Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

EL. pisze: 04 maja 2022, 21:03 Ruta , ważne, że już wiesz….że pracujesz nad sobą, dbasz o siebie , nie stoisz w miejscu ale świadomie budujesz swoje życie i chcesz, żeby było ono dobre . Tak trzymaj !! El.
:)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Kończąc rozważania o terapiach, chcę jeszcze napisać o jednej rzeczy, która bardzo mi pomogła w pracy z trudnymi doświadczeniami, jakie za sobą niosę, znów od Księdza Dziewieckiego. Że jest pewna kolejność: najpierw teraźniejszość, potem przeszłość. To jeszcze jedna z rzeczy, które szły nie tak w moich pierwszych terapiach, które podejmowałam u progu dorosłości. Całe były o przeszłości. Linkuję rekolekcje, od których zaczynałam już ponad trzy lata temu, teraz do nich wracam:
https://www.youtube.com/watch?v=yLTz7pj1ny0

Chcę się podzielić czymś, co mnie samą zdumiewa i cieszy. Porozumiewamy się z mężem w bieżących sprawach, jest między nami przestrzeń na ustalenia, jest przestrzeń na odmowę, jest przestrzeń na spokojne powiedzenie o tym, co uwiera, na otwartość, na uwzględnienie potrzeb drugiego. Bardziej sobie ufamy. To nie są wielkie przestrzenie, ale są. Nie wiem nawet, czy w moim mężu choćby i kiełkuje pomysł powrotu do mnie, do rodziny. Szczerze mówiąc nie myślę o tym, to przyszłość. I ona nie należy do mnie. Jest teraz. I teraz jest nasza wzajemna otwartość na siebie w tych sprawach, które tu i teraz nas łączą, jako rodziców, jako osoby, które łączy parę razy w tygodniu wspólna przestrzeń i trzeba ustalić, kto zmyje garnki i kto zrobi zadania z matematyki z synem. I dzieje się to w duchu empatii, współpracy, otwartości, miłości bliźniego, troski.

Z różnych przyczyn nie mamy prostej sytuacji, każde z nas ma różne trudności, bieżące kłopoty, obciążenia życiowe, niektóre z nich dotyczą nas obojga. Wiem, że także nasze osobiste trudności nie zniknęły, że każde z nas może wlecieć w głąb uzależnienia/współuzależnienia, że być może od powrotu do jedności dzielą nas wciąż całe eony. Ale i tak się cieszę tym małym cudem porozumienia. Jezu, ufam Tobie!
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Wczoraj uświadomiłam sobie, że czuję się znacznie lepiej. Daję radę zrobić podstawowe codzienne obowiązki. Powoli wracam do spacerów, w planach mam nawet powrót do roweru. Nie mam już tak w ciągu dnia, że po jakiejś takiej zwykłej aktywności jak zakupy wyczerpana zasypiam. Choć nadal zapotrzebowanie na sen mam duże, to znoszę już też czasem niedospanie. Daleko mi do dawnej sprawności i aktywności, ale czuję, że zdrowieję. Myślę nad podjęciem codziennej gimnastyki usprawniającej, bo po takim czasie bezruchu jestem solidnie zesztywniała. Zacznę w domu, bo intensywny wysiłek nadal mi zdecydowanie nie służy, jeszcze nie oddycham porządnie, takim zwykłym ćwiczeniom typu fitness zwyczajnie nie podołam.

Zauważyłam, że teraz łatwiej jest mi zwracać uwagę na potrzeby mojego ciała. Kiedyś dziwiłam się osobom, które mówiły, że po jakimś pokarmie nie czują się najlepiej. Myślałam o sobie, że mam żelazny żołądek, nic mi nie szkodzi, a to nie była prawda. Po prostu nie czułam. Teraz widzę, że są takie pokarmy, które mi służą i takie, które mi nie służą. Może to głupie, ale uczę się dbać o swoje ciało w taki elementarny sposób, wyłapywać sygnały, kiedy jestem głodna, kiedy spragniona, kiedy potrzebuję snu, odpoczynku, ruchu. Kiedyś potrafiłam wiele godzin przesiedzieć pracując przed komputerem bez jedzenia i picia. Doprowadzałam się często do skrajnego zmęczenia.Teraz robię sobie przerwy, nie na rozum, ale dlatego, że czuję, że tu i teraz przerwa jest mi potrzebna, że oczy mi się zmęczyły, że potrzebuję się rozciągnąć, odprężyć, przejść, schłodzić, ogrzać, coś zjeść.

Przyjrzałam się temu i widzę, że ma to związek z dopuszczeniem do siebie przeżywanych emocji. Kiedyś pisałam, że nie wiem, jak ja je właściwie blokuję, co robię, że ich nie odczuwam, gdzie mam ten przełącznik - czuję emocje-nie czuję. Myślałam, że chodzi o jakiś mechanizm psychologiczny, którego nie umiem złapać. Zdaje się, że nie tego szukałam i nie tam, gdzie trzeba i dlatego nie mogłam znaleźć. Wydaje mi się na dziś, że to blokowanie jest w ciele. Emocje też są odczuwane w ciele, co najpierw mnie dziwiło, ale teraz już się przyzwyczaiłam. Zablokowanie emocji, to równocześnie w moim przypadku było także zablokowanie sygnałów płynących z ciała.Jakbym miała podane środki znieczulające od wszystkich bodźców z ciała. Jako młoda osoba taką blokadę nakładałam korzystając z używek, potem nauczyłam się to robić bez nich. W jakimś sensie doprowadzanie do dyskomfortu ciała, zmęczenia, niedospania, także było formą tłumienia uczuć. Podobnie działał u mnie mechanizm objadania się w silnym stresie, co mi się zdarzało. Myślałam, że to działało na zasadzie tych wszystkich mechanizmów opisywanych tu i tam, że jedzenie to przyjemność, bezpieczeństwo. A to nie do końca tak, stworzenie dyskomfortu w ciele odciąga uwagę od innych sygnałów. Przejedzenie się zdecydowanie tworzy dyskomfort.

Choroba, brak sprawności choć to trudne doświadczenie, i bardzo ograniczające, równocześnie bardzo mi w tym procesie uczenia się czucia siebie i troski o siebie pomagają.

Pisałam też jakiś czas temu, że na nowo zmagam się z nawrotem myśli o paleniu i mam na tym polu porażki. Zaczynam łapać, że to się dzieje w momencie, gdy próbuję coś stłumić, uciec przed czymś. Bałam się jak nie wiem nawrotów, choć ciągle pocieszałam się myślą zaczerpniętą z mojej wstępnej terapii współuzależnienia, że nawrót także jest ku zdrowieniu. Teraz kiedy mam wgląd w siebie te nawrotowe sytuacje naprawdę mi pomagają, choć są trudne. Dotąd przyjmowałam rozumowo, że każdy nałóg jest chorobą emocji. Teraz zaczynam rozumieć w jaki sposób te emocje we mnie chorowały i jak chorują.

Od jakiegoś czasu ewidentnie jestem w sytuacji "nawrotowej", coś tłumię, coś co chce się wykluć. Tylko teraz już nie panikuję. Trochę jak przy wyciąganiu dużej ryby z wody, trochę popuszczam, a trochę ściągam, by mi się sum nie zerwał. Nie wiem jeszcze co wyciągam, starego buta, czy rybę. Ale działam w dobrym przedsiębiorstwie rybackim, i mam doświadczonych przewodników :)

Dobrej niedzieli Dobrego Pasterza, dziś i w nadchodzącym tygodniu modlimy się z całym Kościołem o nowe powołania :)
Prosimy Cię Jezu o dobrych pasterzy.
Zwyklaosoba
Posty: 477
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Zwyklaosoba »

Cieszę się Ruta, ze czujesz się już lepiej , dobrze się czyta o chęci powrotu do gimnastyki, wlewasz dobrego Ducha w to forum ;) zawsze jak pojawia się coś od ciebie to czuje się jakbym otwierałam kolejna stronę bardzo mądrej i dobrej książki ;) pozdrawiam z balkonu z kawusią i książką :)
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: nałóg »

A ja myślę że problemem w uzależnieniu(nałogu) jest właśnie nałogowe regulowanie emocji przy pomocy środków chemicznych lub zachowań.Nie wiedziałem że mogą być chore emocje bo znałem i znam chore reagowanie na emocje.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

nałóg pisze: 08 maja 2022, 22:32 A ja myślę że problemem w uzależnieniu(nałogu) jest właśnie nałogowe regulowanie emocji przy pomocy środków chemicznych lub zachowań.Nie wiedziałem że mogą być chore emocje bo znałem i znam chore reagowanie na emocje.
Chodzę sobie z tym, co tam się we mnie dzieje, jaka była rola różnych używek i zachowań w moim życiu. W okresie wczesnej młodości takie rzeczy służyły mi do tłumienia bólu emocjonalnego. Kiedy zaczęłam zależeć od siebie, mieć wpływ na moje życie, przestałam ich potrzebować. Ale też w takiej największej ciemności doświadczyłam niesamowitej Bożej Miłości, to jak bardzo czułam się kochana dało mi siły do życia.

Jednak uzależnienie od nikotyny zostało ze mną, były lata w których nie paliłam i takie gdy paliłam. Redukowałam tak napięcie, a więc w sumie regulowałam emocje, potem doszły też nawyki, gdzie konkretne sytuacje, miejsca związały się w mojej głowie z paleniem. Doszły też inne mechanizmy tłumienia emocji, których nie umiałam w sobie zmieścić, jak choćby przejadanie się w chwilach nasilonego stresu.

Czy moje emocje chorowały? Może nie tyle same emocje, co mechanizmy związane z ich odczuwaniem. Nie potrafiłam odczuwać emocji. Dziś uświadomiłam sobie, że to było tak jakbym miała takie bardzo małe zbiorniczki na emocje. I w miarę pracy nad odczuwaniem, dopuszczaniem do siebie, nazywaniem w sobie odczuwanych emocji, te zbiorniki zaczęły się powiększać.

Zauważyłam, że mechanizmy tłumienia w tym związane z paleniem, ale też szereg innych zachowań, wracają do mnie wtedy, gdy ja grzebię w swoich wspomnieniach, gdy dotykam w sobie czegoś, co mnie boli, albo nawet gdy się do tego zbliżam. Czasem orientuję się, ze jestem blisko takiej rzeczy w sobie, właśnie po pojawieniu się takich nałogowych mechanizmów, impulsów, niezależnie od tego, czy się im poddaję, czy nie. W tych okresach życia, gdy jestem spokojna, wyciszona, stabilna takie mechanizmy we mnie nie działają.

Na terapii dowiedziałam się, że generalnie uzależnienie polega na tym, że regulowanie dotyczy wszystkich emocji, zarówno odczuwanych jako nieprzyjemne i trudne, jak i przyjemnych. Tego w sobie nie widzę.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Jestem mocno zmęczona, syn także. Młody drugi tydzień ma zaliczenia zaległego materiału, nawet po dwie klasówki dziennie. Zwykle przed lekcjami, albo po lekcjach. Do tego trwają normalne bieżące sprawdziany. Kolejny tydzień będzie wyglądać tak samo. Młody jest zdyscyplinowany, sam budzi mnie rano na powtórki, po południu także sam siada do nauki. Przynajmniej odpada nam walka, jaka odbywa się czasem z dziećmi o to by w ogóle usiąść. Ale widzę też jego napięcie, gdy wraca ze szkoły. Wciąż są nauczyciele, którzy motywują dzieci hasłami w stylu: nie zdasz, nic nie umiesz. Dotąd młodego takie rzeczy omijały. Jest spokojny i zdyscyplinowany, więc nigdy nie podpadał, wszystko miał zawsze terminowo. Teraz nadal jest spokojny i zdyscyplinowany, ale nie jest w stanie zaliczyć wszystkiego na raz. Uczy się wolniej i w nietypowy sposób, potrzebuje więcej czasu na przyswojenie nowych treści, ma to potwierdzone opinią wydaną po wszystkich wymaganych badaniach. Jednak słucha teraz codziennie, że jest leniem i nic nie robi i podobnych treści. Parę razy syn płakał po powrocie ze szkoły z napięcia. Przykre, bo przecież wszystkie te zaliczenia mogłyby się odbywać w budującej, wspierającej atmosferze.
Wyjaśniłam synowi, że to jak w takich sytuacjach traktują go nauczyciele i co do niego mówią, jest tym, co najprawdopodobniej zwykle słyszeli od swoich rodziców. Młody westchnął nad jednym z nauczycieli i powiedział tak szczerze, ze współczuciem: Biedny człowiek! To pomogło mu trochę mniej brać do siebie wszystkie te uwagi.

Mocno też już doskwiera nam brak czasu na wypoczynek. Po wielu miesiącach zamknięcia oboje jesteśmy spragnieni ruchu, przestrzeni, i to siedzenie z książkami jest tym bardziej trudne. Jeszcze tylko nieco ponad tydzień...

Mój mąż już prawie tydzień choruje na covid, przechodzi dość ciężko. Mamy z nim kontakt przez wiadomości. Cieszę się, że udało się nam w ostatnich miesiącach ocieplić naszą relację, poczuć się w niej bezpieczniej i mi i mężowi, teraz to jest pomocne. Uspokajam syna i siebie, że wszystko będzie dobrze, modlimy się za tatę. Ale troska o niego też przysparza nam stresu.

Dla mnie to trudne psychicznie, bo czuję się winna, że nie opiekuję się mężem w chorobie, mimo, że przecież nie jest to efekt moich decyzji. Nadal mam problem z czuciem się odpowiedzialną za bliskich w stopniu przekraczającym moje realne możliwości.

Nadal też zmagam się z nikotynizmem. Częściowo ma to związek z bieżącą sytuacją, ale jednak bardziej z tym, nad czym pracuję w terapii. Trochę przebija ze mnie moja pogubiona nastolatka. Wiem już z poprzednich takich powrotów obsesji nikotynowej, że dopóki nie odrobię lekcji, nie złapię co tam we mnie płynie w podziemiach, dotąd trwać będą moje zmagania. Słucham dużo śp. księdza Grzywocza. Sam jego głos jest łagodzący.
Znalazłam jego świetną konferencję o kryzysie, na którą wcześniej jakoś nie trafiałam. Podejście ks. Grzywocza do kryzysu jest mi bardzo bliskie, kryzys, jako etap rozwoju, także kryzys w relacji, także małżeńskiej. Coś dla nas, kryzysowiczów, dające dużo nadziei i spokoju.
https://www.youtube.com/watch?v=vZtdNldJXxM
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Bławatek »

Ruto, bardzo współczuję Wam tych stresów związanych ze szkołą. U nas też nerwowo, ale głównie dlatego, że mój syn też z problemami zdiagnozowanymi, ciężej się uczy, a jak jest teraz ładna pogoda to ciężko go zagonić do nauki. Na dodatek z języka obcego mają panią, która nic nie tłumaczy, często jej nie ma, więc lekcje przepadają, na ale sprawdzian musi im zrobić i mimo, że ja z synem siedzę i próbuję go uczyć to niestety niezbyt mu idzie, ostatnio nie zaliczył sprawdzianu i musimy się uczyć do powtórki. Znów. Tacy nauczyciele niestety zniechęcają do przedmiotu i nauki. Stresują się dzieci, rodzice. Ja się pocieszam, że jeszcze miesiąc nauki.

Życzę sił i powodzenia.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Pavel »

Między innymi z powodów które Ruto opisałaś jedyną sensowną opcją po powrocie do Polski w kwestii edukacji dzieci jest dla nas edukacja domowa.
Ja jak tylko czytam o naszym systemie edukacji to włos mi się jeży wszędzie tam gdzie je mam ;)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Firekeeper »

Ruta, Bławatku
Ja odpuściłam. Tego jest za dużo do wyuczenia. Ważniejsze jest zdrowie psychiczne moje, dzieci i całej rodziny niż ciśnięcie na dobre oceny. Grunt to żeby umiały sobie poradzić w życiu. To jest system w którym wszyscy cierpią, nauczyciele, dzieci i rodzice i nic się nie da zrobić. Dopóki ten system nie upadnie. Najgorsze są teraz depresje u dzieci, załamania nerwowe. Ostatnio widziałam jak wracała grupka dzieci z szkoły i zamiast ze sobą rozmawiać każdy miał telefon w ręku 😔
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Firekeeper pisze: 12 maja 2022, 15:33 Ruta, Bławatku
Ja odpuściłam. Tego jest za dużo do wyuczenia. Ważniejsze jest zdrowie psychiczne moje, dzieci i całej rodziny niż ciśnięcie na dobre oceny. Grunt to żeby umiały sobie poradzić w życiu. To jest system w którym wszyscy cierpią, nauczyciele, dzieci i rodzice i nic się nie da zrobić. Dopóki ten system nie upadnie. Najgorsze są teraz depresje u dzieci, załamania nerwowe. Ostatnio widziałam jak wracała grupka dzieci z szkoły i zamiast ze sobą rozmawiać każdy miał telefon w ręku 😔
U nas to nie takie proste. Syn chorował w ciągu roku tak dużo, że na podstawie nieobecności jest w drugim semestrze nieklasyfikowany. Nie ma też siłą rzeczy ocen. Nauczyciele ustalili, że aby zdać musi zaliczyć zaległe sprawdziany z czterech miesięcy. Wszystkie od grudnia do marca. Z każdego przedmiotu. Czyli zaliczamy kolejne zaległe klasówki i bieżący materiał. Jak to przy końcu roku, samych bieżących sprawdzianów i kartkówek jest bardzo dużo. Wszytko pod presją: nie zdasz.
Do tego doszło oddawanie zaległych prac z plastyki i takich tam. A doba ucznia ma 24 godziny. Młody przy takim tempie nie ma nawet czasu na wyjście na podwórko. Co normalnie jest teraz centrum jego życia, piłka, rower i koledzy.

Absolutnie wystarczy by młody zaliczył na dwa. Wtedy zdaje. Przy takim tempie i takim nagromadzeniu materiału dla ucznia z trudnościami edukacyjnymi to i tak dużo. Rzecz w tym, że gdy dostaje oceny 2 lub 3 z zaliczeń jest bardzo nieprzyjemnie traktowany przez nauczycieli. Dla niego to trudne podwójnie, bo zawsze się starał i mimo trudności miał całkiem dobre oceny, nadrabiał wszystko obowiązkowością i systematyczna pracą. Teraz także pracuje systematycznie. Ale nie jest to w żaden sposób docenione, wręcz przeciwnie, młody jest poddany w szkole ogromnej presji.
Żal mi go, gdy budzi mnie o szóstej rano, żeby się uczyć. To nie jest już efekt obowiązkowości, tylko ogromnego stresu.

Pocieszam go, bo jak zawsze ma już wystawioną szóstkę z religii i piątkę z wuefu :) Reszta ocen nie ma aż takiego znaczenia. A jeśli z jakiegoś przedmiotu nie otrzyma promocji, są jeszcze egzaminy. Choć oczywiście wolałabym tego uniknąć. Młody tym bardziej.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Pavel pisze: 12 maja 2022, 13:51 Między innymi z powodów które Ruto opisałaś jedyną sensowną opcją po powrocie do Polski w kwestii edukacji dzieci jest dla nas edukacja domowa.
Ja jak tylko czytam o naszym systemie edukacji to włos mi się jeży wszędzie tam gdzie je mam ;)
Wiesz, nie jest aż tak źle, ale dobrze też nie jest. Niestety wciąż są nauczyciele stosujący negatywną motywację, poniżające komentarze, albo motywujący uczniów przez ich stresowanie. Jest też sporo absurdów. Nadal wiodącą wartością jest podporządkowanie ucznia (posłuszeństwo). Budowa własnej wartości, wzmacnianie kompetencji, nauka kompetencji społecznych - pojęcia w szkole polskiej nieobecne.
Czasem pisze się o tym, jak bardzo przemocowi w relacjach jesteśmy, wskazując echa traum powojennych, obciążenia rodzinne. Szkołę jako instytucję zwykle się w tym rachunku pomija. Niesłusznie, polska szkoła jest instytucją na wskroś przemocową w relacji szkoła-uczeń. Także w relacjach uczeń-nauczyciel to, co jest "normą", bywa od normy dalekie.

Polacy w terapiach oprócz traum rodzinnych zdecydowanie potrzebowaliby przerabiać także traumy szkolne. To się czasem potem odtwarza w zakładach pracy, gdzie jest prezes-groźny dyro, kierownik-nerwowy nauczyciel geografii, który może dać ochrzan, są uczniowie lubiani i nie lubiani. Znaczy się pracownicy. I nie wolno za dużo chodzić do toalety, a po nieobecności z powodu choroby (konieczne usprawiedliwienie) trzeba się solidnie pokajać i odrobić zaległości :) Dwa razy w karierze zawodowej trafiłam do takiej szkoły. Znaczy się pracy. Nie pracuję w edukacji. To były komercyjne przedsiębiorstwa...

Co roku mam nowe obserwacje. Na dziś sądzę, że przy wyborze szkoły warto zapytać o kilka rzeczy:
- Ilość ruchu i to jak dzieci w danej szkole spędzają czas - szkoły rzadko zapewniają uczniom odpowiednią ilość ruchu, coraz mniej szkół wypuszcza dzieci na przerwach na boisko, nawet przy bardzo dobrej pogodzie,
- pozwolenie na telefony, są szkoły gdzie są zasady i takie gdzie ich nie ma wcale,
- posiłki, większość szkół ma obecnie jako wyżywienie catering dość kiepskiej jakości i do tego sklepiki szkolne ze słodyczami, miało ich nie być, były specjalne przepisy, w większości szkół wróciły już sklepiki z asortymentem mrożącym krew w żyłach,
- prace domowe, są szkoły, które "dbają o poziom", co przejawia się głównie w dużej ilości prac domowych. Nawet na kilka godzin dziennie. Także na weekendy.
- warto też obejrzeć toalety, brak papieru, ciepłej wody, brzydkie zapachy, i słaby stan sanitarny łazienek to często "norma",
- świetlica, do której klasy, w jakich godzinach i jakich warunkach, nie rozumiem do dziś, dlaczego mając do dyspozycji wielki budynek szkolny na ogół stłacza się dzieci w małych salach świetlicowych, gdzie trudno nawet oddychać... tradycja? Są szkoły, które zapewniają wbrew przepisom świetlice tylko dla uczniów klas 1-3,
- przemoc między uczniami, są szkoły, gdzie jest bardzo nasilona. To łatwo ustalić, wystarczy usiąść pod szkołą w porze zakończenia lekcji i poobserwować dzieci wychodzące ze szkoły. Trzy dni obserwacji dają zwykle wystarczający pogląd, gdzie lepiej nie posyłać swojego dziecka.

Nie znalazłam szkoły, która miałaby wszystkie te zagadnienia opracowane choćby na dostateczny. Trzeba było kompromisów. Nasza szkoła (podstawówka) generalnie nie jest zła, jeśli chodzi o ilość zadawanych prac. W normalnym trybie dzieciaki nie mają więcej niż 30 minut prac domowych dziennie. Bywa, że mniej. Na weekendy jest zakaz zadawania czegokolwiek. Nie ma dużej presji na oceny. Na ogół nauczyciele odnoszą się do uczniów z szacunkiem. Atmosfera jest ogólnie okej. Szkoła stanowczo reaguje na przejawy przemocy między uczniami i fizycznej i psychicznej, ale nie zakazuje dzieciom interakcji fizycznych. Chłopcy mogą się czasem poprzepychać. Kwestie telefonów regulują rodzice z wychowawcą. W naszej klasie dzieci nie korzystają z telefonów podczas obecności w szkole.

Poza tym jest średniej jakości catering. Dzieci cały rok kiszą się na korytarzach. Organizacja świetlicy jest taka sobie, ale dotyczy to tylko młodszych dzieci. Starsze świetlicy nie mają. Jest sklepik chemiczny, znaczy się z żywnością. Mój nieustający hit to różowy napój w formie sprayu. Róż jest fosforyzujący. Skład jest podany drobnym maczkiem, a przeczytanie całej listy oszacowałam na kwadrans. Toalety nie są mega świeże, ale ujdą, papier jest, ciepłej wody nie ma. Sanepid miałby uwagi, ja przymykam oko. Przerwa obiadowa trwa 20 minut, trochę mało czasu na pełny obiad, ale zup dzieci i tak nie jedzą, bo są mega przesolone. Nawet ja nie dałam rady zjeść całej porcji. A solę.

Wybrałam tą szkołę z uwagi na trudności edukacyjne syna. Nasza rejonówka z przydziału to szkoła z dużą ilością prac domowych i dużą presją na wyniki. Młody nie czułby się tam dobrze. W naszej szkole może być średniakiem i nikomu to nie wadzi.

Jest też jednak duży formalizm. W takich sytuacjach jak nasza w tym roku, gdzie młody przechorował cztery miesiące, uczeń schodzi jakby na drugi plan, liczy się, by wszystko "pozaliczał". No i mamy popołudnia z książkami... Tu wyszły też te wszystkie szkolne mankamenty, negatywna motywacja, presja. Ledwo zipiemy.

Ale Pavle, decyzja o wyborze szkoły do nauczania domowego też wymaga wcześniejszego rozpoznania. Nie ma lekko :)

W zeszłym roku korzystaliśmy z edukacji domowej z uwagi na zdrowie młodego i był to dla nas dobry rok. Natomiast na koniec roku w nauczaniu domowym są egzaminy. I tu wiele zależy od szkoły. W naszej szkole, gdzie panuje formalizm młody miał zorganizowaną małą maturę. Egzamin całoroczny z każdego przedmiotu ustny i pisemny, z pełną komisją. Egzaminy dzień po dniu przez trzy kolejne dni. Dwa dni przerwy i nowy maraton egzaminacyjny. Dla ucznia z trudnościami edukacyjnymi oznaczało to kompletny brak czasu na gruntowną powtórkę przed kolejnymi przedmiotami i konieczność powtarzania wszystkiego na raz. Zresztą dla ucznia bez trudności oznaczałoby to samo. Nie ze wszystkich przedmiotów dostaliśmy pełne zakresy egzaminacyjne, tylko takie bardzo ogóle - spis tematów z podręcznika. Teraz już wiem, że dobrze wymagać od szkoły, by taki spis dała najpóźniej na kilka miesięcy przed zaliczeniem i by był precyzyjny. Daliśmy radę, ale łatwo nie było. Uczyliśmy się sami, ale jest już kilka platform edukacyjnych, wspierających nauczanie domowe.

Natomiast plus jest taki, że o edukacji domowej decydują rodzice, jedno proste podanie do szkoły i to cała formalność. Kiedyś było to bardziej złożone i nie zawsze rodzice dostawali zgodę. Teraz liczy się decyzja rodziców.

Są szkoły, które robią dzieciom z nauczania domowego egzamin półroczny, dzieciom jest łatwiej zaliczać mniejsze partie materiału, niż z całego roku. Gdy szkoła daje zakresy egzaminacyjne na początku roku wiadomo wtedy, jakie wymogi ma nauczyciel danego przedmiotu, na co zwracać uwagę przy nauce. Do edukacji domowej dobrze jest wybrać szkołę, która robi egzamin dostosowany do możliwości ucznia na danym etapie rozwoju - i rozkłada egzaminy na rozsądny czas i daje odpowiednie przerwy pomiędzy.

Był moment, że żałowałam, że i w tym roku nie zdecydowaliśmy się na edukację domową, w szkole młody łapał wszystkie infekcje jak leci. W zeszłym roku szkolnym w sezonie jesień-zima nie był nawet przeziębiony. Ale generalnie jednak jest też potrzeba bycia w grupie. Taki wiek, gdzie do szkoły zaczyna się chodzić dla kolegów, a nauczyciele, nawet ci wredni tracą na znaczeniu... Jak słucham młodego i jego kolegów, w ich odbiorze nauczyciele to dziwne okazy, którym dobrze nie wchodzić w drogę, za to czasem śmiesznie "się rejdżują".

***
Dziś właśnie osiągnęliśmy wymarzony pułap klasyfikacji. Z większości przedmiotów ocena proponowana to 2. Mimo, że część materiału zaliczył na wyższe oceny. Kara za nieobecność. Co tam... piękne stadko łabędzi :) Przed nami jeszcze tylko 6 zległych sprawdzianów i jedno wypracowanie. Wszystkie inne prace zaległe oddane. Dostałam nawet piątkę za portret akwarelą. Naśladowałam malarzy prymitywistów, by syn nie wypadł na malarskiego geniusza. Zwykle nie robię prac za syna, ale w tych warunkach uznałam to za niezbędne wsparcie. Góra zaległości znacząco zmalała. Z jednego ze sprawdzianów bieżących młody dostał nawet szóstkę, co bardzo mu wzmocniło poczucie wartości własnej :)
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Pavel »

Nie jest to forum o edukacji, więc odpuszczę sobie dokładne analizy. Zwłaszcza dlatego, że moje wnioski są dość mocne.
Mnie nasz system edukacji przeraża tym bardziej, im bardziej wspinam się na drabinie wiedzy i świadomości.
Produkcja części zamiennych w systemie - to taki ogólny obraz i wniosek z mojej strony.

Pamiętam swój proces edukacyjny, byłem uczniem dobro-bardzo dobrym, w swoich ulubionych obszarach (wf, plastyka, historia, geografia, religia) nawet celującym, chociaż krnąbrnym (gdy widziałem niesprawiedliwość, nie tylko w stosunku do siebie), gadatliwym (z racji mego głosu także głośnym :lol:) i zdecydowanie nie ślepo posłusznym. W związku z tym musztrowanym, momentami nawet tępionym, ale nie udało im się mnie podporządkować :D
Co najwyżej zniechęcić do siebie i edukacji. Zwłaszcza w połączeniu z problemami w domu rodzinnym i okresem dojrzewania.

Z tego co piszesz niewiele się od moich czasów zmieniło. Chociaż w sumie w latach 90 mieliśmy ciepłą wodę i nie było problemu z papierem toaletowym, przynajmniej w mojej szkole.
Ja byłem dość twardy, ale swoim dzieciom wolę dać inne warunki rozwoju.
Dla niektórych osób z mojej klasy - czyli te same warunki, tylko inna wrażliwość, odporność psychiczna - okres szkolny był traumatyczny.
Moje dzieci uczą się w szkole katolickiej na wyspach. Katolickiej nie tylko z nazwy (co niestety nie jest regułą już). Idealnie nie jest, część z wymienionych przez ciebie niefajnych elementów funkcjonuje i tu.
Natomiast rzadziej zdarzają się tacy nauczyciele którzy nigdy nie powinni pracować z dziećmi (czyli niemal wszyscy których miałem „przyjemność” spotkać na swej drodze). A może to moje dzieci mają szczęście i trafiły jak na razie na mega serdecznych, a jednocześnie stanowczych.
Poza jednym wyjątkiem ;)

W liceum miałem zaliczenia klasyfikacyjne z niemal wszystkiego (nieobecności, ale powód inny - zmasowane wagary) i choć zaliczałem wszystko na 4 lub 5 wstawiali mi mierny. Sprawiedliwość widzę się nie zmieniła, zwłaszcza karanie twego syna za to, że chorował określiłbym słowem nie nadającym się do publikacji, w normalnym systemie powinno się to skończyć przynajmniej procesem dyscyplinarnym.

Gdy o tym myślę i piszę, odczuwam gniew i niezgodę, może więc już skończę co by pioruny się nie pojawiły ;)

Co do ED, żona już zrobiła porządne rozpoznanie.
Znamy też ludzi, zarówno w UK jak i Polsce którzy wybrali taki sposób edukacji swych pociech. Żadna nie żałuje.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Odnowiłam przez weekend wiedzę z ułamków dziesiętnych. W planach na bieżący tydzień mamy dwa działy z angielskiego, dział biologii i całe średniowiecze, do tego jakieś zaległe lektury z czasu nieobecności i wypracowanie. Plus materiał bieżący. Jeszcze tydzień nauki w takim tempie i możliwe, że w okolicach piątku zacznę jak synek znajomych gryźć ludzi z frustracji. Syn znosi ten kierat lepiej ode mnie. Staramy się być dla siebie dobrzy i wyrozumiali. Tworzymy sobie małe rytuały, żeby jakoś przeżyć. Testujemy codziennie nowe smaki lodów w pobliskiej lodziarni. Jest z tym dużo zabawy, bo to lody rzemieślnicze, niektóre smaki wychodzą im niesamowite, ale niektóre są... nie do końca udane. A "trzeba" zjeść całą kulkę, jaką się zamówiło. Dziś były między innymi lody chał(w)owe. Smakowały lekko stężałym mrożonym olejem sezamowym, nie chałwą. Za to palone masło okazało się rewelacją.

Zauważyłam też, że w stanie gdy nie mam wystarczająco odpoczynku i kumuluje mi się stres, wszystkim bardziej się przejmuję. I mam skłonność do tworzenia bardziej niż zwykle katastroficznych scenariuszy. Więc jeśli nie będę gryźć, to pewnie zacznę pisać thrillery. Za to mąż (wbrew moim wszelkim obawom, jakie mnie w międzyczasie opadały) dochodzi już do siebie. Co cieszy.

Widzę też, że koniecznie potrzebuję znaleźć konstruktywny sposób rozładowywania stresu i napięcia w sposób inny niż łażenie. Chodzenie bardzo mi rozładowuje napięcie. Ale gdy nie mogę wyjść na spacer, to nie bardzo potrafię rozładować stres inaczej...

Dobrego tygodnia :)
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Bławatek »

Ruto witaj w klubie "kierat szkolny" 😉. U nas też maraton sprawdzianów zapowiedzianych i tych do poprawy. I to najlepiej w tym tygodniu, bo przecież w przyszłym ze względu na egzaminy ośmioklasistow przez 3 dni nauki nie ma. Ja już odpuściłam, bo i tak nie znam sposobu by syna do większej mobilizacji i nauki zagonić. I też odliczam czas do wakacji - dwa miesiące bez popołudniowej nauki i weekendy wolne - sama przyjemność 🙂
ODPOWIEDZ