Małgorzata Małgosia pisze: ↑27 lis 2019, 23:58
Nie ma mowy o "nawrocie", czy "trzeźwości". Nawrotu nie ma, bo nic się nie skończyło, żeby miało "wracać".
Emocjonalnie cały czas tkwi w nałogu i miej tego świadomość podejmując wszelkie decyzje, szczególnie te związane z alimentami i kontaktami z dzieckiem.
Bardzo ci dziękuję. Sposób w jaki przez wiele lat patrzyłam na problem uzależnienia jest nieprawidłowy - i nadal widać to w sposobie w jaki go opisuję. Czas to zmienić. Gdy mąż jest w okresie odurzania się - widzę jasno i wyraźnie problem nałogu, bo nałóg wtedy kopie mnie mocno. Gdy mąż jest w okresie, gdy się nie odurza, albo ja jestem w okresie gdy nie widzę, że mąż się odurza - traktowałam to przez wiele lat jako rodzaj przerwy w nałogu, bo nałóg mnie wtedy nie kopał tak mocno jak wcześniej.
Oczywiście masz rację, nałóg jest cały czas.
Nie wiem co mąż czuje ani co myśli w okresach, gdy nie bierze. Myślę, że różnie. Czasem może to samo co ja - skoro udaje mu się przez jakiś czas nie odurzać się, może myśli, że problem zniknął. Czasem chyba tylko spina się, żeby nie ponosić konsekwencji brania - "nie brać po to żeby brać"?. Widziałam to czasem u dzieciaków, które spinały się, żeby rodzice się odczepili, nie brały, poprawiały oceny w szkole usypiały czujność rodziców - i jak tylko mogły, zaczynały się odurzać z powrotem, tylko kryjąc się już dwa razy lepiej. Patrzyłam z boku więc łatwo mi było to dostrzec - ale myślę, że mąż wiele razy postępował ze mną tak samo.
Przez długi czas wierzyłam, że nałóg znika i się pojawia i oczywiście łudziłam się, że kiedyś zniknie na dobre. O narkotykach miałam odwagę mówić, że nie są okej, bo tak sądziłam. Przy alkoholu zgłaszałam najpierw tylko zastrzeżenia co do stanu mocnego upojenia i dziwiłam się, kiedy kolejny raz mąż wypijał trochę alkoholu, z czym nie miałam problemu, a chwilę potem był w stanie w którym się nie kontrolował i nie rozumiałam, czemu tak się dzieje. Przy pornografii długo uważałam, że to ja mam problem z zazdrością i swoim poczuciem wartości, bo uwierzyłam mężowi, że to nic takiego, że przesadzam i że wielu mężczyzn tak robi i nie dzieje się nic złego i źle do tematu podchodzę i on ma prawo do prywatności i nie mam prawa wkraczać w tą sferę. Przeszłam długą drogę, zanim uświadomiłam sobie czym jest uzależnienie od alkoholu i czym jest uzależnienie od pornografii.
Moim pierwszym krokiem do nazwania problemu takim jakim jest, było przewartościowanie i zaufanie sobie, a nie mężowi, co do oceny narkotyków, alkoholu i pornografii i zaufanie temu co ja widzę. Praca bardzo pod prąd - bo otoczenie mnie nie wspierało, co się czepiasz, nic złego się nie dzieje, każdy się czasem upija, zapalenie skręta to nie koniec świata, jakieś tam inne narkotyki to też nie problem, każdy ma prawo do relaksu, a jak masz problem z pornografią, to jesteś zazdrosną dewotką z kompleksami i zahamowaniami. Dewociejesz, nie chcesz się bawić i jeszcze mężowi chcesz zabronić. Przeszłam bardzo długą drogę, by zrozumieć czym jest uzależnienie od alkoholu i jak się objawia i że pornografia jest dokładnie takim złem, jak od zawsze czułam, że jest. W przypadku pornografii znajdowałam albo informacje, które mówiły o niej pozytywnie, albo z pozycji potępienia moralnego - bez wskazania problemów i dewastacji do jakiej prowadzi. Ale znalazłam w końcu takie, które mają sens. Gdy żyjesz z osobą uzależnioną, edukacja wydaje mi się ważna, żeby móc zrozumieć co się dzieje. To szczególnie ważne, jeśli pochodzi się z domu, w którym pewne granice były przesunięte, lub gdy żyjesz w otoczeniu gdzie granice są poprzesuwana i jest duża akceptacja dla destrukcyjnych zachowań i skłonność do ich bagatelizowania (szczególnie jeśli podejmują je mężczyźni, gdybym to ja zachowywała się jak mąż, usłyszałby już dawno, że powinien mnie zostawić, a nie że przesadza i robi problemy z niczego...).
Marzę o powrocie męża do mnie i dziecka, ale nie ma mowy, abyśmy podjęli wspólne życie, dopóki on nie skończy terapii. Jeśli po skończonej terapii podejmie trzeźwą decyzję, że chce odbudować małżeństwo - ja będę czekać. Zanim doszłam do tego punktu, wykonałam ogromną ogromną pracę emocjonalną ze sobą.
W wielu rzeczach jeszcze się gubię. Zastanawiam się skąd we mnie taki opór przed uregulowaniem formalności, czego się boję, co mnie powstrzymuje. Chyba to co zwykle - jego aktualnie całkiem poprawne zachowanie, czas jaki poświęca dziecku. Ale tak, masz rację, mąż nie jest teraz trzeźwy, jest dalej w nałogu. A ja próbuję myśleć o nim jako o osobie trzeźwej. Mam nad czym pracować...