Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Załamana » 24 kwie 2021, 15:00

elena pisze:
24 kwie 2021, 11:20
Caliope pisze:
24 kwie 2021, 10:29
Odwieszenie emocjonalne polega na tym, że małżonek przestaje być w myślach, nie ma skupienia się na jego życiu. Nawet pisząc posty ja zauważam, że piszę głównie o sobie, a mąż gdzie jest w tle. Jest jestem minus, długofalowe decyzje czy choć trochę się zaangażować by znów być razem, jeśli padły słowa o braku uczuć. Dla mnie emocjonalny powrót to abstrakcja na tą chwilę.
A odwieszenie od małżonka i modlitwa za męża? Chodzi mi o to, ze modląc się za męża w jakiś sposób wiszę na nim tzn. jest w myślach. Jak to mądrze połączyć? Czasem myślę, ze mniej modlitw za męża to byłoby większe odwieszenie.
Eleno właśnie sobie to samo pomyślałam jakie odwieszenie jak srednio 2h dziennie przeznaczam na modlitwę w jego intencji to o czym my mowimy?

Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Załamana » 24 kwie 2021, 19:53

elena pisze:
24 kwie 2021, 11:20
Caliope pisze:
24 kwie 2021, 10:29
Odwieszenie emocjonalne polega na tym, że małżonek przestaje być w myślach, nie ma skupienia się na jego życiu. Nawet pisząc posty ja zauważam, że piszę głównie o sobie, a mąż gdzie jest w tle. Jest jestem minus, długofalowe decyzje czy choć trochę się zaangażować by znów być razem, jeśli padły słowa o braku uczuć. Dla mnie emocjonalny powrót to abstrakcja na tą chwilę.
A odwieszenie od małżonka i modlitwa za męża? Chodzi mi o to, ze modląc się za męża w jakiś sposób wiszę na nim tzn. jest w myślach. Jak to mądrze połączyć? Czasem myślę, ze mniej modlitw za męża to byłoby większe odwieszenie.
Eleno to samo sobie wczoraj pomyślałam... Jak ja się odwieszam skoro ok 2h dziennie przenaczam na modlitwę w jego intencji w naszej w sumie? To co to za odwieszenie...

elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: elena » 24 kwie 2021, 20:22

Załamana pisze:
24 kwie 2021, 15:00
elena pisze:
24 kwie 2021, 11:20
A odwieszenie od małżonka i modlitwa za męża? Chodzi mi o to, ze modląc się za męża w jakiś sposób wiszę na nim tzn. jest w myślach. Jak to mądrze połączyć? Czasem myślę, ze mniej modlitw za męża to byłoby większe odwieszenie.
Eleno właśnie sobie to samo pomyślałam jakie odwieszenie jak srednio 2h dziennie przeznaczam na modlitwę w jego intencji to o czym my mowimy?
2h dziennie? :shock: to ten Twój mąż ma wspaniałą żonę!
Tak jak pisała Caliope dobrze też się modlić za małżeństwo, za rodzinę, żeby nie skupiać myśli na osobie męża, modląc się za małżeństwo obejmujesz tym siebie samą- ot taki bonus.
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski

Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Załamana » 24 kwie 2021, 21:24

elena pisze:
24 kwie 2021, 20:22
Załamana pisze:
24 kwie 2021, 15:00
elena pisze:
24 kwie 2021, 11:20
A odwieszenie od małżonka i modlitwa za męża? Chodzi mi o to, ze modląc się za męża w jakiś sposób wiszę na nim tzn. jest w myślach. Jak to mądrze połączyć? Czasem myślę, ze mniej modlitw za męża to byłoby większe odwieszenie.
Eleno właśnie sobie to samo pomyślałam jakie odwieszenie jak srednio 2h dziennie przeznaczam na modlitwę w jego intencji to o czym my mowimy?
2h dziennie? :shock: to ten Twój mąż ma wspaniałą żonę!
Tak jak pisała Caliope dobrze też się modlić za małżeństwo, za rodzinę, żeby nie skupiać myśli na osobie męża, modląc się za małżeństwo obejmujesz tym siebie samą- ot taki bonus.
Oczywiście tu jest zawarte wszystko małżeństwo rodzina, nie tylko on nie nie....

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope » 25 kwie 2021, 1:31

Załamana pisze:
24 kwie 2021, 21:24
elena pisze:
24 kwie 2021, 20:22
Załamana pisze:
24 kwie 2021, 15:00

Eleno właśnie sobie to samo pomyślałam jakie odwieszenie jak srednio 2h dziennie przeznaczam na modlitwę w jego intencji to o czym my mowimy?
2h dziennie? :shock: to ten Twój mąż ma wspaniałą żonę!
Tak jak pisała Caliope dobrze też się modlić za małżeństwo, za rodzinę, żeby nie skupiać myśli na osobie męża, modląc się za małżeństwo obejmujesz tym siebie samą- ot taki bonus.
Oczywiście tu jest zawarte wszystko małżeństwo rodzina, nie tylko on nie nie....
Módl się może nie ciągiem, a po prostu kilka razy. Ja modlę się spontanicznie jak mi się przypomni, dzięki temu czuję, że cały czas jestem w relacji z Bogiem, czuję, że jest zawsze ze mną.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 25 kwie 2021, 18:07

Nadal nie mam myśli o mężu, ani nadmiernych nieadekwatnych emocji związanych z mężem. Nie myślę co robi, a czego nie, co planuje i nie czuję się w potrzebie tworzenia planów reagowania. Nie martwię się, nie wywołuję ani nie nakręcam swoich lęków. Cieszę się więc wyjątkowo spokojną niedzielą :)

Uczę się tym cieszyć. Znika, jakby zaciera się, czy może rozwiewa we mnie to uczucie braku, które pojawiło się, gdy cała ta mieszanka lękowo-myślowo-emocjonalna znikła.

Odkryłam, że choć wielu emocji w przeszłości "nie odczuwałam", głównie gniewu, emocji oraz lęku, częściowo także wstydu, potrafiłam je dokonale zamrozić, to jednak w relacjach emocje uważałam za ważne. Nie tylko odczuwałam wiele emocji, ale równie ważne było, by te emocje odczuwały osoby na których mi zależało. Widzę też, że we mnie była nawykowa porzeba przeżywania intensywnych stanów emocjonalnych.

Pisałam, że zauważyłam, że gdy mąz wraca do ciągu, we mnie zaczyna grać dawno temu nagrana płyta. Widzę ją jako płytę analogową. Opada ramię z igłą i igła sprawnie przebiega po żłobieniach, przywołując zapisane dźwięki - zapisane na niej moje myśli, reakcje, schematy. Widzę też okładkę z listą utworów (jest dość tendencyjna i jest to zdecydowanie zbiór pieśni miłosnych skierowanych do jednego ukochanego mężczyzny, męża).
1 - Na pewno coś mu się stało 2 - On może chcieć popełnić samobójstwo 3 - Na pewno coś mu jest 4 - On jest w niebezpieczeństwie
5 - Powinnam do niego zadzwonić 6 - Może już popełnił samobójstwo 7 - Wiem, że nie powinnam do niego dzwonić 8. Nie zadzwonię do niego 9 - Już wiem że on żyje, ale to jeszcze o niczym nie świadczy.

Jak widać, jest to zbiór pieśni miłosnych spisanych przez kobietę z ciężkim PTSD. Mogłoby to wyglądać także na nerwicę lękową, zaburzenia obsesyjne i parę innych - ale intensywność doświadczanych emocji, i to, że są one wiernym odbiciem przeszłych doświadczeń jak również fatalizm i brak połączenia z rzeczywistością w chwili przeżywania tych emocji, pozwalają mi zatytułować płytę właśnie PTSD, a nie na przykład OCD.

Zdałam sobie sprawę z kilku spraw, może oczywistych dla osób, które nigdy w takim stanie nie były, ale nieoczywistych dla mnie:
1. Po pierwsze mój mąż nie wie nic zupełnie o moich reakcjach, więc moje uczucie wściekłości na niego i poczucie, że to on mi te emocje robi jest nieuprawnione.
2. Owszem wszystkie te sytuacje miały miejsce w przeszłości i autorem wszystkich był mąż. To on groził mi swoim samobójstwem, to on znikał bez wieści, to on się nie odzywał, to on raz po raz wpadał w tarapaty i potem jak dziecko oczekiwał, że go z nich wyciągnę. Słusznie więc i w uprawniony sposób w każdej z tych sytuacji czułam się niespokojna. To zupełnie normalne czuć niepokój gdy mąż wybiega z domu mówiąc, że idzie się powiesić w lesie i nie wraca przez następnych kilka godzin. Epokowe odkrycie! :)
3. Ale to ja te wszystkie sytuacje nagrałam, i ja mam prawa autorskie do nagrania i ja mam płytę oraz adapter.
4. To ja decyduję o każdym odtworzeniu płyty.

Szczerze mówiąc nagrania są żenujące - ani wykonawca się nie spisał ani nagrywająca także nie. Można mieć sentyment do analogów, ale nie oznacza to jeszcze, że każda płyta jest warta trzymania w kolekcji.
Najlepiej by było skontaktować się z wykonawcą i zapytać, co zrobić z płytą... A nie... to fragment utworu numer 10:
10 - Muszę skontaktować się z męzem, by porozmawiać z nim o... :)

Na szczęście żadnej płyty nie ma, nie muszę więc myśleć, czy ją zniszczyć, oddać, czy coś jeszcze. Ani pytać o zgodę męża. Mogę za to nie odtwarzac w sobie więcej takich stanów emocjonalnych.

W stanie "bez emocji" musiałam odpowiedzieć sobie na dwa pytania, które do mnie wracją zawsze, gdy zmienia się mój poziom świadomości, moja relacja do męża lub relacja z nim, lub coś równie ważnego:

- Czy wobec tego co okrywam o sobie oraz tego, co odkrywam o mężu w dalszym ciągu uważam moje małżeństwo za ważne?
Odpowiedź brzmi tak - nadal sądzę, że mimo naszych trudności oboje mieliśmy wystarczającą świadomość do tego, by wiedzieć na co się decyzujemy, rozumieć treśc przysięgi i przystąpić do niej w wolności i świadomie, bez podstępu, niczego świadomie nie tając. A o zdolności naszej, jako małzonków do bycia mężem i żoną oraz o woli do ich wypełniania świadczą nasze dalsze losy, gdy obowiązki te mimo trudności wypełnialiśmy. Całkiem dobrze.
(Nie wiem dlaczego, ale sądzę, że mój mąż może w niedługim czasie próbować "unieważnienia" małżeństwa i że taki temat sie pojawi. To znaczy wiem dlaczego: bo mojego męża denerwuje i niepokoi, że ja czasem o tej więzi mówię, że się na nią powołuję i wolałby ją zerwać. Bo czuje się nią związany. W jego przypadku dosłownie: związany = zniewolony. Nie martwię się. Sądy biskupie nie "unieważaniają" małżeństw - a jedynie sprawdzają, czy zostały ważnie zawarte).

- Czy ja nadal, w sytuacji, gdy nie ma we mnie na bieżąco emocji, które dla mnie były wyrazem więzi, czuję się z mężem związana i w jaki sposób?
Odpowiedż brzmi tak. Nadal odczuwam miłość, nie tylko jako moją decyzję trwania w wierności, dochowania wierności przysiędze, i wykonywania zobowiązań z niej płynących, ale także jako stan, bardzo zresztą przyjemny, w którym błogosławię mężowi, sprzyjam mu i pragnę jego dobra.
Czuję też więź z męzem, i jest to więź sakramentalna. Nie potrafię jej opisac inaczej, niż czegoś co jest piękne, czyste i świetliste. Trochę jak taki łuk, to znaczy coś co ma kształt jasnego bielejącego wygiętego łuku, który jest takim jakby stałym połączeniem, bardzo uproszczę mówiąc, że jest to coś w rodzaju takiej wygiętej w łuk rurki, otwartej z obu stron, która jest tak biała że aż świeci i tak piękna, że nawet piękno kąta jej wygięcia sprawia ból. I ta rurka wcele nie kończy się we mnie lub w męzu - ona jest w powietrzu. I nas łączy, ale my też jesteśmy wewnątrz niej. Jakby nie było to odjechane - jest to dużo bardziej odjazdowe, niż ta nitka, której się wcześniej tak kurczowo trzymałam. Kompletnie ignorując ten piękny łuk - Sakrament.

I tak rzeczywiście było - że jak bardzo trzymałam się tej emocjonalno-myślowo-uczuciowej sfery. Czas przyjrzeć się tej sakramentalnej :)

Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Załamana » 25 kwie 2021, 21:02

Ruto co masz na myśli pisząc nie martwię się Sądy biskupie...itd że dla Ciebie nawet gdyby Sąd takie orzeczenie wykonał, dla Ciebie byłby ten sakrament i tak ważny. . Nie wiem co masz na myśli ale musze przyznać że sporo osób uwaza że nawet po wyroku Sądu Biskupiego sakrament jest ważny przed Bogiem.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 25 kwie 2021, 23:36

Załamana pisze:
25 kwie 2021, 21:02
Ruto co masz na myśli pisząc nie martwię się Sądy biskupie...itd że dla Ciebie nawet gdyby Sąd takie orzeczenie wykonał, dla Ciebie byłby ten sakrament i tak ważny. . Nie wiem co masz na myśli ale musze przyznać że sporo osób uwaza że nawet po wyroku Sądu Biskupiego sakrament jest ważny przed Bogiem.
Mam wewnętrzne przekonanie o tym, że moje małżeństwo zostało zawarte w sposób ważny, a więc jest ważne trwale i nieodwołanie. Dlatego nie mam obaw przed sytuacją w której mąż zwróciłby się z do sądu biskuoiego, z myślą, by nasz sakrament "unieważnić". Takiej procedury nie ma.

Mój mąż też miał przekonanie przez lata o tym że nasz sakrament jest ważny, często mówił o nieodwołalności swojej decyzji, o braku uznaniu dla rozwodów w razie kryzysu. Miał więc dostateczne rozeznanie, i był zdolny do tego by przysięgę wypełniać. Do czasu aż zmienił zdanie i zaczął się kierować innym systemem wartości. Czy też uległ zwiedzeniu. Trudno mi ocenić jaki proces mojego męża do takiej radykalnej zmiany doprowadził. Czasem to proces dojrzewania mężczyzny - liczba 40 to dla niektórych panów powtórka z 15. Nie są to jednak podstawy nieważności.

Gdyby sąd biskupi orzekł mimo wszystko nieważność, zwróciłabym się ze swoimi wątpliwościami do II Instancji, do czego mam pełne prawo. Gdyby i II instancja potwierdziała takie rozeznanie - i nadal mialabym z tym problem, musiałabym poszukać dobrego spowiednika, który by mi pomógł to przejść. Myślę, że posłuszeństwo jest ważne - co oznacza, że sam wyrok jak najbardziej musiałabym przyjąć. Nie wyobrażam sobie kwestionowania takiego wyroku. Bo posłuszeństwo jest ważne.
Jasne oznaczałoby to rewolucję dla mnie, no ale z Panem Bogiem da się wszystko. Nawet nauczyć nie zwracać się do męża mężu i nie myśleć o sobie żona :)

Natomiast sądzę, że gdybym miała nadal pewność wewnętrzną, mimo wszystko, co do tego, że jestem sakramentalną żoną i tylko doszło do nieprawidłowości przy rozeznawaniu, na przykład gdyby przyjęto za prawdziwe kłamstwa jakiegoś świadka, to nikt nie zabroniłby mi pozostania wewnętrznie wiernej złożonej przysiędze. W konsultacji z mądrym spowiednikiem - bo gdyby zaleciłby mi po rozeznaniu inaczej, to bym się posłuchała. Bo tu łatwo byłoby samej upierając się przy swoim poblądzić.

Ale mam taką pewność wewnętrzną, że w naszym przypadku podstaw do unieważnienia nie ma. Raz na jakiś czas, by nie ulegać głupim pokusom i nie musieć od nowa staczać walki wewnętrznej, tak sobie kontrolnie ważność naszego sakramentu rozeznaję. Także, gdy dochodzi do jakiś zmian w moim postrzeganiu. Tu łatwo o wpuszczeniu pokusy, osłabienie woli.

Ewuryca

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ewuryca » 26 kwie 2021, 12:38

Załamana pisze:
25 kwie 2021, 21:02
Ruto co masz na myśli pisząc nie martwię się Sądy biskupie...itd że dla Ciebie nawet gdyby Sąd takie orzeczenie wykonał, dla Ciebie byłby ten sakrament i tak ważny. . Nie wiem co masz na myśli ale musze przyznać że sporo osób uwaza że nawet po wyroku Sądu Biskupiego sakrament jest ważny przed Bogiem.
Załamana ja tez spotykałam się z dosyć wieloma opiniami katolików praktykujących którzy są przeciwni działaniom sądów biskupich i badania ważności małżeństw. Myśle ze ważne jest posłuszeństwo, bo wyobraźmy sobie odwrotną sytuacje czyli sąd orzeka ze ślub był ważnie zawarty a współmałżonek mówi ze on rozeznał i według niego małżeństwo było nieważnie zawarte i będzie korzystał z sakramentów będąc w innym związku cywilnym. Chyba od razu widać tu zgrzyt a tak naprawdę jeżeli w jednej sytuacji ktoś chce rozeznawać sam to czemu nie w innej? Oczywiście nawet po wyroku ze ślub był nieważnie zawarty można pozostać samemu i żyć w czystości ale nie można już się powoływać na przysięgę małżeńską. Ja sama czekam na taki wyrok, sprawa się toczy już bardzo długo, mam dni kiedy jestem naprawdę przekonana ze moje małżeństwo było nieważnie zawarte ale pojawiają się takie dni kiedy wracają wspomnienia i zastanawiam się czy na pewno. Dlatego zostawiam to dla sądu do rozeznania.

Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Załamana » 26 kwie 2021, 13:37

Dziewczyny bardziej mi chodziło o opinię ludzi którzy właśnie piszą że zbyt często te wyroki są wydawane ,ale nie znam się na tym więc nie zajmuje głosu... Są osoby które uważają że kiedyś otrzymać taki wyrok w Sądzie biskupim był to proces kilku letni moja koleżanka byla swiadkiem proces trwał ok 5 lat ,teraz podobno jest owszem dłuższy niż w cywilnym, ale idzie go otrzymać szybciej. Ale tak jak pisałam wyżej wole sie nie wypowiadać bo tylko ze słyszenia znam temat.

Lawendowa
Posty: 7650
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Lawendowa » 26 kwie 2021, 21:46

Część postów nie dotycząca bezpośrednio sytuacji autorki wątku została przeniesiona tutaj:
viewtopic.php?f=10&t=1132&start=585
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 27 kwie 2021, 18:13

Załamana pisze:
26 kwie 2021, 13:37
Dziewczyny bardziej mi chodziło o opinię ludzi którzy właśnie piszą że zbyt często te wyroki są wydawane ,ale nie znam się na tym więc nie zajmuje głosu... Są osoby które uważają że kiedyś otrzymać taki wyrok w Sądzie biskupim był to proces kilku letni moja koleżanka byla swiadkiem proces trwał ok 5 lat ,teraz podobno jest owszem dłuższy niż w cywilnym, ale idzie go otrzymać szybciej. Ale tak jak pisałam wyżej wole sie nie wypowiadać bo tylko ze słyszenia znam temat.
Zapewne chodzi o reformę procedury z 2015 roku. Przede wszystkim to, że na jej skutek do stwierdzenia, że małżeństwo nie było zawarte w sposób ważny, wystarczający jest obecnie wyrok jednej instancji. Co znacząco cały proces skraca. Nie wyłącza to jednak prawa do odwołania się, o czym warto pamiętać.

Na pewno wiele osób niepokoi fakt, że od tej pory nie tylko rośnie liczba wniosków, ale też, że zmieniła się procentowo liczba orzeczeń stwierdzających nieważność małżeństwa w stosunku do ilości składanych wniosków. O ile wiem nawet 70 procent wniosków kończy się takim właśnie orzeczeniem. To tłumaczone jest różnie - nie zawsze bardziej libralnym podejściem w Kościele, ale też nasileniem się zjawiska niedojrzałości osób wchodzących w małżeństwa.

Moja opinia, jest taka, że liberalizacja kościelnych procedur zmierzających do zbadania ważności małżeństwa osłabia instytucję małżeństwa. Opieram się na danych historycznych, dotyczących procedur cywilnych, które nie są analogiczne, bo dotyczą rozwodów - niemniej jednak mogą pomóc w analizie wpływu liberalizacji na stabilność i pozycję społeczną małżeństw.

W przeszłości w ramach procedur cywilnych, dochodziło do łagodzenia procedur zmierzających do skracania drogi do uzyskania rozwiązania cywilnego węzła małżeńskiego. Zawsze skutkowało to wzrostem ilości rozwodów cywilnych. Skrajnym przykładem było w prowadzenie tzw. rozwodów pocztówkowych w ZSRR, gdzie instytucja małżeństwa cywilnego całkowicie się załamała i przestała spełniać swoją funkcję.

Na pewno jako wierna czuję się zaniepokojona zmianami, jakie zachodzą w podejściu Kościoła do małżeństw. Jednak w Kościele zawsze obecny był nurt liberalny i konserwatywny. Myślę, że najbardziej istotne jest trzymanie się Ewangelii w swoim własnym życiu. Jeśłi każdy wierny się będzie tego trzymać, żadne procedury nam nie zaszkodzą. Natomiast nawet do nadużyć może dojśc nawet przy bardzo sztywnych i konserwatywnych procedurach.

Sama czuję się czasem demoralizowana coraz bardziej liberalnym podejściem w Kościele do kwestii wierności, przysięgi małżeńskiej i miewam dni, gdy zastanawiam się, po co mi to wszystko i zaczynam mieć wątpliwości co do mojej postawy. Ale łatwo mi je zwalczać, bo one wszystkie są z gatunku - skorzystaj z liberalnego podejścia i "ułóż sobie życie". Dziękuję, postoję. Ani jedna nauka Jezusa tak nie brzmiała.

Natomiast wkurza mnie, że liberalizacja podejścia skutkuje przedstawianiem osób, które pozostają w wierności małżeńskiej i nie wyrażają zgody na rozwód, ale też są gotowe zaświadczać o ważności swojego małżeństwa przed sądem biskupim, jako mściwych. Także przez osoby związane z Kościołem, które tego robić nie powinny - między innymi adwokatów uczestniczących w procesach o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Do procesów tych zakrada się wtedy cwaniactwo i wartością przestaje być obiektywna prawda o Sakramencie, a zaczyna być to, co komu jest na rękę - ze świeckiej perspektywy. Tu przykład takiej kuriozalnej wypowiedzi, tzw. adwokata kościelnego:

"W procesie kościelnym mówimy, że podstawa prawna występuje po którejś stronie. Co do współpracy, to bywa oczywiście różnie. Jeżeli małżonkowie rozstają się bez konfliktów, to są w stanie się dogadać, pomóc sobie, nawet jeśli na unieważnieniu małżeństwa zależy tylko jednej ze stron. Zauważam jednak, proszę nie odebrać tego negatywnie, że częściej kobiety bywają mściwe i nie chcą pomóc byłemu mężowi. Ale też nie bez powodu. Jeśli taka kobieta poświęciła mężczyźnie całe życie, a on np. zdradzał ją, czy źle traktował, to nic dziwnego, że nie będzie chętnie współpracować na procesie, nawet jeśli unieważanienie małżeństwa byłoby jej na rękę."

Żródło:
https://kobieta.wp.pl/polacy-korzystaja ... src02=isgf

Swoją drogą zastanawiam się dlaczego takich adwokatów nie obowiązują wysokie standardy etyczne i czemu za wypowiedzi w duchu "rozwodowym" nie są oni odsuwani od możliwości reprezentowania stron w procesach kościelnych.

Przyznam, że bardzo mnie ta wypowiedź uraziła, bo gdyby doszło do złożenia przez mojego męża wniosku o stwierdzenie nieważności małżeństwa, to ja na pewno nie będę chciała "pomóc mężowi". A "byłemu mężowi" to już na pewno nie pomogę - bo ja nie wiem co to jest "były mąż". I nie dlatego, że "poświęciłam mojemu mężowi całe życie", bo poświęcać życie to ja mogę Panu Bogu. Ani nie z chęcy zemsty, tak daleko idącej, że powodującej, że nie chcę iść na rękę, nawet gdyby miało to być dla mnie "korzystne".

Korzystne to jest dla mnie życie w zgodzie z Bogiem i Ewangelią, a nie ułatwianie mężowi doprowadzenia do unieważnienia małżeństwa, wbrew prawdzie. Ale przykro mi, że w związku z tym, że bronię prawdy o moim małżeństwie mogę zetknąć się z zarzutem bycia mściwą babą już nie tylko na gruncie procesu cywilnego, ale także w ramach procedur kościelnych.

I to własnie mam na myśli, pisząc, że iberalizacja procedur osłabia instutucję małżeństwa. Także jak widać dlatego, że w efekcie z małżonków trwających w wierności robi mściwych wariatów, działających nawet wbrew temu co dla nich "korzystne".

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 28 kwie 2021, 14:21

Jest mi źle, pochorowałam się, nic poważnego, ale nie czuję się najlepiej. Myślę, że osłabiły mnie moje ostatnie przejścia, wyczerpało mnie też pisanie pracy na terapię, sporo się w ostatnim czasie w sobie i w swoich emocjach oraz przekonaniach nagrzebałam. W sumie może to głupie, ale cieszę się chorobą, bo mogę w końcu odpocząć.

Póki co nie wraca do mnie cały ten galimatias emocjonalny związany z aktualną sytuacją z mężem. Za to przewalają się przeze mnie inne emocje, te które dotąd najczęściej tłumiłam, którym pozwalałam wychynąc tylko na krókie momenty. Czuję się skrzywdzona i niesprawiedliwie potraktowana przez męża. Czuję niezgodę w sobie na to, że z dnia na dzień mój mąż zostawił mnie z całą odpowiedzialnością, i czuję się zmęczona dźwiganiem jej w pojedynkę. Czuję się zlekceważona, że mąż nie zapytał mnie o zdanie, że stawiał mnie przed faktami dokonanymi, manipulując mną tak długo, jak długo dało się coś na tym ugrać. Że mnie okłamywał i niczego nie powiedział wprost. Czuję się zła, że mnie zwodził i ze mnie korzystał. Że nie mógł mnie poinformować nawet o tym, że składa pozew. Że wszystko co robi od trzech lat jest za moimi plecami. Że nadal działa często przeciwko mnie. Że mnie oczernia żeby siebie wybielać - mam gdzieś, co sobie myślą inni - ale nie mam gdzieś, że mój mąż mnie tak traktuje.

Gdy nie mam potrzeby kontaktu z mężem tak na bieżąco - mogę sobie te swoje emocje wszystkie związane z postępowaniem męża w ostatnich trzech latach przez siebie przepuszczać, całkowicie biorąc za nie odpowiedzialność, nie rozładowując ich na mężu, ani go za nie nie obwiniając. Widze różnicę - teraz - między baraniem odpowiedzialności za moje emocje, a tym, by ocenić, że czyjeś postępowanie wobec mnie było nie w porządku i by nie udawać, że tak nie jest, tyko po to, by nie musieć się mierzyć z tym, że poczuję się wtedy skrzywdzona i zraniona. Albo wściekła.

Nie żałuję natomiast zaufania jakie mężowi okazywałam. Nawet jeśli oznacza to dla mnie straty - to jest największą stratą dla mojego męża, że moje zaufanie do niego, do którego miałam prawo, w przebiegły sposób wykorzystywał. Cieszę się, że nie dałam się ściągnąć do poziomu działania takimi metodami, jak wobec mnie działa mój mąż.

Zawsze chciałam sobie dawać rady sama, i zawsze dążyłam do niezależności, bo bałam się od kogokolwiek zależeć. Mam wrażenie, że odbieram swoją lekcję, mogę sobie teraz dawać rady sama ze wszystkim, od nikogo nie zależę - i dostałam więcej tego "sama", niż jestem w stanie unieść. O to chyba najbardziej się z Bogiem kłócę, że naprawdę mam dość. Ale też kompletnie nie rozumiem czego On teraz ode mnie oczekuje - mam się dalej usamodzielniać, zacisnąć zęby i tyle, czy wręcz przeciwnie - poddać się. Poddać i co dalej?

Oraz o to, że ja mam ochotę powiedzieć mężowi - dosyć, nie będziesz mnie tak więcej traktował, koniec z moją ufnością wobec ciebie - i czuję ewidentnie, bym w tym miejscu się zatrzymała. I jeszcze z tym poczekała. No to się wkurzam. Bo na co ja mam czekać?

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13300
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nirwanna » 29 kwie 2021, 11:37

Ruta pisze:
27 kwie 2021, 18:13
Zapewne chodzi o reformę procedury z 2015 roku.
...
....
.....

Żródło:
https://kobieta.wp.pl/polacy-korzystaja ... src02=isgf

Swoją drogą zastanawiam się dlaczego takich adwokatów nie obowiązują wysokie standardy etyczne [...]
Moderacja melduje, że potrzebowała dłuższej chwili na doczytanie, moderacja bowiem tak ma, że oprócz postów użytkowników z definicji czyta zawartość załączonych linków. Moderacja również czasem rozważa zasadność zamieszczenia danego linku na naszym forum. To wydłuża proces akceptacji postu.
To było ogólnie od zespołu moderatorów.

To co poniżej już będzie ode mnie osobiście, wracam w tym momencie pamięcią do sytuacji mojego osobistego kryzysu sprzed ponad 10 lat. Dość dobrze pamiętam, co mi pomagało, a co nie. Nie pomagało mi nasączanie się treściami, materiałami dołującymi, typu "tyle małżeństw się rozwodzi", "tyle niemoralnych zachowań i wyborów", "tyle manipulacji się dzieje w sądach", itp. Taki materiał, jak w linku - nie pomagał mi na tamten moment. Miałam świadomość takich zjawisk, jednak potrzebowałam - przy nazwaniu tych trudnych zjawisk dziejących się w świecie i w relacjach, nie uciekaniu od nich - jednak ponazywania tego w duchu podnoszącym nadzieję, ukierunkowującym na mądre rozwiązanie, takie Boże, moralnie i też po ludzku pozytywne.
Potrzebowałam karmienia moich emocji związanych z nadzieją, budujących, potrzebowałam karmienia "dobrego wilka", bo to prostowało mój sposób myślenia, demontowało destrukcyjne i fałszywe przekonania. Nie potrzebowałam, w sumie wciąż nie potrzebuję - karmienia "złego wilka".
I teraz już bazując na tym konkretnym materiale, będącym wywiadem z adwokatem kościelnym.
Przez tę ponad dekadę nauczyłam się krytycznie czytać, tzn. brać wiedzę z wielu źródeł, im więcej źródeł "od prawa do lewa" potwierdzało dane fakty, tym lepiej dla faktów; oraz nauczyłam się odsiewać fakty od opinii oraz manipulacji, a korzystać z opinii takich źródeł, mediów, które rozpoznałam jako kierujące się moralnością w swoim dziennikarskim fachu.
Są media, które balansują - na granicy między fachowym i moralnym (w stopniu bodaj podstawowym) dziennikarstwem, a byciem szmatławcem i brukowcem. Niestety, powyższe źródło osobiście zaliczam właśnie do takiej kategorii.
Też czytam materiały stamtąd, jednak uważnie filtrując, co stamtąd wziąć i nazywając od razu (co najmniej sobie) kłamstwa i manipulacje.
W tym artykule z uporem maniaka adwokat stosuje skrócik myślowy mówiąc o unieważnianiu, a nie o stwierdzaniu nieważności małżeństwa. Kilka komentarzy sygnalizuje to i prostuje. Na forum wiele razy zwracaliśmy uwagę, aby nie stosować tego skrótu, bo takie niechlujstwo i lenistwo językowe prowadzi do wypaczenia sposobu myślenia o małżeństwie, i do wrzucania w społeczeństwo absurdalnych haseł o "rozwodach kościelnych". Tym większy smutek i destrukcja, gdy robi to teoretycznie autorytet, czyli fachowiec, adwokat kościelny.
To, co jest tam o "mściwych kobietach" - to manipulacja. Dość często pojawia się na forum i w sądach jako argument od chcących się rozwieźć małżonków, nazywających tak tych swoich współmałżonków, co to nie chcą im radośnie przyklasnąć w tym rozwodzie.
To łatwe - "udowodnij mi, że masz w sobie dobre intencje, a nie zemstę". Bardzo łatwe, bo porzucany małżonek ma w sobie najczęściej mniejszy lub większy pakiecik poczucia winy, który spróbuje jak najszybciej "odkupić". Łatwo emocjonalnie dać się wkręcić, że zgoda na rozwód będzie takim "odkupieniem", tym bardziej gdy taką niezgodę napiętnuje teoretycznie fachowiec, adwokat kościelny. Czy inny psycholog. Nie znając najczęściej serca danego człowieka i nie towarzysząc w procesie decyzyjnym podczas całego cyklu rozpraw.
Nie neguję oczywiście pojawiających się intencji zemsty u niektórych kobiet, i idących za tym decyzji o obstrukcji procesu i procedury w sądzie biskupim, takie się na pewno pojawiają. Jednak po wydźwięku całości wywiadu nie uznaję owego adwokata za specjalistę od "dna serca kobiety", więc - sorki, nie kupuję takich jego opinii.
I nie kupuję wizji świata przedstawionego w tym wywiadzie.

Podsumowując - uznając wolność każdego z nas co do preferencji czytelniczych i wyboru źródeł, myślę że warto zamieszczając dany materiał mieć na uwadze szeroki kontekst linkowanych treści oraz pomocowość miejsca, w którym się znajdujemy :-)
Miłosierdzie dla moderacji też może być dobrą motywacją :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 29 kwie 2021, 17:46

Nirwanna pisze:
29 kwie 2021, 11:37
Moderacja melduje, że potrzebowała dłuższej chwili na doczytanie, moderacja bowiem tak ma, że oprócz postów użytkowników z definicji czyta zawartość załączonych linków. Moderacja również czasem rozważa zasadność zamieszczenia danego linku na naszym forum. To wydłuża proces akceptacji postu.
To było ogólnie od zespołu moderatorów.

To co poniżej już będzie ode mnie osobiście, wracam w tym momencie pamięcią do sytuacji mojego osobistego kryzysu sprzed ponad 10 lat. Dość dobrze pamiętam, co mi pomagało, a co nie. Nie pomagało mi nasączanie się treściami, materiałami dołującymi, typu "tyle małżeństw się rozwodzi", "tyle niemoralnych zachowań i wyborów", "tyle manipulacji się dzieje w sądach", itp. Taki materiał, jak w linku - nie pomagał mi na tamten moment. Miałam świadomość takich zjawisk, jednak potrzebowałam - przy nazwaniu tych trudnych zjawisk dziejących się w świecie i w relacjach, nie uciekaniu od nich - jednak ponazywania tego w duchu podnoszącym nadzieję, ukierunkowującym na mądre rozwiązanie, takie Boże, moralnie i też po ludzku pozytywne.
Potrzebowałam karmienia moich emocji związanych z nadzieją, budujących, potrzebowałam karmienia "dobrego wilka", bo to prostowało mój sposób myślenia, demontowało destrukcyjne i fałszywe przekonania. Nie potrzebowałam, w sumie wciąż nie potrzebuję - karmienia "złego wilka".
I teraz już bazując na tym konkretnym materiale, będącym wywiadem z adwokatem kościelnym.
Przez tę ponad dekadę nauczyłam się krytycznie czytać, tzn. brać wiedzę z wielu źródeł, im więcej źródeł "od prawa do lewa" potwierdzało dane fakty, tym lepiej dla faktów; oraz nauczyłam się odsiewać fakty od opinii oraz manipulacji, a korzystać z opinii takich źródeł, mediów, które rozpoznałam jako kierujące się moralnością w swoim dziennikarskim fachu.
Są media, które balansują - na granicy między fachowym i moralnym (w stopniu bodaj podstawowym) dziennikarstwem, a byciem szmatławcem i brukowcem. Niestety, powyższe źródło osobiście zaliczam właśnie do takiej kategorii.
Też czytam materiały stamtąd, jednak uważnie filtrując, co stamtąd wziąć i nazywając od razu (co najmniej sobie) kłamstwa i manipulacje.
W tym artykule z uporem maniaka adwokat stosuje skrócik myślowy mówiąc o unieważnianiu, a nie o stwierdzaniu nieważności małżeństwa. Kilka komentarzy sygnalizuje to i prostuje. Na forum wiele razy zwracaliśmy uwagę, aby nie stosować tego skrótu, bo takie niechlujstwo i lenistwo językowe prowadzi do wypaczenia sposobu myślenia o małżeństwie, i do wrzucania w społeczeństwo absurdalnych haseł o "rozwodach kościelnych". Tym większy smutek i destrukcja, gdy robi to teoretycznie autorytet, czyli fachowiec, adwokat kościelny.
To, co jest tam o "mściwych kobietach" - to manipulacja. Dość często pojawia się na forum i w sądach jako argument od chcących się rozwieźć małżonków, nazywających tak tych swoich współmałżonków, co to nie chcą im radośnie przyklasnąć w tym rozwodzie.
To łatwe - "udowodnij mi, że masz w sobie dobre intencje, a nie zemstę". Bardzo łatwe, bo porzucany małżonek ma w sobie najczęściej mniejszy lub większy pakiecik poczucia winy, który spróbuje jak najszybciej "odkupić". Łatwo emocjonalnie dać się wkręcić, że zgoda na rozwód będzie takim "odkupieniem", tym bardziej gdy taką niezgodę napiętnuje teoretycznie fachowiec, adwokat kościelny. Czy inny psycholog. Nie znając najczęściej serca danego człowieka i nie towarzysząc w procesie decyzyjnym podczas całego cyklu rozpraw.
Nie neguję oczywiście pojawiających się intencji zemsty u niektórych kobiet, i idących za tym decyzji o obstrukcji procesu i procedury w sądzie biskupim, takie się na pewno pojawiają. Jednak po wydźwięku całości wywiadu nie uznaję owego adwokata za specjalistę od "dna serca kobiety", więc - sorki, nie kupuję takich jego opinii.
I nie kupuję wizji świata przedstawionego w tym wywiadzie.

Podsumowując - uznając wolność każdego z nas co do preferencji czytelniczych i wyboru źródeł, myślę że warto zamieszczając dany materiał mieć na uwadze szeroki kontekst linkowanych treści oraz pomocowość miejsca, w którym się znajdujemy :-)
Miłosierdzie dla moderacji też może być dobrą motywacją :-)
Dziękuję moderacji za wyrozumiałość. Dołożę wszelkich starań, by nie zamieszczać więcej linków do materiałów, które nie wnoszą nic pozytywnego, wręcz przeciwnie.
Pracuję także nad bardziej skondensowaną formą wypowiadania się na forum. Oprócz nadziei na poprawę komunikacji z ludźmi, którzy nie zawsze zainteresowani są wszelkimi możliwymi aspektami i pełną analizą, miłosierdzie dla moderacji jest dla mnie motywacją :-)

Napisałam kiedyś, że pisanie krótkich postów na forum to w moim przypadku będzie zapewne jeden z ostatnich etapów do świętości. Nie uważam, żebym się jakoś specjalnie zbliżyła do etapu końcowego. Ale zaczynam sądzić, że komunikacja jest na tyle ważna, że może warto zająć się tym nieco wcześniej.

Nirwanno - bardzo dziękuję ci za podzielenie się twoim doświadczeniem. Dostrzegłam w sobie całkiem niedawno skłonność do podkręcania sobie emocji z gatunku trudnych. Trochę tak, jakbym lubiła się bić młotkiem po nodze :shock: Myślę, że robię to nawykowo, przyzwyczaiłam się do emocjonalnego zamętu i pewnego stopnia napięcia emocjonalnego. I jakby dziwnie to nie brzmiało, spokój budzi we mnie ogromny niepokój. Pomogłaś mi dostrzec jeszcze jeden obszar w którym dostarczam sobie jakiegoś rodzaju emocjonalnego haju.

Był czas, gdy potrzebowałam zdobyć wiedzę dotyczącą zagadnienia ważności małżeństw sakramentalnych. Miało to uzasadnienie w mojej własnej sytuacji i potrzebie jej rozeznania. Korzystałam wtedy z rozsądnych źródeł. Natomiast obecnie wyszukiwanie sobie artykułów dotyczących ważności małżeństw, o których przecież z góry wiem, że mnie zirytują, analizowanie tego co napisano, to już dokładanie pokarmu nie do tej miski, co trzeba. Złapałam też w sobie taką myśl, która stanowi pozorne uzasadnienie, czemu tak robię - że zapewne mój mąż wystąpi z takim wnioskiem. Mąż nic takiego nie sugerował. Wieloma różnymi decyzjami, które mnie dotyczą, mąż mnie zaskakuje. Jednak nadal wolę reagować na to co się dzieje, a nie na to, co się zdarzyć może. Reagowanie zawczasu na to, co nastąpić może, to także podkręcanie sobie emocji.

Obraz z wilkami jest bardzo sugestywny i będzie dla mnie pomocą. Dobre pytanie kontrolne dla mnie: którego wilka karmi to co czytam, robię, myślę?

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 26 gości