Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Obudziłam się w dobrym nastroju dzisiaj. Odnawiam zawierzenie się Maryi. Budzę się wczesnym rankiem, by spokojnie się pomodlić, ułożyć różne rzeczy w sobie. I dziś spłynął na mnie spokój. Jestem w dobrych rękach. Fajnie tak w środku cyklonu usiąść i poczuć, że właśnie wszystko jest dobrze i nic się nie dzieje z tego co się dzieje poza Bożą wolą.

Przypomniało mi się takie piękne haiku, które przeczytałam jako nastolatka i które bardzo mnie poruszyło:

"Zaufaj. Czy płatki kwiatów jabłoni nie spadają na ziemię jak należy?"

Błogosławionej niedzieli drogie Sycharki, forumowicze i kryzysowicze. To ładna myśl, że wszystkie te nasze trudne sytuacje są zaopiekowane. Już teraz. I że już teraz, właśnie gdy wokół wszystko lata, połowa dachów jest już w powietrzu i walą pioruny, wszystko jest dobrze...
A ja z okazji niedzieli pośpię sobie jeszcze :)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Kolejny dzień do góry. Wygrzebani z infekcji, weekend spędziliśmy na odzyskiwaniu formy i rytmu. Oraz wyciszaniu się.
Czuję lekki niepokój, ponieważ dziś jest dzień kontaktu, mąż wszystkie ostatnie odwołał.

Mimo mojej prośby nie poinformował mnie, czy zamierza widywać się z synem w tym tygodniu. Więc nie wiem co się zdarzy, a to budzi moją niepewność. Co jest nielogiczne, bo nigdy przecież nie wiem co się zdarzy.

I tak z uwagi na wysoce prawdopodobny stan męża potrzebuję być obecna przy kontakcie. Więc wielkich planów sobie robić nie mogę. Mogę za to reagować na to co się będzie działo. Wyszłam z wprawy w czasie, gdy mąż funkcjonował poprawnie. Ale pracuję nad powrotem do wewnętrznego spokoju.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Może ktoś będzie mieć jakiś rozsądny pomysł?

Potrzebowałam przerobić w sobie ostatnią wizytę męża zanim napiszę. Mam bardzo mieszane uczucia.
Mąż przyszedł trzeźwy w takim sensie, że nie był pod wyraźnym wpływem jakiejkolwiek substancji. Natomiast był taki, jak zwykle jest w okresie używania, ale jeszcze przed popadnięciem w stały stan odurzenia. Coś jak mijający kac w przypadku alkoholu z pierwszymi oznakami ochoty do napicia się...

Syn przed spotkaniem powiedział, że chce się widzieć z tatą, jeśli nie będzie "totalnie do niczego", bo po takim czasie nie widzenia tęskni, tylko, żebym nie wychodziła z domu ani nie szła do siebie do pokoju, tylko była w kuchni i przychodziła jak będę słyszeć, że jest potrzebna moja pomoc. No i tak zrobiliśmy.

Dla mnie to trudne, bo wolałabym widywać męża tylko w okresach abstynencji. Ale ważne są potrzeby syna. Wszystkie trenowane ostatnie lata umiejętności stawiania granic miałam okazję przepraktykować w ciągu dwóch godzin. Natomiast oddaję mężowi sprawiedliwość, współpracował i mimo trudnego stanu, kontrolował emocje i hamował się na moje sygnały. Nie bardzo był zdolny do rozmowy, czy wspólnej aktywności z synem, więc szybko zaproponowałam inne zajęcia. I mąż chętnie je podjął. Zyska na tym pokój syna.
Nie było to łatwe spotkanie, zapewne dla nikogo z nas. Ale też syn powiedział już po spotkaniu, że woli takie, niż zupełnie nic. I nawet jak tata jest w domu i coś robi innego, albo nawet jest nerwowy, ale jest. I że to mu pomaga. Obecność taty.
Po spotkaniu syn był w miarę spokojny. Mówił o paru trudnych momentach, ale nie widzę by to spotkanie jakoś go obciążyło. Wręcz przeciwnie, było w nim dużo napięcia, gdy tęsknił.

Zastanawiam się tylko jak ja się czuję jako "moderator spotkania". Prawdę powiedziawszy mam ochotę przywalić mężowi, że syn staje przed takimi dylematami. Ale to nic nie da...
Nie mam ochoty być moderatorką. Ale też rozumiem potrzebę syna, by miec tego taty choć trochę. I potrzebę bym była obecna i zaangażowana, gdy tata nie daje poczucia bezpieczeństwa i jest zdezorganizowany.

Mój mąż nie ma póki co ochoty na terapię. Nałóg jest chorobą przewlekłą. Takie stany będą się powtarzać. Syn będzie starszy. Z czasem będzie sam potrafił stawiać coraz lepsze granice i sam będzie w stanie regulować sobie spotkania z tatą. Ale najbliższych parę lat jeszcze nie. Rozumiem potrzebę syna by tata był.
Kierując się sobą i tym czego chcę ja, dążyłabym do tego, by spotkania były tylko wtedy, gdy mąż jest w okresie abstynencji. Potrzeby syna idą w drugim kierunku. Dzięki terapii i mojej obecności mniej boi się taty, także gdy jest w trudniejszym stanie.

Martwię się też, że przyzwalając na spotkania w okresie nie abstynencji, w jakimś sensie uczę męża że to jest w porządku. A nie jest. Z drugiej strony wiem, że dla męża dojście do stanu względnej trzeźwości wymaga dużego wysiłku. Jakby to nie brzmiało, wiem, że mu bardzo zależy na synu. I wciąż walczy.

Jest mi też przykro, bo wiem, że zależy mężowi na tyle, że gdyby sąd uzależnił kontakty od terapii, mąż by na terapię poszedł. Z pożytkiem dla nas wszystkich. Nie twierdzę, że na pewno terapia skończyłaby się powodzeniem. Ale byłaby szansą. Zapewne więc ponowię taki wniosek w sądzie.

Co nie rozwiązuje dylematu bieżących spotkań. A ściera tu się tyle przeciwstawnych racji, że czuję się pogubiona. Będę wdzięczna za uwagi, opinie, wasze doświadczenia, refleksje...
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: vertigo »

Ruta pisze: 17 lis 2021, 13:51 Może ktoś będzie mieć jakiś rozsądny pomysł?
Rozsądny pomysł jest taki, jak działaś Micealo
Ruta pisze: 17 lis 2021, 13:51 a jakbyś tak pogadał z Jezusem o całej tej sytuacji? Tak po prostu, idziesz na Adorację, opowiadasz co czujesz, co cię martwi, mówisz o swoich pomysłach na to wszystko, i potem pytasz - Jezu, mój kochany, co Ty na to? Co radzisz? Odpowiedź przyjdzie.
Ludzka mądrość czasem jest bezradna..
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

vertigo pisze: 18 lis 2021, 9:34
Ruta pisze: 17 lis 2021, 13:51 Może ktoś będzie mieć jakiś rozsądny pomysł?
Rozsądny pomysł jest taki, jak działaś Micealo
Ruta pisze: 17 lis 2021, 13:51 a jakbyś tak pogadał z Jezusem o całej tej sytuacji? Tak po prostu, idziesz na Adorację, opowiadasz co czujesz, co cię martwi, mówisz o swoich pomysłach na to wszystko, i potem pytasz - Jezu, mój kochany, co Ty na to? Co radzisz? Odpowiedź przyjdzie.
Ludzka mądrość czasem jest bezradna..
Ano bywa bezradna...
Więc chodzę i pytam. Rzecz w tym, by dać radę na tyle odejść od siebie i swoich oczekiwań, by móc usłyszeć odpowiedź. Odejść od pomysłu, że ja tu sama coś mogę
wymyślić. Jakbym mogła, to już bym wymyśliła przecież... Mimo to wcale tak łatwo od ego odejść nie jest. Mniej więcej już wiem co robić po poprzednich podobnych doświadczeniach i to robię.

Tak mi dotąd wychodziło, że ludzkie wskazówki i doświadczenia są pomocne w tym procesie. Więc pytam i o ludzkie wskazówki. Jedno drugiego nie wyklucza. Czasem odpowiedź przychodzi przez człowieka. Dokładnie na to pytanie, które się zadało.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: vertigo »

Ruta pisze: 18 lis 2021, 10:37 Tak mi dotąd wychodziło, że ludzkie wskazówki i doświadczenia są pomocne w tym procesie. Więc pytam i o ludzkie wskazówki. Jedno drugiego nie wyklucza. Czasem odpowiedź przychodzi przez człowieka. Dokładnie na to pytanie, które się zadało.
A może już dostałaś właściwą odpowiedź, tylko jej nie dopuszczasz do siebie?
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nino »

Ruta, rozumiem Twój dyskomfort bycia w roli moderatorki kontaktu ojca z dzieckiem.
Wielokrotnie czułam się podobnie i wkurzało mnie to. Jednak owoce były zazwyczaj dobre.
Jeśli zeszło napięcie z Waszego syna i udało się w miarę dobrze spędzić czas, pomimo takiej rozdrażnionej trzeźwości męża, to może potraktuj owo " moderowanie " jako dar od siebie dla Waszej trójki ;)

Poskarżyłam się pewnej Sycharce, że wiele razy byłam zła i rozżalona, ponieważ wszelka inicjatywa ku organizacji wakacji rodzinnych, świąt czy rocznic należała do mnie. Mnie marzyło się, aby mąż - jak inni faceci ;) - zrobił coś dla nas sam od siebie. To miała być taka właśnie jego inicjatywa w kierunku wymienionych aktywności.
Mąż tego nie robił. Wyszedł z domu, gdzie nie obchodzono rocznic, nie było wakacji z rodzicami, ani nawet upominków na gwiazkę.
Po prostu jego tzw. pierwotna rodzina funkcjonowała bez tego.
U mnie to było !
Więc inicjowałam i....wkurzałam się, że nie on, a potem..
było fajnie. I często mój mąż zadaniowiec ratował sytuację, gdy ja polegałam na nieznajomości map, kiepskiej orientacji w terenie, wymiękaniu przy długim prowadzeniu auta i "braku sił" na rozbicie namiotu oraz zorganizowanie ogniska. Lub gdy rozłożyła mnie nieoczekiwanie trwająca trzy dni migrena..
Sycharka zasugerowała: tę inicjatywność potraktuj może jako swój dar dla rodziny, skoro potem jest fajnie..
Proste jak konstrukcja cepa.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Nino pisze: 19 lis 2021, 10:54 Ruta, rozumiem Twój dyskomfort bycia w roli moderatorki kontaktu ojca z dzieckiem.
Wielokrotnie czułam się podobnie i wkurzało mnie to. Jednak owoce były zazwyczaj dobre.
Jeśli zeszło napięcie z Waszego syna i udało się w miarę dobrze spędzić czas, pomimo takiej rozdrażnionej trzeźwości męża, to może potraktuj owo " moderowanie " jako dar od siebie dla Waszej trójki ;)

Poskarżyłam się pewnej Sycharce, że wiele razy byłam zła i rozżalona, ponieważ wszelka inicjatywa ku organizacji wakacji rodzinnych, świąt czy rocznic należała do mnie. Mnie marzyło się, aby mąż - jak inni faceci ;) - zrobił coś dla nas sam od siebie. To miała być taka właśnie jego inicjatywa w kierunku wymienionych aktywności.
Mąż tego nie robił. Wyszedł z domu, gdzie nie obchodzono rocznic, nie było wakacji z rodzicami, ani nawet upominków na gwiazkę.
Po prostu jego tzw. pierwotna rodzina funkcjonowała bez tego.
U mnie to było !
Więc inicjowałam i....wkurzałam się, że nie on, a potem..
było fajnie. I często mój mąż zadaniowiec ratował sytuację, gdy ja polegałam na nieznajomości map, kiepskiej orientacji w terenie, wymiękaniu przy długim prowadzeniu auta i "braku sił" na rozbicie namiotu oraz zorganizowanie ogniska. Lub gdy rozłożyła mnie nieoczekiwanie trwająca trzy dni migrena..
Sycharka zasugerowała: tę inicjatywność potraktuj może jako swój dar dla rodziny, skoro potem jest fajnie..
Proste jak konstrukcja cepa.
Nino, bardzo ci dziękuję. Bardzo proste i mądre rozwiązanie. I jest w zgodzie ze mną.

Uświadomiłam też sobie jeszcze jedno. Napięcie zeszło z mojego syna, czuje się teraz bezpiecznie nawet w tej "rozdrażnionej trzeźwości" taty, bo nauczył mi się ufać. Jasno też mówi o swoich potrzebach w tej sytuacji: chcę, żebyś była obecna, gdy tata jest w takim stanie. Ale chcę by tata był. I wtedy czuję się lepiej, niż gdybym miał się z tatą nie widzieć.

Postępy zrobił także mąż. Widzę, że się stara. W najtrudniejszym swoim czasie odwołuje kontakty. Gdy jest w "rozdrażnionej trzeźwości" przychodzi, ale dużo wysiłku wkłada w panowanie nad sobą, w to by wycofać się w razie czego w jakieś zajęcie. Ale nie całkiem wycofać, a blisko, na przykład w zrobienie czegoś w pokoju syna, czy kolacji. Ja wiem, że wtedy długa interakcja z kimkolwiek jest dla męża frustrująca. Ale on też już to wie. I znalazł swój własny sposób na to. Skuteczny. I także mąż nie protestuje przeciwko mojej moderacji w tym czasie.

Ja czuję napięcie. Mam w sobie mnóstwo niepewności, że zawiodę, że nie zareaguję odpowiednio, i dużo lęku, co mąż zrobi. Jest tego znacznie mniej, niż kiedyś, bo pracując nad sobą wiele już razy nie zawiodłam, zareagowałam prawidłowo. I wiele już razy mimo lęku potrafiłam się zmierzyć nawet z trudnymi zachowaniami i reakcjami męża. Spokojnie, z szacunkiem, stanowczo.
Mój dyskomfort płynie z tego obszaru niepewności i braku zaufania do siebie, który został. Mam nad czym pracować. Wygląda na to, że moi chłopcy mnie trochę wyprzedzili :)

Dużo też zmartwienia mam nad tym, jak to wpłynie na syna. Bo w jakimś sensie on sobie ustawia rodziców, stara się przystosować do trudnej sytuacji. Myślę, że ważne jest bym to ja słuchała jego i ja podejmowała decyzje, by nie stało się tak, że młody ma poczucie, że to na nim jest ciężar kontroli nad tą sytuacją, nad mężem i nade mną.

Potrzebuję też zrezygnować z przykładania nas do idealnej miary. Pewnie, że nie tak to powinno wyglądać. Ale uzależnienie jest chorobą przewlekłą. To jest coś co jest częścią naszej codzienności, niezależnie ode mnie. Wiem, że zero kontaktu z tatą nie będzie dobre dla syna. Więc jedyne co mogę robić to uczyć się jak te kontakty organizować bezpiecznie dla syna, w każdej sferze, także emocjonalnej. I tu mój mąż wykazuje wolę współpracy. Więc jest to szansą nie zagrożeniem.

Z drugiej strony chyba potrzebuję przestać fundować sobie aż takie napięcie, że muszę nad wszystkim panować i robić to perfekcyjnie. Załóżmy, że mąż wybuchnie. Ja nie zareaguję prawidłowo od razu. No to wezmę oddech i zareaguję chwilę potem. Z synem porozmawiam. Może i ja mogłabym dla odmiany się tym po prostu nacieszyć. Prawdę mówiąc miło było zjeść z chłopakami kolację. I jedyną wewnętrznie spiętą osobą byłam ja. Chłopaki po prostu jedli kolację i rozważali cykl produkcji syropu klonowego.

Nino, dziękuję :)
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nino »

W " normalnej rodzinie " jest mnóstwo nieoczekiwanych sytuacji emocjonalnych, w tym wybuchy złości, krew pot i łzy ;) Nie ma co projektować scenariuszy na zapas, a osadzać się mocno w tej chwili, która jest i z każdym dniem ( z pokorną zgodą na upadki, a nawet regres ;) coraz dojrzalej i bardziej świadomie reagować na to, co ona przynosi.
Ja...kocham emocje ! Przeżywam je intensywnie. Ale jeszcze fajniejsze jest to poczucie mocy, gdy udaje mi się sprawić, że to nie one nade mną, a ja nad nimi zapanowałam.
Tzw. przyjemnym emocjom ( bo ponoć nie powinno rozróżniać się ich na dobre i złe ) oddaję się z hedonistycznym zapałem.

Dobrego weekendu !
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Ninko, dziękuję ci za twoją radość :)

Mąż i dzisiaj zajrzał na trochę. Jest w fatalnej kondycji, blady, wychudzony, a sądząc po objawach jest na narastającym głodzie, ale nadal trzeźwy. W zasadzie miał siłę leżeć. Zostawiliśmy go w domu, poszliśmy na Mszę. Przed naszym wyjściem mąż ponucił nam różne pieśni kościelne, jeszcze z jego czasów ministranckich. Jak wróciliśmy, mąż trochę jeszcze poleżał. Potem chwilę pożartował, szukał kontaktu, zawołał mnie, by mi pokazać jakieś rzeczy na telefonie, przypomnieliśmy sobie trochę miłych rzeczy, chwilę się pośmialiśmy... zaraz potem znów miał spadek, a potem zamówił kebaby, bo tak się umówił z synem, nawet mi zamówił, co było miłe.. i zanim przyjechały zdecydował, że już idzie. Nie dziwię się, bo widziałam, że z chwili na chwilę było z nim coraz gorzej.

Jestem pod wrażeniem, bo mój mąż uczy się stawiać sobie granice i zaczyna mu to coraz lepiej wychodzić. W widoczny sposób. Zaczyna też w coraz większym stopniu respektować granice moje i syna.

Nie sądzę, żeby były to przejawy jakiejś wielkiej odwilży. Raczej zbliża się sprawa i możliwe, że tym razem mąż ma rozsądniejszego adwokata, który rozsądniej mu radzi. Wtedy zapewne rachunek za kebaba zobaczę w sądzie. Nie wiem... Nie zmienia to tego, że niezależnie od powodu mój mąż pracuje nad tym, by zacząć nad sobą panować. Widzi taką potrzebę. I są efekty.

Nie rozpaczam już jak kiedyś widząc męża w złym stanie. Wiem, że takie trudne momenty są dla niego szansą. Boli mnie gdy widzę jak cierpi najbliższy mi człowiek, ale jakoś tak konstruktywnie boli, nie rozbija mnie to już na kawałki, nie czuję potrzeby biec na ratunek. Ja ten swój ból ofiarowuję za męża.
Trudne są też dla mnie te chwile, gdy w moim mężu, pod wszystkimi maskami uzależnionego, pod całą tą grą, robieniem co tam doradził adwokat, matka, kochanka, sąsiadka, i nie wiem kto jeszcze, pojawia się na chwilę mój mąż, zraniony, szukający uwagi, ciepła. Boli, ale cieszę się tym, że mimo wszystkich trudnych rzeczy ja mam w sobie chęć i zdolność, by je mężowi szczerze i bezinteresownie dać. To są chwile, krótkie, ulotne. Ale są. Nasze. Wyjątkowe.

Dziś w naszej parafii ofiarowaliśmy się z okazji Święta Chrystusa Króla Najświętszemu Sercu Jezusa. Od jakiegoś czasu modliłam się do tego Pięknego Serca modlitwami Świętych. Jakoś tak do mnie przychodziły te modlitwy i dobrze mi z nimi było. I tak spokojnie się czuję teraz, dobrze. Nie umiem kochać moich bliskich tak jak bym chciała, by ich nie ranić, by czuli tą miłość, by dla niej wzrastali, by czuli się w niej wolni. Ale Jezus umie tak kochać i oddając Mu moje serce, ja mogę uczyć się kochać Jego Miłością.

Mimo trudnej sytuacji mam w sobie pokój :)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Młody poczuł się zmęczony po ostatnim kontakcie z tatą. Zdecydowałam, że odwołamy kontakt i tak zrobiliśmy. Możliwe, że następny też odwołamy. Zależy jak się będziemy czuć.

Bardzo mnie cieszy, że powoli uczę się takiej higieny psychicznej, dbania o siebie w praktyce. I widzę, że syn także się tego uczy, dbania o to by czuć się dobrze, dbać o swoje emocje, mówić o nich. I zaczyna to przychodzić naturalnie, bez wielkich walk wewnętrznych, czy poczucia winy. Tak więc praca w terapii przynosi owoce. Sporo też przepracowujemy w modlitwie rodzinnej.

Dostałam piękne świadectwo małżonków. Taki bardzo osobisty prezent dla mnie od Boga na moje wewnętrzne wątpliwości. Bóg naprawdę uzdrawia małżeństwa.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Syn napisał tacie jak się czuje, pokazał mi, napisał swoimi słowami ale zrozumiale, że denerwuje się przed spotkaniami znowu i że jest mu źle, gdy tata przychodzi zmęczony i nerwowy i żeby przyszedł jak odpocznie. Mąż napisał, że przyjdzie, ale odwołał swoje przyjście w ostatniej chwili. Syn ma od dziś kwarantannę, więc pewnie mąż w tym czasie nie będzie przychodził. Ja od siebie napisałam mu, że w czasie gdy się nie kontaktuje, może jednak się odzywać. Widzę, że syn czuje się bardzo zraniony, gdy mąż się nie odzywa i nie przychodzi, nie napisze nawet smsa. Sam z siebie syn nie chce pisać pierwszy, ma potrzebę czuć, że inicjatywa należy do taty. Dziś słyszałam, że mąż do młodego zadzwonił.

Mały do czasu napisania do taty był coraz bardziej napięty, także wobec mnie. Trudny czas. W końcu wybuchł, rozpłakał się, powiedział o co chodzi, że jednak te spotkania są dla niego trudne, że tata mu mnóstwo rzeczy obiecał i teraz nic z tego się nie dzieje - i na tych emocjach zdecydował, że napisze do taty, by mu wyjaśnić jak się czuje. I jest lepiej, choć widzę, że młody zamyka się, trudno mi z nim nawiązać kontakt. Jestem obok. Spędzimy teraz sporo czasu razem, z powodu kwarantanny. Dobrze, ale też trudno, bo zwykle odreagowujemy trudne sytuacje przez ruch, spotkania z innymi. Trzeba będzie wymyślić coś innego.

Trudno być obok tak smutnego tęskniącego za tatą dziecka, gdy jestem bezsilna wobec postępowania męża. Widzę, że gdy mąż przychodzi na spotkania w nie najlepszej kondycji to tęsknota syna się tylko nasila - ma w pamięci dobre chwile spędzone z tatą. Myślę, że nie do końca rozumie te zmiany w tacie, mimo, że ma wiedzę dostosowaną do wieku o tym, na czym polega choroba taty, uzależnienie i jak się objawia, i że nic co tata robi i mówi nie ma związku z nim. Widzę, że i tak cierpi z powodu odrzucenia. I to rozumiem.

Wspieram syna najlepiej jak umiem, pomagam mu zgodnie z tym, czego się nauczyłam w wyrażaniu siebie, emocji. Wiem, że nie ma sensu rozweselanie go teraz na siłę, ale też potrzebuję czuwać, by nie przeszło to w depresję, by emocje się nie kumulowały w nim. Po trzech latach walki o to, by relacja syna z mężem była podtrzymana zaczynam się wahać, czy ma to sens. Syn jest na stałej huśtawce emocjonalnej. Wiem, że brak kontaktów także byłby krzywdzący.

Powstaje właśnie opinia OZSS, ja podczas rozmów wprost mówiłam, że nie mam pojęcia jak to uregulować i mówiłam o wszystkich trudnościach jakie są, co syn przeżywa. Naprawdę nie wiem. Im dłużej to trwa, tym więcej we mnie wątpliwości. Chyba jeszcze jeden obszar, który muszę oddać Bogu. Bo wciąż próbuję to ogarnąć własnymi siłami i własnym rozumem i nadal nie jest dobrze, mimo, że bardzo się staram.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Tyle mi złości na męża narosło, że poszłam się wyspowiadać i poradzić, nie chciałam się zapętlić, od nowa wkręcić ...i miałam bardzo budującą rozmowę ze spowiednikiem. Myślę, że to co usłyszałam, może być pomocne.

Mąż nie powinien panować w życiu żony, ani żona w życiu męża. Jeśli emocjonalnie zapętlamy się na małżonku, także przez złość, to oddajemy się wtedy pod jego panowanie. Trudno nam wtedy także o bliskość w innych relacjach.
Receptą na takie zapętlone uczucia jest postawienie w centrum relacji z Jezusem, miłowanie Go. Wtedy ta miłość jest najsilniejsza i to miłość panuje w naszym życiu. Jak zaczyna dominować złość, to trzeba na powrót się do Jezusa uciekać. Warto też pamiętać, że Jezus kocha nas wszystkich równie mocno, męża też.

Jak szłam do Kościoła to o tym właśnie z Jezusem rozmawiałam, czemu On tego mojego męża kocha tak jak mnie, i może jednak mnie trochę bardziej, bo przecież nie byłoby to sprawiedliwe, by nas tak samo kochać...

Niby to wszystko wiedziałam, ale tej złości, żalu i zawodu narosło we mnie tyle, że jakoś nie potrafiłam tego ustawić... Bardzo mi ta rozmowa pomogła. Wszystko wróciło na swoje miejsce, złość minęła.
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Niepoprawny83 »

Twój spowiednik trafił zdaje się w punkt. Także myślę, ze jego słowa będą pomocne dla wielu z nas.
Zaufaliśmy miłości.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nino »

Ruta, wiem, że boli patrzeć, gdy ojciec nie realizuje swego powołania, jak powinien.
Dziecko cierpi.
Może...przyjmij to do wiadomości. Że jest jak jest. Pozwól synowi konfrontować się i z tymi trudnymi emocjami, które ma w relacji z ojcem.
Bądź obok, bądź wsparciem, czuwaj nad bezpieczeństwem dziecka, ale zostaw też chłopakom ich przestrzeń. I ich przeżywanie.
Mam przed oczami scenę sprzed 9 laty, jak mąż pojawił się w domu po pierwszym, dłuższym rozstaniu. Dzieci bardzo się ucieszyły, a ja byłam wściekła, że tak spadł na cztery łapy. Nawet nie musiał się nic postarać, aby odzyskać ich zaufanie.
Że tak mu gładko poszło. To niesprawiedliwe!
Syn powiedział wtedy ( a oczy mu błyszczały z radości ): Mamuś, tata się nie zmieni. Wiemy, jaki jest. Juz niech tak po prostu będzie..

Ja wierzę, że mój syn w swoim ojcostwie przerwie łańcuch tego bólu fundowanego chłopcom w pokoleniu mężczyzn w naszej rodzinie.
ODPOWIEDZ