Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 18 kwie 2021, 22:38

Caliope pisze:
18 kwie 2021, 20:53
Fajnie, że masz już trochę wiedzy na ten temat, możesz spróbować zrozumieć, że to choroby i jak sobie z nimi poradzić. Ja znam mechanizmy alkoholowe, narkotykowe i hazardowe, są podobne, ale mają też różnice. U Ciebie jest podwójnie, twój mąż musi mieć silny organizm by tak siebie niszczyć. Zawsze jest nadzieja, że wyjdzie z tego z Bożą pomocą, oddawaj go dalej Bogu w kawałkach.
No mój mąż z takich solidnych mężczyzn jest. Rosły, okazały, zdrowy. Pewnie teraz akurat działa to na jego niekorzyść, bo niejeden mizerak już dawno poczułby się tak źle, że zacząłby mieć dość. A mąż się regeneruje, wraca do siebie i abarot. Aczkolwiek zdarzało mu się doprowadzić do takiego stanu, że płakałam. Nad nim. A on z tego wyniszczenia i wychudzenia jednak wracał do siebie. Choć się martwię, bo jednak nawet silne organizmy przy takim trybie życia się zużywają.

Wiedza się przydaje bardzo - mniej świruję, nie obwiniam w końcu siebie za to, co płynie z choroby, ale nie obwiniam też za to mojego męża. Nie muszę polemizować z jego bańkami, ułudami i fikcjami w które ucieka. Ja wiem, że to fikcje i wiem, że on na jakimś poziomie też to wie, a na innym nie wie i w te wszystkie fikcje wierzy. I że ja nie mam na to wpływu, jak on sobie swój nałóg racjonalizuje, a racjonalne rozmowy i przekonywanie nic nie dadzą.

Nie wiem, czy nie udało mi się właśnie oddać Bogu ostatniego kawałka męża. W postaci cieniutkiej łączącej nas niteczki. Zważywszy, że czuję się po raz pierwszy od lat od męża odłączona, jakby przecięte zostało stałe łącze. No i nie świruję już ponad dobę. I taka radosna się czuję i lekka do tego...

Patrząc na to jak maluteńkie kwałki męża ostatnio wciąż odnajdywałam do oddania, i sumiennie oddawałam, to mój mąż ma obecnie w niebie status czegoś w rodzaju siekanej sałatki. Wieloskładnikowej. Ale wierzę całą sobą, że Bóg może go uzdrowić. Nawet ze stanu sałatki. I wierzę, że mogę tą Łaskę dla niego uprosić. Jezus uzdrawiał nie tylko tych co prosili dla siebie, ale i tych za których inni prosili. Nawet sługę, za którego prosił jego pan. W naszym Panu nasza nadzieja :)

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope » 19 kwie 2021, 0:23

Musisz wiedzieć też, że to są choroby śmiertelne, kiedyś organizm męża nie wytrzyma tej ciągłej powolnej zagłady. Mój ojciec doprowadził się do stanu wykończenia wielonarządowego z marskością wątroby włącznie. A i tego nie napisałam tobie nigdy, z kowalską twój mąż pije i bierze, oni do siebie nic nie czują, a mąż odszedł tylko dlatego, że chciał pić i brać i żeby mu nikt nie przeszkadzał. Oddaj go Bogu teraz w całości, on sie tym zajmie. Piękny byłby dla niego dzień gdyby doświadczył Bożej łaski i wyszedł z nałogu jak ja. Ja czuję tę łaskę już po raz drugi i jeszcze mocniej niż 12 lat temu.

spokojna
Posty: 161
Rejestracja: 30 cze 2018, 21:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: spokojna » 19 kwie 2021, 10:17

Ruto. Dziękuję Tobie i Bogu za Ciebie o Twoją obecność tu na forum :)
Odstąp od złego i czyń dobrze , a będziesz trwał na wieki .
Ps.37.27

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 20 kwie 2021, 20:20

Mija kolejny dzień w którym mój mąż nie jest emocjonalnie obecny w moim życiu. Zero współuzależnionych reakcji. Choć nadal akurat to odczucie jego "nieobecności", "oddzielenia" jest raczej dziwne niż miłe.

Miałam je w ramach swojej terapii opisać i przeanalizować, by sobie z nimi zacząć lepiej radzić. Coś tam zaobserwowałam, bo zaczęłam z lewelu hard hard hard. W sumie, gdy pozwoliłam sobie je puścić, zamiast nad nimi panować, to miałam ostrą emocjonalną jazdę. Która się skończyła, gdy oddałam to Bogu. Mam taką cichą nadzieję, że one już nie wrócą - ani te obsesyjne myśli, ani te lęki związane z moimi trudnościami, ani obawy o męża. Napiszę może, że temat już nieaktualny ;)

Fajnie mi się teraz za męża modli - tak spokojnie, bez takiej rozpaczliwości w tym wszystkim. Z pełną zgodą. To przyjemne i mniej wyczerpujące. Choć czuję się po całym tym doświadczeniu ogromnie wyczerpana, mam nawet zakwasy w całym ciele, jakbym ostatnie dni ciężko pracowałą fizycznie, spojrzałam też w lustro - wyglądam na wycieńczoną. Co nie koreluje ze stanem mojego ducha - bo czuję się lekka i radosna :)

Oglądałam sobie raz jeszcze konferencje Księdza Dziewieckiego o kryzysach małżeńskich. I zwróciło moja uwagę coś czego dotąd nie dosłuchałam, choć pewnie słyszałam. Że małżonka krzywdzącego nadal kochamy, nie wycofujemy miłości, ale emocjonalnie chłodno. Faktycznie z chłodnymi, wyciszonymi emocjami jest lepiej. Ja chyba w miarę jak się wyciszam, przestaję potrzebować emocjonalnych jazd, które najwyraźniej sama sobie organizowałam na własne potrzeby. Tak jakbym przekalibrowywała mój system nerowowy :)

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 21 kwie 2021, 11:51

Odzyskuję siły, ale napływają do mnie powoli. Fizycznie i psychicznie jestem wyczerpana, ale nadal czuję też ulgę i radość. Widzę teraz dokładnie, jak bardzo wszystkie te moje wewnętrzne stany, reakcje, emocje, scenariusze, rozmyślania, wyczerpywały moje zasoby i mnie osłabiały. Widzę też, że one wcale nie wynikały z tego, co się działo na zewnątrz mnie i wcale nie były adekwatnymi reakcjami na to co cię działo, chociaż tak właśnie uważałam.

Fakt, że ja teraz jestem tak bardzo wymęczona, bo pozwoliłam na to, by to wszystko się we mnie rozkręciło i rozhulało jak nigdy dotąd. Od razu napiszę, by nikogo nie wystraszyć i nie zniechęcić do terapii. To nie było przewidziane w ramach terapii. Terapia tak nie wygląda. W ramach terapii miałam tylko zaobserwować moje współuzależnione rekacje i popatrzeć skąd się biorą. Pomysł, by je rozkręcić na maksa, by lepiej je widzieć, był mój.

Cieszę się, że się odważyłam. Choć było to trudne. Oddanie tego Bogu pomogło mi bardzo, bo sama bym tego nie zatrzymała. Myślę, że trochę zaryzykowałam, tak się w to doświadczenie rzucając, bez żadnego planu i bez wsparcia. Następnym razem jednak omówię taki pomysł z terapeutką, no i przede wszystkim zawierzę swój plan Bogu, zanim zacznę swój pomysł realizować. Opatruję ten wpis uwagą: Nie róbciee tego sami w domu!

Funkcjonuję tak na pół gwizdka, traktuję się jak rekonwalescentkę, robię tylko to co konieczne. Wpuściłam w ten mój system współuzależnionych reakcji tyle prądu, że się przepalił. Dobrze, że system, a nie ja :) No ale ten prąd poszedł z moich źródeł zasilania - muszę więc poczekać, aż się od nowa akumulatory naładują.

Teraz próbuję jakoś to doświadczenie w sobie uporządkować. I przepracować rezultaty.

Mojego męża przy mnie nie ma, to głowny rezultat. Nie ma go w moich emocjach. Ani w myślach. Żadne połączenie się nie odbudowuje. Nadal czuję się z tym dziwnie i nieswojo. Prowadzący moją pierwszą grupę mówił o takich stanach jako o uwolnieniu z więzienia - gdy ktoś przychodzi, otwiera zamek, otwiera kratę - i już. Teraz do nas należy, by wyjść - ale to wymaga zmierzenia się z lękiem, co tam jest na zewnątrz. Więzienie było znane, może więc nawet być pokusa, by tam zostać, albo by jednak trochę jeszcze sobie do niego wracać. Teraz gdy jestem w takim punkcie rozumiem, dlaczego naprawdę można odczuwać obawę w chwili uwolnienia od czegoś. Bo więzienie daje ułudę bezpieczeństwa - są ściany, podłoga, dach, regularne karmienie, wszystko jest znane, ma swój rytm. Tak, to daje poczucie bezpieczeństwa, nawet mimo dyskomfortu.

Mnóstwo moich postów było skargą na to, że mój mąż jest uzależniony - a ja i syn funkcjonujemy w jego cyklach trzeźwości i ciągów. I sprawczość widziałam jedynie po stronie męża. Sądziłam, że dokąd nie skończą się ciągi męża, to tak musi być.

Teraz zrozumiałam, że gdy mąż wraca do brania, to ja wcale nie muszę: martwić się, nie spać, rozmyslać o tym, czy nic mu nie jest, myśleć o tym, czy jednak mogę mu pomóc i jak, obawiać się, układać scenariuszy, co się będzie działo i jak sobie z tym poradzę, upewniać się czy mąż jest bezpieczny, ani nawet odczuwać wewnętrznego napięcia. Nie musze też dowiadywac się co on robi i czy nic mu nie jest - bo nawet jak się dowiem to realnie nie zwiększa to jego bezpieczeństwa. Nie musze też dbać o to, by mąż czuł, że w razie czego ma wsparcie, że nie jest sam - tylko po to, by sobie zapewnić poczucie, że zrobiłam wszystko, żeby mąż był bezpieczny i nie został sam. Po to, by nie czuć się odpowiedzialna, jeśli coś mu się stanie. Żeby mieć poczucie, że zrobiłam wszystko, by zapobiec czemuś złemu. Nie muszę też wcale analizować co mąż powiedział - i czy chciał mnie zranić, czy tak uważa, czy naprawdę myślę, że ja go odrzucam i niesprawiedliwie traktuję. Ani przekonywać męża co ja naprawdę myślę i czuję - jak będzie chciał to mnie o to zapyta. A jeśli jego wyborem jest być w przekonaniu, że ja go swoim postęowaniem krzywdzę - to tylko on sam może swój wybór zmienić.

Dawno już porzuciłam współuzależnione zachowania takie zewnętrzne, skierowane do męża. Ale moje reakcje wewnętrzne, emocjonalne nadal były współuzależnione. I właśnie to, że je naturalizowałam i uważałam za oczywiste, że "tak się reaguje, gdy się kogoś kocha", nie pozwalało mi tych moich reakcji zmienić.

To naprawdę interesujące, że mamy wybór, jak na różne zdarzenia i osoby zareagujemy i że wcale nie jest to automatyczne. Zaczynam to widzieć w sobie, ża ja naprawdę mogę wybrać. Są oczywiście wypracowane ścieżki reakcji, które stają się automatyczne, i wydają się przez to być poza kontrolą, ale można je zmieniać. Odkrywam jak bardzo wolna jest nasza wola :)

Łatwiej zdecydowanie poszło mi wejście w zdrowsze reakcje i zdrowsze funkcjonowanie w tych okresach, gdy mąż jest trzeźwy. Ale widzę już o ile zdrowiej mogę funkcjonować także wtedy, gdy trzeźwy nie jest. I że wcale nie musi to oznaczać stresu i napięcia dla mnie. I że takie moje reakcje nikomu nie służą.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 23 kwie 2021, 2:22

Minął kolejny dzień w którym "nie mam "męża. Jest mi mniej nieswojo z tym, znika poczucie braku, niepełności. Czuję się spokojna. Nie poświęcam mężowi myśli, nie mam wobec niego bieżących uczuć, ani pozytywnych, ani negatywnych. Nie myślę o tym, czy się odezwał do syna, nie pytam, nie zastanawiam się. Ani kiedy i czy przyjdzie. Ani ja się czuje. Ani czy u niego wszytsko w porządku. Nic. Nie musze nad tym panowac, tak po prostu jest. Gdyby mój mąż to kiedyś czytał, mam nadzieję, że się nie obrazi - ale jeśli decyduję się świadomie mysleć o nim, na przykład teraz, by o nim napisać - to wzbudza to we mnie dokładnie tyle samo emocji, co myślenie o stołku kuchennym.

Dziś w ciągu dnia widziałam się z koleżankami, rozmawiałyśmy i jakoś tak wypłynął temat mojego męża, jakaś zabawna sytaucja - było to miłe wspomnienie, ale nie czułam żadnego bolesnego skurczu w sercu, tęsknoty - nic. Emocje były związane z przeszłością i były miłe. Gdy koleżanka przywołała mniej miłą sytuację - po prostu przypomniałam sobie, że nie czułam się wtedy dobrze. I już.

Modlę się za męża - za jego nawrócenie, uwolnienie z nałogu, także za nasze małżeństwo. Ale z pełnym spokojem. Modlitwa też nie daje jakiś skrajnych emocji. Łatwiej też mi bez tych emocji zawierzać całą tą sytuację i mojego męża Bogu.

Sama zastanawiam się co to właściwie oznacza. Czy tak mi już zostanie? Czy to źle, czy dobrze, że tak mam? Czy poczuję jeszcze tęsknotę? Żal? Smutek? Nadzieję? Czy dla męża jest to odczuwalne, że taka więź znikła, czy też była ona od początku do końca moim wytworem? Może ja więzią nazywałam zbiór moich różnych emocji wobec męża i to one dawały mi ułudę jego stałej obecności w moim życiu? To fascynujące - zupełnie nowa odsłona, której kompletnie póki co nie rozumiem.

Cisza po burzy, czy przed burzą?

Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Avys » 23 kwie 2021, 10:06

Ruta,
Dawno mnie tu nie było. Przeczytałam kilka Twoich postów z takiej pewnej perspektywy więc. Kończysz ostatni post „Cisza po burzy, czy przed burzą?” Mam nadzieję, że ani to ani to :-)
Tylko jest to dobry i wymagający pracy PROCES „odklejania się psychicznego” w Twoim życiu który chyba nie jest krótki...
W tych kilku postach które przeczytałam przebija się silnie myśl - „kolejny dzień bez myślenia o mężu”. Czytając Twoje posty widzę Cię jako samotną żonę i od tej strony dużo piszesz, ale w tych postach jest też bardzo dużo „Twojego męża”- zdecydowanie więcej niż masz stołków w domu ;-) i on niby w cieniu ale cały czas na pierwszym planie. Tak to widzę.
Nie przyjmuj tego jako coś negatywnego bo ja osobiście myślę, że to długi proces jest zanim człowiek upora się w sobie i uporządkuje ten temat - i ile w ogóle można to zrobić tak w 100%.
Z mojej strony to praktycznie nie ma dnia (w każdym razie rzadko taki jest) żebym nie pomyślała choćby kilka razy o swoim mężu. Kurcze On mnie nie krzywdzi już, nie mam o nim żadnych informacji, nie widuję go, nie ma żadnych interakcji ze mną czy z dziećmi a mimo tego zdarza mi się jadąc w samochodzie np. krzyczeć na Niego i złościć. Może dlatego, że do tej pory jeszcze tego nie zrobiłam bo nie umiałam...Mam nadzieję, że to jest jakieś stadium procesu wybaczenia, który niestety nie jest jednodniowym postanowieniem ale podobnie jak miłość codziennym stanowczym wyborem.
Nie mam wyrzutów sumienia, że o nim (jeszcze?) myślę. Nie uważam tego za złe. Jestem nadal w procesie odklejania się pomimo, że u mnie stołek w domu jest bardziej „rzeczywisty” teraz niż mój mąż.
Ruta, o ile wydaje mi się ciężej jest nie myśleć o mężu który wchodzi jednak z Tobą w interakcję, którego mijasz jak spotyka się z Waszym dzieckiem i przede wszystkim - na którego powrót Twoje serce pozostanie pomimo „tzw. nieczekania” otwarte i czekające. To jest bardzo trudne!
Ja nie czekam, że mój mąż wróci i w pewnym sensie mam ogromną ulgę psychiczną w tym temacie bo to tzw. „czekanie nie czekając” to bardzo trudna sprawa wymagająca nieustannej pomocy Boga, bo sam człowiek to chyba nie dałby rady- mi Bóg pomagał w tym przez 4 lata- jak teraz o tym myślę to jestem pewna, że jest to dużo trudniejsze niż śmierć męża. Takie rozdarte serce przez małżonka zdradzającego może ukoić prawdziwie tylko Bóg. Śmierć małżonka też rozdziera serce, ale małżonek który umiera nie robi tego z własnej woli i ta rana nie jest jego wyborem. To jest naprawdę różnica. Może ktoś się nie zgodzi, ale dla mnie zdrada i odejście małżonka jest duża cięższa niż śmierć.
U mnie sprawa czekania jest zamknięta- nie czekam na męża. Mam natomiast nadzieję, że jeżeli kiedyś się spotkamy to On mnie będzie bardzo kochał i ja jego i tego spotkania z Nim nie mogę się doczekać! I nie boję się wtedy o miłość, bo jeżeli dojdzie do takiego spotkania to tylko ze względu na miłość właśnie, która będzie wolnym wyborem każdej osoby. Nie będzie miała znaczenia chyba też kategoria mąż czy nie mąż. To jest w ogóle czad, że jeśli po śmierci się spotkamy to mamy pewność, że każdy nas będzie kochał!!! W piekle myślę, że nie będzie spotkań - egoizm bez miłości, nienawiść prowadzą do samotności.
Ale do tego czasu obym zdążyła nauczyć się go kochać bardziej i mu w pełni przebaczyła.
Ruta, słowo klucz to przebaczenie. Wydaje mi się, że dobrze jest na co dzień nie poświęcać mężowi myśli - nie żyć jego życiem!, ale codziennie przebaczać jemu i sobie też!, bo nikt z nas nie jest bardziej wyjątkowy a wszyscy jesteśmy grzeszni.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 23 kwie 2021, 16:14

Avys pisze:
23 kwie 2021, 10:06
Ruta,
Dawno mnie tu nie było. Przeczytałam kilka Twoich postów z takiej pewnej perspektywy więc. Kończysz ostatni post „Cisza po burzy, czy przed burzą?” Mam nadzieję, że ani to ani to :-)
Tylko jest to dobry i wymagający pracy PROCES „odklejania się psychicznego” w Twoim życiu który chyba nie jest krótki...
W tych kilku postach które przeczytałam przebija się silnie myśl - „kolejny dzień bez myślenia o mężu”. Czytając Twoje posty widzę Cię jako samotną żonę i od tej strony dużo piszesz, ale w tych postach jest też bardzo dużo „Twojego męża”- zdecydowanie więcej niż masz stołków w domu ;-) i on niby w cieniu ale cały czas na pierwszym planie. Tak to widzę.
Nie przyjmuj tego jako coś negatywnego bo ja osobiście myślę, że to długi proces jest zanim człowiek upora się w sobie i uporządkuje ten temat - i ile w ogóle można to zrobić tak w 100%.
Z mojej strony to praktycznie nie ma dnia (w każdym razie rzadko taki jest) żebym nie pomyślała choćby kilka razy o swoim mężu. Kurcze On mnie nie krzywdzi już, nie mam o nim żadnych informacji, nie widuję go, nie ma żadnych interakcji ze mną czy z dziećmi a mimo tego zdarza mi się jadąc w samochodzie np. krzyczeć na Niego i złościć. Może dlatego, że do tej pory jeszcze tego nie zrobiłam bo nie umiałam...Mam nadzieję, że to jest jakieś stadium procesu wybaczenia, który niestety nie jest jednodniowym postanowieniem ale podobnie jak miłość codziennym stanowczym wyborem.
Nie mam wyrzutów sumienia, że o nim (jeszcze?) myślę. Nie uważam tego za złe. Jestem nadal w procesie odklejania się pomimo, że u mnie stołek w domu jest bardziej „rzeczywisty” teraz niż mój mąż.
Ruta, o ile wydaje mi się ciężej jest nie myśleć o mężu który wchodzi jednak z Tobą w interakcję, którego mijasz jak spotyka się z Waszym dzieckiem i przede wszystkim - na którego powrót Twoje serce pozostanie pomimo „tzw. nieczekania” otwarte i czekające. To jest bardzo trudne!
Ja nie czekam, że mój mąż wróci i w pewnym sensie mam ogromną ulgę psychiczną w tym temacie bo to tzw. „czekanie nie czekając” to bardzo trudna sprawa wymagająca nieustannej pomocy Boga, bo sam człowiek to chyba nie dałby rady- mi Bóg pomagał w tym przez 4 lata- jak teraz o tym myślę to jestem pewna, że jest to dużo trudniejsze niż śmierć męża. Takie rozdarte serce przez małżonka zdradzającego może ukoić prawdziwie tylko Bóg. Śmierć małżonka też rozdziera serce, ale małżonek który umiera nie robi tego z własnej woli i ta rana nie jest jego wyborem. To jest naprawdę różnica. Może ktoś się nie zgodzi, ale dla mnie zdrada i odejście małżonka jest duża cięższa niż śmierć.
U mnie sprawa czekania jest zamknięta- nie czekam na męża. Mam natomiast nadzieję, że jeżeli kiedyś się spotkamy to On mnie będzie bardzo kochał i ja jego i tego spotkania z Nim nie mogę się doczekać! I nie boję się wtedy o miłość, bo jeżeli dojdzie do takiego spotkania to tylko ze względu na miłość właśnie, która będzie wolnym wyborem każdej osoby. Nie będzie miała znaczenia chyba też kategoria mąż czy nie mąż. To jest w ogóle czad, że jeśli po śmierci się spotkamy to mamy pewność, że każdy nas będzie kochał!!! W piekle myślę, że nie będzie spotkań - egoizm bez miłości, nienawiść prowadzą do samotności.
Ale do tego czasu obym zdążyła nauczyć się go kochać bardziej i mu w pełni przebaczyła.
Ruta, słowo klucz to przebaczenie. Wydaje mi się, że dobrze jest na co dzień nie poświęcać mężowi myśli - nie żyć jego życiem!, ale codziennie przebaczać jemu i sobie też!, bo nikt z nas nie jest bardziej wyjątkowy a wszyscy jesteśmy grzeszni.
Avys, fajnie że jesteś. Dziękuję za twoje refleksje, zawsze dają mi dużo do myślenia.

Taka moja wewnętrzna cisza w relacji z mężem to dla mnie zupełna nowość. No ale skoro zaufałam Bogu, oddałam Mu to i przeciął to w jednej chwili, to ufam dalej. No ale ja to ja - chcę wszystko przeanalizować, zaobserwować, zrozumieć. Ale na razie to mogę najwyżej się w zgadywanki bawić... NIe mam pojęcia, nigdy tak nie miałam. Więc tylko się sobie przyglądam. Uważnie.

Bardzo, ale to bardzo jestem też ciekawa, czy gdy po mojej stronie nastąpiło takie ciach, to czy po stronie mojego męża też. Czy jednak nie. To w sumie pytanie o to, czy to, co czułam jako więź było tylko moją kompulsją, czy jednak także rodzajem więzi, połączenia między nami.

Byłam bardzo przywiązana do tej emocjonalno-myślowej części mojej relacji z mężem. Widzę jak bardzo, gdy znikła z chwili na chwilę. Te emocje i myśli stale mi towarzyszyły, było w nich dużo pozytywnych myśli i emocji, więc w sumie miałam powody by je lubić. Czuję się trochę jak wtedy, gdy łaziłam po górach z cięzkim plecakiem... Jak go ściągałam z jednej strony była ulga i tak jakby się do góry lekko ulatywało, z drugiej strony było to takie dziwne uczucie i pierwszą godzinę jakby tego plecaka brakowało.
No a teraz cały plecak u Pana Boga, a czy dostanę go z powrotem do noszenia - zobaczymy.

Podoba mi się, że masz w sobie taką pewność dokąd zmierzasz, co jest na końcu twojej drogi. I bardzo ładnie to opisałaś. Tak cieplej mi na sercu i jest w tym taka radość i czysta miłość. Ja nie potrafię określić tak naprawdę, gdzie zmierzam, idę krok za krokiem, trochę kluczę, trochę wracam, staram się słuchać, oddawać prowadzenie w tej mojej wędrówce Bogu i Jemu zawierzać każdy kolejny krok. Czasem mam wrażenie, że tempo jest zawrotne i ledwo nadążam z zakrętach. Czasem jest spokojniej, wolniej.

Co do stołków - masz rację, bo mąż był dla mnie jak cały solidny komplet stołków, ze stołkami zapasowymi w gratisie. A teraz jest tak bardziej realnie - nie mam w domu ani jednego stołka kuchennego. Może stąd takie skojarzenie. Z drugiej strony stołek kuchenny to miejsce, gdzie sadzała mnie moja babcia. Ona się kręciła po kuchni ja siedziałam, coś tam mi dawała do jedzenia, picia i rozmawiałyśmy o różnych sprawach, czasem się chyba nawet modliła ze mną, uczyła mnie modlitw, opowiadała mi o Bogu. Mała byłam, pamiętam tak trochę mgliście, raczej zostało takie poczucie stołkowego bezpieczeństwa. Lubiłam tak z babcia siedzieć, moje siostry latały po podwórku, a ja z babcią. To był taki stołek na którym byłam na różne sposoby nakarmiana. Także ciepłem i miłością. Może więc to porównanie, które mi przyszło do głowy nie jest wcale takie obraźliwe. Tyle, że na razie ten akurat męzowski stołek nie jest takim znaczącym stołkiem, a raczej takim, który obecnie nie ma dla mnie znaczeń. Po prostu gdzieś tam jest. Poza mną...

Co do przebaczenia - zgadzam się, że jest to w jakimś sensie stały codzienny wybór. Ale jeśli udaje się na nowo dzień po dniu ten wybór odnawiac i podejmować, to za nim idzie cały proces, który prowadzi do takiego wewnętrznego ładu i pojednania. Tak jak to pięknie opisałaś.

Na razie nie widuję męża, więc jest mi łatwiej - zważywszy że wyjątkowo nie zastanawiam się obsesyjnie, czy nic mu nie jest, w jakim jest stanie, nie zamartwiam się o niego, czy jest już w ciągu, czy już nie, czy przyjdzie i w jakim stanie, czy będzie agresywny, spokojny, nie myślę też, czy on czuje się odrzucony, ani jak się czuje. Nie czuję się odpowiedzialna za niego i nie uważam już, że jeśli cokolwiek się mężowi stanie, to będzie moja wina. Nie mam takiego napięcia, więc nie mam też walki o to, by się odezwać, nie odezwać, czy się odezwać. Wcześniej takie wizje i dylematy mnie zadręczały i bardzo się o niego martwiłam - ale i o siebie, że będę się musiała mierzyć w wyrzutami sumienia, że coś zaniedbałam, jeśli no nie wiem, dojdzie do jakiegoś wypadku. Mąż jest teraz jak stołek - w cudzej kuchni.

Inna sprawa, że zawsze się zastanawiałam co jest pod tymi moimi zawikłanymi uczuciami. Teraz już wiem - miłość. Choć nie czuję męża przy sobie, kocham go nadal, i nadal czuję, że jestem żoną. W taki miły niekompulsywny spokojny sposób. Z wyboru. Teraz rozumiem jak to możliwe, że Sara mogła być tak spokojna, gdy Abraham podejmował różne decyzje, z jej punktu widzenia przecież bardzo dla niej krzywdzące. A ona na wszystko - nic. Nawet wymówek mu nie robiła. Rozumiem już lepiej gdzie było źródło jej posłuszeństwa. Myślę sobie, że jej zgoda i akceptacja i posłuszeństwo płynęły z miłości do męża, ale opartej na zaufaniu do Boga. Kochała więc swojego męża w ogromnej wolności, tak myślę. Zaczynam czuć właśnie taką wolność chyba w tej mojej miłości do męża.

Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Avys » 23 kwie 2021, 22:52

Ruta, tym swoim wpisem i wyjaśnieniem przekonujesz mnie faktycznie, że coś się zmieniło i jest inaczej. Że nie wisisz na mężu emocjonalne, nie żyjesz jego życiem czyli odwiesiłaś się. Oczywiście nie wiadomo na jak długo i sama o tym piszesz, że nie wiesz dokąd to zmierza. Mam wrażenie po tym co piszesz, że przede mną dużo pracy. Bardzo się cieszę, że taki masz etap i że tak w ogóle się da! W swoim poprzednim poście nie miałam takiej świadomości Twojego odwieszenia- nie zrozumiałam tego faktu z Twoich poprzednich wpisów. Cieszę się. To bardzo trudne a Tobie teraz udaje się czekanie nie czekając i kochanie męża kompletnie bez uwieszenia na nim i w wolności swojej i jego. To jest rzadkość chyba. Mi się to za życia mojego męża nie udało- żyłam mniej jego życiem ale jednak żyłam i byłam uwieszona.
Jestem Ruta pod wrażeniem jak piszesz, że oddałaś to Bogu, zaufałaś i Bóg przeciął to w jednej chwili. Naprawdę nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam ale może dlatego, że nie chciałam oddać męża Bogu tak naprawdę. Chciałam zatrzymać coś dla siebie żeby nie tracić takiego ludzkiego poczucia bezpieczeństwa. Co za głupota - pokładanie ufności w człowieku a nie w Bogu. Z Twojego posta wyraźnie widać bliską relację z Bogiem i zaufanie Bogu. Ja czuję, że idę w ciemności od jakiegoś czasu - piszesz, że wiem gdzie idę....wiem gdzie chciałabym pójść ale czy tam idę tego nie wiem bo nic nie widzę, Bóg wydaje się być gdzieś daleko a manowców jest na około bez liku....Lepiej być tak jak Ty zagubioną, nie znającą drogi ale w bliskości z Bogiem niż niby znać drogę ale nią nie iść.

Co do stołka - szkoda, że nie można kupić stołka razem z taką babcią ;-)

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope » 24 kwie 2021, 10:29

Odwieszenie emocjonalne polega na tym, że małżonek przestaje być w myślach, nie ma skupienia się na jego życiu. Nawet pisząc posty ja zauważam, że piszę głównie o sobie, a mąż gdzie jest w tle. Jest jestem minus, długofalowe decyzje czy choć trochę się zaangażować by znów być razem, jeśli padły słowa o braku uczuć. Dla mnie emocjonalny powrót to abstrakcja na tą chwilę.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 24 kwie 2021, 11:06

Caliope pisze:
24 kwie 2021, 10:29
Odwieszenie emocjonalne polega na tym, że małżonek przestaje być w myślach, nie ma skupienia się na jego życiu. Nawet pisząc posty ja zauważam, że piszę głównie o sobie, a mąż gdzie jest w tle. Jest jestem minus, długofalowe decyzje czy choć trochę się zaangażować by znów być razem, jeśli padły słowa o braku uczuć. Dla mnie emocjonalny powrót to abstrakcja na tą chwilę.
U mnie to wygląda trochę inaczej - mogę myśleć czy pisać o moim mężu w sposób zupełnie wolny. Bez targających mną silnych emocji, bez obsesji, bez ścisku w sercu. Moje emocje stały się adekwatne, gdy mam miłe wspomnienia są miłe, gdy niemiłe - są niemiłe. Ale są to emocje związane ze wspomnieniem, nie zaś takie jakby przeżywanie na nowo emocji, które przeżyłam kiedyś. Nie mam żadnych obsesyjnych myśli o przyszłości, i z wiązku z tym nie mam tez obsesyjnych emocji dotyczących przyszłości - obaw nadziei.
Na teraz nie mam żadnych emocji wobec męża - bo nie mam przy sobie męża. Trudno reagowac na nic. Pewnie jak przyjdzie to jakies emocje się pojawią - byłoby fajnie jakby były równie adekwatne, jak pozostałe. Zobaczymy :)

elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: elena » 24 kwie 2021, 11:20

Caliope pisze:
24 kwie 2021, 10:29
Odwieszenie emocjonalne polega na tym, że małżonek przestaje być w myślach, nie ma skupienia się na jego życiu. Nawet pisząc posty ja zauważam, że piszę głównie o sobie, a mąż gdzie jest w tle. Jest jestem minus, długofalowe decyzje czy choć trochę się zaangażować by znów być razem, jeśli padły słowa o braku uczuć. Dla mnie emocjonalny powrót to abstrakcja na tą chwilę.
A odwieszenie od małżonka i modlitwa za męża? Chodzi mi o to, ze modląc się za męża w jakiś sposób wiszę na nim tzn. jest w myślach. Jak to mądrze połączyć? Czasem myślę, ze mniej modlitw za męża to byłoby większe odwieszenie.
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope » 24 kwie 2021, 12:17

elena pisze:
24 kwie 2021, 11:20
Caliope pisze:
24 kwie 2021, 10:29
Odwieszenie emocjonalne polega na tym, że małżonek przestaje być w myślach, nie ma skupienia się na jego życiu. Nawet pisząc posty ja zauważam, że piszę głównie o sobie, a mąż gdzie jest w tle. Jest jestem minus, długofalowe decyzje czy choć trochę się zaangażować by znów być razem, jeśli padły słowa o braku uczuć. Dla mnie emocjonalny powrót to abstrakcja na tą chwilę.
A odwieszenie od małżonka i modlitwa za męża? Chodzi mi o to, ze modląc się za męża w jakiś sposób wiszę na nim tzn. jest w myślach. Jak to mądrze połączyć? Czasem myślę, ze mniej modlitw za męża to byłoby większe odwieszenie.
Ja się modlę często swoimi słowami i tylko proszę Boga, by się nim zajął ,bo ja po ludzku tylko to mogę zrobić. Modlę się po prostu za nas, bo ja też jestem ważna w tej modlitwie. Gdybym tylko modliła się za męża pewnie miałabym żal do Boga, że ja się staram i nic, a tak ma nie być.

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope » 24 kwie 2021, 12:30

Ruta pisze:
24 kwie 2021, 11:06
Caliope pisze:
24 kwie 2021, 10:29
Odwieszenie emocjonalne polega na tym, że małżonek przestaje być w myślach, nie ma skupienia się na jego życiu. Nawet pisząc posty ja zauważam, że piszę głównie o sobie, a mąż gdzie jest w tle. Jest jestem minus, długofalowe decyzje czy choć trochę się zaangażować by znów być razem, jeśli padły słowa o braku uczuć. Dla mnie emocjonalny powrót to abstrakcja na tą chwilę.
U mnie to wygląda trochę inaczej - mogę myśleć czy pisać o moim mężu w sposób zupełnie wolny. Bez targających mną silnych emocji, bez obsesji, bez ścisku w sercu. Moje emocje stały się adekwatne, gdy mam miłe wspomnienia są miłe, gdy niemiłe - są niemiłe. Ale są to emocje związane ze wspomnieniem, nie zaś takie jakby przeżywanie na nowo emocji, które przeżyłam kiedyś. Nie mam żadnych obsesyjnych myśli o przyszłości, i z wiązku z tym nie mam tez obsesyjnych emocji dotyczących przyszłości - obaw nadziei.
Na teraz nie mam żadnych emocji wobec męża - bo nie mam przy sobie męża. Trudno reagowac na nic. Pewnie jak przyjdzie to jakies emocje się pojawią - byłoby fajnie jakby były równie adekwatne, jak pozostałe. Zobaczymy :)
No o to mi chodziło Ruto, tylko bardzo rozwinęłaś mój krótki komunikat. Odwieszasz się całkiem jak czujesz pustkę, ale taką którą możesz w każdej chwili zapełnić jeśli mąż będzie gotowy na powrót. Ale nie myślisz o przeszłości, o przyszłości, jest tylko tu i teraz.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta » 24 kwie 2021, 13:14

elena pisze:
24 kwie 2021, 11:20
Caliope pisze:
24 kwie 2021, 10:29
Odwieszenie emocjonalne polega na tym, że małżonek przestaje być w myślach, nie ma skupienia się na jego życiu. Nawet pisząc posty ja zauważam, że piszę głównie o sobie, a mąż gdzie jest w tle. Jest jestem minus, długofalowe decyzje czy choć trochę się zaangażować by znów być razem, jeśli padły słowa o braku uczuć. Dla mnie emocjonalny powrót to abstrakcja na tą chwilę.
A odwieszenie od małżonka i modlitwa za męża? Chodzi mi o to, ze modląc się za męża w jakiś sposób wiszę na nim tzn. jest w myślach. Jak to mądrze połączyć? Czasem myślę, ze mniej modlitw za męża to byłoby większe odwieszenie.
Tu bardzo pomógł mi prowadzący moją grupę na terapii. Powiedział, że modlitwa może być kompulsywna i współuzależniona, albo może być wsparciem i dla modlącego się i dla tego za kogo się modlimy i pomagać w przemianie relacji, budowaniu ufności wobec Boga. Więc modlitwę w kryzysie jak wszystko inne warto przepracować i uzdrowić - we współpracy z Bożą Łaską.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 31 gości