vertigo pisze: ↑08 lut 2021, 11:34
Z tego, co piszesz Ruto, jak wygląda sytuacja podczas Waszych rozpraw na sali sądu i poza nią, bierności i braku działań Policji, braku niebieskiej karty, itp. itd. można wysnuć wniosek, że Twój mąż musi być bardzo ważną figurą w Waszej miejscowości i okolicach. Nie dziwię się, że jego kochanka trzyma się go mocno, pomimo tych jego rozlicznych nałogów i wpadania w ciągi, o których często wspominasz.
Vertigo, wyczuwam w twojej wypowiedzi złośliwość. Miałam odpowiedzieć pół-żartem i w pełni złośliwie, ale tego nie zrobię. Odpowiem bardzo poważnie. Zdarzają się takie sytuacje jak piszesz, że mężczyzna jest ważną figurą, dba o dobrą opinię, a w domu jest tyranem, i wobec tego jego żona i dzieci cierpią, ale nie znajdują pomocy. I wcale nie jest to jak sugerujesz zjawisko małomiasteczkowe. I wcale nie jest mało powszechne. Są też inne sytuacje - gdy to żona ma całkiem dobrą pozycję społeczną, zależy jej na opinii i latami kryje swojego męża. I to także zdarza się i na wsiach i w wielkich aglomeracjach.
Natomiast nasz przypadek jest bardziej prozaiczny. Duża aglomeracja, młyn. Wszyscy mają gdzieś kim ja jestem i kim jest mój mąż, bo nie jesteśmy nikim ważnym. Natomiast sędzię ewidentnie wkurzyłam nie zgadzając się na rozwód i odwołując się do wiary. Na tyle, że mówiąc kolokwialnie pani sędzia, z całym szacunkiem, zaczęła przeginać i naruszać przepisy. I tych naruszeń naprawdę jest dużo - i wszystkie na moją niekorzyść. Co po rozważeniu daje mi podstawy do tego, aby wystąpić o wyłączenie sędzi. Choć naprawdę jestem ostrożna w takich osądach i staram się nie kierować osobistym, subiektywnym punktem widzenia. Nie wtedy, gdy mam w świetle dnia pójść i powiedzieć - czy raczej napisać - taką rzecz. Ale naruszanie przepisów procesowych na niekorzyść strony raz czy dwa da się wytłumaczyć błędem ludzkim. Gdy jest tego więcej - zachodzi uzasadnione podjerzenie braku obiektywizmu.
Wychodzi mi na to, że sędzia nia miała prawa procedowac dlaej rozwodu po tym, jak mąz oznajmił że jest wyłącznie winny a ja podtrzymałam że nie zgadzam się na rozwód. Powinna przejść do mojego wniosku o separację.
Karty niebieskiej nie zakłada się osobom, które nie mieszkają wspólnie. O ile wiem nie wynika to z przepisów ale z praktyki. Znam przypadki gdy mimo braku wspólnego zamieszkania, karta jednak działa. Natomiast zostawiłam temat i nie zrobiłam nic by kartę jednak założono - po ustnej informacji, że mi nie przysługuje nie złożyłam nawet wniosku. Nie miałam na tamtym etapie sił, by otwierać walkę na kolejnym froncie. Jak nabiorę, to będę sprawę drążyć. Liczyłam też po cichu, że mąż się wyciszy.
Co do bierności i braku działań policji - to nie tak. Przyjeżdżają gdy jest taka potrzeba i pomagają. Piszą notatki - ale musi o nie wystąpić sąd. Natomiast, gdy mówią, że mają związane ręce jeśli chodzi o testy - tak to wygląda. Sam stan odurzenia nie jest podstawą do wykonania testu przymusowo. Musiałabym wydać dziecko ojcu pod wpływem narkotyków i wtedy zgłosić. Problem w tym, że nie bardzo wiedziałabym gdzie mąż z dzieckiem jest, a muszę podać adres, gdzie interwencja miałby się odbyć. A kontakty nie są zasądzone w żadnym konkretnym miejscu. I mąż różnie to rozwiązuje. Pomijam stres dziecka i ryzyko dla niego. Pomijam, że paradoksalnie takie wydanie dziecka naraża na odpowiedzialność także mnie. Jak wiele kobiet które doznają niewidzialnej przemocy razem z dziećmi słyszę czasem, że prościej byłoby gdyby mąż mnie w końcu pobił, lub coś mi zrobił. Wtedy można by działać. A tak nie bardzo jest jak.
Natomiast interwencje pomogły o tyle, że gdy mąż staje się agresywny lub ewidentnie jest bardzo odurzony, wzywam policję a mąż zwykle ucieka. Wystarczy nawet, że po prostu mówię, że wezwę - i gdy jest odurzony ucieka zanim sięgnę po telefon. Problem, że po drodze ucieczki, zwykle do samochodu jak sądzę, choć parkuje go całe kilometry od domu, żebym nie mogła wezwać drogówki, grozi, wyzywa wulgarnie. I wtedy dziecko się wstydzi. Mi także nie jest przyjemnie.
Mogę założyć natomiast sprawę o przemoc. Mimo że nie nagrywałam "występów" męża, jest dziecko, które jest w stanie opowiedzieć co mu się dzieje, są inne osoby, które coś czasem widziały, były świadkami, są osoby, które same były przez męża zastraszane w taki sposób, że się bały. Dorosłe osoby. Co dopiero dziecko. Ale mam nadal opory wewnętrzne. Aby jeszcze poczekać. Zwłaszcza, że małymi krokami, powoli i konsekwentnie stawiając granice osiągam efekty i tej przemocy jest mniej. Choć nadal jest. Pytanie czy mam siły nadal żyć w poczuciu niepewności i zagrożenia - i czy nasze dziecko ma na to siły... Zwłaszcza, że dałam mężowi już tyle ostatnich szans, że może już dość. Tu wciąż wewnętrznie się szarpię.
A co do kochanki - nie mam pojęcia czemu się trzyma mojego męża. Zapewne dlatego, że jest niepoukładaną wewnętrznie osobą, zważywszy, że gdy związała się z moim mężem, on był w fazie ostrego upijania się, jarania trawy przy każdej okzji i agresywnych wyskoków. W tym czasie większość naszych znajomych przestała z nim wychodzić. Pomijając drobny szczegół typu żona i małe dziecko. Moj mąż czuł się wtedy bardzo samotny w małżęństwie i świecie, bo wszystcy mówili mu że przesadza, że źle robi, żeby wrócił na terapię, odmawiali imprezowania z nim, pisia alkoholu. Ze względu na siebie - nikt nie chciał brac udziału w jego ekscesach. Niektóre kobiety lubią takich "macho" i sądzą, że misia zmienią, bo on taki zły przez żonę. Inne poranione kobiety dowartościowują się, sądząc że stają się tak "lepsze od żony" i biorą odwet za ojców, którzy opuścili ich matki. Inne myślą, że skoro pan był tyle lat dobrym mężem i ojcem, a mój mąż za takiego uchodził, bo przykładnie wiele lat pilnowałam, by nic nie wydostawało się na zewnątrz, a same nie potrafią sobie wiele lat nikogo znaleźć (kochanka mojego męża jest z kategorii ostatni desperacki dzwonek na dziecko) - to myślą, że sobie przejmą cudzego. Nie biorą pod uwagę, że taki co zdradza żonę i odchodzi od dzieci to żaden dobry materiał- tylko face w ciżkim kryzysie - choćby w rozwiniętym nałogu.
Inna sprawa, że mój mąż jest inteligentnym mężczyzną i tak jak wiele lat ogrywał mnie, tak wiele lat może teraz ogrywać kochankę. Potrafi to robić. Nie jestem bardzo głupia, a jednak dawał radę ze mną. Pani - o ile to wciąż ta sama - jest ode mnie zdecydowanie głupsza. To nie zawiść - prosty fakt. Nadal jestem przekonana, że mąż celowo wziął w sądzie winę na siebie wiedząc, że wtedy nie dostanie rozwodu. Nie pali mu się do ślubu z kochanką, a tak nie będzie w tym jego winy. Pomijam, że zaplecze w postaci tak naiwnej i oddanej żony jak ja, także się przyda. Mąż zna mnie doskonale i wie, że nigdy nie zostawiłabym go w potrzebie. Zawsze gdzieś wigilię warto zjeść... Nie ma więc co sobie spalać wszystkich mostów. Myślę, że te wszystkie ocieplenia i miłe okresy ze strony męża, gdy jest trzeźwy to dokładnie takie "podtrzymywacze". Które póki co działają na mnie, budzą skrupuły.
Teraz mąż wymyślił zapewne coś nowgo, lub coś się zmieniło w jego sutuacji, skoro zmienił modus operandi z dnia na dzień - a co, zapewne dowiem się niedługo...