Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Avys »

Ruta,
Jak dla mnie to te święta sporo pokazały. Ja mam wrażenie (może mylne), że Ty swojego Męża nie puściłaś do końca. Piszesz o dwóch opcjach: 1) albo małżeństwa nie ma, mleko się rozlało i zostaje wyrwa,rana albo 2) małżeństwo dzięki Sakramentowi jest i ta opcja wydaje Ci się lepsza.
Jak dla mnie jeżeli Mąż:
-opuszcza żonę
-nie jest wierny
-nie kocha żony, to łamie w 100% przysięgę małżeńską i z pewnością nie zachowuje się jak mąż. Jak dla mnie to w tej chwili nie masz męża z uwagi na jego powyższe aż 3 wybory. Ty jesteś żoną bo dochowujesz miłości, wierności i nie opuściłaś męża. No ale do tanga trzeba dwojga. Może to się zmieni kiedyś, ale na tę chwilę to dla mnie przytulanie męża który idzie na noc do innej kobiety jest niczym innym jak wchodzeniem w trójkąt i informacją dla męża: pomimo, że masz kochankę to ja Ciebie przytulam czyli gość nie ma szansy poczuć, że posiadanie kochanki jest złe tylko „czuje przytulenie żony”. Jezus nie pogłaskał kobiety cudzołożnej i nie kazał jej wracać do kochanka tylko powiedział jej: nie rób tego więcej. Po co Twój mąż miałby cokolwiek zmieniać skoro przytula go Żona i kochanka w tym samym okresie czasu. Sam może nie wie czy wybrać święta u Żony czy u kochanki. W tym roku wygrała kochanka a Żona była smutna, że mąż nie zdecydował się spędzać z Nią świąt.

Co to w ogóle jest?
Mąż robi co chce, a dwie kobiety czekają na niego skłonne go przytulać. Jak on ma się nauczyć, że sytuacja żona i kochanka to nie jest dobra opcja?

Wrócę jeszcze do Twojego ciągłego zakochiwania się w mężu. Rozumiem, że on jest inteligenty, błyskotliwy, ma ogromny urok osobisty etc i że po kilku fajnych spotkaniach trudno nie być zakochaną. Bardzo dobrze to rozumiem, bo miałam tak samo. Ale nie zawsze czas na zakochanie jest właściwy. Można próbować wyjść z tego boleśnie ale uczciwie w stosunku do sytuacji bo jak dla mnie jeśli Twój mąż przytula kochankę i ona jego to może lepiej dla niego żeby Ciebie już nie przytulał bo to nie służy chyba odbudowie Waszego małżeństwa. Dla samej Ciebie wydawało się to dobre, ale jedna osoba nie zbuduje małżeństwa.

Co tu zrobić aby puścić Osobę która w tej chwili nie chce być Twoim mężem?

Bardzo bardzo Cię pozdrawiam i cieszę się, że dochodzisz do siebie po tych covidach. Mam nadzieję, że Cię nie uraziłam, ale jakoś opis tego przytulania na tle całej sytuacji nie wydał mi się piękny ale destrukcyjny dla
waszego małżeństwa.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

mare1966 pisze: 26 kwie 2022, 0:19 Mam takie wrażenie Ruta, że ty za bardzo chcesz, nie dajesz od siebie odpocząć mężowi.
Zarzucasz lasso oczekiwań.
Może gdyby poczuł twoje "zniknięcie" ?

Chyba też za dużo myślisz, analizujesz.
Nadmiar bodźców, informacji może nie pozwala wyłowić tych kilku czy jednej rzeczy ?

Mam też wrażenie , że oczekujesz od drugiej osoby niemożliwego.
Bo my chyba błędnie oczekujemy ściśle określonych zachowań , słów czy gestów.
Mężczyźni chyba zdecydowanie mniej.

Czy relacja ma być wyzwoleniem od samotności ?
W gruncie rzeczy chyba jesteśmy samotni całe życie.
To obserwuję wokół i powszechnie.
Myślałam o tym co napisałeś. Wiesz, my się z mężem za dużo nie widujemy, ani zbyt długo. Więc odpoczynku ode mnie mąż ma aż nadto. Widujemy się, gdy mąż przychodzi do domu. Nie jest to częste ani nie trwa długo. Bywa, że jakiś czas mąż się nie pojawia.

Natomiast czas, który spędzamy razem jest w porządku. Zawsze czuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie i to się nie zmieniło. Zniknęło napięcie, które było między nami w początku kryzysu. Choć pojawia się, gdy potrzeba omówić kwestie finansów, czy jakichś decyzji. Co nie sprawia, że z tego rezygnuję. Mąż kiedyś manipulował mną właśnie przez emocje, okazywał gniew lub niezadowolenie i ja się wycofywałam. Teraz się temu nie poddaję, świat się nie zawali od tego, że mój mąż porobi groźne miny. Mój mąż też uczy się znosić moje wkurzenie.

Od jakiegoś czasu prowadzimy korespondencję przez aplikację. To nowa jakość w naszej komunikacji, łatwiej nam idą w ten sposób ustalenia, nikt nie może mówić, że było ustalone inaczej niż było. Pomaga to zapobiegać manipulacjom, do których oboje mamy pokusy. Ale też zaczęliśmy wyrażać wobec siebie emocje i je przyjmować. Ja więcej wyrażam, mąż więcej przyjmuje. Takie bieżące emocje. Nigdy tego nie robiliśmy, bo żadne z nas tego nie potrafiło. Mieliśmy dostęp do swoich wewnętrznych światów, ale przez inne aspekty: zainteresowania, myśli, przeżycia, to co nas cieszyło, co się podobało, przez to jak odbieraliśmy sytuacje, ludzi, przez plany, niepokoje, przez wspólną pracę, wspólny czas. Tym się dzieliliśmy często i szczerze. Ale emocjami, szczególnie tymi pojawiającymi się w naszej relacji - nie. No chyba, że któreś wybuchło. Czuję się zła..., ponieważ. Poczułam się zaniepokojona, gdy... To nowość.

Czego oczekuję od męża? Niczego. A już na pewno nie określonych gestów, zachowań, czy słów. Z moim mężem nie byłoby to możliwe. Jest męskim mężczyzną, to byłoby jak próba okiełznania wiatru :)

Natomiast od siebie oczekuję w relacji z mężem szczególnej ochrony moich granic. I to robię. Oczywiście mężowi może przeszkadzać, że ma przychodzić trzeźwy i płacić alimenty, ale nie uważam tego za wygórowane wymagania. Mąż najwyraźniej też, skoro się dostosował.

Za to zdarzają się między nami sytuacje, które dotykają moich zranień, lęków, i wtedy moje reakcje nie są adekwatne. Jak z tymi świętami. Moje reakcje nie miały za wiele wspólnego z mężem, były echem dawnych zdarzeń w moim życiu. Ale umiem już o tym z mężem porozmawiać. I przeprosić. W bliskich relacjach takie zdarzenia są raczej normalne, to w nich jesteśmy na tyle otwarci, by te zadawnione uczucia, emocje mogły znaleźć ujście, pokazać się.

Oczekiwania od męża mogę mieć od etapu, gdy postanowi wrócić. Nie mam ich za wiele. Chęć wypełniania przysięgi małżeńskiej, trzeźwość, nawrócenie. To wystarczy. Do czasu, aż mąż nie ma takiej woli nie czuje się na siłach podjąć wspólnego życia. Za wyjątkiem oczywiście sytuacji, w której mąż potrzebuje pomocy. Pomocy, a nie zabrania konsekwencji nałogu, czy podstawienia poduszki.

Czy relacja ma być wyzwoleniem od samotności? Nie czuję się samotna. Należę do osób, które dobrze się czują z ludźmi i dobrze czują się ze sobą. Czuję się osamotniona w relacji małżeńskiej, brakuje mi na co dzień tej bliskości która nas łączyła. Była dla mnie czymś wartościowym, cennym. Odkąd mam stabilną, dobrą relację z Bogiem i przestałam postrzegać Go jako mogące zesłać na mnie nieszczęścia i kary, skrzywdzić mnie lub bliskie mi osoby bez powodu, jeszcze bardziej lubię czas spędzany w samotności, w sensie bez innych ludzi, na modlitwie, kontemplacji. Lubię moje rozmowy z Bogiem.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

EL. pisze: 26 kwie 2022, 15:58 Ruta , myślisz, ze chodzi tylko o potrzebę bezpieczeństwa ?
…..ze być może , tę potrzebę masz niezaspokojoną …..
A co myślisz o potrzebach akceptacji, miłości ?…co czujesz ? El.
Myślałam jeszcze o tym i grzebałam w sobie. Nie chodzi nawet o poczucie bezpieczeństwa. Czuję się bezpiecznie. Czasem przesadnie. Bywało, że wystawiłam się na realne niebezpieczeństwo, gubiła mnie nadmierna pewność, przechodząca w brawurę. Ale całość tego poczucia opieram na sobie, na tym, że przeszłam już tak dużo, to sobie poradzę i z kolejnymi rzeczami.

Uczę się więcej polegać na Bogu niż na sobie. Ale z zaufaniem w takim stopniu mam problem. Mimo, że wiele razy doświadczyłam Bożej opieki, pomocy, wsparcia. Wewnętrzny lęk przed oddaniem kwestii poczucia bezpieczeństwa i co za tym idzie kontroli jest silny. Dotyczy to takich głębokich pokładów, bo wiele rzeczy udało mi się zawierzyć.

Problemem jest też moja nadodpowiedzialność za to, na co nie mam wpływu. Z dzieciństwa i wczesnej młodości zostało mi poczucie, że w każdej chwili cały świat się może zawalić. Jest ono prawdziwe, cały świat może runąć w jednej chwili i to, co sobie tam budujemy także. Dobrze mieć tego świadomość. U mnie jednak jest to nadmierne. Utrudnia mi cieszenie się chwilą i tym, co akurat się nie rozpada. Czasem bywa to dla mnie demotywujące, no bo od pewnego poziomu nietrwałości wiele rzeczy po prostu się nie opłaca wykonywać.

Myślę, słuchając innych i jakoś tam umieszczając siebie na skali, że postrzegam świat jako mniej stabilny niż jest w rzeczywistości i zdecydowanie bardziej niż widzi go większość osób. A ponieważ stabilność nie jest cechą immanentną tego świata, to ten mój wewnętrzny stale jest na granicy rozpadu. W dodatku mam takie przekonanie o nieuchronności tego rozpadu, znów jest ono prawdziwe, skoro nasze życie kończy się śmiercią. Jestem na drugim biegunie w odniesieniu do większości znanych mi osób, większość moich znajomych ma doskonale wyparte takie rzeczy jak niestałość świata, śmierć, rozpad. Ja to mam wewnątrz siebie na stałe. Nie miałabym problemu z akceptacją tego, gdyby nie nadodpowiedzialność. To ona jest źródłem mojego napięcia.

Nie mam lęku, że sobie nie poradzę w odniesieniu do mnie samej. Mam natomiast głęboko wbudowane przekonanie, że moim zadaniem jest ochronić moich bliskich przed rozpadem, przed katastrofą i że odpowiadam za wszystko, co mogłoby się im przydarzyć. To nie wzięło się znikąd, dokładnie za to odpowiadałam w dzieciństwie i we wczesnej młodości. Więc w jakimś sensie moim zadaniem jest tą katastrofę powstrzymywać. Rozumiem już czemu tak dobrze czuję się w modlitwach pokutno-przebłagalnych. Problem polega na tym, że wtedy w mojej warstwie emocjonalnej zagrożeniem wydaje się Bóg. I tak kończy się moje zaufanie, a zaczyna lęk, powrót do obrazu Boga, który zagraża i krzywdzi i próba odnalezienia bezpieczeństwa w sobie i we własnych siłach. To paradoks wiary skrzywdzonego dziecka, im bardziej udaje się zaufać Bogu i dostrzec w Nim Ojca, tym w konsekwencji większy lęk się pojawia i brak zaufania. Sprzężenie zwrotne.

Myślę, że moja duchowość, taka moja, naturalna, jest inna, oparta na radości. A ten komponent przebłagalny jest kompulsją, sposobem poradzenia sobie z lękiem.

Nauczyłam się schodzenia z nadodpowiedzialności w takiej zewnętrznej warstwie, podejmowania za innych ich zadań, wyręczania. Ale to widzę było wstępne cięcie gałązek. A tu trzeba siekierę do korzeni. Takie rzeczy zwykle przerabiam na modlitwie. Inaczej nie potrafię ruszyć.

Co do akceptacji, miłości. Doświadczam ich sporo, odkąd jestem osobą dorosłą. Kiedyś nie umiałam ich tak w sobie przyjąć, czułam się wyobcowana. W pierwszych bliskich relacjach w rodzinie pierwotnej miłość była warunkowa, a do tego doznawałam krzywdy od osób bliskich i od tych, do których miałam prawo mieć zaufanie. No i nie doświadczałam akceptacji, tylko manipulacji. Teraz idzie mi coraz lepiej. Ostatnio otrzymałam ogromną porcję miłości. Kiedyś taką miłość dostałam od Boga. Nie wiedziałam, że można otrzymać miłość i akceptację w takim stopniu także od drugiego człowieka. Przyjęłam ją z radością, było jej tyle, że moje zbiorniki zaczęły wylewać.

EL. Dziękuję. Naprowadziłaś mnie swoimi pytaniami na sporo interesujących odkryć.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Avys pisze: 26 kwie 2022, 19:22 Ruta,
Jak dla mnie to te święta sporo pokazały. Ja mam wrażenie (może mylne), że Ty swojego Męża nie puściłaś do końca. Piszesz o dwóch opcjach: 1) albo małżeństwa nie ma, mleko się rozlało i zostaje wyrwa,rana albo 2) małżeństwo dzięki Sakramentowi jest i ta opcja wydaje Ci się lepsza.
Jak dla mnie jeżeli Mąż:
-opuszcza żonę
-nie jest wierny
-nie kocha żony, to łamie w 100% przysięgę małżeńską i z pewnością nie zachowuje się jak mąż. Jak dla mnie to w tej chwili nie masz męża z uwagi na jego powyższe aż 3 wybory. Ty jesteś żoną bo dochowujesz miłości, wierności i nie opuściłaś męża. No ale do tanga trzeba dwojga. Może to się zmieni kiedyś, ale na tę chwilę to dla mnie przytulanie męża który idzie na noc do innej kobiety jest niczym innym jak wchodzeniem w trójkąt i informacją dla męża: pomimo, że masz kochankę to ja Ciebie przytulam czyli gość nie ma szansy poczuć, że posiadanie kochanki jest złe tylko „czuje przytulenie żony”. Jezus nie pogłaskał kobiety cudzołożnej i nie kazał jej wracać do kochanka tylko powiedział jej: nie rób tego więcej. Po co Twój mąż miałby cokolwiek zmieniać skoro przytula go Żona i kochanka w tym samym okresie czasu. Sam może nie wie czy wybrać święta u Żony czy u kochanki. W tym roku wygrała kochanka a Żona była smutna, że mąż nie zdecydował się spędzać z Nią świąt.

Co to w ogóle jest?
Mąż robi co chce, a dwie kobiety czekają na niego skłonne go przytulać. Jak on ma się nauczyć, że sytuacja żona i kochanka to nie jest dobra opcja?

Wrócę jeszcze do Twojego ciągłego zakochiwania się w mężu. Rozumiem, że on jest inteligenty, błyskotliwy, ma ogromny urok osobisty etc i że po kilku fajnych spotkaniach trudno nie być zakochaną. Bardzo dobrze to rozumiem, bo miałam tak samo. Ale nie zawsze czas na zakochanie jest właściwy. Można próbować wyjść z tego boleśnie ale uczciwie w stosunku do sytuacji bo jak dla mnie jeśli Twój mąż przytula kochankę i ona jego to może lepiej dla niego żeby Ciebie już nie przytulał bo to nie służy chyba odbudowie Waszego małżeństwa. Dla samej Ciebie wydawało się to dobre, ale jedna osoba nie zbuduje małżeństwa.

Co tu zrobić aby puścić Osobę która w tej chwili nie chce być Twoim mężem?

Bardzo bardzo Cię pozdrawiam i cieszę się, że dochodzisz do siebie po tych covidach. Mam nadzieję, że Cię nie uraziłam, ale jakoś opis tego przytulania na tle całej sytuacji nie wydał mi się piękny ale destrukcyjny dla
waszego małżeństwa.
Nie uraziłaś :) Coś tam trzymam, co wyłazi, tylko jeszcze nie wiem co. Pewnie jeszcze ze dwa razy się odpalę i się okaże.

Aktualnie nie jestem zakochana w mężu. Jest mi łatwiej. Na bank nie umiem postrzegać swojego męża jako nie będącego moim mężem. Nie ma znaczenia czy wypełnia przysięgę, czy nie, ani nawet czy ma na to ochotę. Rzeczywistość sakramentu. To mój mąż. Nie mogę też powiedzieć, że nie mam z nim relacji. No mam. Choćby przez sprawy rodzinno-dziecięce. W tej relacji zmiany jakie zachodzą są dobre. Co cieszy. Wiem też, że mąż nie spędził świat z kochanką. Jest to jedna z tych rzeczy, których nie rozumiem, ale też nie muszę rozumieć. Staram się unikać myślenia o relacjach mojego męża. Nie chcę się poranić.

Myślę, że dla mojego męża jest to trudne, bo ja nie wykonuję żadnych znaków, kroków ani zachęt w jego stronę jeśli chodzi o relację na płaszczyźnie damsko-męskiej, czy właśnie w kierunku odbudowy. Rozumiem, że jest to dla niego niespójne z moją postawą wierności i wypełniania przysięgi. W jakimś sensie mój mąż czuje się w ten sposób odrzucany. Przykro mi, ale na dziś nie jestem gotowa na tego rodzaju relację.

Co do przytulenia, nie potrafię dobrze wyjaśnić, ale to nie było przytulenie w kontekście damsko-męskim czy flirtu. Mieliśmy wcześniej rozmowę o emocjach, o tym co czujemy - pisemną, tak nam łatwiej, łatwiej zrobić pauzę, przemyśleć, odpowiedzieć, odczekać, pochodzić z czymś. Po części ta rozmowa, to co w niej poruszyliśmy, na ten gest wpłynęły. To było dobre, ciepłe przytulenie dwójki ludzi. Nie było w nim oczekiwań, podtekstów. Dużo ciepła. Dużo się w nim wyraziło, ale w zasadzie nawet nie wiem, czy jest to możliwe do opisania. Nie trwało to długo. Mnie zdumiała kruchość mojego męża. Nie wróciliśmy do tej chwili ani w rozmowie, ani w żaden inny sposób. W zasadzie od początku kryzysu mamy za sobą już trochę takich chwil. Wszystkie piękne. Zostają z nami. Lubię je, jakbym miała taki sznur na który nawlekam perełki.
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Sefie »

Ruta pisze: 27 kwie 2022, 0:49 Myślę, że dla mojego męża jest to trudne, bo ja nie wykonuję żadnych znaków, kroków ani zachęt w jego stronę jeśli chodzi o relację na płaszczyźnie damsko-męskiej, czy właśnie w kierunku odbudowy. Rozumiem, że jest to dla niego niespójne z moją postawą wierności i wypełniania przysięgi. W jakimś sensie mój mąż czuje się w ten sposób odrzucany. Przykro mi, ale na dziś nie jestem gotowa na tego rodzaju relację.
Mam podobne przemyślenia co do mojej małżonki. Również nie rozumie mojej postawy bo twierdzi, że nie okazuje jej uczuć przez ten czas. To, że wcześniej mnie wyśmiewała znaczenia nie ma ;)
To, że dzieciaki wracają do niej emocjonalnie rozwalone bo nie może ich opanować przez resztę dnia albo na drugi dzień bo chcą do taty albo chcą żeby tata przyszedł albo najlepiej się wprowadził to tylko efekt mojej manipulacji nimi ;)

Każdy znajdzie coś wygodnego dla siebie w swoim rozumowaniu. Byleby wniosek bym tożsamy z punktem widzenia i siedzenia.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
EL.
Posty: 6922
Rejestracja: 29 sty 2017, 21:46
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: EL. »

Ruta, Ty jesteś DDA , czy DDD ? El.
"Nasza miłość do ludzi jest miarą naszej miłości do Boga " - Edyta Stein

"Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie " - Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

EL. pisze: 27 kwie 2022, 21:59 Ruta, Ty jesteś DDA , czy DDD ? El.
Ani to, ani to. Jestem ze złożonej sytuacji rodzinnej, relacyjnie, małżeńsko, kulturowo, religijnie i traumatycznie. Nie ma takiej klasyfikacji, która by wszystko to objęła. Za to nie było w moim rodzinnym domu używek i uzależnionych osób i obowiązywało wychowanie bez bicia.
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Sefie »

Ruta pisze: 27 kwie 2022, 22:19 traumatycznie
Jeśli będziesz miała chwilę warto się zapoznać:

Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców Jak uwolnić się od przeszłości i zacząć nowe życie.
Lindsay C. Gibson.

Nie ma jej w spisie na forum.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Sefie pisze: 27 kwie 2022, 11:34
Ruta pisze: 27 kwie 2022, 0:49 Myślę, że dla mojego męża jest to trudne, bo ja nie wykonuję żadnych znaków, kroków ani zachęt w jego stronę jeśli chodzi o relację na płaszczyźnie damsko-męskiej, czy właśnie w kierunku odbudowy. Rozumiem, że jest to dla niego niespójne z moją postawą wierności i wypełniania przysięgi. W jakimś sensie mój mąż czuje się w ten sposób odrzucany. Przykro mi, ale na dziś nie jestem gotowa na tego rodzaju relację.
Mam podobne przemyślenia co do mojej małżonki. Również nie rozumie mojej postawy bo twierdzi, że nie okazuje jej uczuć przez ten czas. To, że wcześniej mnie wyśmiewała znaczenia nie ma ;)
To, że dzieciaki wracają do niej emocjonalnie rozwalone bo nie może ich opanować przez resztę dnia albo na drugi dzień bo chcą do taty albo chcą żeby tata przyszedł albo najlepiej się wprowadził to tylko efekt mojej manipulacji nimi ;)

Każdy znajdzie coś wygodnego dla siebie w swoim rozumowaniu. Byleby wniosek bym tożsamy z punktem widzenia i siedzenia.
Sefie, nie wiem jak u Was wygląda sytuacja sądowo-OZSS-owa. Natomiast z mojego doświadczenia, jak również z doświadczeń innych osób, z którymi rozmawiałam o ich opiniach, wynika, że jeśli dzieci ze spotkań z rodzicem wracają emocjonalnie rozwalone, tęsknią i domagają się jego obecności, to może być to uznane za efekt manipulacji tego rodzica.

Od rodzica oczekuje się w takiej sytuacji, że jasno wytłumaczy dzieciom, że go nie będzie, że nie przyjdzie, nie wprowadzi się. I zadba o to, żeby dzieci na koniec spotkania były spokojne, wiedziały kiedy jest następny termin spotkania i jak mogą kontaktować się z rodzicem w czasie do spotkania. W teorii brzmi wspaniale.

W praktyce uważam, że rozwalenie emocjonalne dzieci w takiej sytuacji jest najbardziej naturalną reakcją. A proponowane techniki prowadzą w mojej ocenie do tłumienia emocji. Wszystko sprowadza się do tego, by rodzic zadziałał tak, by dzieci ich nie okazywały.

Dzieci mają dowiedzieć się, że ich traumatyczna sytuacja jest "normalna", więc nie ma co przeżywać, trzeba być spokojnym i nie robić dorosłym problemów. Tak jakby na czas rozstania lub konfliktu rodziców powstała zupełnie inna psychologia. Głównie po to żeby biegli mogli napisac, że dzieci akceptują sytuację, rodzice współpracują i może dojść do rozwodu. Od osób pracujących z dziecmi wiem, że pójście za takimi radami i takie tłumienie nie kończy się dobrze dla dzieci.

W tej trudnej sytuacji dzieci potrzebują wsparcia. Tylko ono powinno być mądre i empatyczne, a nie nastawione na ukrycie problemu i trudności emoconalnych.

Brak wsparcia dla dzieci może z czasem doprowadzić, do tego, że mimo więzi dzieci będą coraz mniej chętnie spotykać się z rodzicem, właśnie po to, by uniknąć rozwalenia. Wtedy to drugi rodzic, ten dochodzący zaczyna odbierać tą sytuację jako efekt manipulacji. Rodzic będący z dziecmi na stałe faktycznie może iść w tym kierunku, bo w jego ocenie spotkania będą "szkodliwe". To nic miłego po każdym spotkaniu przez dwa lub trzy dni opanowywać dzieci i towarzyszyć im w ich rozwaleniu. Nie łagodzi to konfliktu, wręcz przeciwnie, cała wściekłość idzie w drugiego rodzica.

Natomiast dość częste myślenie, że rodzic przejrzy, gdy zobaczy jak cała sytuacja działa na dzieci nie pomaga. I faktycznie jest jedną z form manipulacji dzieckiem w sytuacji konfliktu rodziców.

Naturalną reakcją rodzica jest w takiej sytuacji wsparcie dla dzieci. To konflikt powoduje, że tego nie robimy. Jakbyśmy ślepli. To jest od złego.

Moje doświadczenie pokazuje, że dobrym wsparciem jest rozmowa o emocjach, wspólna modlitwa z dziećmi. Za dzieci także. No i każdy rodzic zna dzieci, więc gdy zacznie nad tym pracować, znajdzie taki sposób, by każdemu z dzieci pomóc z emocjonalnym rozwaleniem.

Ta sytuacja jest także okazją do nawiązania współpracy z drugim rodzicem. "Słuchaj, wiem, że ci trudno, gdy dzieciaki wracają ze spotkania ze mną i są porozwalane. Sam za nimi tęsknię i każde rozstanie z nimi jest dla mnie trudne, więc wiem że i one mocno to przeżywają. Jak sądzisz, co mógłbym zrobić i co my możemy zrobić, by było im łatwiej w tej sytuacji?". To oczywiście przykład. Chodzi o to, by jasno wyrazić swoje uczucia, potrzeby, wolę. Polecam komunikację bez przemocy Rosenberga. Uczę się jej cały czas, daleko mi do biegłości, ale nawet to niewiele czego się nauczyłam, bardzo mi pomaga w relacjach, także z mężem.

Warto oczyścić intencje, żeby naprawdę być skupionym na pomocy dzieciom. Bo jeśli w tle będzie nienujawnione - no to jedynym rozwiązaniem logicznym jest, że musisz do mnie wrócić, żeby dzieci tak nie przeżywały - to będzie to próba manipulacji, a nie wsparcia dzieci.
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Sefie »

Ruta pisze: 28 kwie 2022, 6:25
Sefie pisze: 27 kwie 2022, 11:34
Ruta pisze: 27 kwie 2022, 0:49 Myślę, że dla mojego męża jest to trudne, bo ja nie wykonuję żadnych znaków, kroków ani zachęt w jego stronę jeśli chodzi o relację na płaszczyźnie damsko-męskiej, czy właśnie w kierunku odbudowy. Rozumiem, że jest to dla niego niespójne z moją postawą wierności i wypełniania przysięgi. W jakimś sensie mój mąż czuje się w ten sposób odrzucany. Przykro mi, ale na dziś nie jestem gotowa na tego rodzaju relację.
Mam podobne przemyślenia co do mojej małżonki. Również nie rozumie mojej postawy bo twierdzi, że nie okazuje jej uczuć przez ten czas. To, że wcześniej mnie wyśmiewała znaczenia nie ma ;)
To, że dzieciaki wracają do niej emocjonalnie rozwalone bo nie może ich opanować przez resztę dnia albo na drugi dzień bo chcą do taty albo chcą żeby tata przyszedł albo najlepiej się wprowadził to tylko efekt mojej manipulacji nimi ;)

Każdy znajdzie coś wygodnego dla siebie w swoim rozumowaniu. Byleby wniosek bym tożsamy z punktem widzenia i siedzenia.
Sefie, nie wiem jak u Was wygląda sytuacja sądowo-OZSS-owa. Natomiast z mojego doświadczenia, jak również z doświadczeń innych osób, z którymi rozmawiałam o ich opiniach, wynika, że jeśli dzieci ze spotkań z rodzicem wracają emocjonalnie rozwalone, tęsknią i domagają się jego obecności, to może być to uznane za efekt manipulacji tego rodzica.

Od rodzica oczekuje się w takiej sytuacji, że jasno wytłumaczy dzieciom, że go nie będzie, że nie przyjdzie, nie wprowadzi się. I zadba o to, żeby dzieci na koniec spotkania były spokojne, wiedziały kiedy jest następny termin spotkania i jak mogą kontaktować się z rodzicem w czasie do spotkania. W teorii brzmi wspaniale.

W praktyce uważam, że rozwalenie emocjonalne dzieci w takiej sytuacji jest najbardziej naturalną reakcją. A proponowane techniki prowadzą w mojej ocenie do tłumienia emocji. Wszystko sprowadza się do tego, by rodzic zadziałał tak, by dzieci ich nie okazywały.

Dzieci mają dowiedzieć się, że ich traumatyczna sytuacja jest "normalna", więc nie ma co przeżywać, trzeba być spokojnym i nie robić dorosłym problemów. Tak jakby na czas rozstania lub konfliktu rodziców powstała zupełnie inna psychologia. Głównie po to żeby biegli mogli napisac, że dzieci akceptują sytuację, rodzice współpracują i może dojść do rozwodu. Od osób pracujących z dziecmi wiem, że pójście za takimi radami i takie tłumienie nie kończy się dobrze dla dzieci.

W tej trudnej sytuacji dzieci potrzebują wsparcia. Tylko ono powinno być mądre i empatyczne, a nie nastawione na ukrycie problemu i trudności emoconalnych.

Brak wsparcia dla dzieci może z czasem doprowadzić, do tego, że mimo więzi dzieci będą coraz mniej chętnie spotykać się z rodzicem, właśnie po to, by uniknąć rozwalenia. Wtedy to drugi rodzic, ten dochodzący zaczyna odbierać tą sytuację jako efekt manipulacji. Rodzic będący z dziecmi na stałe faktycznie może iść w tym kierunku, bo w jego ocenie spotkania będą "szkodliwe". To nic miłego po każdym spotkaniu przez dwa lub trzy dni opanowywać dzieci i towarzyszyć im w ich rozwaleniu. Nie łagodzi to konfliktu, wręcz przeciwnie, cała wściekłość idzie w drugiego rodzica.

Natomiast dość częste myślenie, że rodzic przejrzy, gdy zobaczy jak cała sytuacja działa na dzieci nie pomaga. I faktycznie jest jedną z form manipulacji dzieckiem w sytuacji konfliktu rodziców.

Naturalną reakcją rodzica jest w takiej sytuacji wsparcie dla dzieci. To konflikt powoduje, że tego nie robimy. Jakbyśmy ślepli. To jest od złego.

Moje doświadczenie pokazuje, że dobrym wsparciem jest rozmowa o emocjach, wspólna modlitwa z dziećmi. Za dzieci także. No i każdy rodzic zna dzieci, więc gdy zacznie nad tym pracować, znajdzie taki sposób, by każdemu z dzieci pomóc z emocjonalnym rozwaleniem.

Ta sytuacja jest także okazją do nawiązania współpracy z drugim rodzicem. "Słuchaj, wiem, że ci trudno, gdy dzieciaki wracają ze spotkania ze mną i są porozwalane. Sam za nimi tęsknię i każde rozstanie z nimi jest dla mnie trudne, więc wiem że i one mocno to przeżywają. Jak sądzisz, co mógłbym zrobić i co my możemy zrobić, by było im łatwiej w tej sytuacji?". To oczywiście przykład. Chodzi o to, by jasno wyrazić swoje uczucia, potrzeby, wolę. Polecam komunikację bez przemocy Rosenberga. Uczę się jej cały czas, daleko mi do biegłości, ale nawet to niewiele czego się nauczyłam, bardzo mi pomaga w relacjach, także z mężem.

Warto oczyścić intencje, żeby naprawdę być skupionym na pomocy dzieciom. Bo jeśli w tle będzie nienujawnione - no to jedynym rozwiązaniem logicznym jest, że musisz do mnie wrócić, żeby dzieci tak nie przeżywały - to będzie to próba manipulacji, a nie wsparcia dzieci.
Nie mamy konfliktu na tle dzieci. Myślę że mało która para będąca w trakcie rozwodu tak się dogaduje. Dzieci wiedzą dokładnie kiedy będą mnie widzieć, nie ma niespodzianek. Nie zjawiam się znikąd.
Widujemy się 2-3 dni w tygodniu. Dzieciom mówię że do mamy nie przyjdę bo to nie mój dom. Ale często mnie pytają czy kocham mamę więc zgodnie z prawdą odpowiadam że tak co pewnie jest odbierane jako manipulacja.
Nie gram dziećmi po to żeby żona się ogarnęła bo na obecnym etapie uważam że nie jest to możliwe. Nie ma chęci do zmiany siebie ani swoich priorytetów z jej strony. Ja również uważam że taki powrót teraz to droga do katastrofy.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Sefie pisze: 28 kwie 2022, 9:27 Nie mamy konfliktu na tle dzieci. Myślę że mało która para będąca w trakcie rozwodu tak się dogaduje. Dzieci wiedzą dokładnie kiedy będą mnie widzieć, nie ma niespodzianek. Nie zjawiam się znikąd.
Widujemy się 2-3 dni w tygodniu. Dzieciom mówię że do mamy nie przyjdę bo to nie mój dom. Ale często mnie pytają czy kocham mamę więc zgodnie z prawdą odpowiadam że tak co pewnie jest odbierane jako manipulacja.
Nie gram dziećmi po to żeby żona się ogarnęła bo na obecnym etapie uważam że nie jest to możliwe. Nie ma chęci do zmiany siebie ani swoich priorytetów z jej strony. Ja również uważam że taki powrót teraz to droga do katastrofy.
Sefie, mam wrażenie, że Cię uraziłam i poczułeś się trochę lub nawet bardzo oskarżony. Jestem pewna, że i ty i twoja żona bardzo się staracie, by kryzys jaki przechodzicie jak najmniej dotknął dzieci. Natomiast to, co napisałeś o reakcjach dzieci po powrocie i oskarżeniach o manipulację, przypomniało mi różne znane mi sytuacje, także z mojego własnego małżeństwa. Stąd mój wpis.

Ja z początku byłam przekonana, że jestem wolna od manipulacji i jedyne na czym mi zależy, to dobro syna. Jednak z dłuższej perspektywy widzę, że nie było z tym fatalnie, ale też daleko od ideału. Nie zawsze grałam czysto i było to trudne do uchwycenia, bo wszystko było skryte pod pozorem troski i szukania racjonalnych rozwiązań. Warto się sobie przyglądać, sobie i swoim intencjom, słowom, działaniom, emocjom, bo dzieci łatwo zranić i te rany już w nich zostaną.

Pokusa manipulowania sytuacją, dziećmi, sobą, współmałżonkiem jest w kryzysie ogromna. Myślę, że jest ona częścią kryzysu. Do czasu, aż uciekałam przed tym i sama przed sobą twierdziłam, że nie manipuluję, problemu nie było - pozornie. Lektura Rosenberga uświadomiła mi różne mechanizmy manipulacji i pomogła mi dostrzec, że jednak to robię. I pomogła mi uświadomić sobie, że żaden cel nie uświęca środków. A to jedna z częstszych przyczyn wchodzenia w manipulacje w kryzysach. Podam mój własny przykład.

Byłam przekonana, że kontakty męża z synem w obecności kochanki męża to będzie fatalny pomysł i syn bardzo to przeżyje. Syn nie był na to gotowy. Mąż na tamten czas żadnych takich zagrożeń nie widział. Sąd także nie. Przyznał kontakty w taki sposób, by to mój mąż decydował o tym, gdzie i w czyjej obecności się odbywają, pozbawiając mnie jakiekolwiek wpływu na ich przebieg.

Mogłam mimo tych trudnych okoliczności rozwiązać sprawę wprost, otwarcie się takim kontaktom sprzeciwiając. Miałam jednak na tamten czas dość. Dość sądu, który uważał, że chcę wydłużyć postępowanie i nie widział tych zagrożeń, na które wskazywałam. Dość męża, z którym nie miałam możliwości porozmawiać o trudnościach syna i jego emocjach. Dość starania się o to, by syn miał kontakty z tatą, ale by były to kontakty bezpieczne (dochodził problem czynnego nałogu taty). Dość stałej presji na mnie - sądu, by "przygotowywać" dziecko do kontaktów, syna, który nie chciał na nie chodzić i męża który mnie zastraszał, groził, urządzał awantury, groził karami i machał mi postanowieniem o zabezpieczeniu i wykrzykiwał, że może zabierać dziecko, gdzie chce

Z własnego poczucia zmęczenia sytuacją i nie radzenia sobie z presją, wbrew sobie, zaczęłam manipulować synem, by jednak na kontakty chodził. Po drugie zaczęłam manipulować sytuacją. To jest ten moment na którym odnosimy w kryzysie porażkę jako rodzice: potrzeby i emocje syna przestały być priorytetem, zaczęłam ignorować sygnały jakie mi dawał, nawet te bardzo wprost. Doszłam do wniosku, że "niech mąż sam się przekona o skutkach swoich działań". Mąż się przekonał. Pierwszy kontakt męża w obecności kochanki, która ujawniła się już nie jako koleżanka, jak przy poprzednich spotkaniach, tylko jako kochanka, był zarazem ostatnim.

Żadne z nas nie cofnie tego, co na tym kontakcie przeżył nasz syn. Ani przez czas poprzedzający ten okres.

Cały czas się uczę, szukam środków zaradczych, rozmawiam z wieloma osobami. Widuję zbyt wiele dzieci, które są obiektem manipulacji w relacjach między rodzicami na wiele lat po tym, gdy doszło do kryzysu. Dotyczy to nawet dorosłych osób. Z wielu moich rozmów wyłoniła się jedna ważna rzecz. Źle stawiamy problem ochrony dzieci w konflikcie małżeńskim, czy rodzicielskim.

Jedna z rzeczy, które mnie wbiły w fotel, to , że wcale nie chodzi o to, by rodzice się dogadywali. Zdarza się, że rodzice dogadują się bez problemu, nie ma walki w sądzie, dzielą się opieką, kontaktami finansami. Wszystko idzie gładko. A za jakiś czas z dzieckiem i tak zaczyna się dziać bardzo źle. Chodzi o to, by rodzice mądrze podążali za dziećmi, ich potrzebami i by w czasie kryzysu one były priorytetem. W pierwszych trzech latach kryzysu nie zdawaliśmy z mężem egzaminu. Teraz powoli się tego uczymy. Mojemu mężowi jako rodzicowi zależy tak samo jak mi, tu jesteśmy po jednej stronie. Nawet wtedy, gdy mąż nie do końca potrafi różne rzeczy, ma trudności w sferze wspierania syna, odczytywania jego potrzeb i gdy zmaga się z problemem uzależnienia i wszystkimi ograniczeniami jakie z tego płyną. To, że jemu zależy i mi zależy jest naszym kapitałem.

Koledzy z Sycharu pomogli mi dotrzeć z komunikatami do męża, żeby wyrwać go z myślenia życzeniowego. Pomogli skutecznie. Zamiast moich długich elaboratów, dostałam zachętę do krótkich żołnierskich i twardych komunikatów i okazania mężowi pełnej palety moich emocji, związanych z jego krzywdzącym syna postępowaniem. Ja wcześniej próbowałam delikatnie wyjaśniać i hamowałam całą złość. Byłam pewna, że inaczej mąż się ciężko obrazi. Nie obraził się. Koledzy dziękuję :) Teraz już nie "dogadujemy się", ale na ile to możliwe szukamy rozwiązań dobrych dla syna. I to zaczyna działać.

***

Sefie, jeśli dzieci reagują rozwaleniem emocjonalnym po powrocie do domu, jest to ważny sygnał, by zwrócić uwagę na ich potrzeby. Zgodnie z tym jak rozumiem to na dziś, emocji nie należy tłumić, ale też nie jest tak, że jak damy je dzieciom wyrazić, to problem zniknie. Dobrze jest zrobić przestrzeń na te emocje, ale one są sygnałem, który warto odczytać i postarać się odpowiedzieć na potrzeby dzieci, które w tych emocjach się wyrażają.

***

Skupiłam się na dzieciach, bo to ważny temat. Ale co do braku sygnałów, mam o czym myśleć. W jakimś sensie to dla mnie dziwne, że odchodzący takich sygnałów oczekują i czują się rozczarowani ich brakiem. Choć nie jestem przekonana, czy na taki brak warto odpowiadać. Myślę, że warto być w zgodzie ze sobą. Ja nie mam wobec męża takiej potrzeby. Kocham go, tak. Ale na dziś przy jego postawie wobec mnie i rodziny, musiałabym siebie mocno połamać, by zrobić jakikolwiek krok w stronę męża w ramach relacji damsko-męskiej, nawet nie fizycznie, ale emocjonalnie i uczuciowo. Bezpieczniej się czuję na dystans. Nie wiem...
Duma, pycha, uraza czy zdrowy rozsądek?
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Sefie »

Ruta pisze: 28 kwie 2022, 11:35 Sefie, mam wrażenie, że Cię uraziłam i poczułeś się trochę lub nawet bardzo oskarżony.
Aż się uśmiechnąłem kiedy to przeczytałem. :)
W całym swoim gąszczu wad nie przepisuje sobie dwóch, tj. nie zazdroszczę innym tego co mają ani nie żywię urazy do nikogo. Choć nie ukrywam, że badając swój kryzys teściowa wystawiła na próbę tę cechę :)
Najwyraźniej mój zły dobór słów.
Ruta pisze: 28 kwie 2022, 11:35 Skupiłam się na dzieciach, bo to ważny temat. Ale co do braku sygnałów, mam o czym myśleć. W jakimś sensie to dla mnie dziwne, że odchodzący takich sygnałów oczekują i czują się rozczarowani ich brakiem. Choć nie jestem przekonana, czy na taki brak warto odpowiadać. Myślę, że warto być w zgodzie ze sobą. Ja nie mam wobec męża takiej potrzeby. Kocham go, tak. Ale na dziś przy jego postawie wobec mnie i rodziny, musiałabym siebie mocno połamać, by zrobić jakikolwiek krok w stronę męża w ramach relacji damsko-męskiej, nawet nie fizycznie, ale emocjonalnie i uczuciowo. Bezpieczniej się czuję na dystans. Nie wiem...
Duma, pycha, uraza czy zdrowy rozsądek?
Myślę, że pogubieni racjonalizują swoje wybory doszukując się na siłę powodów odejścia. Jak to w słynnym sycharowskim haśle "Kto chce szuka ... "

Komunikatów sprzecznych od swojej żony słyszę dużo. Niektóre powalają inne nie mieszczą się w głowie. Dużo z nich ma na celu przedstawienie siebie jako ofiary sytuacji a opuszczonego jako sprawcę zamieszania.
To, że są naciągane znaczenia nie ma ale osoba postronna nie znając dokładnie sytuacji jest w stanie w nie uwierzyć i przejść na stronę odchodzącego.
I ja się z takimi zagraniami spotkałem. A moja małżonka bardzo umiejętnie gra kartą pokrzywdzonej żony, która odeszła od męża do rodziców.

Choć co jakiś czas oferuję jej pomoc bo wiem, że jej ciężko to regularnie ją odrzuca. W tech chwili obrała kurs ... Ja mu pokażę ... Dam sobie radę sama ... Zobaczy ... Moi rodzice mi pomogą.

Niestety ale rozsadza ja duma i zakamuflowana pycha. Ma problem z wybaczaniem, często mówiłem jej o zatwardziałe sercu. Woli cierpieć wewnętrznie niż zmienić obrany kurs. Co już wcześniej się zdarzało.
A w moim małżeństwie jest jeszcze drugie dno, relacje córki z matką, tak jak ja je postrzegam to para aseksualnych kochanków a tego nie przebije ani dobro dzieci ani kredyt hipoteczny ;)
Niestety ale przyjdzie mi czekać długie lata aż nakarmi swoje głody matczyna miłością.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Sefie pisze: 28 kwie 2022, 12:42 Aż się uśmiechnąłem kiedy to przeczytałem. :)
W całym swoim gąszczu wad nie przepisuje sobie dwóch, tj. nie zazdroszczę innym tego co mają ani nie żywię urazy do nikogo. Choć nie ukrywam, że badając swój kryzys teściowa wystawiła na próbę tę cechę :)
Najwyraźniej mój zły dobór słów.

(...)

Myślę, że pogubieni racjonalizują swoje wybory doszukując się na siłę powodów odejścia. Jak to w słynnym sycharowskim haśle "Kto chce szuka ... "

Komunikatów sprzecznych od swojej żony słyszę dużo. Niektóre powalają inne nie mieszczą się w głowie. Dużo z nich ma na celu przedstawienie siebie jako ofiary sytuacji a opuszczonego jako sprawcę zamieszania.
To, że są naciągane znaczenia nie ma ale osoba postronna nie znając dokładnie sytuacji jest w stanie w nie uwierzyć i przejść na stronę odchodzącego.
I ja się z takimi zagraniami spotkałem. A moja małżonka bardzo umiejętnie gra kartą pokrzywdzonej żony, która odeszła od męża do rodziców.

Choć co jakiś czas oferuję jej pomoc bo wiem, że jej ciężko to regularnie ją odrzuca. W tech chwili obrała kurs ... Ja mu pokażę ... Dam sobie radę sama ... Zobaczy ... Moi rodzice mi pomogą.

Niestety ale rozsadza ja duma i zakamuflowana pycha. Ma problem z wybaczaniem, często mówiłem jej o zatwardziałe sercu. Woli cierpieć wewnętrznie niż zmienić obrany kurs. Co już wcześniej się zdarzało.
A w moim małżeństwie jest jeszcze drugie dno, relacje córki z matką, tak jak ja je postrzegam to para aseksualnych kochanków a tego nie przebije ani dobro dzieci ani kredyt hipoteczny ;)
Niestety ale przyjdzie mi czekać długie lata aż nakarmi swoje głody matczyna miłością.
Fajnie, że się nie obrażasz :) Szacunek za nie nabycie urazy do teściowej w trakcie kryzysu. Ja nad wybaczeniem teściom pracowałam bardzo długo, a moja uraza była ogromna rozległa i głęboka zarazem. Ale przeszło.
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Sefie »

Ruta pisze: 28 kwie 2022, 15:36 Fajnie, że się nie obrażasz :) Szacunek za nie nabycie urazy do teściowej w trakcie kryzysu. Ja nad wybaczeniem teściom pracowałam bardzo długo, a moja uraza była ogromna rozległa i głęboka zarazem. Ale przeszło.
Ruta,
Mi wybaczenie przyszło o tyle łatwiej, że żona kiedyś opowiedziała mi o domach rodzinnych swoich rodziców. Znałem też dom mojej żony.

Zanim trafiłem na to forum nie wiedziałem jak duże odbicie w życiu ma środowisko w jakim się ktoś wychował.

Zacząłem więc zgłębiać tematykę dorosłych dzieci i po przeczytaniu książek potrafię wyobrazić sobie obraz wewnętrzny takich osób. Dla mnie ten obraz a zwłaszcza obraz żony, który wyczytałem a który faktycznie pokrywa się z doświadczeniem małżeńskim jest przerażający. To są głęboko nieszczęśliwi ludzie nawet nie potrafię pojąć ile cierpienia mogą w sobie nieść i jaki gniew tłumić w sobie.

Jacek bardzo poleca książkę:
Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców. Jak uwolnić się od bolesnej przeszłości.

Jest to świetna lektura od której zacząłem bo pokazuje jakie kompilacje i jakie są skutki bycia DDD.

Ale zrozumienie życia wewnętrznego dorosłych dzieci a w tym mojej żony i teściów przyszło po przeczytaniu tej którą poleciłem:
Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców Jak uwolnić się od przeszłości i zacząć nowe życie.

Czytałem ja trzykrotnie i jako dorosły facet nie kryłem łez.
Jak więc mam chować urazę do kogoś kto sam jest głęboko nieszczęśliwy, sam został kiedyś skrzywdzony i ma to przełożenie na obecne życie. Nie usprawiedliwiam wszystkiego jak leci ale łatwiej jest zrozumieć niektóre mechanizmy zachowań.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
EL.
Posty: 6922
Rejestracja: 29 sty 2017, 21:46
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: EL. »

Sefie pisze: 27 kwie 2022, 22:52
Ruta pisze: 27 kwie 2022, 22:19 traumatycznie
Jeśli będziesz miała chwilę warto się zapoznać:

Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców Jak uwolnić się od przeszłości i zacząć nowe życie.
Lindsay C. Gibson.

Nie ma jej w spisie na forum.
I jeszcze…..Toksyczni rodzice.
"Nasza miłość do ludzi jest miarą naszej miłości do Boga " - Edyta Stein

"Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie " - Jan Paweł II
ODPOWIEDZ