzebuję męża bardziej niż on mnie? Nie sądzę. Myślę, że potrzebujemy się na odmienne sposoby.
Mój mąż na przykład w obecnej sytuacji potrzebuje bym przestała być współuzależniona i bym zaczęła mu stawiać zdrowe granice, tam gdzi od dawna powinny one przebiegać. Ja potrzebuję, by mąż zaprzestał agresji wobec mnie i dziecka oraz by podjął odpowiedzialność finansową za dziecko - swoją część odpowiedzialności finansowej, bo sama zwyczajnie nie daję rady. Potrzeby jak to potrzeby są zmienne w czasie.
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Avys »

Ruta, nie martw się, nie przestaniesz okazywać Mężowi miłości....przecież będziesz okazywać Mu ją przez wierność. To naprawdę dużo- widzisz to w innych- w tej dziewczynie którą tak pięknie opisałaś- zauważyłaś to w Niej, to dodaje Jej z pewnością tego piękna. Mam nadzieję, że nikt tu nie napisze, że wierność jest zła....(Uzależnienie od męża jest złe).
A z wszystkich innych form okazywania miłości trzeba tak jak napisałaś zrezygnować, bo one nic nie dają, bo Twój Mąż podjął decyzję, że nie chce być Twoim Mężem więc można powiedzieć, że z Jego wyboru Ty nie masz teraz męża!!!
Z tego co piszesz to dochodzisz powoli do etapu zamknięcia swojego męża w skrzyneczce w swoim sercu i koniecznie wyrzucenia kluczyka! Tak żebyś tej skrzyneczki nie otwierała - bo to nic nie daje ani Tobie ani Jemu i nie pomaga w uniezależnieniu się od niego. Możesz też zobrazować to tak jak pisałaś o oddaniu męża Bogu...jakkolwiek Ci pasuje. Myślę, że w swoim własnym czasie dojdziesz do tego aby się uniezależnić. Od dawna kierunek znasz, masz terapię, literaturę wybierasz sobie bardzo dobrze. Ja nie chcę na Ciebie naskakiwać co do Twojego uzależnienia od męża uważam, że czynisz bardzo duże postępy naprzód i ja osobiście jestem z Ciebie dumna i chcę Cię pochwalić. Jesteś w ciężkiej sytuacji (im bardziej odczuwam swoją wolność teraz i radość z tego że nie mam żadnych problemów z mężem i o wiele łatwiejsze życie to bardziej widzę ciężar kryzysu małżeńskiego i Ci współczuję!) i naprawdę dobrze sobie radzisz i idziesz naprzód.
Można się pocieszyć tym, że nigdy wszystkim się nie dogodzi...pamiętam jak kiedyś zaczęłaś stosować radykalne posunięcia aby zabezpieczyć siebie i synka ile wtedy było negatywnego szumu wokół tego. Teraz jest wręcz odwrotnie- jakbyś podejmowała za mało oficjalnych działań ku zabezpieczeniu siebie i dziecka. Po przeanalizowaniu wszystkich rad zarówno moich jak i wszystkich innych- podejmuj własne decyzje, ważne żeby to były Twoje decyzje. Masz bliską relację z Bogiem- to też jest bardzo dobra rzecz której się trzymaj. Pozdrawiam!!!

P.s. Jak mój mąż żył - byłam uzależniona, teraz jak nie żyje to nie podoba się że za rzadko chodzę na jego grób. Pewnie jakbym chodziła częściej to byłyby głosy, że za często etc. No nie dogodzisz wszystkim :-)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Avys pisze: 10 lut 2021, 13:20 Można się pocieszyć tym, że nigdy wszystkim się nie dogodzi...pamiętam jak kiedyś zaczęłaś stosować radykalne posunięcia aby zabezpieczyć siebie i synka ile wtedy było negatywnego szumu wokół tego. Teraz jest wręcz odwrotnie- jakbyś podejmowała za mało oficjalnych działań ku zabezpieczeniu siebie i dziecka. Po przeanalizowaniu wszystkich rad zarówno moich jak i wszystkich innych- podejmuj własne decyzje, ważne żeby to były Twoje decyzje. Masz bliską relację z Bogiem- to też jest bardzo dobra rzecz której się trzymaj. Pozdrawiam!!!

P.s. Jak mój mąż żył - byłam uzależniona, teraz jak nie żyje to nie podoba się że za rzadko chodzę na jego grób. Pewnie jakbym chodziła częściej to byłyby głosy, że za często etc. No nie dogodzisz wszystkim :-)
Avys, dziękuję za wsparcie i ciepłe słowa.

Myślę, że droga którą wybieram, ciągle gdzieś tam biegnie po środku, między postawą pełnej izolacji, a postawą - "to mój mąż, niezależnie do tego, co zalecają specjaliści od twardej miłości". A ja szukam czegoś pośrodku. W dodatku to, co sprawdza się w sytuacji obrony małżeństwa przed rozwodem - a więc jednak podtrzymywanie pozytywnej więzi, nie sprawdza się przy relacji z osobą uzależnioną. To powoduje, że każda z moich nóg jest w innej rzeczywistości - a ja balansuję, by w tym utrzymać równowagę. Na razie stoję...

W sumie rozumiem, że moja postawa może wkurzać i zwolenników twardej miłości - bo niby ją stosuję, ale jednak wcale nie, i zwolenników izolacji z tych samych powodów, i przeciwników takich sposobów działania w relacjach - bo jednak częściowo tak działam. W sumie jestem zadowolona z jednej rzeczy - nie działam na automacie, coraz mniej moich działań i decyzji jest podyktowanych lękiem, coraz więcej płynie z moich przemyśleń i ze mnie. Choć nie do końca bawią mnie złośliwe komentarze, które nie za wiele wnoszą do rozmowy. Poza informacją, że są osoby, dla których jestem wkurzająca. To wiem... Ale mam za to okazję ćwiczyć się w tym, by się nie wyzłośliwiać w odpowiedzi, co niestety jest moją dużą wadą i nieładną skłonnością.

Natomiast głosy krytyczne są dla mnie pomocne, bo pozwalają mi wiele rzeczy dostrzec, choćby, gdy zastanawiałam się jakiś czas temu nad zgłoszeniem niealimentacji do prokuratury - i doszłam do wniosku w konfrontacji z krytyką, że nie jestem gotowa. Teraz jestem - i przyniosło to efekt, w postaci wpłaconej terminowo kwoty - ponad połowę zasądzonych alimentów (6/10). Zapewne to oznacza, że mąż próbuje w ten sposób zapobiec problemom prawnym. I okej. To mój odbiór, a powód może byc inny i tak nie ma to znaczenia. Bo ja sprawy nie wycofam. Bo czuję się na to gotowa.

Wygląda na to, że powoli zbliżamy się do punktu w którym odpowiemy na swoje najbardziej bieżące potrzeby, mąż zacznie płacić alimenty i przestanie stosować agresję i przychodzić odurzony do dziecka - a ja zacznę stosować wobec niego twardą miłość To się łączy, zazębia nawet. Oby zazębienie zaczęło pracowac dla nas.

Natomiast na dziś jestem pewna, że nie odizoluję się całkowicie od męża. To znaczy wypracowałam sobie postawę izolowania się zawsze, gdy mąz jest agresywny lub odurzony (to w zasadzie jest powiązane). Ale nie widzę potrzeby izolowania się od męża, gdy jest trzeźwy. A tym bardziej izolowania dziecka - jeśli tylko deklaruje, że chce widzieć się z tatą - w takich ramach w jakich dziecko czuje się bezpiecznie. Pracuję nad tym, by gdy mąz jest trzeźwy, reagować w relacji z nim w pełnej wolności, zdrowo. Bez współuzależnionych mechanizmów. Oraz by nie przegapiać sygnałów odurzenia - tylko reagować od razu, nie dopiero gdy mam pewność, ale zawsze gdy mam wątpliwość. Tu potrzebna będzie nam nowa granica...Ech....

Na dziś spędziliśmy razem z dzieckiem 40 minut na górce - mały umówił się z tatą. Tak jak sądziłam, on nie chce widywać odurzonego taty, a nie taty w ogołe. Ale nie chciał być z tatą beze mnie, co raczej jest zrozumiałe. Początkowo jak zawsze po przerwie było nam wszystkim trudno, ale potem, jak zawsze, gdy mąz jest trzeźwy, bardzo miło. Mąż przyniósł dla nas pączki, my przynieśliśmy dla niego. Mały był zadowolony, wiem, że za tatą tęsknił. A trzeżwy tata, to zawsze tata. Mąż czuł się dobrze z nami i ja także się dobrze z nimi czułam. Złudne uroki życia z nałogiem... Pożegnaliśmy się ciepło. I tak do następnego ciągu. Do tego czasu muszę się wzmocnić na tyle, by zareagować od razu i stanowczo.

A reakcje otoczenia - są różne, tak jak piszesz. Staram się nie przejmować, ale różnie z tym bywa....Mojej mamie wyjaśniłam ideę trwania w wierności już dawno temu oraz wpoiłam zakaz mówienia źle o moim męzu, szczególnie przy naszym synu, natomiast do dziś ukrywam przed nią, że noszę obrączkę. Tchórz ze mnie. Na razie zima, to jestem zawsze w rękawiczkach, latem chyba sobie bokserskie kupię i będę udawać, że trenuję... :lol: Tak więc mężnie bronię małżeństwa w sądzie, ale krytyki ze strony mamy się obawiam...
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Avys »

Ruta,
Dzięki za odpowiedź!
Co do Mamy - to ewidentnie (tak jak ja) masz, zresztą pisałaś o tym nie raz problem. Ja mam też podobny - także Cię rozumiem. Pracuję nad tym i czynię postępy. Choć ja u siebie nie miałam akurat problemu z ukrywaniem czegoś przed Nią.
Ale kurcze jeśli jej wyjaśniłaś „postawę Twojej wierności” i dałaś z tym radę to taka obrączka to już pikuś w zasadzie ;-) możesz jej powiedzieć, że przydaje Ci się aby odstraszać potencjalnych kawalerów którzy za Tobą gonią, łatwiej Ci się od nich opędzić jeśli widzą obrączkę na palcu ;-)
Dla mnie obrączka była bardzo ważna i dopiero w zasadzie jak zostałam zdradzona i opuszczona przez męża to odkryłam jej sens i piękno. Paradoksalnie dopiero wtedy zaczęłam odkrywać piękno i moc sakramentu małżeństwa bo jak wszystko było dobrze to tego nie doceniałam. Dzięki zdradzie i kryzysowi odkryłam jaką ogromną siłę, piękno i sens ma sakrament małżeństwa. Za to jestem wdzięczna za ten kryzys.
Ruta, może jeśli Twój mąż skrzywdzi Cię jeszcze o wiele bardziej co jest niestety możliwe wtedy nie będziesz chciała już utrzymywać więzi takich jak wspólny spacer z dzieckiem czy pisania do męża ale to mam nadzieję, nie wpłynie na postawę Twojej wierności i noszenie obrączki. A może będzie zupełnie inaczej - tego na szczęście nie wiemy. W tej chwili nie zapominaj jednak, że on Cię nie kocha, nie chce być Twoim mężem!- nie daj się nabrać na to, że jest przez chwilę miło bo będzie Cię to bardziej bolało.
ODPOWIEDZ